Tu nie chodzi o płytę, to jest bardzo głęboki i mądry przekaz dla ludzi myślących. Bardzo ale to bardzo dziękuję za to co powiedziałeś i życzę zdrowia no i w ogóle słońca spokoju dużo wolnego czasu patrzenia na zielone roślinki które sobie tam gdzieś rosną.
W tym roku kończę 50 lat. W latach 80 i 90 miałem znajomego w Kanadzie, który kupował tam płyty, nagrywał na kaset i wysyłał raz w mieiącu paczkę do Polski. To było święto! Spotykaliśmy się u kumpla z dobrą wieżą i słuchaliśmy. Korzystam z serwisów streamingowych (Spotify, Apple Music i Tidal), ale słucham całych albumów. Tak jak robiłem to w latach 90-tych. Czasami, gdy album się kończy, platforma sugeruje mi piosenkę "podobną" do tego, co właśnie usłyszałem. I to pozwoliło mi odkryć kilku niesamowitych artystów. I słucham ich całych albumów!
No muszę, muszę Panu dowalić, tak naprawdę na odlew, mimo iż sam mogę paść ofiarą hejtu i krytyki: genialny felieton. To co komuś przychodzi z wielkim trudem, Pan potrafi opatrzyć lekkim i zrozumiałym językiem. Po prostu perfekcyjnie. Dziękuję.
Bardzo podoba mi się Pański wywód na temat różnych nośników dźwięku.Chcialbym jedynie zaznaczyć,że dzisiejsi "audiofile" o tak "wysublimowanym" sluchu,zapominaja,że ten narząd jest zdegradowany poprzez nasze codzienne życie.Raczej nie ma człowieka,który żyłby w calkowitej ciszy,by cieszyć się dżwiękiem w pełnym paśmie.Jednym słowem-jesteśmy społeczeństwem głuchych.O gustach muzycznych nie wspomnę.
Dokładnie zgadza się . Ja myślę ,że kazdy musi mieć dystans do współczesnej techniki . Wszystko jest dla ludzi , i komputery i komórki i telewizja ale trzeba mieć dystans do tej techniki . Ja wolę muzykę od telewizji bo pracuję na komputerach i sobie na oglądanie nie mogę pozwolić .Zresztą telewizja zjadła własny ogon .
Tytuł skojarzył mi się z takim żartem: - Nie mam nic do winyli, nawet szacunku. Bardzo trafnie ujął Pan żal za przeszłością, który zakończył się na początku tego wieku przez popularyzację MP3 i innych formatów. Kiedyś słuchało się całych albumów, i miało to jakiś większy artystyczny sens, teraz słucha się pojedynczych utworów, gdzie ciężko przekazać więcej treści czy czasami różne style.
Moją przygodę z dźwiękiem zacząłem od radia detektorowego i słuchania Wyścigu Pokoju. Zmieniłem szkołę i poznałem schematy budowy sprzętu radiowego, czym jest generator lokalny a czym sprzężenie dodatnie i ujemne oraz do czego je stosować. Ale najważniejsze zdanie to było; Jaki sygnał źródła na początku taki i ma być na końcu. Wobulator i oscyloskop pomagały, by nie zakłamywać źródła. Usłyszałem już wtedy też, że kable mają znaczenie, więc z ciekawości obliczałem, po szkole, głębokość wnikania częstotliwości, czyli efekt naskórkowości. Do dziś pamiętam, że dla ułatwienia przyjąłem 20kHz. Było to milimetr gdzie w licy grubość jednego przewodu była mniejsza niż 1 milimetr, suwmiarki już wtedy były :) Dzisiaj gdy profesjonalny oscyloskop kosztuje powyżej 40tyś zł wciąż informacja, że liczy się sygnał źródłowy, nie straciła na znaczeniu. Po wielu latach mogę tylko dołożyć, że liczy się pierwotny sygnał, gdzie go się słucha i z kim.
Ja się "wyrwałem" jako urozmaicenie poprzez zdobycie magnetofonu szpulowego. Wszystko fajnie, jest to w jakimś sensie satysfakcjonujące że się kręci, że trzeba to utrzymywać w stanie działającym, ze jest fizyczne i na taśmie jest to co jest w kolejności takiej jak nagrałem a nie shufflowana playlista. Oczywiście, jakościowo i komfortowo odstaje od cyfry, ale potrafi brzmieć też naprawdę dobrze. Po prostu czasem sama cyfra robi się "nudna", a cała przygoda z uczeniem się o tym jak nagrywać i "masterować" tymi kilkoma suwakami na bieżąco przy nagrywaniu tez jest bardzo kształcąca. 😅 Ale perfekcjonistom nie polecam, można oszaleć ciągle zastanawiając się czy jednak np przepada trochę wysokich tonów, czy znowu trzeba poprawiać naciąg, a może wyczyścić głowicę, a może kondensator pada, a może po rpostu już jest dobrze a ja mam omamy słuchowe
W zasadzie polwinit. Rozmawiałem z Andrzejem Prugarem realizatorem płyt między innymi Anny Jantar oraz wielu festiwali opolskich w latach 70 i 80. Zgodziliśmy się co do jednego. Dzisiejsi artyści polegli by w analogowym studiu nagrań. O czym to świadczy? Kiedyś żeby nagrać płytę trzeba było umieć grać i śpiewać. Obecnie wystarczy mieć osobowość sceniczną. Pluginy dodadzą artyzmu i litości 🙂
Z pewnością wymagania techniczne wobec wykonawców były wyższe. Niestety, jest średnio skorelowane z zdolnościami artystycznymi. Dlatego też łatwiej o profesjonalnie wykształconego wykonawcę niż twórcę. W czasach, gdy o dostępie do publiczności decydowały studia wcale nie był taki cudowny. Osobiście wolę artystę, który ma coś do powiedzenia w niedoskonały technicznie sposób od takiego, który niewiele przekazuje ale za to perfekcyjnie. „Domowe studia” umożliwiły start niezliczonej ilości wartościowych artystów. A jeszcze innych uniezależniły od gustu szefów wytwórni. Proste przykłady: płyty Björk czy PJ Harvey nie są najlepiej nagrane a jednak lepsze, od płyt Steczkowskiej.
@@wooowoo6291 czy coś jest lepsze czy gorsze to już rzecz gustu i o tym się nie dyskutuje natomiast kiedyś o popularności artysty decydowały festiwale szczególnie Festiwal Opolski jeśli ktoś go wygrał przez cały rok radio emitował jego piosenki No i oczywiście nagrywał płytę Jeśli była dobra nagrywał kolejną
@@sebastian_drazczyk I zawsze, zanim artysta miał w ogóle szansę zaśpiewać, musiało zadecydować stado brzuchatych staruszków. Polecam „Utopia Avenue” Mitchella. Opowiada o fikcyjnej grupie ale pokazuje mechanizmy. Nigdy nie dowiesz się, ilu świetnych twórców nigdy nie poznasz, bo jakiś prezes zdecydował, że to się nie „sprzeda”.
kawał dobrej sensownej wiedzy:) warto wysłuchać i zrozumieć :) ps - Technika która mnie zawsze dziwi to - płyta analogowa... jak tyle muzyki (orkiestry itd ) można tak pięknie zapisać:) to prawie że magia:) dobrego 25 roku :) zdrowia do muzyki....
Odwróciłeś mój światopogląd dotyczący płyt winylowych o 540 stopni !!! Kiedyś głupi myślałem ze nie ma czystszej formy odtwarzania nagrywanych dźwięków, dziś wiem ze to była szkoła kompromisów, wyrzeczeń i kombinowania jak koń pod góre by "jakoś to brzmiało".
Ale właśnie o to chodziło żeby kombinować aby brzmiało Teraz po prostu brzmi i nic nie trzeba robić ludzie urodzeni po 1990 r po prostu muzykę włączają igra lepiej albo gorzej kiedyś trzeba było trochę się znać i natrudzić aby w ogóle grało nie mówiąc o jakości
@@sebastian_drazczyk postawię ryzykowną tezę, że jakość brzmienia zaczęła mieć znaczenie gdy zaczęto tworzyć utwory dające się nagrać tylko na longplayach, nie mieszczące się na singlu i eklektyczne (rock psychodeliczny).
@@mstozsto4756 Z technicznego punktu widzenia singiel który odtwarzany jest z prędkością 45 obrotów na minutę, powinnien mieć teoretycznie lepszą jakość niż 33 i 1/3 zupełnie abstrahując od rodzaju muzyki.
@@sebastian_drazczyk nie chodziło mi o prędkość obrotową tylko o formę dzieł - jak się projektuje utwór 3-4 minutowy to będzie on do tańca lub skakania a dłuższy to już co innego. Właśnie mi chodziło o pomysłowe aranżacje na które w singlu nie ma miejsca - miały być odtwarzane np. w szafie grającej na 45 obrotów więc nie przejmowano się tym żeby grał to band większy niż gitara, bas, perkusja i wokalista, bo wychodził z tego już kolejny numer w danym stylu a wymyślność brzmienia nie miał większego znaczenia. Już facet z Hammondem niemal od razu sprawiał, że powstawał utwór z grona legendarnych (bo bardziej "poważny i refleksyjny"). Dopiero wtedy widownia zaczęła chodzić na konkretny własny repertuar a nie na to że ktoś będzie grał w jakimś stylu standardy (covery) do tańca.
Bardzo mądry wywód - wg mnie oczywiście. Bardzo dziękuję. Cieszę się, że miałem okazję przejść przez 4 epoki w muzyce - słyszeć trzaski na winylach (że o płytach pocztówkowych nie wspomnę), przejść drogę od magnetofonów szpulowych, przez kasety, aż do cyfrowego CD - internet i strumieniowanie nic w tym względzie chyba nie zmieniło. Pozdrówka.
Nie ścigam się. Nie ma znaczenia dla mnie, że ktoś uważa swój system stereo za lepszy od mojego. Nie ma też znaczenia dla mnie, że ktoś uważa swój ulubiony gatunek muzyki za lepszy. Nie ma to dla mnie znaczenia, bo to mi ma się podobać i muzyka, i dźwięk (w tej kolejności). Nie pozwalam nikomu narzucać swojego poczucia, bo moje szczęście, moje obcowanie ze sztuką jest zwyczajnie moje. A płyty? W swojej kolekcji mam jedną, której nigdy nie udało mi się odsłuchać od początku do końca. I zeby nie było: nie slucham strumieniommuzyki, ale muzykę w formacie bezstratnym z pen drive slucham tylko w jednym z moich samochodow (nie ma innej mozliwosci). Pozdrawiam, Panie Tomaszu.
Dzięki za ten felieton i zdroworozsądkowe podejście do tematu. Najlepiej polemizuje się, kiedy ma się różne opinie, a ja się z Panem zgadzam. W zdecydowanej większości. Od siebie dodam jedno spostrzeżenie dotyczące różnicy pomiędzy dźwiękiem z płyt gramofonowych a źródeł cyfrowych. Posłużę się tekstem, który zasłyszałem kilka miesięcy temu w wywiadzie radiowym ze znakomitym pianistą jazzowym, Adamem Makowiczem. Powiedział on, że woli nagrywać analogowo, bo cyfra nie ma szumu, a absolutną ciszę, a ta w przyrodzie nie występuje. I przynajmniej jeśli chodzi o mnie, to odbieram to podobnie. Kiedy kładę igłę na rowek i słyszę szum, pyknięcia - to mam wrażenie większej naturalności. Dlatego niektóre gatunki muzyczne, szczególnie klasykę czy jazz, wolę na winylu. I jeszcze jeden ciekawy wątek, który Pan poruszył, a o którym mówi się rzadko, czyli money, money, money :-) No właśnie. Coraz częściej widzę jak w reklamach, współczesnych serialach i filmach pojawia się gramofon i płyty winylowe. Zazwyczaj towarzyszy temu aura luksusu, delektowania się chwilą, coś wyjątkowego. Kto jest członkiem jakiejkolwiek grupy gramofonowej czy winylowej, ten wie, jak często zadawane są pytania przez ludzi, którzy chcą wejść w ten świat i pytają o opinie nt. gramofonów walizkowych za kilka stów z marketu. I nie mam tu absolutnie pretensji i nigdy nie zamierzam kogoś wyśmiewać. Chodzi mi o to, że zostało wytworzone takie zjawisko, klimat, hajp i po prostu żerowanie na nieświadomych ludziach. Zabawa z winylami może być fajna i dać wiele radości, ale żeby było dobrze, niestety, trzeba się wykosztować. A ja uważam że jak coś robić to albo dobrze, albo wcale 🙂 Raz jeszcze dzięki za ten materiał i otwartość na dyskusję!
Z przykrością muszę stwierdzić że materiał jest do bólu obiektywny. Z przykrością, bo każdy by chciał usłyszeć że ktoś popiera jego stronę, za lub przeciw, nie wazne, wazne że zajął jakieś stanowisko a tu Zonk.
Ja też uwielbiam słuchać płyty jako całości. Nie wyobrażam sobie albumu Time E.L.O. inaczej. To jest opowiadana muzyką historia. Jak książka od pierwszej strony do ostatniej. Dzisiejsza muzyka tego nie ma. Oczywiście myśle o komercji a nie niszach.
Zgadzam się z Panem całkowicie i ja też pamiętam czasy biegania po sklepach i bazarach żeby kupić płytę a później wrzucić ją ta talerz gramofonu Dynamic Speaker. To se ne wrati i bardzo k... dobrze. Dzisiaj mam dostęp do całej muzyki świata, mogę w kilka minut kupić dowolny album, pobrać i posłuchać w jakości, która kiedyś była dla mnie nieosiągalna. To mnie fascynuje bardziej niż ten dawny fetysz okładki i fizycznego nośnika. W tej dziedzinie postęp technologiczny jest dla mnie zbawieniem.
Ja mam mieszane uczucia. W samochodzie zawsze leci muzyka skompresowana(bo i teraz nie za bardzo jest wybór). W domu różnie to bywa mam gramofon Technics z 1982 mam odtwarzacz CD Pioneer z 1994 i mam opcję słuchania że Spotify ( Tajdala amplituner Pioneer nie obsługuje). Jeżeli robię coś innego a muzyka leci w tle to zawsze strumieniowania. Ale jeżeli chcę skupić się na muzyce wybieram Vinyl lub CD. Mój system audio na pewno lepiej wtedy oddaje dźwięk stereo a i scena muzyczna jest bogatsza. Ale zastanawiam się nad współczesnymi winylami (takie też kupuję). Kiedyś były płyty AAA potem ADA ( cyfrowy mastering) ale współczesne to DDA czyli nagrane cyfrowo z cyfrowym masteringiem. Zastanawiam się czy ktoś stwierdzi, że nadal słyszy magię czarnego krążka?
Jestem zwolennikiem słuchania całej płyty od początku do końca, od zawsze nie podoba mi się świat składanek i skakania po utworach, dla mnie układ utworów na płycie jest nieprzypadkowy.
Też tak mam. Co do układu utworów na płycie - właśnie (poza nagraniami koncepcyjnymi) kolejność bardzo często zależała od pojemności/powierzchni/długości nośnika. Na taśmach magnetofonowych układano utwory tak by końcówka pusta pozostawała jak najmniejsza. Raz nie trzeba było przewijać, dwa - im mniej taśmy na rolce ciągnącej tym dłużej żył napęd. Natomiast na winylu "najlepszy" utwór był jak najbliżej zewnętrznej krawędzi, po stronie A lub B. Kwestia grania "coraz gorszego" dźwięku, gdy igła szła do wewnątrz.
Czyli słuchasz tylko parę płyt? Większość wydań ma tylko 2, 3 piosenki fajne reszta niekoniecznie więc po co się męczyć i słuchać tego co mi się nie podoba? Jeżeli pojawia się nowy album który mnie interesuje zawsze słucham od początku do końca bo przecież nie wiem jaki utwór jest dobry i warty słuchania, a co do ulokowania kolejności utworów zazwyczaj nie jest zamysłem celowym w postaci ciągłości. Tylko nieliczni tworzą całą historię, opowieść chronologicznie usytuowaną na albumie.
@@TheStonedstone Produktor Szumu to ten typek co rozwodzi się nad "brzmieniem wzmacniaczy"? To ostatecznie go wyjaśnia. Bo jeśli dorabia się metafizykę do prądu przemiennego...
@@LMLyt Nie. Powiedział, że po prostu bardzo często te same nagrania na winylu brzmią lepiej bo (upraszczając jego wywód) ucho ludzkie jest bardziej fizjologicznie przystosowane do odbioru dźwięku w technologii analogowej.
Fantastyczny felieton. Ja znów zaliczam(łem) się do kościoła kasetowego. Winyli w domu było dużo, był nawet "szpulowiec" ale ja kochałem kasety. Ileż to było dyskusji czy chromowa czy metalowa a że TDK i BASF to niebo a ziemia, a SONY to nie wciągają się i w ogóle... Do dziś mam jeszcze sporą kolekcję kaset... Tylko odtworzyć nie ma już jak... 😢😂
Popieram, kasety brzmiały spoko, naturalnie, miały odrobinę przytłumiony, ale ładnie zbalansowany dźwięk, choć w miarę używania degradowały się i górne pasmo coraz bardziej się kurczyło. Przez nie chyba nawet polubiłem szum, albo przynajmniej nabrałem na niego tolerancję i po części chyba właśnie przez nie muzyka z cyfrowego nośnika wydaje mi się często zbyt ostra i głośna.
@@witoldwitoszekrecords3253 Myślę, że to nie kwestia cyfry tylko kompresji. No a tak się złożyło, że to na okres "cyfrowy" kompresja polega na upakowaniu w paśmie ile bozia dała. Bez dynamiki, bez momentów "ciszy".
Zgłoszę zdanie odrębne. Dzieło nadal słucham w całości (nie przeskakuję, choć mogę), niezależnie od nośnika, od początku do końca. Prawdą jest, że na co dzień króluje u mnie Tidal, który oferuje najwyższą (według mnie) jakość techniczną. Ale słucham nadal płyt winylowych, niezależnie od zaistniałej na nie mody. Bo płyty winylowe wnoszą, według mnie, inne wartości. Ciepło, miękkość brzmienia. Analogowość. To jest INNE słuchanie TEJ SAMEJ muzyki. Tak ja to widzę, ale oczywiście nikt nie musi się ze mną zgodzić.
współczesnego winyla nie mam zamiaru kupować, tak samo jak w pewnym momencie pojawiło się mnóstwo płyt CD, nagrywanych z ....... dekompresowanych MP3. Szacun za materiał, bardzo zdrowe podejście :) A beztlenową gruboziarnistą miedź w kablach do głośników, no cóż. ech.... *klęczcie przed nimi* skoro lubicie :)
Eksplozja Loudness war , słabe próbkowanie i algorytmy (o koszmarnych mp3 128 kbps lepiej nie wspominać) przy początkach muzyki rejestrowanej cyfrowo zniesmaczyło mnie na dość długo. Moje pierwsze płyty CD były fatalne, rozdałem prawie wszystkie. Dziś nagrania Hi Res to 90 % mojej kolekcji, ale to była długa droga. O ile rock, pop, czy elektronika 16bit/44kHz może być, to utwory stricte akustyczne dla mnie wymagają już więcej. Tylko że trzeba mieć porównanie do muzyki granej na żywo ( kto słyszał jak gra Konstanty Kulka na "stradivariusach" wie o co chodzi ), wytrenowany i słuch/mózg oraz sprzęt, który pozwoli usłyszeć różnicę. Najważniejsze jednak by słuchać muzyki a nie kabli 😉🙋
@@TheStonedstone No chyba, że masz specjalny kierunkowy z właściwie ułożonymi kryształami i zastosujesz oczyszczacz kwantowy ! Wtedy 3 tys. euro za metr ma uzasadnienie - he he 😉 I koniecznie czerwony, bo jak wiadomo czerwony to szybszy i nie ma opóźnień sygnału 😁
_"O ile rock, pop, czy elektronika 16bit/44kHz może być, to utwory stricte akustyczne dla mnie wymagają już więcej"_ Panie, w podwójnie ślepym teście nie jesteś pan w stanie odróżnić tych suit wiolonczelowych Bacha nagranych w 16 bit/44.1 kHz od "hi res". To są wszystko opowieści po spożyciu zupy grzybowej.
Wszyscy, co psioczą na mp3 zapominają, że to jest alternatywa dla kaset magnetofonowych, a nie haj-fi. I jako alternatywa dla kaset magnetofonowych ma same zalety.
Niestety Panie Tomaszu, pański świetny materiał został właśnie przebity. Na kanale HRejterzy w filmie "Audiofil" wyjaśniono ten fenomen bardzo obrazowo i w dodatku w formie skompresowanej do niecałych 4 minut. Polecam, ale jak ktoś nie lubi kompresji, to zawsze może wrócić do 0db 🤭
Ja obecnie mam faze na winyle i jako osoba wychowana na kasetach zaczalem doceniac ten nosnik wlasnie z powodów wynienionych w filmiku. W czasach Spotify i beznadziejnej segregacji w tej aplikacji prawie nigdy nie zapisuje calych albumów i ich nie slucham lub zapominam. Mając winyl podejmujemy konkretną decyzje czego chcemy słuchać. Zaczynam tez dostrzegac utwory ktore wczesniej zignorowalem. No i sam fakt, jak pieknie jest to wydane z dużą kartonową okładką ma swoje walory estetyczne. Zrobilem sobie galerie 9 winyli na scianie :) Bardzo ciekawy jestem Pana nowej płyty!
Nie pozostaje mi nic innego, jak się z Panem zgodzić. Dawno temu, za siedmioma lasami... Bywało tak, że wpadała w moje ręce muzyka bardzo zjawiskowa, interesująco piękna, ale z półki niszowej. Kaseta wyświechtana z muzyką kopii z kopii. Słuchałem, jak nakręcony. Później, kiedy pojawiało się to na CD i można było to kupić, odkrywałem muzykę na nowo. Ale nie o tym... Słuchanie było świętem. Człowiek nie szedł do szkoły, albo robił zrywkę, że by zapaść sie w ten świat dźwięków. Dzisiaj, mam pod ręką słuchawki i telefon. Słucham czego chcę i kiedy chcę. Czasem jestem w rozsypce! Normalnie, nie mam czego słuchać! Tego nie, tego też nie... Normalnie w d... mi się poprzewracało chyba. Gdzie ten klimat, gdzie te emocje... Materiał świetny, interesujące refleksje.
To smutne ale to niestety dotyczy Panie Tomaszu obydwu stron, ten wspaniały poziom ekscytacji zarówno płytą, kasetą jak i nagraniem z Zodiaka z 3-ki na ZK245 który już nie wróci działa również ze strony twórczej, dostęp technologiczny niszczy bezpowrotnie nasz poziom kreatywności, pamiętam lata, gdy aranżacja zrobiona była na wymarzonym wyczekanym Bóstwie - u mnie to było M1, SQ1 potem SY85 czy TS10 i z pojedynczej próbki robiło się tysiące magicznych brzmień. Dziś zalew dostępnych barw wręcz przytłacza i zabija to co było piękne, to uwielbienie do pojedynczego sampla. Pozdrawiam.
Taka historyjka; Kupiłem nową wkładkę MC skalibrowałem i lecimy, krążek z dobrze znaną muzyką (znaną z CD) odpalam i przestrach że szok, dźwięki latają po głośnikach, jakieś przeszkadzajki? Koniec, popsułem, tyle kasy, szybko igła w górę, lupa i oglądanie, ale nie wszystko gra, to o co chodzi?. Takie moje zderzenie CD vus Winyl na dobrej wkładce.
He, he.... Panie Tomaszu, w czasach które pan pamięta (jak i moja skromna osoba) powszechną praktyką było przegrywanie płyt na taśmę i słuchanie muzyki z tychże właśnie. Płyty jako dobro trudno dostępne i wściekle drogie, posiadane przez szczęśliwców spoczywały przyobleczone w dodatkową kopertę ochronną z jakiegoś przezroczystego tworzywa. Znaczy.... nie mam na myśli płyt Lady Pank czy Wandy K. . Podejście to nasuwające się intuicyjnie było wzmacniane poradami z kącików dla melomanów (trochę zapomniane słowo) tematycznych Młodego Technika, Na Przełaj, Razem i kilku jeszcze innych tytułów. Tak więc wspomnienia z brzmienia to może z jedynego odsłuchu przez szczęśliwych posiadaczy czarnego złota, większość peerelowskich licealistów, studentów i robotników w fabryce znała brzmienie czarnego złota z kopii na taśmie. Co ciekawe większość słuchaczy była gotowa wybrać los męczenników głosząc przekonanie, że The Wall przegrane od np. Tomka (zbieżność imion przypadkowa i niezamierzona) z płyty na kasetę brzmi lepiej niż to samo The Wall nagrane na kasetę w fabryce :-)
Wolę CD. Słuchałem winyli przez 30 lat. Dziś mogę kupić płytę z lat 80 za 30 zł vs winyl 170 zł tego samego wykonawcy. Oczywiście kocham dotykać płyty i oglądać okładki...ot taki fetysz. Pozdrawiam i dziękuję. Miłego dnia
Oglądałam niedawno wypowiedzi na amerykańskiej stronie Rick Beato i brytyjskiej Wings of Pegasus, którzy udowadniają, że współczesne koncerny i dostępne technologie zabijają muzykę w pogoni za zyskami. Głosy miernych wokalistów są 'poprawiane' a muzyka instrumentalna redukowana lub eliminowana. Powstaje produkt do wykorzystania w supermarkecie. To jest szerszy problem. Być może w Polsce tego jeszcze nie dostrzegamy. O tym, czym jest "najlepszy z możliwych dźwięków" decyduje inżynier bez słuchu, a nie artysta.
Jest coś w tym co piszesz, jednak ja bym tutaj nie węszył jakiegoś spisku przeciwko ludzkości. Po prostu zalewa nas masa bardzo miernych urządzeń do odtwarzania muzyki - malutkie pierdziawki bluetooth, głośniczki w telefonach, słuchaweczki BT. Aby muzyka w ogóle jakoś zagrała na takich sprzętach musi być bardzo mocno obrabiana w studio podczas masteringu. kilkanaście lat temu wszyscy śmiali się, że muzykę POP kompresuje się na 3 db. Obecnie kompresuje się już na 1db. Co oczywiście zabija kompletnie ducha muzyki, jakąkolwiek dynamikę (makro i mikro) i emocje zawarte w utworze. Wokal też oczywiście musi być przepuszczony przez kilka filtrów. Tragedia.
Problem nie w technologii, choć pośrednio trochę tak. Zauważyliście jak zmieniły się sposoby komponowania? Loopy i musowa przydatność do tańczenia zamordowały melodię i sprawiły że wszystkie 60 mln piosenek pojawiających się rocznie na Spotify brzmi tak samo.
@@mpingo91 Właśnie to przede wszystkim kwestia technologii. Chłam był zawsze, ale w dawnych technikach nagraniowych wytwarzanie i rozpowszechnianie go było trudniejsze. Przykładowo, chcemy nagrać sobie piosenkę rozrywkową która stanie się przebojem i przyniesie nam zysk. Aż do końca lat 70tych musimy zaangażować nie tylko studio i piosenkarza, ale także żywą orkiestrę, pełną orkiestrę kilkunastu muzyków i znaleźć wydawcę który nam to wyda na płycie. W latach 80tych mamy już syntezatory, podkład możemy zrobić na klawiszach ale dalej potrzebne studio, piosenkarz który choć trochę umie śpiewać i wydawnictwo płytowe. W latach 90tych wchodzą aranżacje komputerowe, studio potrzebujemy tylko do nagrania śpiewu, ale wydawca płyt i kaset dalej potrzebny. A potem w XXI wieku rozwinęła się technika komputerowa, możemy nie tylko sobie zrobić podkład, ale również śpiew nagrać w śmieciowych warunkach i obrobić go sobie komputerem. Rozpowszechnić to możemy za darmo w internecie i cyk - wrota do masowej i bezkosztowej produkcji otwarte...
@@gallanonim1379 A niby ile takich utworów zrobionych w łazience na laptopie po pijaku przez trzynastolatka okupuje topkę Spotify albo Billboard, czy playlisty RMF-u? Tam jest chłam robiony w drogich studiach przecież.
@@mpingo91 No niekoniecznie, większość taśmowych tworów dych wszystkich półanonimowych "DJ" to akurat Cubase plus nagrany w przysłowiowym kiblu własny śpiew przetworzony komputerem, albo ostatnio nawet i za śpiew robi generator.
Coś za coś. Spotify i TH-cam to światowe oceany muzyki i jestem wdzięczny artystom i inżynierom za możliwość surfowania po nich. Mam też płyty cd i vinyle. I je nadal lubię i kupuję czasem. Po prostu slucham muzyki i lubię eksplorowac nowych artystów a lubię też moje stare plyty.
Stwierdzenie...że jestem pod wrażeniem tego co Pan powiedział...to za malo....merytorycznie, rzeczowo i....pięknie. Pana głos...jest jak muzyka . Dziękuję
Fantastyczny felieton mówiony. Odnalazłem się w zdaniu o tym, że dawniej słuchało się płyt w całości. Też tak robię... oczywiście z płytami na Spotify 🙂 Kiedyś mi to córka wytknęła jako anachronizm. Pamiętam też jak kupowałem kasety - po drodze, gdzieś na dworcu, w sklepie muzycznym, czasami nawet jechałem do innego miasta. Wracając od razu słuchałem. A potem szedłem do znajomego i razem przeżywaliśmy, że już możemy posłuchać konkretnego nowego albumu konkretnego zespołu w którym grały konkretne osoby, itd. Niepowtarzalne wspomnienia.
Wspaniały kanał i świetny merytorycznie przekaz. Może właśnie dlatego tak razi niewłaściwe akcentowanie wyrazów obcojęzycznych t.j. np muzyka, dynamika. To, co, z bólem duszy, można akceptować u amatorów, specjaliście od dźwięków najzwyczajniej nie uchodzi. Proszę się poprawić.❤
Witam Ja Uwielbiam słuchać muzyki na w czarnych krążkach i na taśmach dlatego gdyż zapisy cyfrowe są zbyt sterylne a dźwięki które nas otaczają każdego dnia są naturalne i mają wiele harmonicznych Myślę że dlatego studia nagrań wracają do analogów Pozdrawiam
Dzisiejsze analogi również uwzględniają rozwój techniki audio - są w większości po cyfrowym remasterze, na 180-gramowym winylu i gadają znacznie głośniej niż ich odpowiedniki sprzed lat. Wynika to z tego, że mało komu chce się budować aparaturę dedykowaną do ich odsłuchu (z braku kasy/czasu/miejsca) i słucha się tego przez głośniczki bluetooth, kina domowe i inne ustrojstwa, na widok których audiofile przeżegnali by się lewą ręką. Ciężko przy takim podejściu mówić o nabożnym stosunku do winyla - jest to po prostu dobra zabawa, przy której można trochę pocelebrować muzę i tyle.
Słuchajcie muzyki na czym tylko chcecie, tylko BŁAGAM - nie wmawiajcie mi, że dźwięk z winylu jest lepszy niż dźwięk CD, bo kiedyś ktoś wszedł ze mną w polemikę że CD jest gorsze od winylu. Nie znam się na dźwięku, ale jak coś odczytywane igłą może mieć lepszy dźwięk od płyty CD, jeżeli każde odtworzenie minimalnie pogarsza jakość dźwięku?
może, bo paradoksalnie przez to, że CD daje większe możliwości dźwięk można pogorszyć przygotowując pod gusta wspomnianych w felietonie 95% słuchaczy. Podnosząc głośność, kompresując dynamikę. Problem jest taki, że to się robi dla prawie każdego wydawnictwa i utworu. Oczywiście teoretycznie to CD daje lepsze parametry techniczne, lepszą jakość. W praktyce jednak zwykle jest tak, że brzmi gorzej. Co więcej, zniekształcenia wprowadzane w torze analogowym (vinyl, lampy) potrafią być miłe dla ucha, mimo że to obiektywnie gorsza jakość (większe zniekształcenia) potrafi brzmieć lepiej.
A ja mam od lat takie moje proste przyzwyczajenie jeśli chodzi o płyty vinylowe i cd. Ze względu na to że lubię różne gatunki muzyczne to mam prostą zasadę, zespoły typu AC/DC,Iron Maiden czy Black Sabbath słucham na vinylu a Mike Oldfielda,Tangerine Dream J.MJ.Police Dire Straits lub ELO na cd.nie ma co pisać że przy muzyce Heavy Metal może sobie ta płyta winylowa trochę nawet trzeszczeć to i tak nie przeszkadza😊
To wyznanie jest bardzo tożsame z moim ;-). I cieszę się, że ktoś to mówi, bo tylko sprawia to uśmiech na mojej twarzy. Ale to może wynikać też z tego, że jesteśmy " z tego samego okresu". 🙂
Mam ok 600 płyt czarnych, pełno CD, ale dotarło do mnie, że cyfra bez stratnej kompresji może brzmieć wspaniale też z plików i serwisów oferujących strumień FLAC w jakości CD. Kupiłem prosty malutki DAC Dragonfly Red i wziąłem abonament Deezer, który nadaje we FLAC. I o to chodziło! Problemy są dwa: ludzie strimują ze Spotify w mp3 (kompresja stratna) i na to jeszcze słuchawki/głośniki Bluetooth (kolejna kompresja stratna!). Co w połączeniu powoduje już konkretny ubytek jakości. Oczywiście jak ktoś słucha Martyniuka z pojedynczego głośnika "super bass" to i tak nie do niego jest to adresowane. Reszcie przypominam, że Bluetooth to wciąż kompresja stratna, podobnie jak przereklamowany Spotify. Pozdrawiam.
Mam z 500 vinyli z 400 CD 4 dyski zewnętrzne z plikami FLAC itd 😅i dobrze mi tak teraz mam kłopot człowiek się starzeje czy zdążę wszystkiego wysłuchać bo czasu mało zostało a słuch już nie ten i jeszcze Internet radio itd....jak żyć 😅
Podoba mi się głos rozsądku. Zaś pewną wadą winyli jest ich pojemność. Tzn że nawet zwykły lp wymaga przerwy na oswrocenie strony. Co gorsze coraz częściej widzę takie płyty rozbite na dwa winyle. Czyli co 20 minut trzeba ruszyć tyłek. To spora niedogodność. A co dopiero jak mamy np zarejestrowany koncert? Nagle się okazuje że to 3 albo 4 płyty. Z jednej strony kusi atrakcyjna forma graficzna i aspekt kolekcjonerski. Z drugiej odstręcza niepraktyczność takiego rozwiązania. W przypadku strrsmingu odpalam taki koncert i na dwie (albo i więcej) godziny zapominam o świecie. A przy winylu muszę przerywać słuchanie. Szkoda.
Faktem jest że dzisiejsze płyty i tak powstają na DAW, Master też jest cyfrowy. Pod koniec lat 1970 tych Soundstream i Nippon Columbia używały podczas zapisu magnetofonów cyfrowych właśnie po to by końcowy produkt na płycie winylowej był wyższej jakości niż większość wydawanej wtedy muzyki. A co smartfona, to zakładam Sennki z serii HD6**, czy nie byle jakie IEMy podłączone to wysokiej jakości DAC'a/wzm słuchawkowego i słucham często tej wartej słuchania i dobrze nagranej muzyki z dodatkowej pamieci. Czy jest w tym jakieś zło. Nie zawsze mam dostep do swojego pokoju ...
Dla mnie osobiście płyta winylowa to wyjątkowa przygoda bo to trochę jak podróż w czasie. Kiedy włączam sobie na przykład płytę Rolling Stonesów z 1965 roku to przenoszę się do tego roku, bo słucham czegoś co było wtedy wyprodukowane. Myślę o okładce która ma prawie 60 lat, myślę o historiach ludzi, którzy posiadali ją przede mną. Co robili słuchając tej płyty, co się dalej z nimi stało że płyta trafiła do mnie. Coś takiego mam właśnie z winylami
Dopiero co słuchałem Ricka Beato, jak mówił, jak się dziś inaczej słucha. Ale tak sobie myślę - kto nam zabroni słuchać inaczej? Taki powrót starego, ale jeśli chodzi o sposób słuchania, nie reprodukcji. Ostatnio zrobiłem eksperyment i posłuchałem, sam w ciemnym pokoju, na słuchawkach, CAŁEJ PŁYTY (należałoby powiedzieć albumu na Spotify raczej). Ciekawe doświadczenie, i pomogło mi polubić więcej utworów niż zwykle. Aczkolwiek chyba każda płyta ma ten jeden numer, który zawsze się przeskakuje ;)
ja lubie kupować płyty. Ale nie ma tego dużo. Bo czasami tylko 1-2 kawałki są super. Vangelis? Uwielbiam że 3-4 płyty reszta mi nie podchodzi. Większość artystów to dla mnie Twórcy Jednego Albumu :)
@@wp7310 Mam podobnie jeśli chodzi o Twórców Jednego Albumu, albo nawet i Jednego Utworu. Ale tu się sprawdza taki Spotify - no raczej nie kupiłbym aż tylu albumów dla 1 utworu, nie stać mnie zwyczajnie. Zastanawiam się, czy jest w ogóle wykonawca, którego mógłbym wciągnąć całą dyskografię. Chyba nie mam takich, chociaż chyba najbliżej tego był zespół The Doors - może dlatego że wydali niewiele płyt zanim Jim zszedł. No i Nirvana - z tego samego powodu.
O to to to, ja jestem z czasów taśm, na płytach to mi rodzice bajki puszczali w latach 80. ;) ale też z nostalgią wracam do czasów kiedy każdy posiadany album był przesłuchany w całości. Teraz prosto jest "skipować", kiedyś można było odkryć coś w piosence która na początku nam nie "siadła", ale siłą rzeczy słyszało się ją zawsze, kiedy dany album był włączony.
Mojj 10 letni syn kupił mi z mama gramofon ( na moja prosbe, chcialem zeby mieli ci kupowac na rozne okazje , bo nigdy nie widzielijaka niespodzianke zrobic tacie) , od 3 miesiecy nie odpuszczamy weekendu żeby nie pojdc polowac na starego rocka lat 70. Ja nigdy nie sluchalem progrocka ! A teraz prosze caka olyta Marillion leci od początku do końca, Deep purple, Yes (o jes nawet nie slyszalem) , .. koleocja rosnie przerazajaco szybko. My soedzamy razem wiele godzin sluchajac , rysujac i czytajac . A w kacue trzeszczy patefon Technics. Za ten czas z moim synem jestem płytom wdzięczny na zawsze. Acha ... I odkrywam muzykę ktorej nigdy nie slyszalem. Obecnie zakochany jestem w Camel.
Jak miło Pana posłuchać i prawdę jaką niesie za sobą tekst .Jestem rocznik 59 i całkowicie sie zgadzam bo 50 lat słucham muzyki teraz najczesciej z Tidala chćiaż mam dużo czarnych płyt i kilka setek CD nazbierało się przez życie.Pozdrawiam
Bywają płyty gramofonowe które wytłoczono w latach 60tych 70tych ze świeżych wówczas taśm i bywają analogowo poprawione ( zremasterowane) w tamtych czasach nagrania nawet z lat 50tych. Takie winyle ( jeśli są w należytej kondycji i spotkają się z dobrym sprzętem do reprodukcji) stanowią niekiedy najlepszy jakosciowo dostępny nośnik ( zapis ) tej muzyki. Skonfrontowałem kilka zdobytych albumów z tym co można zdobyć w postaci nagrań cyfrowych i mimo że remastering ( możliwości renowacji) starych taśm są obecnie na bardzo wysokim poziomie to skłaniam się ku niektórym winylom z epoki. Nie wszystkim , ale jest tego trochę . Dla mnie kupowanie współczesnej muzyki wcześniej nagraniej z zmasteringowanej cyfrowo na winylach to w większości podążanie za modą. Chyba że... Są jeszcze albumy nagrywane metodą direct to disc bez obróbki prosto z analogowego miksera albo z ino dwóch mikrofonów. Bywają też takie ( współczesne) , które nagrano i tak i tak, czyli cyfrowo i analogowo. W takich sytuacjach można sie pokusić o konfrontację którą niestety tani analog( wkładka i cała reszta) może przegrać z tanią cyfrą. Podnosząc pulap cenowy analogowych systemów możemy dojść do subiektywnego wniosku że tańszej cyfrze czegoś brak itd itp. Dla mnie niektóre, wybrane winyle to poprostu kapsuły czasu i dla nich warto trzymać w domu gramofon z dobrą wkładką .
Zawsze człowiek miło wspomina rzeczy ze swojej młodości. Stąd powrót do winyli i za jakiś czas pewnie kaset. Pamiętam czasy nagrywania muzyki z radia, wycinania przerw, gadania prowadzącego itd. Czy te czasy były lepsze? Nie. Były inne. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Niech każdy słucha co lubi i na czym chce. Dlaczego nie wracać do dźwięków młodości? Lubimy wspominać, więc i wracać do tego było. Można kupić stary sprzęt, który kiedyś był poza naszym portfelem. I cieszyć się tym czym chcemy. Na tym polega wolność.
@@mstozsto4756 to była w pewnym sensie przygoda. Pewnie wiele osób chciałoby przeżyć to jeszcze raz. Niby było ciężko ale ludzie byli szczęśliwi. Może nawet więcej osób było szczęśliwych tym co mieli. Dziś mają więcej i czy daje im to tyle satysfakcji? Mieliśmy się gorzej niż na zachodzie. A mimo to wielu chętnie do tych czasów wraca.
@@Micha-dx2xw A skąd wniosek, że ludzie dzisiaj mniej szczęśliwi? To do utraconej młodości ludzie chcą wracać, nie do tamtych czasów. Moda na retro i pielęgnowanie nostalgii jest po prostu tym, co pozwala nam odtwarzać wspomnienia, ale nie ma co do tego słusznie minionego okresu dorabiać ideologii przez pryzmat pojedynczych wspomnień. Dzisiaj nikt już nie pamięta ile razy ulubiony utwór przepadł przez wciągniętą lub przypadkowo nadpisaną kasetę, albo ilu tytułów zasłyszanych utworów nigdy nie poznał.
@@Tarets pieniądze i technika szczęścia nie dają. W danym czasie akceptujesz to co jest (w sensie postępu technicznego) i raczej trudno sobie wyobrazić co będzie kiedyś i być z tego smutnym że dziś tego nie mam. Płyty CD miały swój pierwowzór gdzieś w latach 80tych ale mało kto o tym wiedział i już żałował, że nie ma tego na co dzień
@@Tarets o wniosku że ludzie są teraz mniej szczęśliwi. Oczywiście ciężko udowodnić kiedy byli bardziej szczęśliwi bo to raczej nie do sprawdzenia i nie do porównania.
Co prawda najczęściej słucham muzyki w TH-cam music, ale zbieram również płyty gramofonowe, kasety magnetofonowe i płyty kompaktowe. Nie wszystko co się ukazało na nośniku zostało zostało udostępnione w internecie, a nawet jeśli dzisiaj jest, to czy będzie za 10 czy 20 lat? Nikt tego nie wie... Najczęściej wybieram płyty gramofonowe, nie z powodu lepszego brzmienia, a pewności że kupuje oryginalny produkt, a nie bazarową podróbkę. Niestety kupując płytę lub kasetę z lat 90 na allegro, widząc jedynie okładkę nie sposób rozpoznać pirackie wydanie.
100% racji. Od siebie dodam, ze plyta gramofonowa brzmi lepiej od CD, kiedy to wydano we wczesnych jego latach. Chyba najlepszy przyklad, z posiadanych, to 90125 grupy Yes. Do tego gramofon to fajny mebel 🙂
Tych które grają z lepszą dynamiką od CD jest może 2-5% i w większości są to single nagrane z prędkością 45. Nawet najlepiej nagrany LP na wewnętrznych ścieżkach będzie brzmiał kiepsko. Druga sprawa to taka, że prawdziwych płyt trzeba szukać na rynku wtórnym, bo nowe winyle są nagrywane z cyfrowym masteringów często są kopiami z CD. Znalezienie 30-40 letniej płyty w stanie idealnym jest jak znalezienie dziewicy w burdelu.
Kolejny błąd jaki popełniają winylowcy to taki, że porównują stare płyty ze współczesnymi CD. W latach 80" wydawano płyty CD w rewelacyjnej jakości to właśnie ta różnica spowodowała wyparcie winyli z rynku. Płyty CD zaczęto psuć dopiero erze cyfrowego cyfrowego masteringu czyli mniej więcej od 92 roku. Wtedy każda płyta była skompresowana mniej lub bardziej, wiec jak szukasz czystego nieskompresowanego dźwięku to znajdziesz go na wczesnych wydaniach płyt CD a nie na zdartych winylach.
@@alchemik2010 Wiecej niz 2-5%, moim zdaniem. Po prostu pierwsze cd digitalizowane byly nieporadnie. Do tego przetworniki analogowo-cyfrowe tez ewoluowaly i w latach 90 akazalo sie, ze mozna lepiej odtworzyc cd. Stad fala plyt remasterowanych.
Zamiast powiedzieć : "ty idioto", można powiedzieć : "prezentujesz skrajnie alternatywny poziom inteligencji". Tak - mniej / więcej - działa dyplomacja. W języku dyplomatycznym określenie : "spierdalaj stąd" ubrane jest w takie słowa, że odbiorca poczuje dreszcz emocji przed nadchodzącą podróżą.
Dziękuję bardzo za materiał. Fajnie jest się cieszyć świetną jakością cyfrowego dźwięku, ale zawsze, gdy biorę do ręki płytę gramofonową to czuję się lepiej. Może to winyloterapia?
Świetny odcinek, za loudnes war powinna byc minimum kara chłosty. Odnośnie źródeł sygnału to tylko wav oczywiście odtworzony na urządzeniu liniowym lub plyta cd oczywiście odtworzona na liniowym cd, oczywiście ta plyta cd musi byc nie spieprzona w tłoczni/a często tak bywa/. Gramofon fajna sprawa ale jako równoległe źródło sygnału,bo jak wiadomo nigdy gramofon nie zagra referencyjne bo nawet sam proces masteringu jest inny niz dla płyty cd.Muzyka z serwisów streamingowych ?-nie ma pewności skad sa te pliki,czy sa to ripy z płyt,czy pliki z taśm matek,generalnie masakra,temat rzeka.
@@mstozsto4756podczas ripowania płyt nie ma trzaskow żadnych ,w celu badań jakości plików zrobiłem setki ripow i dźwięk jest nie skażony żadnymi trzaskami ,inna sprawa to jakość dźwięku w zależności od typu pliku.
@@esaudiolab8490 To ciekawe, nigdy o czymś takim nie słyszałem. CD to nośnik cyfrowy. Albo sygnał jest, albo go nie ma. Może to kwestia wydania? Albumy poddawane są remasterom, czasem niezbyt udanym...
Łatwość dostępu niekoniecznie jest zaletą. Dotyczy to nie tylko muzyki. Kiedy w celu dowiedzenia się czegoś o czymś trzeba było podejść do półki, wziąć odpowiedni tom encyklopedii, znaleźć odpowiednią stronę i poczytać, to na dłużej to zostawało w głowie. Gdy wystarczy wpisać i już jest definicja z Wikipedii albo jeszcze mniejszym wysiłkiem dostaje się wszystko na tacy od AI to czytamy i już nie pamiętamy...
super material, niedawno, 3 lata temu zadecydowalem ze chcemiec wszystkie formaty i je sobie powaznie porównać ale to fakt ze streamowanie to lipa, spoko bo jest dostep ale majac fizyczne media to sie tego slucha i sie tego dotyka itd. place co miesiac za amazon premium aby miec flack czyli cd jakosc ale dalej najczesciej slucham czy to z cd, dat, minidisk a o kasecie czy vinylu nie wspomnę, to jest jak rytual a stream to taka tymczasowka aby sie zapoznac czy warto cos kupic. jakc cos fajnego znajde to kupuje fizyczne media.
Jednak niewątpliwie rośnie liczba młodych ludzi tracących słuch. Efekt życia w hałasie. Częścią tego hałasu są słuchawki w uszach lub na uszach młodych ludzi oraz cyfrowa muzyka przepuszczona przez elektroniką czy oprogramowanie, aby było zawsze głośno. To nie jest mój wymysł, to fakt o którym piszą w Polsce i na świecie. Tu trzeba chyba zrobić przerwę i przyznać, co jest na rzeczy. Nie można przejść obok. Związek ilości z jakością tu ma swój efekt. P.S. Pomijam tu sprawę psucia muzyki, nawet starych nagrań, których po prostu nie da się słuchać.
Mi najbradzej odpowiada płyta winylowa ze względu na moje dziwne upodobanie do rzeczy fizycznych. Mam tak ze wszystkimi zapisami kultury filmami, książkami czy muzyką właśnie. Lubię to że mogę tę płytę wziąć w ręce, lubię te duże okładki albumów, lubię to ze jestem w pewnym sensie odpowiedzalny za swoje płyty i jak bedę o nie dbał to nikt i nic mi ich nie zabierze. W skrócie dla mnie cyfra "to jednak nie to samo". :)
Miło się Pana słucha, prezentuje Pan wysoką kulturę wypowiedzi. Dziękuję za kolejny udany materiał!
Tak brzmi mądrość i ogromna wiedza. Pozdrowienia z Łodzi
Jak to miło posłuchać dla odmiany w dzisiejszym Internecie mądrego człowieka. 👍
+1
Chuchać i dmuchać na takich!
Świat ich potrzebuje jak kania dżdżu. Obojętnie w jakiej dziedzinie.
Tu nie chodzi o płytę, to jest bardzo głęboki i mądry przekaz dla ludzi myślących. Bardzo ale to bardzo dziękuję za to co powiedziałeś i życzę zdrowia no i w ogóle słońca spokoju dużo wolnego czasu patrzenia na zielone roślinki które sobie tam gdzieś rosną.
W tym roku kończę 50 lat.
W latach 80 i 90 miałem znajomego w Kanadzie, który kupował tam płyty, nagrywał na kaset i wysyłał raz w mieiącu paczkę do Polski. To było święto!
Spotykaliśmy się u kumpla z dobrą wieżą i słuchaliśmy.
Korzystam z serwisów streamingowych (Spotify, Apple Music i Tidal), ale słucham całych albumów. Tak jak robiłem to w latach 90-tych.
Czasami, gdy album się kończy, platforma sugeruje mi piosenkę "podobną" do tego, co właśnie usłyszałem. I to pozwoliło mi odkryć kilku niesamowitych artystów. I słucham ich całych albumów!
No i alegancko młody!
Miło słyszeć że nie wszystkim z twojego pokolenia od.ło.
Tak trzymaj!
Ten materiał to moje motto , gratuluję szczerego realizmu.
No muszę, muszę Panu dowalić, tak naprawdę na odlew, mimo iż sam mogę paść ofiarą hejtu i krytyki: genialny felieton. To co komuś przychodzi z wielkim trudem, Pan potrafi opatrzyć lekkim i zrozumiałym językiem. Po prostu perfekcyjnie. Dziękuję.
+1
Bardzo podoba mi się Pański wywód na temat różnych nośników dźwięku.Chcialbym jedynie zaznaczyć,że dzisiejsi "audiofile" o tak "wysublimowanym" sluchu,zapominaja,że ten narząd jest zdegradowany poprzez nasze codzienne życie.Raczej nie ma człowieka,który żyłby w calkowitej ciszy,by cieszyć się dżwiękiem w pełnym paśmie.Jednym słowem-jesteśmy społeczeństwem głuchych.O gustach muzycznych nie wspomnę.
Dokładnie zgadza się . Ja myślę ,że kazdy musi mieć dystans do współczesnej techniki . Wszystko jest dla ludzi , i komputery i komórki i telewizja ale trzeba mieć dystans do tej techniki . Ja wolę muzykę od telewizji bo pracuję na komputerach i sobie na oglądanie nie mogę pozwolić .Zresztą telewizja zjadła własny ogon .
No nie wygląda to tak jak opisujesz mimo, że coś w tym jest.
Tytuł skojarzył mi się z takim żartem:
- Nie mam nic do winyli, nawet szacunku.
Bardzo trafnie ujął Pan żal za przeszłością, który zakończył się na początku tego wieku przez popularyzację MP3 i innych formatów. Kiedyś słuchało się całych albumów, i miało to jakiś większy artystyczny sens, teraz słucha się pojedynczych utworów, gdzie ciężko przekazać więcej treści czy czasami różne style.
Słucha się tak jak się chce słuchać - nikt nikomu albumów w całości słuchać nie broni.
Moją przygodę z dźwiękiem zacząłem od radia detektorowego i słuchania Wyścigu Pokoju.
Zmieniłem szkołę i poznałem schematy budowy sprzętu radiowego,
czym jest generator lokalny a czym sprzężenie dodatnie i ujemne oraz do czego je stosować.
Ale najważniejsze zdanie to było; Jaki sygnał źródła na początku taki i ma być na końcu.
Wobulator i oscyloskop pomagały, by nie zakłamywać źródła.
Usłyszałem już wtedy też, że kable mają znaczenie, więc z ciekawości obliczałem, po szkole,
głębokość wnikania częstotliwości, czyli efekt naskórkowości. Do dziś pamiętam, że dla ułatwienia przyjąłem 20kHz.
Było to milimetr gdzie w licy grubość jednego przewodu była mniejsza niż 1 milimetr, suwmiarki już wtedy były :)
Dzisiaj gdy profesjonalny oscyloskop kosztuje powyżej 40tyś zł wciąż informacja, że liczy się sygnał źródłowy, nie straciła na znaczeniu.
Po wielu latach mogę tylko dołożyć, że liczy się pierwotny sygnał, gdzie go się słucha i z kim.
... i po czym.
Wspólczynnik kształtu warto wspomnieć
FF form factor (współczynnik kształtu)
pl.m.wikipedia.org/wiki/Wsp%C3%B3%C5%82czynnik_kszta%C5%82tu_przebiegu_czasowego
Ja się "wyrwałem" jako urozmaicenie poprzez zdobycie magnetofonu szpulowego. Wszystko fajnie, jest to w jakimś sensie satysfakcjonujące że się kręci, że trzeba to utrzymywać w stanie działającym, ze jest fizyczne i na taśmie jest to co jest w kolejności takiej jak nagrałem a nie shufflowana playlista. Oczywiście, jakościowo i komfortowo odstaje od cyfry, ale potrafi brzmieć też naprawdę dobrze. Po prostu czasem sama cyfra robi się "nudna", a cała przygoda z uczeniem się o tym jak nagrywać i "masterować" tymi kilkoma suwakami na bieżąco przy nagrywaniu tez jest bardzo kształcąca. 😅 Ale perfekcjonistom nie polecam, można oszaleć ciągle zastanawiając się czy jednak np przepada trochę wysokich tonów, czy znowu trzeba poprawiać naciąg, a może wyczyścić głowicę, a może kondensator pada, a może po rpostu już jest dobrze a ja mam omamy słuchowe
Wspaniały przykład połączenia kultury osobistej i wiedzy muzycznej... Dzięki!!!
Pozdrawiam 👌👍💪🏻
9:41 świetne porównanie z tą kompresją przekonań xD 👍
W zasadzie polwinit. Rozmawiałem z Andrzejem Prugarem realizatorem płyt między innymi Anny Jantar oraz wielu festiwali opolskich w latach 70 i 80. Zgodziliśmy się co do jednego. Dzisiejsi artyści polegli by w analogowym studiu nagrań. O czym to świadczy? Kiedyś żeby nagrać płytę trzeba było umieć grać i śpiewać. Obecnie wystarczy mieć osobowość sceniczną. Pluginy dodadzą artyzmu i litości 🙂
Z pewnością wymagania techniczne wobec wykonawców były wyższe. Niestety, jest średnio skorelowane z zdolnościami artystycznymi. Dlatego też łatwiej o profesjonalnie wykształconego wykonawcę niż twórcę.
W czasach, gdy o dostępie do publiczności decydowały studia wcale nie był taki cudowny. Osobiście wolę artystę, który ma coś do powiedzenia w niedoskonały technicznie sposób od takiego, który niewiele przekazuje ale za to perfekcyjnie. „Domowe studia” umożliwiły start niezliczonej ilości wartościowych artystów. A jeszcze innych uniezależniły od gustu szefów wytwórni. Proste przykłady: płyty Björk czy PJ Harvey nie są najlepiej nagrane a jednak lepsze, od płyt Steczkowskiej.
@@wooowoo6291 czy coś jest lepsze czy gorsze to już rzecz gustu i o tym się nie dyskutuje natomiast kiedyś o popularności artysty decydowały festiwale szczególnie Festiwal Opolski jeśli ktoś go wygrał przez cały rok radio emitował jego piosenki No i oczywiście nagrywał płytę Jeśli była dobra nagrywał kolejną
@@sebastian_drazczyk I zawsze, zanim artysta miał w ogóle szansę zaśpiewać, musiało zadecydować stado brzuchatych staruszków. Polecam „Utopia Avenue” Mitchella. Opowiada o fikcyjnej grupie ale pokazuje mechanizmy. Nigdy nie dowiesz się, ilu świetnych twórców nigdy nie poznasz, bo jakiś prezes zdecydował, że to się nie „sprzeda”.
Trzeba mieć zdrowy rozsądek we wszystkim i tyle. Ja na codzień słucham Tidal, czasem pliki, a czasem kupię płytę CD.
Odcinek o unierwsalnym przesłaniu. Można odnieść nie tylko do muzyki, ale w zasadzie do wszystkiego.
kawał dobrej sensownej wiedzy:) warto wysłuchać i zrozumieć :) ps - Technika która mnie zawsze dziwi to - płyta analogowa... jak tyle muzyki (orkiestry itd ) można tak pięknie zapisać:) to prawie że magia:) dobrego 25 roku :) zdrowia do muzyki....
Odwróciłeś mój światopogląd dotyczący płyt winylowych o 540 stopni !!! Kiedyś głupi myślałem ze nie ma czystszej formy odtwarzania nagrywanych dźwięków, dziś wiem ze to była szkoła kompromisów, wyrzeczeń i kombinowania jak koń pod góre by "jakoś to brzmiało".
Ale właśnie o to chodziło żeby kombinować aby brzmiało Teraz po prostu brzmi i nic nie trzeba robić ludzie urodzeni po 1990 r po prostu muzykę włączają igra lepiej albo gorzej kiedyś trzeba było trochę się znać i natrudzić aby w ogóle grało nie mówiąc o jakości
@@sebastian_drazczyk postawię ryzykowną tezę, że jakość brzmienia zaczęła mieć znaczenie gdy zaczęto tworzyć utwory dające się nagrać tylko na longplayach, nie mieszczące się na singlu i eklektyczne (rock psychodeliczny).
@@mstozsto4756 Z technicznego punktu widzenia singiel który odtwarzany jest z prędkością 45 obrotów na minutę, powinnien mieć teoretycznie lepszą jakość niż 33 i 1/3 zupełnie abstrahując od rodzaju muzyki.
@@sebastian_drazczyk nie chodziło mi o prędkość obrotową tylko o formę dzieł - jak się projektuje utwór 3-4 minutowy to będzie on do tańca lub skakania a dłuższy to już co innego. Właśnie mi chodziło o pomysłowe aranżacje na które w singlu nie ma miejsca - miały być odtwarzane np. w szafie grającej na 45 obrotów więc nie przejmowano się tym żeby grał to band większy niż gitara, bas, perkusja i wokalista, bo wychodził z tego już kolejny numer w danym stylu a wymyślność brzmienia nie miał większego znaczenia. Już facet z Hammondem niemal od razu sprawiał, że powstawał utwór z grona legendarnych (bo bardziej "poważny i refleksyjny"). Dopiero wtedy widownia zaczęła chodzić na konkretny własny repertuar a nie na to że ktoś będzie grał w jakimś stylu standardy (covery) do tańca.
Bardzo mądry wywód - wg mnie oczywiście. Bardzo dziękuję. Cieszę się, że miałem okazję przejść przez 4 epoki w muzyce - słyszeć trzaski na winylach (że o płytach pocztówkowych nie wspomnę), przejść drogę od magnetofonów szpulowych, przez kasety, aż do cyfrowego CD - internet i strumieniowanie nic w tym względzie chyba nie zmieniło. Pozdrówka.
Nie ścigam się. Nie ma znaczenia dla mnie, że ktoś uważa swój system stereo za lepszy od mojego. Nie ma też znaczenia dla mnie, że ktoś uważa swój ulubiony gatunek muzyki za lepszy. Nie ma to dla mnie znaczenia, bo to mi ma się podobać i muzyka, i dźwięk (w tej kolejności). Nie pozwalam nikomu narzucać swojego poczucia, bo moje szczęście, moje obcowanie ze sztuką jest zwyczajnie moje.
A płyty? W swojej kolekcji mam jedną, której nigdy nie udało mi się odsłuchać od początku do końca.
I zeby nie było: nie slucham strumieniommuzyki, ale muzykę w formacie bezstratnym z pen drive slucham tylko w jednym z moich samochodow (nie ma innej mozliwosci).
Pozdrawiam, Panie Tomaszu.
❤ 11:21
Żeby tylko Pan nie wykrakał bo nie będzie komu słuchać
Dzięki za ten felieton i zdroworozsądkowe podejście do tematu. Najlepiej polemizuje się, kiedy ma się różne opinie, a ja się z Panem zgadzam. W zdecydowanej większości. Od siebie dodam jedno spostrzeżenie dotyczące różnicy pomiędzy dźwiękiem z płyt gramofonowych a źródeł cyfrowych. Posłużę się tekstem, który zasłyszałem kilka miesięcy temu w wywiadzie radiowym ze znakomitym pianistą jazzowym, Adamem Makowiczem. Powiedział on, że woli nagrywać analogowo, bo cyfra nie ma szumu, a absolutną ciszę, a ta w przyrodzie nie występuje. I przynajmniej jeśli chodzi o mnie, to odbieram to podobnie. Kiedy kładę igłę na rowek i słyszę szum, pyknięcia - to mam wrażenie większej naturalności. Dlatego niektóre gatunki muzyczne, szczególnie klasykę czy jazz, wolę na winylu.
I jeszcze jeden ciekawy wątek, który Pan poruszył, a o którym mówi się rzadko, czyli money, money, money :-) No właśnie. Coraz częściej widzę jak w reklamach, współczesnych serialach i filmach pojawia się gramofon i płyty winylowe. Zazwyczaj towarzyszy temu aura luksusu, delektowania się chwilą, coś wyjątkowego. Kto jest członkiem jakiejkolwiek grupy gramofonowej czy winylowej, ten wie, jak często zadawane są pytania przez ludzi, którzy chcą wejść w ten świat i pytają o opinie nt. gramofonów walizkowych za kilka stów z marketu. I nie mam tu absolutnie pretensji i nigdy nie zamierzam kogoś wyśmiewać. Chodzi mi o to, że zostało wytworzone takie zjawisko, klimat, hajp i po prostu żerowanie na nieświadomych ludziach. Zabawa z winylami może być fajna i dać wiele radości, ale żeby było dobrze, niestety, trzeba się wykosztować. A ja uważam że jak coś robić to albo dobrze, albo wcale 🙂 Raz jeszcze dzięki za ten materiał i otwartość na dyskusję!
Dlaczego sobie po prostu nie doda szumu z jakiegoś generatora albo wręcz z wyjścia radia FM odstrojonego od stacji do nagrania cyfrowego?
Z przykrością muszę stwierdzić że materiał jest do bólu obiektywny. Z przykrością, bo każdy by chciał usłyszeć że ktoś popiera jego stronę, za lub przeciw, nie wazne, wazne że zajął jakieś stanowisko a tu Zonk.
Świetnie podsumowane! Pozdrawiam!
Ja też uwielbiam słuchać płyty jako całości. Nie wyobrażam sobie albumu Time E.L.O. inaczej. To jest opowiadana muzyką historia. Jak książka od pierwszej strony do ostatniej. Dzisiejsza muzyka tego nie ma. Oczywiście myśle o komercji a nie niszach.
Dziękuję za Pana pracę na kanale❤
10:48 Alternatywna inteligencja 🖤👍
jak zwykle genialne
Zgadzam się z Panem całkowicie i ja też pamiętam czasy biegania po sklepach i bazarach żeby kupić płytę a później wrzucić ją ta talerz gramofonu Dynamic Speaker. To se ne wrati i bardzo k... dobrze. Dzisiaj mam dostęp do całej muzyki świata, mogę w kilka minut kupić dowolny album, pobrać i posłuchać w jakości, która kiedyś była dla mnie nieosiągalna. To mnie fascynuje bardziej niż ten dawny fetysz okładki i fizycznego nośnika. W tej dziedzinie postęp technologiczny jest dla mnie zbawieniem.
Jestem zaskoczony jak pięknie można o tym opowiedzieć...
Ja mam mieszane uczucia. W samochodzie zawsze leci muzyka skompresowana(bo i teraz nie za bardzo jest wybór). W domu różnie to bywa mam gramofon Technics z 1982 mam odtwarzacz CD Pioneer z 1994 i mam opcję słuchania że Spotify ( Tajdala amplituner Pioneer nie obsługuje). Jeżeli robię coś innego a muzyka leci w tle to zawsze strumieniowania. Ale jeżeli chcę skupić się na muzyce wybieram Vinyl lub CD. Mój system audio na pewno lepiej wtedy oddaje dźwięk stereo a i scena muzyczna jest bogatsza.
Ale zastanawiam się nad współczesnymi winylami (takie też kupuję). Kiedyś były płyty AAA potem ADA ( cyfrowy mastering) ale współczesne to DDA czyli nagrane cyfrowo z cyfrowym masteringiem. Zastanawiam się czy ktoś stwierdzi, że nadal słyszy magię czarnego krążka?
Jestem zwolennikiem słuchania całej płyty od początku do końca, od zawsze nie podoba mi się świat składanek i skakania po utworach, dla mnie układ utworów na płycie jest nieprzypadkowy.
Też tak mam. Co do układu utworów na płycie - właśnie (poza nagraniami koncepcyjnymi) kolejność bardzo często zależała od pojemności/powierzchni/długości nośnika. Na taśmach magnetofonowych układano utwory tak by końcówka pusta pozostawała jak najmniejsza. Raz nie trzeba było przewijać, dwa - im mniej taśmy na rolce ciągnącej tym dłużej żył napęd. Natomiast na winylu "najlepszy" utwór był jak najbliżej zewnętrznej krawędzi, po stronie A lub B. Kwestia grania "coraz gorszego" dźwięku, gdy igła szła do wewnątrz.
Ło Panie! To płyty "The Best Of ..." to pewnie pełna profanacja?
@@Szopler
Jak słucham przykładowo Deftones, Korn, Rob Zombie, The Produgy, Riverside, Limp Bizkit... i ogrom innych to zawsze cała płyta w kolejności.
@@Szopler Zło! Dzieło Szatana i księgowych!
Czyli słuchasz tylko parę płyt? Większość wydań ma tylko 2, 3 piosenki fajne reszta niekoniecznie więc po co się męczyć i słuchać tego co mi się nie podoba? Jeżeli pojawia się nowy album który mnie interesuje zawsze słucham od początku do końca bo przecież nie wiem jaki utwór jest dobry i warty słuchania, a co do ulokowania kolejności utworów zazwyczaj nie jest zamysłem celowym w postaci ciągłości. Tylko nieliczni tworzą całą historię, opowieść chronologicznie usytuowaną na albumie.
Pan oraz Reduktor Szumu bronicie jakości branży audio - jak zwykle bardzo rzeczowo i przystępnie. Dzięki, tak trzymaj ;)
Ale RS przyznał, że winyl jednak brzmi lepiej.
@@TheStonedstone Produktor Szumu to ten typek co rozwodzi się nad "brzmieniem wzmacniaczy"? To ostatecznie go wyjaśnia. Bo jeśli dorabia się metafizykę do prądu przemiennego...
@@TheStonedstone a to nie wiem nawet- może stwierdził jedynie że on osobiście po prostu lubi winyl...?
@@gallanonim1379 co masz na mysli? Reduktor to niezwykle obeznany gość w tej branży.
@@LMLyt Nie. Powiedział, że po prostu bardzo często te same nagrania na winylu brzmią lepiej bo (upraszczając jego wywód) ucho ludzkie jest bardziej fizjologicznie przystosowane do odbioru dźwięku w technologii analogowej.
Fantastyczny felieton. Ja znów zaliczam(łem) się do kościoła kasetowego. Winyli w domu było dużo, był nawet "szpulowiec" ale ja kochałem kasety. Ileż to było dyskusji czy chromowa czy metalowa a że TDK i BASF to niebo a ziemia, a SONY to nie wciągają się i w ogóle... Do dziś mam jeszcze sporą kolekcję kaset... Tylko odtworzyć nie ma już jak... 😢😂
Popieram, kasety brzmiały spoko, naturalnie, miały odrobinę przytłumiony, ale ładnie zbalansowany dźwięk, choć w miarę używania degradowały się i górne pasmo coraz bardziej się kurczyło. Przez nie chyba nawet polubiłem szum, albo przynajmniej nabrałem na niego tolerancję i po części chyba właśnie przez nie muzyka z cyfrowego nośnika wydaje mi się często zbyt ostra i głośna.
@@witoldwitoszekrecords3253 Myślę, że to nie kwestia cyfry tylko kompresji. No a tak się złożyło, że to na okres "cyfrowy" kompresja polega na upakowaniu w paśmie ile bozia dała. Bez dynamiki, bez momentów "ciszy".
Kocham słuchać mądrych ludzi, zapominam wtedy o mruganiu i oddychaniu.
Zgłoszę zdanie odrębne. Dzieło nadal słucham w całości (nie przeskakuję, choć mogę), niezależnie od nośnika, od początku do końca. Prawdą jest, że na co dzień króluje u mnie Tidal, który oferuje najwyższą (według mnie) jakość techniczną. Ale słucham nadal płyt winylowych, niezależnie od zaistniałej na nie mody. Bo płyty winylowe wnoszą, według mnie, inne wartości. Ciepło, miękkość brzmienia. Analogowość. To jest INNE słuchanie TEJ SAMEJ muzyki. Tak ja to widzę, ale oczywiście nikt nie musi się ze mną zgodzić.
Alternatywa inteligencja i tegoroczny koniec świata 👊
współczesnego winyla nie mam zamiaru kupować, tak samo jak w pewnym momencie pojawiło się mnóstwo płyt CD, nagrywanych z ....... dekompresowanych MP3. Szacun za materiał, bardzo zdrowe podejście :) A beztlenową gruboziarnistą miedź w kablach do głośników, no cóż. ech.... *klęczcie przed nimi* skoro lubicie :)
Tak - bezglutenowa miedź jest najlepsza.
@@KH-lg3xc Musi być wegańska.
Eksplozja Loudness war , słabe próbkowanie i algorytmy (o koszmarnych mp3 128 kbps lepiej nie wspominać) przy początkach muzyki rejestrowanej cyfrowo zniesmaczyło mnie na dość długo. Moje pierwsze płyty CD były fatalne, rozdałem prawie wszystkie. Dziś nagrania Hi Res to 90 % mojej kolekcji, ale to była długa droga. O ile rock, pop, czy elektronika 16bit/44kHz może być, to utwory stricte akustyczne dla mnie wymagają już więcej. Tylko że trzeba mieć porównanie do muzyki granej na żywo ( kto słyszał jak gra Konstanty Kulka na "stradivariusach" wie o co chodzi ), wytrenowany i słuch/mózg oraz sprzęt, który pozwoli usłyszeć różnicę. Najważniejsze jednak by słuchać muzyki a nie kabli 😉🙋
Tym bardziej, że zwykły kabel głośnikowy brzmi tak samo jak "audiofilski" o grubości liny okrętowej.
@@TheStonedstone No chyba, że masz specjalny kierunkowy z właściwie ułożonymi kryształami i zastosujesz oczyszczacz kwantowy ! Wtedy 3 tys. euro za metr ma uzasadnienie - he he 😉 I koniecznie czerwony, bo jak wiadomo czerwony to szybszy i nie ma opóźnień sygnału 😁
_"O ile rock, pop, czy elektronika 16bit/44kHz może być, to utwory stricte akustyczne dla mnie wymagają już więcej"_
Panie, w podwójnie ślepym teście nie jesteś pan w stanie odróżnić tych suit wiolonczelowych Bacha nagranych w 16 bit/44.1 kHz od "hi res".
To są wszystko opowieści po spożyciu zupy grzybowej.
@@TheStonedstone Zwykły kabel wypruty ze ściany "brzmi" tak samo.
Wszyscy, co psioczą na mp3 zapominają, że to jest alternatywa dla kaset magnetofonowych, a nie haj-fi. I jako alternatywa dla kaset magnetofonowych ma same zalety.
Tak TRZYMAĆ!!! Rewelacja! Bardzo dziękuję za, swego rodzaju, podróż do przeszłości. Pozdrawiam
Brakowało Bez Kompresji 😶 Jakoś tak niekomfortowo sie robi, jak zbyt dlugo nie ma 😉
Nic dodać, nic podzielić.
Dziękuję i pozdrawiam.
Alternatywna inteligencja!
👌👌👌
nic dodać, nic ująć, przedstawienie i ocena zjawiska jak zwkle profesjonalne
Jak zwykle świetny materiał !! na najwyższym merytorycznym poziome
W 100% zgadzam się z każdym wypowiedzianym słowem na temat winyli,cyfry,muzyki,ludzi. Pozdrawiam.
Niestety Panie Tomaszu, pański świetny materiał został właśnie przebity. Na kanale HRejterzy w filmie "Audiofil" wyjaśniono ten fenomen bardzo obrazowo i w dodatku w formie skompresowanej do niecałych 4 minut. Polecam, ale jak ktoś nie lubi kompresji, to zawsze może wrócić do 0db 🤭
Ja obecnie mam faze na winyle i jako osoba wychowana na kasetach zaczalem doceniac ten nosnik wlasnie z powodów wynienionych w filmiku. W czasach Spotify i beznadziejnej segregacji w tej aplikacji prawie nigdy nie zapisuje calych albumów i ich nie slucham lub zapominam. Mając winyl podejmujemy konkretną decyzje czego chcemy słuchać. Zaczynam tez dostrzegac utwory ktore wczesniej zignorowalem. No i sam fakt, jak pieknie jest to wydane z dużą kartonową okładką ma swoje walory estetyczne. Zrobilem sobie galerie 9 winyli na scianie :)
Bardzo ciekawy jestem Pana nowej płyty!
Nie pozostaje mi nic innego, jak się z Panem zgodzić. Dawno temu, za siedmioma lasami... Bywało tak, że wpadała w moje ręce muzyka bardzo zjawiskowa, interesująco piękna, ale z półki niszowej. Kaseta wyświechtana z muzyką kopii z kopii. Słuchałem, jak nakręcony. Później, kiedy pojawiało się to na CD i można było to kupić, odkrywałem muzykę na nowo. Ale nie o tym... Słuchanie było świętem. Człowiek nie szedł do szkoły, albo robił zrywkę, że by zapaść sie w ten świat dźwięków.
Dzisiaj, mam pod ręką słuchawki i telefon. Słucham czego chcę i kiedy chcę. Czasem jestem w rozsypce! Normalnie, nie mam czego słuchać! Tego nie, tego też nie... Normalnie w d... mi się poprzewracało chyba. Gdzie ten klimat, gdzie te emocje...
Materiał świetny, interesujące refleksje.
100%. Dziękuję za dystans do materii.
To smutne ale to niestety dotyczy Panie Tomaszu obydwu stron, ten wspaniały poziom ekscytacji zarówno płytą, kasetą jak i nagraniem z Zodiaka z 3-ki na ZK245 który już nie wróci działa również ze strony twórczej, dostęp technologiczny niszczy bezpowrotnie nasz poziom kreatywności, pamiętam lata, gdy aranżacja zrobiona była na wymarzonym wyczekanym Bóstwie - u mnie to było M1, SQ1 potem SY85 czy TS10 i z pojedynczej próbki robiło się tysiące magicznych brzmień. Dziś zalew dostępnych barw wręcz przytłacza i zabija to co było piękne, to uwielbienie do pojedynczego sampla. Pozdrawiam.
Taka historyjka;
Kupiłem nową wkładkę MC skalibrowałem i lecimy, krążek z dobrze znaną muzyką (znaną z CD) odpalam i przestrach że szok, dźwięki latają po głośnikach, jakieś przeszkadzajki? Koniec, popsułem, tyle kasy, szybko igła w górę, lupa i oglądanie, ale nie wszystko gra, to o co chodzi?.
Takie moje zderzenie CD vus Winyl na dobrej wkładce.
He, he.... Panie Tomaszu, w czasach które pan pamięta (jak i moja skromna osoba) powszechną praktyką było przegrywanie płyt na taśmę i słuchanie muzyki z tychże właśnie. Płyty jako dobro trudno dostępne i wściekle drogie, posiadane przez szczęśliwców spoczywały przyobleczone w dodatkową kopertę ochronną z jakiegoś przezroczystego tworzywa. Znaczy.... nie mam na myśli płyt Lady Pank czy Wandy K. . Podejście to nasuwające się intuicyjnie było wzmacniane poradami z kącików dla melomanów (trochę zapomniane słowo) tematycznych Młodego Technika, Na Przełaj, Razem i kilku jeszcze innych tytułów. Tak więc wspomnienia z brzmienia to może z jedynego odsłuchu przez szczęśliwych posiadaczy czarnego złota, większość peerelowskich licealistów, studentów i robotników w fabryce znała brzmienie czarnego złota z kopii na taśmie. Co ciekawe większość słuchaczy była gotowa wybrać los męczenników głosząc przekonanie, że The Wall przegrane od np. Tomka (zbieżność imion przypadkowa i niezamierzona) z płyty na kasetę brzmi lepiej niż to samo The Wall nagrane na kasetę w fabryce :-)
Żeby nie było - jestem pana fanem i subskrybentem 🙂
Wolę CD. Słuchałem winyli przez 30 lat. Dziś mogę kupić płytę z lat 80 za 30 zł vs winyl 170 zł tego samego wykonawcy. Oczywiście kocham dotykać płyty i oglądać okładki...ot taki fetysz. Pozdrawiam i dziękuję. Miłego dnia
Bardzo podoba mi się Pana poczucie wolności.
Oglądałam niedawno wypowiedzi na amerykańskiej stronie Rick Beato i brytyjskiej Wings of Pegasus, którzy udowadniają, że współczesne koncerny i dostępne technologie zabijają muzykę w pogoni za zyskami. Głosy miernych wokalistów są 'poprawiane' a muzyka instrumentalna redukowana lub eliminowana. Powstaje produkt do wykorzystania w supermarkecie. To jest szerszy problem. Być może w Polsce tego jeszcze nie dostrzegamy. O tym, czym jest "najlepszy z możliwych dźwięków" decyduje inżynier bez słuchu, a nie artysta.
Jest coś w tym co piszesz, jednak ja bym tutaj nie węszył jakiegoś spisku przeciwko ludzkości. Po prostu zalewa nas masa bardzo miernych urządzeń do odtwarzania muzyki - malutkie pierdziawki bluetooth, głośniczki w telefonach, słuchaweczki BT. Aby muzyka w ogóle jakoś zagrała na takich sprzętach musi być bardzo mocno obrabiana w studio podczas masteringu. kilkanaście lat temu wszyscy śmiali się, że muzykę POP kompresuje się na 3 db. Obecnie kompresuje się już na 1db. Co oczywiście zabija kompletnie ducha muzyki, jakąkolwiek dynamikę (makro i mikro) i emocje zawarte w utworze. Wokal też oczywiście musi być przepuszczony przez kilka filtrów. Tragedia.
Problem nie w technologii, choć pośrednio trochę tak. Zauważyliście jak zmieniły się sposoby komponowania? Loopy i musowa przydatność do tańczenia zamordowały melodię i sprawiły że wszystkie 60 mln piosenek pojawiających się rocznie na Spotify brzmi tak samo.
@@mpingo91 Właśnie to przede wszystkim kwestia technologii. Chłam był zawsze, ale w dawnych technikach nagraniowych wytwarzanie i rozpowszechnianie go było trudniejsze. Przykładowo, chcemy nagrać sobie piosenkę rozrywkową która stanie się przebojem i przyniesie nam zysk. Aż do końca lat 70tych musimy zaangażować nie tylko studio i piosenkarza, ale także żywą orkiestrę, pełną orkiestrę kilkunastu muzyków i znaleźć wydawcę który nam to wyda na płycie. W latach 80tych mamy już syntezatory, podkład możemy zrobić na klawiszach ale dalej potrzebne studio, piosenkarz który choć trochę umie śpiewać i wydawnictwo płytowe. W latach 90tych wchodzą aranżacje komputerowe, studio potrzebujemy tylko do nagrania śpiewu, ale wydawca płyt i kaset dalej potrzebny. A potem w XXI wieku rozwinęła się technika komputerowa, możemy nie tylko sobie zrobić podkład, ale również śpiew nagrać w śmieciowych warunkach i obrobić go sobie komputerem. Rozpowszechnić to możemy za darmo w internecie i cyk - wrota do masowej i bezkosztowej produkcji otwarte...
@@gallanonim1379 A niby ile takich utworów zrobionych w łazience na laptopie po pijaku przez trzynastolatka okupuje topkę Spotify albo Billboard, czy playlisty RMF-u? Tam jest chłam robiony w drogich studiach przecież.
@@mpingo91 No niekoniecznie, większość taśmowych tworów dych wszystkich półanonimowych "DJ" to akurat Cubase plus nagrany w przysłowiowym kiblu własny śpiew przetworzony komputerem, albo ostatnio nawet i za śpiew robi generator.
W punkt! Pozdrawiam serdecznie.
Wytłumacz mi co jest punkt. Bo muzyka pozyskiwana z internetu to przeważnie tragedia. Mam ucho i dlatego chcę mieć jak najlepszy dźwięk.
Coś za coś. Spotify i TH-cam to światowe oceany muzyki i jestem wdzięczny artystom i inżynierom za możliwość surfowania po nich. Mam też płyty cd i vinyle. I je nadal lubię i kupuję czasem. Po prostu slucham muzyki i lubię eksplorowac nowych artystów a lubię też moje stare plyty.
Gratuluję! Pięknie powiedziane.
Stwierdzenie...że jestem pod wrażeniem tego co Pan powiedział...to za malo....merytorycznie, rzeczowo i....pięknie. Pana głos...jest jak muzyka . Dziękuję
Fantastyczny felieton mówiony. Odnalazłem się w zdaniu o tym, że dawniej słuchało się płyt w całości. Też tak robię... oczywiście z płytami na Spotify 🙂 Kiedyś mi to córka wytknęła jako anachronizm. Pamiętam też jak kupowałem kasety - po drodze, gdzieś na dworcu, w sklepie muzycznym, czasami nawet jechałem do innego miasta. Wracając od razu słuchałem. A potem szedłem do znajomego i razem przeżywaliśmy, że już możemy posłuchać konkretnego nowego albumu konkretnego zespołu w którym grały konkretne osoby, itd. Niepowtarzalne wspomnienia.
Wspaniały kanał i świetny merytorycznie przekaz. Może właśnie dlatego tak razi niewłaściwe akcentowanie wyrazów obcojęzycznych t.j. np muzyka, dynamika. To, co, z bólem duszy, można akceptować u amatorów, specjaliście od dźwięków najzwyczajniej nie uchodzi. Proszę się poprawić.❤
Nikt nie jest doskonały :-) Pozdrawiam!
Ciekawy felieton!
Mój ulubiony Profesor Dźwięków nadaje... Nareszcie!🫡 Odpalam słuchawy i jazda!🎧👊
Może lepiej nie było, ale muzyka mi spowszedniała, jak dla mnie uszła z niej wyjątkowość, którą "zapewniała graniczona dostępność do niej".
Witam Ja Uwielbiam słuchać muzyki na w czarnych krążkach i na taśmach dlatego gdyż zapisy cyfrowe są zbyt sterylne a dźwięki które nas otaczają każdego dnia są naturalne i mają wiele harmonicznych Myślę że dlatego studia nagrań wracają do analogów Pozdrawiam
oglądamy
Dzisiejsze analogi również uwzględniają rozwój techniki audio - są w większości po cyfrowym remasterze, na 180-gramowym winylu i gadają znacznie głośniej niż ich odpowiedniki sprzed lat. Wynika to z tego, że mało komu chce się budować aparaturę dedykowaną do ich odsłuchu (z braku kasy/czasu/miejsca) i słucha się tego przez głośniczki bluetooth, kina domowe i inne ustrojstwa, na widok których audiofile przeżegnali by się lewą ręką. Ciężko przy takim podejściu mówić o nabożnym stosunku do winyla - jest to po prostu dobra zabawa, przy której można trochę pocelebrować muzę i tyle.
zawsze ludziom powtarzam - to ty masz być cwany a nie twój telefon. ale to ja - last man standing bez cwaniaka w kieszeni.
Słuchajcie muzyki na czym tylko chcecie, tylko BŁAGAM - nie wmawiajcie mi, że dźwięk z winylu jest lepszy niż dźwięk CD, bo kiedyś ktoś wszedł ze mną w polemikę że CD jest gorsze od winylu. Nie znam się na dźwięku, ale jak coś odczytywane igłą może mieć lepszy dźwięk od płyty CD, jeżeli każde odtworzenie minimalnie pogarsza jakość dźwięku?
może, bo paradoksalnie przez to, że CD daje większe możliwości dźwięk można pogorszyć przygotowując pod gusta wspomnianych w felietonie 95% słuchaczy. Podnosząc głośność, kompresując dynamikę. Problem jest taki, że to się robi dla prawie każdego wydawnictwa i utworu. Oczywiście teoretycznie to CD daje lepsze parametry techniczne, lepszą jakość. W praktyce jednak zwykle jest tak, że brzmi gorzej. Co więcej, zniekształcenia wprowadzane w torze analogowym (vinyl, lampy) potrafią być miłe dla ucha, mimo że to obiektywnie gorsza jakość (większe zniekształcenia) potrafi brzmieć lepiej.
@@KrzysztofKowalski-s6ezgadzam sie, pomijając trzaski i szum muzyka brzmi lepiej
Nie ma ograniczenia pasma które ma format CDAudio zawartego w Red Book, które było porozumieniem Sony-Philips.
A ja mam od lat takie moje proste przyzwyczajenie jeśli chodzi o płyty vinylowe i cd.
Ze względu na to że lubię różne gatunki muzyczne to mam prostą zasadę, zespoły typu AC/DC,Iron Maiden czy Black Sabbath słucham na vinylu a Mike Oldfielda,Tangerine Dream J.MJ.Police Dire Straits lub ELO na cd.nie ma co pisać że przy muzyce Heavy Metal może sobie ta płyta winylowa trochę nawet trzeszczeć to i tak nie przeszkadza😊
@@adamkowal7428 przy koncertowych nagraniach punkrocka jest to słyszalne jeszcze bardziej
To wyznanie jest bardzo tożsame z moim ;-). I cieszę się, że ktoś to mówi, bo tylko sprawia to uśmiech na mojej twarzy. Ale to może wynikać też z tego, że jesteśmy " z tego samego okresu". 🙂
Mam ok 600 płyt czarnych, pełno CD, ale dotarło do mnie, że cyfra bez stratnej kompresji może brzmieć wspaniale też z plików i serwisów oferujących strumień FLAC w jakości CD.
Kupiłem prosty malutki DAC Dragonfly Red i wziąłem abonament Deezer, który nadaje we FLAC. I o to chodziło!
Problemy są dwa: ludzie strimują ze Spotify w mp3 (kompresja stratna) i na to jeszcze słuchawki/głośniki Bluetooth (kolejna kompresja stratna!). Co w połączeniu powoduje już konkretny ubytek jakości.
Oczywiście jak ktoś słucha Martyniuka z pojedynczego głośnika "super bass" to i tak nie do niego jest to adresowane.
Reszcie przypominam, że Bluetooth to wciąż kompresja stratna, podobnie jak przereklamowany Spotify. Pozdrawiam.
Mam z 500 vinyli z 400 CD 4 dyski zewnętrzne z plikami FLAC itd 😅i dobrze mi tak teraz mam kłopot człowiek się starzeje czy zdążę wszystkiego wysłuchać bo czasu mało zostało a słuch już nie ten i jeszcze Internet radio itd....jak żyć 😅
@@adamkowal7428 słuchać jednocześnie kilku nagrań (oczywiście radio i YT też włączone oraz dwa kanały TV). To co przyciągnie uwagę - jest najlepsze.
Święte słowa. Amen
Podoba mi się głos rozsądku.
Zaś pewną wadą winyli jest ich pojemność. Tzn że nawet zwykły lp wymaga przerwy na oswrocenie strony. Co gorsze coraz częściej widzę takie płyty rozbite na dwa winyle. Czyli co 20 minut trzeba ruszyć tyłek. To spora niedogodność. A co dopiero jak mamy np zarejestrowany koncert? Nagle się okazuje że to 3 albo 4 płyty. Z jednej strony kusi atrakcyjna forma graficzna i aspekt kolekcjonerski. Z drugiej odstręcza niepraktyczność takiego rozwiązania. W przypadku strrsmingu odpalam taki koncert i na dwie (albo i więcej) godziny zapominam o świecie. A przy winylu muszę przerywać słuchanie. Szkoda.
2 razy LP na obrotach 45 zamiast 33 daje lepszy bas, bo szersze są wtedy odstępy między rowkami i można uzyskać większe wychylenia igły.
Dziękuję za następny materiał, za chwilę 50k sub nic tylko pogratulować 🍾🥂 pozdrawiam
Faktem jest że dzisiejsze płyty i tak powstają na DAW, Master też jest cyfrowy.
Pod koniec lat 1970 tych Soundstream i Nippon Columbia używały podczas zapisu magnetofonów cyfrowych właśnie po to by końcowy produkt na płycie winylowej był wyższej jakości niż większość wydawanej wtedy muzyki.
A co smartfona, to zakładam Sennki z serii HD6**, czy nie byle jakie IEMy podłączone to wysokiej jakości DAC'a/wzm słuchawkowego i słucham często tej wartej słuchania i dobrze nagranej muzyki z dodatkowej pamieci. Czy jest w tym jakieś zło. Nie zawsze mam dostep do swojego pokoju ...
Dla mnie osobiście płyta winylowa to wyjątkowa przygoda bo to trochę jak podróż w czasie. Kiedy włączam sobie na przykład płytę Rolling Stonesów z 1965 roku to przenoszę się do tego roku, bo słucham czegoś co było wtedy wyprodukowane. Myślę o okładce która ma prawie 60 lat, myślę o historiach ludzi, którzy posiadali ją przede mną. Co robili słuchając tej płyty, co się dalej z nimi stało że płyta trafiła do mnie. Coś takiego mam właśnie z winylami
ja tak mam z CD które kupuje używane z lat np 90tych :)
Dopiero co słuchałem Ricka Beato, jak mówił, jak się dziś inaczej słucha. Ale tak sobie myślę - kto nam zabroni słuchać inaczej? Taki powrót starego, ale jeśli chodzi o sposób słuchania, nie reprodukcji. Ostatnio zrobiłem eksperyment i posłuchałem, sam w ciemnym pokoju, na słuchawkach, CAŁEJ PŁYTY (należałoby powiedzieć albumu na Spotify raczej). Ciekawe doświadczenie, i pomogło mi polubić więcej utworów niż zwykle. Aczkolwiek chyba każda płyta ma ten jeden numer, który zawsze się przeskakuje ;)
ja lubie kupować płyty. Ale nie ma tego dużo. Bo czasami tylko 1-2 kawałki są super. Vangelis? Uwielbiam że 3-4 płyty reszta mi nie podchodzi. Większość artystów to dla mnie Twórcy Jednego Albumu :)
@@wp7310 Mam podobnie jeśli chodzi o Twórców Jednego Albumu, albo nawet i Jednego Utworu. Ale tu się sprawdza taki Spotify - no raczej nie kupiłbym aż tylu albumów dla 1 utworu, nie stać mnie zwyczajnie. Zastanawiam się, czy jest w ogóle wykonawca, którego mógłbym wciągnąć całą dyskografię. Chyba nie mam takich, chociaż chyba najbliżej tego był zespół The Doors - może dlatego że wydali niewiele płyt zanim Jim zszedł. No i Nirvana - z tego samego powodu.
O to to to, ja jestem z czasów taśm, na płytach to mi rodzice bajki puszczali w latach 80. ;) ale też z nostalgią wracam do czasów kiedy każdy posiadany album był przesłuchany w całości. Teraz prosto jest "skipować", kiedyś można było odkryć coś w piosence która na początku nam nie "siadła", ale siłą rzeczy słyszało się ją zawsze, kiedy dany album był włączony.
Mojj 10 letni syn kupił mi z mama gramofon ( na moja prosbe, chcialem zeby mieli ci kupowac na rozne okazje , bo nigdy nie widzielijaka niespodzianke zrobic tacie) , od 3 miesiecy nie odpuszczamy weekendu żeby nie pojdc polowac na starego rocka lat 70. Ja nigdy nie sluchalem progrocka ! A teraz prosze caka olyta Marillion leci od początku do końca, Deep purple, Yes (o jes nawet nie slyszalem) , .. koleocja rosnie przerazajaco szybko. My soedzamy razem wiele godzin sluchajac , rysujac i czytajac . A w kacue trzeszczy patefon Technics. Za ten czas z moim synem jestem płytom wdzięczny na zawsze. Acha ... I odkrywam muzykę ktorej nigdy nie slyszalem. Obecnie zakochany jestem w Camel.
I o to właśnie w tym chodzi:) To taki "A Kind of Magic" (swoją drogą polecam, świetna płyta)
Tomasz Wróblewski - dźwięk rozsądku w Twoim domu :D
Świetnie powiedziane. Szacuneczek ...
Jak miło Pana posłuchać i prawdę jaką niesie za sobą tekst .Jestem rocznik 59 i całkowicie sie zgadzam bo 50 lat słucham muzyki teraz najczesciej z Tidala chćiaż mam dużo czarnych płyt i kilka setek CD nazbierało się przez życie.Pozdrawiam
Bywają płyty gramofonowe które wytłoczono w latach 60tych 70tych ze świeżych wówczas taśm i bywają analogowo poprawione ( zremasterowane) w tamtych czasach nagrania nawet z lat 50tych. Takie winyle ( jeśli są w należytej kondycji i spotkają się z dobrym sprzętem do reprodukcji) stanowią niekiedy najlepszy jakosciowo dostępny nośnik ( zapis ) tej muzyki. Skonfrontowałem kilka zdobytych albumów z tym co można zdobyć w postaci nagrań cyfrowych i mimo że remastering ( możliwości renowacji) starych taśm są obecnie na bardzo wysokim poziomie to skłaniam się ku niektórym winylom z epoki. Nie wszystkim , ale jest tego trochę . Dla mnie kupowanie współczesnej muzyki wcześniej nagraniej z zmasteringowanej cyfrowo na winylach to w większości podążanie za modą. Chyba że... Są jeszcze albumy nagrywane metodą direct to disc bez obróbki prosto z analogowego miksera albo z ino dwóch mikrofonów. Bywają też takie ( współczesne) , które nagrano i tak i tak, czyli cyfrowo i analogowo. W takich sytuacjach można sie pokusić o konfrontację którą niestety tani analog( wkładka i cała reszta) może przegrać z tanią cyfrą. Podnosząc pulap cenowy analogowych systemów możemy dojść do subiektywnego wniosku że tańszej cyfrze czegoś brak itd itp. Dla mnie niektóre, wybrane winyle to poprostu kapsuły czasu i dla nich warto trzymać w domu gramofon z dobrą wkładką .
Nie mówi się "ino" ! Ino jak? Ino "tylko".
@@Kris-hu4vr ino ja wolę moje ino. Wolność słowa / swoboda wypowiedzi
Zawsze człowiek miło wspomina rzeczy ze swojej młodości. Stąd powrót do winyli i za jakiś czas pewnie kaset. Pamiętam czasy nagrywania muzyki z radia, wycinania przerw, gadania prowadzącego itd. Czy te czasy były lepsze? Nie. Były inne. Wszystko ma swoje plusy i minusy. Niech każdy słucha co lubi i na czym chce. Dlaczego nie wracać do dźwięków młodości? Lubimy wspominać, więc i wracać do tego było. Można kupić stary sprzęt, który kiedyś był poza naszym portfelem. I cieszyć się tym czym chcemy. Na tym polega wolność.
@@mstozsto4756 to była w pewnym sensie przygoda. Pewnie wiele osób chciałoby przeżyć to jeszcze raz. Niby było ciężko ale ludzie byli szczęśliwi. Może nawet więcej osób było szczęśliwych tym co mieli. Dziś mają więcej i czy daje im to tyle satysfakcji? Mieliśmy się gorzej niż na zachodzie. A mimo to wielu chętnie do tych czasów wraca.
@@Micha-dx2xw A skąd wniosek, że ludzie dzisiaj mniej szczęśliwi? To do utraconej młodości ludzie chcą wracać, nie do tamtych czasów. Moda na retro i pielęgnowanie nostalgii jest po prostu tym, co pozwala nam odtwarzać wspomnienia, ale nie ma co do tego słusznie minionego okresu dorabiać ideologii przez pryzmat pojedynczych wspomnień. Dzisiaj nikt już nie pamięta ile razy ulubiony utwór przepadł przez wciągniętą lub przypadkowo nadpisaną kasetę, albo ilu tytułów zasłyszanych utworów nigdy nie poznał.
@@Tarets pieniądze i technika szczęścia nie dają. W danym czasie akceptujesz to co jest (w sensie postępu technicznego) i raczej trudno sobie wyobrazić co będzie kiedyś i być z tego smutnym że dziś tego nie mam. Płyty CD miały swój pierwowzór gdzieś w latach 80tych ale mało kto o tym wiedział i już żałował, że nie ma tego na co dzień
@@Micha-dx2xw Ok, ale co to ma do mojego komentarza? W sensie - z którym fragmentem polemizujesz?
@@Tarets o wniosku że ludzie są teraz mniej szczęśliwi. Oczywiście ciężko udowodnić kiedy byli bardziej szczęśliwi bo to raczej nie do sprawdzenia i nie do porównania.
Dziękuję ❤
Co prawda najczęściej słucham muzyki w TH-cam music, ale zbieram również płyty gramofonowe, kasety magnetofonowe i płyty kompaktowe. Nie wszystko co się ukazało na nośniku zostało zostało udostępnione w internecie, a nawet jeśli dzisiaj jest, to czy będzie za 10 czy 20 lat? Nikt tego nie wie...
Najczęściej wybieram płyty gramofonowe, nie z powodu lepszego brzmienia, a pewności że kupuje oryginalny produkt, a nie bazarową podróbkę. Niestety kupując płytę lub kasetę z lat 90 na allegro, widząc jedynie okładkę nie sposób rozpoznać pirackie wydanie.
super uwagi!!
😘
Ach ten otwarty umysł Autora felietonu. Genialny materiał.
100% racji.
Od siebie dodam, ze plyta gramofonowa brzmi lepiej od CD, kiedy to wydano we wczesnych jego latach.
Chyba najlepszy przyklad, z posiadanych, to 90125 grupy Yes.
Do tego gramofon to fajny mebel 🙂
następny.... :D
@@technik303 Słuchaj z czego chcesz i daj to robić innym.
Tych które grają z lepszą dynamiką od CD jest może 2-5% i w większości są to single nagrane z prędkością 45. Nawet najlepiej nagrany LP na wewnętrznych ścieżkach będzie brzmiał kiepsko. Druga sprawa to taka, że prawdziwych płyt trzeba szukać na rynku wtórnym, bo nowe winyle są nagrywane z cyfrowym masteringów często są kopiami z CD. Znalezienie 30-40 letniej płyty w stanie idealnym jest jak znalezienie dziewicy w burdelu.
Kolejny błąd jaki popełniają winylowcy to taki, że porównują stare płyty ze współczesnymi CD. W latach 80" wydawano płyty CD w rewelacyjnej jakości to właśnie ta różnica spowodowała wyparcie winyli z rynku. Płyty CD zaczęto psuć dopiero erze cyfrowego cyfrowego masteringu czyli mniej więcej od 92 roku. Wtedy każda płyta była skompresowana mniej lub bardziej, wiec jak szukasz czystego nieskompresowanego dźwięku to znajdziesz go na wczesnych wydaniach płyt CD a nie na zdartych winylach.
@@alchemik2010
Wiecej niz 2-5%, moim zdaniem.
Po prostu pierwsze cd digitalizowane byly nieporadnie.
Do tego przetworniki analogowo-cyfrowe tez ewoluowaly i w latach 90 akazalo sie, ze mozna lepiej odtworzyc cd. Stad fala plyt remasterowanych.
motyw alternatywnej inteligencji zmusił mnie do pokory 😁
Zamiast powiedzieć : "ty idioto", można powiedzieć : "prezentujesz skrajnie alternatywny poziom inteligencji". Tak - mniej / więcej - działa dyplomacja. W języku dyplomatycznym określenie : "spierdalaj stąd" ubrane jest w takie słowa, że odbiorca poczuje dreszcz emocji przed nadchodzącą podróżą.
Dziękuję bardzo za materiał. Fajnie jest się cieszyć świetną jakością cyfrowego dźwięku, ale zawsze, gdy biorę do ręki płytę gramofonową to czuję się lepiej. Może to winyloterapia?
Świetny odcinek, za loudnes war powinna byc minimum kara chłosty. Odnośnie źródeł sygnału to tylko wav oczywiście odtworzony na urządzeniu liniowym lub plyta cd oczywiście odtworzona na liniowym cd, oczywiście ta plyta cd musi byc nie spieprzona w tłoczni/a często tak bywa/.
Gramofon fajna sprawa ale jako równoległe źródło sygnału,bo jak wiadomo nigdy gramofon nie zagra referencyjne bo nawet sam proces masteringu jest inny niz dla płyty cd.Muzyka z serwisów streamingowych ?-nie ma pewności skad sa te pliki,czy sa to ripy z płyt,czy pliki z taśm matek,generalnie masakra,temat rzeka.
@@mstozsto4756podczas ripowania płyt nie ma trzaskow żadnych ,w celu badań jakości plików zrobiłem setki ripow i dźwięk jest nie skażony żadnymi trzaskami ,inna sprawa to jakość dźwięku w zależności od typu pliku.
"oczywiście ta plyta cd musi byc nie spieprzona w tłoczni" - jak CD może być spieprzone w tłoczni? Albo hasa albo nie hasa.
@@krzysztofkubis5059 mam zdublowane płyty te same i grają inaczej,jedna gra klar ,druga zamulona,takich płyt mam 6 .
@@esaudiolab8490 To ciekawe, nigdy o czymś takim nie słyszałem. CD to nośnik cyfrowy. Albo sygnał jest, albo go nie ma. Może to kwestia wydania? Albumy poddawane są remasterom, czasem niezbyt udanym...
@@krzysztofkubis5059 płyty te same ,te sam label,kod kreskowy, wydawnictwo ,to jest skandal.
Świetny opis rzeczywistości
Łatwość dostępu niekoniecznie jest zaletą. Dotyczy to nie tylko muzyki. Kiedy w celu dowiedzenia się czegoś o czymś trzeba było podejść do półki, wziąć odpowiedni tom encyklopedii, znaleźć odpowiednią stronę i poczytać, to na dłużej to zostawało w głowie. Gdy wystarczy wpisać i już jest definicja z Wikipedii albo jeszcze mniejszym wysiłkiem dostaje się wszystko na tacy od AI to czytamy i już nie pamiętamy...
super material, niedawno, 3 lata temu zadecydowalem ze chcemiec wszystkie formaty i je sobie powaznie porównać ale to fakt ze streamowanie to lipa, spoko bo jest dostep ale majac fizyczne media to sie tego slucha i sie tego dotyka itd. place co miesiac za amazon premium aby miec flack czyli cd jakosc ale dalej najczesciej slucham czy to z cd, dat, minidisk a o kasecie czy vinylu nie wspomnę, to jest jak rytual a stream to taka tymczasowka aby sie zapoznac czy warto cos kupic. jakc cos fajnego znajde to kupuje fizyczne media.
Jednak niewątpliwie rośnie liczba młodych ludzi tracących słuch. Efekt życia w hałasie. Częścią tego hałasu są słuchawki w uszach lub na uszach młodych ludzi oraz cyfrowa muzyka przepuszczona przez elektroniką czy oprogramowanie, aby było zawsze głośno.
To nie jest mój wymysł, to fakt o którym piszą w Polsce i na świecie.
Tu trzeba chyba zrobić przerwę i przyznać, co jest na rzeczy. Nie można przejść obok. Związek ilości z jakością tu ma swój efekt.
P.S. Pomijam tu sprawę psucia muzyki, nawet starych nagrań, których po prostu nie da się słuchać.
Mi najbradzej odpowiada płyta winylowa ze względu na moje dziwne upodobanie do rzeczy fizycznych. Mam tak ze wszystkimi zapisami kultury filmami, książkami czy muzyką właśnie. Lubię to że mogę tę płytę wziąć w ręce, lubię te duże okładki albumów, lubię to ze jestem w pewnym sensie odpowiedzalny za swoje płyty i jak bedę o nie dbał to nikt i nic mi ich nie zabierze. W skrócie dla mnie cyfra "to jednak nie to samo". :)