Nie umiemy tego robić, musimy się tego nauczyć. Łączyć dwa procesy - stawiać granice i akceptować uczucia, które to wywołuje. Wielka sztuka, precyzyjne umiejętności. „Dla dziecka, które czuje, że jest rozumiane, samotność i poczucie krzywdy stają się mniej dotkliwe, ponieważ uczucia zostały potwierdzone. Gdy matka okazuje, że rozumie, miłość dziecka do niej pogłębia się. Współczucie matki służy jako emocjonalny opatrunek na zranione ego.” (H. Ginott, 1998, s. 17)
Myślę sobie, że tutaj chodzi o psychologiczny budowę jednostki uczącej się. Znam osoby, które są bardzo ciche i zgodliwe, boją się krytykować. Z drugiej strony znam osoby, które od razu mówią takie rzeczy, że zaczynam wątpić w swoje życie haha. O chłopie, ile wyświetleń!!! Gratulacje!!! Działam tam!!! Wyrabiaj solidny tonaż wyświetleń!!!
Bardzo mi to bliskie. Gosia Stańczyk pięknie to ujęła, pisząc o zmianie postrzegania rodzicielstwa jako "roli", na rzecz rodzicielstwa jako relacji.❤️ Wspiera mnie taka perspektywa i chcę się jej uczyć. Dzięki!:)
Wypełnianie roli (nawet w pełni) nie wystarcza. Solidna relacja pozwala na dzielenie się zadaniami, współpracę. Wtedy młody człowiek nie jest przedmiotem wychowania tylko świadomym uczestnikiem
@@MaciejJonek_proces dzięki za to!:) Mam taką myśl, że dla mnie w tym kontekście ważna jest też uważna relacja... ze sobą, bo pozwala być w kontakcie z tym, co się we mnie wydarza w relacji; wchodzić w kontakt z drugim człowiekiem trochę bardziej z miejsca wyboru, a trochę mniej z automatu (roli, powinności,.itd.)..
Znam osoby, w naszym społeczeństwie, dla których taka opieka jest codziennością, także nie skreślałbym całego społeczeństwa. U siebie widzę, że wymaga to świadomej pracy i rzadko jest łatwe
@@MaciejJonek_proces bardzo miło to słyszeć. Ma Pan rację, niepotrzebnie wrzuciłam wszystkich do jednego worka. Ja niestety nie mam tyle szczęścia i w swoim otoczeniu nie mam nikogo takiego 🙁 i mimo prób sama nie jestem osobą, która potrafi zaopiekować się swoimi bądź cudzymi emocjami... Ale staram się, a poznawanie siebie na terapii zdecydowanie pomaga.
Jeśli nie widzisz takich osób i nie doświadczasz tego to pewnie bardzo trudno jest wziąć na siebie odpowiedzialność za bycie dla innych. Nikt tego nie wymaga i nie daje wzoru. Bohaterstwa można wymagać tylko od siebie i nie zawsze trzeba
nie cierpie osób które mie szanują granic i mam w dupie czy kogoś to zrani, jeśli tak to niech ta osoba spierdala ode mnie jak najdalej mam za sobą przykre traumy nie szanowania słowa nie i przez to boje sie dotyku mężczyzn jebac takich ludzi ktorzy po wyznaczeniu granic nadal cię dotykają
Ja mówię o sytuacji między osobą profesjonalnie wychowującą dziecko a osobą wychowywaną. Często jest tak, że osoby, którym narzucano granice przemocą nie potrafią ich przestrzegać bez przemocy, albo nawet podejść do granicy bez przemocy. Często wtedy krzywdzą. Stawianie granic takim osobom nie ma pełnić funkcji wychowawczych tylko ochronne. Nie ma obowiązku troszczenia się o napastnika. Przykro mi z powodu twoich doświadczeń. Absolutnie nie próbuję powiedzieć, że można dotykać kogoś, kto się na to nie zgadza.
Efektem ubocznym tego co pan proponuje jest to że dajemy sygnał dziecku że coś nam się nie podoba ale nie ponosi ono żadnych naturalnych konsekwencji ani nie czuję że my się z tym źle czujemy. Przykład a nie wykład drogi Panie dzieci nie uczą się na podstawie tego co mówimy działają bardziej prymitywnie akcja reakcja Jest to bardzo nie naturalne zachowanie wymysł współczesnej psychologii dziecięcej. Ja znam to o czym Pan mówi z książki rodzicielstwo bliskości i pokrewnych poradników. Niestety też widzę efekty takiego podejścia do dzieci i są one przerażające. Dzieci nie radzą sobie z emocjami złością biją rodziców w ataku złości a 5 min pózniej są ukochiwane. Czego to uczy? Że granice to tylko słowa i nic więcej się nie stanie mogę robić wszystko. Dzieci bliskosciowe w przedszkolach są w szoku bo inne dzieci i panie nie akceptują już wszystkiego. Że Tomek nie chce się bawić bo naruszam jego granice a mama i tata bawili się nawet jak krzyczałem burzyłem i wyrywałem im klocki. Mówili że jestem wspaniały Dzieci bliskosciowych mają problemy które kiedyś nie istniały. Nie jestem za karami i biciem ale poszliśmy jako społeczeństwo za bardzo w drugą stronę i robimy z dziećmi coś czego jeszcze nigdy nie było w historii To jest chore co się teraz dzieje. Te dzieci nie radzą sobie kompletnie bo żyły w domu w jakiejś bańce Czytałem o badaniach skąd to wszystko się wzięło i nie mogłem uwierzyć. 30 min obserwacje kilkoro dzieci z matkami w różnych scenkach albo eksperyment z małpą i dwoma matkami jedna z włóczki druga z drutu. I ktoś na podstawie tak słabych dowodów napisze książkę potem robi ona furorę w wychowaniu dzieci to jakiś jeden wielki społeczny eksperyment. I proszę nie mówić że to Pana przemyślenia to wszystko to co Pan powiedział znałem już wcześniej z tych poradników.
W filmie odnoszę się do bardzo konkretnej sytuacji: stawiamy granice i przyjmujemy reakcję dziecka. To jest umiejętność i jak każda może być opanowana w stopniu niewystarczającym. Natomiast stawianie granic bez poszanowania reakcji dziecka jest przyczyną nieumiejętności młodego człowieka do poradzenia sobie z emocjami, a nie w drugą stronę. Nie ma czegoś takiego jak niewspółczesna psychologia dziecięca. Istniały opisy psychologiczne dzieci przed Wojną, natomiast nie są klasyfikowane jako psychologia rozwoju lub psychologia dziecka. Rodzicielstwo bliskościowe jest modą w wychowaniu, ma swoje podstawy w wiedzy psychologicznej, ale wykracza poza nie. Klasyfikacja dzieci jako "bliskościowe" jest sztucznym włączaniem dzieci do nieistniejącej kategorii, co pozwala uznaniowo dokonywać klasyfikacji i krzywdzić wypowiedziami takimi jak powyższa. Wrzucanie ludzi do uznaniowych grup jest podstawowym narzędziem dehumanizującym. Posługiwali się nim na przykład naziści. Słowo "ale" w zdaniu neguje to, co się przed nim pojawiło. Zatem jeśli pisze Pan "Nie jestem za karaniem i biciem, ale" to znaczy, że jest Pan za karaniem i biciem. Historia zna wiele przypadków negatywnego wpływu relatywizacji zasad na młodzież. Jednym z pierwszych opisanych jest działanie Sofistów w V i IV w. p.n.e. Czytanie o badaniach i rozumienie wyników to dwie różne rzeczy. Wykonano więcej badań niż Pan przytoczył. Moje refleksje są moje. Nie trzeba się z nimi zgadzać. Można dostrzegać podobieństwa mojego stanowiska do innych. Moja myśl opiera się na przesłankach z mojego doświadczenia, odbyła się we mnie i ja o niej opowiadam. Jeśli ktoś ma podobne wnioski, to wcale nie znaczy, że pomyślał moją myśl. Poza tym, mój kanał. Ja decyduję co mówię i tu leży granica, którą próbuje Pan przekroczyć. Nie zgadzam się i spodziewam się, że to Pana złości.
@@MaciejJonek_proces Serio próbuje mi Pan umniejszać porównując moja odpowiedź do Nazistów oraz mówiąc że popieram bicie dzieci 🤦🏼♂️. Mamy inne doświadczenia mamy inne zdanie. Znam rodziców praktykujących bliskosciowe podejście do dzieci. Te dzieci mają bardzo dużo problemów rodzice uważają że tak ma być czy to skok rozwojowy czy bunt 4 latka albo że był zmęczony. Dziecko nie radzi sobie z emocjami wpada w szał lub płacz 20-30 razy na dzień. Poziom stresu tych dzieci to jakieś ekstremum ale tak ma być. Według tych rodziców to normalne dziecko wyraża emocje bo czuje się bezpiecznie. 🤡 Trochę mi szkoda jednak tych dzieci i wykończonych ich zachowaniem rodziców którzy mimo to idą w zaparte bo ktoś napisał że tak ma być i to kiedyś procentuje. A ich dzieci dzięki temu będą silne i asertywne
Ja nie umniejszam tylko stawiam granice. Na zdania dopuszczające przemoc się nie zgadzam. Jeśli nie mówimy o wszystkich dzieciach "bliskościowych" tylko o kilku, które Pan zna to sprawa ma się inaczej. W tym co Pan mówi zgadzam się, że dzieci powinny mieć problemy, bo świat na którym żyjemy przysparza problemów i nie widzę powodu, żeby oszukiwać dzieci, że tak nie jest. Dziecko (zgodnie z najtrafniejszą znaną mi definicją) jest człowiekiem niedojrzałym, zatem nie powinno umieć sobie radzić z emocjami, bo wtedy przestaje spełniać kryteria definicji. Faktycznie łatwiej jest wyrażać emocje gdy czujemy się bezpiecznie. Im częściej wyrażamy emocje tym lepsi się w tym stajemy. Poziom stresu to osobna sprawa i nie wynika z samego wychowania. Warto opanowywać umiejętność bycia w stresie i jak każdą umiejętność, jeśli zaczniemy ćwiczyć wcześnie to szybciej ją opanujemy. Osobną kwestią jest regulacja emocjonalna (też umiejętność i też żeby być dzieckiem trzeba ją mieć na poziomie dziecka). Mam wrażenie, że odwołuje się Pan do jakiegoś wzoru dziecka, ale nie chciałbym wyprzedzać i narzucać do jakiego. Zachęcam, żeby podzielił się Pan takim swoim punktem odniesienia. I tak z osobnej strony, o nazistach nie pisałbym wielką literą.
Stawianie granic bez jednoczesnego przekazywania dziecku uczucia, że jesteśmy zaniepokojeni lub smutni z powodu jego zachowania, wydaje się być nienaturalnym elementem nurtu rodzicielstwa bliskości. W moim podejściu do pedagogiki kładę nacisk na zrozumienie i akceptację emocji dziecka, ale jednocześnie uważam, że ważne jest, aby wskazywać granice w sposób konstruktywny . W sytuacji, gdy widzimy, że dziecko odczuwa smutek z powodu nałożonych ograniczeń, warto podjąć kroki, aby je zrozumieć i wesprzeć, ale równocześnie jasno wyjaśnić, dlaczego pewne zachowania nie są akceptowalne dlatego przytulanie i czułe słowa w tym momencie zaburzają sens tej granicy. Przekonanie dziecka, że jedynymi konsekwencjami złego zachowania są słowa, rzeczywiście odbiega od naturalnych mechanizmów wychowawczych. Istotne jest, aby uwzględniać zarówno komunikację werbalną, jak i niewerbalną w procesie wychowania. Przyjmuję stanowisko, że pedagogika powinna opierać się na zrównoważonym podejściu, uwzględniając zarówno emocje, jak i jasno określone granice. Wyważone podejście do pedagogiki bliskościowej jest kluczowe, aby uniknąć potencjalnie drastycznych skutków dla rozwoju dziecka. Również mam wrażenie że praktyki pedagogiczne nie są obecnie oparte na rzetelnej wiedzy i zrozumieniu procesów rozwojowych, zawsze z myślą o pełnym i zdrowym rozwoju emocjonalnym dziecka.
Nie umiemy tego robić, musimy się tego nauczyć. Łączyć dwa procesy - stawiać granice i akceptować uczucia, które to wywołuje. Wielka sztuka, precyzyjne umiejętności.
„Dla dziecka, które czuje, że jest rozumiane, samotność i poczucie krzywdy stają się mniej
dotkliwe, ponieważ uczucia zostały potwierdzone. Gdy matka okazuje, że rozumie, miłość dziecka
do niej pogłębia się. Współczucie matki służy jako emocjonalny opatrunek na zranione ego.” (H. Ginott, 1998, s. 17)
Moje przekonanie jest takie, że wcale nie oczywista ta refleksja. Bardzo mnie cieszy, że ktoś o tym mówi, bo uważam to za szalenie ważny temat
Dzięki
Kurde mol no trzeba przyznać że bardzo mocna i ciekawą zarazem rozkmina!!
Myślę sobie, że tutaj chodzi o psychologiczny budowę jednostki uczącej się. Znam osoby, które są bardzo ciche i zgodliwe, boją się krytykować. Z drugiej strony znam osoby, które od razu mówią takie rzeczy, że zaczynam wątpić w swoje życie haha.
O chłopie, ile wyświetleń!!! Gratulacje!!! Działam tam!!! Wyrabiaj solidny tonaż wyświetleń!!!
Działamy! Wiadomo, że każdy ma inną konstrukcję. Ważne, by dla każdej było miejsce i czas w przestrzeni edukacyjnej
Bardzo mi to bliskie. Gosia Stańczyk pięknie to ujęła, pisząc o zmianie postrzegania rodzicielstwa jako "roli", na rzecz rodzicielstwa jako relacji.❤️ Wspiera mnie taka perspektywa i chcę się jej uczyć. Dzięki!:)
Wypełnianie roli (nawet w pełni) nie wystarcza. Solidna relacja pozwala na dzielenie się zadaniami, współpracę. Wtedy młody człowiek nie jest przedmiotem wychowania tylko świadomym uczestnikiem
@@MaciejJonek_proces dzięki za to!:) Mam taką myśl, że dla mnie w tym kontekście ważna jest też uważna relacja... ze sobą, bo pozwala być w kontakcie z tym, co się we mnie wydarza w relacji; wchodzić w kontakt z drugim człowiekiem trochę bardziej z miejsca wyboru, a trochę mniej z automatu (roli, powinności,.itd.)..
Oczywiście. Im lepiej znamy siebie tym łatwiej w rekacji zobaczyć co jest kimś innym a co jest moje
Bardzo ciekawe spostrzeżenie. Zaopiekowanie się emocjami w naszym społeczeństwie jest zupełnie obce 😢
Znam osoby, w naszym społeczeństwie, dla których taka opieka jest codziennością, także nie skreślałbym całego społeczeństwa. U siebie widzę, że wymaga to świadomej pracy i rzadko jest łatwe
@@MaciejJonek_proces bardzo miło to słyszeć. Ma Pan rację, niepotrzebnie wrzuciłam wszystkich do jednego worka. Ja niestety nie mam tyle szczęścia i w swoim otoczeniu nie mam nikogo takiego 🙁 i mimo prób sama nie jestem osobą, która potrafi zaopiekować się swoimi bądź cudzymi emocjami... Ale staram się, a poznawanie siebie na terapii zdecydowanie pomaga.
Jeśli nie widzisz takich osób i nie doświadczasz tego to pewnie bardzo trudno jest wziąć na siebie odpowiedzialność za bycie dla innych. Nikt tego nie wymaga i nie daje wzoru. Bohaterstwa można wymagać tylko od siebie i nie zawsze trzeba
nie cierpie osób które mie szanują granic i mam w dupie czy kogoś to zrani, jeśli tak to niech ta osoba spierdala ode mnie jak najdalej
mam za sobą przykre traumy nie szanowania słowa nie i przez to boje sie dotyku mężczyzn
jebac takich ludzi ktorzy po wyznaczeniu granic nadal cię dotykają
jak można sie wgl nie spytać czy coś można najpierw, totalny brak szacunku
Ja mówię o sytuacji między osobą profesjonalnie wychowującą dziecko a osobą wychowywaną. Często jest tak, że osoby, którym narzucano granice przemocą nie potrafią ich przestrzegać bez przemocy, albo nawet podejść do granicy bez przemocy. Często wtedy krzywdzą. Stawianie granic takim osobom nie ma pełnić funkcji wychowawczych tylko ochronne. Nie ma obowiązku troszczenia się o napastnika. Przykro mi z powodu twoich doświadczeń. Absolutnie nie próbuję powiedzieć, że można dotykać kogoś, kto się na to nie zgadza.
Efektem ubocznym tego co pan proponuje jest to że dajemy sygnał dziecku że coś nam się nie podoba ale nie ponosi ono żadnych naturalnych konsekwencji ani nie czuję że my się z tym źle czujemy.
Przykład a nie wykład drogi Panie dzieci nie uczą się na podstawie tego co mówimy działają bardziej prymitywnie akcja reakcja
Jest to bardzo nie naturalne zachowanie wymysł współczesnej psychologii dziecięcej. Ja znam to o czym Pan mówi z książki rodzicielstwo bliskości i pokrewnych poradników. Niestety też widzę efekty takiego podejścia do dzieci i są one przerażające. Dzieci nie radzą sobie z emocjami złością biją rodziców w ataku złości a 5 min pózniej są ukochiwane.
Czego to uczy? Że granice to tylko słowa i nic więcej się nie stanie mogę robić wszystko.
Dzieci bliskosciowe w przedszkolach są w szoku bo inne dzieci i panie nie akceptują już wszystkiego.
Że Tomek nie chce się bawić bo naruszam jego granice a mama i tata bawili się nawet jak krzyczałem burzyłem i wyrywałem im klocki. Mówili że jestem wspaniały
Dzieci bliskosciowych mają problemy które kiedyś nie istniały.
Nie jestem za karami i biciem ale poszliśmy jako społeczeństwo za bardzo w drugą stronę i robimy z dziećmi coś czego jeszcze nigdy nie było w historii
To jest chore co się teraz dzieje.
Te dzieci nie radzą sobie kompletnie bo żyły w domu w jakiejś bańce
Czytałem o badaniach skąd to wszystko się wzięło i nie mogłem uwierzyć.
30 min obserwacje kilkoro dzieci z matkami w różnych scenkach albo eksperyment z małpą i dwoma matkami jedna z włóczki druga z drutu. I ktoś na podstawie tak słabych dowodów napisze książkę potem robi ona furorę w wychowaniu dzieci to jakiś jeden wielki społeczny eksperyment.
I proszę nie mówić że to Pana przemyślenia to wszystko to co Pan powiedział znałem już wcześniej z tych poradników.
W filmie odnoszę się do bardzo konkretnej sytuacji: stawiamy granice i przyjmujemy reakcję dziecka. To jest umiejętność i jak każda może być opanowana w stopniu niewystarczającym. Natomiast stawianie granic bez poszanowania reakcji dziecka jest przyczyną nieumiejętności młodego człowieka do poradzenia sobie z emocjami, a nie w drugą stronę.
Nie ma czegoś takiego jak niewspółczesna psychologia dziecięca. Istniały opisy psychologiczne dzieci przed Wojną, natomiast nie są klasyfikowane jako psychologia rozwoju lub psychologia dziecka.
Rodzicielstwo bliskościowe jest modą w wychowaniu, ma swoje podstawy w wiedzy psychologicznej, ale wykracza poza nie. Klasyfikacja dzieci jako "bliskościowe" jest sztucznym włączaniem dzieci do nieistniejącej kategorii, co pozwala uznaniowo dokonywać klasyfikacji i krzywdzić wypowiedziami takimi jak powyższa. Wrzucanie ludzi do uznaniowych grup jest podstawowym narzędziem dehumanizującym. Posługiwali się nim na przykład naziści.
Słowo "ale" w zdaniu neguje to, co się przed nim pojawiło. Zatem jeśli pisze Pan "Nie jestem za karaniem i biciem, ale" to znaczy, że jest Pan za karaniem i biciem.
Historia zna wiele przypadków negatywnego wpływu relatywizacji zasad na młodzież. Jednym z pierwszych opisanych jest działanie Sofistów w V i IV w. p.n.e.
Czytanie o badaniach i rozumienie wyników to dwie różne rzeczy. Wykonano więcej badań niż Pan przytoczył.
Moje refleksje są moje. Nie trzeba się z nimi zgadzać. Można dostrzegać podobieństwa mojego stanowiska do innych. Moja myśl opiera się na przesłankach z mojego doświadczenia, odbyła się we mnie i ja o niej opowiadam. Jeśli ktoś ma podobne wnioski, to wcale nie znaczy, że pomyślał moją myśl.
Poza tym, mój kanał. Ja decyduję co mówię i tu leży granica, którą próbuje Pan przekroczyć. Nie zgadzam się i spodziewam się, że to Pana złości.
@@MaciejJonek_proces Serio próbuje mi Pan umniejszać porównując moja odpowiedź do Nazistów oraz mówiąc że popieram bicie dzieci 🤦🏼♂️. Mamy inne doświadczenia mamy inne zdanie. Znam rodziców praktykujących bliskosciowe podejście do dzieci. Te dzieci mają bardzo dużo problemów rodzice uważają że tak ma być czy to skok rozwojowy czy bunt 4 latka albo że był zmęczony. Dziecko nie radzi sobie z emocjami wpada w szał lub płacz 20-30 razy na dzień. Poziom stresu tych dzieci to jakieś ekstremum ale tak ma być. Według tych rodziców to normalne dziecko wyraża emocje bo czuje się bezpiecznie. 🤡
Trochę mi szkoda jednak tych dzieci i wykończonych ich zachowaniem rodziców którzy mimo to idą w zaparte bo ktoś napisał że tak ma być i to kiedyś procentuje. A ich dzieci dzięki temu będą silne i asertywne
Ja nie umniejszam tylko stawiam granice. Na zdania dopuszczające przemoc się nie zgadzam. Jeśli nie mówimy o wszystkich dzieciach "bliskościowych" tylko o kilku, które Pan zna to sprawa ma się inaczej. W tym co Pan mówi zgadzam się, że dzieci powinny mieć problemy, bo świat na którym żyjemy przysparza problemów i nie widzę powodu, żeby oszukiwać dzieci, że tak nie jest. Dziecko (zgodnie z najtrafniejszą znaną mi definicją) jest człowiekiem niedojrzałym, zatem nie powinno umieć sobie radzić z emocjami, bo wtedy przestaje spełniać kryteria definicji. Faktycznie łatwiej jest wyrażać emocje gdy czujemy się bezpiecznie. Im częściej wyrażamy emocje tym lepsi się w tym stajemy.
Poziom stresu to osobna sprawa i nie wynika z samego wychowania. Warto opanowywać umiejętność bycia w stresie i jak każdą umiejętność, jeśli zaczniemy ćwiczyć wcześnie to szybciej ją opanujemy.
Osobną kwestią jest regulacja emocjonalna (też umiejętność i też żeby być dzieckiem trzeba ją mieć na poziomie dziecka).
Mam wrażenie, że odwołuje się Pan do jakiegoś wzoru dziecka, ale nie chciałbym wyprzedzać i narzucać do jakiego. Zachęcam, żeby podzielił się Pan takim swoim punktem odniesienia.
I tak z osobnej strony, o nazistach nie pisałbym wielką literą.
Stawianie granic bez jednoczesnego przekazywania dziecku uczucia, że jesteśmy zaniepokojeni lub smutni z powodu jego zachowania, wydaje się być nienaturalnym elementem nurtu rodzicielstwa bliskości. W moim podejściu do pedagogiki kładę nacisk na zrozumienie i akceptację emocji dziecka, ale jednocześnie uważam, że ważne jest, aby wskazywać granice w sposób konstruktywny .
W sytuacji, gdy widzimy, że dziecko odczuwa smutek z powodu nałożonych ograniczeń, warto podjąć kroki, aby je zrozumieć i wesprzeć, ale równocześnie jasno wyjaśnić, dlaczego pewne zachowania nie są akceptowalne dlatego przytulanie i czułe słowa w tym momencie zaburzają sens tej granicy.
Przekonanie dziecka, że jedynymi konsekwencjami złego zachowania są słowa, rzeczywiście odbiega od naturalnych mechanizmów wychowawczych. Istotne jest, aby uwzględniać zarówno komunikację werbalną, jak i niewerbalną w procesie wychowania. Przyjmuję stanowisko, że pedagogika powinna opierać się na zrównoważonym podejściu, uwzględniając zarówno emocje, jak i jasno określone granice.
Wyważone podejście do pedagogiki bliskościowej jest kluczowe, aby uniknąć potencjalnie drastycznych skutków dla rozwoju dziecka. Również mam wrażenie że praktyki pedagogiczne nie są obecnie oparte na rzetelnej wiedzy i zrozumieniu procesów rozwojowych, zawsze z myślą o pełnym i zdrowym rozwoju emocjonalnym dziecka.
ok, tylko dopytam - czy ja mówię coś innego?