W naszym modernistycznym świecie władza jak najbardziej ustanawia nadal pole wiedzy. Teologia zajmująca się wiarą, której cała treść, tezy nie są falsyfikowalne, jest objęta wspomnianym polem wiedzy.
29:00 łączenie Foucaulta i Poppera przemawia na korzyść pierwszego, bo falsyfikacjonizm w obrębie teorii Foucaulta jest też historyczny, tak nauka, jak kryterium naukowości. Inna sprawa, że teoria wiedzy-władzy teź musiała by być histprycznie uwarunkowana, moim zdaniem jest.
To może tak: generalnie, nie chciałem mówić o tym, jak mogłoby wyglądać połączenie Poppera i Foucaulta. Taki już urok tych wydarzeń "na żywo", zbiegnie się w dziwnym kierunku i trzeba improwizować. Nie są to filozofie specjalnie kompatybilne. - Foucault zajmuje się historią nauki i pokazywaniem, jak pojęcia zmieniają się historycznie. - Popper walczy z historycyzmem (heglowskim i marksistowskim), trudno powiedzieć, jak odniósłby się do tez Foucaulta. Mam wrażenie, że falsyfikacjonizm ma być niewrażliwy na historię, tj. stanowić normę ponad-historyczną. Opcji połączenia jest kilka. Najbardziej naturalne wydaje się przyjęcie pomysłów Foucaulta jako "szerszych" i pokazanie, na przykład, że dociekania Poppera są wariantem dziejów tworzenia się zachodniej racjonalności. W obrębie tej epoki (powiedzmy, XX wieku) falsyfikacjonizm mógłby pewnie działać. Alternatywą byłoby osłabienie stanowiska Foucaulta - stwierdzenie, że pewne pojęcia mają charakter historyczny, ale istnieje też coś w rodzaju "osiągnięć uniwersalnych", no i jednym z tych osiągnięć mógłby być falsyfikacjonizm (obok, na przykład, matematycznej logiki). Nie jestem zatem w pełni przekonany, czy łączenie Foucaulta z Popperem przemawia na korzyść pierwszego (musiałbym dłużej o tym pomyśleć, może to nienajgorszy pomysł na artykuł), ale raczej bym się skłaniał do tego rozwiązania. :] - Adam Jank
"Sposób stawiania problemu generuje także jego możliwe rozwiązania" - mam pytanie: gdzie znajdę sformułowaną tę myśl u Wittgensteina? Czy on ją gdzieś wyraził eksplicite, czy też jest to zawarte w jakiejś późniejszej interpretacji?
Interesujące pytanie, trochę nad nim myślałem. Nie potrafię wskazać konkretnego miejsca, w którym Wittgenstein wygłasza tego typu uwagę. To może być zatem nadużycie w opisie tej myśli, a może coś, co przeniosłem z jakiegoś opracowania, które kiedyś przeczytałem. Można się jednak przybliżyć do podobnego wniosku. Weźmy np. paragraf 254. z "Dociekań filozoficznych": "Również zastąpienie słowa 'taki sam' przez (np.) 'identyczny' jest wybiegiem typowym dla filozofii. Jakby mowa była o odcieniach znaczeniowych i jakby chodziło jedynie o to, by trafić słowem we właściwy odcień. O to zaś chodzi przy filozofowaniu tylko wtedy, gdy mamy dać dokładny psychologiczny opis chęci posłużenia się określonym zwrotem. To zaś, co w takim wypadku 'mamy chęć rzec', nie jest oczywiście filozofią, lecz jedynie jej surowcem. To np., co jakiś matematyk skłonny byłby rzec na temat obiektywności i realności faktów matematycznych, nie jest filozofią matematyki - jest natomiast czymś, czym filozofia winna się zająć." Bez wchodzenia w pogłębioną interpretację: mamy tutaj diagnozę pewnego zjawiska - filozofowie zastępują słowo "taki sam" słowem "identyczny" - i postawiony problem tego, czy tego typu wymiana jest uprawniona, czy coś wnosi, zmienia, etc. Możliwe uogólnienie (choć może to nadużycie) mogłoby brzmieć: sposób stawiania problemu (dobór pojęć) determinuje możliwe rozwiązania. Oczywiście, trzeba wziąć poprawkę na postulowany terapeutyczny charakter filozofii z "Dociekań": rozwiązanie problemu to jego wyleczenie, a terapia polega na wskazaniu na to, jak ludzi umysł generuje problemy filozoficzne, wikłając się w język podczas korzystania z niego przy myśleniu. - Adam Jank
@@AdamJankHPP Bardzo dziękuję za odpowiedź! Jeśli jest to nadużycie, to bardzo inspirujące i otwierające. W ogóle wielkie dzięki za te streamy o Wittgensteinie, odkryłeś go dla mnie i od razu zaprzągłem go do mojego licencjatu, bo on się okazał jakimś brakującym trybem, na który ta praca tylko czekała :)
Czy dyskusja o podmiot to nie jest zatem spór o wolną wolę w innej szacie, skoro stawia pytania o determinanty naszych - postrzeganych klasycznie jako "wolne" - zachowań? Czym np. wtedy różni się "wiedza-władza" u Foucalt od np. "ideologii" u Marksa albo w ogóle szerzej, uwarunkowań językowych i społecznych badanych przez lingwistykę, antropologię i socjologię?
I ja rozwiązałbym to w sposób kompatybilistyczny - langue ogranicza parole, ale jest warunkiem jego istnienia; systemy ideowe ograniczają myślenie, ale bez nich nie byłoby możliwe wysuwanie żadnych wniosków; "gęba" Gombrowicza nas uciska, ale z niej można uciec tylko w inną gębę itd.
W ogóle wszystkie te rozwiązania Foucalt, które teoretycznie mają tworzyć rodzaj uniwersalnej meta-refleksji nad systemami idei podlegają pod wytworzone przez niego samego kategorie historyczne. Aż cisną się wtedy na usta pytania - ciekawe jakiej władzy pomaga wiedza "wiedzy-władzy", jakim podmiotom służy "koniec podmiotu", co jest celem dyskursu o dyskursach?
@@pawkyyrapsy1444 Cześć. Myślę, że to są bardzo trafne uwagi. O ile dobrze je oczytałem, to raczej mógłbym się pod nimi podpisać. Podoba mi się zwłaszcza pomysł porównania wątków dyskusji pojęć Foucaulta ze sporem o wolną wolę - świetne spostrzeżenie. Dorzuciłbym jedynie do pytania: "Czym np. wtedy różni się "wiedza-władza" u Foucalt od np. "ideologii" u Marksa albo w ogóle szerzej, uwarunkowań językowych i społecznych badanych przez lingwistykę, antropologię i socjologię?" - myślę, że pojęcie władzy-wiedzy różni się od ideologii u Marksa i tych ogólnych uwarunkowań socjo-kulturowych. Opisuje podobne zjawisko, odsłaniając jego nieco inny wymiar. - Jeśli chodzi o ideologię u Marksa, to jest ona czymś negatywnym - fałszywą świadomością, która zaciemnia interes klasowy. Praca teoretyka może rozwiać ideologię. Władza-wiedza Foucaulta jest bardziej neutralna i nieunikniona - jego zdaniem każdy system generuje to zjawisko. Komunizm, gdyby kiedykolwiek nastał, też wytwarzałby pole wiedzy. - Jeśli chodzi o uwarunkowania społeczne, językowe, etc. - to jest dobry trop. Analiza Foucaulta jest może oryginalna o tyle, że na pierwszy plan wysuwa pojęcie władzy - wyznaczony zatem zostaje główny aktor, który odpowiada za uwarunkowania. - Adam Jank
Trochę się zagłębiałem w teorię archetypów i nieświadomości zbiorowej Junga i szczerze mówiąc, dla mnie łączenie jej z polami morfogenetycznymi nie ma logicznego sensu ani uzasadnienia, bo Jungowi nie chodziło o żadne transmitowanie informacji kulturowej, ani też współdzielenie strumienia nieświadomości w czasie rzeczywistym. Jungowi w gruncie rzeczy chodziło o genetykę. Archetypy i nieświadomość zbiorowa miały być uniwersalnymi informacjami utrwalonymi w materiale genetycznym w procesie ewolucji. W szczególności można tutaj wymienić archetypy płci, czyli Anima i Animus. W Junga teorii ponadto jest rozróżnienie na archetyp sam w sobie i obraz archetypowy. Różnica pomiędzy jednym i drugim jest taka, że archetyp w zasadzie nie ma żadnych obrazów, które podlegają dziedziczeniu. Dziedziczeniu podlega skłonność do tworzenia przez umysł obrazów danego typu, czyli jakby nie ma tutaj przekazywania konkretnych wyobrażeń, ale jest przekazywany pewien algorytm, według którego obrazy archetypowe się tworzą. Być może taka teoria też nie jest falsyfikowalna, ale trzeba przyznać, że ta koncepcja jest znacznie bardziej zniuansowana. Można powiedzieć, że to bardziej filozofia. Można powiedzieć, że pseudonauka, ale to trochę jak z tym marketingiem. Jeśli marketing jest wiedzą, to dlaczego nieświadomość zbiorowa nie? Gdyby była wiedzą, to ludzie przynajmniej dowiedzieliby się, o co w tym chodzi i nie wymyślali jakichś teorii z polami. Zresztą jak się weźmie np. świat jako wolę u Schopenhauera, to też można powiedzieć, że to żadna wiedza tylko pseudonauka.
3 ปีที่แล้ว
Czy wychodząc od tego, że "nie ma podmiotu/śmierci człowieka" można powiedzieć, że w Auschwitz nic wielkiego się nie stało?
Trzeba doprecyzować rozumienie pojęcia podmiotu i związanej z tym tezy, że "nie ma podmiotu". Foucault twierdzi raczej, że podmiotowość jest zjawiskiem historycznym, a także, że związana jest z autokreacją - troską o siebie. Teza "nie ma podmiotu" rozwijana jest zatem jako "nie ma podmiotu jako substancji", podmiot jest konstruowany, nie istnieje zatem w bardzo "twardy" sposób. Nie wydaje mi się, żeby na podstawie tych tez dało się sensownie dojść do wniosku, że "w Auschwitz nic wielkiego się nie stało". Tego typu przejście wymagałoby zapewne jeszcze dodatkowych przesłanek. Nie widzę także potrzeby dowodzenia tego typu twierdzeń. Poza tym, odrzucam typ argumentacji, która stara się wykazać, że brak podmiotowości ma zbrodnicze konsekwencje. Nie sądzę, żeby to było znamię dobrej filozofii. Kiedy np. taki David Hume argumentuje, że nie ma stałej podstawy "Ja", a są jedynie kolejne impresje, które napotyka się w ramach introspekcji, to rozstrzygnięcie tego zagadnienia nie ma, moim zdaniem, żadnych konsekwencji moralnych. Mówiąc inaczej, dowiedzenie istnienia substancjalnego podmiotu albo dowiedzenie jego nieistnienia, nie prowadzi do żadnych jednoznacznych sądów na temat Auschwitz i innych historycznych zbrodni. - Adam Jank
Pole morfogenetyczne to po prostu taki internet mobilny. Człowiek już dawno to wymyślił, ale że ptaki też ogarniają w technologię, to nie wiedziałem ;p
W naszym modernistycznym świecie władza jak najbardziej ustanawia nadal pole wiedzy. Teologia zajmująca się wiarą, której cała treść, tezy nie są falsyfikowalne, jest objęta wspomnianym polem wiedzy.
1:19:10 istnieją takie zdania. Przykład - pada. Grzmi. Wszystkie pogodowe zdarzenia są bezpodmiotowe, wysoce domyślne.
nawet wikipedia podaje takie przykłady - Bawiono się w piaskownicy/ zanosi się na burzę/ chyba grzmi.
Hey, would be cool to have an english translation or the same again just in english this time? :)
29:00 łączenie Foucaulta i Poppera przemawia na korzyść pierwszego, bo falsyfikacjonizm w obrębie teorii Foucaulta jest też historyczny, tak nauka, jak kryterium naukowości. Inna sprawa, że teoria wiedzy-władzy teź musiała by być histprycznie uwarunkowana, moim zdaniem jest.
To może tak: generalnie, nie chciałem mówić o tym, jak mogłoby wyglądać połączenie Poppera i Foucaulta. Taki już urok tych wydarzeń "na żywo", zbiegnie się w dziwnym kierunku i trzeba improwizować. Nie są to filozofie specjalnie kompatybilne.
- Foucault zajmuje się historią nauki i pokazywaniem, jak pojęcia zmieniają się historycznie.
- Popper walczy z historycyzmem (heglowskim i marksistowskim), trudno powiedzieć, jak odniósłby się do tez Foucaulta. Mam wrażenie, że falsyfikacjonizm ma być niewrażliwy na historię, tj. stanowić normę ponad-historyczną.
Opcji połączenia jest kilka. Najbardziej naturalne wydaje się przyjęcie pomysłów Foucaulta jako "szerszych" i pokazanie, na przykład, że dociekania Poppera są wariantem dziejów tworzenia się zachodniej racjonalności. W obrębie tej epoki (powiedzmy, XX wieku) falsyfikacjonizm mógłby pewnie działać. Alternatywą byłoby osłabienie stanowiska Foucaulta - stwierdzenie, że pewne pojęcia mają charakter historyczny, ale istnieje też coś w rodzaju "osiągnięć uniwersalnych", no i jednym z tych osiągnięć mógłby być falsyfikacjonizm (obok, na przykład, matematycznej logiki).
Nie jestem zatem w pełni przekonany, czy łączenie Foucaulta z Popperem przemawia na korzyść pierwszego (musiałbym dłużej o tym pomyśleć, może to nienajgorszy pomysł na artykuł), ale raczej bym się skłaniał do tego rozwiązania. :] - Adam Jank
@@AdamJankHPP no właśnie pracuję nad podobnymi zagadanieniami, bardziej w kontekście socjologii wiedzy, ale zobaczymy co z tego będzie. Dzięki!
"Sposób stawiania problemu generuje także jego możliwe rozwiązania" - mam pytanie: gdzie znajdę sformułowaną tę myśl u Wittgensteina? Czy on ją gdzieś wyraził eksplicite, czy też jest to zawarte w jakiejś późniejszej interpretacji?
Interesujące pytanie, trochę nad nim myślałem. Nie potrafię wskazać konkretnego miejsca, w którym Wittgenstein wygłasza tego typu uwagę. To może być zatem nadużycie w opisie tej myśli, a może coś, co przeniosłem z jakiegoś opracowania, które kiedyś przeczytałem.
Można się jednak przybliżyć do podobnego wniosku. Weźmy np. paragraf 254. z "Dociekań filozoficznych": "Również zastąpienie słowa 'taki sam' przez (np.) 'identyczny' jest wybiegiem typowym dla filozofii. Jakby mowa była o odcieniach znaczeniowych i jakby chodziło jedynie o to, by trafić słowem we właściwy odcień. O to zaś chodzi przy filozofowaniu tylko wtedy, gdy mamy dać dokładny psychologiczny opis chęci posłużenia się określonym zwrotem. To zaś, co w takim wypadku 'mamy chęć rzec', nie jest oczywiście filozofią, lecz jedynie jej surowcem. To np., co jakiś matematyk skłonny byłby rzec na temat obiektywności i realności faktów matematycznych, nie jest filozofią matematyki - jest natomiast czymś, czym filozofia winna się zająć."
Bez wchodzenia w pogłębioną interpretację: mamy tutaj diagnozę pewnego zjawiska - filozofowie zastępują słowo "taki sam" słowem "identyczny" - i postawiony problem tego, czy tego typu wymiana jest uprawniona, czy coś wnosi, zmienia, etc. Możliwe uogólnienie (choć może to nadużycie) mogłoby brzmieć: sposób stawiania problemu (dobór pojęć) determinuje możliwe rozwiązania. Oczywiście, trzeba wziąć poprawkę na postulowany terapeutyczny charakter filozofii z "Dociekań": rozwiązanie problemu to jego wyleczenie, a terapia polega na wskazaniu na to, jak ludzi umysł generuje problemy filozoficzne, wikłając się w język podczas korzystania z niego przy myśleniu. - Adam Jank
@@AdamJankHPP Bardzo dziękuję za odpowiedź! Jeśli jest to nadużycie, to bardzo inspirujące i otwierające. W ogóle wielkie dzięki za te streamy o Wittgensteinie, odkryłeś go dla mnie i od razu zaprzągłem go do mojego licencjatu, bo on się okazał jakimś brakującym trybem, na który ta praca tylko czekała :)
Czy dyskusja o podmiot to nie jest zatem spór o wolną wolę w innej szacie, skoro stawia pytania o determinanty naszych - postrzeganych klasycznie jako "wolne" - zachowań? Czym np. wtedy różni się "wiedza-władza" u Foucalt od np. "ideologii" u Marksa albo w ogóle szerzej, uwarunkowań językowych i społecznych badanych przez lingwistykę, antropologię i socjologię?
I ja rozwiązałbym to w sposób kompatybilistyczny - langue ogranicza parole, ale jest warunkiem jego istnienia; systemy ideowe ograniczają myślenie, ale bez nich nie byłoby możliwe wysuwanie żadnych wniosków; "gęba" Gombrowicza nas uciska, ale z niej można uciec tylko w inną gębę itd.
W ogóle wszystkie te rozwiązania Foucalt, które teoretycznie mają tworzyć rodzaj uniwersalnej meta-refleksji nad systemami idei podlegają pod wytworzone przez niego samego kategorie historyczne. Aż cisną się wtedy na usta pytania - ciekawe jakiej władzy pomaga wiedza "wiedzy-władzy", jakim podmiotom służy "koniec podmiotu", co jest celem dyskursu o dyskursach?
@@pawkyyrapsy1444 Cześć. Myślę, że to są bardzo trafne uwagi. O ile dobrze je oczytałem, to raczej mógłbym się pod nimi podpisać. Podoba mi się zwłaszcza pomysł porównania wątków dyskusji pojęć Foucaulta ze sporem o wolną wolę - świetne spostrzeżenie.
Dorzuciłbym jedynie do pytania: "Czym np. wtedy różni się "wiedza-władza" u Foucalt od np. "ideologii" u Marksa albo w ogóle szerzej, uwarunkowań językowych i społecznych badanych przez lingwistykę, antropologię i socjologię?" - myślę, że pojęcie władzy-wiedzy różni się od ideologii u Marksa i tych ogólnych uwarunkowań socjo-kulturowych. Opisuje podobne zjawisko, odsłaniając jego nieco inny wymiar.
- Jeśli chodzi o ideologię u Marksa, to jest ona czymś negatywnym - fałszywą świadomością, która zaciemnia interes klasowy. Praca teoretyka może rozwiać ideologię. Władza-wiedza Foucaulta jest bardziej neutralna i nieunikniona - jego zdaniem każdy system generuje to zjawisko. Komunizm, gdyby kiedykolwiek nastał, też wytwarzałby pole wiedzy.
- Jeśli chodzi o uwarunkowania społeczne, językowe, etc. - to jest dobry trop. Analiza Foucaulta jest może oryginalna o tyle, że na pierwszy plan wysuwa pojęcie władzy - wyznaczony zatem zostaje główny aktor, który odpowiada za uwarunkowania. - Adam Jank
Trochę się zagłębiałem w teorię archetypów i nieświadomości zbiorowej Junga i szczerze mówiąc, dla mnie łączenie jej z polami morfogenetycznymi nie ma logicznego sensu ani uzasadnienia, bo Jungowi nie chodziło o żadne transmitowanie informacji kulturowej, ani też współdzielenie strumienia nieświadomości w czasie rzeczywistym. Jungowi w gruncie rzeczy chodziło o genetykę. Archetypy i nieświadomość zbiorowa miały być uniwersalnymi informacjami utrwalonymi w materiale genetycznym w procesie ewolucji. W szczególności można tutaj wymienić archetypy płci, czyli Anima i Animus. W Junga teorii ponadto jest rozróżnienie na archetyp sam w sobie i obraz archetypowy. Różnica pomiędzy jednym i drugim jest taka, że archetyp w zasadzie nie ma żadnych obrazów, które podlegają dziedziczeniu. Dziedziczeniu podlega skłonność do tworzenia przez umysł obrazów danego typu, czyli jakby nie ma tutaj przekazywania konkretnych wyobrażeń, ale jest przekazywany pewien algorytm, według którego obrazy archetypowe się tworzą. Być może taka teoria też nie jest falsyfikowalna, ale trzeba przyznać, że ta koncepcja jest znacznie bardziej zniuansowana. Można powiedzieć, że to bardziej filozofia. Można powiedzieć, że pseudonauka, ale to trochę jak z tym marketingiem. Jeśli marketing jest wiedzą, to dlaczego nieświadomość zbiorowa nie? Gdyby była wiedzą, to ludzie przynajmniej dowiedzieliby się, o co w tym chodzi i nie wymyślali jakichś teorii z polami. Zresztą jak się weźmie np. świat jako wolę u Schopenhauera, to też można powiedzieć, że to żadna wiedza tylko pseudonauka.
Czy wychodząc od tego, że "nie ma podmiotu/śmierci człowieka" można powiedzieć, że w Auschwitz nic wielkiego się nie stało?
Trzeba doprecyzować rozumienie pojęcia podmiotu i związanej z tym tezy, że "nie ma podmiotu". Foucault twierdzi raczej, że podmiotowość jest zjawiskiem historycznym, a także, że związana jest z autokreacją - troską o siebie. Teza "nie ma podmiotu" rozwijana jest zatem jako "nie ma podmiotu jako substancji", podmiot jest konstruowany, nie istnieje zatem w bardzo "twardy" sposób. Nie wydaje mi się, żeby na podstawie tych tez dało się sensownie dojść do wniosku, że "w Auschwitz nic wielkiego się nie stało". Tego typu przejście wymagałoby zapewne jeszcze dodatkowych przesłanek. Nie widzę także potrzeby dowodzenia tego typu twierdzeń.
Poza tym, odrzucam typ argumentacji, która stara się wykazać, że brak podmiotowości ma zbrodnicze konsekwencje. Nie sądzę, żeby to było znamię dobrej filozofii. Kiedy np. taki David Hume argumentuje, że nie ma stałej podstawy "Ja", a są jedynie kolejne impresje, które napotyka się w ramach introspekcji, to rozstrzygnięcie tego zagadnienia nie ma, moim zdaniem, żadnych konsekwencji moralnych. Mówiąc inaczej, dowiedzenie istnienia substancjalnego podmiotu albo dowiedzenie jego nieistnienia, nie prowadzi do żadnych jednoznacznych sądów na temat Auschwitz i innych historycznych zbrodni. - Adam Jank
Pole morfogenetyczne to po prostu taki internet mobilny. Człowiek już dawno to wymyślił, ale że ptaki też ogarniają w technologię, to nie wiedziałem ;p