Bardzo ciekawa lista. Mnie najbardziej denerwuje w niektórych książkach fantasy nawał nazw, najczęściej pseudoceltyckich. W efekcie dostajemy zdania typu "Efegwyn trzymając aldgewefyr wsiadł na gwaiaifadyas i pojechał do Ard Gwehyar walczyć z Arahwiathami i Ep-Ar-Wogwahthianmi". Nienawidzę tego, pół książki zajmuje mi połapanie się co jest czym, a same nawy brzmią jakby podczas procesu twórczego użyto kota chodzącego po klawiaturze. Za wzór uważam tu na przykład Grę o Tron, gdzie jest trochę nazw, ale większość brzmi dość "swojsko" i nie mamy wrażenia ciągłego epatowania łamańcami językowymi.
Co do konstrukcji serii: irytuje mnie budowanie trylogii (i nie tylko) na zasadzie 1+(2+3), czyli pierwszy tom może być samodzielną całością (takim bezpieczną próbą dla autora, czy czytelnikom spodoba się cały koncept), a drugi tom zakończenia nie ma i żeby je poznać należy przeczytać tom 3 (czyli właściwie 2 i 3 dopiero tworzą jakoś całość w kontraście do samodzielnej 1).
To co powiedziałeś o wpływie działań na głównego bohatera jest dla mnie tak samo ważne. Nawet jeśli jest o tym wzmianka dla przykładu Igrzyska Śmierci zakończenie pokazanie jak Katniss psychicznie próbuje sobie poradzić z tym co przeżyła, zrobiła czy serii o wampirach Annie Rice i Louise z jego rozterkami to wydaje się takie realne. W wielu nawet młodzieżówkach gdy dzieciak kogoś zabija a potem wraca do normy jak w serii Rayburn - Syrena. I tak samo jak Ty nie znoszę trójkąta miłosnego :D Często pomogłabym uśmiercić jedną z postaci co ułatwiłoby wybór hahaha
O mamo, ja też nienawidzę braku dialogu i tego, że mogłoby nie być połowy jakiejś historii, gdyby bohaterowie po prostu ze sobą porozmawiali. Ale jak można nie lubić elfów?! 😅
Niektórych można. Słuchałem książki w której elfy miały 6 palców u stóp czy coś. W innej miały błękitną krew i były uzurpatorami. A może to było w tej samej. Książka/i nie warte uwagi 😁
No co ty, e imieniu wiatru właśnie wątek romantyczny w jest najciekawszy, dosłownie pl nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania, a mam na świeżo bo właśnie czytam.
Oglądając to zrozumiałam ważną rzecz, uwielbiam Sage o Ludziach Lodu która nie jest klasycznym fantasy ale tam skupiamy się na relacjach między postaciami, autorka( nie wiem czy świadomie) wykorzystuje te rzeczy które są irytujące ale są powszechnymi motywami, bawi się nimi tworząc coś innego. Motyw który mnie irytuje - wybrańca który jako jedyny może pokonać antagoniste, w tej serii jest świetnie zrobimy, autorka zrobiła prostą rzecz a dla mnie stało się to bardzo dobrym rozwiązaniem. Po za tym tam nie ma postaci idealnych
McGuffin to dla mnie świetny motyw, uważam, że to dobry smaczek w jakiejkolwiek fabule. :) Też nie lubię kiedy antagonista jest tak zły, że nawet swoich ziomków zabija, no kto tak robi? ;D I jak można nie lubić elfów? :D Edit. Nie cierpię tego motywu, kiedy uczeń po 50 stronach już jest potężniejszy od mistrza. I w ogóle kiedy jakaś osoba dopiero się dowiaduje, że ma moc i za chwilę jest w tym super obcykana.
1. Tak, chociaż do zrozumienia. 2. Nie 3. Też mi nie przeszkadza. 4. Elfy są spoko, mogli byśmy brać z nich przykład, no nie tych pratchettowych oczywście. 5. Gwałty są tanim chwytem, ale wolę je w książkach niż w życiu. Jak by każdy tak szybko leczył traumy i mógł przejść do normalnego seksu po gwałcie, to spoko. Od tego jest fantastyka, by pokazywać nie tylko gorsze ale i lepsze uniwersa. 6. No tak, to jest złe. 7. Sny? Najlepiej jak nic się nie śni XD 8. Nie każdy ma psychikę emo. 9. Sztuka Wojny, polecam. 10. Czytelnik też musi mieć wyobraźnię, a nie tylko "DEJ, DEJ , DEJ Pan wyjaśnienie, bo nie kumam o co kamaaaan ziąąąąąąą". Dziękuję za tę wypowiedź. Fajny materiał.
Też nie lubię wątku wykorzystania seksualnego. Mam czasem wręcz wrażenie, że to nawet nie jest po to, żeby pokazać mrok, ale na zasadzie: ,,patrz, jaka moja bohaterka jest piękna i pociągająca, każdy jej pragnie i aż nie może się powstrzymać i musi ją zgwałcić".
Mi się zawsze wydawało że Gandalf wstał z umarłych dlatego właśnie że był typem Chrystusa? Duchowego przewodnika dla maluczkich zesłanym z Niebios. Tak to zawsze interpretowałem w tej opowieści, ale ok.
Trudno powiedzieć, że tego nie lubię, bo raczej mnie bawi albo nudzi - sztampowe imiona ;) W sensie, jeśli mamy złego władcę, to musi się nazywać w stylu: XARTAGH, jeśli piękną księżniczkę, to w stylu: LILAË, dzielny rycerz: BERNARDO JOE KORIANDER, mag: AEGONIUS STARSZY i tak dalej :)
Co najmniej 4 motywów jakie wymieniłeś jak najbardziej tez nie znosze. 6 nie miałam okazji jeszcze spotkać, ale brzmi okropnie. A motyw 9, ten ze smiercia postaci, ktora wraca to nie lubie tylko jesli jawnie widac, ze ta postac wroci... tak miałam np. w Wojnie makowej z Nezhą
Punkt 8 tak bardzo się zgadzam ! Strasznie mnie denerwują tego typu pominięcia w osobowości bohatera, nie tylko w fantasy. Coś się stało, ktoś bardzo to przeżywa przez kilkanaście(dziesiąt) stron, a za kolejnych sto już nawet tego nie pamięta. To po co to w takim razie było? Bardzo ciekawy materiał, miło się słuchało :)
Brawo znowu naprawdę dobry filmik. A jeśli chodzi o motywy, to nie mam jakiś szczególnie nielubianych. Nie wiem czemu ale do dziś jakoś nie przepadam za elfami, jak dla mnie są bezbarwne i nudne, może to dlatego że tak trudno je rozgryźć (Sapkowski trochę też inaczej je pokazał). Jeśli chodzi o mocne sceny (np. gwałt) to jeśli jest to dobrze zrobione to czemu nie, akurat w "Malowanym Człowieku" to mi podeszło, a późniejsze zachowanie Leeshy według mnie było zrozumiałe. Tak samo sceny seksu, jak dobrze są zrobione to nawet sprawiają przyjemność. A jeśli chodzi o trójkąty miłosne, też nie mam nic przeciwko, chyba że autorzy/autorki z powodu braku umiejętności w pisaniu (bądź innego pomysłu) poświęcają im aż na to miejsca, choćby seria pani Cassandry Clare, Stephanie Meyer itp. Lub traktują ten wątek po macoszemu np. właśnie „Cień Utraconego Świata”. Jeśli chodzi o twój motyw nr 2 to sporo go w amerykańskich filmach i serialach, też go nie lubię tym bardziej jak lata mijają. Poszukiwanie przedmiotu to tani chwyt, rzadko już stosowany. Jeśli chodzi o tą scenę z CUŚ to faktycznie, ale tam bardziej mi przeszkadzało to że wszystkie Panie były piękne i młode, od tak żeby później była jakaś interakcja z bohaterami. Lubię twisty więc ten "spoiler środkowy" mi nie przeszkadza, choć faktycznie nie przepadam jak bohaterowie wracają zza grobu tylko dla tego że spodobali się czytelnikom czy widzom (często motyw w serialach). Jeśli chodzi o ten o tym z zamkniętymi historiami, to bardziej nie lubię jak autor/wydawnictwo zaczyna odcinać kupony od sławy, a nie potrafi skończyć serii np. pan Piekara w przypadku Mordimera Madreina lub dzieci Tolkiena czy Herberta. Trochę też G.R.R. Martin i jego od 10 lat powstająca kontynuacja czy pani Cassandra Clare i kolejne spin-offy/prequele/sequele które są takie same. No i seria Ziemiańskiego w świecie Achaii, gdzie pierwsza część trzyma poziom a później to już tylko kasa na rachunki dla autora. Nie lubię „wodolejstwa” i przeciągania, jak widać że nie ma pomysłu na książkę np. koniec „Powiernika Światła”. Motyw snów i wizji jest dobrze poprowadzony w Archiwum Burzowego Światła w przypadku Dalinara, nie mam nic przeciwko to buduje napięcie i klimat. Nie lubię nudnych i nieciekawych postaci, bezbarwnych, które są mi wręcz obojętne. Albo książek które nie angażują, czy są po prostu "zapchajdziurą" po przeczytaniu mam wrażenie, że aby straciłem czas. Nie przepadam za zbytnim udziwnianiem historii i fanaberiami autora np. późniejsze części cyklu "Mroczna Wieża" Kinga. Ogromne światy też potrafią nieraz przytłoczyć choćby cykl Eriksonana którym stanąłem na 2 części albo "Schronienie" Webera. Nie przepadam za pójściem za modą kreowaną przez autorów, tzn. jak jest czas że jedna książka odniesie sukces (gatunek) np. "Igrzyska Śmierci" to większość pisze w tym czasie dystopie, jak moda na wampiry to każdy pisze o wampirach, a jak fantasy w stylu Martina to od razu każdy pisze tak samo. Albo moda na Young Adult fantasy, książki o teoriach spiskowych ("Kod Leonarda da Vinci"), czy mocne thrillery albo kryminały realistyczne, czy teraz na bohaterów kolorowych. Najbardziej nie lubię jak wydawnictwa robią z czytelników kretynów, choćby trylogia "Kruczy Cień" Ryana Anthonego (swoją drogą polecam) ale wydanie ma tyle błędów ortograficznych, literówek i braków że głowa boli. I to nie tylko pierwsza część ale w ramach tradycji każda z trzech (za taką fuszerkę powinien ktoś stracić pracę). Poza tym była jakiś czas moda na dzielenie książek, jeszcze w przypadku cegieł które mają ponad 1000 stron to zrozumiałe, ale pierwsze wydanie "Malowanego człowieka" a tym bardziej "Sny Bogów i Potworów" pani Taylor. No i nie lubię jak wydawnictwa zaczynają serie, a jak coś nie halo to olewają czytelników np. do dziś nie wydane następne części "Dziedzictwa Planety Lorien", dwie następne kontynuacje "Red Rising", cykl "Zapadlisko" Kim Harrison czy "Zielony jeździec" lub „Cradle” Will Wight. Albo niewydane do dziś cykl „Cradle” Will Wight, książki Marthy Wells lub Tamsyn Muri. A np. cykl Lee Childa z Jackiem Reacherem już chyba z 10 wznowień ma, Kres też kolejne wznowienie, no i Diuna, pewnie Grę o tron też wznowią i Tolkiena. Nie lubię też "przecenianych" książek, ze świetnymi recenzjami i opiniami, o wysokich ocenach, a jak sam się przekonuję nieuzasadnionych. Właśnie skończyłem "Komornik. Arena dłużników" sprawnie napisana ale jakoś mnie nie porwała, od tak do przeczytania i zapomnienia.
Jak zawsze świetny materiał. Generalnie zgadzam się z wszystkimi motywami, o których wspomniałeś poza jednym - pierwszym tomem, który zostawia z niczym. Tu mam dokładnie odwrotnie, pewnie dlatego że czytam głownie wielotomowe rzeczy, więc pierwszy tom jest dla mnie wstępem, który ma zainteresować, nakreślić historię, bohaterów, świat. Gdyby każdy tom miał stanowić osobną, zamkniętą całość, to szczerze mówiąc czuł bym się z tym nieco dziwnie. Co do poszukiwania artefaktu jeszcze, to fakt że to strasznie oblatane ale czasem, jest fajnie zrobione i nienatarczywie, polecam Wiernych i Upadłych.
Czytałem "Wiernych i Upadłych" i faktycznie tam jest to zrobione bardzo sprawnie. Mam wrażenie, że też przez to, że Gwynne bierze dużo klasycznych tropów i prowadzi je troszkę innym torem :D
Ja mam problem z tym, gdy w książce zaczyna się scena akcji, a autor nie radzi sobie z czasem i przestrzenią. Nie wiem jak to się nazywa. Odległości robią sie to mniejsze to większe, przedmioty, które zostały daleko odrzucone potem zbyt szybko wracają do rąk postaci. Ktoś powinien stać kilka metrów dalej i być jeszcze za stołem czy pudłem, a tu skacze i nagle jest obok i powala innego bohatera.
Mnie lekko irytują w fantasy systemy czarów oparte na czterech żywiołach - kule ognia, wodne bicze i sople lodu są spoko, ale były już wszędzie i jest tyle ciekawszych pomysłów na magię, że aż szkoda iść na łatwiznę; poza tym wszyscy wiemy, że Avatar: Legenda Aanga i tak zrobił to lepiej niż inni!
Oo, słabe są też wpychane na siłę motywy relacji rodzinnych; bo przecież the big bad guy musi być ojcem, wujkiem albo bratem protagonisty, żeby książka była ciekawa (/s).
Ja ogólnie mam problem z romansami. Mam wrażenie, że często spychają one resztę fabuły na dalszy plan i nagle nie istnieje nic poza miłością tych dwóch postaci albo sama ich relacja jest zwyczajnie beznadziejnie poprowadzona i niewiarygodna.
Tylko cztery i aż cztery denerwujące rzeczy w fantastyce dla mnie: 1. Wymuszone trójkąty, kwadraty, itp trapezy uczuciowe. 2. Niezapowiedzane wskrzeszenie bohatera/bohaterki (wyjątek Władca Pierścieni) 3. Tzw. infodumps czyli lawina potrzebnych i niepotrzebnych informacji o świecie np. w dialogach. 4. Niekończące się opisy tego, jak kto był ubrany czy jakie miał cechy charakteru (przy każdym spotkaniu z dana postacią).
Szczerze mówiąc z połową Twoich uwag zgadzam się w 100%, zazwyczaj są to elementy już znane z innych tytułów i nie wnoszą nic nowego do gatunku, co mnie osobiście irytuje podczas czytania. Miesiąc temu przeczytałam Annę Księżniczkę Millardii, która jest prawie wolna od tych wszystkich mankamentów, natomiast oprócz niej ciężko mi jest przypomnieć sobie tytuł fantasy bez chociażby jednej rzeczy, o której wspomniałeś.
Jeśli liczymy Cyberpunk do fantasy, to straaaasznie nie lubię wprowadzania miliona nowych słów, ale bez wyjaśnienia co to i opisywanie sekwencji w "datasferze" ale w sposób który tekst po prostu nie potrafi udźwignąć, chodzi tutaj o Neuromancera konkretnie.
Rothfuss nie skończy "Kronik Królobójcy" - kilka lat temu jego sekretarka ujawniła, że nie napisał ani słowa trzeciego tomu a wszystko co mówił o tym, ile to już ma napisane to kłamstwo.
Wszystkie motywy jakie przedstawiłeś mogą być zarówno postrzegane negatywnie, tak jak to przedstawiłeś, jak i być atutami danej książki. Myślę że najważniejszą jest spójność i "prawdziwość" danej historii, świata. Naturalne, zgodne z charakterem postaci reakcję na zastaną rzeczywistość. Lescha poddała się gwałtowi wiedząc że w każdej chwili mogła go przerwać więc trudno mówić tu o traumie i niemożności zbliżenia kilka stron dalej. Zresztą w następnych tomach okazuje się nie być zbyt pruderyjną postacią. Książkę niszczy sytuacja gdy przez całą opowieść autor buduję wrażliwą, delikatną postać a ta np. wydaje się w walkę po której spokojnie idzie zjeść obiad. Lub robi coś co logika podpowiada że nie powinna zrobić. I mamy jakby rozdwojenie jaźni. Najważniejszym elementem o którym zresztą cały czas mówiłeś to by autor nie budowł postaci tanimi efektami skierowanymi dla czytelnika.
Denna i cały wątek miłosny jest straszny. Właśnie to czytam i meh. Ogólnie nie przepadam za wątkami romantycznymi. Zwykle są słabo poprowadzone. W większości się z Tobą zgadzam, tylko te elfy ;) :D
Jako 13 letni dzieciak przeczytałem cały Baśniobór. I strasznie mnie do teraz irytuje podejście do rodzeństwa głównych bohaterów. Mamy Kendrę która włada jasną dobrą i nieskazitelnie piękną magią i Setha który jest mroczny i ciemny. I to ma też odzwierciedlenie w ich charakterze. Kendra jest ciepła kluchą bez wad a Seth irytującym gówniarzem który wszystkich wpędza w kłopoty. Plus Seth średnio dwa razy na tom jest śmiertelnie ranny a Kendra przez całą historię nawet kostki nie skręciła, bo ona jest ta dobra i nietykalna, każdy ją broni a nawet jak jest w sytuacji beż wyjścia to wjeżdża deus ex machina żeby pod żadnym pozorem nic się jej nie stało. Koniec końców gdy dorastają to Seth nagle robi się interesujący i ma ciekawe perypetie, a Kendra jeszcze bardziej irytuje swoją perfekcją
Ja nie cierpię jakichkolwiek motywów miłosnych w fantastyce, nieważne czy trójkąty miłosne czy normalny związek. Większość tych związków jest papierowa, cringowa i zbyt szybka w ich rozwoju np. ledwo spojrzą na siebie i już się zakochują xD Romanse są okej jeśli autor umie dobrze je napisać ale mam wrażenie że większość nie umie tego dobrze zrobić. Właśnie czytam "Malowanego Człowieka" i jestem prawie w końcówce. Te motywy wykorzystywania są dla mnie niesmaczne ogólnie i staram się je szybko czytać mimo że sama książka oprócz tego mi się na razie podoba. Często jest taka konwencja świata brutalnego itd. ale no to też nie jest mój ulubiony motyw. I jak można nie lubić elfów? W moim przypadku są to jedne z ulubionych istot w świecie fantasy :D Ogólnie nie przepadam też za bohaterami którzy są potężni bo tak i już ledwo się czegoś nauczą a już mają to opanowane do perfekcji, jest to związane z motywem Mary Sue którego nie cierpię. Chyba najbardziej drażni mnie to w najnowszej trylogii Star Wars czyli postać Rey. Jak zawsze świetny filmik :D
Ale jakie znaczenie ma to, czego Wy, czytelnicy, nie lubicie w książkach danego autora? Przecież jesteście jedynie szarą, choć pożyteczną masą, której jedynym zadaniem jest pochłanianie jego kolejnych książek, zachwycając się przy tym pogłębionymi psychologicznie bohaterami, plastycznością opisu świata, intrygującą fabułą i w ogóle. Skrótowo: nie za bardzo macie prawo krytykować oryginalność Wielkiego Autora. Macie po prostu chapać jego kolejne książki jak głodne pelikany.
Bardzo ciekawa lista. Mnie najbardziej denerwuje w niektórych książkach fantasy nawał nazw, najczęściej pseudoceltyckich. W efekcie dostajemy zdania typu "Efegwyn trzymając aldgewefyr wsiadł na gwaiaifadyas i pojechał do Ard Gwehyar walczyć z Arahwiathami i Ep-Ar-Wogwahthianmi". Nienawidzę tego, pół książki zajmuje mi połapanie się co jest czym, a same nawy brzmią jakby podczas procesu twórczego użyto kota chodzącego po klawiaturze. Za wzór uważam tu na przykład Grę o Tron, gdzie jest trochę nazw, ale większość brzmi dość "swojsko" i nie mamy wrażenia ciągłego epatowania łamańcami językowymi.
Co do konstrukcji serii: irytuje mnie budowanie trylogii (i nie tylko) na zasadzie 1+(2+3), czyli pierwszy tom może być samodzielną całością (takim bezpieczną próbą dla autora, czy czytelnikom spodoba się cały koncept), a drugi tom zakończenia nie ma i żeby je poznać należy przeczytać tom 3 (czyli właściwie 2 i 3 dopiero tworzą jakoś całość w kontraście do samodzielnej 1).
To co powiedziałeś o wpływie działań na głównego bohatera jest dla mnie tak samo ważne. Nawet jeśli jest o tym wzmianka dla przykładu Igrzyska Śmierci zakończenie pokazanie jak Katniss psychicznie próbuje sobie poradzić z tym co przeżyła, zrobiła czy serii o wampirach Annie Rice i Louise z jego rozterkami to wydaje się takie realne. W wielu nawet młodzieżówkach gdy dzieciak kogoś zabija a potem wraca do normy jak w serii Rayburn - Syrena. I tak samo jak Ty nie znoszę trójkąta miłosnego :D Często pomogłabym uśmiercić jedną z postaci co ułatwiłoby wybór hahaha
O mamo, ja też nienawidzę braku dialogu i tego, że mogłoby nie być połowy jakiejś historii, gdyby bohaterowie po prostu ze sobą porozmawiali.
Ale jak można nie lubić elfów?! 😅
Niektórych można. Słuchałem książki w której elfy miały 6 palców u stóp czy coś. W innej miały błękitną krew i były uzurpatorami. A może to było w tej samej. Książka/i nie warte uwagi 😁
No co ty, e imieniu wiatru właśnie wątek romantyczny w jest najciekawszy, dosłownie pl nie mogę się doczekać ich kolejnego spotkania, a mam na świeżo bo właśnie czytam.
Oglądając to zrozumiałam ważną rzecz, uwielbiam Sage o Ludziach Lodu która nie jest klasycznym fantasy ale tam skupiamy się na relacjach między postaciami, autorka( nie wiem czy świadomie) wykorzystuje te rzeczy które są irytujące ale są powszechnymi motywami, bawi się nimi tworząc coś innego. Motyw który mnie irytuje - wybrańca który jako jedyny może pokonać antagoniste, w tej serii jest świetnie zrobimy, autorka zrobiła prostą rzecz a dla mnie stało się to bardzo dobrym rozwiązaniem. Po za tym tam nie ma postaci idealnych
McGuffin to dla mnie świetny motyw, uważam, że to dobry smaczek w jakiejkolwiek fabule. :)
Też nie lubię kiedy antagonista jest tak zły, że nawet swoich ziomków zabija, no kto tak robi? ;D
I jak można nie lubić elfów? :D
Edit. Nie cierpię tego motywu, kiedy uczeń po 50 stronach już jest potężniejszy od mistrza. I w ogóle kiedy jakaś osoba dopiero się dowiaduje, że ma moc i za chwilę jest w tym super obcykana.
1. Tak, chociaż do zrozumienia. 2. Nie 3. Też mi nie przeszkadza. 4. Elfy są spoko, mogli byśmy brać z nich przykład, no nie tych pratchettowych oczywście. 5. Gwałty są tanim chwytem, ale wolę je w książkach niż w życiu. Jak by każdy tak szybko leczył traumy i mógł przejść do normalnego seksu po gwałcie, to spoko. Od tego jest fantastyka, by pokazywać nie tylko gorsze ale i lepsze uniwersa. 6. No tak, to jest złe. 7. Sny? Najlepiej jak nic się nie śni XD 8. Nie każdy ma psychikę emo. 9. Sztuka Wojny, polecam. 10. Czytelnik też musi mieć wyobraźnię, a nie tylko "DEJ, DEJ , DEJ Pan wyjaśnienie, bo nie kumam o co kamaaaan ziąąąąąąą". Dziękuję za tę wypowiedź. Fajny materiał.
Też nie lubię wątku wykorzystania seksualnego. Mam czasem wręcz wrażenie, że to nawet nie jest po to, żeby pokazać mrok, ale na zasadzie: ,,patrz, jaka moja bohaterka jest piękna i pociągająca, każdy jej pragnie i aż nie może się powstrzymać i musi ją zgwałcić".
Mi się zawsze wydawało że Gandalf wstał z umarłych dlatego właśnie że był typem Chrystusa? Duchowego przewodnika dla maluczkich zesłanym z Niebios.
Tak to zawsze interpretowałem w tej opowieści, ale ok.
Super film! ❤️ nas też denerwują brak rozmowy między bohaterami oraz trójkąty miłosne, choć jeśli są dobrze poprowadzone, to nie mamy nic przeciwko :)
Od jakiegoś czas nie oglądam już Booktube'a, ale wczoraj trafiłam na twój kanał i zamierzam zostać :D Bardzo dobry materiał!
super materiał!
Trudno powiedzieć, że tego nie lubię, bo raczej mnie bawi albo nudzi - sztampowe imiona ;) W sensie, jeśli mamy złego władcę, to musi się nazywać w stylu: XARTAGH, jeśli piękną księżniczkę, to w stylu: LILAË, dzielny rycerz: BERNARDO JOE KORIANDER, mag: AEGONIUS STARSZY i tak dalej :)
Ciekawie się słuchało 👍
Bardzo dobry kanał.
Co najmniej 4 motywów jakie wymieniłeś jak najbardziej tez nie znosze. 6 nie miałam okazji jeszcze spotkać, ale brzmi okropnie. A motyw 9, ten ze smiercia postaci, ktora wraca to nie lubie tylko jesli jawnie widac, ze ta postac wroci... tak miałam np. w Wojnie makowej z Nezhą
Punkt 8 tak bardzo się zgadzam ! Strasznie mnie denerwują tego typu pominięcia w osobowości bohatera, nie tylko w fantasy. Coś się stało, ktoś bardzo to przeżywa przez kilkanaście(dziesiąt) stron, a za kolejnych sto już nawet tego nie pamięta. To po co to w takim razie było?
Bardzo ciekawy materiał, miło się słuchało :)
Brawo znowu naprawdę dobry filmik. A jeśli chodzi o motywy, to nie mam jakiś szczególnie nielubianych.
Nie wiem czemu ale do dziś jakoś nie przepadam za elfami, jak dla mnie są bezbarwne i nudne, może to dlatego że tak trudno je rozgryźć (Sapkowski trochę też inaczej je pokazał). Jeśli chodzi o mocne sceny (np. gwałt) to jeśli jest to dobrze zrobione to czemu nie, akurat w "Malowanym Człowieku" to mi podeszło, a późniejsze zachowanie Leeshy według mnie było zrozumiałe. Tak samo sceny seksu, jak dobrze są zrobione to nawet sprawiają przyjemność.
A jeśli chodzi o trójkąty miłosne, też nie mam nic przeciwko, chyba że autorzy/autorki z powodu braku umiejętności w pisaniu (bądź innego pomysłu) poświęcają im aż na to miejsca, choćby seria pani Cassandry Clare, Stephanie Meyer itp. Lub traktują ten wątek po macoszemu np. właśnie „Cień Utraconego Świata”. Jeśli chodzi o twój motyw nr 2 to sporo go w amerykańskich filmach i serialach, też go nie lubię tym bardziej jak lata mijają. Poszukiwanie przedmiotu to tani chwyt, rzadko już stosowany.
Jeśli chodzi o tą scenę z CUŚ to faktycznie, ale tam bardziej mi przeszkadzało to że wszystkie Panie były piękne i młode, od tak żeby później była jakaś interakcja z bohaterami. Lubię twisty więc ten "spoiler środkowy" mi nie przeszkadza, choć faktycznie nie przepadam jak bohaterowie wracają zza grobu tylko dla tego że spodobali się czytelnikom czy widzom (często motyw w serialach).
Jeśli chodzi o ten o tym z zamkniętymi historiami, to bardziej nie lubię jak autor/wydawnictwo zaczyna odcinać kupony od sławy, a nie potrafi skończyć serii np. pan Piekara w przypadku Mordimera Madreina lub dzieci Tolkiena czy Herberta. Trochę też G.R.R. Martin i jego od 10 lat powstająca kontynuacja czy pani Cassandra Clare i kolejne spin-offy/prequele/sequele które są takie same. No i seria Ziemiańskiego w świecie Achaii, gdzie pierwsza część trzyma poziom a później to już tylko kasa na rachunki dla autora.
Nie lubię „wodolejstwa” i przeciągania, jak widać że nie ma pomysłu na książkę np. koniec „Powiernika Światła”.
Motyw snów i wizji jest dobrze poprowadzony w Archiwum Burzowego Światła w przypadku Dalinara, nie mam nic przeciwko to buduje napięcie i klimat.
Nie lubię nudnych i nieciekawych postaci, bezbarwnych, które są mi wręcz obojętne. Albo książek które nie angażują, czy są po prostu "zapchajdziurą" po przeczytaniu mam wrażenie, że aby straciłem czas. Nie przepadam za zbytnim udziwnianiem historii i fanaberiami autora np. późniejsze części cyklu "Mroczna Wieża" Kinga. Ogromne światy też potrafią nieraz przytłoczyć choćby cykl Eriksonana którym stanąłem na 2 części albo "Schronienie" Webera.
Nie przepadam za pójściem za modą kreowaną przez autorów, tzn. jak jest czas że jedna książka odniesie sukces (gatunek) np. "Igrzyska Śmierci" to większość pisze w tym czasie dystopie, jak moda na wampiry to każdy pisze o wampirach, a jak fantasy w stylu Martina to od razu każdy pisze tak samo. Albo moda na Young Adult fantasy, książki o teoriach spiskowych ("Kod Leonarda da Vinci"), czy mocne thrillery albo kryminały realistyczne, czy teraz na bohaterów kolorowych.
Najbardziej nie lubię jak wydawnictwa robią z czytelników kretynów, choćby trylogia "Kruczy Cień" Ryana Anthonego (swoją drogą polecam) ale wydanie ma tyle błędów
ortograficznych, literówek i braków że głowa boli. I to nie tylko pierwsza część ale w ramach tradycji każda z trzech (za taką fuszerkę powinien ktoś stracić pracę).
Poza tym była jakiś czas moda na dzielenie książek, jeszcze w przypadku cegieł które mają ponad 1000 stron to zrozumiałe, ale pierwsze wydanie "Malowanego człowieka" a tym bardziej "Sny Bogów i Potworów" pani Taylor.
No i nie lubię jak wydawnictwa zaczynają serie, a jak coś nie halo to olewają czytelników np. do dziś nie wydane następne części "Dziedzictwa Planety Lorien", dwie następne kontynuacje
"Red Rising", cykl "Zapadlisko" Kim Harrison czy "Zielony jeździec" lub „Cradle” Will Wight.
Albo niewydane do dziś cykl „Cradle” Will Wight, książki Marthy Wells lub Tamsyn Muri. A np. cykl Lee Childa z Jackiem Reacherem już chyba z 10 wznowień ma, Kres też kolejne wznowienie, no i Diuna, pewnie Grę o tron też wznowią i Tolkiena.
Nie lubię też "przecenianych" książek, ze świetnymi recenzjami i opiniami, o wysokich ocenach, a jak sam się przekonuję nieuzasadnionych.
Właśnie skończyłem "Komornik. Arena dłużników" sprawnie napisana ale jakoś mnie nie porwała, od tak do przeczytania i zapomnienia.
Jak zawsze świetny materiał. Generalnie zgadzam się z wszystkimi motywami, o których wspomniałeś poza jednym - pierwszym tomem, który zostawia z niczym. Tu mam dokładnie odwrotnie, pewnie dlatego że czytam głownie wielotomowe rzeczy, więc pierwszy tom jest dla mnie wstępem, który ma zainteresować, nakreślić historię, bohaterów, świat. Gdyby każdy tom miał stanowić osobną, zamkniętą całość, to szczerze mówiąc czuł bym się z tym nieco dziwnie. Co do poszukiwania artefaktu jeszcze, to fakt że to strasznie oblatane ale czasem, jest fajnie zrobione i nienatarczywie, polecam Wiernych i Upadłych.
Czytałem "Wiernych i Upadłych" i faktycznie tam jest to zrobione bardzo sprawnie. Mam wrażenie, że też przez to, że Gwynne bierze dużo klasycznych tropów i prowadzi je troszkę innym torem :D
Ja mam problem z tym, gdy w książce zaczyna się scena akcji, a autor nie radzi sobie z czasem i przestrzenią. Nie wiem jak to się nazywa. Odległości robią sie to mniejsze to większe, przedmioty, które zostały daleko odrzucone potem zbyt szybko wracają do rąk postaci. Ktoś powinien stać kilka metrów dalej i być jeszcze za stołem czy pudłem, a tu skacze i nagle jest obok i powala innego bohatera.
zgadzam sie ze wszystkim
4:15 a szukanie przedmiotu w wampirzym cesarstwie, ci się spodobało?
Mnie lekko irytują w fantasy systemy czarów oparte na czterech żywiołach - kule ognia, wodne bicze i sople lodu są spoko, ale były już wszędzie i jest tyle ciekawszych pomysłów na magię, że aż szkoda iść na łatwiznę; poza tym wszyscy wiemy, że Avatar: Legenda Aanga i tak zrobił to lepiej niż inni!
Oo, słabe są też wpychane na siłę motywy relacji rodzinnych; bo przecież the big bad guy musi być ojcem, wujkiem albo bratem protagonisty, żeby książka była ciekawa (/s).
Trojkat miłosny mógłby być dobry, gdyby został dobrze napisany. Ja na razie nie miałam przyjemności o takim czytać, ale wszystko przede mną.
Nie zgodzę się z jedną rzeczą. Najlepszy trójkąt miłosny to Geralt x Yen x Triss
Ja za to nie lubię krasnoludów 😅
Ja ogólnie mam problem z romansami. Mam wrażenie, że często spychają one resztę fabuły na dalszy plan i nagle nie istnieje nic poza miłością tych dwóch postaci albo sama ich relacja jest zwyczajnie beznadziejnie poprowadzona i niewiarygodna.
4:25
"Kurtyna."
I weszła reklama TH-cam Premium.
Tylko cztery i aż cztery denerwujące rzeczy w fantastyce dla mnie:
1. Wymuszone trójkąty, kwadraty, itp trapezy uczuciowe.
2. Niezapowiedzane wskrzeszenie bohatera/bohaterki (wyjątek Władca Pierścieni)
3. Tzw. infodumps czyli lawina potrzebnych i niepotrzebnych informacji o świecie np. w dialogach.
4. Niekończące się opisy tego, jak kto był ubrany czy jakie miał cechy charakteru (przy każdym spotkaniu z dana postacią).
Szczerze mówiąc z połową Twoich uwag zgadzam się w 100%, zazwyczaj są to elementy już znane z innych tytułów i nie wnoszą nic nowego do gatunku, co mnie osobiście irytuje podczas czytania. Miesiąc temu przeczytałam Annę Księżniczkę Millardii, która jest prawie wolna od tych wszystkich mankamentów, natomiast oprócz niej ciężko mi jest przypomnieć sobie tytuł fantasy bez chociażby jednej rzeczy, o której wspomniałeś.
Mnie wkurza w fantasy to, że ludzie zawsze są przedstawieni jako źli, słabi i mało wyjątkowi w stosunku do innych istot
Jeśli liczymy Cyberpunk do fantasy, to straaaasznie nie lubię wprowadzania miliona nowych słów, ale bez wyjaśnienia co to i opisywanie sekwencji w "datasferze" ale w sposób który tekst po prostu nie potrafi udźwignąć, chodzi tutaj o Neuromancera konkretnie.
Rothfuss nie skończy "Kronik Królobójcy" - kilka lat temu jego sekretarka ujawniła, że nie napisał ani słowa trzeciego tomu a wszystko co mówił o tym, ile to już ma napisane to kłamstwo.
Ja też już straciłam nadzieję. A pierwsze tomy pokochałam
Wszystkie motywy jakie przedstawiłeś mogą być zarówno postrzegane negatywnie, tak jak to przedstawiłeś, jak i być atutami danej książki. Myślę że najważniejszą jest spójność i "prawdziwość" danej historii, świata. Naturalne, zgodne z charakterem postaci reakcję na zastaną rzeczywistość. Lescha poddała się gwałtowi wiedząc że w każdej chwili mogła go przerwać więc trudno mówić tu o traumie i niemożności zbliżenia kilka stron dalej. Zresztą w następnych tomach okazuje się nie być zbyt pruderyjną postacią. Książkę niszczy sytuacja gdy przez całą opowieść autor buduję wrażliwą, delikatną postać a ta np. wydaje się w walkę po której spokojnie idzie zjeść obiad. Lub robi coś co logika podpowiada że nie powinna zrobić. I mamy jakby rozdwojenie jaźni. Najważniejszym elementem o którym zresztą cały czas mówiłeś to by autor nie budowł postaci tanimi efektami skierowanymi dla czytelnika.
Denna i cały wątek miłosny jest straszny. Właśnie to czytam i meh. Ogólnie nie przepadam za wątkami romantycznymi. Zwykle są słabo poprowadzone. W większości się z Tobą zgadzam, tylko te elfy ;) :D
Jako 13 letni dzieciak przeczytałem cały Baśniobór. I strasznie mnie do teraz irytuje podejście do rodzeństwa głównych bohaterów. Mamy Kendrę która włada jasną dobrą i nieskazitelnie piękną magią i Setha który jest mroczny i ciemny. I to ma też odzwierciedlenie w ich charakterze. Kendra jest ciepła kluchą bez wad a Seth irytującym gówniarzem który wszystkich wpędza w kłopoty. Plus Seth średnio dwa razy na tom jest śmiertelnie ranny a Kendra przez całą historię nawet kostki nie skręciła, bo ona jest ta dobra i nietykalna, każdy ją broni a nawet jak jest w sytuacji beż wyjścia to wjeżdża deus ex machina żeby pod żadnym pozorem nic się jej nie stało. Koniec końców gdy dorastają to Seth nagle robi się interesujący i ma ciekawe perypetie, a Kendra jeszcze bardziej irytuje swoją perfekcją
kiedy face reveal?
Kiedyś będzie, ale raczej nie w najbliższym czasie :D
@@ksiazkowebajdurzenie5272 rozumiem, w ogóle dzięki bo zachęciłeś mnie do czytania książek i już nie siedzę po 9h przed kompem😌
Ja nie cierpię jakichkolwiek motywów miłosnych w fantastyce, nieważne czy trójkąty miłosne czy normalny związek. Większość tych związków jest papierowa, cringowa i zbyt szybka w ich rozwoju np. ledwo spojrzą na siebie i już się zakochują xD Romanse są okej jeśli autor umie dobrze je napisać ale mam wrażenie że większość nie umie tego dobrze zrobić.
Właśnie czytam "Malowanego Człowieka" i jestem prawie w końcówce. Te motywy wykorzystywania są dla mnie niesmaczne ogólnie i staram się je szybko czytać mimo że sama książka oprócz tego mi się na razie podoba. Często jest taka konwencja świata brutalnego itd. ale no to też nie jest mój ulubiony motyw.
I jak można nie lubić elfów? W moim przypadku są to jedne z ulubionych istot w świecie fantasy :D
Ogólnie nie przepadam też za bohaterami którzy są potężni bo tak i już ledwo się czegoś nauczą a już mają to opanowane do perfekcji, jest to związane z motywem Mary Sue którego nie cierpię. Chyba najbardziej drażni mnie to w najnowszej trylogii Star Wars czyli postać Rey. Jak zawsze świetny filmik :D
Też nie lubię motywu wykorzystania seksualnego w książkach. Trochę mi zaniżyło ocenę to Malowanego Człowieka.
Ale jakie znaczenie ma to, czego Wy, czytelnicy, nie lubicie w książkach danego autora? Przecież jesteście jedynie szarą, choć pożyteczną masą, której jedynym zadaniem jest pochłanianie jego kolejnych książek, zachwycając się przy tym pogłębionymi psychologicznie bohaterami, plastycznością opisu świata, intrygującą fabułą i w ogóle. Skrótowo: nie za bardzo macie prawo krytykować oryginalność Wielkiego Autora. Macie po prostu chapać jego kolejne książki jak głodne pelikany.
Nie zgodzę się z jedną rzeczą. Najlepszy trójkąt miłosny to Geralt x Yen x Triss