7:13 Mikołaj zaczyna 9:37 czym zajmuje się Mikołaj? 10:13 co zachęciło Mikołaja do zajęcia się tematem zmian w edukacji? 12:50 czy Mikołaj ma jamnika? 13:57 jak powinny wyglądać studia medyczne? 18:18 czy uczniowie mają możliwość jakkolwiek wpłynąć na reformę edukacji? 22:28 czy edukacja w Polsce powinna przenieść się całkowicie z papieru na cyfrę? Jak taka zmiana powinna przebiegać? 25:36 ile powinny trwać lekcje? 29:18 problem z rodzicami 34:34 czy szkoła powinna być jedyną przestrzenią do nauki? 38:00 czy Mikołaj jest zwolennikiem całkowitego wyeliminowania ocen i egzaminów czy raczej maksymalnego ich ograniczenia? Jeśli tak, to jakie egzaminy i sposoby oceniania jego zdaniem są najskuteczniejsze? 51:05 prywatyzacja to lek na wszystkie choroby szkolnictwa? 54:16 dlaczego nauczyciele mało zarabiają? 57:15 przekształcenie systemu klas opartych na wieku na system oparty na stopniu zaawansowania zagadnień jest realne? 1:02:10 czy ideałem szkoły przedzawodowej lub uniwersyteckiej byłoby bardzo rozszerzone doradztwo zawodowe, odkrywanie tego co lubimy? 1:05:33 jak wyłuskiwać dobrych nauczycieli do szkół, by co najmniej pokryli dzisiejsze zapotrzebowanie? 1:12:07 jak nakierować nauczycieli-boomerów, aby odeszli od swoich przyzwyczajeń, bo zwolnić ich raczej trudno? 1:18:32 jak przekonać nauczycieli do tego, że telefony to nie jest nic złego? 1:21:33 rozwiązania w innych państwach 1:26:55 Mikołaj opowiada o swojej książce 1:37:52 TikTok Mikołaja HISTORIE WIDZÓW 1:50:19 historia 1: wymóg czarnego ubioru na WF, nauczyciele jako święte krowy, system nie daje rozwinąć skrzydeł 1:51:29 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 1:56:08 jak przestać myśleć o sobie jako o śmieciu, który się do niczego nie nadaje? 1:59:39 historia 2: sytuacja osób transpłciowych 2:00:58 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:03:44 gdzie zgłaszać transfobię w szkole? 2:06:33 historia 3: motywacja strachu 2:07:45 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:13:16 historia 4: kartkówka zapowiedziana na za 2 godziny, mnóstwo zadań domowych, okres 2:15:35 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:21:06 historia 5: ignorowanie chorób 2:22:06 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:24:07 historia 6: reklama szkoły nie ma pokrycia w rzeczywistości 2:24:27 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:29:15 historia 7: postawa ofiary 2:29:35 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:33:09 refleksja o tym, że dziwnie się słucha, gdy wykładowca mówi, że student jest dla siebie za ostry 2:34:23 historia 8: problem z WF 2:34:35 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:35:25 historia 9: co robić, gdy nauczyciel olewa uczniów? 2:36:10 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:38:44 historia 10: dziecko to nie człowiek, problem z szatniami 2:40:07 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:45:54 historia 11: „niewinne” żarciki nauczyciela 2:46:25 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:47:34 historia 12: mobbing 2:48:48 komentarz Krzysztofa i Mikołaja 2:50:32 pies Mikołaja Książki, które pojawiały się na streamie: - „Dlaczego szkoła cię wkurza i jak ją przetrwać” Mikołaj Marcela, - „Kreatywne szkoły” Ken Robinson i Lou Aronica, - „Wolne dzieci. Jak zabawa sprawia…” Peter Gray, - „Utopia regulaminów” David Graeber, - „Finnish Lessons 2.0: What Can the World Learn from Educational Change in Finland?” Pasi Sahlberg.
Co do płacy za prace, szkoła często kosztuje faktyczne pieniądze. Nie mówię tu o kosztach „finansowanej przez państwo” edukacji jak szeroko pojętą wyprawka i korki, ale zwyczajnie o stratach przez brak pracy. Na nauczaniu zdalnym wszystko co potrzebowałem przerabiałem w 3 godziny a resztę lekcji w tle poświęcałem pracy zdalnej (możliwej dzięki Tobie Krzysztofie przez pokazanie sci-huba, dziękuje!)
Cóż. moim doświadczeniem jest to, że obecnie korzystam z rzeczy które uważałem w szkole za zbędne w karierze i nie robiłbym tego co robię bez wiedzy ze szkoły, bo musiałem posiadać podstawową wiedze gdy furtka się otworzyła aby się douczyć zaawansowanych tematów. Więc zakładanie, że w szkole wiemy co będzie nam potrzebne jest naiwnością i zamykaniem się na zawody o których nie wiemy, których jeszcze nie ma. Trzeba bardzo uważać, czy podjecie pracy kosztem zawężania uczonego materiału nie jest ograniczeniem swoich możliwości w przyszłości. Choćby do porządnego światotworzenia jest wymagane, obok wyobraźni, podstawowa wiedza ogólna ze wszystkich dziedzin aby świat był wiarygodny. PS. Nie chodzi o to aby się uczyć tylko tego co wymaga szkoła, bo jest wiele świetnych źródeł aby poszerzać wiedzę ze wszystkich dziedzin.
Świetny odcinek, jest to format którego nawet nie wiedziałam, że mi u Ciebie brakowało :) Historia trochę przydługa, ale rzeczony temat trwał kilka lat, i zapewniam jest co opisywać. Jeśli chodzi o matematyczki o w podstawówce miałam cudowną nauczycielkę, zaraziła mnie ogromną pasją do tego przedmiotu. Na tyle dużą, że teraz w ramach relaksu puszczam sobie filmy o liczbach pierwszych itp. I do dalszej mojej historii jej postać jest bardzo ważna, a teraz przejdziemy do matematyczki w technikum. Moje technikum było połączone ze szkołą zawodową, do której chodziła moja najlepsza przyjaciółka. Wiedziałam, że ma ciężką sytuację w domu i jak najszybciej chce się usamodzielnić, wyprowadzić z domu, a i zarobić jakieś własne pieniądze, bo na ich nadmiar nie mogła narzekać. Tak się złożyło, że miałyśmy tą samą matematyczkę. Nauczycielka ta na każdych zajęciach z naszą klasą większość czasu spędzała na oczernianiu uczniów z zawodówki, mówieniu, że są idiotami debilami itp, że nadają się tylko do mycia kible z gówna, że powinni ich dawno wyrzucić ze szkoły na zbity pysk, i dużo dużo innych. Często mówiła, że są nierobami i, że nie chce im się uczyć, i pewnie jak tylko będą mieli 18 lat to rzucą szkołę. Jako, że wiedziałam, że moja przyjaciółka może nie jest geniuszem matematycznym, ale na pewno nie jest idiotką bardzo mnie to denerwowało. A najbardziej fakt, że jest bardzo pracowitą osobą, a ktoś bezpodstawnie ja oczerniał. Przez to miałam z tą nauczycielką ciągłe spięcia, ponieważ stawałam jako jedyna w ich obronie. Kończyło się to tym, że pomimo bycia rzeczywiście uzdolnioną z matematyki miałam u tej kobiety same dwóje. Pewnie miałabym jedynki, gdyby nie to, że jakiekolwiek próby zagrożenia mi niezdaniem skierowałabym do kuratorium i gdzie jeszcze się da, a ona by nie mogła wyjaśnić na jakiej podstawie są te jedynki. Dwóje mnie nie ruszały, bo wiedziałam, że oceny to bezsens. Dlaczego miała by problemy z wyjaśnieniem dlaczego mam u niej słabe oceny? Ponieważ cała szkoła, z dyrektorką na czele wiedział, że jestem uzdolnionym dzieciakiem, jako, że byłam kilka razy zapraszana na kongresy matematyczne prowadzone na uniwersytetach, mając lat 17. Więc można powiedzieć, że miałam poszanowaną opinię jeśli chodzi o ten przedmiot. Sytuacja rozwinęła się jednak do ogromnego wręcz absurdu, gdy podjęłam się prowadzenia darmowych lekcji matematyki dla klas zawodowych. Robiłam to po szkole, za darmo, w jednej z klas za zgodą dyrektorki. I nagle uczniowie szkoły zawodowej zaczęli rozumieć przedmiot. Matematyczka zaczęła wtedy gnoić mnie jeszcze bardziej, i utrudniała mi wyjazdy na kolejne konferencje., a oprócz tego zaczęła ad persona obrażać mnie na lekcjach z innymi klasami i wśród innych nauczycieli. Ale to też mnie nie ruszało, nie jestem osobą, która integruje się w jakiś sposób z rówieśnikami, nie zależało mi na opinii obcych ludzi którzy mnie nie znają za dobrze. Pewnego jednak dnia, zgłaszając się na kolejną konferencję musiałam dosłać referencje od nauczyciela matematyki, który mnie uczył. 2 miesiące próbowałam z nią to załatwić, aż ostatniego na dwie godziny przed limitem wysłania tych dokumentów, stwierdziła, że mi ich nie wystawi. Urwałam się więc z zajęć, pojechała do podstawówki w której nie byłam od 7 lat, znalazłam moją starą nauczycielkę i poprosiłam ją o referencje. Zrobiła to bez mrugnięcia okiem. Mało jest osób, które szanuję tak jak tą kobietę, jest moim dożywotnim autorytetem. A matematyczka z technikum do końca szkoły gnoiła mnie w każdy możliwy sposób za to, że jednak jakoś załatwiłam ten wyjazd. Moją największą satysfakcją był moment otrzymania wyników z matury z matematyki rozszerzonej 90%. I powiedzenie jej, że idę na studia humanistyczne :) Ta kobieta przez 4 lata uprzykrzała życie mi, innym ludziom, obrażała każdego kogo się dało na każdym kroku. I to tylko przez swoje uprzedzenia, i moją wolę walki z tym co robiła uczniom szkoły zawodowej. Przez nią na długi czas zraziłam się do matematyki, która od dzieciństwa była moją największą pasją. A ponoć szkoła ma wspierać nasze pasje i chęć nauki, dobre sobie. Dopiero kilka lat po skończeniu szkoły zaczęłam do mojej kochanej matematyki wracać. PS. W jaki sposób mogę skontaktować się z Panem Mikołajem?
Znam tę sytuację, jest mi nad wyraz znajoma, choć bez zakończenia w postaci rezygnacji z dalszego nauczania. Ja jestem z tej humanistycznej strony, a konkretniej to językowej. Niemiecki znam bardzo dobrze, co sami Niemcy mówią, że poznają tylko po tym jak buduję zdania i jakich używam idiomów, a jakich słów nie wypowiadam, które Niemiec używa w potocznej mowie. A samego języka uczę się od małego, dzięki rodzicom germanistom. Ta, niektórzy skłonni są uznać, że to fatum, a ja wolę niemiecki od angielskiego, lepiej mi się nim operuje. W każdym razie, wracając do poręczy: niemal każda nauczycielka niemieckiego traktowała mnie jak zagrożenie, bo potrafiłem powiedzieć i napisać coś lepiej niz większość klasy, niekiedy nawet i ona. Trochę na złość, może z przekory, jak hehe pomagałem kolegom robić zadania to wstawiałem im niemieccy ciężkie słówka, których oni nie mieli okazji poznać. To robiłem tylko osobom, które były wątpliwie pomocne wobec mnie (daj czipsa, daj łyka, ale gdy on tobie - cóż, skończyło się). To powodowało, że znudzony na zajęciach musiałem iść zgodnie z programem i robić to, co wszyscy, choćby to było pisanie literek na nowo. Pani Helga najwyraźniej poczuła zew i duszę no niemiecką z lat '30 bo postanowiła mi nie odpuścić. Na koniec roku miałem 3, choć ten sam wynik miał kolega, co poprawnie nie potrafił powiedzieć "ich heiße Jonas" czytając "ich hejbe Jonasz". Inna już pani, ale też równie szurnięta, zadała zadanie na zadanie. No i zadanie brzmiało, że napisać trzeba jakie jest ulubione auto. Większość po dwa trzy zdania typu "lubię ferrari. Ferrari jest szybkie. Ferrari jest czerwone." gdy u mnie powstał referat na 1 stronę A4. I co? I bania, pani nie mogła uwierzyć, że to moje zadanie, twierdziła, że ściągane z neta lub pisane przez kogoś innego. Chciałem, żeby zweryfikowała, ale była uparta. Dobrze, że miałem wtedy już nieco więcej lat i byłem bardziej pyskaty, to odpowiedziałem, że widzimy się u dyrektora. Dopiero wówczas musiała przyznać rację, gdy w ten sam ton i taką samą treść przedstawiłem przed przełożonym. Wciąż jednak nie zebrałem noty "6", co jest definicją pracy ponadprzeciętnej, tylko 4. Bo za łatwo mi poszło... Ale jak już mam mikrofon to wspomnę tęgą panią od historii z tarnowskiego gimnazjum nr.4, która to potrafiła nieźle opowiadać dzieje Rzeczypospolitej, ale była fatalna w "obsłudze klienta", bo postawiwszy delikwenta na środku tablicy maglowała go do granic płaczu. Dziś nazwalibyśmy to mobbingiem i znęcaniem się. "Taak? To opowiedz nam jeszcze jakieś bzdury na ten temat" "nic się nie nauczyłeś, albo nie siedziałeś nad tekstem w domu, albo jesteś po prostu zbyt głupi, żeby to zrozumieć". Ile razy sobie ją wspomnę, tyle razy się we mnie krew gotuje. Dobrze, że w liceum miałem gościa, który niczym bard Jaskier potrafił opowiadać starodawne dzieje w sposób interesujący, co spowodowało moje ponowne zainteresowanie historią Polski, Europy, innych krajów w czasach jednak relatywnie współczesnych. Ciągle mam mikrofon? Wspaniale, to lecę dalej z kur...iozalnymi sytuacjami, się teraz już ze szkoły syna. Mieli stworzyć kapelusze wiosenne (easter bonnet), przystroić i po paradzie miał być wybrany najlepszy. Panie były tak zachwycone, że postanowiły stwierdzeniem, że... KAŻDY WYGRAŁ. Każdy jest zwycięzcą. No dobrze, to po cholerę ciśnienie, presja, żeby usłyszeć, że nawet ci, co robili na odwal dostaną nagrodę? Trochę demotywujące, ale dobra, teraz bomba. Jaka nagroda, spytacie. Tak, dokładnie to, co wielu myśli - SZÓSTKI dla każdego! Czemu nie po wzorowym zachowaniu albo pasek na końcu semestru? Nie, szóstka i kuj z tego. Napisałem pani, która dawała to ogłoszenie co o takim "prezencie" myślę mówiąc, że lepiej by było z gdyby zrobili zabawę na cały dzień albo przechadzkę do parku, żeby się wybiegały. A nie ocenę, która ma być tylko częścią składową oceny końcowej. Ale jeśli każdy dostał nagrodę i to taką samą, to tak, jakby nikt nie dostał. A ocena jak zwykle znaczy niewiele w pierwszej klasie, tak teraz znaczyło jeszcze mniej...
Przejęzyczenie Mikołaja kiedy powiedział "wolni ludzie" zamiast "wolne dzieci" to najpiękniejsze co od dawna uslyszalem w zasadzie od tego moglibyśmy zacząć i na tym zakończyć. Szacunek i żarcie!!!
Pobycie trochę w towarzystwie nauczycieli i wykładowców sprawia, że tak, odkrycie, iż uczniowie i studenci to też ludzie, jest epokowe. Ostatecznie w żadnym innym miejscu nie łamie się w majestacie prawa praw człowieka, odmawiając możliwości jedzenia, picia i wydalania, że nie wspomnę o bardziej zaawansowanych potrzebach piramidy Maslowa
To że rodzice są przeciwnie zmianom w szkole może wynikać z tego że szkoła wyrabia w człowieku taką dziwną formę syndromu sztokholmskiego. Dzieciakowi tłucze że szkoła jest fajna i wszystkim się podoba, a jak "Gałkiewicza nie zachwyca to jest jego prywatny problem, innych zachwyca". Ja sam oceniałem moją przygodę ze szkołą całkiem dobrze. Do niedawna. Bo niedawno zacząłem sobie przypominać i rozgrzebywać jak to w praktyce było i doszedłem do wniosku że ta moja pozytywna ocena to była guzik warta. Zauważyłem że rzeczy jakie wtedy były normalne i na porządku dziennym z obecnej perspektywy byłoby nie do zaakceptowania tylko zostały jakoś wyparte z tej pamięci. Szokuje jak bardzo człowiek zaburzony miał ten obraz szkoły.
To faktycznie jest szokujące, ale też bardzo wiele osób nie uświadamia sobie tego i niestety ma tendencję do ucinania w zarodku jakiejkolwiek dyskusji albo okładania rozmówców po głowie różnymi komunałami. Mam nadzieję, że czytanie bezpośrednich świadectw ludzi choć trochę pomoże, dlatego będziemy do tego wracać jeszcze.
Jeżeli chodzi o niezdawanie sobie sprawy z różnych patologii to jestem w trakcie powtórki czytania wszystkich części ,,Harrego Pottera" i dopiero widzę jakie niedorzeczności są w tej fikcyjnej szkole. Kiedy sama byłam uczennicą tego nie dostrzegałam, przez to że takie sprawy były moją i innych osób codziennością 😉
Poruszyliście wiele ważnych tematów, bardzo dziękuję. Dla mnie szczególnie istotna jest sprawa przemocy rówieśniczej w szkołach. Ona przybiera różne formy. Przemoc psychiczna może nie rzucać się w oczy tak bardzo, jak przemoc fizyczna. Rodzicom i nauczycielom może być trudniej ją zauważyć i łatwiej zbagatelizować. Dzieci, które padają jej ofiarami, mogą nawet tego nie zgłaszać. Może to wynikać z ich nieświadomości, że są ofiarami przemocy - nauczyciele powinni zwracać na to uwagę. Może też być tak, że dziecko zgłaszające takie sytuacje nie otrzymuje ze strony dorosłych pomocy i cierpi całymi latami. Skutki przemocy rówieśniczej, w tym przemocy psychicznej, mogą utrzymywać się przez wiele lat po ukończeniu szkoły. Trzeba o tym mówić jak najwięcej.
Do tematu przemocy będę niezależnie na vlogu w cyklu edukacyjnym w serii "Dla każdego coś przykrego". Bo to jest czubek góry lodowej, co do nas dociera.
Jeszcze wyobraź sobie w szkole liczne plakaty "SZKOŁA BEZ PRZEMOCY". W tej samej, w której próbują utopić cię w muszli klozetowej, biją, niszczą twoje rzeczy, wyrzucają do śmieci. To czym jest przemoc?
A jak już poniosą jakieś konsekwencje to; ,,Przeproście Patrycje i podajcie sobie ręce". I OCZYWIŚCIE ŻE PO TYM NIE MA ZNĘCANIA JESZCZE GORSZEGO, PRZECIEŻ PRZEPROSILI (True story)
@@_patrycj_ - albo "przeproście się" - jeżeli ofiara próbowała się bronić. A gdy ofiara przeprosin odmawia, to wychowawczyni wzywa jej rodzica na rozmowę. Rodziców oprawców nie wzywa. Nic im nie mówi. (True story)
Warto wspomnieć o tym, że wiele szkół nie ma bufetów a jedynie sklepik/automaty vendingowe(oferta niestety podobna) więc jak się nie chce jeść chipsów/batoników i popijać colą, to trzeba jechać na kanapkach/ być głodnym, co nie sprzyja wchłanianiu wiedzy.
Och, skąd ja to znam. W samym centrum Krakowa przy Gołębiej mieliśmy albo ten automat, albo kawiarenki i restauracje, gdzie przysłowiowe 150 PLN płaci się na wejściu za sam zaszczyt miejsca siedzącego. Wszyscy więc żarli albo batoniki, albo tuczące bułki z sieciowej piekarni...
Ja nie miałem miejsca w plecaku. Aby zdrowo się odżywiać musiałem zakupić taką torbę. W niej trzymam jedzenie. Ale ile zmieszczę? A i tak mam na jednej przerwie i to najdłuższej 15 min. W sklepiku są zupki chińskie lub 7days. Ewentualnie kawa. Oraz jak chcesz coś zakupić to czekasz bo na prawie 400 uczniów posiadasz jedną ladę, która jest otwarta do 15:40 jak uczniowie mają lekcje do 19. Więc jak chcesz zjeść nawet zupę spóźnisz się na lekcje i reprymenda
Plus jeszcze to, że nie można opuszczać terenu szkoły w trakcie zajęć (nawet jak masz skończone te 18 lat… bo tak?), także nawet jak za rogiem jest jakiś normalny sklep, to trzeba się wymykać pod czujnym okiem woźnego. A jak już człowiek przemknie, to jeszcze trzeba się modlić o to by na belfra czasem w tym spożywczym nie wpaść. Przynajmniej u mnie tak było, w sumie niezależnie od poziomu edukacji.
@@axolotlismybeautystandard Proszę się nie dziwić. Nauczyciel odpowiada karnie, gdyby uczniowi coś się stało w tym sklepiku poza terenem szkoły, nawet gdy to budynek obok. A już broń Boże przechodzić przez ulicę! W razie potrącenia, to kryminał dla nauczyciela murowany. Bo uczeń miał być na terenie szkoły, za co szkoła odpowiada.
Słyszę ten argument już 20 lat, a jak dotąd nie został skazany jeszcze żaden nauczyciel. Ba, sam przytaczałem we vlogu jak dosłownie zmarł jeden uczeń na WFie - a wuefista został uniewinniony, mimo że był obecny przy sytuacji.
Książka zamówiona :) . Jestem obecnie na 2 semestrze studiów w szkole prywatnej i po tylu latach walki o przetrwanie w szkole, bycia poniżanym przez nauczycieli i prześladowanym przez "kolegów" z klasy za swoją niepełnosprawność, wygląd itd. jakże smutnym w tym konteksćie jest dla mnie fakt że traktowanie ucznia jak człowieka a nie niewolnika i spotkanie ludzi którzy ciebie po prostu akceptują było dla mnie zaskakujące i zupełnie w kontrze do wszystkiego co dotychczas mnie spotkało. Czuję się przez te doświadczenia "do tyłu" o ten stracony czas i mam nadzieję że będzie już tylko lepiej i o to dopilnuję.
Mnie chyba najbardziej wkurwia, jak dorośli mówią - a pójdziesz do pracy to dopiero zobaczysz jak jest trudno, i jak przełożony potrafi cie gnoić... No przecież to że ten szef cie gnoi, i że na to pozwalasz to jest pokłosie tego typu rozumowania, szkoła nauczyła ciebie jak i tego nad tobą, że możesz być gnojony i zamiast pokazać mu fucka i zmienić prace to sie na to godzisz, bo to normalne przecież.
Oglądam Twoje materiały od niedawna - obejrzałem może ze dwie lub trzy takie rozmowy - ale z każdą minutą coraz bardziej cieszę się, że od małego miałem kompletnie gdzieś szkolną edukację i zakończyłem ją na zawodówce z samymi "dopami" i nagannym z zachowania.
System pruski: to, jak się on nie sprawdza (a właściwie: sprawdza fatalnie!) świadczy to, co się dzieje w kształceniu osób dorosłych. Infantylizacja „studentów” widoczna jest gołym okiem, nawet w tych „oświeconych” środowiskach (np. psychoterapeutycznych), a studenci (dorośli, 40- albo i 50-letni) łykają to jak pelikany, bo nawyki ze szkół działają automatycznie. Jako superwizorka ostatnio za jeden z głównych celów uznaję przekonanie moich Superwizantów, że wartością najważniejszą jest wspólne myślenie o problemie, a nie uczenie jakichś algorytmów postępowania… I oceny: najfatalniejszym w naszym systemie - i to nie tylko edukacji, ale przede wszystkim wychowania i kultury - jest, wg mnie, przerażenie wobec możliwości popełnienia błędu. I karanie za nie. W moim przekonaniu tzw „błędy” są podstawą uczenia się, wyciągania wniosków i rozwoju. Pod warunkiem, że uczymy się tego, a także - jak je naprawiać. I to zarówno w sfer ze poznawczej, jak i emocjonalnej. Pozdrawiam obu Was, z ciekawością słucham, choć ze mnie totalna Boomerka. Cieszę się z tych dyskusji i z ich szerokiego oddźwięku.
2:47:28 - zostawiam sobie na pamiątkę 🥺 1:18:47 nasza nauczycielka z angielskiego nie potrafi zrozumieć jak można korzystać z podręczników na telefonie bo przecież po ekranie nie da się pisać "a w ogóle to telefony wypalają nam mózgi!!!!!!!!!!!" Tutaj przytoczę dialog mojego kolegi z klasy z nauczycielką angielskiego (może komuś poprawi humor w tak przykrym temacie) Mój kolega podczas odpytywania za dużo nie umiał, na co nauczycielka zaczęła mu mówić, że "nie poradzi sobie w życiu, nikt go nie przyjmie do pracy, nic w życiu nie osiągnie". Na co mój kolega odpowiedział, "Czy zarabianie więcej niż nauczyciel to już osiągnięcie?" (Kolega naprawdę ma własną firmę i nieźle sobie radzi). Nauczycielka mu tylko na to "siadaj, dwa". XDD 2:00:59 Do tego tematu, ja mogę przytoczyć dość wypartą przeze mnie sytuację ze wczesnych lat podstawówki (3 klasa). Odkąd pamiętam, że żyje, buntowałam się kiedy kazano mi ubierać dziewczęce ubrania i ogółem nie lubiłam wszystkiego co dziewczynce "wypada" lubić. Miałam krótkie włosy, chodziłam w stereotypowo męskich ubraniach, miałam więcej kolegów, grałam z nimi w piłkę, bawiłam się autkami i oczywiście grałam w gry. W klasie mojej ówczesnej czułam się akceptowana, mimo, że mieliśmy po 7-10 lat. Jednak nie przez każdego nauczyciela. Pewnego dnia w szkole mieliśmy zastępstwo z inną panią z angielskiego niż zawsze. W trakcie lekcji, pani chciała bym przeczytała jakieś zadanie i zwróciła się do mnie per "dziewczynko, chłopczyku, czy CZYM ty tam jesteś". Kolega z ławki od razu stanął w mojej obronie i powiedział poważnym głosem "Paulina jest dziewczynką proszę pani". Nic nie odpowiedziała, lekcja toczyła się dalej. Jak zabrzmiał dzwonek i ja szłam z innymi w kierunku drzwi na przerwę, szarpnęła mnie za ramie (nie przesadzam) i zostawiła mnie po lekcji na pogadankę. Cała moja klasa stała za drzwiami i podsłuchiwała, co się dzieję. Ja ze stresu nie potrafiłam nic usłyszeć, nie pamiętam dosłownie nic. Koledzy i koleżanki mówili mi, że nazwała mnie idiotą, że mam się nie wychylać i ogółem, że mnie obrażała i nikt nie wiedział czemu. Nie powiedziałam o tym nikomu w domu, kompletnie to wyparłam. Po kilkunastu przykrych, podobnych sytuacjach nie tylko w szkole, zapuściłam włosy i się dostosowałam do "norm". Teraz gdy więcej się mówi o niebinarności oraz mam więcej tolerancyjnych osób wokół siebie to odkrywam swoją tożsamość płciową na nowo i strasznie poruszają mnie takie historie przez to ile doświadczeń z niezrozumieniem w tym temacie mnie spotkało, a głównymi oprawcami byli dorośli, teoretycznie dojrzali ludzie, nie dzieci. Już mój komentarz jest chyba za długi dlatego polecę na końcu tak jak PROROK KACZK Stowarzyszenie Umarłych Statutów . Wstawiam na ich grupkę na facebooku dość regularnie pytania odnośnie moich problemów w szkole, zawsze merytorycznie odpowiadają, doradzają, podają podstawy prawne. Prowadzą konsultacje indywidualne z których też raz skorzystałam, jak zapomniałam o coś dopytać to napisałam meila i odpowiedzieli mi na drugi dzień. To wspaniali ludzie, naprawdę jeśli ktoś boi się podjąć działania, to pomagają nie tylko takimi suchymi radami ale też zwykłym ludzkim wsparciem. Na grupce można pisać też posty anonimowo, co na przykład dla mnie jest bardzo komfortowe. Jeśli ktoś ma problemy z nauczycielami, zapisami w statucie, ogółem problemami w szkole polecam się do nich zgłosić, czy to meilowo, czy na grupce facebookowej "Umarłe Statuty - o prawach ucznia". Jeszcze raz dziękuje wam za to co robicie i do następnego lajwa!!
Odnośnie nauka to praca to polecam przejrzenie sobie hymnów podstawówek, bo aż mnie dreszcz przeszedł jak przypomniałem sobie że śpiewałem "Nauka dziś naszą pracą, po wiedzę sięgaj w zespole" xD
Aż nie mogłem się powstrzymać po obejrzeniu tej rozmowy zamówiłem książkę sobie i dziewczynie dziękuję za poszerzanie horyzontów i przedstawienia takiej postaci jak Mikołaj
Odniosę się do kwestii powrotu czy generalnie tezie związanej z egzaminami wstępnymi. Szczerze mówiąc, nie rozumiem zachwytów ani sensu tego typu formy. Takie egzaminy już były i szczerze mówiąc to stanowiły one jedynie miejsce wszelkiego typu wałków i łapówkarstwa często ukrytego zresztą pod hasłem "kursów". Bo owszem, w pięknym świecie idealnym, te egzaminy mogłyby być tak zrobione, że sprawdzają kreatywność i inne, poza wiedzowe elementy. Takie egzaminy gdzie sprawdzane jest myślenie i inne zdolności przydatne na danym kierunku. Ale to jest fikcja i była fikcja. To będzie dalej jakiś durny, czysto wiedzowo test który w tym wypadku będzie mieć jedną wadę -> nikt nie będzie kontrolował zakresu wiedzy jaki jest tam zawarta. I potem powstaną, co znamy świetnie z lat 90, kursy "przygotowawcze" gdzie się dowiesz jakie pytania mogą się pojawić. Albo wujek za krowę czy inną flaszkę załatwi. Na dodatek kwestia czysto żywo praktyczna. Kwestia podróży i terminów. Nie ma szans by coś komuś nie kolidowało, nie mówiąc już o tym że szansa na "zdalne" egzaminy jest żadna. Ja powrotu do sytuacji gdzie jak ten pies trzeba jeździć i stawiać na egzaminy jakoś nie chcę. Szanse powinny być równe bo to pozwala też wyrwać się ludziom z gównianych miejsc. Człowiek z dalekiej prowincji, 400 km od uczelni jego marzeń, nie ma realnie jak np. uczestniczyć w kursie przygotowawczym czy nawet jak człowiek pojechać na ten egzamin. Jego kolega z Krakowa 20 min spędzi w podróży, będzie wyspany i rześki na egzaminie. Kolega z prowincji wstał o 3 rano i jechał 6 godzin pociągiem by ledwo się pojawić na tym egzaminie. I po co to? I tak wiem, sprawę niby rozwiązuje zdalny egzamin. Ale to nie ma szans przy tym betonie się udać. Jak przy egzaminach na certyfikatów IT od samego MS ja mam przy zdalnym egzaminie jakiegoś hindusa na linii co mnie pilnuje czy krzywo nie patrzę się i nie ściągam, to jak ma to zrobić polska uczelnia co często nie umie projektora obsługiwać? Matura może nie jest obiektywnym i super w tym kontekście. Ale jest jedna, pisana tak samo przez wszystkich i ustalony sposób. Uczniowie wiedzą czego się mogą spodziewać. Nie widzę nic złego w tym, że to 1 rok jest prawdziwym testem tego czy ktoś nadaje się i chce dany kierunek robić. Przyjąć więcej, potem zrobić selekcje.
Nie wiem, skąd informacje o tym, że egzaminy wstępne to TESTY. Na AGH są do dziś (i uczelnia jakimś cudem nie implodowała) i są w formie rozmowy. Rozmowy kwalifikacyjne do pracy też byś zlikwidował i zastąpił procentami państwowymi? XD good luck, wątpię, byś przekonał do tego np Googla, słynącego z dawnia problemowych (I wonder why) tematów podczas takich rozmów. Kwestia technologicznego zacofania jest, jasne, problematyczna, ale raz, nie na każdej już uczelni, dwa, to jest łatwe do nadrobienia.
@@KrzysztofMMaj Rozmowy kwalifikacyjne też w większości są zbędnym rytuałem, gdzie wszyscy udają jak to chcą "rozwijać się w dynamicznym zespole" a w praktyce po prostu nie chcą być bezrobotni. Po drugie, znowu, rozmów kwalifikacyjnych też można się nauczyć. I czemu osoba która np. ma problemy interpersonalne ma "rozmawiać" by dostać się na studia, skoro planuje siedzieć w piwnicy i robić terminatory? Oprócz tego rozmowa z "szanownym" gremium potrafi być bardziej stresująca niż egzamin, do tego patrząc na kadry naukowe raczej jest spora szansa że człowiek trafi na buca podczas takiej rozmowy. Firmy mają całe działy HR które rekrutują ludzi. Filtrują one kandydatówna różnych etapach, po to, by właśnie rozmowa już była z tą grupą z którą w ogóle jest sens rozmawiać. Bo to są realne praco-godziny i kasa jaką wydaje firma na to, że jakiś szef projektu czy inny techniczny pracownik poświęci na rozmową z kimś obcym. Kto na uczelni się czymś takim zajmie? Jak kandytatów może być 6-7 albo i 10 na jedno miejsce? Zobacz ile teraz się rekrutuje studentów. To nie są dawne czasy gdzie egzaminy wstępne królowały. I już te firmy, wliczając googla, wiedzą że pytania i "zadania" na rozmowach to nie zawsze jest dobry pomysł. Bo się potem okazuje że to wypływa, że ludzie się uczą "typowych pytań na rozmowie z googlem" i cały sens rozmowy idzie się bujać. I znowu wracam do tego samego. Są ludzie, a w branży IT jest to bardzo częste, którzy rozmową taką formalną stresują się mocno. Mogą być geniuszami tego co robią, ale w takiej sytuacji są sparaliżowani. Dlatego coraz częściej rozmowa zasadniczo jedynie odsiewa idiotów i oszustów od ludzi (w sensie weryfikujesz czy ktoś totalnie nie ściemnia że coś umie), a problem czy zadanie dajesz na okresie próbnym. Problem który ma sens biznesowo (bo jest to jakiś task/zadanie) i także problem który kandytat może rozwiązać jak chce, w takich warunkach jak lubi i w ramach też samej firmy i jej sposobu pracy. Przy okazji sprawdza to też jak pracownik sobie radzi z wdrożeniem. O co ciekawego jesteś tak realnie wstanie wypytać 19 latka idącego na pierwszy rok? Ja miałem wtedy w głowie pstro. I pewnie nie miałbym problemów z rozmową żadnych, bo generalnie gaduła jestem. Ale to nie zmienia faktu, że połowa moich ziomków na roku miała problem zagadać do zresztą przeuroczej pani w sekretariacie by coś załatwić. Więc teraz powiedz mi Krzysztofie. Ilu to uczelnia ma mistrzów rozmów potrafiących nawiązać kontakt z rożnymi ludźmi? Albo inne pytanie. Czy chcemy by rekrutacja na studia zależała od jednej rozmowy z jednym człowiekiem? I dalej to nie rozwiązuje podstawowego problemu wszelkich rozmów czy egzaminów wstępnych. Nepotyzm i korupcja. To było. Taki był fakt. Za komuny i potem w latach 90. I widać to jakie "tuzy" mamy teraz w kadrach na uczelniach. Ludzi których przerasta odpalenie prezentacji w powerpoincie. I owszem, może AGH podchodził i podchodzi do sprawy uczciwie. Ale jesteś pewny że każdy kierunek? A czy każda uczelnia? Sam mówiłeś wiele razy jak mierzi cię podejście niektórych akademików którzy to chwalą się jak uwalili ileś tam ludzi na egzaminach i teraz będzie "kasiorka" z poprawek. Dolary przeciwko orzechom, że jakby tacy ludzie mieli okazję i mogli np. sprzedać "pytania" albo inaczej "poprawić" szansę na zdanie, to by to zrobili. A jak dodasz do tego słynną Omertę o której też mówisz, to masz rzeczywiście wspaniałe połączenie. Jak pisałem, matura nie jest ideałem. Ale chociaż każdy ma taką samą szansę podchodząc do niej. Możemy się czepiać jak jest oceniania. Możemy się czepiać jak są tworzone kryteria. Ale nie można negować tego elementu "równościowego". Prawo jazdy też ma określone kryteria. I nie chciałbym by w jakiejś Koziel Dziure ktoś sobie wymyślił że on daje prawojazdy po tym jak ktoś przejedzie na świniaku 10 metrów.
@@21yarpen rozwiązaniem i kompromisem byłaby matura ale w formie zadań problemowych i kreatywnych (tak wygląda rekrutacja do niektórych firm biotechnologicznych). Rozmowa kwalifikacyjna - albo coś w jej rodzaju - była na moim kierunku stosowana podczas rekrutacji na studia doktoranckie i magisterskie - chociaż w tym drugim przypadku było to mniej sformalizowane. Myślę, że to powinno zostać ale jeden ogólnopolski egzamin na studia I stopnia ma sens - o ile miałby formę inną niż wyuczenie się klucza odpowiedzi na pamięć
Ja cały czas sobie powtarzam, że ten jeden, wybitny i ogólnopolski a obiektywny egzamin dał mnie, obecnie z doktoratem, 20% z egzaminu z języka ojczystego, w którym napisałem dwie książki naukowe. Gdyby nie olimpiada (funkcjonująca w trybie bardzo swobodnym i poza jakimkolwiek kluczem, za to z licznymi wypowiedziami pisemnymi z 10x wyższym limitem czasu oraz egzaminami ustnymi właśnie), w ogóle nie poszedłbym na studia. Nie mogę więc nie być sceptyczny.
@@KrzysztofMMaj gdybym co tydzień przez pół roku nie jeździł po lekcjach autobusem przez 2h w jedną stronę do Krakowa na zajęcia przygotowawcze do olimpiady z chemii (lekcje do 16 w mieście powiatowym, zajęcia na UJ o 18), nie miałbym najmniejszych szans na konkurowanie z uczniami, którzy mieli UJ pod nosem. Przy czym powrót trwał 3-4h bo jeszcze musiałem dojechać do domu o jakiejś dzikiej porze, kiedy już mało co kursowało. A niby olimpiada to równe szanse dla każdego - jasne, pod warunkiem że twoją szkołę na wypizdowie stać na utrzymanie laboratorium albo jeśli jesteś uczniem krakowskiej piątki. No więc ta olimpiada była dla mnie odpowiednikiem egzaminów wstępnych, również sprawiedliwych dla wszystkich o ile mieszkasz w mieście, w którym chcesz studiować :(
Mnie jeszcze zastanawia jedna kwestia, czemu nauczają nas osoby które nie potrafią nawet sklecić zdania po polsku? Miewałem nauczycieli z całego spektrum umiejętności dydaktycznych, ale jedna rzecz była niezmienna. W każdej placówce przynajmniej kilku pseudo edukatorów było praktycznymi analfabetami. Mam tutaj namyśli, że nie potrafili mówić po polsku (o odmianie przez przypadki z litości się nie rozpiszę), nie potrafili czytać tzn. każde przeczytane zdanie było dla nich tylko losowym ciągiem dźwięków pozbawionych wszelkiego zdarzenia, ani nawet napisać prostego zdania. Trend ten jest powszechny i co ciekawe wydaję się tym poważniejszy im wyżej w drabince edukacyjnej. Jak przepraszam bardzo, mam się niby nauczyć czegoś od człowieka, przy którym, ja, osoba z dysleksją głęboką rozwojową i ADHD typu drugiego (tak dysleksja i ADHD dzielą się na podtypy, szok, wiem (Swoją drogą wielu nauczycieli dalej jest na etapie oswajania się z myślą że te schorzenia istnieją. No bo przecież zdrowi ludzie też wpisują dygresje w dygresje -_- ) ), wyglądam jak amalgamacja Mickiewicza i Słowackiego na trzeźwo? Staję się to wyjątkowo uciążliwe na kierunkach takich jak np. informatyka gdzie opis zadania bez pola do interpretację jest niezwykle ważny, bo kod np. sterujący obracaniem śmigła będzie się różnił w zależności do tego, czy będzie to śmigło helikoptera, czy też śruba napędowa motorówki. Tymczasem praktyka wygląda tak że instrukcje otrzymane od szanownego pana profesora, inżyniera, magistra nadzwyczajnego/niesamowitego/wykurwistego/zabójcza seria/góra góra dół dół lewo prawo lewo prawo b a b a press start, nie potrzebne skreślić, wprawiają w takie samo skonsternowanie zarówno mnie jak i innego czytelnika bez absolutnie żadnej wiedzy specjalistycznej w danej dziedzinie. Przepraszam za ścianę tekstu, gdybym miał większe umiejętności, napisałbym krótszy list, aczkolwiek na polskim nauczyli mnie tylko rozprawek.
@Krzysztof Podałeś przykład swojej mamy która skorzystała z egzaminów wstępnych. To ja podam przykład swojej babci która przez nie straciła. Co najważniejsze, moja babcie pochodziła ze wsi pod łodzią, a nie z dużego miasta. Chciała się dostać na polonistykę, ale musiała wybrać uczelnię na która pojedzie na egzaminy, bo po pierwsze nie było jej stać na bilety, aby jeździć po Polsce, a ani na spanie w hotelach. A po drugie egzaminy były w zbliżonych terminach. I skończyło się tym, że została przyjęta ale na rusycystykę. A ponieważ była przyjęta tylko na jednej uczelni, to nie miała wyboru. I właśnie egzamin centralny został stworzony z powodu tego typu problemów. Aby umożliwić ludziom z małych ośrodków i biedniejszych rodzin wybór kierunków studiów, a nie kandydowanie tylko na bezpieczne (łatwe do dostania się) kierunki. A sami chwilę wcześniej mówiliście, że stare rozwiązania nie działają w nowych czasach... Mówisz o koszmarze matury która jednego dnia decyduje o przyszłości, a uważasz, że system w którym młody człowiek musi zamiast jechać do szkoły pół godziny będzie jechał pociągiem/autobusem/samochodem kilka godzin aby dostać się na egzamin wstępny i zastanawiać się czy dojedzie jest lepszy... Ale uznajmy, że mamy nowe technologie i złamiemy beton na uczelni. Czyli przeprowadzimy egzamin zdalnie z domu ucznia, albo z sali szkolnej wyposażonej w stałe łącze i rzeczy niezbędne do egzaminu (takie jak kamera, tablet graficzny, skaner, dobry mikrofon, etc). Do tego dodamy organ centralny który będzie pilnował aby terminy egzaminów się nie pokrywały oraz dopuścimy aby podobne kierunki z różnych uczelni mogły robić wspólny egzamin (3 polonistyki się dogadują i za jednym zamachem możesz kandydować na 3 na raz) bo i tak wymagania są podobne. To nagle uzyskujemy coś co dla mnie jest bliższe poprawionej maturze niż egzaminom wstępnym na studia z lat 80.
Egzamin zdalny jest oczywistym rozwiązaniem, a w życiu nie będzie przypominał matury, ponieważ wykładowcy w odróżnieniu od egzaminatorów z CKE nie mają jeszcze wszyscy (na szczęście) przeżartych mózgów zidioceniem i nie wszyscy robią teściki na punkciki. Tak długo, jak długo będą teściki, tak długo będą patologie. I iluzja jakiegokolwiek obiektywizmu.
@@KrzysztofMMaj A co sądzisz o grupowaniu egzaminów z różnych uczelni na ten sam kierunek (dobrowolne). I co sądzisz aby zamiast matury szkoła była zobowiązana do udostępnienia miejsca do uczestnictwa w takim egzaminie, a państwo aby zostało ograniczone do zmuszenia uczelni do tego aby nie było za dużo kolizji między terminami?
Absolutnie redukcja kolizii terminowych to coś, czym powinna się zajmować administracja, od tego jest. Ale niestety administracji wydaje się, że jest też od nadzoru merytorycznego, a na to uczelnie (na szczęście) nigdy nie wyrażą zgody. Szkoły wyraziły i efekty mamy, jakie mamy.
@@KrzysztofMMaj Wyrażenie szkoły wyraziły jest dla mnie nadużyciem. Chyba, że jak pewien pan zasugeruje ci oddanie swojej komórki abyś nie został pobity, to ty potem mówisz, że oddałeś mu ją z dobrej woli.
Ależ tak było. To decyzja dyrektorów oraz ZNP. Zawsze powtarzam, że strajki są w imię podwyżki plac albo obniżki pensum. Jeszcze nie słyszałem, by strajk ktoś zorganizował za likwidacja podstaw programowych (których nie ma na uczelniach i jakoś kształcą one ludzi na bardziej zaawansowanym poziomie, często też nadrabiając braki szkolne...). Jak zacznę widzieć takie protesty, to przestanę dostrzegać milcząca zgodę (lub brak niezgody) środowiska...
Do 29 kwietnia trwa promocja na zakup książki Mikołaja specjalnie dla naszej jamniczej społeczności Kod: szkola Link: muza.com.pl/pl/products/dlaczego-szkola-cie-wkurza-i-jak-ja-przetrwac-9007.html?query_id=1 Kod "szkola" aktywny jest do końca miesiąca (29.04) i daje 55% zniżki, co ważne od ceny regularnej - 17,95zł.
W podstawowce do ktorej kiedys chodzilam obowiazywal zakaz przynoszenia telefonow, nauczyciele grozili wezwaniem policji jesli uczen wyszedlby do sklepu znajdujacego sie jakies 10m od szkoly, pytanie o wyjscie do toalety praktycznie zawsze konczylo sie oburzeniem nauczyciela, zimą (nawet jesli porzadnie padalo) musielismy siedziec na zewnątrz bo "korytarze były za małe". Dyrektorka potrafila przyjsc na lekcje i kazac koledze obciac wlosy tylko i wylacznie dlatego ze byly niebieskie. Poza tym dziewczyny musialy miec zawsze zwiazane wlosy a latem nosic koszulki zakrywajace ramiona i spodnie do kolan (oczywiscie chlopakow te zasady nie obowiazywaly). Teraz jestem w 2 klasie liceum i nawet jesli jest bardzo goraco nie jestem w stanie ubrac koszulki na ramiaczkach bo mam wrazenie ze robie cos bardzo zlego i kazdy mnie ocenia xd
Masakra. To jest właśnie precyzyjnie ten poziom kontroli i nadzoru, który jest *całkowicie* zbyteczny i wynika tylko z chorych fiksacji ludzi owładniętych żądzą władzy. Smutne...
A ja mam pytanko - czeka mnie w najbliższym czasie dużo nauki i zastanawiam się nad jakimiś nowymi sposobami na lepsze i szybsze przyswojenie materiału. Jestem nowy w zajawce na efektywniejsze uczenie się wiec zapytam - Jak to lepiej ogarnąć? Bezmózgie zakuwanie czy może jakieś ...nie wiem ... mnemotechniki? Czy możesz polecić jakieś sposoby? Techniki? Książki? Jakieś materiały w necie ?
Oooo to Krzysztof chodził do gimnazjum nr 16, ciekaw jestem co to za matematyczka bo również chodziłem do 16. Ja na szczęście mam dobre wspomnienia z tej szkoły. Ogólnie jestem ciekaw jak bardzo kadra nauczycielska się zmieniła od czasów Krzysztofa. Ogólnie wfiści w tej szkoli to dość ciekawa sprawa. Jeden z nich ma (lub miał) zakaz wyjazdów z uczniami bo ktoś wyskoczył z balkonu na wyjedździe gdzie był opiekunem (przez co został nazwany przez innego wfiste trenerem kadry skoczków). Miał on również w zwyczaju dość mocno przeklinać. Oczywiście jak na wfiste przystało miał wielki bebzon (choć podobno za młodu wygrał mistrzostwo polski w drużynie młodzików Wisły w piłce nożnej), raz nawet przyszedł na lekcje z kebabem. Ogólnie nauczyciele byli nawet spoko. Najlepiej wspominam księdza. Naprawdę był super nauczycielem i jednym z najlepszych (ogólnie nie tylko religii) z jakim kiedykolwiek miałem styczność
Tak btw czy przedtem ta szkoła też była tak zatłoczona? Często nie dało się swobodnie przejść przez korytarz. Słyszałem, że w innych szkołach żartowali, że jesteśmy ściśnięci jak sardynki w puszce. Kulminacją tego była szatnia. W 3 klasie dostaliśmy box w którym może zmieścić się max 3 osoby z 30(?). Żeby tego było mało to często o tej samej godzinie wychodziły inne klasy co miały szatnie obok, ścisk był nie wyobrażalny
Jeśli chodzi o osoby transpłciowe i toalety... to ja miałam dziwną sytuacje w toalecie w jednym z centrów handlowych; gdzie no pani sprzątaczka uznała za stosowne biegać za mną, łapać za ramię i krzyczeć że mi się toalety pomyliły... no nie, ale jej ewidentnie coś się pomyliło. Ja mam raczej męską sylwetkę, lubię męskie kroje ale no kobietą jestem i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. A ja się poczułam nieco niekomfortowo - delikatnie rzecz biorąc - a co ma powiedzieć ktoś dla kogo to może być praktycznie codzienność? Ja napisałam elegancką skarge, skargę rozpatrzono po 2 miesiącach - no pani już tam nie pracuje, bo ekhm poza czepianiem się uj wie czego, to w kibelku był standardowo syf, brak papieru, mydła, woda na podłodzę, przepełniony kosz - wszystko elegancko udokumentowane przezemnie fotograficznie. Do tego jeszcze paru świadków... I nie tyle chodzi tu o moją urażoną dumę, co o to że faktycznie był tam potworny syf, dwa że co jak ona coś takiego zrobiłaby komuś kto faktycznie byłby trans lub niebinarny? Jak taka osoba się poczuje w takiej sytuacji? Jak się nie umiesz zachować w miejscu publicznym to się nie nadajesz do pracy w takim miejscu - prostę. To jest też kultura osobista - co cie kwa interesuje to co robią inni ludzie, jeśli nie robią niczego złego? I tak mam wrażenie że u tej pani to też jest kwestia edukacji - ona tak z 50+ - nikt jej nigdy nie wytłumaczył pewnych rzeczy. No sorry ale nawet szanując pracę sprzataczek - to ich praca to sprzątanie, a nie kontrolowanie płci osób korzystających z toalety. To nie jest Floryda :D a ona nie jest policją kiblową... Umówmy się - nie raz kobiety chodzą do męskich kibelków, bo w żeńskich kolejka albo syf (albo 2w1). To wynika z tego że kobiety generalnie siusiają częściej niż panowie, a wiekszość architektów to pewnie chłopy i zapominają żeby babkom dać jedną toaletę więcej, albo więcej kabin. I tak pani ma szczęście, bo po latach terapii - zespół aspergera / aka spektrum autyzmu, ale ja mam diagnoze sprzed 2013 roku - to już nie daje w mordę każdemu kto mnie dotknie bez pytania. Nadal tego jednak nie lubie. Do tego - idę do toalety i to nie jest moment na pogaduszki...
Co do podziału wiekowego. U mnie w szkole w klasie a są dzieci które poszły rocznik wcześniej. Zawsze w każdych notowaniach klasa a jest najniżej. Na klasy a mówi się, że są zacofane, klasy a nie mają z kim jeździć na wycieczki, bo klasy b i c jeżdżą razem i klasy d i e jeżdżą razem. Znajomości pomiędzy kimś z klasy a i kimś z innych klas są przeważnie przemocowe. Zaprawdę świetnym pomysłem było rozdzielać dzieci rocznikowo.
Wkurza, bo nie stosuje metody naukowej a konkretnie powiela mity obalone naukowo dziesiątki lat temu. W nauce każdy nawet wyryty w kamieniu fakt można krytykować, poddawać weryfikacji. W szkole dalej uczą "mapy smaków języka", a na fizyce to szkoda wymieniać, ale mitów jest dziesiątki jak nie setki. Aż by się chciało zrobić o tym serię na YT...
2:35:25 ja miałem zupełnie odwrotną sytuację. W ósmej klasie (2020/2021) miałem tego samego nauczyciela z matmy jak i z fizyki, i dostał on zalecenie aby odpuszczał lekcje fizyki, by powtarzać matematykę do egzaminów. A pani naprawdę była gadułą jeśli chodzi o fizykę. Jak raz zadałem jej pytanie podczas matmy na fizyce o napęd Alcubierr'a, to tak się rozpędziła że zrobiła nam lekcję o tym czemu widzimy różne kolory. I najgorsze jest to że nawet nie wiem jak duże mam braki z fizyki, bo musieliśmy się uczyć na egzamin (które i tak niby były łatwiejsze bo pandemia) trzy razy bardziej, bo egzaminy turbo ważne.
Myślałem swego czasu jak można spróbować naprawić polską oświatę. Na pewno nie jest to jakieś super przemyślane, ale pewnie i tak lepsze niż to co oferują nam rządy (czyli byle dodać więcej historii czy ją zredukować i dodać budynek czy go wywalić). Powinna być powołana jakaś grupa ekspertów pozarządowych czy innych badaczy, którzy pojadą trochę po świecie, zobaczą jak funkcjonują inne placówki na świecie, co oferują, jak podchodzą do ludzi i dlaczego są najlepsze na świecie, dlaczego generują w przyszłości tak wiele patentów itp. Nie wiem ile mogłoby takie badanie trwać, bo oprócz tego trzeba byłoby naszkicować nową polską edukację, więc roboty jest na conajmniej 5 lat intesywnych rozważań nad różnymi problemi w szkołach. Po za tym trzeba totalnie zreformować myślenie nauczycieli, a to również generuje nowe koszta i ktoś te nowe pomysły musi przedstawić. Niektórzy nauczyciele do dziś nie wstawią oceny celującej, bo dla nich to jest ocena wykraczająca po za wiedzę prezentowaną na zajęciach (a od dawna tak nie jest). Tata, który wciąż jeszcze pracuje w szkole, musiał nie raz tłumaczyć innym nauczycielom, że PRL się skończył i teraz taka ocena celująca jest zwykłą oceną jak 5,4,3,2,1 (pomijając ich słuszność). Ale do niektórych to jak rzucanie grochem o ścianę - nic nie dociera. Jest bardzo dużo rzeczy do naprawienia w systemie, w myśleniu nauczycieli, rodziców, uczniów, studentów, profesorów czy ogólnie w podejściu do nauki, wymaga to napewno sporej kasy, która zwraca się po bardzo długim czasie. Pewnie to jest głównym powodem, dla którego władza nie próbuje coś z tym sensownego zrobić, bo nie przyniesie głosów na wybory, bo taka zmiana może dopiero za 20 lat od wdrożenia pierwszych roczników, da pierwsze widoczne efekty a wybory są co 4-5 lat.
To, o czym piszesz, to tak naprawdę idealna metoda naukowa. Wyłonienie ekspertów, rozpisanie grantu badawczego, kwerenda w świecie, badania terenowe, zebranie wniosków i wdrożenie. Znana jest edukacji od dziesięcioleci. Ale niestety żeby coś takiego zorganizować, potrzebne jest wewnętrzne i współdzielone przez *wszystkie możliwe osoby decyzyjne i zaangażowane w edukację* przekonanie, że takie zmiany są konieczne.
Z tym okresem to jest bardzo różnie, więc niefajnie, że dyrektorka, notabene również kobieta wychodzi z takim komentarzem. Osobiście znam dziewczyny i kobiety, na które okres po za faktem, że plamią nie ma żadnego wpływu, natomiast moja narzeczona przeżywa ból i katusze i nawet żadne terapie hormonalne na to nigdy nie pomogły.
Zaczynam od podziękowań za to co panowie robią. Chciałam pokazać problemy szkół z mojej perspektywy. Duży problem, to kuratoria które są strażnikami cyferek, tabelek i zestawień. Tam nie ma znaczenia dziecko, tylko czy dokumenty są poprawnie zrobione i nauczyciele wykonują plan: tyle ocenek tu i tyle tam... itd. Nawet wyróżniający się nauczyciele, muszą po prostu wykonać plan, który ich wkurza. Druga sprawa, to część rodziców, samozwańczych strażników kuratoryjnych, którzy ze wszystkim tam biegają. Do tego nauczycieli nikt nie weryfikuje za ich sposób nauczania, zachowanie na lekcji, sposób oceniania - wystarczy, że ich sposób oceniania jest zgodny z tym, co sobie ustalili i dyrektor podpisał. Sama miałam sytuację, że zgłosiłam do kuratorium nauczyciela, który miał idiotyczne pomysły co do ocen, zachowanie - tragedia. I okazało się, że system oceniania jest niezgodny z przepisami i ma go zmienić, ale syna to nie dotyczy, bo w danym momencie obowiązywał. Dlatego w szkołach publicznych nie ma wyróżniających się nauczycieli, z tej garstki dobrych, która praktycznie sama się wykształciła, bo system nie bardzo. Poprawiłam BYKA!!! Mogłam się nie spieszyć, tylko przeczytać. Mam nauczkę 😁🤪
Tu nikt nie poprawia błędów 😄 dziękuję serdecznie za miłe słowa i komentarz, z którym w pełni empatyzuję jako wróg biurokracji w każdej postaci. Administracja ma pomagać w nauczaniu a nie być celem nauczania.
@@KrzysztofMMaj Rozbawił mnie ten mój błąd. W zamierzchłej przeszłości bywałam mistrzem ortografii, choć o gramatyce nie miałam pojęcia. Nie wiem na czym to polega.
Największą patologią jest to ile zarabiają nauczyciele w szkołach publicznych. Bo jeżeli nauczyciel zarabia tyle ile kasjer w markecie, to można się spodziewać, że przebywanie dzieci w szkole da porównywalny efekt jak przebywanie w markecie.
Niestety zbyt często się pojawia jako główne wyjaśnienie patologii szkolnych, ale tak, nie da się ukryć: jest to poważny problem, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmie takiej pracy za taką płacę.
@@KrzysztofMMaj Natomiast drugą patologią na jaką zwróciłbym uwagę, jest problem wychowania dzieci w domu (a w zasadzie braku tego wychowania) i przenoszenia tego na grunt szkoły, co niweczy często wysiłek podejmowany przez nauczyciela. Niestety w Polsce ciągle brniemy w taką narrację, że rodzic ma całkowitą władzę nad wychowaniem swoich dzieci i może praktycznie wszystko. Więc kiedy chce to posyła dziecko do szkoły, a kiedy nie chce to nie posyła itd. W Polsce, nawet nieśmiało, nikt nie wspomina o tym, że w takich Niemczech rodzice płacą kary, za nieobecności dzieci w szkole. A niestety pewna dyscyplina w uczeniu się także jest konieczna (oczywiście bez przesady).
@@szarasowa803 ja bardziej obserwuje podejście cedowania obowiazku wychowania dzieci na szkołe. Tak od deski do deski. W domu dzieciak ma tylko zjesc kolacje, wymyć się i ogolnie nie przeszkadzać w karierze. Kary pieniezne za nieobecnosc ? Karą samą w sobie, odroczoną w czasie jest brak wiedzy i umiejętności. Jak ktoś nie będzie umiał dalekosieżnych skutków swoich zaniechań się obawiać, to wprowadzenie bacika, w postaci kary pieniężnej natychmiastowej, tym bardziej będzie przyczyniać się do wyrabiania zachowań, jak u "psa Pawłowa".
Rozumiem, że pod hasłem „zwolnić boomerów” rozumiesz, Krzysztofie, stan ducha, a nie wiek?… (to pytanie retoryczne, przecież… ale jako boomerka, musiałam.!!! 😉)
Stoję właśnie przed wyborem, wyborem liceum. Mam dwie opcje: jedyne publiczne liceum w mieście i liceum niepubliczne Montessori, które jest za darmo. Nie wiem czym się to różni, ale po dniach otwartych jestem pozytywnie nastawiony co do Montessori. Jak narazie liceum publiczne w ogóle nie będzie miało dni otwartych. Może jakiś "rewolucjonista" mi pomoże? Z góry dzięki!
Szkoły Montessori w Polsce bardzo różnią się od tych zagranicznych, ale generalnie skupiają pedagogów bardziej nastawionych na niestandardowe podejście do edukacji. Ale to ogólna rzecz; poszperałbym raczej za opiniami o *tej konkretnej szkole*
Nie myśleliście Panowie, aby zorganizować jakiś rodzaj pomocy dla nauczycieli, którzy chcą zaprowadzić zmiany w swoim środowisku, ale są w tym osamotnieni? Tak jak mówiliście, wy dostaliście dużo wparcia od rodziców, ale niektórzy muszą borykać się z tym sami i z czasem się poddają.... Chociażby jakaś grupa na fb w której byście się wymieniali doświadczeniami, udzielali porad w ciężkich sytuacjach :)
Problem polega na tym, że one can do only this much. Mikołaj wykłada, ale pisze książki i udziela się popularyzatorsko w czasie wolnym. Ja w czasie wolnym robię TH-cam. Niestety nie można być wszędzie... dlatego pozostaje mi mieć nadzieję, że ludzie będą się inspirować, a ja ze swojej strony na pewno będę dzielić się wiedzą praktyczną. Radzimy też sobie bardzo często na Discordzie kanału, jest tam już trochę nauczycieli swoją drogą.
byłem studentem filologii angielskiej po 2 semstrach zrezygnowałem - to, że studia były nudne, to jedna sprawa Druga - ja tam nie uczyłem się absolutnie niczego przydatnego. Angielski znałem z gier, filmów i poradników do gier (starcraft, dota2, morrowind po ang za dzieciaka ze słownikiem na kolanach...) Teraz mieszkam i pracuję za granicą, nie mam problemu żeby po ang rozmawiać i samemu załatwiać sprawy urzędowe czy u lekarza. Byłem na tych studiach i nie pojmowałem po co robimy takie durnoty, po co mi jakieś dyftongi, ilość godzin historii anglii i już nie pamiętam jakie bzdety. Kompletna strata czasu
Nie podoba mi się ten format. Wolę słuchać tylko Pana Krzysztofa, bo jest on charakterystycznym człowiekiem, tak samo z głosu jak i poglądów. Zapraszanie gościa na stream jest taką trochę przeszkadzajką, bo wtedy Krzysztof musi dzielić się uwagą z gościem. Przeboleje powyższe fakty, i na wielkiego nieskończonego JAMNIKA, bede oglondał :D .
Nie będzie to częste, ale w tym konkretnym przypadku - czytania historii edukacyjnych ludzi - nawet arcymag potrzebuje wsparcia. Plus, spora część społeczności się aktywnie domagała, no nie dogodzimy wszystkim Ale nie, nie oznacza to, że teraz co miesiąc będą takie rozmowy.
@@KrzysztofMMajKiedyś sobie wymyśliłem koncepcje "piecyków/pił" w szkołach. Niniejszym koncepcja polegała na tym, że w jednym z okien szkolnych (najlepiej na najwyższym piętrze) zrobić taką kładkę, jak na pirackich statkach, pod kładką znajdywałoby się palenisko albo piły. Delikwent który by sobie nie radził zawsze mógł by pójść na taką kładke i sobie skoczyć. Nauczyciela w technikum, która uczyła polskiego, powiedziała mi miej wiej coś takiego. (cytuje z pamięci) "ty jesteś analfabetą i nie zdasz u mnie tym bardziej jak chcesz pisać maturę." Do teraz za te obelgę chce żeby zdechła. Kilka razy też poleciało na mnie kilka inwektyw na lekcjach (byłem jedyną osobą która nie przeszkadzała na lekcji, nie korzystała z telefonu, wszystkie książki do nauki miałem) I właśnie wtedy taka idea mi sie zrodziła w głowie. Mimo tych wszystkich przeciwności w technikum było dość spokojnie i bez stresowo. Dobra klasa i 4/5 nauczycieli którzy byli w porządku. Nigdy nie zapomnę, jak Nauczycielka zajęć teoretycznych, pochwaliła mnie przy całej klasie na koniec roku, że jestem jej osobistym sukcesem. Było dużo przepisywania u niej ale przepisywanie i przeczytanie przed testem, wystarczyło żebym napisał na 5. Bardzo logicznie formowała swoje nauki i naprawdę trzeba było, nie przychodzić przez cały rok na zajęcia, żeby u niej nie zdać. Myśle, żeby coś w polskiej szkole sie zmieniło na lepsze, musiałoby odbywać się masowe samobójstwo uczniów tak co tydzień. Wtedy instytucja szkoły by zniknęła bo nie miała by kogo uczyć, a to był by krok milowy w reformacji polskiej szkoły
Skąd ty bierzesz informacje, że lekcje po 10-12 godzin to norma? Jedynie szkoły zawodowe mają powyżej 8. godziny lekcyjnej, gdzie najczęściej wtedy siedzą na warsztatach - maks to 10. godzina lekcyjna, i nie jest to wtedy polski czy matma. I polecam co niektórym wybrać się do szkół i popracować z młodzieżą tak chociaż rok. Już nie róbmy z niektórych pokrzywdzonych aniołków. Młodzież ma za dużo na głowie, lekcji też jest za dużo, ale sporo osób są pchane z klasy do klasy, bo w wieku 15 lat dalej nie znają tabliczki mnożenia bądź nie potrafią czytać / pisać. A telefon z gierką to podstawa, by przetrwać lekcję, a na przerwie fajka w kiblu.
polecam wliczyć sobie to że trzeba wstać i często spory kawałek dojechać często bardzo słabymi połączeniami i spokojnie robi się z tego dodatkowa godzina. Plus dolicz sobie że trzeba odrobić pracę domową i przygotować się na następne dni testy sprawdziany itd.
a i tabliczka mnożenia to jest żart xD do dziś się tego nie nauczyłem ,a na studiach z 3przedmiotami matematycznymi w tym z analizą matematyczną przeszedłem na drugi sem więc no xD po drugie telefon i gierka to podstawa przetrwania bo większość lekcji po prostu jest mega nudna oklepana i od 50lat prowadzona w ten sam sposób lub polega na przepisywaniu jakieś prezentacji do zeszytu no to jak człowiekowi ma się nie nudzić skoro z 15min filmu na yt wyciągnie więcej wiedzy niż z kilku takich syfowych lekcje. Jak nauczyciel potrafi prowadzić lekcję, zaciekawić tematem i pozwala się udzielać klasie w tym czy też przeprowadza jakieś eksperymenty itd to gierka nawet najlepsza względem tego sama staje się mało ciekawa.
Pozdro z matinfu... 9lekcji dziennie to norma (+ 2h warsztatów jednego dnia + sobota 3-5 +kontest indywidualny 3-5h ) Nie żebym narzekał bo to w nawiasie jest przyjemne, bo czysta infa ale nie mów że w szkole jest sielanka
Eee, przepraszam? Do dzisiaj nie umiem tabliczki mnożenia, tak jak kolega wyżej. Mam od tego kalkulator (wow, niesamowite, że jest coś takiego i nauczono mnie, jak się tym posługiwać!). Natomiast aktualnie studiuję i nie mam problemu z uczeniem się innych rzeczy. Czy to oznacza, że jestem głupia i nie powinnam przejść klasy podstawowej? No chyba nie za bardzo.
7:13 Mikołaj zaczyna
9:37 czym zajmuje się Mikołaj?
10:13 co zachęciło Mikołaja do zajęcia się tematem zmian w edukacji?
12:50 czy Mikołaj ma jamnika?
13:57 jak powinny wyglądać studia medyczne?
18:18 czy uczniowie mają możliwość jakkolwiek wpłynąć na reformę edukacji?
22:28 czy edukacja w Polsce powinna przenieść się całkowicie z papieru na cyfrę? Jak taka zmiana powinna przebiegać?
25:36 ile powinny trwać lekcje?
29:18 problem z rodzicami
34:34 czy szkoła powinna być jedyną przestrzenią do nauki?
38:00 czy Mikołaj jest zwolennikiem całkowitego wyeliminowania ocen i egzaminów czy raczej maksymalnego ich ograniczenia? Jeśli tak, to jakie egzaminy i sposoby oceniania jego zdaniem są najskuteczniejsze?
51:05 prywatyzacja to lek na wszystkie choroby szkolnictwa?
54:16 dlaczego nauczyciele mało zarabiają?
57:15 przekształcenie systemu klas opartych na wieku na system oparty na stopniu zaawansowania zagadnień jest realne?
1:02:10 czy ideałem szkoły przedzawodowej lub uniwersyteckiej byłoby bardzo rozszerzone doradztwo zawodowe, odkrywanie tego co lubimy?
1:05:33 jak wyłuskiwać dobrych nauczycieli do szkół, by co najmniej pokryli dzisiejsze zapotrzebowanie?
1:12:07 jak nakierować nauczycieli-boomerów, aby odeszli od swoich przyzwyczajeń, bo zwolnić ich raczej trudno?
1:18:32 jak przekonać nauczycieli do tego, że telefony to nie jest nic złego?
1:21:33 rozwiązania w innych państwach
1:26:55 Mikołaj opowiada o swojej książce
1:37:52 TikTok Mikołaja
HISTORIE WIDZÓW
1:50:19 historia 1: wymóg czarnego ubioru na WF, nauczyciele jako święte krowy, system nie daje rozwinąć skrzydeł
1:51:29 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
1:56:08 jak przestać myśleć o sobie jako o śmieciu, który się do niczego nie nadaje?
1:59:39 historia 2: sytuacja osób transpłciowych
2:00:58 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:03:44 gdzie zgłaszać transfobię w szkole?
2:06:33 historia 3: motywacja strachu
2:07:45 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:13:16 historia 4: kartkówka zapowiedziana na za 2 godziny, mnóstwo zadań domowych, okres
2:15:35 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:21:06 historia 5: ignorowanie chorób
2:22:06 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:24:07 historia 6: reklama szkoły nie ma pokrycia w rzeczywistości
2:24:27 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:29:15 historia 7: postawa ofiary
2:29:35 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:33:09 refleksja o tym, że dziwnie się słucha, gdy wykładowca mówi, że student jest dla siebie za ostry
2:34:23 historia 8: problem z WF
2:34:35 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:35:25 historia 9: co robić, gdy nauczyciel olewa uczniów?
2:36:10 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:38:44 historia 10: dziecko to nie człowiek, problem z szatniami
2:40:07 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:45:54 historia 11: „niewinne” żarciki nauczyciela
2:46:25 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:47:34 historia 12: mobbing
2:48:48 komentarz Krzysztofa i Mikołaja
2:50:32 pies Mikołaja
Książki, które pojawiały się na streamie:
- „Dlaczego szkoła cię wkurza i jak ją przetrwać” Mikołaj Marcela,
- „Kreatywne szkoły” Ken Robinson i Lou Aronica,
- „Wolne dzieci. Jak zabawa sprawia…” Peter Gray,
- „Utopia regulaminów” David Graeber,
- „Finnish Lessons 2.0: What Can the World Learn from Educational Change in Finland?” Pasi Sahlberg.
Dziękuję!!! jesteś niesamowity!
Co do płacy za prace, szkoła często kosztuje faktyczne pieniądze. Nie mówię tu o kosztach „finansowanej przez państwo” edukacji jak szeroko pojętą wyprawka i korki, ale zwyczajnie o stratach przez brak pracy. Na nauczaniu zdalnym wszystko co potrzebowałem przerabiałem w 3 godziny a resztę lekcji w tle poświęcałem pracy zdalnej (możliwej dzięki Tobie Krzysztofie przez pokazanie sci-huba, dziękuje!)
Cóż. moim doświadczeniem jest to, że obecnie korzystam z rzeczy które uważałem w szkole za zbędne w karierze i nie robiłbym tego co robię bez wiedzy ze szkoły, bo musiałem posiadać podstawową wiedze gdy furtka się otworzyła aby się douczyć zaawansowanych tematów.
Więc zakładanie, że w szkole wiemy co będzie nam potrzebne jest naiwnością i zamykaniem się na zawody o których nie wiemy, których jeszcze nie ma.
Trzeba bardzo uważać, czy podjecie pracy kosztem zawężania uczonego materiału nie jest ograniczeniem swoich możliwości w przyszłości. Choćby do porządnego światotworzenia jest wymagane, obok wyobraźni, podstawowa wiedza ogólna ze wszystkich dziedzin aby świat był wiarygodny.
PS. Nie chodzi o to aby się uczyć tylko tego co wymaga szkoła, bo jest wiele świetnych źródeł aby poszerzać wiedzę ze wszystkich dziedzin.
Świetny odcinek, jest to format którego nawet nie wiedziałam, że mi u Ciebie brakowało :)
Historia trochę przydługa, ale rzeczony temat trwał kilka lat, i zapewniam jest co opisywać.
Jeśli chodzi o matematyczki o w podstawówce miałam cudowną nauczycielkę, zaraziła mnie ogromną pasją do tego przedmiotu. Na tyle dużą, że teraz w ramach relaksu puszczam sobie filmy o liczbach pierwszych itp. I do dalszej mojej historii jej postać jest bardzo ważna, a teraz przejdziemy do matematyczki w technikum.
Moje technikum było połączone ze szkołą zawodową, do której chodziła moja najlepsza przyjaciółka. Wiedziałam, że ma ciężką sytuację w domu i jak najszybciej chce się usamodzielnić, wyprowadzić z domu, a i zarobić jakieś własne pieniądze, bo na ich nadmiar nie mogła narzekać. Tak się złożyło, że miałyśmy tą samą matematyczkę. Nauczycielka ta na każdych zajęciach z naszą klasą większość czasu spędzała na oczernianiu uczniów z zawodówki, mówieniu, że są idiotami debilami itp, że nadają się tylko do mycia kible z gówna, że powinni ich dawno wyrzucić ze szkoły na zbity pysk, i dużo dużo innych. Często mówiła, że są nierobami i, że nie chce im się uczyć, i pewnie jak tylko będą mieli 18 lat to rzucą szkołę. Jako, że wiedziałam, że moja przyjaciółka może nie jest geniuszem matematycznym, ale na pewno nie jest idiotką bardzo mnie to denerwowało. A najbardziej fakt, że jest bardzo pracowitą osobą, a ktoś bezpodstawnie ja oczerniał. Przez to miałam z tą nauczycielką ciągłe spięcia, ponieważ stawałam jako jedyna w ich obronie. Kończyło się to tym, że pomimo bycia rzeczywiście uzdolnioną z matematyki miałam u tej kobiety same dwóje. Pewnie miałabym jedynki, gdyby nie to, że jakiekolwiek próby zagrożenia mi niezdaniem skierowałabym do kuratorium i gdzie jeszcze się da, a ona by nie mogła wyjaśnić na jakiej podstawie są te jedynki. Dwóje mnie nie ruszały, bo wiedziałam, że oceny to bezsens.
Dlaczego miała by problemy z wyjaśnieniem dlaczego mam u niej słabe oceny? Ponieważ cała szkoła, z dyrektorką na czele wiedział, że jestem uzdolnionym dzieciakiem, jako, że byłam kilka razy zapraszana na kongresy matematyczne prowadzone na uniwersytetach, mając lat 17. Więc można powiedzieć, że miałam poszanowaną opinię jeśli chodzi o ten przedmiot.
Sytuacja rozwinęła się jednak do ogromnego wręcz absurdu, gdy podjęłam się prowadzenia darmowych lekcji matematyki dla klas zawodowych. Robiłam to po szkole, za darmo, w jednej z klas za zgodą dyrektorki. I nagle uczniowie szkoły zawodowej zaczęli rozumieć przedmiot. Matematyczka zaczęła wtedy gnoić mnie jeszcze bardziej, i utrudniała mi wyjazdy na kolejne konferencje., a oprócz tego zaczęła ad persona obrażać mnie na lekcjach z innymi klasami i wśród innych nauczycieli. Ale to też mnie nie ruszało, nie jestem osobą, która integruje się w jakiś sposób z rówieśnikami, nie zależało mi na opinii obcych ludzi którzy mnie nie znają za dobrze.
Pewnego jednak dnia, zgłaszając się na kolejną konferencję musiałam dosłać referencje od nauczyciela matematyki, który mnie uczył. 2 miesiące próbowałam z nią to załatwić, aż ostatniego na dwie godziny przed limitem wysłania tych dokumentów, stwierdziła, że mi ich nie wystawi. Urwałam się więc z zajęć, pojechała do podstawówki w której nie byłam od 7 lat, znalazłam moją starą nauczycielkę i poprosiłam ją o referencje. Zrobiła to bez mrugnięcia okiem. Mało jest osób, które szanuję tak jak tą kobietę, jest moim dożywotnim autorytetem. A matematyczka z technikum do końca szkoły gnoiła mnie w każdy możliwy sposób za to, że jednak jakoś załatwiłam ten wyjazd.
Moją największą satysfakcją był moment otrzymania wyników z matury z matematyki rozszerzonej 90%. I powiedzenie jej, że idę na studia humanistyczne :)
Ta kobieta przez 4 lata uprzykrzała życie mi, innym ludziom, obrażała każdego kogo się dało na każdym kroku. I to tylko przez swoje uprzedzenia, i moją wolę walki z tym co robiła uczniom szkoły zawodowej. Przez nią na długi czas zraziłam się do matematyki, która od dzieciństwa była moją największą pasją. A ponoć szkoła ma wspierać nasze pasje i chęć nauki, dobre sobie. Dopiero kilka lat po skończeniu szkoły zaczęłam do mojej kochanej matematyki wracać.
PS. W jaki sposób mogę skontaktować się z Panem Mikołajem?
Znam tę sytuację, jest mi nad wyraz znajoma, choć bez zakończenia w postaci rezygnacji z dalszego nauczania. Ja jestem z tej humanistycznej strony, a konkretniej to językowej. Niemiecki znam bardzo dobrze, co sami Niemcy mówią, że poznają tylko po tym jak buduję zdania i jakich używam idiomów, a jakich słów nie wypowiadam, które Niemiec używa w potocznej mowie. A samego języka uczę się od małego, dzięki rodzicom germanistom. Ta, niektórzy skłonni są uznać, że to fatum, a ja wolę niemiecki od angielskiego, lepiej mi się nim operuje. W każdym razie, wracając do poręczy: niemal każda nauczycielka niemieckiego traktowała mnie jak zagrożenie, bo potrafiłem powiedzieć i napisać coś lepiej niz większość klasy, niekiedy nawet i ona. Trochę na złość, może z przekory, jak hehe pomagałem kolegom robić zadania to wstawiałem im niemieccy ciężkie słówka, których oni nie mieli okazji poznać. To robiłem tylko osobom, które były wątpliwie pomocne wobec mnie (daj czipsa, daj łyka, ale gdy on tobie - cóż, skończyło się). To powodowało, że znudzony na zajęciach musiałem iść zgodnie z programem i robić to, co wszyscy, choćby to było pisanie literek na nowo. Pani Helga najwyraźniej poczuła zew i duszę no niemiecką z lat '30 bo postanowiła mi nie odpuścić. Na koniec roku miałem 3, choć ten sam wynik miał kolega, co poprawnie nie potrafił powiedzieć "ich heiße Jonas" czytając "ich hejbe Jonasz".
Inna już pani, ale też równie szurnięta, zadała zadanie na zadanie. No i zadanie brzmiało, że napisać trzeba jakie jest ulubione auto. Większość po dwa trzy zdania typu "lubię ferrari. Ferrari jest szybkie. Ferrari jest czerwone." gdy u mnie powstał referat na 1 stronę A4. I co? I bania, pani nie mogła uwierzyć, że to moje zadanie, twierdziła, że ściągane z neta lub pisane przez kogoś innego. Chciałem, żeby zweryfikowała, ale była uparta. Dobrze, że miałem wtedy już nieco więcej lat i byłem bardziej pyskaty, to odpowiedziałem, że widzimy się u dyrektora. Dopiero wówczas musiała przyznać rację, gdy w ten sam ton i taką samą treść przedstawiłem przed przełożonym. Wciąż jednak nie zebrałem noty "6", co jest definicją pracy ponadprzeciętnej, tylko 4. Bo za łatwo mi poszło...
Ale jak już mam mikrofon to wspomnę tęgą panią od historii z tarnowskiego gimnazjum nr.4, która to potrafiła nieźle opowiadać dzieje Rzeczypospolitej, ale była fatalna w "obsłudze klienta", bo postawiwszy delikwenta na środku tablicy maglowała go do granic płaczu. Dziś nazwalibyśmy to mobbingiem i znęcaniem się. "Taak? To opowiedz nam jeszcze jakieś bzdury na ten temat" "nic się nie nauczyłeś, albo nie siedziałeś nad tekstem w domu, albo jesteś po prostu zbyt głupi, żeby to zrozumieć". Ile razy sobie ją wspomnę, tyle razy się we mnie krew gotuje. Dobrze, że w liceum miałem gościa, który niczym bard Jaskier potrafił opowiadać starodawne dzieje w sposób interesujący, co spowodowało moje ponowne zainteresowanie historią Polski, Europy, innych krajów w czasach jednak relatywnie współczesnych.
Ciągle mam mikrofon? Wspaniale, to lecę dalej z kur...iozalnymi sytuacjami, się teraz już ze szkoły syna. Mieli stworzyć kapelusze wiosenne (easter bonnet), przystroić i po paradzie miał być wybrany najlepszy. Panie były tak zachwycone, że postanowiły stwierdzeniem, że... KAŻDY WYGRAŁ. Każdy jest zwycięzcą. No dobrze, to po cholerę ciśnienie, presja, żeby usłyszeć, że nawet ci, co robili na odwal dostaną nagrodę? Trochę demotywujące, ale dobra, teraz bomba. Jaka nagroda, spytacie. Tak, dokładnie to, co wielu myśli - SZÓSTKI dla każdego! Czemu nie po wzorowym zachowaniu albo pasek na końcu semestru? Nie, szóstka i kuj z tego. Napisałem pani, która dawała to ogłoszenie co o takim "prezencie" myślę mówiąc, że lepiej by było z gdyby zrobili zabawę na cały dzień albo przechadzkę do parku, żeby się wybiegały. A nie ocenę, która ma być tylko częścią składową oceny końcowej. Ale jeśli każdy dostał nagrodę i to taką samą, to tak, jakby nikt nie dostał. A ocena jak zwykle znaczy niewiele w pierwszej klasie, tak teraz znaczyło jeszcze mniej...
Przejęzyczenie Mikołaja kiedy powiedział "wolni ludzie" zamiast "wolne dzieci" to najpiękniejsze co od dawna uslyszalem w zasadzie od tego moglibyśmy zacząć i na tym zakończyć.
Szacunek i żarcie!!!
A co dzieci to nie ludzie?
Szkoły dotyczą dzieci ale dotyczá też młodzieży i dorosłych np średnie i uczelnie
Pobycie trochę w towarzystwie nauczycieli i wykładowców sprawia, że tak, odkrycie, iż uczniowie i studenci to też ludzie, jest epokowe. Ostatecznie w żadnym innym miejscu nie łamie się w majestacie prawa praw człowieka, odmawiając możliwości jedzenia, picia i wydalania, że nie wspomnę o bardziej zaawansowanych potrzebach piramidy Maslowa
To że rodzice są przeciwnie zmianom w szkole może wynikać z tego że szkoła wyrabia w człowieku taką dziwną formę syndromu sztokholmskiego. Dzieciakowi tłucze że szkoła jest fajna i wszystkim się podoba, a jak "Gałkiewicza nie zachwyca to jest jego prywatny problem, innych zachwyca".
Ja sam oceniałem moją przygodę ze szkołą całkiem dobrze. Do niedawna. Bo niedawno zacząłem sobie przypominać i rozgrzebywać jak to w praktyce było i doszedłem do wniosku że ta moja pozytywna ocena to była guzik warta. Zauważyłem że rzeczy jakie wtedy były normalne i na porządku dziennym z obecnej perspektywy byłoby nie do zaakceptowania tylko zostały jakoś wyparte z tej pamięci. Szokuje jak bardzo człowiek zaburzony miał ten obraz szkoły.
To faktycznie jest szokujące, ale też bardzo wiele osób nie uświadamia sobie tego i niestety ma tendencję do ucinania w zarodku jakiejkolwiek dyskusji albo okładania rozmówców po głowie różnymi komunałami. Mam nadzieję, że czytanie bezpośrednich świadectw ludzi choć trochę pomoże, dlatego będziemy do tego wracać jeszcze.
Jeżeli chodzi o niezdawanie sobie sprawy z różnych patologii to jestem w trakcie powtórki czytania wszystkich części ,,Harrego Pottera" i dopiero widzę jakie niedorzeczności są w tej fikcyjnej szkole. Kiedy sama byłam uczennicą tego nie dostrzegałam, przez to że takie sprawy były moją i innych osób codziennością 😉
Tak! To prawda. Jedyna rzecz, która mi obecnie mega przeszkadza w Potterverse XD
Poruszyliście wiele ważnych tematów, bardzo dziękuję. Dla mnie szczególnie istotna jest sprawa przemocy rówieśniczej w szkołach. Ona przybiera różne formy. Przemoc psychiczna może nie rzucać się w oczy tak bardzo, jak przemoc fizyczna. Rodzicom i nauczycielom może być trudniej ją zauważyć i łatwiej zbagatelizować. Dzieci, które padają jej ofiarami, mogą nawet tego nie zgłaszać. Może to wynikać z ich nieświadomości, że są ofiarami przemocy - nauczyciele powinni zwracać na to uwagę. Może też być tak, że dziecko zgłaszające takie sytuacje nie otrzymuje ze strony dorosłych pomocy i cierpi całymi latami. Skutki przemocy rówieśniczej, w tym przemocy psychicznej, mogą utrzymywać się przez wiele lat po ukończeniu szkoły. Trzeba o tym mówić jak najwięcej.
Do tematu przemocy będę niezależnie na vlogu w cyklu edukacyjnym w serii "Dla każdego coś przykrego". Bo to jest czubek góry lodowej, co do nas dociera.
Jeszcze wyobraź sobie w szkole liczne plakaty "SZKOŁA BEZ PRZEMOCY". W tej samej, w której próbują utopić cię w muszli klozetowej, biją, niszczą twoje rzeczy, wyrzucają do śmieci.
To czym jest przemoc?
A jak już poniosą jakieś konsekwencje to; ,,Przeproście Patrycje i podajcie sobie ręce". I OCZYWIŚCIE ŻE PO TYM NIE MA ZNĘCANIA JESZCZE GORSZEGO, PRZECIEŻ PRZEPROSILI (True story)
@@_patrycj_ - albo "przeproście się" - jeżeli ofiara próbowała się bronić. A gdy ofiara przeprosin odmawia, to wychowawczyni wzywa jej rodzica na rozmowę. Rodziców oprawców nie wzywa. Nic im nie mówi.
(True story)
Warto wspomnieć o tym, że wiele szkół nie ma bufetów a jedynie sklepik/automaty vendingowe(oferta niestety podobna) więc jak się nie chce jeść chipsów/batoników i popijać colą, to trzeba jechać na kanapkach/ być głodnym, co nie sprzyja wchłanianiu wiedzy.
Och, skąd ja to znam. W samym centrum Krakowa przy Gołębiej mieliśmy albo ten automat, albo kawiarenki i restauracje, gdzie przysłowiowe 150 PLN płaci się na wejściu za sam zaszczyt miejsca siedzącego. Wszyscy więc żarli albo batoniki, albo tuczące bułki z sieciowej piekarni...
Ja nie miałem miejsca w plecaku. Aby zdrowo się odżywiać musiałem zakupić taką torbę. W niej trzymam jedzenie. Ale ile zmieszczę? A i tak mam na jednej przerwie i to najdłuższej 15 min.
W sklepiku są zupki chińskie lub 7days. Ewentualnie kawa. Oraz jak chcesz coś zakupić to czekasz bo na prawie 400 uczniów posiadasz jedną ladę, która jest otwarta do 15:40 jak uczniowie mają lekcje do 19. Więc jak chcesz zjeść nawet zupę spóźnisz się na lekcje i reprymenda
Plus jeszcze to, że nie można opuszczać terenu szkoły w trakcie zajęć (nawet jak masz skończone te 18 lat… bo tak?), także nawet jak za rogiem jest jakiś normalny sklep, to trzeba się wymykać pod czujnym okiem woźnego. A jak już człowiek przemknie, to jeszcze trzeba się modlić o to by na belfra czasem w tym spożywczym nie wpaść. Przynajmniej u mnie tak było, w sumie niezależnie od poziomu edukacji.
@@axolotlismybeautystandard Proszę się nie dziwić. Nauczyciel odpowiada karnie, gdyby uczniowi coś się stało w tym sklepiku poza terenem szkoły, nawet gdy to budynek obok. A już broń Boże przechodzić przez ulicę! W razie potrącenia, to kryminał dla nauczyciela murowany. Bo uczeń miał być na terenie szkoły, za co szkoła odpowiada.
Słyszę ten argument już 20 lat, a jak dotąd nie został skazany jeszcze żaden nauczyciel. Ba, sam przytaczałem we vlogu jak dosłownie zmarł jeden uczeń na WFie - a wuefista został uniewinniony, mimo że był obecny przy sytuacji.
Książka zamówiona :) .
Jestem obecnie na 2 semestrze studiów w szkole prywatnej i po tylu latach walki o przetrwanie w szkole, bycia poniżanym przez nauczycieli i prześladowanym przez "kolegów" z klasy za swoją niepełnosprawność, wygląd itd. jakże smutnym w tym konteksćie jest dla mnie fakt że traktowanie ucznia jak człowieka a nie niewolnika i spotkanie ludzi którzy ciebie po prostu akceptują było dla mnie zaskakujące i zupełnie w kontrze do wszystkiego co dotychczas mnie spotkało. Czuję się przez te doświadczenia "do tyłu" o ten stracony czas i mam nadzieję że będzie już tylko lepiej i o to dopilnuję.
Jak dobrze, że wreszcie masz to doświadczenie!,,
Mnie chyba najbardziej wkurwia, jak dorośli mówią - a pójdziesz do pracy to dopiero zobaczysz jak jest trudno, i jak przełożony potrafi cie gnoić... No przecież to że ten szef cie gnoi, i że na to pozwalasz to jest pokłosie tego typu rozumowania, szkoła nauczyła ciebie jak i tego nad tobą, że możesz być gnojony i zamiast pokazać mu fucka i zmienić prace to sie na to godzisz, bo to normalne przecież.
Oglądam Twoje materiały od niedawna - obejrzałem może ze dwie lub trzy takie rozmowy - ale z każdą minutą coraz bardziej cieszę się, że od małego miałem kompletnie gdzieś szkolną edukację i zakończyłem ją na zawodówce z samymi "dopami" i nagannym z zachowania.
„Im mniej systemu edukacji, tym więcej uczenia się”!!! Z naciskiem na „system”. Bo edukacja sama sobie nie jest zła.
Absolutnie!
System pruski: to, jak się on nie sprawdza (a właściwie: sprawdza fatalnie!) świadczy to, co się dzieje w kształceniu osób dorosłych. Infantylizacja „studentów” widoczna jest gołym okiem, nawet w tych „oświeconych” środowiskach (np. psychoterapeutycznych), a studenci (dorośli, 40- albo i 50-letni) łykają to jak pelikany, bo nawyki ze szkół działają automatycznie. Jako superwizorka ostatnio za jeden z głównych celów uznaję przekonanie moich Superwizantów, że wartością najważniejszą jest wspólne myślenie o problemie, a nie uczenie jakichś algorytmów postępowania…
I oceny: najfatalniejszym w naszym systemie - i to nie tylko edukacji, ale przede wszystkim wychowania i kultury - jest, wg mnie, przerażenie wobec możliwości popełnienia błędu. I karanie za nie. W moim przekonaniu tzw „błędy” są podstawą uczenia się, wyciągania wniosków i rozwoju. Pod warunkiem, że uczymy się tego, a także - jak je naprawiać. I to zarówno w sfer ze poznawczej, jak i emocjonalnej.
Pozdrawiam obu Was, z ciekawością słucham, choć ze mnie totalna Boomerka. Cieszę się z tych dyskusji i z ich szerokiego oddźwięku.
Miło mi, że Ktoś polubił mój komentarz! 💚
*”o tym, jak on się nie sprawdza,” miało być.
2:47:28 - zostawiam sobie na pamiątkę 🥺
1:18:47 nasza nauczycielka z angielskiego nie potrafi zrozumieć jak można korzystać z podręczników na telefonie bo przecież po ekranie nie da się pisać "a w ogóle to telefony wypalają nam mózgi!!!!!!!!!!!"
Tutaj przytoczę dialog mojego kolegi z klasy z nauczycielką angielskiego (może komuś poprawi humor w tak przykrym temacie)
Mój kolega podczas odpytywania za dużo nie umiał, na co nauczycielka zaczęła mu mówić, że "nie poradzi sobie w życiu, nikt go nie przyjmie do pracy, nic w życiu nie osiągnie". Na co mój kolega odpowiedział, "Czy zarabianie więcej niż nauczyciel to już osiągnięcie?" (Kolega naprawdę ma własną firmę i nieźle sobie radzi). Nauczycielka mu tylko na to "siadaj, dwa". XDD
2:00:59 Do tego tematu, ja mogę przytoczyć dość wypartą przeze mnie sytuację ze wczesnych lat podstawówki (3 klasa). Odkąd pamiętam, że żyje, buntowałam się kiedy kazano mi ubierać dziewczęce ubrania i ogółem nie lubiłam wszystkiego co dziewczynce "wypada" lubić. Miałam krótkie włosy, chodziłam w stereotypowo męskich ubraniach, miałam więcej kolegów, grałam z nimi w piłkę, bawiłam się autkami i oczywiście grałam w gry. W klasie mojej ówczesnej czułam się akceptowana, mimo, że mieliśmy po 7-10 lat. Jednak nie przez każdego nauczyciela.
Pewnego dnia w szkole mieliśmy zastępstwo z inną panią z angielskiego niż zawsze. W trakcie lekcji, pani chciała bym przeczytała jakieś zadanie i zwróciła się do mnie per "dziewczynko, chłopczyku, czy CZYM ty tam jesteś".
Kolega z ławki od razu stanął w mojej obronie i powiedział poważnym głosem "Paulina jest dziewczynką proszę pani". Nic nie odpowiedziała, lekcja toczyła się dalej.
Jak zabrzmiał dzwonek i ja szłam z innymi w kierunku drzwi na przerwę, szarpnęła mnie za ramie (nie przesadzam) i zostawiła mnie po lekcji na pogadankę. Cała moja klasa stała za drzwiami i podsłuchiwała, co się dzieję. Ja ze stresu nie potrafiłam nic usłyszeć, nie pamiętam dosłownie nic. Koledzy i koleżanki mówili mi, że nazwała mnie idiotą, że mam się nie wychylać i ogółem, że mnie obrażała i nikt nie wiedział czemu. Nie powiedziałam o tym nikomu w domu, kompletnie to wyparłam.
Po kilkunastu przykrych, podobnych sytuacjach nie tylko w szkole, zapuściłam włosy i się dostosowałam do "norm". Teraz gdy więcej się mówi o niebinarności oraz mam więcej tolerancyjnych osób wokół siebie to odkrywam swoją tożsamość płciową na nowo i strasznie poruszają mnie takie historie przez to ile doświadczeń z niezrozumieniem w tym temacie mnie spotkało, a głównymi oprawcami byli dorośli, teoretycznie dojrzali ludzie, nie dzieci.
Już mój komentarz jest chyba za długi dlatego polecę na końcu tak jak PROROK KACZK Stowarzyszenie Umarłych Statutów .
Wstawiam na ich grupkę na facebooku dość regularnie pytania odnośnie moich problemów w szkole, zawsze merytorycznie odpowiadają, doradzają, podają podstawy prawne. Prowadzą konsultacje indywidualne z których też raz skorzystałam, jak zapomniałam o coś dopytać to napisałam meila i odpowiedzieli mi na drugi dzień. To wspaniali ludzie, naprawdę jeśli ktoś boi się podjąć działania, to pomagają nie tylko takimi suchymi radami ale też zwykłym ludzkim wsparciem. Na grupce można pisać też posty anonimowo, co na przykład dla mnie jest bardzo komfortowe. Jeśli ktoś ma problemy z nauczycielami, zapisami w statucie, ogółem problemami w szkole polecam się do nich zgłosić, czy to meilowo, czy na grupce facebookowej "Umarłe Statuty - o prawach ucznia".
Jeszcze raz dziękuje wam za to co robicie i do następnego lajwa!!
Odnośnie nauka to praca to polecam przejrzenie sobie hymnów podstawówek, bo aż mnie dreszcz przeszedł jak przypomniałem sobie że śpiewałem "Nauka dziś naszą pracą, po wiedzę sięgaj w zespole" xD
Jprdl, zbyt Orwellowskie...
Aż nie mogłem się powstrzymać po obejrzeniu tej rozmowy zamówiłem książkę sobie i dziewczynie dziękuję za poszerzanie horyzontów i przedstawienia takiej postaci jak Mikołaj
Odniosę się do kwestii powrotu czy generalnie tezie związanej z egzaminami wstępnymi.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem zachwytów ani sensu tego typu formy. Takie egzaminy już były i szczerze mówiąc to stanowiły one jedynie miejsce wszelkiego typu wałków i łapówkarstwa często ukrytego zresztą pod hasłem "kursów".
Bo owszem, w pięknym świecie idealnym, te egzaminy mogłyby być tak zrobione, że sprawdzają kreatywność i inne, poza wiedzowe elementy. Takie egzaminy gdzie sprawdzane jest myślenie i inne zdolności przydatne na danym kierunku. Ale to jest fikcja i była fikcja. To będzie dalej jakiś durny, czysto wiedzowo test który w tym wypadku będzie mieć jedną wadę -> nikt nie będzie kontrolował zakresu wiedzy jaki jest tam zawarta.
I potem powstaną, co znamy świetnie z lat 90, kursy "przygotowawcze" gdzie się dowiesz jakie pytania mogą się pojawić. Albo wujek za krowę czy inną flaszkę załatwi.
Na dodatek kwestia czysto żywo praktyczna. Kwestia podróży i terminów. Nie ma szans by coś komuś nie kolidowało, nie mówiąc już o tym że szansa na "zdalne" egzaminy jest żadna. Ja powrotu do sytuacji gdzie jak ten pies trzeba jeździć i stawiać na egzaminy jakoś nie chcę. Szanse powinny być równe bo to pozwala też wyrwać się ludziom z gównianych miejsc. Człowiek z dalekiej prowincji, 400 km od uczelni jego marzeń, nie ma realnie jak np. uczestniczyć w kursie przygotowawczym czy nawet jak człowiek pojechać na ten egzamin.
Jego kolega z Krakowa 20 min spędzi w podróży, będzie wyspany i rześki na egzaminie. Kolega z prowincji wstał o 3 rano i jechał 6 godzin pociągiem by ledwo się pojawić na tym egzaminie. I po co to?
I tak wiem, sprawę niby rozwiązuje zdalny egzamin. Ale to nie ma szans przy tym betonie się udać. Jak przy egzaminach na certyfikatów IT od samego MS ja mam przy zdalnym egzaminie jakiegoś hindusa na linii co mnie pilnuje czy krzywo nie patrzę się i nie ściągam, to jak ma to zrobić polska uczelnia co często nie umie projektora obsługiwać?
Matura może nie jest obiektywnym i super w tym kontekście. Ale jest jedna, pisana tak samo przez wszystkich i ustalony sposób. Uczniowie wiedzą czego się mogą spodziewać.
Nie widzę nic złego w tym, że to 1 rok jest prawdziwym testem tego czy ktoś nadaje się i chce dany kierunek robić. Przyjąć więcej, potem zrobić selekcje.
Nie wiem, skąd informacje o tym, że egzaminy wstępne to TESTY. Na AGH są do dziś (i uczelnia jakimś cudem nie implodowała) i są w formie rozmowy. Rozmowy kwalifikacyjne do pracy też byś zlikwidował i zastąpił procentami państwowymi? XD good luck, wątpię, byś przekonał do tego np Googla, słynącego z dawnia problemowych (I wonder why) tematów podczas takich rozmów.
Kwestia technologicznego zacofania jest, jasne, problematyczna, ale raz, nie na każdej już uczelni, dwa, to jest łatwe do nadrobienia.
@@KrzysztofMMaj Rozmowy kwalifikacyjne też w większości są zbędnym rytuałem, gdzie wszyscy udają jak to chcą "rozwijać się w dynamicznym zespole" a w praktyce po prostu nie chcą być bezrobotni.
Po drugie, znowu, rozmów kwalifikacyjnych też można się nauczyć. I czemu osoba która np. ma problemy interpersonalne ma "rozmawiać" by dostać się na studia, skoro planuje siedzieć w piwnicy i robić terminatory? Oprócz tego rozmowa z "szanownym" gremium potrafi być bardziej stresująca niż egzamin, do tego patrząc na kadry naukowe raczej jest spora szansa że człowiek trafi na buca podczas takiej rozmowy.
Firmy mają całe działy HR które rekrutują ludzi. Filtrują one kandydatówna różnych etapach, po to, by właśnie rozmowa już była z tą grupą z którą w ogóle jest sens rozmawiać. Bo to są realne praco-godziny i kasa jaką wydaje firma na to, że jakiś szef projektu czy inny techniczny pracownik poświęci na rozmową z kimś obcym.
Kto na uczelni się czymś takim zajmie? Jak kandytatów może być 6-7 albo i 10 na jedno miejsce? Zobacz ile teraz się rekrutuje studentów. To nie są dawne czasy gdzie egzaminy wstępne królowały.
I już te firmy, wliczając googla, wiedzą że pytania i "zadania" na rozmowach to nie zawsze jest dobry pomysł. Bo się potem okazuje że to wypływa, że ludzie się uczą "typowych pytań na rozmowie z googlem" i cały sens rozmowy idzie się bujać.
I znowu wracam do tego samego. Są ludzie, a w branży IT jest to bardzo częste, którzy rozmową taką formalną stresują się mocno. Mogą być geniuszami tego co robią, ale w takiej sytuacji są sparaliżowani.
Dlatego coraz częściej rozmowa zasadniczo jedynie odsiewa idiotów i oszustów od ludzi (w sensie weryfikujesz czy ktoś totalnie nie ściemnia że coś umie), a problem czy zadanie dajesz na okresie próbnym. Problem który ma sens biznesowo (bo jest to jakiś task/zadanie) i także problem który kandytat może rozwiązać jak chce, w takich warunkach jak lubi i w ramach też samej firmy i jej sposobu pracy. Przy okazji sprawdza to też jak pracownik sobie radzi z wdrożeniem.
O co ciekawego jesteś tak realnie wstanie wypytać 19 latka idącego na pierwszy rok? Ja miałem wtedy w głowie pstro. I pewnie nie miałbym problemów z rozmową żadnych, bo generalnie gaduła jestem. Ale to nie zmienia faktu, że połowa moich ziomków na roku miała problem zagadać do zresztą przeuroczej pani w sekretariacie by coś załatwić.
Więc teraz powiedz mi Krzysztofie. Ilu to uczelnia ma mistrzów rozmów potrafiących nawiązać kontakt z rożnymi ludźmi? Albo inne pytanie. Czy chcemy by rekrutacja na studia zależała od jednej rozmowy z jednym człowiekiem?
I dalej to nie rozwiązuje podstawowego problemu wszelkich rozmów czy egzaminów wstępnych. Nepotyzm i korupcja. To było. Taki był fakt. Za komuny i potem w latach 90. I widać to jakie "tuzy" mamy teraz w kadrach na uczelniach. Ludzi których przerasta odpalenie prezentacji w powerpoincie. I owszem, może AGH podchodził i podchodzi do sprawy uczciwie. Ale jesteś pewny że każdy kierunek? A czy każda uczelnia?
Sam mówiłeś wiele razy jak mierzi cię podejście niektórych akademików którzy to chwalą się jak uwalili ileś tam ludzi na egzaminach i teraz będzie "kasiorka" z poprawek.
Dolary przeciwko orzechom, że jakby tacy ludzie mieli okazję i mogli np. sprzedać "pytania" albo inaczej "poprawić" szansę na zdanie, to by to zrobili. A jak dodasz do tego słynną Omertę o której też mówisz, to masz rzeczywiście wspaniałe połączenie.
Jak pisałem, matura nie jest ideałem. Ale chociaż każdy ma taką samą szansę podchodząc do niej. Możemy się czepiać jak jest oceniania. Możemy się czepiać jak są tworzone kryteria. Ale nie można negować tego elementu "równościowego". Prawo jazdy też ma określone kryteria. I nie chciałbym by w jakiejś Koziel Dziure ktoś sobie wymyślił że on daje prawojazdy po tym jak ktoś przejedzie na świniaku 10 metrów.
@@21yarpen rozwiązaniem i kompromisem byłaby matura ale w formie zadań problemowych i kreatywnych (tak wygląda rekrutacja do niektórych firm biotechnologicznych). Rozmowa kwalifikacyjna - albo coś w jej rodzaju - była na moim kierunku stosowana podczas rekrutacji na studia doktoranckie i magisterskie - chociaż w tym drugim przypadku było to mniej sformalizowane. Myślę, że to powinno zostać ale jeden ogólnopolski egzamin na studia I stopnia ma sens - o ile miałby formę inną niż wyuczenie się klucza odpowiedzi na pamięć
Ja cały czas sobie powtarzam, że ten jeden, wybitny i ogólnopolski a obiektywny egzamin dał mnie, obecnie z doktoratem, 20% z egzaminu z języka ojczystego, w którym napisałem dwie książki naukowe. Gdyby nie olimpiada (funkcjonująca w trybie bardzo swobodnym i poza jakimkolwiek kluczem, za to z licznymi wypowiedziami pisemnymi z 10x wyższym limitem czasu oraz egzaminami ustnymi właśnie), w ogóle nie poszedłbym na studia. Nie mogę więc nie być sceptyczny.
@@KrzysztofMMaj gdybym co tydzień przez pół roku nie jeździł po lekcjach autobusem przez 2h w jedną stronę do Krakowa na zajęcia przygotowawcze do olimpiady z chemii (lekcje do 16 w mieście powiatowym, zajęcia na UJ o 18), nie miałbym najmniejszych szans na konkurowanie z uczniami, którzy mieli UJ pod nosem. Przy czym powrót trwał 3-4h bo jeszcze musiałem dojechać do domu o jakiejś dzikiej porze, kiedy już mało co kursowało. A niby olimpiada to równe szanse dla każdego - jasne, pod warunkiem że twoją szkołę na wypizdowie stać na utrzymanie laboratorium albo jeśli jesteś uczniem krakowskiej piątki. No więc ta olimpiada była dla mnie odpowiednikiem egzaminów wstępnych, również sprawiedliwych dla wszystkich o ile mieszkasz w mieście, w którym chcesz studiować :(
Dziękuję bardzo za muzykę jaka była w tle w trakcie trwania tej dyskusji. Jest piękna i wzruszająca. Pozdrawiam :)
Dobra dawka internetu, oby więcej!!!
Mnie jeszcze zastanawia jedna kwestia, czemu nauczają nas osoby które nie potrafią nawet sklecić zdania po polsku? Miewałem nauczycieli z całego spektrum umiejętności dydaktycznych, ale jedna rzecz była niezmienna. W każdej placówce przynajmniej kilku pseudo edukatorów było praktycznymi analfabetami. Mam tutaj namyśli, że nie potrafili mówić po polsku (o odmianie przez przypadki z litości się nie rozpiszę), nie potrafili czytać tzn. każde przeczytane zdanie było dla nich tylko losowym ciągiem dźwięków pozbawionych wszelkiego zdarzenia, ani nawet napisać prostego zdania. Trend ten jest powszechny i co ciekawe wydaję się tym poważniejszy im wyżej w drabince edukacyjnej. Jak przepraszam bardzo, mam się niby nauczyć czegoś od człowieka, przy którym, ja, osoba z dysleksją głęboką rozwojową i ADHD typu drugiego (tak dysleksja i ADHD dzielą się na podtypy, szok, wiem (Swoją drogą wielu nauczycieli dalej jest na etapie oswajania się z myślą że te schorzenia istnieją. No bo przecież zdrowi ludzie też wpisują dygresje w dygresje -_- ) ), wyglądam jak amalgamacja Mickiewicza i Słowackiego na trzeźwo? Staję się to wyjątkowo uciążliwe na kierunkach takich jak np. informatyka gdzie opis zadania bez pola do interpretację jest niezwykle ważny, bo kod np. sterujący obracaniem śmigła będzie się różnił w zależności do tego, czy będzie to śmigło helikoptera, czy też śruba napędowa motorówki. Tymczasem praktyka wygląda tak że instrukcje otrzymane od szanownego pana profesora, inżyniera, magistra nadzwyczajnego/niesamowitego/wykurwistego/zabójcza seria/góra góra dół dół lewo prawo lewo prawo b a b a press start, nie potrzebne skreślić, wprawiają w takie samo skonsternowanie zarówno mnie jak i innego czytelnika bez absolutnie żadnej wiedzy specjalistycznej w danej dziedzinie. Przepraszam za ścianę tekstu, gdybym miał większe umiejętności, napisałbym krótszy list, aczkolwiek na polskim nauczyli mnie tylko rozprawek.
@Krzysztof Podałeś przykład swojej mamy która skorzystała z egzaminów wstępnych. To ja podam przykład swojej babci która przez nie straciła. Co najważniejsze, moja babcie pochodziła ze wsi pod łodzią, a nie z dużego miasta. Chciała się dostać na polonistykę, ale musiała wybrać uczelnię na która pojedzie na egzaminy, bo po pierwsze nie było jej stać na bilety, aby jeździć po Polsce, a ani na spanie w hotelach. A po drugie egzaminy były w zbliżonych terminach. I skończyło się tym, że została przyjęta ale na rusycystykę. A ponieważ była przyjęta tylko na jednej uczelni, to nie miała wyboru.
I właśnie egzamin centralny został stworzony z powodu tego typu problemów. Aby umożliwić ludziom z małych ośrodków i biedniejszych rodzin wybór kierunków studiów, a nie kandydowanie tylko na bezpieczne (łatwe do dostania się) kierunki.
A sami chwilę wcześniej mówiliście, że stare rozwiązania nie działają w nowych czasach...
Mówisz o koszmarze matury która jednego dnia decyduje o przyszłości, a uważasz, że system w którym młody człowiek musi zamiast jechać do szkoły pół godziny będzie jechał pociągiem/autobusem/samochodem kilka godzin aby dostać się na egzamin wstępny i zastanawiać się czy dojedzie jest lepszy...
Ale uznajmy, że mamy nowe technologie i złamiemy beton na uczelni. Czyli przeprowadzimy egzamin zdalnie z domu ucznia, albo z sali szkolnej wyposażonej w stałe łącze i rzeczy niezbędne do egzaminu (takie jak kamera, tablet graficzny, skaner, dobry mikrofon, etc). Do tego dodamy organ centralny który będzie pilnował aby terminy egzaminów się nie pokrywały oraz dopuścimy aby podobne kierunki z różnych uczelni mogły robić wspólny egzamin (3 polonistyki się dogadują i za jednym zamachem możesz kandydować na 3 na raz) bo i tak wymagania są podobne. To nagle uzyskujemy coś co dla mnie jest bliższe poprawionej maturze niż egzaminom wstępnym na studia z lat 80.
Egzamin zdalny jest oczywistym rozwiązaniem, a w życiu nie będzie przypominał matury, ponieważ wykładowcy w odróżnieniu od egzaminatorów z CKE nie mają jeszcze wszyscy (na szczęście) przeżartych mózgów zidioceniem i nie wszyscy robią teściki na punkciki. Tak długo, jak długo będą teściki, tak długo będą patologie. I iluzja jakiegokolwiek obiektywizmu.
@@KrzysztofMMaj A co sądzisz o grupowaniu egzaminów z różnych uczelni na ten sam kierunek (dobrowolne). I co sądzisz aby zamiast matury szkoła była zobowiązana do udostępnienia miejsca do uczestnictwa w takim egzaminie, a państwo aby zostało ograniczone do zmuszenia uczelni do tego aby nie było za dużo kolizji między terminami?
Absolutnie redukcja kolizii terminowych to coś, czym powinna się zajmować administracja, od tego jest. Ale niestety administracji wydaje się, że jest też od nadzoru merytorycznego, a na to uczelnie (na szczęście) nigdy nie wyrażą zgody. Szkoły wyraziły i efekty mamy, jakie mamy.
@@KrzysztofMMaj Wyrażenie szkoły wyraziły jest dla mnie nadużyciem. Chyba, że jak pewien pan zasugeruje ci oddanie swojej komórki abyś nie został pobity, to ty potem mówisz, że oddałeś mu ją z dobrej woli.
Ależ tak było. To decyzja dyrektorów oraz ZNP. Zawsze powtarzam, że strajki są w imię podwyżki plac albo obniżki pensum. Jeszcze nie słyszałem, by strajk ktoś zorganizował za likwidacja podstaw programowych (których nie ma na uczelniach i jakoś kształcą one ludzi na bardziej zaawansowanym poziomie, często też nadrabiając braki szkolne...). Jak zacznę widzieć takie protesty, to przestanę dostrzegać milcząca zgodę (lub brak niezgody) środowiska...
Do 29 kwietnia trwa promocja na zakup książki Mikołaja specjalnie dla naszej jamniczej społeczności
Kod: szkola
Link: muza.com.pl/pl/products/dlaczego-szkola-cie-wkurza-i-jak-ja-przetrwac-9007.html?query_id=1
Kod "szkola" aktywny jest do końca miesiąca (29.04) i daje 55% zniżki, co ważne od ceny regularnej - 17,95zł.
W podstawowce do ktorej kiedys chodzilam obowiazywal zakaz przynoszenia telefonow, nauczyciele grozili wezwaniem policji jesli uczen wyszedlby do sklepu znajdujacego sie jakies 10m od szkoly, pytanie o wyjscie do toalety praktycznie zawsze konczylo sie oburzeniem nauczyciela, zimą (nawet jesli porzadnie padalo) musielismy siedziec na zewnątrz bo "korytarze były za małe". Dyrektorka potrafila przyjsc na lekcje i kazac koledze obciac wlosy tylko i wylacznie dlatego ze byly niebieskie. Poza tym dziewczyny musialy miec zawsze zwiazane wlosy a latem nosic koszulki zakrywajace ramiona i spodnie do kolan (oczywiscie chlopakow te zasady nie obowiazywaly). Teraz jestem w 2 klasie liceum i nawet jesli jest bardzo goraco nie jestem w stanie ubrac koszulki na ramiaczkach bo mam wrazenie ze robie cos bardzo zlego i kazdy mnie ocenia xd
Masakra. To jest właśnie precyzyjnie ten poziom kontroli i nadzoru, który jest *całkowicie* zbyteczny i wynika tylko z chorych fiksacji ludzi owładniętych żądzą władzy. Smutne...
3 książki Pana Marceli zakupione
A ja mam pytanko - czeka mnie w najbliższym czasie dużo nauki i zastanawiam się nad jakimiś nowymi sposobami na lepsze i szybsze przyswojenie materiału. Jestem nowy w zajawce na efektywniejsze uczenie się wiec zapytam - Jak to lepiej ogarnąć? Bezmózgie zakuwanie czy może jakieś ...nie wiem ... mnemotechniki? Czy możesz polecić jakieś sposoby? Techniki? Książki? Jakieś materiały w necie ?
Przykro się czyta te historie. A tyle z nich się nawet odczuwa i to mimo upływu lat. Czas nie każdą ranę uleczy.
U mnie to już 4 lata po maturze, a nadal traumy szkolne nieprzepracowane. Powoli próbuję dojść do siebie
Jamniki dla Was takie traumy leczy się niestety długo...
25:51 ja nie miałem dłużej niż siedem! Najczęściej było to 5 lub 6, czasem siedem.
Zaczyna się 5:30
Oooo to Krzysztof chodził do gimnazjum nr 16, ciekaw jestem co to za matematyczka bo również chodziłem do 16. Ja na szczęście mam dobre wspomnienia z tej szkoły. Ogólnie jestem ciekaw jak bardzo kadra nauczycielska się zmieniła od czasów Krzysztofa.
Ogólnie wfiści w tej szkoli to dość ciekawa sprawa. Jeden z nich ma (lub miał) zakaz wyjazdów z uczniami bo ktoś wyskoczył z balkonu na wyjedździe gdzie był opiekunem (przez co został nazwany przez innego wfiste trenerem kadry skoczków). Miał on również w zwyczaju dość mocno przeklinać. Oczywiście jak na wfiste przystało miał wielki bebzon (choć podobno za młodu wygrał mistrzostwo polski w drużynie młodzików Wisły w piłce nożnej), raz nawet przyszedł na lekcje z kebabem.
Ogólnie nauczyciele byli nawet spoko. Najlepiej wspominam księdza. Naprawdę był super nauczycielem i jednym z najlepszych (ogólnie nie tylko religii) z jakim kiedykolwiek miałem styczność
Tak btw czy przedtem ta szkoła też była tak zatłoczona? Często nie dało się swobodnie przejść przez korytarz. Słyszałem, że w innych szkołach żartowali, że jesteśmy ściśnięci jak sardynki w puszce. Kulminacją tego była szatnia. W 3 klasie dostaliśmy box w którym może zmieścić się max 3 osoby z 30(?). Żeby tego było mało to często o tej samej godzinie wychodziły inne klasy co miały szatnie obok, ścisk był nie wyobrażalny
2:00:10 ja byłem wielokrotnie (toalet w liceum było ~8). Męskie były z reguły puste.
Jeśli chodzi o osoby transpłciowe i toalety... to ja miałam dziwną sytuacje w toalecie w jednym z centrów handlowych; gdzie no pani sprzątaczka uznała za stosowne biegać za mną, łapać za ramię i krzyczeć że mi się toalety pomyliły... no nie, ale jej ewidentnie coś się pomyliło. Ja mam raczej męską sylwetkę, lubię męskie kroje ale no kobietą jestem i nie mam co do tego żadnych wątpliwości. A ja się poczułam nieco niekomfortowo - delikatnie rzecz biorąc - a co ma powiedzieć ktoś dla kogo to może być praktycznie codzienność?
Ja napisałam elegancką skarge, skargę rozpatrzono po 2 miesiącach - no pani już tam nie pracuje, bo ekhm poza czepianiem się uj wie czego, to w kibelku był standardowo syf, brak papieru, mydła, woda na podłodzę, przepełniony kosz - wszystko elegancko udokumentowane przezemnie fotograficznie. Do tego jeszcze paru świadków... I nie tyle chodzi tu o moją urażoną dumę, co o to że faktycznie był tam potworny syf, dwa że co jak ona coś takiego zrobiłaby komuś kto faktycznie byłby trans lub niebinarny? Jak taka osoba się poczuje w takiej sytuacji? Jak się nie umiesz zachować w miejscu publicznym to się nie nadajesz do pracy w takim miejscu - prostę. To jest też kultura osobista - co cie kwa interesuje to co robią inni ludzie, jeśli nie robią niczego złego? I tak mam wrażenie że u tej pani to też jest kwestia edukacji - ona tak z 50+ - nikt jej nigdy nie wytłumaczył pewnych rzeczy.
No sorry ale nawet szanując pracę sprzataczek - to ich praca to sprzątanie, a nie kontrolowanie płci osób korzystających z toalety. To nie jest Floryda :D a ona nie jest policją kiblową...
Umówmy się - nie raz kobiety chodzą do męskich kibelków, bo w żeńskich kolejka albo syf (albo 2w1). To wynika z tego że kobiety generalnie siusiają częściej niż panowie, a wiekszość architektów to pewnie chłopy i zapominają żeby babkom dać jedną toaletę więcej, albo więcej kabin.
I tak pani ma szczęście, bo po latach terapii - zespół aspergera / aka spektrum autyzmu, ale ja mam diagnoze sprzed 2013 roku - to już nie daje w mordę każdemu kto mnie dotknie bez pytania. Nadal tego jednak nie lubie. Do tego - idę do toalety i to nie jest moment na pogaduszki...
Współczuję bardzo, tym bardziej, że jest to bardzo odczuwalne. Trzymaj się!
@krasnoluders amen
Co do podziału wiekowego. U mnie w szkole w klasie a są dzieci które poszły rocznik wcześniej. Zawsze w każdych notowaniach klasa a jest najniżej. Na klasy a mówi się, że są zacofane, klasy a nie mają z kim jeździć na wycieczki, bo klasy b i c jeżdżą razem i klasy d i e jeżdżą razem. Znajomości pomiędzy kimś z klasy a i kimś z innych klas są przeważnie przemocowe. Zaprawdę świetnym pomysłem było rozdzielać dzieci rocznikowo.
Wkurza, bo nie stosuje metody naukowej a konkretnie powiela mity obalone naukowo dziesiątki lat temu. W nauce każdy nawet wyryty w kamieniu fakt można krytykować, poddawać weryfikacji. W szkole dalej uczą "mapy smaków języka", a na fizyce to szkoda wymieniać, ale mitów jest dziesiątki jak nie setki. Aż by się chciało zrobić o tym serię na YT...
2:35:25 ja miałem zupełnie odwrotną sytuację. W ósmej klasie (2020/2021) miałem tego samego nauczyciela z matmy jak i z fizyki, i dostał on zalecenie aby odpuszczał lekcje fizyki, by powtarzać matematykę do egzaminów. A pani naprawdę była gadułą jeśli chodzi o fizykę. Jak raz zadałem jej pytanie podczas matmy na fizyce o napęd Alcubierr'a, to tak się rozpędziła że zrobiła nam lekcję o tym czemu widzimy różne kolory. I najgorsze jest to że nawet nie wiem jak duże mam braki z fizyki, bo musieliśmy się uczyć na egzamin (które i tak niby były łatwiejsze bo pandemia) trzy razy bardziej, bo egzaminy turbo ważne.
Podziękować należy za to, że odcinek jest dostępny. Wczoraj nie było okazji ;)
Myślałem swego czasu jak można spróbować naprawić polską oświatę. Na pewno nie jest to jakieś super przemyślane, ale pewnie i tak lepsze niż to co oferują nam rządy (czyli byle dodać więcej historii czy ją zredukować i dodać budynek czy go wywalić). Powinna być powołana jakaś grupa ekspertów pozarządowych czy innych badaczy, którzy pojadą trochę po świecie, zobaczą jak funkcjonują inne placówki na świecie, co oferują, jak podchodzą do ludzi i dlaczego są najlepsze na świecie, dlaczego generują w przyszłości tak wiele patentów itp. Nie wiem ile mogłoby takie badanie trwać, bo oprócz tego trzeba byłoby naszkicować nową polską edukację, więc roboty jest na conajmniej 5 lat intesywnych rozważań nad różnymi problemi w szkołach. Po za tym trzeba totalnie zreformować myślenie nauczycieli, a to również generuje nowe koszta i ktoś te nowe pomysły musi przedstawić. Niektórzy nauczyciele do dziś nie wstawią oceny celującej, bo dla nich to jest ocena wykraczająca po za wiedzę prezentowaną na zajęciach (a od dawna tak nie jest). Tata, który wciąż jeszcze pracuje w szkole, musiał nie raz tłumaczyć innym nauczycielom, że PRL się skończył i teraz taka ocena celująca jest zwykłą oceną jak 5,4,3,2,1 (pomijając ich słuszność). Ale do niektórych to jak rzucanie grochem o ścianę - nic nie dociera.
Jest bardzo dużo rzeczy do naprawienia w systemie, w myśleniu nauczycieli, rodziców, uczniów, studentów, profesorów czy ogólnie w podejściu do nauki, wymaga to napewno sporej kasy, która zwraca się po bardzo długim czasie. Pewnie to jest głównym powodem, dla którego władza nie próbuje coś z tym sensownego zrobić, bo nie przyniesie głosów na wybory, bo taka zmiana może dopiero za 20 lat od wdrożenia pierwszych roczników, da pierwsze widoczne efekty a wybory są co 4-5 lat.
To, o czym piszesz, to tak naprawdę idealna metoda naukowa. Wyłonienie ekspertów, rozpisanie grantu badawczego, kwerenda w świecie, badania terenowe, zebranie wniosków i wdrożenie. Znana jest edukacji od dziesięcioleci. Ale niestety żeby coś takiego zorganizować, potrzebne jest wewnętrzne i współdzielone przez *wszystkie możliwe osoby decyzyjne i zaangażowane w edukację* przekonanie, że takie zmiany są konieczne.
Z tym okresem to jest bardzo różnie, więc niefajnie, że dyrektorka, notabene również kobieta wychodzi z takim komentarzem. Osobiście znam dziewczyny i kobiety, na które okres po za faktem, że plamią nie ma żadnego wpływu, natomiast moja narzeczona przeżywa ból i katusze i nawet żadne terapie hormonalne na to nigdy nie pomogły.
Zaczynam od podziękowań za to co panowie robią. Chciałam pokazać problemy szkół z mojej perspektywy. Duży problem, to kuratoria które są strażnikami cyferek, tabelek i zestawień. Tam nie ma znaczenia dziecko, tylko czy dokumenty są poprawnie zrobione i nauczyciele wykonują plan: tyle ocenek tu i tyle tam... itd. Nawet wyróżniający się nauczyciele, muszą po prostu wykonać plan, który ich wkurza. Druga sprawa, to część rodziców, samozwańczych strażników kuratoryjnych, którzy ze wszystkim tam biegają. Do tego nauczycieli nikt nie weryfikuje za ich sposób nauczania, zachowanie na lekcji, sposób oceniania - wystarczy, że ich sposób oceniania jest zgodny z tym, co sobie ustalili i dyrektor podpisał. Sama miałam sytuację, że zgłosiłam do kuratorium nauczyciela, który miał idiotyczne pomysły co do ocen, zachowanie - tragedia. I okazało się, że system oceniania jest niezgodny z przepisami i ma go zmienić, ale syna to nie dotyczy, bo w danym momencie obowiązywał. Dlatego w szkołach publicznych nie ma wyróżniających się nauczycieli, z tej garstki dobrych, która praktycznie sama się wykształciła, bo system nie bardzo.
Poprawiłam BYKA!!! Mogłam się nie spieszyć, tylko przeczytać. Mam nauczkę 😁🤪
Tu nikt nie poprawia błędów 😄 dziękuję serdecznie za miłe słowa i komentarz, z którym w pełni empatyzuję jako wróg biurokracji w każdej postaci. Administracja ma pomagać w nauczaniu a nie być celem nauczania.
@@KrzysztofMMaj Rozbawił mnie ten mój błąd. W zamierzchłej przeszłości bywałam mistrzem ortografii, choć o gramatyce nie miałam pojęcia. Nie wiem na czym to polega.
Mam nietypowe pytanie a mianowicie czy ktoś mógłby mi proszę wyjaśnić co przedstawia karykatura na miniaturcę
Można to interpretować do woli, ja widzę w tym ciąg fabrykantów, których szkoła robi z uczniów.
Q&A:" nie ma gotowych odpowiedzi"
Koniec pytań :P
Największą patologią jest to ile zarabiają nauczyciele w szkołach publicznych. Bo jeżeli nauczyciel zarabia tyle ile kasjer w markecie, to można się spodziewać, że przebywanie dzieci w szkole da porównywalny efekt jak przebywanie w markecie.
Niestety zbyt często się pojawia jako główne wyjaśnienie patologii szkolnych, ale tak, nie da się ukryć: jest to poważny problem, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie podejmie takiej pracy za taką płacę.
@@KrzysztofMMaj Natomiast drugą patologią na jaką zwróciłbym uwagę, jest problem wychowania dzieci w domu (a w zasadzie braku tego wychowania) i przenoszenia tego na grunt szkoły, co niweczy często wysiłek podejmowany przez nauczyciela. Niestety w Polsce ciągle brniemy w taką narrację, że rodzic ma całkowitą władzę nad wychowaniem swoich dzieci i może praktycznie wszystko. Więc kiedy chce to posyła dziecko do szkoły, a kiedy nie chce to nie posyła itd. W Polsce, nawet nieśmiało, nikt nie wspomina o tym, że w takich Niemczech rodzice płacą kary, za nieobecności dzieci w szkole. A niestety pewna dyscyplina w uczeniu się także jest konieczna (oczywiście bez przesady).
@@szarasowa803 ja bardziej obserwuje podejście cedowania obowiazku wychowania dzieci na szkołe. Tak od deski do deski. W domu dzieciak ma tylko zjesc kolacje, wymyć się i ogolnie nie przeszkadzać w karierze.
Kary pieniezne za nieobecnosc ? Karą samą w sobie, odroczoną w czasie jest brak wiedzy i umiejętności. Jak ktoś nie będzie umiał dalekosieżnych skutków swoich zaniechań się obawiać, to wprowadzenie bacika, w postaci kary pieniężnej natychmiastowej, tym bardziej będzie przyczyniać się do wyrabiania zachowań, jak u "psa Pawłowa".
Rozumiem, że pod hasłem „zwolnić boomerów” rozumiesz, Krzysztofie, stan ducha, a nie wiek?… (to pytanie retoryczne, przecież… ale jako boomerka, musiałam.!!! 😉)
Boomer to zawsze stan umysłu!
Pozdrawiam z katowic
Stoję właśnie przed wyborem, wyborem liceum. Mam dwie opcje: jedyne publiczne liceum w mieście i liceum niepubliczne Montessori, które jest za darmo. Nie wiem czym się to różni, ale po dniach otwartych jestem pozytywnie nastawiony co do Montessori. Jak narazie liceum publiczne w ogóle nie będzie miało dni otwartych. Może jakiś "rewolucjonista" mi pomoże? Z góry dzięki!
Szkoły Montessori w Polsce bardzo różnią się od tych zagranicznych, ale generalnie skupiają pedagogów bardziej nastawionych na niestandardowe podejście do edukacji. Ale to ogólna rzecz; poszperałbym raczej za opiniami o *tej konkretnej szkole*
Jak chcesz zostać wyluzowanym nieukiem, to polecam Montessori.
Z perspektywy 13 lat w nauce i 33 lat życia stwierdzam, że o wiele trudniej nauczyć się luzu niż nadrobić zaległości w wiedzy.
Dla statystyk
Nie myśleliście Panowie, aby zorganizować jakiś rodzaj pomocy dla nauczycieli, którzy chcą zaprowadzić zmiany w swoim środowisku, ale są w tym osamotnieni? Tak jak mówiliście, wy dostaliście dużo wparcia od rodziców, ale niektórzy muszą borykać się z tym sami i z czasem się poddają.... Chociażby jakaś grupa na fb w której byście się wymieniali doświadczeniami, udzielali porad w ciężkich sytuacjach :)
Problem polega na tym, że one can do only this much. Mikołaj wykłada, ale pisze książki i udziela się popularyzatorsko w czasie wolnym. Ja w czasie wolnym robię TH-cam. Niestety nie można być wszędzie... dlatego pozostaje mi mieć nadzieję, że ludzie będą się inspirować, a ja ze swojej strony na pewno będę dzielić się wiedzą praktyczną. Radzimy też sobie bardzo często na Discordzie kanału, jest tam już trochę nauczycieli swoją drogą.
A co to za muzyka na początku?
W lewym dolnym rogu ekranu jest napisane, co nam aktualnie gra!
2:38:37 mmmm ten zapach pseudonauki, mmmm greccy naukowcy. Krzysztofie jak śmiesz?
Będę krytyczna i narzekać. Jakość dźwięku mogła być zdecydowanie lepsza :(
No niestety nie bardzo mam wpływ na sprzęt, który nie jest u mnie
@@KrzysztofMMaj Ok, ale następnym razem ogarnij gościa w tych kwestiach oki?
byłem studentem filologii angielskiej
po 2 semstrach zrezygnowałem - to, że studia były nudne, to jedna sprawa
Druga - ja tam nie uczyłem się absolutnie niczego przydatnego. Angielski znałem z gier, filmów i poradników do gier (starcraft, dota2, morrowind po ang za dzieciaka ze słownikiem na kolanach...)
Teraz mieszkam i pracuję za granicą, nie mam problemu żeby po ang rozmawiać i samemu załatwiać sprawy urzędowe czy u lekarza.
Byłem na tych studiach i nie pojmowałem po co robimy takie durnoty, po co mi jakieś dyftongi, ilość godzin historii anglii i już nie pamiętam jakie bzdety. Kompletna strata czasu
Nie podoba mi się ten format. Wolę słuchać tylko Pana Krzysztofa, bo jest on charakterystycznym człowiekiem, tak samo z głosu jak i poglądów. Zapraszanie gościa na stream jest taką trochę przeszkadzajką, bo wtedy Krzysztof musi dzielić się uwagą z gościem. Przeboleje powyższe fakty, i na wielkiego nieskończonego JAMNIKA, bede oglondał :D .
Nie będzie to częste, ale w tym konkretnym przypadku - czytania historii edukacyjnych ludzi - nawet arcymag potrzebuje wsparcia. Plus, spora część społeczności się aktywnie domagała, no nie dogodzimy wszystkim Ale nie, nie oznacza to, że teraz co miesiąc będą takie rozmowy.
O przepraszam Kapitan Ameryka próbował się przeciwstawić tendencji światowej w Civil War
w szkole uczymy sie przetrwania. wystarczy xd
Gorzej gdy ktoś nie przetrwa.
@@KrzysztofMMajKiedyś sobie wymyśliłem koncepcje "piecyków/pił" w szkołach. Niniejszym koncepcja polegała na tym, że w jednym z okien szkolnych (najlepiej na najwyższym piętrze) zrobić taką kładkę, jak na pirackich statkach, pod kładką znajdywałoby się palenisko albo piły. Delikwent który by sobie nie radził zawsze mógł by pójść na taką kładke i sobie skoczyć. Nauczyciela w technikum, która uczyła polskiego, powiedziała mi miej wiej coś takiego. (cytuje z pamięci) "ty jesteś analfabetą i nie zdasz u mnie tym bardziej jak chcesz pisać maturę." Do teraz za te obelgę chce żeby zdechła. Kilka razy też poleciało na mnie kilka inwektyw na lekcjach (byłem jedyną osobą która nie przeszkadzała na lekcji, nie korzystała z telefonu, wszystkie książki do nauki miałem) I właśnie wtedy taka idea mi sie zrodziła w głowie.
Mimo tych wszystkich przeciwności w technikum było dość spokojnie i bez stresowo. Dobra klasa i 4/5 nauczycieli którzy byli w porządku.
Nigdy nie zapomnę, jak Nauczycielka zajęć teoretycznych, pochwaliła mnie przy całej klasie na koniec roku, że jestem jej osobistym sukcesem. Było dużo przepisywania u niej ale przepisywanie i przeczytanie przed testem, wystarczyło żebym napisał na 5. Bardzo logicznie formowała swoje nauki i naprawdę trzeba było, nie przychodzić przez cały rok na zajęcia, żeby u niej nie zdać.
Myśle, żeby coś w polskiej szkole sie zmieniło na lepsze, musiałoby odbywać się masowe samobójstwo uczniów tak co tydzień. Wtedy instytucja szkoły by zniknęła bo nie miała by kogo uczyć, a to był by krok milowy w reformacji polskiej szkoły
taka jej rola
Skąd ty bierzesz informacje, że lekcje po 10-12 godzin to norma?
Jedynie szkoły zawodowe mają powyżej 8. godziny lekcyjnej, gdzie najczęściej wtedy siedzą na warsztatach - maks to 10. godzina lekcyjna, i nie jest to wtedy polski czy matma.
I polecam co niektórym wybrać się do szkół i popracować z młodzieżą tak chociaż rok. Już nie róbmy z niektórych pokrzywdzonych aniołków. Młodzież ma za dużo na głowie, lekcji też jest za dużo, ale sporo osób są pchane z klasy do klasy, bo w wieku 15 lat dalej nie znają tabliczki mnożenia bądź nie potrafią czytać / pisać. A telefon z gierką to podstawa, by przetrwać lekcję, a na przerwie fajka w kiblu.
polecam wliczyć sobie to że trzeba wstać i często spory kawałek dojechać często bardzo słabymi połączeniami i spokojnie robi się z tego dodatkowa godzina.
Plus dolicz sobie że trzeba odrobić pracę domową i przygotować się na następne dni testy sprawdziany itd.
Nie chodzi tylko o same lekcje, ale dojazd i praca po powrocie do domu.
a i tabliczka mnożenia to jest żart xD do dziś się tego nie nauczyłem ,a na studiach z 3przedmiotami matematycznymi w tym z analizą matematyczną przeszedłem na drugi sem więc no xD
po drugie telefon i gierka to podstawa przetrwania bo większość lekcji po prostu jest mega nudna oklepana i od 50lat prowadzona w ten sam sposób lub polega na przepisywaniu jakieś prezentacji do zeszytu no to jak człowiekowi ma się nie nudzić skoro z 15min filmu na yt wyciągnie więcej wiedzy niż z kilku takich syfowych lekcje.
Jak nauczyciel potrafi prowadzić lekcję, zaciekawić tematem i pozwala się udzielać klasie w tym czy też przeprowadza jakieś eksperymenty itd to gierka nawet najlepsza względem tego sama staje się mało ciekawa.
Pozdro z matinfu... 9lekcji dziennie to norma (+ 2h warsztatów jednego dnia + sobota 3-5 +kontest indywidualny 3-5h ) Nie żebym narzekał bo to w nawiasie jest przyjemne, bo czysta infa ale nie mów że w szkole jest sielanka
Eee, przepraszam? Do dzisiaj nie umiem tabliczki mnożenia, tak jak kolega wyżej. Mam od tego kalkulator (wow, niesamowite, że jest coś takiego i nauczono mnie, jak się tym posługiwać!). Natomiast aktualnie studiuję i nie mam problemu z uczeniem się innych rzeczy. Czy to oznacza, że jestem głupia i nie powinnam przejść klasy podstawowej? No chyba nie za bardzo.