Czy najgorszy? Zdecydowanie nie. Czy najlepszy? Zdecydowanie nie. Ale ja uważam, że to tak subiektywna kwestia, że można sobie kręcić dziurę w brzuchu i nie znajdziemy odpowiedzi. Dla mnie to był list miłosny do Hollywood okresu jego dorastania i ukłon w stronę fanów kina. I bardzo mi się to podobało. :-)
Jaki sens ma twój komentarz? Powiedziałeś to samo co marcin w filmie, nic nie wniosłeś. "Dla mnie to był list miłosny do Hollywood okresu jego dorastania" - żywcem wyjęte z każdej recenzji tego filmu XD. I co to znaczy "ukłon w stronę fanów kina"? Przecież jakby to miał być ukłon, to powinni się ci widzowie dobrze bawić, powinni być zaspokojeni, a w sporej części tak nie było, było nawet odwrotnie. Nie jesteś zbyt światłym człowiekiem.
"W sporej części tak nie było", no więc mniejszość bawiła się dobrze, a ja należałem do tej mniejszości, bawiąc się dobrze na obu seansach, bo na filmie byłem dwukrotnie. Usłyszałem po obejrzeniu filmu frazę "it's a love letter to Hollywood of that time", a oglądając "Quentin Tarantino and the Poetry between the lines" (polecam, fajny fanowski dokument na TH-cam), tym bardziej zrozumiałem za co uwielbiam jego filmy, za bycie kulturą remiksu dzieł, które widział na przestrzeni swojego życia. Poziom detali i odniesień do innych filmów, zwłaszcza jego, w "Pewnego razu..." był przeuroczą frajdą. Bazowanie na Sergio Leone, ale i Corbuccim w kwestii spaghetti westernów, czy właśnie metafilmowe fragmenty w przypadku nazwisk reżyserów tego gatunku - Urocze pokazy perspektywy tego jak Sharon przeżywa doświadczenie tak błahe jak pójście do kina na własny film słysząc reakcję widowni, jak "75 centów" to skok od penny arcade w stronę kilkunastodolarowej rozrywki, niegdyś uważanej za "uciechą dla gawiedzi". Elementy produkcyjne choćby pilota, czy serialu, w którym Dalton grał swoje znamienite telewizyjne postaci był przecież w punkt jak cholera i nadawał wszystkiemu hektolitrów klimatu... To jest właśnie dla mnie "ukłon w stronę fanów kina" - jako medium. Wychowałem się na wypożyczalniach vhs i tarantinowskich filmach. Jest moim ulubionym reżyserem i określenie, które znalazłem po obejrzeniu filmu, tj "it's a love letter (...)" pasowało mi tu jak cholera. Jeśli tobie to wystarczy by nazwać mnie "niezbyt światłym człowiekiem", trudno, ale jest to zwyczajnie nie na miejscu. :-)
Ukłon w stronę fanów kina? Film który się w ogóle nie broni, jedynie aktorstwo stoi na wysokim poziomie. Odniesienia/nawiązania są nieczytelne dla większości a dzieło powinno przedstawiać tak by każdy był w stanie zrozumieć, a smaczki powinny zostać smaczkami. Nie odwrotnie. MEH.
@@InFeSs Nie widziałam jeszcze filmu, więc nie odniosę się do niego, ale wyłącznie do twojego stwierdzenia, że jakiekolwiek zabiegi, fakty, nawiązania powinny być czytelne dla każdego. Otóż nie muszą o ile twórca nie stwierdzi inaczej. Kino jest rodzajem sztuki i ma prawo korzystać z wszelkich dobrodziejstw dzieła artystycznego, które to nie musi tłumaczyć się z użytych środków. Odbiorcy nie musi się to podobać, może się nie odnaleźć, ale błędem samym w sobie to nie jest.
Jak dla mnie rewelacyjny film. Może przez grę aktorów? A może właśnie przez scenariusz? Nie wiem, ale bardzo mi się podobał i chętnie pójdę na niego znów
PrzemasXd 88 to jest tak jakby zbierało Ci się 3h na zajebiscie wielkie psikniecie i na końcu byś tylko odksząknął .. coś się wydarzyło ale nie to co byś się spodziewał xd
Nie rozumiem dlaczego tak bardzo wychwalaleś film "Roma" w którym wiele scen nic do niego nie wnosi i nie ma nawiązania do fabuły która jest poprostu nudna. Natomiast w przypadku "Pewnego razu w Hollywood" jest masa scen które oglądając z początku nie mamy pojęcia jak wielki wpływ mają na rozwój fabuły i późniejsze losy bohaterów np te w której występuje pies Cliffa lub niby nie mająca znaczenia początkowa scena z miotaczem płomieni.
Dokładnie. Film składa się z fabuły, jednakże możemy ją dopiero "poczuć" w finałowych scenach. W wielkim skrócie: film jest opowieścią o dwóch wyrzutkach starego kina, którzy pragną wejść do nowo tworzącego się swiata Hollywood. Udaje im się dzięki popełnieniu zbrodni, zabiciu rodziny Mansona. W ostatniej scenie Sharon Tate wpuszcza ich nie tylko do swojego domu, ale także świata. Można się domyślać, że zapozna Ricka Daltona z Polańskim, ten zaoferuje mu rolę w filmie, dzięki czemu Cliff nie bd się musiał z nim rozstawać. Każda scena w filmie złożyła się na ten moment. Cliff i Rick dwaj przestarzali kolesie zostali bohaterami ratując Sharon Tate i jej przyjaciół przed śmiercią, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jest to piękny film o przyjaźni jaka ich połączyła, a zobaczenie na końcu filmu szczęśliwej ciężarnej Sharon sprawiło że miałam lzy w oczach.
Sceny w Romie i Pewnego razu rzeczywiscie mozna uznac za podobnie powolne i kladace nacisk na estetyke a nie sens, ale moim zdaniem nie mozna scenom w Romie zarzucic braku sensu. Samym montazem wewnatrzkadrowym te sceny pozwalaly na laczenie bardzo wielu elementow swiata przedstawionego i nadawaly im sens. Zestawialy kilka rzeczy w jednym kadrze jako spojną calosc i kazaly widzowi zastanowic sie nad tymi polaczeniami. Rozumiem twoj argument, mam podobne wrazenie, ale wydaje mi sie ze sceny w Romie jednak wiecej przekazywaly.
Nawiązując do sceny z anteną to Tarantino chciał przez tę scenę zagłębić nas w sytuację obydwojga bohaterów, w której Cliff nie mając zajęcia na planie nowego klipu Daltona zajmował się dosłownie wszystkim innym jak np. naprawianiem wspomnianej anteny, a przy okazji podczas tego fragmentu dostaliśmy niejednoznaczny urywek wspomnienia Cliff'a dotyczący jego żony.
Świetnie zrealizowany, ale cały czas czekałem aż zawiąże się jakaś fabuła. Domęczyłem się do końca i doceniłem pozytywy filmu, ale nie tego się spodziewałem.
genialnie to ująłeś, mam dokładnie takie samo odczucie. Cały czas czekałem, czekałem i się nie doczekałem, jednakże zdjęcia, gra aktorska, montaż, kostiumy i muzyka na najwyższym poziomie!
Scena w której Cliff podwozi nieletnią hipiskę to plaskacz dla Romana i jego niechlubnej przeszłości, gdy zapomniał, że myśleć należy głową, a nie główką.
nie powiedzialabym ze jest to cos co mozna zinterpretowac bo nie sluzy fabule filmu, to tylko taki prywatny zart rezysera, cos w stylu easter egga, a ta informacje znalazlam w jednym z zagranicznych artykulow na temat filmu - z kolei moj komentarz na temat tworzenia alternatywnej rzeczywistosci - tak jak tarantino zmienil znacznie pewne wydarzenia, tak tez zartobliwie pokazal scene w ktorej dziewczyna ma potwierdzic swoj wiek, co w Hollywood - do czasu - raczej nie mialo nigdy miejsca
@@agnieszkazielinska1649 No jest coś co można zinterpretować, bo to właśnie robisz. Żart? Gdzie w tym jest żart? Że nie by kobiet nie pytano o wiek w Hollywood? Bzdura
Film jest beznadziejny, więc oczywiste, że zawiózł najwszelsze oczekiwania. Sam byś zrobił lepszy film swoim telefonem. Ja bym zrobił lepszy nawet telefonem analogowym, wiec nie karoluj.
Ja miałem podobnie xd Wszyscy znajomi: TAK TO JEST TO. TARANTINO ZROBIŁ SUPER FILM. O TO CHODZIŁO OOOOO WOWOWOWOWO. A ja na spokojnie. Nuda i tyle. To nie jest typowy film Tarantino i kompletnie mi to nie podeszło. Spodobało mi się, że Marcin porównał do Dunkierki bo mi kompletnie Dunkierka nie podeszła. Podobnie miałem z poprzednim filmem Tarantino czyli Nienawistna ósemka. Dla przykładu ostatni film Jima Jarmuscha - Truposze nie umierają :D no film totalnie mnie rozwalił xd To było po prosu to :D Nie lubię filmów o zoomie a ten reżyser dokładnie przełożył i wyśmiał ten gatunek :) Jak ktoś będzie mnie pytał czy lubię tematykę zoombie to będę mówił ironicznie, TAK TRUPOSZE NIE UMIERAJĄ TO SUPER FILM XD DOBRZE SIĘ NA NIM BAWIŁEM :D Pozdrawiam
Co do dłużyzn. Hollywood jest tutaj głównym bohaterem i fajnie jest móc z nim pójść na dłuższy spacer. Efekciarskie filmy nie dają możliwości "załapania klimatu" miejsca które się co chwilę zmienia.
Kocham Tarantino i mocno nieobiektywnie patrzę na jego twórczość, jednak z przykrością stwierdzam, że to jego pierwszy film, z którego nie zapamiętałam żadnego błyskotliwego dialogu 🙁
Podobały mi się pojedyncze sceny i wątki, ale film jako całość wyszedł dość nudno. Przez cały film czekałem aż wszystkie wątki się połączą i zakończenie będące ich sumą, ale nic z tego. Chętnie będę wracał do pojedynczych scen, ale do całego filmu raczej nigdy. Sądzę też, że jeśli DiCaprio miał dostać za coś Oscara to powinien za ten film, a nie Zjawę. Byłem pod wrażeniem jego wcielenia się w rolę aktora, który traci pewność siebie. Jego gra aktorska miała kilka warstw. On, dobry aktor, musiał zagrać przeciętnego aktora, który nie radzi sobie z odegraniem swojej roli, ale później daje radę odegrać swoją najlepszą scenę w życiu. Mimo tylu warstw moim zdaniem zrobił to bardzo przekonywająco. Myślę, że ciężko jest zagrać kiepskiego aktora dobrze. Ja byłem bardzo szczęśliwy za Doltona kiedy w końcu mu się udało, a jeśli fikcyjna postać wzbudza we mnie takie emocje to aktor musiał zrobić coś dobrze. Ale najbardziej podobał mi się mały detal w formie lekkiego jąkania się, które utrzymywał przez cały film, chyba, że jego bohater wchodził w jakąś rolę. Bardzo dodało mu to charakterystyki.
Wreszcie recenzja z którą się zgadzam. Najlbardziej zastanawia mnie do teraz postać Sharon Tate, do teraz nie wiem czy to miał być swojego rodzaju hołd dla tej postaci, czy ukazanie jej tragizmu ( co swoją drogą i tak nie ma sensu, bo przecież Tarantino zmienił historie), o ile postacie Pitta, i DiCaprio przechodzą JAKĄS droge, mają historie która w jakiś sposób na końću się zawiązuje, to Margot Robie jest tam TOTALNIE zbędna, rozumiem ze to kolejna ekspozycja (jak w sumie wszytsko w tym filmie), ale no bez przesady, jej droga w filmie: Kobieta Polańskiego, poszła do kina na film w którym grała i była w ciązy... to wszytsko, mówie- postacie męski mają jakiś sens, coś wnoszą poza ekspozycją, Margot nic nie wnosi, zero. No i zakończenie, wiem że Quentin przyzwycział nas że zmienia specjalnie te wydarzenia, lub robi tak, aby były one satysfakcjonujące... ale tu tego w ogóle nie czułem, spotkałem się z opiniami że znowu "po mistrzowsku to Tarantino rozegrał na końcu"... ale no to było najprostrze w świecie zabicie napastników- nic genialnego, w Bękartach wojny, czy w Django cała fabuła budowana jest w ten sposób, że zakończenie jest tak bardzo satysfakcjonujące, spójne i nie wygląda jak wyciągniete z nikąd. Tutaj tak po prostu sobie zmienił historie i jeszcze wielkie zachwyty nad tym. Gdyby Tarantino nagrywał film o Smoleńsku to tam Tupolew miałby niezniczalne skrzydła i zniszczyłby wszystkie brzozy- humorystycznie oczywiscie, bez urazy. Dla mnie to w ogóle nie trafiło. A inna sprawa jest taka że byłem tam z dziewczyną która nie zna historii Charlesa Mansona i tej maskry, dla niej postać Tate i całe to zakończenie było już całkowicie bezsensowne, no nie dziwie sie. Rozumiem że idac na ten film trzeba być troche w temacie, ale według mnie opieranie postaci i finału filmu na histori której ten film w żadne sposób nie przybliża jest nie w porządku
czasami jak oglądam twoje filmy to się zastanawiam, dlaczego ja to oglądam, ani nie interesuje się filmem ani Hollywood, ale ty tak ciekawie o tym opowiadasz że aż żal wyłączać
Potrzebowałem tego materiału i porównań do innych filmów Quentina, żeby zrozumieć co jest z nim nie tak. No bo ładny, świetne detale, świetni aktorzy, satysfakcjonująca końcówka, ale jednak z kina wyszedłem zmieszany. Dzięki! :D
Cześć. Mówisz, że film się ciągnie i sceny często nie pchają historii do przodu... Przypominam Twoją recenzję Romy :) Podkreślam, że oba filmy bardzo mi się podobały.
1. Film jest do bani (tego nic nie zmieni) 2. Postać Brada Pitta była fajnie (wizualnie) wykreowana ( taki przerysowany cowboy ) 3. DIALOG KTÓRY WYJAŚNIA FILM - nie potrafię tego dobrze przeanalizować, ale przed ostatnią sceną jest dialog wypowiedziany przez dziewczynę z bandy Mansona . Mówi ona o gwiazdach hollywood jako o świniach które karmiły ją pokazywaniem śmierci w młodości i w monecie tego dialogu nachodzi nas refleksja - że to prawda i przyznajemy dziewczynie racje. Zaraz potem następuje kulminacyjna scena pełna krwi i śmierci i cieszymy się jak dzieci oglądając to wszystko, w rezultacie zdajemy sobie sprawę jakimi hipokrytami jesteśmy chcemy aby filmy były mniej brutalne ( czyli taki jaki był film przez 99% czasu ) ale kiedy następuje krwawy brutalny moment (czyli ostatnia scena ) film przestaje być nudny i cieszymy się oglądając to wszystko i deklarujemy że ostatnia scena była najlepsza. Nie wiem czy dobrze to interpretuje. ale wdać że Tarantino chciał zwrócić uwagę widza na ten dialog
szanuję, ale nie zgadzam się - mysle, że wiekszość zarzutów można odeprzeć tekstem Pana Raczka "to film autorski"; to tak jak ktoś zrobi rzeźbę, a ty powiesz "nie podoba mi się, bo powinna być taka", a artysta ci powie "no spoko, ale tak nie chciałem" :)
Dokładnie! Tarantino to autor! To tak jakby zarzucać Kubrickowi, że Odyseja skończyła się tak, a nie "w bardziej filmowy sposób". W ogóle co to jest za określenie "bardziej filmowy sposób"? :P
Moim zdaniem, sądząc po Twojej opinii umknął Ci najważniejszy aspekt tego filmu. To nie jest wspomnienie Hollywood, od początku ten film miał opowiadać o zabójstwie Sharon Tate, do którego w końcu rzeczy nie doszło. Tarantino pokazał odmienne spojrzenie na Hollywood, swoją rzeczywistość, nudną, codzienną i bez wyjątkowych wydarzeń. Filmem jako całością pokazał, w jaki sposób sami tworzymy te historie pt. "Pewnego razu w Hollywood...". Zagrał wszystkim na nosie, nakręcając publikę na film, w którym będzie pełno akcji, niesamowite kreacje aktorskie, super emocjonujący temat. Tu kluczem jest zrozumienie tego, że Tarantino już w fazie promocji filmu zaczął snuć swą opowieść, bo film jest totalnie inny niż każdy oczekiwał. Bo w ten sposób właśnie powstają mity na temat Hollywoodu, na podstawie plotek, szczątkowych informacji, a rzeczywistość, a rzeczywistość nie jest tak ciekawa w większości przypadków(o czym stanowi 99% czasu filmu). Czasem jednak jest ciekawsza niż pokazują to filmy i tu właśnie przykład zabójstwa Sharon, która w rzeczywistości była brutalnie zamordowana, wraz ze wszystkimi domownikami, a w filmie cukierkowo bohaterowie pokonali bandę Mansona i nic się w zasadzie nie stało. Ten film to jedno wielkie odczarowanie Hollywood i zwrócenie uwagi na pewien problem, że widz nie jest często świadomy i tworzy sobie swój film w głowie, stąd tyle świetnych recenzji choć film był fabularnie o niczym bo każdy ma mit Tarantino w głowie. Poza tym jeszcze to co napisał ktoś niżej, dialog o agresji w kinie i tym jaka jest zła, zestawiony z brutalnym finałem, spokojnego i ładnego filmu, pokazujący że choć agresja jest zła to jednak jej ogromnie pragniemy. Ten film to nie jest film fabularny, ten film to historia w kontekście rzeczywistości, to podstawa do dialogu i to mistrzostwo na jakie jeszcze żaden twórca się nie zdobył do tej pory. Film rozpatrywany jako całość od promocji aż po recenzje bo dopiero wtedy ma sens, a poprowadzenie fabuły było tu celowo zaniechane, żeby każdy się zastanowił dlaczego Tarantino w ogóle miałby coś takiego nakręcić. To jest jedna wielka plotka pt. "Pewnego razu w Hollywood..." i tak moim zdaniem trzeba na to patrzeć ale może nadinterpretuję XD
Każda ocena jest subiektywna. to raz. Dwa. Częśc osób w ogóle nie interpretuje filmu, czekając na "obraz na tacy". I to rozumiem. Jednakże, od takich reżyserów jak Tarantino, który niczego nie robi przypadkowo... No właśnie, jak tego nie interpretować. A to wpływa na ocenę. Moim zdaniem to nie był najlepszy film w jego reżyserii, za mało "Tarantino"...ale Twoja interpretacja rzuca światło na to co pominąłem. Dzięki.
Scena na farmie Mansona, to była część ekspozycji postaci Brada Pitta, jako dbającego o swoich przyjaciół, bezinteresownego i odważnego, podczas gdy potem Rick Dalton olał go, gdy przy jego pomocy osiągnął swój cel. Wydaje mi się, że gdzieś przed seansem zakodowałes sobie, że to będzie tylko laurka i na tym się skupiłeś, a sporo ważnych rzeczy Ci umknęło ;)
Tja, wychodząc z kina, słyszałem wśród widowni wyłącznie "genialne", "Tarantino to wizjoner" "najlepszy film od lat", podczas gdy ja wyszedłem z niedosytem. Niedosytem dotyczącym tego, że dostaliśmy świetnie przedstawiony świat, dobrze nakreślone postaci, w którym NIC z NIKIM się nie dzieje. Brak głównej osi fabuły, brak ciągu zdarzeń oraz następstw działań. Do filmu raczej nie wrócę, bo po co?
Mój Boże - po stokroć to! Mam wrażenie, że w większości ludzie z napompowanym, filmowym ego się ekscytują tym filmem. Na każdym kroku można przeczytać "TO NIE FILM DLA NIEDZIELNEGO KINOMANA" "NIE KAŻDY TEN FILM ZROZUMIE" "TEN FILM TO PUSZCZONE OCZKO DLA KUMATYCH" Eh...ludzie tak się cieszą, że rozpoznali kilkanaście scen z popularnych filmów/reklam i dopatrzyli się nawiązań. To + dobra gra aktorska = dla nich film wybitny. Fabuła? E tam! TO HOŁD DLA PEWNEJ ERY W HOLLYWOOD. Tak jakby nie można było wpleść w to dobrą fabułę (a nawet wypadało). Żałosne, ale i smutne.
Moim zdaniem Tarantino pokazał zarówno te dobre jak i złe strony Hollywood. Film miał być i jest listem miłosnym do złotej ery i albo się to czuje, albo nie. Dla mnie genialny. Czekam na wersję 4-godzinną :D
Potwierdzam! Sekwencja na ranczu i dialog między Cliffem a Brucem Lee, złoto! Do tego jeszcze cudowne zakończenie (nie chodzi mi nawet rozlew krwi, a pojednanie).
Jezuu ale czekałem na Twoje spojrzenie na ten film ✊ edit: tego się nie spodziewałem, dla mnie film genialny, byłem dwa razy, czekam teraz, aż wydadzą wersje na netflix 😅 kocham tamte lata jeśli chodzi o kulturę, muzykę i kinematografie, poszedłem spodziewając się właśnie tego i chyba pierwszy raz w życiu dostałem dokładnie to, czego chciałem 😀 laurka dla tamtych lat to dobre określenie, film nie dla wszystkich, znając chociażby historie Steve’a McQueen’a film można przyswoić zupełnie inaczej ✊
A mi się bardzo podobał. Ba, byłam zauroczona przez cały seans, a końcówka była bardzo satysfakcjonująca. Uwielbiam lata 60e. Fascynuję się kinem, tamtą popkulturą, całym tamtym czasem, więc mi ten "a day in the life" oglądało się niezwykle przyjemnie. Widać było kunszt, doskonałą scenografię, muzykę, jak zwykle zresztą u T., kostiumy... Mistrzostwo. Film przepiękny wizualnie. Ani sekundy mi się nie dłużył. A potem to już prawdziwe pyszności! Moja subiektywna ocena? 10/10. Ale jak piszę, wielki wpływ miało to, że rozkoszowałam się samą już tematyką. Zdecydowanie lepszy niż chociażby Roma, która mnie niemiłosiernie wynudziła.
Już myślałem, że jestem sam. Wszyscy, absolutnie wszyscy są zachwyceni tym filmem a mnie ten film po prostu wynudził ... I to mnie boli. Film Tarantino mnie wynudził. Nie sądziłem, że dożyje tego dnia
Jak dla mnie kluczowa w filmie jest scena karmienia psa, po długim przejeździe Brada przez LA . Kaskader wrzuca jedzenie do miski i widzi, że pies jest zdziwiony i nieprzekonany bo dostał coś nowego. Na koniec dorzuca starą karmę żeby pies nie marudził. Ta scena najlepiej oddaje czym jest nowy film Tarantino :)
no fajnie, tylko, ze ta scena nie przebiegala tak jak to opisujesz, chyba masz demencje starcza. Brad otworzyl szafke, w ktorej bylo z 20 puszek tej samej karmy (w sensie tej samej firmy) w roznych smakach. Pies zawsze jadl 2 puszki, bo byl duzy. Najpierw wrzucil do miski jedna puszke, pies zaskamlal cicho, bo nie mogl sie juz doczekac zarcia, a Brad go trenowal, zeby tylko na sygnal cmokniecia pies przychodzil jesc (i jak pozniej sie okazalo - rowniez atakowal wrogow) - dlatego dostal upomnienie, zeby siedzial cicho i czekal. Na koniec dorzucil druga puszke, wzial swoj mac n cheese, usiadl przez TV i dopiero cmoknal, zeby pies poslusznie mogl zjesc. Wiec ty razem z 9 ułomami, ktorzy ci dali lapke w gore - won do kozy za bledna interpretacje prostej scenki.
@@duzypokoj1151 ok, trochę mogłem zamieszać bo film widziałem zaraz po premierze ale i tak mi się wydaje, że ta scena oddaje relacje Tarantino- widzowie. Takich zabaw w oczekiwania w tym filmie jest zresztą całkiem sporo.
Ta scena była symboliczna, bo psia karma przypominała kupę (sam sposób jej podania), podczas gdy Pitt jadł mac'n'cheese z pudełka, który jest odpowiednikiem takiego psiego żarła. I tak się zastanawiam, czy to czekanie na komendę to tylko przypadek, czy nawiązanie do relacji Pitt-DiCaprio, w której ten pierwszy jest uzależniony od drugiego.
@@TheKhonrad Też dobra interpretacja. Pitt jest w tym filmie takim archetypem męskiego bohatera z dawnych filmów, który wylądował na śmietniki historii. Komendy się skończyły i takich postaci już w amerykańskim kinie za bardzo obecnie nie ma.
Czy ja wiem czy antena była po nic, dzięki niej dowiedzieliśmy się dlaczego Cliff został wyrzucony z planu, do czego między innymi zatrudniał go Rick i też pokazywała jak wyglądała codzienność takiego gościa który gdzieś tam ocierał się o to hollywood czasem zrobił to, czasem tamto.
kumpel jak mnie się pytał, jak mnie się podobał ten film, odpowiedziałem tak sobie, że lepiej wypadł nowy film Jarmusch, to był zdziwiony, ale widać nie jestem jedyny :)
Mi się bardzo podobał film ;) Genialna muzyka, gra aktorska Brada i Leosia to Arcydzieło. Topka Tarantino to nie jest i niedorasta IMO do Django, Bękartow czy Pulp Fiction :/ Ale moim zdanie to mocna ósemka a może i 9/10 Pozdrawiam i czekam na kolejne filmy na kanale :)
Wreszcie recenzja, która oddaje moje wrażenia po tym filmie. Już się zastanawiałem czy coś jest ze mną nie tak słuchając tych wychwalających ten film pod niebiosa podczas gdy ja po wyjściu z kina miałem w głowie tylko "najsłabszy film Tarantino".
Gdyby nie wątek Sharon, koniec filmu nie wybrzmiałby tak dobrze, ale muszę przyznać, że Tarantino widocznie miał problem jak jej postać upchnąć w scenariusz
Jak dla mnie głównym celem sceny z naprawianiem anteny było pokazanie w momencie wejścia Pitta do kantorka DiCaprio, że ten nadal trzyma tam miotacz płomieni
Co do dialogów to dla mnie mistrzowski był dialog z Alem Pacino który w pierwszej kolejności pokazuje Ala jako fana DiCaprio a kończy się lekcją dla niego. Bardzo ta gra na emocjach przypominała mi właśnie dialog z Bękartow.
Bardzo się wynudziłam na tym filmie, a nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Pięknie mi wszystko rozjaśniłeś i z większością się zgadzam. Chociaż mnie nawet ta cukierkowa estetyka nie przekonała. Z czasem stała się dla mnie mdła i męcząca.
Za pierwszym razem, w kinie. Byłem delikatnie rozczarowany. Dopiero po drugim obejrzeniu i mocniejszym skupeniu się na filmie, mogłem się w niego wczuć. Bardzo mi się podobał. Mam wrażenie, że Tarantino chciał podświadomie rozczarowywać widza smaczkami i nawiązaniami. Każdy chciał zobaczyć bruce'a Lee - Bruce dostał w cząber. Każdy chciał zobaczyć losy Polańskiego w starciu z Mansonem, a tu psztyk - niespodzianka.
Obejrzałem wczoraj. Mało znam się na reżyserii ale tutaj czuc było tego Tarantino,super napięcie, fenomenalna gra aktorska Brada pitta i ogólnie postać Cliffa Leonardo grający daltona który gra inne postacie też wybitnie to robi, na scenie z hipisami śmiałem się jak głupi, a finalna krwawa scena walki była tak niespodziewana i wręcz przesadzono brutalna a jednocześnie świetnie ukazywała relacje bohaterów ze wow. Dla mnie to jeden z lepszych filmów jakie widziałem
W dużej części się zgadzam, czułam się strasznie rozdarta po wyjściu z kina. Z jednej strony dużo oczekiwałam, wizualnie i aktorsko się nie zawiodłam, tak jak mówiłeś. Ale z drugiej, przez cały film czekałam aż zacznie się coś dziać, był chyba, że zaczęłam ziewać. Jak pojawiły się napisy końcowe to było takie - ale jak to, to już? A gdzie jakiś finał?! Do samego końca miałam nadzieję, że te wszystkie luźne wątki jakoś spektakularnie się ze sobą połączą i wypłynie z tego coś ciekawego. A tak jest lekkie rozczarowanie i tak naprawdę nie wiem co o tym filmie myśleć. Dzięki za Twoją opinię ;)
Jako fan filmów Tarantino, po seansie przyszła mi do głowy szalona konkluzja, czy aby na efekt końcowy filmu, nie wpłynęła kradzież scenariusza. Tak impulsywny i mocno stąpający po ziemi człowiek, wielbiący element zemsty w swoich działach, może delikatnie zagrał wszystkim na nosie :)
Mówisz, że nic się nie dzieje, ale jest tutaj historia, która opowiada o kryzysie zawodowym Daltona i próbie dostosowania się do nowej rzeczywistości, co finalnie mu się udaje.
Byłem na tym filmie Wyszedłem z kina zadowolony, ale dzięki jatce pod koniec filmu :D Jednakże, film nie zrobił dla mnie wrażenia. Jakby to powiedzieć... Zauważyłem w nim tzw "Tarantinowskie elementy" Ale nie sądzę, by jakiś fragment z tego filmu zyskał miano "Kultowego", takiego, który będzie wspominany lata po premierze
Jak nie buduje napięcia... Każda scena gdzie pojawiają się świry Mansona, gdzie pojawia się on sam... Charlie by cię polubił itd. czasami te sceny są wręcz ociekające niepokojem. Sharon Tate w kinie - gdzie wydaje się że jest obserwowana. Znakomicie budowlane napięcie w oparciu o to że widz wie jak to się skończy i czuje dyskomfort... A na końcu kino triumfuje nad rzeczywistością i wszystko się dobrze kończy. Kiedy przyjaciel Polańskiego rozmawia przez bramę z Rickiem to trochę jak oglądać ducha. Dla mnie doskonały film. Niczego bym nie ruszał
Ten film to nie laurka Hollywood, tylko jej przeciwieństwo. Podupadający aktor wysługujący się kaskaderem, mieszkającym w przyczepie, dzięki jego cierpieniu dostępujacy Wniebowzięcia z Sharon Tate, Bruce Lee, który jest pokazany jako pozer, wykreowany na potrzeby złotego ekranu, kaskader, który zabił swoją żonę, ale dalej ma pracę. Można by wymieniać i wymieniać :)
Mojej przyjaciółce się mega podobał ten film, więc postanowiłam go obejrzeć. (Twierdziła że lepszy od Pulp Fiction) Jednak nie zrozumiałam jej fascynacji. Ja również uważam, że czegoś brakuje w tym filmie i w pełni się z tobą zgadzam. Żałuję, że historia o Mansonie nie była bardziej rozwinięta i że go nie poznaliśmy (choć może właśnie o to chodziło - by była to lekka tajemnica). Musze niestety stwierdzić, że w pewnych momentach nawet był troszkę nudny.
Brak budowania napięcia? Każdy znający prawdziwą historię czeka na finał ciekaw tego jak to się rozegra z Tate tylko po to aby dostać coś zupełnie innego i niezmiernie satysfakcjonującego. Ponadto, scena gdy Cliff chce spotkać się z Georgem na farmie hipisów również potrafi wbić w fotel kiedy zdaje się, że zaraz coś pójdzie nie tak. Napięcia na pewno nie brak, ale szanuję twój punkt widzenia. No i jak zwykle bardzo profesjonalne podejście do omówienia. Pozdrawiam.
Czepiać sie QT że nie ma normalnie przedstawionej historii to tak jakby nie oglądać Pulp Fiction XD Głównym rdzeniem opowieści było alternatywne wydarzenie związane z hipisami i żoną Polańskiego. Co by było gdyby ześwirowani hipisi pomylili domy. Oczywiście, wcześniej długie przedstawienie wykreowanych przez QT bohaterów, którzy wzięli udział w tej historycznej masakrze.
Ja miałam odwrotnie, zaszokował mnie pozytywny odbiór widowni w kinie w mojej mieścinie :) Ja poszłam bez żadnych oczekiwań, i jak zwykle nie zawiodłam się. Bardzo lubię Leonardo i Tarantino :)
Mam bardzo podobne odczucia. Osobiście jedynym wątkiem, który mnie w tym filmie pochłonął był wątek postaci B. Pitta. Wszystkie najciekawsze motywy były skupione na jego wątku. Swoją droga dla mnie on tworzy jedyną (prosta) historię. W sensie, ze jest ona na wskroś kowbojska, rodem z prerii, prostego chłopa, twardego jak rzemień. Sceny dłużyzn kojarzą mi się z Pewnego razu na dzikim zachodzie, gdzie jedynym miernikiem czasu i tempa była kolej. Nawet ta na dachu nabiera tutaj sensu. Sceny tym bardziej się przez to bronią, a nawet wkomponowują, no i na różne wiąże się to z tematem westernów w tym filmie. Jest trochę jak postać płk. Landa w Bękartach, ale przez rozbicie po całym filmie niestety traci na czytelności. Sęk w tym, że to jest postać drugoplanowa i błyszczy on przy braku wyrazu pozostałych wątków. Najbardziej męczący dla mnie był chyba wątek Sharon Tate i Polańskiego, szczególnie jej wizyty w kinie.
To jest dobry/b.dobry film, nie zgadzam się z Tobą, że to jego najgorszy film, ale zgadzam się z większością twoich argumentów i szanuję twoją recenzję zwłaszcza za to, ze jest odtrutką po tych wszystkich, moim zdaniem, troche przesadzonych zachwytach w innych recenzjach.
Zgadzam się z recenzją Marcina. Paradoks tego filmu polega na tym iż jest w nim wspaniałe aktorstwo, wspaniała realizacja, wspaniala muzyka, a mimo to ten film to klapa.
Nie znam się na ocenie kunsztu dialogowego,dlatego nie ocenię sceny pod tym względem, ale to co muszę przyznać to prolog w "Bękartach wojny" JEST najlepszą sceną w historii kina. Budowanie napięcia,ujęcia, choreografia,gra aktorska. Po prostu majstersztyk !
Nie widziałem tego filmu jeszcze, ale chciałem poruszyć ostatnią scenę w filmie Sicario 2 soldado, która rewelacyjnie została zagrana przez del Toro, zwłaszcza jak mówi "so you wanna be sicario" i odwraca twarz w swoje lewo, pokazując młodemu gdzie trafił, rewelacyjna scena pełna napięcia, a zarazem pokazania co nas czeka w przyszłej części. Trochę jak w John Wick 3 gdzie Kijanka zapytana czy jest wkurzony odpowiada krótkie, ale jakże wymowne "YES"
Ja dostrzegłem nawiązanie do Bękartów Diabła Rob'a Zombie. W scenie gdzie długowłosy hipis podczas napadu mierzy z broni do Cliffa mówi : "I'm the devil and i'm here to do the devil's business" podobnie jak Otis.
Powiem że rozumiem Twoje zdanie na temat tego filmu i podejrzewam że miałbym podobne zdanie gdybym poszedł na ten film z myślą taką że to jest rzeczywiście film fabularny, jednak spodziewałem się tego że będzie to taki film o wszystkim i o niczym, taka laurka bez konkretnej historii i może tu leży ta cała różnica. Ja się dobrze bawiłem, pomimo tego że dialogi rzeczywiście były trochę drewniane to jednak wydaje mi się że to był celowy zabieg do którego dosyć łatwo się przyzwyczaiłem.
W końcu ktoś to powiedział na głos. W pełni popieram, najsłabszy film Tarantino. Dialogi poniżej swojej średniej, Tarantino zrobił film głównie dla siebie, zapomniał że film będą oglądały miliony.... Szkoda że wszyscy widzą Tarantino, Pit i Di Caprio i od razu wielbią ten film. W tym momencie nawet JAckie Brown> Pewnego razu... Końcówka i scena z rancza to najlepsze co jest w tym filmie, ale nie mam zamiaru oglądać 2,5 h filmu dla paru scen. Wolę jednak wrócić do Wściekłych Psów, Pulp Fiction czy Django.
Jeżeli ktoś interesował sie zabójstwem żony Polańskiego to ten film potrafił trzymać w napięciu, filmie było dużo,,smaczków " odnośnie morderstwa od czego to się zaczęło itp. Film budował napięcie a na koncie gdy siebie okazałości że reżyser ma inny pomysł na zakończenie niż prawdziwa historia to było na prawdę mocne zdziwienie.
Nie zgodzę się, że w tym filmie nie ma emocji, właśnie przykładowo scena w której Brad Pitt jedzie na ranczo hipisow i idzie do chaty swojego starego przyjaciela-genialne budowanie napięcia. Tak samo dużo emocji towarzyszyło mi gdy obserwowałam poczynania Leonarda DiCaprio w roli aktora, który próbuje dać z siebie wszystko i wrócić do formy na planie. Przed filmem postanowiłam kompletnie nie zwracać uwagi na zwiastuny i nie czytać, o czym tak naprawdę jest ten film. Jedyne co wiedziałam to to, że w jakiś sposób nawiązuje on do wydarzeń dotyczących Romana Polańskiego i Sharon Tate. Ale właśnie fajne jest to, że cały film czekałam na jakiś punkt kulminacyjny zwiazany z tymi postaciami, a tu proszę, kompletna niespodzianka i akcja poprowadzona w inną stronę. Ogólnie mogłabym jeszcze wiele napisać o tym filmie, ale w skrócie powiem, że film bardzo mi się podobał, bawiłam się na nim świetnie w kinie i chyba nawet lepiej go odbieram niż np. Pulp Fiction. Ale to kwestia gustu i rozumiem, że nie wszyscy będą mieć takie samo zdanie🙂
Jak nie znasz niemieckiego i czytasz książkę po niemiecku, to też wydaje ci się nudna i bez treści. Co nie zmienia faktu, że w książce jest mnóstwo informacji. Wszystko jest kwestia zrozumienia.
@@adammowak6910 widz posiadający wiedzę jest przygotowany na co co się stanie na ekranie, sądzi, że wie się jak się skończy film, a końcówka jest całkowicie inna. Fabułą jest tutaj, śmierć żony najlepszego kumpla, która została zamardowana w raz z przyjaciółmi dwa tyg przed terminem porodu. Film w którym trzeba coś wiedzieć przed obejrzeniem i zrozumieć. Raz skalę morderstw a dwa to co Tarantino zrobił na ekranie.
@@DrKnow186 "widz posiadający wiedzę jest przygotowany na co co się stanie na ekranie, sądzi, że się jak się skończy film, a końcówka jest całkowicie inna." możesz napisać jeszcze raz bo nie rozumiem
@@adammowak6910 zjadłem słowo w wypowiedzi. Jakbyś miał zobaczyć film o katastrofie w Smoleńsku, a na ekranie samolot przed brzozą robi beczkę i spokojnie lądują.
Scena z montowaniem anteny dla mnie nie była bezcelowa, bo zawierała w sobie "podscenę" ze wspomnieniem postaci Brada Pitta, pokazującą jaki jest narwany do bójki i rzucania ludźmi dookoła ;P
Akurat też umieszczam ten film nisko na liście Tarantino, ale to jak wybieranie spośród pereł. Mam do gościa ogromny szacunek, za to że zrobił właśnie coś czego się po nim nie do końca spodziewano. Film bardziej o Hollywood, a nie z tłem Hollywoodu.
W mojej opinii mamy tu opowieść o 2 kumplach których przyjaźń zostaje wielokrotnie wystawiana na próby w dość dziwaczny sposób. Z jednej strony są przyjaciółmi z drugiej Rick ma tylko kaskadera (jakby wierzył ze gdy przestanie oferować mu prace to ich drogi się rozejdą jak pstryknięcie palca). Przyjazn ta jest wystawiana na próby a to przez wypalenie się Ricka, nadchodzące wizje braku nowych ról czy tez fakt posiadania żony. Opowieść o wzlotach i upadkach tej relacji. W tle a jednak jako główny bohater Hollywood. Ciekawa tez jest koncepcja stworzenia alternatywnej rzeczywistości, czyli co gdyby Rick i jego kaskader żyli i uratowali Sharon przed Mansonem.
Nareszcie głos, z którym mogę się utożsamić w stu procentach! Zgadzam się z każdym plusem jak i minusem dotyczącym tego filmu. Nic dodać nic ująć. Jestem strasznie zawiedziony, dla mnie (jako fana Quentina) było za mało Tarantino w Tarantino. I wiem że mogę sobie biadolić a chłop po prostu zrobił co mu się podobało...nie mniej uważam że potencjał mega zmarnowany :(
Myślę, że teraz czas, aby Tarantino zrobił film we współczesnym świecie. Wiecie, takie współczesne Pulp Fiction ( nie chodzi mi o remake, ale zupełnie nową opowieść). Pozdrawiam.
Świetna subiektywna opinia. Dzięki temu materiałowi będę chciał obejrzeć ten film i zobaczyć czy rzeczywiście z punktu widzenia przeciętnego widza idzie zauważyć te wszystkie rzeczy na które ty zwracasz uwagę. Szanuję, że nie idziesz za nurtem krytyków filmowych, którzy zwracają uwagę tylko na zalety a nie zauważają wad. Za to masz ode mnie duży PROPS :D
Kiedyś też uważałam, że jest mistrzem dialogów, póki przez przypadek nie trafiłam na pewien western i pojęłam, że wszystkie te dialogi to bazowanie w bardzo dużym stopniu na tych dialogach z już stworzonych filmów.
A mi sie film podobal i to bardzooo 😄 Pierwszy raz pokazali mi go znajomi i juz po pierwszych minutach kompletnie mnie nie wciagnal. Kolejnym razem natrafilam na niego nocą w tv i wkrecił mnie tak, ze aż.. wkrecil. Przy sławetnej przedostatniej scenie myślalam, że ze śmiechu pobudze sasiadow 🙆♀️ Mi odpowiadał wlaśnie promienisty chill lat 60tych, ten kilmat, muza, sceneria itp. Brad i Leonardo zagrali kapitalnie, inni aktorzy zreszta też swietnie. To wogole film o zajebistej przyjazni dwóch facetow, ich życiu i radzeniu w światku aktorskim obok znanych i uznanych "gwiazd", ale nie tylko. Nie lubię filmów z rozlewem krwi czy przemocą (tylko w slusznej sprawie lub obronie wlasnej 😉), ale na tą prawie końcową scene w filmie czekam zawsze z utęsknieniem.. 😁To jak Cliff rozprawia sie nawiedzonymi hipisami to perełka scen filmowych. Tak powinien umiec zrobic kazdy (i byc przeszkolony) w zetknieciu z agresywną chorą psychopatologią 😊 Tarantino wiec daje tu upust swej zlosci i pogardy dla rodziny Mansona oraz pokazuje jak naprawde powinnny potoczyc sie wydarzenia tamtejszego feralnego wieczoru. I najsmutniejsze jest to, ze jednak w rzeczywistosci tak nie bylo. I w nawiazaniu do tego, tytul filmu moglby brzmiec "Pewnego razu w Hollywood, czyli "rodzinna" przeprawa z Cliffem.." lub " Pewnego razu w Hollywood, gdy na drodze staje Cliff"....... 😊.
Jak to scena z anteną nic nie wnosi? Tak oglądałeś że przegapiłes że wtedy po raz pierwszy widać że bohater ma miotacz ognia w szopie. Zapowiedź że coś się z nim być może wydarzy. Zobaczyłem to od razu. Potem bohater o tym wspomina. A film o niczym, w ten sam sposób o nim mówiłem.
Co do odczucia, że brakowało tam fabuły - sam przyznajesz, że to "laurka dla Hollywood" i wydaje mi się, że dokładnie o to chodziło. Tarantino zrobił po prostu film-formę, a nie kolejne dzieło z bogatą formą i treścią. Gdyby umieścił tu jakieś wątki trzymające w napięciu, zmusiłby widza do skierowania uwagi na akcję, a jemu chodziło o skierowanie jego skupienia na czystą formę i jej przerost nad treścią. To ryzykowne zagranie, ale któż by się mógł ośmielić bardziej niż ten reżyser ;)
Warto tu przytoczyć (starą już) wypowiedź pana Zygmunta Kałużyńskiego: "Żaden film o Hollywood, zrobiony w Hollywood nie przyniesie prawdy [...] może być ciekawy z innych powodów, bo interesuje nas CO mówi i JAK mówi. ". Wydaje mi się, że w tym filmie naprawdę nie miało chodzić o historię, fabułę. U Tarantino liczy się rozrywka i przede wszystkim wyśmianie pewnego rodzaju konwencji. On ośmiesza w tym filmie prawie wszystko o czym mówi. Trochę wyśmiewa Polańskiego (który przez cały film prawie nic nie mówi, chociaż jest uznawany za geniusza, więc powinien być ciekawą postacią), Sharon Tate (która jest po prostu dzieciaczkiem, trochę taką słodką idiotką), Bruca Lee (który okazuje się tu po prostu wykreowaną przez Hollywood postacią) oraz westerny, hipisów i masę innych rzeczy. Tak jest w każdym jego filmie. Tym razem troszkę wyśmiewa Hollywood tamtych lat (pomimo tego, że je uwielbia, wiadomo) i to w bardzo niekonwencjonalny sposób. Rzeczywiście brakuje tu tego żywego dialogu i ciągłości fabularnej, ale za to nadal jest mięso, nadal jest prosta rozrywka, a to większość ludzi kocha u Tarantino, dlatego ma takie recenzje. Wiadomo ilu ludzi- tyle zdań, ten film to na pewno nie jest "Pulp fiction" czy "Wściekłe psy", ale jak dla mnie to jest nadal stary, dobry Tarantino tylko w trochę innym wydaniu. Może chciał po prostu spróbować czegoś innego? Miejmy nadzieję, że zauważy własne błędy i ten brak dialogów (według mnie jedyny mankament) i 10- ty film będzie "doskonałym" Tarantino. Kto wie...
Film mi się bardzo podobał :) mega klimat lat 60. 70. - te 2,5 godziny minęły bardzo szybko, było nawiązanie do Bękartów Wojny - fajne zakończenie, ;) liczyłem co prawda na większą rolę Margot Robbie no ale cóż 🤷♂️
bardzo dobra recenzja. nie do konca sie zgadzam ze wszystkim oczywiscie, jednak to Twoj punkt widzenia. tak scena na rancho byla swietna jednak caly film posiada pewna opowiesc o przyjazni, dazeniu do kariery... no i kulminacyjna scena byla rewelacyjna. czekamy na kolejny jego film. pozdrawiam
Świetnie zrobiony, historia trochę nijaka, długo się rozwijająca ale sama końcówka to jest po prostu majstersztyk. Genialnie zrobione, komiczne, dużo akcji. Mi się bardzo podobał, jednak nie jest to najlepszy film od Tarantino
Pełna zgoda. Kocham Tarantino, kazdy film obejrzany z każdej strony, jego dialogów słucham z wypiekami na twarzy, a tutaj wynudziłem się niemiłosiernie... Bezcelowy seans. Wyszedłem z kina pewny, że film zostanie zjechany z góry na dół, a tu zonk. No, film nie dla mnie.
polski tytuł filmu powinien brzmieć: Kurła kiedyś to było
"@" Janusz ;)
Wtedy zakończenie nie miałoby sensu. Tytuł odnośni się do baśni i naszych marzeń a nie czasu. Takie "co by było gdyby"
@@arturgarncarz3631 A "kiedyś to było" to co niby jest? Odniesienie do realiów? Proszę Cię…
nikt juz tak nie mówi
@@arturgarncarz3631 to może " kurła ale by było gdyby tak było"
Czy najgorszy? Zdecydowanie nie. Czy najlepszy? Zdecydowanie nie. Ale ja uważam, że to tak subiektywna kwestia, że można sobie kręcić dziurę w brzuchu i nie znajdziemy odpowiedzi. Dla mnie to był list miłosny do Hollywood okresu jego dorastania i ukłon w stronę fanów kina. I bardzo mi się to podobało. :-)
Jaki sens ma twój komentarz? Powiedziałeś to samo co marcin w filmie, nic nie wniosłeś. "Dla mnie to był list miłosny do Hollywood okresu jego dorastania" - żywcem wyjęte z każdej recenzji tego filmu XD. I co to znaczy "ukłon w stronę fanów kina"? Przecież jakby to miał być ukłon, to powinni się ci widzowie dobrze bawić, powinni być zaspokojeni, a w sporej części tak nie było, było nawet odwrotnie. Nie jesteś zbyt światłym człowiekiem.
"W sporej części tak nie było", no więc mniejszość bawiła się dobrze, a ja należałem do tej mniejszości, bawiąc się dobrze na obu seansach, bo na filmie byłem dwukrotnie. Usłyszałem po obejrzeniu filmu frazę "it's a love letter to Hollywood of that time", a oglądając "Quentin Tarantino and the Poetry between the lines" (polecam, fajny fanowski dokument na TH-cam), tym bardziej zrozumiałem za co uwielbiam jego filmy, za bycie kulturą remiksu dzieł, które widział na przestrzeni swojego życia. Poziom detali i odniesień do innych filmów, zwłaszcza jego, w "Pewnego razu..." był przeuroczą frajdą. Bazowanie na Sergio Leone, ale i Corbuccim w kwestii spaghetti westernów, czy właśnie metafilmowe fragmenty w przypadku nazwisk reżyserów tego gatunku - Urocze pokazy perspektywy tego jak Sharon przeżywa doświadczenie tak błahe jak pójście do kina na własny film słysząc reakcję widowni, jak "75 centów" to skok od penny arcade w stronę kilkunastodolarowej rozrywki, niegdyś uważanej za "uciechą dla gawiedzi". Elementy produkcyjne choćby pilota, czy serialu, w którym Dalton grał swoje znamienite telewizyjne postaci był przecież w punkt jak cholera i nadawał wszystkiemu hektolitrów klimatu... To jest właśnie dla mnie "ukłon w stronę fanów kina" - jako medium. Wychowałem się na wypożyczalniach vhs i tarantinowskich filmach. Jest moim ulubionym reżyserem i określenie, które znalazłem po obejrzeniu filmu, tj "it's a love letter (...)" pasowało mi tu jak cholera.
Jeśli tobie to wystarczy by nazwać mnie "niezbyt światłym człowiekiem", trudno, ale jest to zwyczajnie nie na miejscu. :-)
O, cóż za spotkanie Konradzie! :)
Ukłon w stronę fanów kina? Film który się w ogóle nie broni, jedynie aktorstwo stoi na wysokim poziomie. Odniesienia/nawiązania są nieczytelne dla większości a dzieło powinno przedstawiać tak by każdy był w stanie zrozumieć, a smaczki powinny zostać smaczkami. Nie odwrotnie. MEH.
@@InFeSs Nie widziałam jeszcze filmu, więc nie odniosę się do niego, ale wyłącznie do twojego stwierdzenia, że jakiekolwiek zabiegi, fakty, nawiązania powinny być czytelne dla każdego. Otóż nie muszą o ile twórca nie stwierdzi inaczej. Kino jest rodzajem sztuki i ma prawo korzystać z wszelkich dobrodziejstw dzieła artystycznego, które to nie musi tłumaczyć się z użytych środków. Odbiorcy nie musi się to podobać, może się nie odnaleźć, ale błędem samym w sobie to nie jest.
Jak dla mnie rewelacyjny film. Może przez grę aktorów? A może właśnie przez scenariusz? Nie wiem, ale bardzo mi się podobał i chętnie pójdę na niego znów
Tak ten film był świetny, relacja Cliffa z Rickiem i to jak się uzupełniali było super
To jedyny film, który się rozkręcał przez 3h, nie rozkręcił się i był zajebisty 😄😂
Matt Matthews nie rozkręcił się ? A rozpierdol na koniec to yoga?
@@przemasxd8860 Jedna scena. Jedna scena, thats all. Gdzie filmy QT miały takich scen o wiele więcej.
bo to jest slow cinema w wykonaniu Tarantino
PrzemasXd 88 to jest tak jakby zbierało Ci się 3h na zajebiscie wielkie psikniecie i na końcu byś tylko odksząknął .. coś się wydarzyło ale nie to co byś się spodziewał xd
InFeSs najwidoczniej taki był zamiar to nie jest tak przypadkiem tak wyszło tylko QT miał taką wizję i wg niej to stworzył
Nie rozumiem dlaczego tak bardzo wychwalaleś film "Roma" w którym wiele scen nic do niego nie wnosi i nie ma nawiązania do fabuły która jest poprostu nudna. Natomiast w przypadku "Pewnego razu w Hollywood" jest masa scen które oglądając z początku nie mamy pojęcia jak wielki wpływ mają na rozwój fabuły i późniejsze losy bohaterów np te w której występuje pies Cliffa lub niby nie mająca znaczenia początkowa scena z miotaczem płomieni.
+1 :)
Dokładnie. Film składa się z fabuły, jednakże możemy ją dopiero "poczuć" w finałowych scenach. W wielkim skrócie: film jest opowieścią o dwóch wyrzutkach starego kina, którzy pragną wejść do nowo tworzącego się swiata Hollywood. Udaje im się dzięki popełnieniu zbrodni, zabiciu rodziny Mansona. W ostatniej scenie Sharon Tate wpuszcza ich nie tylko do swojego domu, ale także świata. Można się domyślać, że zapozna Ricka Daltona z Polańskim, ten zaoferuje mu rolę w filmie, dzięki czemu Cliff nie bd się musiał z nim rozstawać. Każda scena w filmie złożyła się na ten moment. Cliff i Rick dwaj przestarzali kolesie zostali bohaterami ratując Sharon Tate i jej przyjaciół przed śmiercią, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Jest to piękny film o przyjaźni jaka ich połączyła, a zobaczenie na końcu filmu szczęśliwej ciężarnej Sharon sprawiło że miałam lzy w oczach.
@@dgdansk7074 Dokładnie tak. Taka wersja historii Sharon Tate bardzo mi się spodobała.
Sceny w Romie i Pewnego razu rzeczywiscie mozna uznac za podobnie powolne i kladace nacisk na estetyke a nie sens, ale moim zdaniem nie mozna scenom w Romie zarzucic braku sensu. Samym montazem wewnatrzkadrowym te sceny pozwalaly na laczenie bardzo wielu elementow swiata przedstawionego i nadawaly im sens. Zestawialy kilka rzeczy w jednym kadrze jako spojną calosc i kazaly widzowi zastanowic sie nad tymi polaczeniami. Rozumiem twoj argument, mam podobne wrazenie, ale wydaje mi sie ze sceny w Romie jednak wiecej przekazywaly.
Nawiązując do sceny z anteną to Tarantino chciał przez tę scenę zagłębić nas w sytuację obydwojga bohaterów, w której Cliff nie mając zajęcia na planie nowego klipu Daltona zajmował się dosłownie wszystkim innym jak np. naprawianiem wspomnianej anteny, a przy okazji podczas tego fragmentu dostaliśmy niejednoznaczny urywek wspomnienia Cliff'a dotyczący jego żony.
Świetnie zrealizowany, ale cały czas czekałem aż zawiąże się jakaś fabuła. Domęczyłem się do końca i doceniłem pozytywy filmu, ale nie tego się spodziewałem.
genialnie to ująłeś, mam dokładnie takie samo odczucie. Cały czas czekałem, czekałem i się nie doczekałem, jednakże zdjęcia, gra aktorska, montaż, kostiumy i muzyka na najwyższym poziomie!
Tez sie z tym zgadzam
Scena w której Cliff podwozi nieletnią hipiskę to plaskacz dla Romana i jego niechlubnej przeszłości, gdy zapomniał, że myśleć należy głową, a nie główką.
oraz nawiązanie do ruchu #metoo (w tej kwestii Tarantino również tworzy własną, alternatywną rzeczywistość)
To trochę dalece idąca interpretacja, gdzie w filmie nic na to nie wskazuje.
@@agnieszkazielinska1649 Chyba za bardzo poleciałaś z tą interpretacją
nie powiedzialabym ze jest to cos co mozna zinterpretowac bo nie sluzy fabule filmu, to tylko taki prywatny zart rezysera, cos w stylu easter egga, a ta informacje znalazlam w jednym z zagranicznych artykulow na temat filmu - z kolei moj komentarz na temat tworzenia alternatywnej rzeczywistosci - tak jak tarantino zmienil znacznie pewne wydarzenia, tak tez zartobliwie pokazal scene w ktorej dziewczyna ma potwierdzic swoj wiek, co w Hollywood - do czasu - raczej nie mialo nigdy miejsca
@@agnieszkazielinska1649 No jest coś co można zinterpretować, bo to właśnie robisz. Żart? Gdzie w tym jest żart? Że nie by kobiet nie pytano o wiek w Hollywood? Bzdura
Mam wrażenie, że cała recenzja to rozczarowanie oczekiwaniami, a nie faktyczna ocena filmu.
Film jest beznadziejny, więc oczywiste, że zawiózł najwszelsze oczekiwania. Sam byś zrobił lepszy film swoim telefonem. Ja bym zrobił lepszy nawet telefonem analogowym, wiec nie karoluj.
@@eventid22 nieczęsto idzie przeczytać takie idiotyzmy jak Twój komentarz
@@l2ufu5 Idź się wypłakać mamie.
Typowe dla idiotów argumenty „idź się poplacz”
@@eventid22 „idź się popłacz”
Wreszcie ktoś oficjalnie nie pieje z zachwytu. Już myślałem, że coś ze mną nie tak.
Ja miałem podobnie xd Wszyscy znajomi: TAK TO JEST TO. TARANTINO ZROBIŁ SUPER FILM. O TO CHODZIŁO OOOOO WOWOWOWOWO.
A ja na spokojnie. Nuda i tyle. To nie jest typowy film Tarantino i kompletnie mi to nie podeszło. Spodobało mi się, że Marcin porównał do Dunkierki bo mi kompletnie Dunkierka nie podeszła. Podobnie miałem z poprzednim filmem Tarantino czyli Nienawistna ósemka.
Dla przykładu ostatni film Jima Jarmuscha - Truposze nie umierają :D no film totalnie mnie rozwalił xd To było po prosu to :D Nie lubię filmów o zoomie a ten reżyser dokładnie przełożył i wyśmiał ten gatunek :) Jak ktoś będzie mnie pytał czy lubię tematykę zoombie to będę mówił ironicznie, TAK TRUPOSZE NIE UMIERAJĄ TO SUPER FILM XD DOBRZE SIĘ NA NIM BAWIŁEM :D
Pozdrawiam
W końcu ktoś mnie przekonał że nie byłem sam w tej ocenie :D Dzięki !
Co do dłużyzn. Hollywood jest tutaj głównym bohaterem i fajnie jest móc z nim pójść na dłuższy spacer. Efekciarskie filmy nie dają możliwości "załapania klimatu" miejsca które się co chwilę zmienia.
Kocham Tarantino i mocno nieobiektywnie patrzę na jego twórczość, jednak z przykrością stwierdzam, że to jego pierwszy film, z którego nie zapamiętałam żadnego błyskotliwego dialogu 🙁
Podobały mi się pojedyncze sceny i wątki, ale film jako całość wyszedł dość nudno. Przez cały film czekałem aż wszystkie wątki się połączą i zakończenie będące ich sumą, ale nic z tego. Chętnie będę wracał do pojedynczych scen, ale do całego filmu raczej nigdy.
Sądzę też, że jeśli DiCaprio miał dostać za coś Oscara to powinien za ten film, a nie Zjawę. Byłem pod wrażeniem jego wcielenia się w rolę aktora, który traci pewność siebie. Jego gra aktorska miała kilka warstw. On, dobry aktor, musiał zagrać przeciętnego aktora, który nie radzi sobie z odegraniem swojej roli, ale później daje radę odegrać swoją najlepszą scenę w życiu. Mimo tylu warstw moim zdaniem zrobił to bardzo przekonywająco. Myślę, że ciężko jest zagrać kiepskiego aktora dobrze. Ja byłem bardzo szczęśliwy za Doltona kiedy w końcu mu się udało, a jeśli fikcyjna postać wzbudza we mnie takie emocje to aktor musiał zrobić coś dobrze.
Ale najbardziej podobał mi się mały detal w formie lekkiego jąkania się, które utrzymywał przez cały film, chyba, że jego bohater wchodził w jakąś rolę. Bardzo dodało mu to charakterystyki.
@@adamprzylecki6476 lol
@@adamprzylecki6476 oscary są co roku
Jego jąkanie było efektem delirki, co też świetnie zagrał
Wreszcie recenzja z którą się zgadzam. Najlbardziej zastanawia mnie do teraz postać Sharon Tate, do teraz nie wiem czy to miał być swojego rodzaju hołd dla tej postaci, czy ukazanie jej tragizmu ( co swoją drogą i tak nie ma sensu, bo przecież Tarantino zmienił historie), o ile postacie Pitta, i DiCaprio przechodzą JAKĄS droge, mają historie która w jakiś sposób na końću się zawiązuje, to Margot Robie jest tam TOTALNIE zbędna, rozumiem ze to kolejna ekspozycja (jak w sumie wszytsko w tym filmie), ale no bez przesady, jej droga w filmie: Kobieta Polańskiego, poszła do kina na film w którym grała i była w ciązy... to wszytsko, mówie- postacie męski mają jakiś sens, coś wnoszą poza ekspozycją, Margot nic nie wnosi, zero. No i zakończenie, wiem że Quentin przyzwycział nas że zmienia specjalnie te wydarzenia, lub robi tak, aby były one satysfakcjonujące... ale tu tego w ogóle nie czułem, spotkałem się z opiniami że znowu "po mistrzowsku to Tarantino rozegrał na końcu"... ale no to było najprostrze w świecie zabicie napastników- nic genialnego, w Bękartach wojny, czy w Django cała fabuła budowana jest w ten sposób, że zakończenie jest tak bardzo satysfakcjonujące, spójne i nie wygląda jak wyciągniete z nikąd. Tutaj tak po prostu sobie zmienił historie i jeszcze wielkie zachwyty nad tym. Gdyby Tarantino nagrywał film o Smoleńsku to tam Tupolew miałby niezniczalne skrzydła i zniszczyłby wszystkie brzozy- humorystycznie oczywiscie, bez urazy. Dla mnie to w ogóle nie trafiło. A inna sprawa jest taka że byłem tam z dziewczyną która nie zna historii Charlesa Mansona i tej maskry, dla niej postać Tate i całe to zakończenie było już całkowicie bezsensowne, no nie dziwie sie. Rozumiem że idac na ten film trzeba być troche w temacie, ale według mnie opieranie postaci i finału filmu na histori której ten film w żadne sposób nie przybliża jest nie w porządku
czasami jak oglądam twoje filmy to się zastanawiam, dlaczego ja to oglądam, ani nie interesuje się filmem ani Hollywood, ale ty tak ciekawie o tym opowiadasz że aż żal wyłączać
Potrzebowałem tego materiału i porównań do innych filmów Quentina, żeby zrozumieć co jest z nim nie tak. No bo ładny, świetne detale, świetni aktorzy, satysfakcjonująca końcówka, ale jednak z kina wyszedłem zmieszany. Dzięki! :D
Cześć. Mówisz, że film się ciągnie i sceny często nie pchają historii do przodu... Przypominam Twoją recenzję Romy :) Podkreślam, że oba filmy bardzo mi się podobały.
1. Film jest do bani (tego nic nie zmieni)
2. Postać Brada Pitta była fajnie (wizualnie) wykreowana ( taki przerysowany cowboy )
3. DIALOG KTÓRY WYJAŚNIA FILM - nie potrafię tego dobrze przeanalizować, ale przed ostatnią sceną jest dialog wypowiedziany przez dziewczynę z bandy Mansona . Mówi ona o gwiazdach hollywood jako o świniach które karmiły ją pokazywaniem śmierci w młodości i w monecie tego dialogu nachodzi nas refleksja - że to prawda i przyznajemy dziewczynie racje. Zaraz potem następuje kulminacyjna scena pełna krwi i śmierci i cieszymy się jak dzieci oglądając to wszystko, w rezultacie zdajemy sobie sprawę jakimi hipokrytami jesteśmy chcemy aby filmy były mniej brutalne ( czyli taki jaki był film przez 99% czasu ) ale kiedy następuje krwawy brutalny moment (czyli ostatnia scena ) film przestaje być nudny i cieszymy się oglądając to wszystko i deklarujemy że ostatnia scena była najlepsza.
Nie wiem czy dobrze to interpretuje. ale wdać że Tarantino chciał zwrócić uwagę widza na ten dialog
Mi film bardzo się podobał. Uważam że jest dobry. Może po prostu nie przypadł ci do gustu.
szanuję, ale nie zgadzam się - mysle, że wiekszość zarzutów można odeprzeć tekstem Pana Raczka "to film autorski"; to tak jak ktoś zrobi rzeźbę, a ty powiesz "nie podoba mi się, bo powinna być taka", a artysta ci powie "no spoko, ale tak nie chciałem" :)
Dokładnie! Tarantino to autor! To tak jakby zarzucać Kubrickowi, że Odyseja skończyła się tak, a nie "w bardziej filmowy sposób". W ogóle co to jest za określenie "bardziej filmowy sposób"? :P
W bardziej filmowy sposób - bardziej oklepane i schematyczne. Przeorane w wielu filmach.
Moim zdaniem, sądząc po Twojej opinii umknął Ci najważniejszy aspekt tego filmu. To nie jest wspomnienie Hollywood, od początku ten film miał opowiadać o zabójstwie Sharon Tate, do którego w końcu rzeczy nie doszło. Tarantino pokazał odmienne spojrzenie na Hollywood, swoją rzeczywistość, nudną, codzienną i bez wyjątkowych wydarzeń. Filmem jako całością pokazał, w jaki sposób sami tworzymy te historie pt. "Pewnego razu w Hollywood...". Zagrał wszystkim na nosie, nakręcając publikę na film, w którym będzie pełno akcji, niesamowite kreacje aktorskie, super emocjonujący temat. Tu kluczem jest zrozumienie tego, że Tarantino już w fazie promocji filmu zaczął snuć swą opowieść, bo film jest totalnie inny niż każdy oczekiwał. Bo w ten sposób właśnie powstają mity na temat Hollywoodu, na podstawie plotek, szczątkowych informacji, a rzeczywistość, a rzeczywistość nie jest tak ciekawa w większości przypadków(o czym stanowi 99% czasu filmu). Czasem jednak jest ciekawsza niż pokazują to filmy i tu właśnie przykład zabójstwa Sharon, która w rzeczywistości była brutalnie zamordowana, wraz ze wszystkimi domownikami, a w filmie cukierkowo bohaterowie pokonali bandę Mansona i nic się w zasadzie nie stało. Ten film to jedno wielkie odczarowanie Hollywood i zwrócenie uwagi na pewien problem, że widz nie jest często świadomy i tworzy sobie swój film w głowie, stąd tyle świetnych recenzji choć film był fabularnie o niczym bo każdy ma mit Tarantino w głowie. Poza tym jeszcze to co napisał ktoś niżej, dialog o agresji w kinie i tym jaka jest zła, zestawiony z brutalnym finałem, spokojnego i ładnego filmu, pokazujący że choć agresja jest zła to jednak jej ogromnie pragniemy. Ten film to nie jest film fabularny, ten film to historia w kontekście rzeczywistości, to podstawa do dialogu i to mistrzostwo na jakie jeszcze żaden twórca się nie zdobył do tej pory. Film rozpatrywany jako całość od promocji aż po recenzje bo dopiero wtedy ma sens, a poprowadzenie fabuły było tu celowo zaniechane, żeby każdy się zastanowił dlaczego Tarantino w ogóle miałby coś takiego nakręcić. To jest jedna wielka plotka pt. "Pewnego razu w Hollywood..." i tak moim zdaniem trzeba na to patrzeć ale może nadinterpretuję XD
Każda ocena jest subiektywna. to raz. Dwa. Częśc osób w ogóle nie interpretuje filmu, czekając na "obraz na tacy". I to rozumiem. Jednakże, od takich reżyserów jak Tarantino, który niczego nie robi przypadkowo... No właśnie, jak tego nie interpretować. A to wpływa na ocenę. Moim zdaniem to nie był najlepszy film w jego reżyserii, za mało "Tarantino"...ale Twoja interpretacja rzuca światło na to co pominąłem. Dzięki.
dla mnie DJANGO nadal the best z jego filmow
Scena na farmie Mansona, to była część ekspozycji postaci Brada Pitta, jako dbającego o swoich przyjaciół, bezinteresownego i odważnego, podczas gdy potem Rick Dalton olał go, gdy przy jego pomocy osiągnął swój cel. Wydaje mi się, że gdzieś przed seansem zakodowałes sobie, że to będzie tylko laurka i na tym się skupiłeś, a sporo ważnych rzeczy Ci umknęło ;)
Tja, wychodząc z kina, słyszałem wśród widowni wyłącznie "genialne", "Tarantino to wizjoner" "najlepszy film od lat", podczas gdy ja wyszedłem z niedosytem.
Niedosytem dotyczącym tego, że dostaliśmy świetnie przedstawiony świat, dobrze nakreślone postaci, w którym NIC z NIKIM się nie dzieje. Brak głównej osi fabuły, brak ciągu zdarzeń oraz następstw działań. Do filmu raczej nie wrócę, bo po co?
dla stóp 😂😂😂
+1 zgadzma się.
Mój Boże - po stokroć to! Mam wrażenie, że w większości ludzie z napompowanym, filmowym ego się ekscytują tym filmem. Na każdym kroku można przeczytać
"TO NIE FILM DLA NIEDZIELNEGO KINOMANA"
"NIE KAŻDY TEN FILM ZROZUMIE"
"TEN FILM TO PUSZCZONE OCZKO DLA KUMATYCH"
Eh...ludzie tak się cieszą, że rozpoznali kilkanaście scen z popularnych filmów/reklam i dopatrzyli się nawiązań. To + dobra gra aktorska = dla nich film wybitny.
Fabuła? E tam! TO HOŁD DLA PEWNEJ ERY W HOLLYWOOD. Tak jakby nie można było wpleść w to dobrą fabułę (a nawet wypadało).
Żałosne, ale i smutne.
Moim zdaniem Tarantino pokazał zarówno te dobre jak i złe strony Hollywood. Film miał być i jest listem miłosnym do złotej ery i albo się to czuje, albo nie. Dla mnie genialny. Czekam na wersję 4-godzinną :D
Potwierdzam! Sekwencja na ranczu i dialog między Cliffem a Brucem Lee, złoto! Do tego jeszcze cudowne zakończenie (nie chodzi mi nawet rozlew krwi, a pojednanie).
Jezuu ale czekałem na Twoje spojrzenie na ten film ✊
edit: tego się nie spodziewałem, dla mnie film genialny, byłem dwa razy, czekam teraz, aż wydadzą wersje na netflix 😅 kocham tamte lata jeśli chodzi o kulturę, muzykę i kinematografie, poszedłem spodziewając się właśnie tego i chyba pierwszy raz w życiu dostałem dokładnie to, czego chciałem 😀 laurka dla tamtych lat to dobre określenie, film nie dla wszystkich, znając chociażby historie Steve’a McQueen’a film można przyswoić zupełnie inaczej ✊
Spasiński :O a czo ty tutaj robisz? :D
A mi się bardzo podobał. Ba, byłam zauroczona przez cały seans, a końcówka była bardzo satysfakcjonująca. Uwielbiam lata 60e. Fascynuję się kinem, tamtą popkulturą, całym tamtym czasem, więc mi ten "a day in the life" oglądało się niezwykle przyjemnie. Widać było kunszt, doskonałą scenografię, muzykę, jak zwykle zresztą u T., kostiumy... Mistrzostwo. Film przepiękny wizualnie. Ani sekundy mi się nie dłużył. A potem to już prawdziwe pyszności! Moja subiektywna ocena? 10/10. Ale jak piszę, wielki wpływ miało to, że rozkoszowałam się samą już tematyką.
Zdecydowanie lepszy niż chociażby Roma, która mnie niemiłosiernie wynudziła.
Mam doslownie ten sam odbiór... ☺️
Zgadzam się z każdym zdaniem Twojej opinii! Miałem tak samo :)
Już myślałem, że jestem sam. Wszyscy, absolutnie wszyscy są zachwyceni tym filmem a mnie ten film po prostu wynudził ... I to mnie boli. Film Tarantino mnie wynudził. Nie sądziłem, że dożyje tego dnia
@Czajniczek z kosmosu na gałęzi wyczerpał temat i nie ma za bardzo co tu dodać. Pewnego razu w Hollywood to film o filmie... Ale zabrakło w nim filmu.
Jak dla mnie kluczowa w filmie jest scena karmienia psa, po długim przejeździe Brada przez LA . Kaskader wrzuca jedzenie do miski i widzi, że pies jest zdziwiony i nieprzekonany bo dostał coś nowego. Na koniec dorzuca starą karmę żeby pies nie marudził. Ta scena najlepiej oddaje czym jest nowy film Tarantino :)
no fajnie, tylko, ze ta scena nie przebiegala tak jak to opisujesz, chyba masz demencje starcza. Brad otworzyl szafke, w ktorej bylo z 20 puszek tej samej karmy (w sensie tej samej firmy) w roznych smakach. Pies zawsze jadl 2 puszki, bo byl duzy. Najpierw wrzucil do miski jedna puszke, pies zaskamlal cicho, bo nie mogl sie juz doczekac zarcia, a Brad go trenowal, zeby tylko na sygnal cmokniecia pies przychodzil jesc (i jak pozniej sie okazalo - rowniez atakowal wrogow) - dlatego dostal upomnienie, zeby siedzial cicho i czekal. Na koniec dorzucil druga puszke, wzial swoj mac n cheese, usiadl przez TV i dopiero cmoknal, zeby pies poslusznie mogl zjesc. Wiec ty razem z 9 ułomami, ktorzy ci dali lapke w gore - won do kozy za bledna interpretacje prostej scenki.
nie
@@duzypokoj1151 ok, trochę mogłem zamieszać bo film widziałem zaraz po premierze ale i tak mi się wydaje, że ta scena oddaje relacje Tarantino- widzowie. Takich zabaw w oczekiwania w tym filmie jest zresztą całkiem sporo.
Ta scena była symboliczna, bo psia karma przypominała kupę (sam sposób jej podania), podczas gdy Pitt jadł mac'n'cheese z pudełka, który jest odpowiednikiem takiego psiego żarła. I tak się zastanawiam, czy to czekanie na komendę to tylko przypadek, czy nawiązanie do relacji Pitt-DiCaprio, w której ten pierwszy jest uzależniony od drugiego.
@@TheKhonrad Też dobra interpretacja. Pitt jest w tym filmie takim archetypem męskiego bohatera z dawnych filmów, który wylądował na śmietniki historii. Komendy się skończyły i takich postaci już w amerykańskim kinie za bardzo obecnie nie ma.
Czy ja wiem czy antena była po nic, dzięki niej dowiedzieliśmy się dlaczego Cliff został wyrzucony z planu, do czego między innymi zatrudniał go Rick i też pokazywała jak wyglądała codzienność takiego gościa który gdzieś tam ocierał się o to hollywood czasem zrobił to, czasem tamto.
To o czym mówisz mogłoby równie dobrze być ukazane bez tego bezsensownego grzebania przy tej antenie. Dwie zupełnie różne sceny
A mi się zajebiscie podobało
W końcu PIERWSZA recenzja, z którą zgadzam się w 100%. Nie rozumiem, czemu tak dużej ilości osób się tak BARDZO podoba. pozdrawiam!
kumpel jak mnie się pytał, jak mnie się podobał ten film, odpowiedziałem tak sobie, że lepiej wypadł nowy film Jarmusch, to był zdziwiony, ale widać nie jestem jedyny :)
Uuu pan alternatywny
Mi się bardzo podobał film ;) Genialna muzyka, gra aktorska Brada i Leosia to Arcydzieło. Topka Tarantino to nie jest i niedorasta IMO do Django, Bękartow czy Pulp Fiction :/ Ale moim zdanie to mocna ósemka a może i 9/10 Pozdrawiam i czekam na kolejne filmy na kanale :)
Imo za długo trwał, ale końcówka zajebista.
Wreszcie recenzja, która oddaje moje wrażenia po tym filmie. Już się zastanawiałem czy coś jest ze mną nie tak słuchając tych wychwalających ten film pod niebiosa podczas gdy ja po wyjściu z kina miałem w głowie tylko "najsłabszy film Tarantino".
Film ogółem przyjemny, ale cały wątek Sharon, który był o niczym rozczarował
Gdyby nie wątek Sharon, koniec filmu nie wybrzmiałby tak dobrze, ale muszę przyznać, że Tarantino widocznie miał problem jak jej postać upchnąć w scenariusz
Ja coś czuję, że scena jak była w filmie nawiązuje do tego jak Tarantino ogląda swoje filmy w kinie.
Dla ludzi, którzy znali ten wątek Romana, koniec był zaskoczeniem
@@dawid2091 dla mnie lekko rozczarowującym
@@TheFandorn No to prawda, ale tylko lekko
Jak dla mnie głównym celem sceny z naprawianiem anteny było pokazanie w momencie wejścia Pitta do kantorka DiCaprio, że ten nadal trzyma tam miotacz płomieni
Co do dialogów to dla mnie mistrzowski był dialog z Alem Pacino który w pierwszej kolejności pokazuje Ala jako fana DiCaprio a kończy się lekcją dla niego. Bardzo ta gra na emocjach przypominała mi właśnie dialog z Bękartow.
Bardzo się wynudziłam na tym filmie, a nie potrafiłam powiedzieć dlaczego. Pięknie mi wszystko rozjaśniłeś i z większością się zgadzam. Chociaż mnie nawet ta cukierkowa estetyka nie przekonała. Z czasem stała się dla mnie mdła i męcząca.
Za pierwszym razem, w kinie. Byłem delikatnie rozczarowany. Dopiero po drugim obejrzeniu i mocniejszym skupeniu się na filmie, mogłem się w niego wczuć. Bardzo mi się podobał. Mam wrażenie, że Tarantino chciał podświadomie rozczarowywać widza smaczkami i nawiązaniami. Każdy chciał zobaczyć bruce'a Lee - Bruce dostał w cząber.
Każdy chciał zobaczyć losy Polańskiego w starciu z Mansonem, a tu psztyk - niespodzianka.
Obejrzałem wczoraj. Mało znam się na reżyserii ale tutaj czuc było tego Tarantino,super napięcie, fenomenalna gra aktorska Brada pitta i ogólnie postać Cliffa Leonardo grający daltona który gra inne postacie też wybitnie to robi, na scenie z hipisami śmiałem się jak głupi, a finalna krwawa scena walki była tak niespodziewana i wręcz przesadzono brutalna a jednocześnie świetnie ukazywała relacje bohaterów ze wow. Dla mnie to jeden z lepszych filmów jakie widziałem
W dużej części się zgadzam, czułam się strasznie rozdarta po wyjściu z kina. Z jednej strony dużo oczekiwałam, wizualnie i aktorsko się nie zawiodłam, tak jak mówiłeś. Ale z drugiej, przez cały film czekałam aż zacznie się coś dziać, był chyba, że zaczęłam ziewać. Jak pojawiły się napisy końcowe to było takie - ale jak to, to już? A gdzie jakiś finał?! Do samego końca miałam nadzieję, że te wszystkie luźne wątki jakoś spektakularnie się ze sobą połączą i wypłynie z tego coś ciekawego. A tak jest lekkie rozczarowanie i tak naprawdę nie wiem co o tym filmie myśleć. Dzięki za Twoją opinię ;)
Jako fan filmów Tarantino, po seansie przyszła mi do głowy szalona konkluzja, czy aby na efekt końcowy filmu, nie wpłynęła kradzież scenariusza.
Tak impulsywny i mocno stąpający po ziemi człowiek, wielbiący element zemsty w swoich działach, może delikatnie zagrał wszystkim na nosie :)
Autentycznie, na końcu popłakałem się w kinie z śmiechu! Kurwa 2 godziny nudy, a ta końcówka po prostu genialna xDDD
XdDDDDDDD
nie
Popieram. Dwie godziny zanudzania by na końcu się uśmiać jak mało kiedy :)
A scena z anteną się podoba, bo moment, w którym Pitt zdejmuje koszulkę jest MMMM! :D
Kamień z serca, że ktoś czuje podobnie jak ja, bo już się zaczęłam zastanawiać co jest ze mną nie tak :v
Uwielbiam twoje filmy,nie przestawaj nagrywac
Mówisz, że nic się nie dzieje, ale jest tutaj historia, która opowiada o kryzysie zawodowym Daltona i próbie dostosowania się do nowej rzeczywistości, co finalnie mu się udaje.
Porywająca historia, jak wczorajsze śniadanie
Byłem na tym filmie
Wyszedłem z kina zadowolony, ale dzięki jatce pod koniec filmu :D
Jednakże, film nie zrobił dla mnie wrażenia.
Jakby to powiedzieć... Zauważyłem w nim tzw "Tarantinowskie elementy"
Ale nie sądzę, by jakiś fragment z tego filmu zyskał miano "Kultowego", takiego, który będzie wspominany lata po premierze
Jak nie buduje napięcia... Każda scena gdzie pojawiają się świry Mansona, gdzie pojawia się on sam... Charlie by cię polubił itd. czasami te sceny są wręcz ociekające niepokojem. Sharon Tate w kinie - gdzie wydaje się że jest obserwowana. Znakomicie budowlane napięcie w oparciu o to że widz wie jak to się skończy i czuje dyskomfort... A na końcu kino triumfuje nad rzeczywistością i wszystko się dobrze kończy. Kiedy przyjaciel Polańskiego rozmawia przez bramę z Rickiem to trochę jak oglądać ducha. Dla mnie doskonały film. Niczego bym nie ruszał
Ten film to nie laurka Hollywood, tylko jej przeciwieństwo. Podupadający aktor wysługujący się kaskaderem, mieszkającym w przyczepie, dzięki jego cierpieniu dostępujacy Wniebowzięcia z Sharon Tate, Bruce Lee, który jest pokazany jako pozer, wykreowany na potrzeby złotego ekranu, kaskader, który zabił swoją żonę, ale dalej ma pracę. Można by wymieniać i wymieniać :)
"Film w filmie, w ramach filmu i w ramach konwencji." Basia Białowąs byłaby zachwycona ;-D
Haha :p
Scena z anteną pokazuje gdzie jesteśmy i wprowadza retrospekcję.
Robisz naprawdę dobrą robotę
Mojej przyjaciółce się mega podobał ten film, więc postanowiłam go obejrzeć. (Twierdziła że lepszy od Pulp Fiction) Jednak nie zrozumiałam jej fascynacji. Ja również uważam, że czegoś brakuje w tym filmie i w pełni się z tobą zgadzam. Żałuję, że historia o Mansonie nie była bardziej rozwinięta i że go nie poznaliśmy (choć może właśnie o to chodziło - by była to lekka tajemnica). Musze niestety stwierdzić, że w pewnych momentach nawet był troszkę nudny.
Nie ma fabuły. To co powiesz na temat arcydzieła Altmana - Short Cuts?
Brak budowania napięcia? Każdy znający prawdziwą historię czeka na finał ciekaw tego jak to się rozegra z Tate tylko po to aby dostać coś zupełnie innego i niezmiernie satysfakcjonującego. Ponadto, scena gdy Cliff chce spotkać się z Georgem na farmie hipisów również potrafi wbić w fotel kiedy zdaje się, że zaraz coś pójdzie nie tak. Napięcia na pewno nie brak, ale szanuję twój punkt widzenia. No i jak zwykle bardzo profesjonalne podejście do omówienia. Pozdrawiam.
Świetna recenzja. Ja mam cały czas wrażenie, że ten film to wielki prank Tarantino i kiedyś nam o tym opowie.
Czepiać sie QT że nie ma normalnie przedstawionej historii to tak jakby nie oglądać Pulp Fiction XD Głównym rdzeniem opowieści było alternatywne wydarzenie związane z hipisami i żoną Polańskiego. Co by było gdyby ześwirowani hipisi pomylili domy. Oczywiście, wcześniej długie przedstawienie wykreowanych przez QT bohaterów, którzy wzięli udział w tej historycznej masakrze.
Wczoraj byłem w kinie na tym filmie, szokująca była ilość osób, które wyszły z sali już po pierwszej godzinie. Mi się film podobał.
Ja miałam odwrotnie, zaszokował mnie pozytywny odbiór widowni w kinie w mojej mieścinie :) Ja poszłam bez żadnych oczekiwań, i jak zwykle nie zawiodłam się. Bardzo lubię Leonardo i Tarantino :)
Mam bardzo podobne odczucia. Osobiście jedynym wątkiem, który mnie w tym filmie pochłonął był wątek postaci B. Pitta. Wszystkie najciekawsze motywy były skupione na jego wątku. Swoją droga dla mnie on tworzy jedyną (prosta) historię. W sensie, ze jest ona na wskroś kowbojska, rodem z prerii, prostego chłopa, twardego jak rzemień. Sceny dłużyzn kojarzą mi się z Pewnego razu na dzikim zachodzie, gdzie jedynym miernikiem czasu i tempa była kolej. Nawet ta na dachu nabiera tutaj sensu. Sceny tym bardziej się przez to bronią, a nawet wkomponowują, no i na różne wiąże się to z tematem westernów w tym filmie. Jest trochę jak postać płk. Landa w Bękartach, ale przez rozbicie po całym filmie niestety traci na czytelności. Sęk w tym, że to jest postać drugoplanowa i błyszczy on przy braku wyrazu pozostałych wątków. Najbardziej męczący dla mnie był chyba wątek Sharon Tate i Polańskiego, szczególnie jej wizyty w kinie.
To jest dobry/b.dobry film, nie zgadzam się z Tobą, że to jego najgorszy film, ale zgadzam się z większością twoich argumentów i szanuję twoją recenzję zwłaszcza za to, ze jest odtrutką po tych wszystkich, moim zdaniem, troche przesadzonych zachwytach w innych recenzjach.
Zgadzam się z recenzją Marcina.
Paradoks tego filmu polega na tym iż jest w nim wspaniałe aktorstwo, wspaniała realizacja, wspaniala muzyka, a mimo to ten film to klapa.
Nie znam się na ocenie kunsztu dialogowego,dlatego nie ocenię sceny pod tym względem, ale to co muszę przyznać to prolog w "Bękartach wojny" JEST najlepszą sceną w historii kina. Budowanie napięcia,ujęcia, choreografia,gra aktorska. Po prostu majstersztyk !
Nie widziałem tego filmu jeszcze, ale chciałem poruszyć ostatnią scenę w filmie Sicario 2 soldado, która rewelacyjnie została zagrana przez del Toro, zwłaszcza jak mówi "so you wanna be sicario" i odwraca twarz w swoje lewo, pokazując młodemu gdzie trafił, rewelacyjna scena pełna napięcia, a zarazem pokazania co nas czeka w przyszłej części. Trochę jak w John Wick 3 gdzie Kijanka zapytana czy jest wkurzony odpowiada krótkie, ale jakże wymowne "YES"
Ja dostrzegłem nawiązanie do Bękartów Diabła Rob'a Zombie. W scenie gdzie długowłosy hipis podczas napadu mierzy z broni do Cliffa mówi : "I'm the devil and i'm here to do the devil's business" podobnie jak Otis.
Powiem że rozumiem Twoje zdanie na temat tego filmu i podejrzewam że miałbym podobne zdanie gdybym poszedł na ten film z myślą taką że to jest rzeczywiście film fabularny, jednak spodziewałem się tego że będzie to taki film o wszystkim i o niczym, taka laurka bez konkretnej historii i może tu leży ta cała różnica. Ja się dobrze bawiłem, pomimo tego że dialogi rzeczywiście były trochę drewniane to jednak wydaje mi się że to był celowy zabieg do którego dosyć łatwo się przyzwyczaiłem.
W końcu ktoś to powiedział na głos. W pełni popieram, najsłabszy film Tarantino. Dialogi poniżej swojej średniej, Tarantino zrobił film głównie dla siebie, zapomniał że film będą oglądały miliony.... Szkoda że wszyscy widzą Tarantino, Pit i Di Caprio i od razu wielbią ten film. W tym momencie nawet JAckie Brown> Pewnego razu... Końcówka i scena z rancza to najlepsze co jest w tym filmie, ale nie mam zamiaru oglądać 2,5 h filmu dla paru scen. Wolę jednak wrócić do Wściekłych Psów, Pulp Fiction czy Django.
Ten film, taki sam jak ten odcinek....rewelacyjne porownanie, gratulacje... Film i ten odc. Podobaja mi sie. ☺️
jak dla mnie lepiej, że mocnych scen jest mało, przez to wzmacnia soczysty wydźwiek kazdej z nich
Jeżeli ktoś interesował sie zabójstwem żony Polańskiego to ten film potrafił trzymać w napięciu, filmie było dużo,,smaczków " odnośnie morderstwa od czego to się zaczęło itp. Film budował napięcie a na koncie gdy siebie okazałości że reżyser ma inny pomysł na zakończenie niż prawdziwa historia to było na prawdę mocne zdziwienie.
Nie zgodzę się, że w tym filmie nie ma emocji, właśnie przykładowo scena w której Brad Pitt jedzie na ranczo hipisow i idzie do chaty swojego starego przyjaciela-genialne budowanie napięcia. Tak samo dużo emocji towarzyszyło mi gdy obserwowałam poczynania Leonarda DiCaprio w roli aktora, który próbuje dać z siebie wszystko i wrócić do formy na planie. Przed filmem postanowiłam kompletnie nie zwracać uwagi na zwiastuny i nie czytać, o czym tak naprawdę jest ten film. Jedyne co wiedziałam to to, że w jakiś sposób nawiązuje on do wydarzeń dotyczących Romana Polańskiego i Sharon Tate. Ale właśnie fajne jest to, że cały film czekałam na jakiś punkt kulminacyjny zwiazany z tymi postaciami, a tu proszę, kompletna niespodzianka i akcja poprowadzona w inną stronę. Ogólnie mogłabym jeszcze wiele napisać o tym filmie, ale w skrócie powiem, że film bardzo mi się podobał, bawiłam się na nim świetnie w kinie i chyba nawet lepiej go odbieram niż np. Pulp Fiction. Ale to kwestia gustu i rozumiem, że nie wszyscy będą mieć takie samo zdanie🙂
Jak nie znasz niemieckiego i czytasz książkę po niemiecku, to też wydaje ci się nudna i bez treści.
Co nie zmienia faktu, że w książce jest mnóstwo informacji.
Wszystko jest kwestia zrozumienia.
Pierwszy film na który poszedłem drugi raz do kina. Klimat niesamowity.
Możesz streścić fabułę?
@@adammowak6910 widz posiadający wiedzę jest przygotowany na co co się stanie na ekranie, sądzi, że wie się jak się skończy film, a końcówka jest całkowicie inna.
Fabułą jest tutaj, śmierć żony najlepszego kumpla, która została zamardowana w raz z przyjaciółmi dwa tyg przed terminem porodu.
Film w którym trzeba coś wiedzieć przed obejrzeniem i zrozumieć.
Raz skalę morderstw a dwa to co Tarantino zrobił na ekranie.
@@DrKnow186 "widz posiadający wiedzę jest przygotowany na co co się stanie na ekranie, sądzi, że się jak się skończy film, a końcówka jest całkowicie inna." możesz napisać jeszcze raz bo nie rozumiem
@@adammowak6910 zjadłem słowo w wypowiedzi.
Jakbyś miał zobaczyć film o katastrofie w Smoleńsku, a na ekranie samolot przed brzozą robi beczkę i spokojnie lądują.
@@DrKnow186 grubo, ciężko cię zrozumieć
Scena z montowaniem anteny dla mnie nie była bezcelowa, bo zawierała w sobie "podscenę" ze wspomnieniem postaci Brada Pitta, pokazującą jaki jest narwany do bójki i rzucania ludźmi dookoła ;P
Akurat też umieszczam ten film nisko na liście Tarantino, ale to jak wybieranie spośród pereł. Mam do gościa ogromny szacunek, za to że zrobił właśnie coś czego się po nim nie do końca spodziewano. Film bardziej o Hollywood, a nie z tłem Hollywoodu.
Moim zdanie było i napięcie i fabuła. Pozdrawiam
Dla mnie każda scena to było złoto, finał to pieprzony majstersztyk. I jeteem chyba jednym z niewielu którzy są nim aż tak zachwyceni.
W mojej opinii mamy tu opowieść o 2 kumplach których przyjaźń zostaje wielokrotnie wystawiana na próby w dość dziwaczny sposób. Z jednej strony są przyjaciółmi z drugiej Rick ma tylko kaskadera (jakby wierzył ze gdy przestanie oferować mu prace to ich drogi się rozejdą jak pstryknięcie palca). Przyjazn ta jest wystawiana na próby a to przez wypalenie się Ricka, nadchodzące wizje braku nowych ról czy tez fakt posiadania żony. Opowieść o wzlotach i upadkach tej relacji. W tle a jednak jako główny bohater Hollywood. Ciekawa tez jest koncepcja stworzenia alternatywnej rzeczywistości, czyli co gdyby Rick i jego kaskader żyli i uratowali Sharon przed Mansonem.
Nareszcie głos, z którym mogę się utożsamić w stu procentach! Zgadzam się z każdym plusem jak i minusem dotyczącym tego filmu. Nic dodać nic ująć. Jestem strasznie zawiedziony, dla mnie (jako fana Quentina) było za mało Tarantino w Tarantino. I wiem że mogę sobie biadolić a chłop po prostu zrobił co mu się podobało...nie mniej uważam że potencjał mega zmarnowany :(
Marcin wyglądasz jak młody Martin Scorsese
Ahahahaha a ja się zastanawiałam kogo mi on przypomina? xD
Racja
Myślę, że teraz czas, aby Tarantino zrobił film we współczesnym świecie. Wiecie, takie współczesne Pulp Fiction ( nie chodzi mi o remake, ale zupełnie nową opowieść). Pozdrawiam.
Po co skoro już jest od hu*ja seriali i filmów o ćpaniu, ruchaniu i forsie.
Nie zauważyłeś że Tarantino jest po prostu innowacyjny: pierwszy film z ekranami ładowania :P
ten komentarz wygral wszystko XD
Nie rozumiem, podpowiedź? :)
Paweł Żabicki ja tez właśnie nie rozumiem... wytłumaczcie proszę :)
@@annakowalska1104 Ale to nie mnie proszę prosić. :)
Paweł Żabicki No ja wiem, wiem, nowa tu jestem :D chciałam podbić Pana pytanie, dołączyć się do niego. A wyszło jak zwykle... 🙈
I tak w porównaniu do najnowszych szybkich i wściekłych ten film to arcydzieło
Zgadzam się z zarzutem braku fabuły / opowieści. Tego najbardziej brakowało. Film się skończył zanim się zaczął.
Marcin jak ja się cieszę, że nagrałeś ten filmik. A już zaczynałem myśleć, że jestem jakimś dziwolągiem skoro ten film kompletnie mnie nie porwał.
komentuje na pierwszej minucie, wiec abstrachujac od tego odcinka dziekuje za swietny kanal, pozdrawiam mistrzu
Świetna subiektywna opinia. Dzięki temu materiałowi będę chciał obejrzeć ten film i zobaczyć czy rzeczywiście z punktu widzenia przeciętnego widza idzie zauważyć te wszystkie rzeczy na które ty zwracasz uwagę. Szanuję, że nie idziesz za nurtem krytyków filmowych, którzy zwracają uwagę tylko na zalety a nie zauważają wad. Za to masz ode mnie duży PROPS :D
Kiedyś też uważałam, że jest mistrzem dialogów, póki przez przypadek nie trafiłam na pewien western i pojęłam, że wszystkie te dialogi to bazowanie w bardzo dużym stopniu na tych dialogach z już stworzonych filmów.
A mi sie film podobal i to bardzooo 😄 Pierwszy raz pokazali mi go znajomi i juz po pierwszych minutach kompletnie mnie nie wciagnal. Kolejnym razem natrafilam na niego nocą w tv i wkrecił mnie tak, ze aż.. wkrecil. Przy sławetnej przedostatniej scenie myślalam, że ze śmiechu pobudze sasiadow 🙆♀️ Mi odpowiadał wlaśnie promienisty chill lat 60tych, ten kilmat, muza, sceneria itp. Brad i Leonardo zagrali kapitalnie, inni aktorzy zreszta też swietnie. To wogole film o zajebistej przyjazni dwóch facetow, ich życiu i radzeniu w światku aktorskim obok znanych i uznanych "gwiazd", ale nie tylko. Nie lubię filmów z rozlewem krwi czy przemocą (tylko w slusznej sprawie lub obronie wlasnej 😉), ale na tą prawie końcową scene w filmie czekam zawsze z utęsknieniem.. 😁To jak Cliff rozprawia sie nawiedzonymi hipisami to perełka scen filmowych. Tak powinien umiec zrobic kazdy (i byc przeszkolony) w zetknieciu z agresywną chorą psychopatologią 😊 Tarantino wiec daje tu upust swej zlosci i pogardy dla rodziny Mansona oraz pokazuje jak naprawde powinnny potoczyc sie wydarzenia tamtejszego feralnego wieczoru. I najsmutniejsze jest to, ze jednak w rzeczywistosci tak nie bylo. I w nawiazaniu do tego, tytul filmu moglby brzmiec "Pewnego razu w Hollywood, czyli "rodzinna" przeprawa z Cliffem.." lub " Pewnego razu w Hollywood, gdy na drodze staje Cliff"....... 😊.
Ja się z tobą zgadzam, mi tak samo podoba się ta otoczka, kolory, zdjęcia itd. ale niestety mało tej głównej histori w filmie.
Jak to scena z anteną nic nie wnosi? Tak oglądałeś że przegapiłes że wtedy po raz pierwszy widać że bohater ma miotacz ognia w szopie. Zapowiedź że coś się z nim być może wydarzy. Zobaczyłem to od razu. Potem bohater o tym wspomina.
A film o niczym, w ten sam sposób o nim mówiłem.
Co do odczucia, że brakowało tam fabuły - sam przyznajesz, że to "laurka dla Hollywood" i wydaje mi się, że dokładnie o to chodziło. Tarantino zrobił po prostu film-formę, a nie kolejne dzieło z bogatą formą i treścią. Gdyby umieścił tu jakieś wątki trzymające w napięciu, zmusiłby widza do skierowania uwagi na akcję, a jemu chodziło o skierowanie jego skupienia na czystą formę i jej przerost nad treścią. To ryzykowne zagranie, ale któż by się mógł ośmielić bardziej niż ten reżyser ;)
Warto tu przytoczyć (starą już) wypowiedź pana Zygmunta Kałużyńskiego: "Żaden film o Hollywood, zrobiony w Hollywood nie przyniesie prawdy [...] może być ciekawy z innych powodów, bo interesuje nas CO mówi i JAK mówi. ". Wydaje mi się, że w tym filmie naprawdę nie miało chodzić o historię, fabułę. U Tarantino liczy się rozrywka i przede wszystkim wyśmianie pewnego rodzaju konwencji. On ośmiesza w tym filmie prawie wszystko o czym mówi. Trochę wyśmiewa Polańskiego (który przez cały film prawie nic nie mówi, chociaż jest uznawany za geniusza, więc powinien być ciekawą postacią), Sharon Tate (która jest po prostu dzieciaczkiem, trochę taką słodką idiotką), Bruca Lee (który okazuje się tu po prostu wykreowaną przez Hollywood postacią) oraz westerny, hipisów i masę innych rzeczy. Tak jest w każdym jego filmie. Tym razem troszkę wyśmiewa Hollywood tamtych lat (pomimo tego, że je uwielbia, wiadomo) i to w bardzo niekonwencjonalny sposób. Rzeczywiście brakuje tu tego żywego dialogu i ciągłości fabularnej, ale za to nadal jest mięso, nadal jest prosta rozrywka, a to większość ludzi kocha u Tarantino, dlatego ma takie recenzje. Wiadomo ilu ludzi- tyle zdań, ten film to na pewno nie jest "Pulp fiction" czy "Wściekłe psy", ale jak dla mnie to jest nadal stary, dobry Tarantino tylko w trochę innym wydaniu. Może chciał po prostu spróbować czegoś innego? Miejmy nadzieję, że zauważy własne błędy i ten brak dialogów (według mnie jedyny mankament) i 10- ty film będzie "doskonałym" Tarantino. Kto wie...
Film mi się bardzo podobał :) mega klimat lat 60. 70. - te 2,5 godziny minęły bardzo szybko, było nawiązanie do Bękartów Wojny - fajne zakończenie, ;) liczyłem co prawda na większą rolę Margot Robbie no ale cóż 🤷♂️
wiąże z nim ogromne nadzieje więc obejrzę ten materiał po tym jak zobaczę film, do zobaczenia!
bardzo dobra recenzja. nie do konca sie zgadzam ze wszystkim oczywiscie, jednak to Twoj punkt widzenia. tak scena na rancho byla swietna jednak caly film posiada pewna opowiesc o przyjazni, dazeniu do kariery... no i kulminacyjna scena byla rewelacyjna. czekamy na kolejny jego film. pozdrawiam
Dzię ku ję. Mam z tym filmem tak, jakby cały świat wiedział o czymś, o czym ja nie wiem, a co pozwala go zachwalać
Świetnie zrobiony, historia trochę nijaka, długo się rozwijająca ale sama końcówka to jest po prostu majstersztyk. Genialnie zrobione, komiczne, dużo akcji. Mi się bardzo podobał, jednak nie jest to najlepszy film od Tarantino
Pełna zgoda. Kocham Tarantino, kazdy film obejrzany z każdej strony, jego dialogów słucham z wypiekami na twarzy, a tutaj wynudziłem się niemiłosiernie... Bezcelowy seans. Wyszedłem z kina pewny, że film zostanie zjechany z góry na dół, a tu zonk. No, film nie dla mnie.