Jestem uczniem i uważam, że szkoła zamiast zabraniania telefonów, powinna uczyć ich odpowiedniego i zdrowego używania. Jednak muszę się zgodzić z tym, że plaga smartfonów jest niepokojąca nawet dla mnie. Pozdrawiam i dziękuję za pańskie filmy
Ja już nie mam większych nadziei związanych ze "zrównoważonym" korzystaniem ze smartfonów. Może to po prostu cynizm mój, czarnowidztwo, ale staję się coraz większym pesymistą w kwestii technologii. Wiem, to smutne, ale... nie umiem inaczej chyba już. Pozdrawiam serdecznie.
W wielu szkołach jest ogromny problem z telefonami. Jak pan jednak zauważył, pani ministra prawdopodobnie nic z tym w tej chwili nie zrobi. Dlatego uważam, że najlepiej byłoby, gdyby to szkoły wprowadziły bardziej rygorystyczne zasady i konsekwencje za korzystanie z telefonów i zamiast setnej lekcji o cyberbezpieczeństwie czy też o zdrowym żywieniu, szkoła zaczęłaby propagować pokazywanie uczniom na zajęciach wychowawczych metod na zdrowe korzystanie z technologii, skutkach uzależnienia od korzystania z platform takich jak tiktok oraz sposobów na samodzielne ograniczanie czasu spędzonego w internecie. Pozdrawiam, świetny film!
Kolejne pudrowanie trupa, w stylu "nosek jeżeli odpadnie, to bym jednak przykleił, a w miejscu oczu przyszpiliłbym pinezką piłeczki pingpongowe, oczywiście uprzednio rysując źrenice markerem. Szanowny Panie Fijałkowski. Na nauczanie w szkołach należy spojrzeć holistycznie i procesowo. Tego zaś nie ma ZUPEŁNIE. Podstawę programową piszą "mundrzy przedmiotowi metodycy z szeregiem tytułów naukowych"- każdy "pod siebie" oraz dla których każda pierdoła z ich dziedziny, jest najważniejsza na świecie (bo czymże jest bowiem np. umiejętność prawidłowego posługiwania się funkcją trygonometryczną- a do tego w praktyce, wobec znajomości zagregowanej długości rzek górskich w Patagonii!). To zaś skutkuje makabrycznym przeładowaniem tematyki zajęć wiedzą (a w zasadzie faktami całkowicie zbędnymi, bo polska oświata nadal tkwi w modelu pruskim, mającym już ponad 150 lat) i która to jest do uzupełnienia- ale tylko w miarę zaistniałej potrzeby w Internecie właśnie. Tak więc utrwalenie i zrozumienie wiedzy oraz umiejętności, jakie uczeń naprawdę powinien posiadać (i czego do dzisiaj właściwie w sposób interdyscyplinarny jakoś nie ustalono- na żadnym poziomie nauczania), w tym nawet najbardziej przydatnych w życiu: LEŻY. LEŻY nawet międzyprzedmiotowa synchronizacja przekazywanej w danym okresie nauki tematyki. Dla przykładu: niezbędny, i zrozumiany przez ucznia w danej chwili na Fizyce aparat matematyczny, nauczany jest najczęściej PÓŹNIEJ. NIEPOTRZEBNE "MICHAŁY," czyli przedmioty zbędne. Wszystkie te: Muzyki, Plastyki, Informatyki, WOS'y, Biznesplany, ZPT'y,i inne potworki. Zajmują czas, co gorsza czasami wśród ich nauczycieli zdarzy się "ambitny", który malowaniem "pejzaży", ergo torturami plastikowym "flecikiem za 30 dychy" (w tym rodziców) oraz karząc przy okazji nauczaniem zapisu nutowego- całkowicie zbędnego dla laika, potrafi nie tylko zniechęcić "na zawsze", ale i dodatkowo odebrać jakikolwiek czas wolny. EFEKT jest jaki każdy widzi, czyli ŻADEN. Gdyby był, dzieci nie miałyby, chociaż podstawową wrażliwość w zakresie jakiejkolwiek sztuki (wiedziałyby np., że istnieje muzyka poważna- a nie wyłącznie disco i pop, a malarstwo ma wielotysiącletnią historię, z dającymi się "naocznie" zidentyfikować okresami), a przy okazji posiadałyby, choć kilka przydatnych w życiu umiejętności praktycznych. Tak na marginesie Informatyka jest całkowicie zbędna. Dzieci po całej tej nauce w szkole podstawowej (w średniej zresztą też) , en bloc nie potrafią praktycznie NIC (nawet prawidłowo obsługiwać urządzenia, nie pisząc o programach dziedzinowych, czy też wiedzy- jak w przybliżeniu działa kończąc). Stąd również to siedzenie "przy komórkach" na różnych "Fejsach, TikTokach i innych Meskach", bo nikt im nie uświadomił- chociażby jak wszechstronnym komputerem potrafi ten tzw. telefon być, a obsługa "dorosłego" komputera nie polega wyłącznie na wpisaniu adresu do przeglądarki. BRAK nauczania procesowego.... wszystko ogranicza się najczęściej do wkuwania faktów, faktów i faktów. Wiedza nie jest przekazywana jako ukierunkowany oraz celowościowy proces. Dotyczy to szczególnie Historii, która ogranicza się do kwartetu: fakt, data, ryj miejsce.... a że dlaczego i po co? Who cares? I ostatnie. BRAK rzetelnego systemu oceny nauczycieli wraz ze skutecznym wyciąganiem konsekwencji, za brak kompetencji. Wielokrotnie spotykałem się z sytuacjami, kiedy to dziesiątki uczniów pozbawiano przyszłości, nauczyciel pisał kolejny program naprawczy, a władze szkoły były bezradne, bo jak to kiedyś usłyszałem jednego dyrektora: "Karta Nauczyciela! Dopóki przychodzi trzeźwy i na czas oraz nie łapie uczennic za tyłki....."
Zgadzam się z 75% tego komentarza. Co do ostatniej kwestii - szkoła to nie jest firma ani wojsko, gdzie każdy na każdym poziomie jest/może być zmotywowany. Dziesiątki uczniów mają wywalone na wiele przedmiotów, które ich nie interesują. Są totalne antytalenty matematyczne lub humanistyczne i co może zrobić nauczyciel? Ja sam byłem idiotą z matematyki i żadna zmiana nauczyciela nie spowodowała, że a)rozumiałem, b)lubiłem. I taki matematyk nadawałby się do negatywnej weryfikacji?
@@tomfijakowski-panodpolaka Szanowny Panie!, Wydaje mi się, że nie wie Pan jakich cudów "pedagogicznych" można dokonać metodą projektową, ew. case study (o ile się je w ogóle zna oczywiście) i o czym sam jako wykładowca się niejednokrotnie przekonałem. I to po pierwsze. Po drugie, może jednak dzieciaki zacząć uczyć trochę (a tak naprawdę dużo) mniej, ale za to dokładnie i nie na chybcika oraz po "po prusku", w miejsce tego z dogłębnym zrozumieniem zagadnienia, z wykorzystaniem case study, a najlepiej projektowo i z pomocą TIK? Co do "dużo mniej".... po cholerę takiemu uczniowi (nawet szkoły średniej) np. badanie granicy ciągu, skoro nie spotkałem się z tym, aby przydawał się on nawet inżynierowi projektantowi (ew. jeżeli już, to się sam douczy, jeżeli nie będzie miał dziur i luk we wcześniejszej wiedzy matematycznej). A takich "kwiatów" z wielu przedmiotów jest więcej niż dużo (patrz również moje uwagi, co do "mundrych metodyków z wieloma tytułami naukowymi"). Po trzecie nie ma beztalenci przedmiotowych (a przynajmniej do poziomu szkoły średniej), to raczej problem nauczyciela, który nawet jeżeli potrzebną wiedzę i zrozumienie ma (a to w żadnym razie nie jest norma), to nie potrafi, lub nie chce mu się jej skutecznie przekazać (ergo nie ma czasu, ze względu na przepełnioną "pierdoletami" podstawę programową). A. Einstein powiedział kiedyś, że jeżeli naukowiec (a co dopiero nauczyciel) nie potrafi wyłożyć przedmiotu swoich badań ośmiolatkowi, tak aby ten na podstawowym poziomie je zrozumiał, to sam tego nie rozumie, a być może i sam nie wie. I to jakby to coś mówiło, co więcej mówiło również o Panu oraz potwierdzało, że twierdzenie o "wybitnym humanizmie, wykluczającym podstawową wiedzę z nauk ścisłych" jest nieprawdą. Maturę, najpewniej również z Matematyki jakoś Pan zdał (chyba, że na Polonistykę od niejakiego czasu przyjmują bez niej- i co by mnie jakoś szczególnie nie zdziwiło:-). Na marginesie jeszcze 100 lat temu, humanistą był inżynier odnajdujący relaks w graniu na instrumentach muzycznych i malarstwie, ergo filozof pasjonujący się zagadnieniami matematycznymi/ szachowymi. Obecnie jest to raczej niedouczony głąb mający problem z dodawaniem, a już na pewno z mnożeniem i czym się o zgrozo dodatkowo szczyci (że TAKI jest humanista!)! Na koniec, mój promotor, powiedziała mi kiedyś, że jeżeli 20% studentów dostaje u ciebie pały, to ich problem. Jeżeli 30%, powinieneś dokonać przeglądu tego jak uczysz ludzi! Wszystko powyżej jest TWOIM problemem, a nie że komuś (czyli np. połowie nauczanych) się nie chce. I tu ponawiam moją tezę, że bez skutecznej weryfikacji kompetencji nauczycieli wraz z tej weryfikacji konsekwencjami ani rusz. Nauczyciel, to chyba ostatni zawód w Polsce, w którym można pozostawać, nawet jeżeli się do tego zupełnie nie nadaje. W każdym innym przypadku trzeba sobie znaleźć inną pracę. PS. Przepraszam za ew. błędy językowe, które Pana wiedzę o języku polskim przyprawiają najpewniej o mdłości. Pisze jednak bez edytora i na szybko. Poza tym ja nie jestem humanistą (choć takowe wykształcenie również posiadam), choć staram się prawidłowo posługiwać językiem ojczystym z czystego dla niego (i siebie) szacunku.
@@bozydarmarcinbecki2718 Ech, sto lat temu... Dobrze, że pan to napisał. Sto lat temu chociażby teoria literatury nie znała 3/4 szkół interpretacyjnych, którymi dziś żonglują ogarnięci krytycy. Nie zauważył pan, że dziś mamy tak rozczłonkowaną wiedzę, że bycie specjalistą w jednej dziedzinie w sumie zamyka na rozwój nawet w obrębie jednej nauki. To (co za ironia) humanistyczny mit, że "kiedyś to dopiero byli profesorowie". Druga kwestia - weryfikacja. Gdy śledzi się doniesienia ze świata sportu, wymiernej przecież dziedziny, czasem słyszy się, że jakaś drużyna gra na zwolnienie trenera. Z różnych względów im nie pasuje. Co lepsze - ten sam fatalny trener osiąga sukces z inną ekipą? Jak to wytłumaczyć? Da się w Excelu? Trzecia kwestia - mam wrażenie, że patrzy pan z góry na szkołę, a przede wszystkim na nauczycieli. Muszę powiedzieć tak: nie da się łatwo weryfikować nauczycieli, skoro nie ma szkół/uczelni wypuszczających nauczycieli mogących radzić sobie w szkołach bez kilkuletniego pasma porażek, prób, błędów etc. Uczelnie nie uczą pracy praktycznej i nie ma profilu idealnego nauczyciela, który już w pierwszym roku pracy będzie miał komplet sukcesów na koncie. Nie ma opcji. PS Chyba zbyt poważnie potraktował pan moje gawędy o ulepszaniu szkoły. I chyba zbyt poważnie też traktuję pana komentarze.
Jest jeszcze problem lekcji typu godzina wychowawcza, biz, religia gdzie jest tak nudno, że nie da się nie wyjąć telefonu. Kiedyś w podstawówce mieliśmy koszyczki na telefon w sali, ale po tygodniu każdy miał 2 czasem 3 telefony aby jeden zostawić w pudełku a potem sobie normalnie grać na lekcji. Chyba trzeba z detektorem metalu chodzić, ale szkoła to nie lotnisko.
Jestem uczniem i uważam, że szkoła zamiast zabraniania telefonów, powinna uczyć ich odpowiedniego i zdrowego używania. Jednak muszę się zgodzić z tym, że plaga smartfonów jest niepokojąca nawet dla mnie.
Pozdrawiam i dziękuję za pańskie filmy
Ja już nie mam większych nadziei związanych ze "zrównoważonym" korzystaniem ze smartfonów. Może to po prostu cynizm mój, czarnowidztwo, ale staję się coraz większym pesymistą w kwestii technologii. Wiem, to smutne, ale... nie umiem inaczej chyba już. Pozdrawiam serdecznie.
W wielu szkołach jest ogromny problem z telefonami. Jak pan jednak zauważył, pani ministra prawdopodobnie nic z tym w tej chwili nie zrobi. Dlatego uważam, że najlepiej byłoby, gdyby to szkoły wprowadziły bardziej rygorystyczne zasady i konsekwencje za korzystanie z telefonów i zamiast setnej lekcji o cyberbezpieczeństwie czy też o zdrowym żywieniu, szkoła zaczęłaby propagować pokazywanie uczniom na zajęciach wychowawczych metod na zdrowe korzystanie z technologii, skutkach uzależnienia od korzystania z platform takich jak tiktok oraz sposobów na samodzielne ograniczanie czasu spędzonego w internecie. Pozdrawiam, świetny film!
W pełni się z tobą zgadzam.
Otóż to. Pozdrawiam.
Kolejne pudrowanie trupa, w stylu "nosek jeżeli odpadnie, to bym jednak przykleił, a w miejscu oczu przyszpiliłbym pinezką piłeczki pingpongowe, oczywiście uprzednio rysując źrenice markerem. Szanowny Panie Fijałkowski. Na nauczanie w szkołach należy spojrzeć holistycznie i procesowo. Tego zaś nie ma ZUPEŁNIE. Podstawę programową piszą "mundrzy przedmiotowi metodycy z szeregiem tytułów naukowych"- każdy "pod siebie" oraz dla których każda pierdoła z ich dziedziny, jest najważniejsza na świecie (bo czymże jest bowiem np. umiejętność prawidłowego posługiwania się funkcją trygonometryczną- a do tego w praktyce, wobec znajomości zagregowanej długości rzek górskich w Patagonii!). To zaś skutkuje makabrycznym przeładowaniem tematyki zajęć wiedzą (a w zasadzie faktami całkowicie zbędnymi, bo polska oświata nadal tkwi w modelu pruskim, mającym już ponad 150 lat) i która to jest do uzupełnienia- ale tylko w miarę zaistniałej potrzeby w Internecie właśnie. Tak więc utrwalenie i zrozumienie wiedzy oraz umiejętności, jakie uczeń naprawdę powinien posiadać (i czego do dzisiaj właściwie w sposób interdyscyplinarny jakoś nie ustalono- na żadnym poziomie nauczania), w tym nawet najbardziej przydatnych w życiu: LEŻY.
LEŻY nawet międzyprzedmiotowa synchronizacja przekazywanej w danym okresie nauki tematyki. Dla przykładu: niezbędny, i zrozumiany przez ucznia w danej chwili na Fizyce aparat matematyczny, nauczany jest najczęściej PÓŹNIEJ.
NIEPOTRZEBNE "MICHAŁY," czyli przedmioty zbędne. Wszystkie te: Muzyki, Plastyki, Informatyki, WOS'y, Biznesplany, ZPT'y,i inne potworki. Zajmują czas, co gorsza czasami wśród ich nauczycieli zdarzy się "ambitny", który malowaniem "pejzaży", ergo torturami plastikowym "flecikiem za 30 dychy" (w tym rodziców) oraz karząc przy okazji nauczaniem zapisu nutowego- całkowicie zbędnego dla laika, potrafi nie tylko zniechęcić "na zawsze", ale i dodatkowo odebrać jakikolwiek czas wolny. EFEKT jest jaki każdy widzi, czyli ŻADEN. Gdyby był, dzieci nie miałyby, chociaż podstawową wrażliwość w zakresie jakiejkolwiek sztuki (wiedziałyby np., że istnieje muzyka poważna- a nie wyłącznie disco i pop, a malarstwo ma wielotysiącletnią historię, z dającymi się "naocznie" zidentyfikować okresami), a przy okazji posiadałyby, choć kilka przydatnych w życiu umiejętności praktycznych. Tak na marginesie Informatyka jest całkowicie zbędna. Dzieci po całej tej nauce w szkole podstawowej (w średniej zresztą też) , en bloc nie potrafią praktycznie NIC (nawet prawidłowo obsługiwać urządzenia, nie pisząc o programach dziedzinowych, czy też wiedzy- jak w przybliżeniu działa kończąc). Stąd również to siedzenie "przy komórkach" na różnych "Fejsach, TikTokach i innych Meskach", bo nikt im nie uświadomił- chociażby jak wszechstronnym komputerem potrafi ten tzw. telefon być, a obsługa "dorosłego" komputera nie polega wyłącznie na wpisaniu adresu do przeglądarki.
BRAK nauczania procesowego.... wszystko ogranicza się najczęściej do wkuwania faktów, faktów i faktów. Wiedza nie jest przekazywana jako ukierunkowany oraz celowościowy proces. Dotyczy to szczególnie Historii, która ogranicza się do kwartetu: fakt, data, ryj miejsce.... a że dlaczego i po co? Who cares?
I ostatnie. BRAK rzetelnego systemu oceny nauczycieli wraz ze skutecznym wyciąganiem konsekwencji, za brak kompetencji. Wielokrotnie spotykałem się z sytuacjami, kiedy to dziesiątki uczniów pozbawiano przyszłości, nauczyciel pisał kolejny program naprawczy, a władze szkoły były bezradne, bo jak to kiedyś usłyszałem jednego dyrektora: "Karta Nauczyciela! Dopóki przychodzi trzeźwy i na czas oraz nie łapie uczennic za tyłki....."
Zgadzam się z 75% tego komentarza. Co do ostatniej kwestii - szkoła to nie jest firma ani wojsko, gdzie każdy na każdym poziomie jest/może być zmotywowany. Dziesiątki uczniów mają wywalone na wiele przedmiotów, które ich nie interesują. Są totalne antytalenty matematyczne lub humanistyczne i co może zrobić nauczyciel? Ja sam byłem idiotą z matematyki i żadna zmiana nauczyciela nie spowodowała, że a)rozumiałem, b)lubiłem.
I taki matematyk nadawałby się do negatywnej weryfikacji?
@@tomfijakowski-panodpolaka Szanowny Panie!, Wydaje mi się, że nie wie Pan jakich cudów "pedagogicznych" można dokonać metodą projektową, ew. case study (o ile się je w ogóle zna oczywiście) i o czym sam jako wykładowca się niejednokrotnie przekonałem. I to po pierwsze. Po drugie, może jednak dzieciaki zacząć uczyć trochę (a tak naprawdę dużo) mniej, ale za to dokładnie i nie na chybcika oraz po "po prusku", w miejsce tego z dogłębnym zrozumieniem zagadnienia, z wykorzystaniem case study, a najlepiej projektowo i z pomocą TIK? Co do "dużo mniej".... po cholerę takiemu uczniowi (nawet szkoły średniej) np. badanie granicy ciągu, skoro nie spotkałem się z tym, aby przydawał się on nawet inżynierowi projektantowi (ew. jeżeli już, to się sam douczy, jeżeli nie będzie miał dziur i luk we wcześniejszej wiedzy matematycznej). A takich "kwiatów" z wielu przedmiotów jest więcej niż dużo (patrz również moje uwagi, co do "mundrych metodyków z wieloma tytułami naukowymi"). Po trzecie nie ma beztalenci przedmiotowych (a przynajmniej do poziomu szkoły średniej), to raczej problem nauczyciela, który nawet jeżeli potrzebną wiedzę i zrozumienie ma (a to w żadnym razie nie jest norma), to nie potrafi, lub nie chce mu się jej skutecznie przekazać (ergo nie ma czasu, ze względu na przepełnioną "pierdoletami" podstawę programową). A. Einstein powiedział kiedyś, że jeżeli naukowiec (a co dopiero nauczyciel) nie potrafi wyłożyć przedmiotu swoich badań ośmiolatkowi, tak aby ten na podstawowym poziomie je zrozumiał, to sam tego nie rozumie, a być może i sam nie wie. I to jakby to coś mówiło, co więcej mówiło również o Panu oraz potwierdzało, że twierdzenie o "wybitnym humanizmie, wykluczającym podstawową wiedzę z nauk ścisłych" jest nieprawdą. Maturę, najpewniej również z Matematyki jakoś Pan zdał (chyba, że na Polonistykę od niejakiego czasu przyjmują bez niej- i co by mnie jakoś szczególnie nie zdziwiło:-). Na marginesie jeszcze 100 lat temu, humanistą był inżynier odnajdujący relaks w graniu na instrumentach muzycznych i malarstwie, ergo filozof pasjonujący się zagadnieniami matematycznymi/ szachowymi. Obecnie jest to raczej niedouczony głąb mający problem z dodawaniem, a już na pewno z mnożeniem i czym się o zgrozo dodatkowo szczyci (że TAKI jest humanista!)!
Na koniec, mój promotor, powiedziała mi kiedyś, że jeżeli 20% studentów dostaje u ciebie pały, to ich problem. Jeżeli 30%, powinieneś dokonać przeglądu tego jak uczysz ludzi! Wszystko powyżej jest TWOIM problemem, a nie że komuś (czyli np. połowie nauczanych) się nie chce. I tu ponawiam moją tezę, że bez skutecznej weryfikacji kompetencji nauczycieli wraz z tej weryfikacji konsekwencjami ani rusz. Nauczyciel, to chyba ostatni zawód w Polsce, w którym można pozostawać, nawet jeżeli się do tego zupełnie nie nadaje. W każdym innym przypadku trzeba sobie znaleźć inną pracę. PS. Przepraszam za ew. błędy językowe, które Pana wiedzę o języku polskim przyprawiają najpewniej o mdłości. Pisze jednak bez edytora i na szybko. Poza tym ja nie jestem humanistą (choć takowe wykształcenie również posiadam), choć staram się prawidłowo posługiwać językiem ojczystym z czystego dla niego (i siebie) szacunku.
@@bozydarmarcinbecki2718 Ech, sto lat temu... Dobrze, że pan to napisał. Sto lat temu chociażby teoria literatury nie znała 3/4 szkół interpretacyjnych, którymi dziś żonglują ogarnięci krytycy. Nie zauważył pan, że dziś mamy tak rozczłonkowaną wiedzę, że bycie specjalistą w jednej dziedzinie w sumie zamyka na rozwój nawet w obrębie jednej nauki. To (co za ironia) humanistyczny mit, że "kiedyś to dopiero byli profesorowie".
Druga kwestia - weryfikacja. Gdy śledzi się doniesienia ze świata sportu, wymiernej przecież dziedziny, czasem słyszy się, że jakaś drużyna gra na zwolnienie trenera. Z różnych względów im nie pasuje. Co lepsze - ten sam fatalny trener osiąga sukces z inną ekipą? Jak to wytłumaczyć? Da się w Excelu?
Trzecia kwestia - mam wrażenie, że patrzy pan z góry na szkołę, a przede wszystkim na nauczycieli. Muszę powiedzieć tak: nie da się łatwo weryfikować nauczycieli, skoro nie ma szkół/uczelni wypuszczających nauczycieli mogących radzić sobie w szkołach bez kilkuletniego pasma porażek, prób, błędów etc. Uczelnie nie uczą pracy praktycznej i nie ma profilu idealnego nauczyciela, który już w pierwszym roku pracy będzie miał komplet sukcesów na koncie. Nie ma opcji.
PS
Chyba zbyt poważnie potraktował pan moje gawędy o ulepszaniu szkoły. I chyba zbyt poważnie też traktuję pana komentarze.
Jest jeszcze problem lekcji typu godzina wychowawcza, biz, religia gdzie jest tak nudno, że nie da się nie wyjąć telefonu. Kiedyś w podstawówce mieliśmy koszyczki na telefon w sali, ale po tygodniu każdy miał 2 czasem 3 telefony aby jeden zostawić w pudełku a potem sobie normalnie grać na lekcji. Chyba trzeba z detektorem metalu chodzić, ale szkoła to nie lotnisko.
Ten sam numer działał na wycieczkach szkolnych. Dzieciaki brały dwa telefony, a potem jeden (jakiś złom) oddawały nauczycielom. Taki trik.