Bardzo dziękuje za film Panie Łukaszu, jest on niesamowicie przydatny na studiach kulturoznawczych. Pozdrawiam i czekam na nowe odcinki z zakresu filozofii
chciałem zadać parę pytań do tego materiału. :) czy według arystotelesa możliwe jest osiągnięcie pełni szczęścia zanim zrozumie się pewne rzeczy bazując na zaufaniu do słów osób starszych posiadających owe doświadczenie? a jak pan uważa? czy jest możliwe w ogóle zaufać komuś starszemu i wbrew własnej woli "zmusić" się do wykonywania takiej pracy, jaka czysto teoretycznie mogłaby nam sprawiać mnóstwo przyjemności? mówię tutaj o osobie bardo podobnej pod względem fizycznym i psychicznym a także pod względem wcześniejszych doświadczeń, do człowieka, który ma jej zaufać. a drugie pytanie dotyczy pewnych tematów kontrowersyjnych, które mogą znaleźć swoje miejsce również w filozfii. mam na myśli narkotyki, szczególnie twarde. czy znajdują się jakiekolwiek dzieła filozoficzne mówiące o roli narkotyków i tak zwanego "fałszywego szczęścia", które mogą one ludziom dostarczyć? w dzisiejszych czasach mamy często do czynienia z tematami narkotyków najtwardszych wpływających na psychikę, podwyższających możliwość uwalniania przez mózg hormonu szczęścia oraz dopaminy. jestem pewien, że istnieją dzieła filozoficzne na ich temat, jednak nie jestem w stanie sam ich znaleźć, mimo że wielokrotnie próbowałem. dałby pan radę opracować na ten temat jakiś materiał, bądź poleciłby mi pan jakieś źródła? z góry dziękuję :)
Arystoteles zapewne stwierdziłby, że wsparcie kogoś starszego, doświadczonego, jest bardzo potrzebne (może nie bezwzględnie konieczne, ale zapewne kluczowe), ale nie pozwoli ono osiągnąć eudajmonii. To proces, który musi zajść w nas samych, więc nie można go niejako dostać od kogoś, wypełniając jego "dobre rady". To trochę tak, jak zwiedzać świat poprzez opowieści podróżników. Oczywiście można, ale czytając nawet najdokładniejszy dziennik zdobycia szczytów Himalajów, nie do końca chyba powiemy, że wiemy i rozumiemy jak to jest, że możemy uczynić to naszym własnym doświadczeniem. Pewną wariację na ten temat znajdziemy w powieści "Na wspak" Jorisa-Karla Huysmansa w opisie niedanej wyprawy bohatera do Anglii. Moja ocena jest podobna tej Arystotelesowskiej, co trochę zbliża się też do odpowiedzi na drugie Twoje pytanie. Tu pojawia się wiele kwestii, ale skrótowo postaram się je opisać: nikt nie może przeżyć życia za Ciebie. To, co buduje nasze Ja, jest zbiorem naszych doświadczeń, a nie cudzą receptą. Słowa innych (starszych, doświadczonych itp.) mają o tyle wpływ, o ile są w stanie zostać przez Ciebie przyjęte. To Twoja gotowość jest tu kluczowa, a nie postać osoby doświadczonej, mądrej itp. (por. relacja Arystoteles-Aleksander, Seneka-Neron - widać w ich działaniach wpływ nauczycieli, ale zapewne nie taki, jaki ci nauczyciele sobie wymarzyli). Co więcej, potencjalne podobieństwo moim zdaniem nie musi być kluczowe - oczywiście pomaga ono w zbudowaniu zaufania, stworzeniu więzi, co z kolei wpływa na większą otwartość dialogu, ale podobieństwo nie wydaje mi się tu kluczowym elementem. Moim więc zdaniem zmusić się nie da, ale na pewno da się zainspirować, wykonując własną pracę (samemu wbrew swojemu lenistwu na przykład). To z kolei prowadzi do drugiego, a mianowicie do idei autorytetu osoby doświadczonej - mi zawsze trudno było odnaleźć się w takiej relacji pionowej, w relacji wobec autorytetu. Każdy jednak przebywa tę ścieżkę i wiele błędów nam towarzyszy w ciągu życia. Największe umysły, najszlachetniejsze postaci czasem formułują sądy czy zdania, które są mocno kontrowersyjne. Bazują na swojej ocenie, która jednak niekiedy okazuje się błędna. Przykładów można dawać jak z rękawa - Newton po swoich fizycznych i matematycznych odkryciach stwierdził, że zajmie się filozofią i rozwiąże jej problemy dzięki swojemu geniuszowi - ze skutkiem delikatnie mówiąc miernym. Podobnie mylił się Kepler, podobnie mylił się Pasteur czy Einstein. Sam Arystoteles wprowadził też w mojej ocenie kontrowersyjną koncepcję człowieka słusznie dumnego, który w trudnej chwili może stanąć poza etyką (tak w dużym skrócie) - w moje ocenie bardzo wątpliwy pomysł. Mi dużo bliższa jest forma dialogu (nawet z lekkim skrzywieniem pionowym - osoby bardziej i mniej doświadczonej), niż wykładu prawd, które po prostu należy wcielić w życie. W kwestii twardych narkotyków - zapewne są takie teksty, ale by być rzetelnym, muszę ich poszukać (wydaje mi się, że Peter Singer coś o tym pisał). Generalnie temat wbrew intrygującej nas kontrowersji nie jest zbyt nośny filozoficznie, raczej znajduje się w spektrum antropologii filozoficznej i granic naszego JA. Jak daleko nasza modyfikacja pozostawia nas nami samymi, a na ile tworzy już nową jakość. Ogromna większość filozofów raczej wskaże na wagę drogi (przejścia, którego nasza osobowość musi dokonać), niż takiego mechanicznego osiągnięcia celu - nawet Nietzsche, otwarty przecież w wielu kwestiach, mocno na tę wewnętrzna przemianę kładł nacisk). Idąc tym tropem szczęście, jakie dają różne chemiczne środki byłoby więc ominięciem naszego JA i w tym znaczeniu problematycznym staje się, kto to szczęście osiąga. To trochę tak, jakby powiedzieć, że byłoby się szczęśliwym, gdyby się urodziło jako księżniczka czy książę w zamku, a nie w biednej zagrodzę. Gdyby tak bajkowo można się było jednak zamienić, to nie byłoby się już sobą, bo cały bagaż doświadczeń, problemów, perspektyw byłby inny. Trochę w tym duchu odnajdujemy problemy osób, które wygrywały główne nagrody w jakichś loteriach - ten nagły zysk w ogromnej części nie pozwalał się nim nacieszyć, bo nie szło za nim doświadczenie zdobycia takich pieniędzy. Temat bardzo ciekawy społecznie, choć filozoficznie myślę że prostszy, niż się może wydawać. Jak znajdę jakieś teksty na ten temat, to będę pamiętał, bo tu jeszcze dorzucić.
Naprawdę jest to najlepszy kanał na tematy filozoficzne! Przeszukałam już cały yt i wracam tutaj.:) Dziękuję za wyjaśnienie!
Super kanał idealne dostępne tłumaczenie 👏
Bardzo dziękuje za film Panie Łukaszu, jest on niesamowicie przydatny na studiach kulturoznawczych. Pozdrawiam i czekam na nowe odcinki z zakresu filozofii
Dobry wyklad
Pozdrawiamy:)🍉
chciałem zadać parę pytań do tego materiału. :) czy według arystotelesa możliwe jest osiągnięcie pełni szczęścia zanim zrozumie się pewne rzeczy bazując na zaufaniu do słów osób starszych posiadających owe doświadczenie? a jak pan uważa? czy jest możliwe w ogóle zaufać komuś starszemu i wbrew własnej woli "zmusić" się do wykonywania takiej pracy, jaka czysto teoretycznie mogłaby nam sprawiać mnóstwo przyjemności? mówię tutaj o osobie bardo podobnej pod względem fizycznym i psychicznym a także pod względem wcześniejszych doświadczeń, do człowieka, który ma jej zaufać. a drugie pytanie dotyczy pewnych tematów kontrowersyjnych, które mogą znaleźć swoje miejsce również w filozfii. mam na myśli narkotyki, szczególnie twarde. czy znajdują się jakiekolwiek dzieła filozoficzne mówiące o roli narkotyków i tak zwanego "fałszywego szczęścia", które mogą one ludziom dostarczyć? w dzisiejszych czasach mamy często do czynienia z tematami narkotyków najtwardszych wpływających na psychikę, podwyższających możliwość uwalniania przez mózg hormonu szczęścia oraz dopaminy. jestem pewien, że istnieją dzieła filozoficzne na ich temat, jednak nie jestem w stanie sam ich znaleźć, mimo że wielokrotnie próbowałem. dałby pan radę opracować na ten temat jakiś materiał, bądź poleciłby mi pan jakieś źródła? z góry dziękuję :)
Arystoteles zapewne stwierdziłby, że wsparcie kogoś starszego, doświadczonego, jest bardzo potrzebne (może nie bezwzględnie konieczne, ale zapewne kluczowe), ale nie pozwoli ono osiągnąć eudajmonii. To proces, który musi zajść w nas samych, więc nie można go niejako dostać od kogoś, wypełniając jego "dobre rady". To trochę tak, jak zwiedzać świat poprzez opowieści podróżników. Oczywiście można, ale czytając nawet najdokładniejszy dziennik zdobycia szczytów Himalajów, nie do końca chyba powiemy, że wiemy i rozumiemy jak to jest, że możemy uczynić to naszym własnym doświadczeniem. Pewną wariację na ten temat znajdziemy w powieści "Na wspak" Jorisa-Karla Huysmansa w opisie niedanej wyprawy bohatera do Anglii. Moja ocena jest podobna tej Arystotelesowskiej, co trochę zbliża się też do odpowiedzi na drugie Twoje pytanie. Tu pojawia się wiele kwestii, ale skrótowo postaram się je opisać: nikt nie może przeżyć życia za Ciebie. To, co buduje nasze Ja, jest zbiorem naszych doświadczeń, a nie cudzą receptą. Słowa innych (starszych, doświadczonych itp.) mają o tyle wpływ, o ile są w stanie zostać przez Ciebie przyjęte. To Twoja gotowość jest tu kluczowa, a nie postać osoby doświadczonej, mądrej itp. (por. relacja Arystoteles-Aleksander, Seneka-Neron - widać w ich działaniach wpływ nauczycieli, ale zapewne nie taki, jaki ci nauczyciele sobie wymarzyli). Co więcej, potencjalne podobieństwo moim zdaniem nie musi być kluczowe - oczywiście pomaga ono w zbudowaniu zaufania, stworzeniu więzi, co z kolei wpływa na większą otwartość dialogu, ale podobieństwo nie wydaje mi się tu kluczowym elementem. Moim więc zdaniem zmusić się nie da, ale na pewno da się zainspirować, wykonując własną pracę (samemu wbrew swojemu lenistwu na przykład). To z kolei prowadzi do drugiego, a mianowicie do idei autorytetu osoby doświadczonej - mi zawsze trudno było odnaleźć się w takiej relacji pionowej, w relacji wobec autorytetu. Każdy jednak przebywa tę ścieżkę i wiele błędów nam towarzyszy w ciągu życia. Największe umysły, najszlachetniejsze postaci czasem formułują sądy czy zdania, które są mocno kontrowersyjne. Bazują na swojej ocenie, która jednak niekiedy okazuje się błędna. Przykładów można dawać jak z rękawa - Newton po swoich fizycznych i matematycznych odkryciach stwierdził, że zajmie się filozofią i rozwiąże jej problemy dzięki swojemu geniuszowi - ze skutkiem delikatnie mówiąc miernym. Podobnie mylił się Kepler, podobnie mylił się Pasteur czy Einstein. Sam Arystoteles wprowadził też w mojej ocenie kontrowersyjną koncepcję człowieka słusznie dumnego, który w trudnej chwili może stanąć poza etyką (tak w dużym skrócie) - w moje ocenie bardzo wątpliwy pomysł. Mi dużo bliższa jest forma dialogu (nawet z lekkim skrzywieniem pionowym - osoby bardziej i mniej doświadczonej), niż wykładu prawd, które po prostu należy wcielić w życie.
W kwestii twardych narkotyków - zapewne są takie teksty, ale by być rzetelnym, muszę ich poszukać (wydaje mi się, że Peter Singer coś o tym pisał). Generalnie temat wbrew intrygującej nas kontrowersji nie jest zbyt nośny filozoficznie, raczej znajduje się w spektrum antropologii filozoficznej i granic naszego JA. Jak daleko nasza modyfikacja pozostawia nas nami samymi, a na ile tworzy już nową jakość. Ogromna większość filozofów raczej wskaże na wagę drogi (przejścia, którego nasza osobowość musi dokonać), niż takiego mechanicznego osiągnięcia celu - nawet Nietzsche, otwarty przecież w wielu kwestiach, mocno na tę wewnętrzna przemianę kładł nacisk). Idąc tym tropem szczęście, jakie dają różne chemiczne środki byłoby więc ominięciem naszego JA i w tym znaczeniu problematycznym staje się, kto to szczęście osiąga. To trochę tak, jakby powiedzieć, że byłoby się szczęśliwym, gdyby się urodziło jako księżniczka czy książę w zamku, a nie w biednej zagrodzę. Gdyby tak bajkowo można się było jednak zamienić, to nie byłoby się już sobą, bo cały bagaż doświadczeń, problemów, perspektyw byłby inny. Trochę w tym duchu odnajdujemy problemy osób, które wygrywały główne nagrody w jakichś loteriach - ten nagły zysk w ogromnej części nie pozwalał się nim nacieszyć, bo nie szło za nim doświadczenie zdobycia takich pieniędzy. Temat bardzo ciekawy społecznie, choć filozoficznie myślę że prostszy, niż się może wydawać. Jak znajdę jakieś teksty na ten temat, to będę pamiętał, bo tu jeszcze dorzucić.
czy to co mowisz jest twoja prawda inprzekonaniem czy poprostu to zwykla madrosc z twojej strony??? bo swietnie ci to wychodzi. pozdrawiam. :)