Ja się nie wkurzam na to, co mówisz o psychologii, tylko mi przykro. Przeszłam przez piekło, a przy okazji słuchania Ciebie słyszę, że za słabo się staram, bo próbuję zadbać o siebie i na psychoterapii mowię o sobie, a nie ukierunkowuję tej energii na pomoc innym. Tyle ile mogę - pomagam. Nie każdy, jak Ty i Hania, pochodzi z dobrego i wspierającego domu, nie każdy ma silne podwaliny. Po tym filmie przepłakałam całą noc. Naprawdę, choroba nie sprawia mi masochistycznej przyjemności. Nie życzę nikomu takiego braku władzy nad swoimi myślami. Tym komentarzem chcę tylko pokazać, że niekiedy Twoje słowa mogą być krzywdzące, a nie dla hejtu. Z rozmów ze znajomymi znającymi Twój kanał - nie tylko dla mnie krzywdzące.
To co mnie uderza to to, że zrobienie miejsca w samej sobie na Chrystusa musi odbywać się "kosztem" czegoś - czyli mnie samej. Ale gdy robi się to z własnej woli, to dostajemy w zamian coś niesamowitego - żywego i płonącego ogniem Chrystusa. Gdy do mnie dociera co to tak naprawdę znaczy to aż wyciska łzy. Dzięki Mikołaj za wspaniałą prelekcję!
Ciekawa interpretacja dająca sporo do myślenia.....zazdroszczę trochę tej atmosfery życia Bogiem w waszej rodzinie....oczywiście pozytywnie.....to niezwykła łaska móc tak żyć ....:) Dziękuję za tą mądrą katechezę.....
Mikolaj znam cie od mlode go chlopca jak miales okolo czternastu lat jak mowiles o Bogu miales lzy w oczach teraz taki dorosly mezczyzna jestes mi bliski jak sync bo ja juz jestem wiek owatykanie I Nadal z przyjemnosc Ian cie slucham ale troche mi zal gdzie jest ten chlopiec mikolaj ale zycie tak szybko leci pozdrawiam cie kochanie
Super wykład! Trzeba o tym często przypominać i uświadamiać ludzi, bo ma być tylko gorzej. Narcyzm to nowa globalna religia, dusze ludzi stają się dla nich bożkami, a system światowy bardzo to wspiera, słyszałam to z ust psychologa, który sam jest tym owładnięty i wprost to przyznaje, ale nie potrafi sobie pomóc, bo jest niewierzący.
Niesamowite, że Paweł przepowiedział to tak dokładnie! 2 Tm 3,2: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam! :)
Ja podjęłam w sercu decyzję pójścia za Bogiem i zaparłam się dotychczasowego życia i poczułam się jak bym miała skoczyć z piętrowego domu w ręce Boga. Ryzyko było duże ,bo wiedziałam ,że tracę wszystko co kochałam. Ale na szczęście poczułam ręce miłującego Ojca ,który zjawił się przy mnie .Przypomniałam sobie miejsce w Biblii, gdy Jakób uciekając przed Ezawem zmęczony położył swoją głowę na kamieniu zasnął i śniła mu się wielką drabina do nieba ,a wokoło było pusto i tylko aniołowie z nim byli .Tak Bóg mój zabrał odemnie świat ,który kochałam i dał mnie siebie .Utraciłam to życie doczesne i wąską drogą za Jezusem idę już 40 lat .
To prezent od świetnego kolegi Tomasza, który sam go zrobił. Bo niektórzy myślą, że naprawdę jestem na jakiejś okładce i że woda sodowa uderzyła mi do głowy, bo postawiłem to na honorowym miejscu. :D
Czy brak w Piśmie Świętym fragmentów dotyczących niskiego poczucia własnej wartości nie jest spowodowany tym, że w czasach gdy Biblia powstawała nie było to aż tak dużym problemem jak dzisiaj i brak było różnego rodzaju problemów, z którymi ludzie mierzą się dzisiaj? Kiedyś czytałem coś podobnego na temat masturbacji, o której Biblia nie mówi wprost, właśnie dlatego, że wtedy nie było to problemem z powodu szybko zawieranych małżeństw. Co innego dzisiaj. Może z niską samooceną jest podobnie? Generalnie bardzo dobrze, Mikołaju, że nagrałeś dłuższy film na ten temat. Wreszcie :) Bo do tej pory wypowiadałeś się na ten temat, w krótkich wypowiedziach. Ale mimo wszystko mam wrażenie, że temat nie został wyczerpany.
Fragment o masturbacji: Syr 23,16-18 A co do innych czasów, myślę że Paweł je zapowiedział, ale nie jako czasy z problemem niskiej samowartości, ale odwrotnie wielkiego samolubstwa: 2 Tm 3, 2: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam serdecznie! :)
@@DobraNowinaNet Faktycznie, zapomniałem o tym fragmencie, a on jednoznacznie wskazuje, o co chodzi. Dziękuję za przypomnienie! Natomiast co do samooceny, to ja się zgadzam, co do tego, że dzisiaj dużym problemem jest egoizm i zbyt wygórowane mniemanie o sobie. Myślę, że to problem naszych czasów. Ludzie troszczą się o siebie, a zapominają, że nie są na tym świecie sami. Natomiast czy nie możemy również przyjąć, że zbyt niska samoocena, gardzenie sobą, nienawiść do samego siebie (rozumiana jako wstręt do samego siebie) też jest pewnym problemem, choć być może rzadziej występującym? Czy naprawdę człowiek nie powinien o sobie w ogóle nic myśleć ani dobrze ani źle? Czy naprawdę powinien całkowicie o sobie zapomnieć? Z tym jest mi się trudno zgodzić. Ostatnio w ogóle znalazłem ciekawe kazanie św. Augustyna nr 368 na temat, o którym mówisz w tym filmie, czyli o tym, że kto kocha swoją duszę, to ją straci. Kazanie można znaleźć po angielsku w internecie. W kazaniu można przeczytać: "First learn though, how to love yourself, and in this way love your neighbor as yourself; because if you don't know how to love yourself, how will you be able to love your neighbor in truth?" Czy św. Augustyn -- ojciec i doktor Kościoła -- źle mówi czy dobrze?
@@DobraNowinaNet No ja nie mam dla ciebie dobrych słów, bo widzę, że jesteś najwyraźniej pod działaniem złego ducha, który cię prowadzi. Jak tutaj ktoś zauważył w komentarzach, wylewasz dziecko z kąpielą. I chyba wszędzie tak robisz. A właściwie ten demon przez ciebie i jak wprawdzie żartem, ale faktycznie mówisz Jezusowi w twarz: Nie znam ciebie! To nie jest dobry tytuł: Nienawiść do swojej duszy. Nie mamy umniejszać duszy a raczej owego ducha, zwłaszcza gdy zaplątał się tam , na skutek naszych grzechów zły duch, a może nawet cały ich tabun. Nienawidzić należy tych grzechów, bo przez nie jesteśmy związani z szatanem i on nami rządzi. Gdy tymczasem jesteśmy stworzeni, z ciałem i duszą ( także z ową psyche rozumiana jako duch) do panowania nad grzechem, czyli niedopuszczania, walki i wypędzania demonów z naszego świata. Najpierw Ojciec stwarza dusze nieśmiertelna , więc ona , a jest to to nasze centrum, serce , w którym zawarte jest nasze podobieństwo i obraz Boga jest więzią z Nim . Dlaczego wzywasz do nienawiści naszej przynależności ze Stwórca? I gloryfikujesz ducha? Zaprzeć się i wziąć swój krzyż oznacza odwrócić się od szatana i grzechu. Umiesz żonglować cytatami z Biblii, ale tematyki wyrzucania złych duchów nie poruszasz, ani walki z szatanem. Twój materiał sprzed 4 lat: Sobór odrzucił przesadna mariologię, to także nadużycie. Nie odrzucił przesadnej mariologii, ale ( na podstawie przytoczonego Rozdz. 8, pkt. 67 z Lumen Gentium) zalecił wystrzegać się " wszelkiej FAŁSZYWEJ przesady" w rozważaniu szczególnej godności Bogarodzicielki" (...) w nawiązaniu do "prawdziwej pobożności", która ma wychodzić z " wiary Prawdziwej" , zatem mamy się wystrzegać wiary nieprawdziwej, logiczne tak? A jaka ona jest, ta nieprawdziwa, to także jest to wyjaśnione: taka, która NIE "prowadzi do uznania przodującego stanowiska Bogarodzicielki" i NIE "pobudza do synowskiej miłości ku Matce naszej oraz do naśladowania Jej cnót ". Nie możesz więc na podstawie wezwania do wystrzegania się fałszywej przesady (a nie jakiejkolwiek ) i zalecenia prawdziwej pobożności maryjnej, która ma nie być czulostkowa i płytka, ale ma wypływać z prawdziwej wiary i "prowadzić do uznania PRZODUJACEGO STANOWISKA BOGURODZICY I POBUDZANIA DO SYNOWSKIEJ MILOSCI KU MATCE NASZEJ ORAZ DO NASLADOWANIA JEJ CNOT, konkludować, że sobór odrzucił przesadna mariologię. I sobie pojeździć po Ludwiku de Montfort. Ten ostatni nie jest przykładem fałszywej przesady, ani też nieprawdziwej wiary , wręcz przeciwnie, uznaje Jej wyjątkową rolę , okazuje Jej swoją miłość i naśladuje Jej cnoty. Po prostu szatan uderza przez ciebie w Maryję i strasznie wszystko przekręcasz. Zacznij od nienawiści, zaparcia się siebie, ale nie duszy.Dusza ma w tobie zakrolowac nad twoim ja , nad tym głosami którym się dałeś wywieść na manowce, których słuchasz. To nie jest Duch Prawdy. On cię dopiero oczekuje. Ale musisz się upokorzyć z tym wszystkim, z czego jesteś dumny. Obawiam się, że to nie Jezus cię pociągnął do tej posługi." Każdy kto popełnia grzech jest niewolnikiem grzechu. ... Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni" J 8, 34.36 Trzeba się z tych złych duchów wyspowiadać, uwolnić , oddać Maryi w macierzyńska niewolę miłości , aby strzegła i wtedy dopiero cię Jezus powoła do prawdziwej posługi. I pełnienia woli Ojca. Pomodlę się o twoje wyzwolenie, bo sporo ludzi już zwiodłeś, pora z tym skończyć.
16:10 Nawet w "Noc jest mi światłem" jest mowa o poznawaniu siebie ale w tym sensie że Bóg jest wewnątrz nas i dopóki nie kierujemy się do tego "centrum" to nie znamy siebie. Czyli trochę poznając siebie krążąc po zewnętrznych sferach człowieka nie jesteśmy nawet blisko poznania siebie i jesteśmy w istocie sobie obcy.
Nie wiem jak to zrobić. Skąd poznać wolę Bożą? Wydaje mi się, że w grudniu mi się coś takiego udało, ale teraz znów nie umiem. Wtedy akurat skończyłam mówić Pompejankę, byłam w depresji i seria przypadków pokazała mi jasno co zrobić. I samo we mnie pojawiło się takie przekonanie. Teraz nie umiem i nie wiem, nie widzę drogowzkazów Boga albo nie wiem jak. Albo nie umiem się na nie zdobyć.
To Bóg nas szuka , to On sprawia że chcemy szukać Jego woli, przecież znał nas zanim pojawiliśmy się na tym świecie. Po prostu bądź. Jesteś na tym świecie z Jego woli i On cię nie zostawi, to pewne.
Przyjąć Jego Moc. Aby mógł przez ciebie działać. Ale wcześniej trzeba się oczyścić ze wszystkich błędów szatana, których w świecie pełno. Najpełniejszą droga to oddać się Maryi w macierzyńska niewolę miłości. Służę Aktem oddania, które sama odmówiłam i ponawiam. Ona cię przeprowadzi przez oczyszczenie. Łatwo nie będzie ale to jest konieczna droga pokuty dla grzesznika. Dopiero po tej drodze, po tym oczyszczeniu będziesz mogła przyjąć wolę Ojca i ją pełnić. Sam Bóg będzie działał z mocą swoją. Jezus zanim rozpoczął swoje publiczne nauczanie pościł 40 dni i był kuszony. A więc dał nam przykład jak my mamy iść do Ojca.
27:00 czy w to włącza się fragment z J 12, 27-30? Dusza Jezusa odczuwa lęk, jednak On go odrzuca i zaraz potem prosi Boga o cud ze względu na ludzi, dla potwierdzenia. Dobrze zrozumiałem?
Nie lękajcie się! Kto się lęka, ten nie wydoskonalił się w miłości. Doskonała miłość usuwa lęk. Lęk kojarzy się z karą. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą. Bójcie się RACZEJ tego, który duszę wraz z ciałem potrafi zatracić w piekle. Nie walczymy bowiem przeciwko krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. ----------------------------------------------------------------------------- To wszystko wskazuje na to, że jeśli już czegokolwiek mielibyśmy się bać/lękać, to jedyny sensowny strach (sensowny, bo adekwatny do potencjalnego zagrożenia) byłby strachem przed tym, by nie oddalić się od Boga, który jest miłością. Sens ma strach przed grzechem i jego konsekwencjami; strach przed znacznie potężniejszym od nas szatanem, który chce nas zatracić - w przeciwieństwie do Boga, który nie chce niczyjej zguby! Jeśli już czegokolwiek mielibyśmy się bać, to właśnie tego, a nie tego, że ludzie, którzy NIE opierają się szatanowi, znieważają nas, biją, zamykają w więzieniach, a może i nawet zabijają fizycznie. Podobnie nie powinniśmy się bać ludzkich opinii, gdy będziemy odpłacać dobrem za zło, a wielu uzna nas przez to za „frajerów”. Bójmy się raczej takiego strachu, bo ważne, że zachowujemy przykazania Jezusa, a nie to, że ludzie, którzy mają te przykazania za nic, wyrabiają sobie o nas złe zdanie. Strach jest raczej figurą retoryczną dla każdego, kto podąża za Jezusem i jest już w tym mocno utwierdzony. Bo każdy, to naśladuje Chrystusa, co pewien czas, owszem, lęka się tego, by nie zaprzestać, ale lęk ten pokonuje znów wiarą i zaufaniem Bogu, a nie „wiarą we własne (tylko) siły” - natomiast każdy, kto żyje w sposób światowy i bez większych skrupułów czyni zło, choć powinien się tego na dobry początek przestraszyć... nie boi się! Taki paradoks. Gdy chrześcijaninowi zdarza się oddalić od Boga, w pewnym momencie łapie się na tym i dotyka go zdrowy strach, ale jest to zdrowa reakcja - sygnał, by znów zawrócić. Gdyż strach JAKO TAKI nie współgra z miłością; nie współgra więc z Bogiem. Szatan, choć przy Bogu jest malutką istotą, od nas jest znacznie, znacznie potężniejszy. Nie jesteśmy w stanie o własnych siłach wygrać z kusicielem i grzechem, który chce on wzbudzić. Nie jesteśmy w stanie wygrać z nim bez wsparcia Boga, który jest dobry, i który jest ponad wszystkim. Zatem: nie czytasz Słowa? Nie kontemplujesz go? Nie idziesz za nim? Nie pielęgnujesz go w sercu? Nie wdrażasz go? Nie masz z Bogiem relacji? Nie modlisz się? Nie wierzysz w Jego prowadzenie i obecność? Nie prosisz Go o to? Nie dziękujesz Mu? ZDECYDOWANIE POWINIENEŚ SIĘ WTEDY BAĆ. A właściwie - przestraszyć! Bo strach to sygnał do ucieczki w przeciwną stronę, a nie stan, w którym mamy ciągle żyć. Jeśli już żyjemy w sposób bezpieczny, nawet w wymiarze fizycznym, to przecież zachowujemy zdrową czujność, aby móc zareagować na potencjalne zagrożenie, ale ta czujność uruchomiona jest wtedy, gdy raczej mamy odwagę połączoną z miłością, a nie myślimy ciągle o różnych zagrożeniach, które mogą się czaić, ponieważ taki stan byłby paraliżem. A nawet POJAWIENIE SIĘ niebezpieczeństwa nie powinno paraliżować! Kiedy już jestem w bezpiecznym miejscu, to nie lękam się chorobliwie pożaru, którego nie ma. To by się nazywało fobią, czymś właśnie chorobliwym. Nie umiem wszystkiego, nie wiem wszystkiego, nie rozumiem wszystkiego, a gdy próbuję robić wszystko sam - nawet gdy myślę o Bogu, ale zaczynam „tracić” wiarę, a idę zanadto we własne filozofowanie - wtedy widzę, że jedyna iskierka prawdziwej mądrości dostępnej ludziom, iskierka, która zasadniczo wystarczy, to nauka Jezusa i codzienne, dziecięce zaufanie Bogu, którego Jezus całym Sobą wyraził. Z Nim mogę być wolnym, ale niczemu nie poddać się w niewolę. Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. Wtedy mogę być odważny, a nie być bufonem, gdyż wiem, że Jego istotą jest miłość, która nie jest TYLKO abstrakcją (choć również, dla umysłu), ale jest też Osobą, która jeśli chce mnie czegoś uczyć, to przede wszystkim bycia z Nią. I z tego dopiero, z tej wiary w sumie, płynie wszystko inne, co jest wystarczające - dla umysłu, dla ciała, dla chleba powszedniego, prozy życia. Ale jeśli Bóg jest ze mną, a ja staram się ciągle być Mu wierny, to kogo i czego mam się bać? Jeśli miłuję, nie muszę niczego się lękać, choć nawet mała wątpliwość czasem rodzi lęk. I to dobre, byle przy tym lęku nie obstawać. Bo to jest ten wciąż zaznaczający się paradoks: że jeśli człowiek zaprawia się w złu, to wyśmiewa rozterki moralne. A gdy ktoś zaprawia się w dobru, prędzej będzie wątpił, czy aby jest dobrym człowiekiem. To, oczywiście, taka świecka płaszczyzna, ale też wskazuje na coś ważnego. Czyli świecki człowieku, który jeszcze nie poznałeś Chrystusa - to dobrze, że zadajesz sobie pytania, czy jesteś dobry, ale nie martw się tym zanadto, bo gdybyś był naprawdę zły, w ogóle byś sobie takich pytań nie zadawał! Podobnie jak ignorant nie widzi swojej ignorancji, a ten, kto się uczy, widzi, ile jeszcze nie wie. Im dalej w las, tym więcej drzew. Zatem bać się powinniśmy szatana i swojej grzeszności, bo to nasz potężny przeciwnik, a to z nim walczymy, nie z ludźmi. Ludziom chcemy czynić dobro, nawet jeśli powoduje nimi szatan i oni chcą nas krzywdzić. Jednak potrzeba strachu to punkt graniczny. Nie idź dalej w to, co teraz robisz, wycofaj się, zawołaj do Boga. Z Bogiem nie musisz się bać, oczywiście, jeśli już znasz Słowo i wiesz, że Bóg nie jest jakimś talizmanem czy maszynką do spełniania wszelkich życzeń, ale Miłością, która wyraża się w określony przez Pismo sposób, która chce z Tobą być, w Tobie żyć i przenikać do codziennego życia, abyś doskonalił się w miłości Chrystusowej mimo wszystkich przeszkód przeciwnika, który stara się do tego zniechęcać. Bać się oznacza: mieć się na baczności. Mieć się na baczności oznacza: być gotowym na atak wroga. Być gotowym na atak wroga to znaczy w kontekście chrześcijańskim: żyć w miłości nauczonej przez Jezusa Jego słowem, czynem i życiem.
Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym jako Człowiek przeżywał trwogę, ale jako Bóg potrafil w doskonały sposób powierzyć się woli Ojca. Nie można zapominać o unii hipostatycznej.
Nie należy przywiązywać się do niczego na tym świecie , w tym do samego siebie i innych. Mieć tak - jakby się nie miało, posiadać tak - jakby się nie posiadało, wiedzieć tak - jakby się nie wiedziało, rozumieć tak - jakby się nie rozumiało. Źródłem wszelkiego naszego chcenia i działania w nas jest Bóg, ponieważ jest w nas źródłem życia i miłości. My jesteśmy tylko przechodniami, sługami nieużytecznymi. Tego rodzaju pokora pozwala działać Bogu w nas i przez nas. A kochać siebie - z racji naszego ojcostwa w Bogu. Nienawiść do swojej duszy - to nie jest dobry tytuł. Przecież dawcą życia i naszym ojcem jest Bóg , On jest panem wszelkiego chcenia i działania w nas, pod warunkiem że pragniemy z Nim relacji. Trzeba uważać żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Trudno jest wyjaśnić innym drogę do Boga, czyli zaparcie się samego siebie, nawet jeżeli się tą drogą idzie. Nawet obserwacja nie do końca pozwala zobaczyć. Gdy umarła sw. Teresa z Lisieux , niektóre siostry nie wiedziały co napisać w liście okólnym, twierdziły że ona niczym szczególnym się nie wyróżniała. Dziewczyna która w każdej minucie swojego życia przekraczała siebie.
Nienawidzić to dosłownie po hebrajsku "nie widzieć" czyli chodzi raczej o to by nie być wpatrzonym, zapatrzonym w siebie, nie o uczucie nienawiści...tak sądzę.:) Czy "psyche", "dusza", "jaźń", "świadomość" to wszystko nie są synonimy ??? Trwanie w metanoi to właśnie ciągłe kwestionowanie swojej "tożsamości" poniekąd...nawracanie się to odwracanie się od wszystkiego co nie jest mną, czyli porzucanie "siebie" na rzecz zakotwiczania się w tożsamości chrystusowej. "Nie wszystek umrę"?/Horacy?/ co ma niby pozytywny, pełen nadziei wydźwięk oznacza "nie wszystek przetrwam" z drugiej strony , czyż nie ?:) Czyż to nie jest tak bardzo chrześcijańskie !? Bo my tutaj bytujemy ku śmierci przecież, w każdym sensie tego słowa, po to by w końcu narodzić się naprawdę po drugiej stronie, już jako całkiem przemienione istoty.:)
A jeszcze prościej. Każdy chrześcijanin jest wszczepiony w Chrystusa, a bycie chrześcijaninem to nic innego jak oddawanie życia za innych. W różnej formie, bo co człowiek to inny sposób.
Dlaczego uważasz że to właśnie twoja religia jest prawdziwa, a twoja wiara nie jest zdeterminowana tylko i wyłącznie miejscem urodzenia ? Każdy wie o tym że gdybyś urodził się w Turcji dokładnie to samo mówiłbyś na temat islamu, co jest czynnikiem który decyduje o tym że właśnie religia chrześcijańska katolicyzm u ciebie przoduje, coś innego niż tylko wychowanie przez rodziców ?
Jestem chrześcijaninem, bo w takiej rodzinie się wychowałem, a następnie widziałem szereg potwierdzeń dla tej drogi. Zarówno argumenty racjonalne jak i znaki nadprzyrodzone oraz obserwacje świata. Bo widzę wyraźnie, że prawdziwi chrześcijanie są najszczęśliwszymi ludźmi, których znam i to mnie nieustannie utwierdza w wierze. :) Pozdrawiam serdecznie!
@@krzysoo86 Nie ma tam nic na temat innych religii, w Islamie Hinduizmie Buddyzmie Sikhizmie jest również miliony szczęśliwych, radosnych ludzi i na pewno widzieli również wiele znaków. Bóg katolicki nie jest im potrzebny, dlaczego wiara w Boga katolickiego miałaby być taka wyjątkowa, katolicyzm nie był pierwszą religią na świecie, ale jednym z wielu systemów wierzeń, które pojawiły się w historii ludzkości.
Równie dobrze można powiedzieć, że ateista odrzuca istnienie Boga tylko i wyłącznie dlatego, że jego rodzice nigdy nie przekazali mu żywej wiary, a gdyby np. wychował się w rodzinie bardziej zaangażowanej w życie Kościoła, to równie mocno głosiłby istnienie Boga. Oznaczałoby to, że wszyscy ludzie są arbitralnie podatni na efekt potwierdzenia i nie są zdolni mieć jakichkolwiek innych poglądów niż narzucone domyślnie - co jest oczywistym absurdem, sprzecznym z rozumną naturą człowieka. Jeśli ktoś świadomie wyznaje jakiś pogląd, to raczej nie robi tego z uwagi na stan wejściowy, ale dokonał jakiegoś sądu. Człowiek jest bowiem w stanie badać otaczającą nas rzeczywistość i wyciągać z niej wnioski także ponad kontekstem kulturowym.
Trzeba poznać siebie ażeby móc siebie odrzucić. Bo gdy nie poznasz siebie to nie wiesz co odrzucić.
Super. Bóg zapłać. Pozdrawiam.
Świetny temat, mam wrażenie że dziś niewielu w Kościele mówi o takich tematach, są one nieznane wśród katolików.
BOŻE WIELKI i WSZECHMOCNY!!! Daj mi usłyszeć TWÓJ głos i podążać za NIM wbrew wszystkiemu!
Ja się nie wkurzam na to, co mówisz o psychologii, tylko mi przykro. Przeszłam przez piekło, a przy okazji słuchania Ciebie słyszę, że za słabo się staram, bo próbuję zadbać o siebie i na psychoterapii mowię o sobie, a nie ukierunkowuję tej energii na pomoc innym. Tyle ile mogę - pomagam. Nie każdy, jak Ty i Hania, pochodzi z dobrego i wspierającego domu, nie każdy ma silne podwaliny. Po tym filmie przepłakałam całą noc. Naprawdę, choroba nie sprawia mi masochistycznej przyjemności. Nie życzę nikomu takiego braku władzy nad swoimi myślami. Tym komentarzem chcę tylko pokazać, że niekiedy Twoje słowa mogą być krzywdzące, a nie dla hejtu. Z rozmów ze znajomymi znającymi Twój kanał - nie tylko dla mnie krzywdzące.
Dołączam do słów puzzelkowej.
To co mnie uderza to to, że zrobienie miejsca w samej sobie na Chrystusa musi odbywać się "kosztem" czegoś - czyli mnie samej. Ale gdy robi się to z własnej woli, to dostajemy w zamian coś niesamowitego - żywego i płonącego ogniem Chrystusa. Gdy do mnie dociera co to tak naprawdę znaczy to aż wyciska łzy. Dzięki Mikołaj za wspaniałą prelekcję!
Dziękuję Mikołaju za prezent w postaci wspaniałego wykładu jak NIE skupiać sie na sobie tylko na Panu :)
Bog zaplac za katecheze Blogkslawienstwa dla calej twojej rodzinki
Z całego serca dziękuję Mikołaju, takie słowa potrzebowałam teraz usłyszeć. Chwała Panu ❤
Witam z miłością.
Witam również! :)
😇
Mikołaju, tryptyk który kiedyś nagrałeś i Ten film to według mnie TOP!
Ciekawa interpretacja dająca sporo do myślenia.....zazdroszczę trochę tej atmosfery życia Bogiem w waszej rodzinie....oczywiście pozytywnie.....to niezwykła łaska móc tak żyć ....:) Dziękuję za tą mądrą katechezę.....
I pewnie to jest własnie ta ciasna brama i wąska droga, ktora prowadzi do zycia. Bardzo pouczajacy wykład! Dziekuje za udostepnienie🙏🏻🩶
Amen! Dziękuję za komentarz! ;)
Mikolaj znam cie od mlode go chlopca jak miales okolo czternastu lat jak mowiles o Bogu miales lzy w oczach teraz taki dorosly mezczyzna jestes mi bliski jak sync bo ja juz jestem wiek owatykanie I Nadal z przyjemnosc Ian cie slucham ale troche mi zal gdzie jest ten chlopiec mikolaj ale zycie tak szybko leci pozdrawiam cie kochanie
Życzę Błogosławionej Niedzieli Mikołaju.
Pięknie dziękuję, nawzajem! :)
Super.Czas na nienawiść:).
Super wykład! Trzeba o tym często przypominać i uświadamiać ludzi, bo ma być tylko gorzej. Narcyzm to nowa globalna religia, dusze ludzi stają się dla nich bożkami, a system światowy bardzo to wspiera, słyszałam to z ust psychologa, który sam jest tym owładnięty i wprost to przyznaje, ale nie potrafi sobie pomóc, bo jest niewierzący.
Niesamowite, że Paweł przepowiedział to tak dokładnie!
2 Tm 3,2: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi,
Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam! :)
Ja podjęłam w sercu decyzję pójścia za Bogiem i zaparłam się dotychczasowego życia i poczułam się jak bym miała skoczyć z piętrowego domu w ręce Boga. Ryzyko było duże ,bo wiedziałam ,że tracę wszystko co kochałam. Ale na szczęście poczułam ręce miłującego Ojca ,który zjawił się przy mnie .Przypomniałam sobie miejsce w Biblii, gdy Jakób uciekając przed Ezawem zmęczony położył swoją głowę na kamieniu zasnął i śniła mu się wielką drabina do nieba ,a wokoło było pusto i tylko aniołowie z nim byli .Tak Bóg mój zabrał odemnie świat ,który kochałam i dał mnie siebie .Utraciłam to życie doczesne i wąską drogą za Jezusem idę już 40 lat .
tc 13:32 - 14:04 : tak. A ten z tyłu anturaż z okładką gazety gdzie w nim chyba jesteś to genialny :) I like it!
To prezent od świetnego kolegi Tomasza, który sam go zrobił. Bo niektórzy myślą, że naprawdę jestem na jakiejś okładce i że woda sodowa uderzyła mi do głowy, bo postawiłem to na honorowym miejscu. :D
@@DobraNowinaNet Cudo! :)
Czy brak w Piśmie Świętym fragmentów dotyczących niskiego poczucia własnej wartości nie jest spowodowany tym, że w czasach gdy Biblia powstawała nie było to aż tak dużym problemem jak dzisiaj i brak było różnego rodzaju problemów, z którymi ludzie mierzą się dzisiaj? Kiedyś czytałem coś podobnego na temat masturbacji, o której Biblia nie mówi wprost, właśnie dlatego, że wtedy nie było to problemem z powodu szybko zawieranych małżeństw. Co innego dzisiaj. Może z niską samooceną jest podobnie? Generalnie bardzo dobrze, Mikołaju, że nagrałeś dłuższy film na ten temat. Wreszcie :) Bo do tej pory wypowiadałeś się na ten temat, w krótkich wypowiedziach. Ale mimo wszystko mam wrażenie, że temat nie został wyczerpany.
Fragment o masturbacji: Syr 23,16-18
A co do innych czasów, myślę że Paweł je zapowiedział, ale nie jako czasy z problemem niskiej samowartości, ale odwrotnie wielkiego samolubstwa:
2 Tm 3, 2: Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźniący, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi,
Dziękuję za dobre słowa i pozdrawiam serdecznie! :)
@@DobraNowinaNet Faktycznie, zapomniałem o tym fragmencie, a on jednoznacznie wskazuje, o co chodzi. Dziękuję za przypomnienie!
Natomiast co do samooceny, to ja się zgadzam, co do tego, że dzisiaj dużym problemem jest egoizm i zbyt wygórowane mniemanie o sobie. Myślę, że to problem naszych czasów. Ludzie troszczą się o siebie, a zapominają, że nie są na tym świecie sami. Natomiast czy nie możemy również przyjąć, że zbyt niska samoocena, gardzenie sobą, nienawiść do samego siebie (rozumiana jako wstręt do samego siebie) też jest pewnym problemem, choć być może rzadziej występującym? Czy naprawdę człowiek nie powinien o sobie w ogóle nic myśleć ani dobrze ani źle? Czy naprawdę powinien całkowicie o sobie zapomnieć? Z tym jest mi się trudno zgodzić.
Ostatnio w ogóle znalazłem ciekawe kazanie św. Augustyna nr 368 na temat, o którym mówisz w tym filmie, czyli o tym, że kto kocha swoją duszę, to ją straci. Kazanie można znaleźć po angielsku w internecie. W kazaniu można przeczytać: "First learn though, how to love yourself, and in this way love your neighbor as yourself; because if you don't know how to love yourself, how will you be able to love your neighbor in truth?" Czy św. Augustyn -- ojciec i doktor Kościoła -- źle mówi czy dobrze?
@@DobraNowinaNet No ja nie mam dla ciebie dobrych słów, bo widzę, że jesteś najwyraźniej pod działaniem złego ducha, który cię prowadzi. Jak tutaj ktoś zauważył w komentarzach, wylewasz dziecko z kąpielą. I chyba wszędzie tak robisz. A właściwie ten demon przez ciebie i jak wprawdzie żartem, ale faktycznie mówisz Jezusowi w twarz: Nie znam ciebie! To nie jest dobry tytuł: Nienawiść do swojej duszy. Nie mamy umniejszać duszy a raczej owego ducha, zwłaszcza gdy zaplątał się tam , na skutek naszych grzechów zły duch, a może nawet cały ich tabun. Nienawidzić należy tych grzechów, bo przez nie jesteśmy związani z szatanem i on nami rządzi. Gdy tymczasem jesteśmy stworzeni, z ciałem i duszą ( także z ową psyche rozumiana jako duch) do panowania nad grzechem, czyli niedopuszczania, walki i wypędzania demonów z naszego świata. Najpierw Ojciec stwarza dusze nieśmiertelna , więc ona , a jest to to nasze centrum, serce , w którym zawarte jest nasze podobieństwo i obraz Boga jest więzią z Nim . Dlaczego wzywasz do nienawiści naszej przynależności ze Stwórca? I gloryfikujesz ducha? Zaprzeć się i wziąć swój krzyż oznacza odwrócić się od szatana i grzechu. Umiesz żonglować cytatami z Biblii, ale tematyki wyrzucania złych duchów nie poruszasz, ani walki z szatanem. Twój materiał sprzed 4 lat: Sobór odrzucił przesadna mariologię, to także nadużycie. Nie odrzucił przesadnej mariologii, ale ( na podstawie przytoczonego Rozdz. 8, pkt. 67 z Lumen Gentium) zalecił wystrzegać się " wszelkiej FAŁSZYWEJ przesady" w rozważaniu szczególnej godności Bogarodzicielki" (...) w nawiązaniu do "prawdziwej pobożności", która ma wychodzić z " wiary Prawdziwej" , zatem mamy się wystrzegać wiary nieprawdziwej, logiczne tak? A jaka ona jest, ta nieprawdziwa, to także jest to wyjaśnione: taka, która NIE "prowadzi do uznania przodującego stanowiska Bogarodzicielki" i NIE "pobudza do synowskiej miłości ku Matce naszej oraz do naśladowania Jej cnót ". Nie możesz więc na podstawie wezwania do wystrzegania się fałszywej przesady (a nie jakiejkolwiek ) i zalecenia prawdziwej pobożności maryjnej, która ma nie być czulostkowa i płytka, ale ma wypływać z prawdziwej wiary i "prowadzić do uznania PRZODUJACEGO STANOWISKA BOGURODZICY I POBUDZANIA DO SYNOWSKIEJ MILOSCI KU MATCE NASZEJ ORAZ DO NASLADOWANIA JEJ CNOT, konkludować, że sobór odrzucił przesadna mariologię. I sobie pojeździć po Ludwiku de Montfort. Ten ostatni nie jest przykładem fałszywej przesady, ani też nieprawdziwej wiary , wręcz przeciwnie, uznaje Jej wyjątkową rolę , okazuje Jej swoją miłość i naśladuje Jej cnoty. Po prostu szatan uderza przez ciebie w Maryję i strasznie wszystko przekręcasz. Zacznij od nienawiści, zaparcia się siebie, ale nie duszy.Dusza ma w tobie zakrolowac nad twoim ja , nad tym głosami którym się dałeś wywieść na manowce, których słuchasz. To nie jest Duch Prawdy. On cię dopiero oczekuje. Ale musisz się upokorzyć z tym wszystkim, z czego jesteś dumny. Obawiam się, że to nie Jezus cię pociągnął do tej posługi." Każdy kto popełnia grzech jest niewolnikiem grzechu. ... Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni" J 8, 34.36 Trzeba się z tych złych duchów wyspowiadać, uwolnić , oddać Maryi w macierzyńska niewolę miłości , aby strzegła i wtedy dopiero cię Jezus powoła do prawdziwej posługi. I pełnienia woli Ojca. Pomodlę się o twoje wyzwolenie, bo sporo ludzi już zwiodłeś, pora z tym skończyć.
16:10 Nawet w "Noc jest mi światłem" jest mowa o poznawaniu siebie ale w tym sensie że Bóg jest wewnątrz nas i dopóki nie kierujemy się do tego "centrum" to nie znamy siebie. Czyli trochę poznając siebie krążąc po zewnętrznych sferach człowieka nie jesteśmy nawet blisko poznania siebie i jesteśmy w istocie sobie obcy.
Podaj mi proszę tytuł Jana od krzyża, konkretnie to, gdzie napisał o nienawiści do duszy.
@Dobra Nowina prawy kanał audio nie działa..
Nie wiem jak to zrobić. Skąd poznać wolę Bożą? Wydaje mi się, że w grudniu mi się coś takiego udało, ale teraz znów nie umiem. Wtedy akurat skończyłam mówić Pompejankę, byłam w depresji i seria przypadków pokazała mi jasno co zrobić. I samo we mnie pojawiło się takie przekonanie. Teraz nie umiem i nie wiem, nie widzę drogowzkazów Boga albo nie wiem jak. Albo nie umiem się na nie zdobyć.
To Bóg nas szuka , to On sprawia że chcemy szukać Jego woli, przecież znał nas zanim pojawiliśmy się na tym świecie. Po prostu bądź. Jesteś na tym świecie z Jego woli i On cię nie zostawi, to pewne.
Przyjąć Jego Moc. Aby mógł przez ciebie działać. Ale wcześniej trzeba się oczyścić ze wszystkich błędów szatana, których w świecie pełno. Najpełniejszą droga to oddać się Maryi w macierzyńska niewolę miłości. Służę Aktem oddania, które sama odmówiłam i ponawiam. Ona cię przeprowadzi przez oczyszczenie. Łatwo nie będzie ale to jest konieczna droga pokuty dla grzesznika. Dopiero po tej drodze, po tym oczyszczeniu będziesz mogła przyjąć wolę Ojca i ją pełnić. Sam Bóg będzie działał z mocą swoją. Jezus zanim rozpoczął swoje publiczne nauczanie pościł 40 dni i był kuszony. A więc dał nam przykład jak my mamy iść do Ojca.
27:00
czy w to włącza się fragment z J 12, 27-30?
Dusza Jezusa odczuwa lęk, jednak On go odrzuca i zaraz potem prosi Boga o cud ze względu na ludzi, dla potwierdzenia. Dobrze zrozumiałem?
Jak najbardziej, świetnie to ująłeś! :)
Dyplomatycznie - "Nie sądziłem, że tak się można różnić"
Niestety u mnie film odtwarza się bez dźwięku 😔😭
@@marcinkonieczny3737 Jest dzwiek, ale tylko na lewe ucho. Też się zdziwiłem bo słucham tylko na jednej słuchawce, właśnie prawej, i miałem ciszę.. :)
Nie lękajcie się!
Kto się lęka, ten nie wydoskonalił się w miłości. Doskonała miłość usuwa lęk. Lęk kojarzy się z karą.
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, ale duszy zabić nie mogą. Bójcie się RACZEJ tego, który duszę wraz z ciałem potrafi zatracić w piekle.
Nie walczymy bowiem przeciwko krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich.
-----------------------------------------------------------------------------
To wszystko wskazuje na to, że jeśli już czegokolwiek mielibyśmy się bać/lękać, to jedyny sensowny strach (sensowny, bo adekwatny do potencjalnego zagrożenia) byłby strachem przed tym, by nie oddalić się od Boga, który jest miłością. Sens ma strach przed grzechem i jego konsekwencjami; strach przed znacznie potężniejszym od nas szatanem, który chce nas zatracić - w przeciwieństwie do Boga, który nie chce niczyjej zguby! Jeśli już czegokolwiek mielibyśmy się bać, to właśnie tego, a nie tego, że ludzie, którzy NIE opierają się szatanowi, znieważają nas, biją, zamykają w więzieniach, a może i nawet zabijają fizycznie. Podobnie nie powinniśmy się bać ludzkich opinii, gdy będziemy odpłacać dobrem za zło, a wielu uzna nas przez to za „frajerów”. Bójmy się raczej takiego strachu, bo ważne, że zachowujemy przykazania Jezusa, a nie to, że ludzie, którzy mają te przykazania za nic, wyrabiają sobie o nas złe zdanie.
Strach jest raczej figurą retoryczną dla każdego, kto podąża za Jezusem i jest już w tym mocno utwierdzony. Bo każdy, to naśladuje Chrystusa, co pewien czas, owszem, lęka się tego, by nie zaprzestać, ale lęk ten pokonuje znów wiarą i zaufaniem Bogu, a nie „wiarą we własne (tylko) siły” - natomiast każdy, kto żyje w sposób światowy i bez większych skrupułów czyni zło, choć powinien się tego na dobry początek przestraszyć... nie boi się! Taki paradoks. Gdy chrześcijaninowi zdarza się oddalić od Boga, w pewnym momencie łapie się na tym i dotyka go zdrowy strach, ale jest to zdrowa reakcja - sygnał, by znów zawrócić. Gdyż strach JAKO TAKI nie współgra z miłością; nie współgra więc z Bogiem.
Szatan, choć przy Bogu jest malutką istotą, od nas jest znacznie, znacznie potężniejszy. Nie jesteśmy w stanie o własnych siłach wygrać z kusicielem i grzechem, który chce on wzbudzić. Nie jesteśmy w stanie wygrać z nim bez wsparcia Boga, który jest dobry, i który jest ponad wszystkim. Zatem: nie czytasz Słowa? Nie kontemplujesz go? Nie idziesz za nim? Nie pielęgnujesz go w sercu? Nie wdrażasz go? Nie masz z Bogiem relacji? Nie modlisz się? Nie wierzysz w Jego prowadzenie i obecność? Nie prosisz Go o to? Nie dziękujesz Mu? ZDECYDOWANIE POWINIENEŚ SIĘ WTEDY BAĆ. A właściwie - przestraszyć! Bo strach to sygnał do ucieczki w przeciwną stronę, a nie stan, w którym mamy ciągle żyć.
Jeśli już żyjemy w sposób bezpieczny, nawet w wymiarze fizycznym, to przecież zachowujemy zdrową czujność, aby móc zareagować na potencjalne zagrożenie, ale ta czujność uruchomiona jest wtedy, gdy raczej mamy odwagę połączoną z miłością, a nie myślimy ciągle o różnych zagrożeniach, które mogą się czaić, ponieważ taki stan byłby paraliżem. A nawet POJAWIENIE SIĘ niebezpieczeństwa nie powinno paraliżować! Kiedy już jestem w bezpiecznym miejscu, to nie lękam się chorobliwie pożaru, którego nie ma. To by się nazywało fobią, czymś właśnie chorobliwym.
Nie umiem wszystkiego, nie wiem wszystkiego, nie rozumiem wszystkiego, a gdy próbuję robić wszystko sam - nawet gdy myślę o Bogu, ale zaczynam „tracić” wiarę, a idę zanadto we własne filozofowanie - wtedy widzę, że jedyna iskierka prawdziwej mądrości dostępnej ludziom, iskierka, która zasadniczo wystarczy, to nauka Jezusa i codzienne, dziecięce zaufanie Bogu, którego Jezus całym Sobą wyraził. Z Nim mogę być wolnym, ale niczemu nie poddać się w niewolę. Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. Wtedy mogę być odważny, a nie być bufonem, gdyż wiem, że Jego istotą jest miłość, która nie jest TYLKO abstrakcją (choć również, dla umysłu), ale jest też Osobą, która jeśli chce mnie czegoś uczyć, to przede wszystkim bycia z Nią. I z tego dopiero, z tej wiary w sumie, płynie wszystko inne, co jest wystarczające - dla umysłu, dla ciała, dla chleba powszedniego, prozy życia. Ale jeśli Bóg jest ze mną, a ja staram się ciągle być Mu wierny, to kogo i czego mam się bać?
Jeśli miłuję, nie muszę niczego się lękać, choć nawet mała wątpliwość czasem rodzi lęk. I to dobre, byle przy tym lęku nie obstawać. Bo to jest ten wciąż zaznaczający się paradoks: że jeśli człowiek zaprawia się w złu, to wyśmiewa rozterki moralne. A gdy ktoś zaprawia się w dobru, prędzej będzie wątpił, czy aby jest dobrym człowiekiem. To, oczywiście, taka świecka płaszczyzna, ale też wskazuje na coś ważnego. Czyli świecki człowieku, który jeszcze nie poznałeś Chrystusa - to dobrze, że zadajesz sobie pytania, czy jesteś dobry, ale nie martw się tym zanadto, bo gdybyś był naprawdę zły, w ogóle byś sobie takich pytań nie zadawał! Podobnie jak ignorant nie widzi swojej ignorancji, a ten, kto się uczy, widzi, ile jeszcze nie wie. Im dalej w las, tym więcej drzew.
Zatem bać się powinniśmy szatana i swojej grzeszności, bo to nasz potężny przeciwnik, a to z nim walczymy, nie z ludźmi. Ludziom chcemy czynić dobro, nawet jeśli powoduje nimi szatan i oni chcą nas krzywdzić. Jednak potrzeba strachu to punkt graniczny. Nie idź dalej w to, co teraz robisz, wycofaj się, zawołaj do Boga. Z Bogiem nie musisz się bać, oczywiście, jeśli już znasz Słowo i wiesz, że Bóg nie jest jakimś talizmanem czy maszynką do spełniania wszelkich życzeń, ale Miłością, która wyraża się w określony przez Pismo sposób, która chce z Tobą być, w Tobie żyć i przenikać do codziennego życia, abyś doskonalił się w miłości Chrystusowej mimo wszystkich przeszkód przeciwnika, który stara się do tego zniechęcać.
Bać się oznacza: mieć się na baczności. Mieć się na baczności oznacza: być gotowym na atak wroga. Być gotowym na atak wroga to znaczy w kontekście chrześcijańskim: żyć w miłości nauczonej przez Jezusa Jego słowem, czynem i życiem.
Pan Jezus w Ogrodzie Oliwnym jako Człowiek przeżywał trwogę, ale jako Bóg potrafil w doskonały sposób powierzyć się woli Ojca. Nie można zapominać o unii hipostatycznej.
Nie należy przywiązywać się do niczego na tym świecie , w tym do samego siebie i innych. Mieć tak - jakby się nie miało, posiadać tak - jakby się nie posiadało, wiedzieć tak - jakby się nie wiedziało, rozumieć tak - jakby się nie rozumiało. Źródłem wszelkiego naszego chcenia i działania w nas jest Bóg, ponieważ jest w nas źródłem życia i miłości. My jesteśmy tylko przechodniami, sługami nieużytecznymi. Tego rodzaju pokora pozwala działać Bogu w nas i przez nas. A kochać siebie - z racji naszego ojcostwa w Bogu. Nienawiść do swojej duszy - to nie jest dobry tytuł. Przecież dawcą życia i naszym ojcem jest Bóg , On jest panem wszelkiego chcenia i działania w nas, pod warunkiem że pragniemy z Nim relacji. Trzeba uważać żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Trudno jest wyjaśnić innym drogę do Boga, czyli zaparcie się samego siebie, nawet jeżeli się tą drogą idzie. Nawet obserwacja nie do końca pozwala zobaczyć. Gdy umarła sw. Teresa z Lisieux , niektóre siostry nie wiedziały co napisać w liście okólnym, twierdziły że ona niczym szczególnym się nie wyróżniała. Dziewczyna która w każdej minucie swojego życia przekraczała siebie.
Nienawidzić to dosłownie po hebrajsku "nie widzieć" czyli chodzi raczej o to by nie być wpatrzonym, zapatrzonym w siebie, nie o uczucie nienawiści...tak sądzę.:) Czy "psyche", "dusza", "jaźń", "świadomość" to wszystko nie są synonimy ??? Trwanie w metanoi to właśnie ciągłe kwestionowanie swojej "tożsamości" poniekąd...nawracanie się to odwracanie się od wszystkiego co nie jest mną, czyli porzucanie "siebie" na rzecz zakotwiczania się w tożsamości chrystusowej. "Nie wszystek umrę"?/Horacy?/ co ma niby pozytywny, pełen nadziei wydźwięk oznacza "nie wszystek przetrwam" z drugiej strony , czyż nie ?:) Czyż to nie jest tak bardzo chrześcijańskie !? Bo my tutaj bytujemy ku śmierci przecież, w każdym sensie tego słowa, po to by w końcu narodzić się naprawdę po drugiej stronie, już jako całkiem przemienione istoty.:)
nosić krzyż to też to znosić prześladowania
A jeszcze prościej. Każdy chrześcijanin jest wszczepiony w Chrystusa, a bycie chrześcijaninem to nic innego jak oddawanie życia za innych. W różnej formie, bo co człowiek to inny sposób.
Dlaczego uważasz że to właśnie twoja religia jest prawdziwa, a twoja wiara nie jest zdeterminowana tylko i wyłącznie miejscem urodzenia ? Każdy wie o tym że gdybyś urodził się w Turcji dokładnie to samo mówiłbyś na temat islamu, co jest czynnikiem który decyduje o tym że właśnie religia chrześcijańska katolicyzm u ciebie przoduje, coś innego niż tylko wychowanie przez rodziców ?
Jestem chrześcijaninem, bo w takiej rodzinie się wychowałem, a następnie widziałem szereg potwierdzeń dla tej drogi. Zarówno argumenty racjonalne jak i znaki nadprzyrodzone oraz obserwacje świata. Bo widzę wyraźnie, że prawdziwi chrześcijanie są najszczęśliwszymi ludźmi, których znam i to mnie nieustannie utwierdza w wierze. :)
Pozdrawiam serdecznie!
Obejrzyj jego film "dlaczego wierzę w Boga"
Nie etykieta a charakter się liczy. Życzę miłej niedzieli.Kazdy sam kreuję swoją drogę.
@@krzysoo86 Nie ma tam nic na temat innych religii, w Islamie Hinduizmie Buddyzmie Sikhizmie jest również miliony szczęśliwych, radosnych ludzi i na pewno widzieli również wiele znaków. Bóg katolicki nie jest im potrzebny, dlaczego wiara w Boga katolickiego miałaby być taka wyjątkowa, katolicyzm nie był pierwszą religią na świecie, ale jednym z wielu systemów wierzeń, które pojawiły się w historii ludzkości.
Równie dobrze można powiedzieć, że ateista odrzuca istnienie Boga tylko i wyłącznie dlatego, że jego rodzice nigdy nie przekazali mu żywej wiary, a gdyby np. wychował się w rodzinie bardziej zaangażowanej w życie Kościoła, to równie mocno głosiłby istnienie Boga. Oznaczałoby to, że wszyscy ludzie są arbitralnie podatni na efekt potwierdzenia i nie są zdolni mieć jakichkolwiek innych poglądów niż narzucone domyślnie - co jest oczywistym absurdem, sprzecznym z rozumną naturą człowieka.
Jeśli ktoś świadomie wyznaje jakiś pogląd, to raczej nie robi tego z uwagi na stan wejściowy, ale dokonał jakiegoś sądu. Człowiek jest bowiem w stanie badać otaczającą nas rzeczywistość i wyciągać z niej wnioski także ponad kontekstem kulturowym.