Pamiętam jak w czwartej klasie podstawówki weszło coś takiego jak "odpowiedź ustna". Wydało mi się to super ekstra. Była wtedy "przyroda". Miałam wtedy pierdolca na punkcie Afryki i pomyślałam sobie: pójdę do pani i opowiem jej co wiem o lwach, gepardach, czym się odżywają, ile mają młodych w miocie, jakieś zachowania i tryb życia. Czym są lasy galeriowe i dlaczego Nil był ważny dla starożytnych, może podział na strefy, wędrówki gnu itd. Później dorzucę coś o tym jak działają szczepionki i system immunologiczny, bo lubiłam oglądać bajki edukacyjne i wtedy coś takiego było. Oczywiście nie wiedziałam jak taka odpowiedź rzeczywiście działa i na czym polega. Kiedy więc pani spytała kto chce do odpowiedzi na ocenę, dosłownie wystrzeliłam z ławki. Wtedy też nie wiedziałam, dlaczego wszyscy inni siedzieli cicho. Ale ich zaskoczę. Normalnie szczęki im wszystkim opadną i w dodatku za taką wiedzę na pewno dostanę szóstkę. Kładę zeszyt na biurko pani, z łomoczącym sercem biorę wdech... ... i baba pyta czym są saprobionty. To było co najmniej jak strzał z łopaty w potylicę. Potem zasypała mnie innymi pytaniami z tych trzech pierwszych lekcji, czyli między innymi takie pierdoły jak "czym zajmuje się przyroda". No jakby... wiem, ale nie potrafiłam tego ubrać w słowa. Konkretnie te podręcznikowe. Kurde, miałam 10 lat! Ostatecznie dostałam jedynkę za brak znajomości tematu. Tego też dnia nauczyłam się, że nie liczy się to co ja umiem, tylko to czego od ciebie chcą w danej chwili. A twoje zainteresowania to bezwartościowe guano, które tylko może przysporzyć ci więcej problemów.
Wstyd mi za Twojego nauczyciela. Sama jestem nauczycielem i gdy dziecko che się podzielić jakąś ciekawą informacją, jestem z niego dumna i wszyscy słuchamy :) To ważne, aby wiedzieć, czym się Twój uczeń interesuje i wykorzystywać to podczas zajęć... Przykro mi, że masz takie smutne doświadczenie...
Nie są guano! To jest praktycznie jedna z dwóch rzeczy w ludziach dla której warto żyć i kontakty z innymi są znośne i nie kończymy [np. ja nie kończę] w kompletnej izolacji i frustracji prozą życia. I feel you 😥😥
Dlatego tak mnie wkurza określenie "nerd" na każdego, kto śmie interesować się w sumie dowolnym tematem, który wymaga choć trochę myślenia czy pracy własnej. Wydaje mi się, że też wywodzi się ono z tej mentalności szkolnej, gdzie zainteresowanie czymkolwiek jest traktowane jak gunwo.
Ja już o oceny nie pytam. Uspokajam Córkę, że one nie są najważniejsze. Żałuję, że zatrułam jej życie w podstawówce. Zmieniłam to o 180° i obie jesteśmy szczęśliwsze. Mnie też te cholerne ocenki zatruwały życie
@@danap.8330 A bo wcaaaaaaaale nie jest tak, że można w inny sposób motywować ucznia do nauki niż zamordystyczne katowanie nauką po n-naście godzin niczym z radzieckiego kołhozu. Wyjdźcie ludzie ze swoich piwnic. Podobno żyjemy w kulturze zachodniej, ale jak to powiedział pewien Tomasz Iwańca "choć mieszkamy w Europie to daleko nam do Europy"
Zastosowałem się do Waszego feedbacku spod ostatniego filmu (ALE KRZYSZTOF, PRZECIEŻ TYLKO OCENY DAJĄ NAM OBIEKTYWNY POGLĄD NA TO, CO ROBIMY ŹLE A CO DOBRZE) i podbiłem maksymalnie jak mogłem saturację i nasycenie, żeby obraz Krzysztofa nie był sprany i zużyty jak Krzysztof po kilkugodzinnym odbębnianiu pierepałek administracyjnych. Dzięki, że pomagacie mi poprawiać jakość filmów!
@@KacperKwintaJa na te filmy nawet nie patrzę... włączam sobie Krzysztofa w tle i rysuję coś. Naprawdę polecam, świetny sposób na spędzanie wolnego czasu...
Pamiętam, jak w liceum rodzice pytali mnie "a jak poszło innym?" i dziwili się, że mówiłem, że nie wiem. Z perspektywy czasu widzę, że to dobrze, że się tym nie interesowałem.
W marcu skończyłem kurs dający uprawnienia do trenowania, znienawidzonej przez Krzysztofa, piłki nożnej. Od tego czasu pracuję dodatkowo jako trener w szkółce piłkarskiej z dziećmi w wieku 8-10 lat. Od września prowadzę zajęcia jako główny trener więc zapytałem swojego szefa jaka jest praktyka kontaktu z rodzicami. Okazało się, że zebrania z rodzicami nie są praktykowane, ale jak chcę to mogę robić. Obserwując dzieci przez dwa miesiące postanowiłem zwołać zebranie. Nie mam wykształcenia pedagogicznego stąd większość wiedzy na temat oceniania wziąłem z tego kanału. Siedziałem trzy dni tworząc wpierw szablon podzielony na ocenę zachowania, postępów w treningu, zalecenia do rodzica przy pracy z dzieckiem oraz kilka zdań skierowanych do zawodnika, które poleciłem rodzicom przeczytać dla swoich pociechy. Opisałem w ten sposób 16 zawodników każdy na A4. Ocenianie czyichś dzieci było stresujące i trudne. Pojawiło się mnóstwo wątpliwości jak rodzice zareagują. Po zebraniu otrzymałem pozytywny feedback od rodziców, którzy docenili moją pracę. Mam wątpliwości czy rodzice których widziałem pierwszy raz na oczy po 2 miesiącach pracy z dzieckiem będą mieli czas oraz chęci na pracę nad dzieckiem. Większość dalej ma problem że stosowaniem się do uzgodnionych zasad komunikacji. Z jednej strony czuję dumę z wykonanej dobrze pracy za którą nikt mi dodatkowo nie zapłacił. Z drugiej strony mam nieodparte wrażenie, że rodzice będą mieć to tam gdzie autorzy RoP swoich fanów.
Nigdy nie będzie idealnie, ale jest dużo plusów - część dzieci może po raz pierwszy usłyszało konstruktywną pochwałę, część rodziców po raz pierwszy się starało brać udział w edukacji swojego dziecka, a u części to ziarno wykiełkuje i da owoce. W dalszej lub bliższej przyszłości. A nawet tam gdzie nie wykiełkuje to powoli coś zmienia w świadomości ludzi. Że można inaczej. Że są ludzie którym się chce, itd.
Najgorsze jest to że pomimo masy badań, ogromnej ilości materiałów na YT i TONY artykułów w google o tym jak obecny model szkoły szkodzi, to ludzie nic z tym nie robią
Czy mogę prosić o linki do wyników takich badań? Prowadzę akcję uświadamiania rodziców w jednej z warszawskich podstawówek i bardzo potrzebuję twardych argumentów
@@aneczka05 Wspaniale! Ja bardzo chciałam, ale mnie zablokowano właśnie statutem, że w statucie mamy cyfry... Jednak staram się omijać kłody i przede wszystkim oceniam opisowo, a cyfrę stawiam "na doczepkę"
Tresura ocenkowa jaką przechodzą uczniowie przez nauczycieli i swoich rodziców jest straszna. Pamiętam ostatnią klasę liceum gdzie uświadomiłem kilku koleżankom, że NAPRAWDĘ nie sprawdzą przy rekrutacji na uczelnię jakie ocenki mają na świadectwie. Były w szoku XD
Co więcej: my byśmy (sam egzaminuję, stąd liczba mnoga) nawet woleli, by W OGÓLE nie było żadnych wyników z matur itp., bo one często blokują dobrych kandydatów (a przeciętny naukowiec jest w stanie w 5-10 min się dowiedzieć, czy ma do czynienia z rokującym kandydatem czy nie). Also, oceny z dyplomu ze studiów też nikt nie sprawdza i studenci też są zdziwieni, bo ta tresura ocenkowa się nie kończy...
Moja nauczycielka od polskiego w liceum (1 klasa) uważa, że jeżeli ktoś ma dysleksję / dysgrafię / dysortografię to nie oznacza, że może brzydko pisać, tylko ma POPROSTU włożyć więcej pracy. Na początek roku szkolnego kazała każdemu kupić zeszyt A4, powiedziała że będzie je oceniać i że prowadzenie zeszytu to nasz obowiązek. Jeżeli ktoś, broń boże, nie posłuchał się jej i pisze w małym zeszycie to ocena idzie w dół. Czepia się praktycznie wszystkiego czego tylko może. Jeszcze zabawniej jest kiedy dyktuje co mamy zapisać do zeszytu. Każda notatka zrobiona przez nią jest nie po polsku i jest nieczytelna. A najlepsze jest to, że pomimo uczenia profilu z rozszerzoną matematyką, informatyką i angielskim ciągle mówi, że będzie wymagać od nas więcej, bo jesteśmy ambitną klasą (mówi tak tylko dlatego, że z całej szkoły mieliśmy średnio najwięcej punktów z egzaminu ósmoklasisty). Oczywiście na każdej lekcji pyta po 2-3 osoby, a po 20 minutach jak już skończy odpytywać, zaczynamy w końcu przerabiać temat, który i tak musimy nadrabiać w domu, bo na lekcji Z JAKIEGOŚ DZIWNEGO POWODU nie było czasu.
@@adamrozycki7484 Ja jestem rocznik 82. Dla moich rodziców urodzonych za komuny, ktoś kto kończył zawodówkę czy technikum był gorszym sortem, "robolem". Nie nadawałem się na studia, ale z jednej strony presja rodziców - tytułowe "będziesz rowy kopał", a z drugiej pobór do wojska (tak, wtedy był jeszcze). No i zmarnowałem 5 lat życia na uczelni technicznej, jednocześnie niewiele wynosząc stamtąd wiedzy. Robota obecnie taka sobie - na pewno po zawodówce czy technikum miałbym lepiej płatną pracę, a studia bym sobie ewentualnie skończył później, jeżeli by mi polepszyło perspektywy zawodowe.
@@piotrmajewski5978 z twoimi rodzicami jest poważny problem. Współczuję ci posiadania rodziców którzy gardzą innymi, a tak naprawdę bez nich by się nie obeszli
Nie zapominajmy o rodzicach zdolnych do przemocy fizycznej i psychicznej w ramach kary za złe oceny. Pamiętam jak w którejś klasie 1-3 dostałam trójkę (wtedy już były oceny a nie słoneczka czy buźki), do dziś pamiętam że była to tabliczka dzielenia. Podczas samego sprawdzianu z tejże tabliczki dosłownie wpadałam w panikę, łzy w oczach, nawet napisałam na kartce z przykładami że 'NIE NAUCZYŁAM SIĘ'. Koniec końców, trója, przerażenie - bo ja paskowy uczeń, same piątki, szóstki, czwórka tylko z matematyki, wfu i plastyki. Żeby powiedzieć mamie, która przyszła mnie odebrać ze szkoły, o tej trójce zbierałam się godzinami. Krzyczeć nie krzyczała, bić za to nie biła, ale to było na tamtym etapie coś gorszego - wściekłość w jej oczach była niewyobrażalna. Przez całą drogę do domu się nie odzywała, nie patrzyła się nawet na mnie. Sama zmarnowała swoje życie już w wieku szesnastu lat i wszystkie niespełnione ambicje przelewała na mnie, więc ta trójka była nie do pomyślenia. Koniec końców dostałam szlaban - za trójkę. Tak, TRÓJKĘ. I jedyny sposób żeby ten szlaban znieść było dostanie SZÓSTKI. Koniec kropka. Los się tylko do mnie uśmiechnął, że jakimś cudem udało mi się parę dni później zrobić zadanie "kangurka" czyli takie dodatkowe, trudne zadanie matematyczne, które było dla chętnych i za nie pani stawiała szóstki. Pamiętam jak wiwatowałam "żegnaj karo, żegnaj karo". Jak teraz o tym wspominam to ja p... Też jestem takim gifted burnout kid jak to zwą po angielsku - podstawówka same paski, a od gimnazjum ledwo zdawałam. W klasie maturalnej ataki histerii i jazda na korki z matematyki szlochając. O myślach autodestrukcyjnych nie wspomnę. Im więcej Krzysztofie opowiadasz o patologiach tego systemu tym bardziej szkoda mi siebie z przeszłości. O, czy warto wspomnieć, że byłam paskowym uczniem, jednocześnie żyjąc w przemocowym, alkoholowym domu? Na egzamin maturalny z jakiegoś przedmiotu jechałam po całonocnej libacji w domu. Czy system jakkolwiek mi pomógł mimo znaków i próśb o pomoc? No skąd! Ale rugać, że nie chcę ćwiczyć na wfie, bo byłam dręczona za nadwagę, to już potrafił. Zaorać to wszystko w pizdu i kaszę zasiać. Aż się wewnętrznie zbulwersowałam.
Ooo, witam towarzysza też mającego oceny już od klas 1-3. To była masakra. Już w tamtych czasach jedna dziewczyna sie uczyła ściągać, bo babka miała podejście; jak masz mniej niż 4, ale 4 to takie ledwo zdałeś, to jesteś amebą co sie cudem w kałurzy nie topi. To było okropne
Mogę się z tym zidentyfikować. Jak najbardziej gifted burnout kid do mnie pasuje. Nienawidzę systemu szkolnictwai tych sztywnych ram w których oni nas umieszczają.
To reżim umysłowy wymęczyło mnie to wszystko niesamowicie ale już od lat jestem wolna :) tylko że w dorosłym życiu nadal spotykam ludzi którzy gdy ktoś się nie interesuje tym co oni uważają za ważne wyzywają od debili - dorośli ludzie dorosłych ludzi 🤷@@JonclashHq
Jako miłośnik cyferek (matematyk) i w sumie jeszcze młody nauczyciel chciałem napisać, że przeszkody we wprowadzeniu ocen opisowych w szkole można spotkać niestety wszędzie. U mnie od razu dyrektor pomysł zabił "wie pan co, oceny być muszą", podobnie reakcja niektórych rodziców. Z jakiejś przyczyny cieszymy się widząc świadectwa 1-3, gdzie są opisane postępy, problemy itd danego ucznia, ale od klasy 4 zaczyna się wyścig rodziców "moje dziecko jest lepsze". A co do kar: kilkukrotnie zdarzyło mi się wstawić jakąś zmyśloną dobrą ocenę, bo szkoda mi dziecka, które przed 3 albo 4 będzie odcięte ma 2 tygodnie od wszystkiego, a takich sytuacji niestety jest coraz więcej
Ja wolę jak mi powiedzą co dziecko sie nauczyło w szkole a nie pokażą mi oceny, bo to mi nic nie mówi. We Włoszech są 10 a nie piątki, tym bardziej nic mi to nie mówi:)
Zastanawiam się jak by to wyglądało gdyby każdy na start 'miał 4' zapewnione i od tego poziomu by wychodził. Gdyby jako najniższą ocenę za minimalne starania nauczyciel wprowadził 3, które zapewnia nadal przejście na przyzwoitym poziomie, a resztę czasu poświęcił tym, którzy chcą zarobić na 5. Nie każdemu wszystko ze szkoły się przyda ale jeśli 1/3 klasy zależy a nauczyciel jest w stanie zainteresować swoim przedmiotem, to tych chętnych można wyciągnąć na wyżyny.
To jest okropne. Dzieci które dostają złe oceny często są karane nawet jeśli bardzo się starają, a na te z dobrymi ocenami rodzice nakładają presję, że muszą być najlepsi i w tym "wyścigu szczurów" zawsze na pierwszym miejscu 😞
Moje dzieci urodziły się w Polsce. I łatwo nie miały bo zostały rzucone, na głęboko wodę. Dla mnie osobiście, moją zdawać do kolejnych klas. Nie mam ciśnień na 10. Jak lubią jakiś przedmiot, to potrafią mieć 9. Fajnie że mają już cele kim chcą być, przynajmniej na tym etapie jest łatwiej je motywować. Bo wcześniej, często pojawiało się pytanie, a po co mi szkoła. 😁 Dzieciaki, po tatusiu chcą iść w branżę IT. 😁
W gimnazjum miałam ogromne problemy z matematyką, na tyle, że przestałam chodzić długi czas do szkoły. Co prawda usprawiedliwiłam wszystko nawet zwolnieniami lekarskimi więc wtedy przychylniej patrzyli na mnie nauczyciele, abym nadrobiła to spokojnie, lecz problem zaczął się przy próbnym gimnazjalnym. Zrobiłam z siebie wszystko, co mogłam, więc wyszedł mi wynik ponad 50%, a próbne gimnazjalne były później jako oceny, więc dostałam dodatkowe 3. Gdy już zaczęłam powoli nadrabiać inne sprawdziany z matematyki, bo już się tego nieco zebrało i miałam dwa zaległe sprawdziany pod koniec klasy to nauczycielka stwierdziła, że to niemożliwe abym miała to 3 (sprawdziany poszły mi na 2, ale wciąż zaliczałam przedmiot, bo ocena z próbnego gimnazjalnego była najwyżej wagi) Chociaż sama to oceniła. Chociaż sama widziała, że się tam jednak postarałam. Skończyło się na zjechaniu mnie przy klasie oraz wyśmianiu moich ocen, z naciskiem - przy klasie. Najgorsze uczucie na świecie gdy jesteś w gimnazjum w klasie pełnej samych asów a nauczycielka publicznie oznajmia, jakie masz oceny. Wtedy czułam ogromny wstyd. Teraz bym popukała te nauczycielkę w głowę.
Miałam podobną sytuacje tyle że u mnie było w drugą stronę. Obecnie jestem w 3 kl technikum i ok. rok temu miałam dość nieprzyjemną sytuacje z moją (obecnie już byłą polonistką). Wtedy jak i teraz mam bardzo wysoką średnią z polskiego, głównie to ja zgłaszam się na lekcji, prowadzę dyskusje itd. Pomimo tego że byłam takim ,,oczkiem w głowie” polonistki to gdy jeden jedyny raz powinęła mi się noga potrafiła mnie wyśmiać i ironizować w moją stronę. Stwierdziła że jeśli sobie nie radzę to powinnam iść do zawodówki (ogln od tej babeczki było mega czuć taką pogardę do zawodówki) Jakby wtf XD, jedyny plus że babeczka już mnie nie uczy bo jedyne co potrafiła to wyśmiewać innych bo takich sytuacji było więcej tylko że dotyczyły innych osób z klasy 🫠
Dopiero zaczynam (dopiero 2 rok pracy), ale jesteś moją motywacją, żeby nie być chujowym nauczycielem. Czasami jest ciężko (głównie ze strony dyrekcji czy współpracowników), ale moim priorytetem są uczniowie. Dzięki Krzysztof!
Dużo sił, mega podziwiam, że Ci się chce! z moich doświadczeń skromnych, jakie miałem, akurat w dydaktyce przeduniwersyteckiej wynikało to samo: jeśli miałem problemy, to z innymi nauczycielami, z uczniami nigdy.
Pamiętam, jak dziesięcioletnia ja porównywała się do innych, a bo ktoś ma coś, czego ja nie, a bo ktoś robi coś, czego mi nie wolno itd, jak to dziecko. I mama zawsze reagowała na to "nie porównuj się do innych". Po czym kilka chwil potem sama porównywała mnie, a bo to inne dzieci to lepiej się uczą, a bo częściej sprzątają pokój a coś tam coś tam. Tak, dziesięcioletnia ja wytknęła to matce. Tak, pomogło. Tak, mam zajebistą mamę.
No i w 100% się zgadzam, pamiętam jaka oceny traumę wywoływały i ile razy ryczalem przez to, że nie spełnię oczekiwań rodziców a nauczyciele byli tak "zajebiści", że informacja zwrotna polegała na napisaniu na marginesie kartki "źle" albo jak powiedziałeś "styl", "ort", "int". Swoją drogą to brzmi jak staty z rpgów :D
Pamiętam jak dziś za każdym razem kiedy dostałem 1 lub 2 na lekcji. Płacz, stres do końca lekcji, oczywiście przy okazji wyśmianie przez kolegów bo przecież "haha on płacze beka ale maminsynek". Potem w domu matka (nauczycielka swoją drogą) z jednej strony pociesza a z drugiej przy każdej następnej możliwej okazji wspomina "no ale Karolina miała 5 a ty nie". Oceny NIE SĄ niczym ani dobrym ani sprawiedliwym.
Jeśli matka ma ze sobą problemy i wymaga terapii - pewnie, zawsze coś znajdzie. Tym niemniej, MATKA-NAUCZYCIELKA najbardziej potrafi być zafiksowana właśnie na punkcie tych głupich cyferek.
@@elvenoormg5919 to by była zafiksowana na ocenach opisowych i zafiksowalaby się na wszystkich informacjach o brakach. I jako nauczycielka rozumiała by je lepiej niż przeciętny rodzic. Spotkałem osoby które po podciągnięciu się z ocen zaczęły być krytykowane za inne aspekty.
Mój chłopak został poszkodowany przez system. Miał dysortografię i dysleksję. Był szykanowany przez nauczycieli. "Zmuszali" go niejako, aby nie podchodził do matury. Miał straszne problemy z niektórymi nauczycielami. Podcinali mu skrzydła, bo był na kierunku "tylko fryzjerskim". Teraz spełnia swoje marzenia. Poszedł na wymarzone studia (zaocznie). Spełnia się, a nauczycielka która chciała go "oblać" wmawiała mu kiedyś, że to dzięki niej mu się udało. To dzięki jej szykanowaniu i zastraszaniu ???... No nie, to dzięki jego ciężkiej pracy
Taaak, znam to poczucie u "dziadów/bab" którzy twierdzą że dzięki wygenerowanym przez nich traumom, dyscyplinie, podporządkowaniu się wobec ich, zmuszaniu, manipulacjach czy wręcz agresywnym wciskaniu własnego światopoglądu, to jeśli ich ofiara wyrośnie na tzw. ludzi i zajmie się czymś kompletnie innym lub uwolni się spod ich wpłwu, to te dziady i baby twierdzą że to dzięki nim się tak stało i coś im się należy. Pierw wzbudzają w Tobie poczucie winy i sprawiają że jesteś malutki. Kiedy zaczniesz wymykać się spod ich dominacji i kontroli to takie toksyny natychmiast chcą sprowadzić Ciebie na "swoje" miejsce w ich świecie. To są ludzie którzy są jak Szatan czyniący zło, i uważający że dzięki morderstwom i niesprawiedliwości dobro ma okazję się zamanifestować i że to on był tego przyczyną. Fuck logic.
Jestem programistą. W pracy mamy taki mechanizm zwany code review. Polega on na tym, że zanim nowe zmiany zostaną wdrozone do aplikacji, musi je przeczytać ktoś inny (nie autor kodu). Jesli jakieś rozwiazanie wydaje nam się lepsze, to je proponujemy. Więcej nauczyłem się z recenzji mojego kodu robionych przez moich starszych stażem kolegów, niż z jakiegokolwiek kursu. Ba, uczę się nawet robiąc review innym.
Powiem Ci że jak wspomniałeś o rodzicach i tej ich chęci do tego żeby dzieci miały jak najlepsze ocenki to przypomniała mi się taka sytuacja. Otóż siedzimy sobie całą rodziną przy stole a mój ojciec straszy moją siostrę że jeżeli nie będzie się uczyła na matematykę do sprawdzianu to nauczycielka przy ogłaszaniu wyników powie coś takiego. "No no ocenki no nawet nie takie złe tylko ta (tu imię mojej siostry) jedynkę dostała. Co ty (imie) nie uczyłaś się ?" Natychmiast mu zwróciłem uwagę że gdyby moje dziecko było tak poniżane przed całą klasą to bym takiego nauczyciela na strzępy rozerwał a nie straszył tym dziecko czym utrfalałbym tylko w jego głowie że to normalne że ktoś może cię tak po prostu cisnąć przed wszystkimi. Ech niestety nie prędko się w tym kraju poprawi jeżeli większość rodziców w tym kraju dalej uważa że PRUSKI SYSTEM OCENIANIA JEST JEDYNYM SŁUSZNYM I NAJLEPSZYM. Pozdrawiam wszystkich którzy też widzą błędy swoich rodziców które powtarzają na waszym młodszym rodzeństwie. Pamiętajcie że warto od czasu do czasu chociaż spróbować zwrócić im wtedy uwagę na to że tylko krzywdzą tak swoje dziecko.
To będzie dziwny wpis, ale ja mam taką potrzebę, żeby podziękować. Pierwszy raz zainteresowałam się tym kanałem kiedy zauroczył mnie wygląd miniaturek (+ jeszcze spodobały mi się tytuły odcinków) Zostałam stałą widzką kiedy obejrzałam kilka odcinków z tej serii. Wiele razy słyszałam, że z powodu szkoły i chorego systemu ktoś mi współczuł albo że mnie żałował. Wiele razy słyszałam, że należy coś zmienić, ale nigdy nikt nie powiedział co dokładnie, bo nikt nie myślał o alternatywie (bo wiadomo, że wiekszość myśli, że po co nad tym myśleć, skoro się nie da tego zrealizować :/ ). Ale dopiero dzięki tym odcinkom (wcześniej jako uczennica, teraz jako studentka) poczułam, że ktoś w 100% rozumie moją sytuację. Temu poczuciu zrozumienia czasem towarzyszy gorzka świadomość tego jak ten obraz szkolnictwa wygląda naprawdę, ale ta gorycz właściwie pomogła mi zaakceptować pewne rzeczy i robić swoje (nawet, jeśli to by groziło gorszą oceną ). Podziękuję jeszcze za jedno, bo choć trudno mi się do tego przyznać to przez większą ilość życia byłam trochę takim typem snoba (na szczęście zmieniłam swoją perspektywę i staram się pod tym kątem dalej zmieniać ✌) A niektóre filmiki uświadomiły mi skalę tego mojego snobizmu, której nie byłam świadoma, więc jestem wdzięczna za to doświadczenie. Poza tym bardzo się otworzyłam na inny typ sztuki niż dotychczas. Panie Krzysztofie, nie ze wszystkim co prawda się z Panem zgadzam, ale dziękuję za wszystko.
W szkole średniej zawsze dziwiła mnie ta chorobliwa rywalizacja, porównywanie i popisywanie się kto jest lepszy. Jako, że byłem jedną z dwóch osób z najwyższymi ocenami w klasie to zawsze ja byłem głównym punktem odniesienia we wszelkich porównaniach i ogromym powodem do radości jeśli powinęła mi się noga i ktoś miał wyższą ocenę ode mnie. Pamiętam te zmieszane miny kiedy ktoś przychodził się chełpić wyższą oceną a ja zupełnie szczerze mówiłem, że się cieszę. Podobnie jak Krzysztof mam wstręt do rywalizacji (częściowo nabyty dzięki szkole) i zdecydowanie wolę współpracę i wzajemne wsparcie.
całkiem niedawno doszłam do wniosku że klasówki powinny być informacją dla nauczyciela na co powinien zwrócić większą uwagę lub do jakiego tematu wrócić; niestety szkoły zamiast uczyć oceniają.
W sumie teraz się zastanawiam, czy mój strach przed odtrąceniem oraz przed zawiązywaniem nowych znajomości, wiążę się z właśnie z tym, że boję się być oceniany i tym, że zrobię sb z kogoś śmiertelnego wroga.
być może że tak ale to nawet nie musi być związane z tym że jesteśmy oceniani przez szkołe: to może być jej inna wada: że na siłe próbuje się zmusić różnych od siebie ludzi do wspólnego przebywania ze sobą.
@@wscamel226 To jest raczej nieuniknione, i tak samo będzie później w życiu zawodowym, że o ile ktoś się nie ustawi w idealnej dla siebie firmie, albo w idealnej działalności, gdzie nie musi mieć do czynienia z ludźmi, z którymi nie chce (nie wiem, jakiś artystyczny stolarz, czy coś), to będzie musiał przebywać z ludźmi w większym lub mniejszym stopniu różnymi od siebie. I to jest rzecz dobra, bo poszerza nasze pojęcie o otoczeniu. Problem pojawia się w tym, co już Krzysztof wspominał wiele razy - szkoła nie wpaja w nas współpracy (która później jest konieczna w jakiejkolwiek prawdziwej robocie), tylko w większości uczy rywalizować i oceniać się nawzajem, i każdy wtedy patrzy na siebie i na innych zamiast patrzeć na cel, jakikolwiek by nie był.
A propos tego, że nie uczy się nas samooceny, ostatnio miałam kolokwium, na które dobrze się nauczyłam. Wszystkie pytania były otwarte. I po owym kolokwium pani profesor mówi, że każdy sprawdza je sobie sam. No i, mimo że nie oszukiwałam z punktacją i pytałam (zresztą nie jako jedyna) ile punktów mam sobie przyznać za tak i tak sformulowaną odpowiedź, to po zebraniu wystarczająco punktów na piątkę czułam się brudna, jakbym oszukiwała. To uświadomiło mi dwie rzeczy: to, że przez system edukacji kompletnie sobie samym nie wierzymy i wątpimy w swoje kompetencje oraz to, że nikt nam nie powie w dorosłym życiu na ile zjebaliśmy a na ile nie i musimy ewaluować to sami i to między innymi od tej ewaluacji będzie zależeć nasza dalsza skuteczność i nasze psychiczne samopoczucie.
Już jako dziecko obserwując jak moi rówieśnicy płakali gdy zamiast A pojawiło się B albo A- w podstawówce, postanowiłam, że nigdy nie będę uczyła się dla ocen tylko dla wiedzy. "Niestety" nie miałam nigdy paska, wielu rzeczy ze szkoły się nie uczyłam (trochę żałuję), ale ogólnie rzecz biorąc jestem szczęśliwa, że zamiast siedzieć i kuć żeby zapomnieć to czerpałam przyjemność z uczenia się dla siebie. Tylko taki mały problem, bo ze względu na brak paska na świadectwie albo jakieś nieco gorsze oceny niż 5 zdarzyło się, że ktoś niefajnie mnie potraktował albo porównywał do innej osoby. Właśnie przypomniałeś mi gdy mówiłeś o pracach dyplomowych o tym śmiesznym pisaniu uwag typu "styl!". Ja natomiast dostawałam znaki zapytania, a na konsultacji jak się zapytałam co poprawić, to usłyszałam, że "wszystko".
"Wszyscy zostaliśmy kopaczami rowów bo mieliśmy niskie oceny Rowy zostały tak wszedzie zryte że myśle ze pod polską jest imperium skavenów conajmniej" XDDD leże i wstać nie moge
Do dziś pamiętam jak szkoła podstawowa zabiła we mnie chęć nauki. Wykrocz gdziekolwiek z dodatkową wiedzą to usłyszysz, że "tego jeszcze nie przerabialiśmy, więc tego nie używaj". Mniej więcej w liceum zaczynało się, w moim przynajmniej przypadku, docenianie dodatkowego wkładu 'najlepszych uczniów', na którym to etapie dla mnie już było dawno za późno. Mimo, że w nauczaniu 1-3 miałam świetną wychowawczynię, nauczyciele i inni pracownicy szkolni skutecznie stłamsili moją chęć wykraczania poza program w konkretnych dziedzinach.
Co do ocen opisowych, jedna taka "opisowa" ocena z liceum mi zapadła w pamięć. Był to sprawdzian z matematyki. Wszyscy sprawdzają punkciki, porównują prace między sobą... W jednym zadaniu mój znajomy dostał następujący komentarz: "Skąd ci to wyszło? Aż ręce załamałam jak to zobaczyłam". Wszystko oczywiście czerwonym długopisem, obok - ogromny minus. A później się ludzie dziwią, że ten się stresuje, tamten nie chce chodzić do szkoły, a siamten to nie znosi baby od matmy... Co do usosa natomiast, podstawą jest oczywiście numerek, ale na szczęście można do niego również dodać komentarz. Chyba jednak niestety niewiele osób o tym wie, bo u mnie zdarzyło się to tylko na jednym przedmiocie przez 3 lata hehe
Właśnie to jest problem z 'ocenami opisowymi' - nie uczymy dzieci że nie wiedzieć czy nie rozumieć czegoś jest normalne, a krytyka niewiedzy nie jest krytyką osoby.
Dzięki. Dostałam dzisiaj 2 z historii, niby nie jest negatywna ocena. Bałam się wracać do domu. Spotykam się z mamą i pierwsze co słyszę to: DLACZEGO DWA Z HISTORII!!! Potem mama wychodzi i zamiast pożegnania słyszę: ucz się żeby nie było dwój
@@nienoco Zdziwiłbyś się. Osoby z wykształceniem historycznym potrafią znaleźć zatrudnienie np. w bankowości, administracji czy jako analitycy, a to potrafi dać dobre zarobki. Dodaj do tego jeszcze mało popularny język jakiegoś kraju, z którym mamy wspólną historię, a środowisko naukowe będzie się o ciebie zabijać.
Mam mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Jestem zafascynowany matematyką i fizyką. W wakacje spędzałem prawie cały czas na tym. Teraz jest szkoła, wracam do domu i jedynie o czym myślę, to aby nie zasnąć i aby przypadkiem by to nie mieć problemów z ocenami z przedmiotów typu polski czy historia. Dzięki temu przemęczeniu nie czuję się na siłach aby cokolwiek z moją pasją o matematyce i fizyce robić, ale najśmieszniejsze jest to, że ja mieliśmy przerwę 4 dniową (czwartek piątek wolny, a potem weekend) to nagle miałem na wszystko energię i bawiłem się z matmą i fizyką jak w czasie wakacji, gdzie chyba najbardziej zacząłem ją czuć tak w kościach. Jestem aktualnie przerażony tym, jak bardzo może mnie wstrzymywać szkoła przed odblokowaniem mojego pełnego potencjału, albo chociaż jego połowy :///
Na szczęście moi rodzice nigdy nie zwracali uwagi na oceny w szkole. Mimo iż w szkole się mega stresowałem to w domu miałem luz. Mimo wszystko nadal cieszę się, że przeniosłem się do szkoły w chmurze, bo teraz tu i tu się dobrze czuje i czuję, że chce się uczyć
Oglądając twoje filmy o ocenach uświadamiam sobie, jakich wspaniałych mam rodziców, którzy mają świadomość, że oceny numeryczne nic nie znaczą i dostaję obiad nawet jak dostanę 1 albo 2 😁😁😁
Mi sie udało przekonac przynajmniej czesciowo rodziców ze oceny nie mają znaczenia choc łatwo nie było, znaczy było o wiele prościej gdybym w podstawówce czy gimnazjum miał argumenty krzysztofa pod ręką ale w koncu sie udało. Nie wiem jakim cudem w sumie jak przypomne sobie ze w podstawówce byłem zmuszany do ładnego pisania w zeszycie inaczej kara a teraz ojciec mówi: ważne by zdał xD
Dziękuję za ten film. Do tej pory wypominam ojcu lanie pasem za pałę z matmy w 4.klasie. On tego nawet nie pamięta (albo to wypiera/wstyd mu się przyznać). Nie rozumiałam znaczenia tej oceny i słusznie. Poza aplikacją na studia, nikt nie pytał mnie o oceny. Zresztą, na mojej uczelni (artystycznej, zagranicznej) posiadanie matury nie było wymogiem. Tak samo nikt mnie nigdy nie pytał o oceny na dyplomie licencjackim i magisterskim, kiedy jeździłam na przesłuchania. Ba, nie interesowało ich nawet, czy studia są ukończone. Interesowało ich tylko gdzie studiowałam i u kogo. Kiedy porzuciłam branżę i zrobiłam kurs IT, też nikt o oceny nie pytał. Liczyły się projekty własne i rozmowa kwalifikacyjna. Część rektruterów odrzucała z góry osoby bez wykształcenia akademickiego, ale widzę, że nawet teraz się od tego odchodzi. Acha i mimo, że dostałam pałę z matmy za nieznajomość wzoru na pole kwadratu, to teraz siedzę po uszy w algorytmach i śmieję się ze zrządzeń losu. Pozdrawiam serdecznie.
Nie sądziłem, że kary cielesne są jeszcze praktykowane potworną krzywdę Ci zrobiono bez ŻADNEJ podstawy, nienawidzę czegoś takiego. Abstrakcja, żeby ludzie się posuwali do czegoś takiego pod tak błahym pretekstem
Tytuł: Oceny szkodzą. Krzysztof: Harry Potter uczy patologii! A tak serio to uwielbiam słuchać Twoich "wykładów". I jako niegdyś wzorowy uczeń i syn dwójki nauczycieli, który potem trochę się w życiu wykoleił, ze smutkiem uświadamiam sobie, jak wielki wpływ na moje postrzeganie siebie i innych miał właśnie ten system.
W sumie ciekawy przykład z tym HP. Imho celem tego dodawania punktów było właśnie coś odwrotnego - pokazanie, że za nieszablonowe osiągnięcia też można dostać 'nagrodę'. Jedyna kwestia która pozostaje, to fakt jak dużą 'wagę' mają konkretne zachowania względem innych.
@@Hellysal taki system sprowadza się też do faworyzowania domów (khe khe, GRYFINDOR, khe khe). Ślizgoni wygrywają w tym roku? Nie, tak nie może być. Trzeba wymyślić z dvpy nowe rzeczy za które przyznamy tyle punktów ile nam się spodoba, żeby tylko wygrali GRYFONI (jak zwykle) :D
Jeszcze gdzie wsm nauczyciel poprostu jest like; hm... ron, damy ci 50 punktów, za zajebisty turniej szachowy Za dobrą odp dostaje sie 10, pokazanie że sie coś zapamiętało albo już umiałowiedziało, a tu? Istna faworyzacja. Balandem dla Dumbledora był snape, ale on jednak miał czasami słuszniejszy i sensowny system jak już w stosunku do gryfonów. The pont is; nauczyciel se powie [liczba] punktów dla [dom], bez żadnej podstawy i już sie pojawiają w systemie. To jest chore. Raz słyszałam coś takiego; Dumbledoor: o shit, ślizgoni wygrywają... Harry, 100 punktów dla gryfindoru za zajebiście zawiązane sznurówki. To pokazuje absurd tego systemu
Wiesz co Krzysztof, pisałam jakiś mega długi komentarz z moją smutną historyjką ze szkoły, ale sobie daruję. Wypowiem się z perspektywy osoby, której nauka przychodziła łatwo, nawet bardzo, byłam tym „zdolnym ale leniwym”. Na samym początku podstawówki zorientowałam się, że moje zainteresowania dla szkoły nie mają znaczenia, a mi nie chce się uczyć tych bzdur. Pierwsza trauma to tabliczka mnożenia i, o zgrozo, nadal jej nie znam. Wiesz dlaczego? Bo czułam, że jej, kurwa, nie potrzebuję. I zonk: na serio nigdy mi się nie przydała, bo wszystko liczę kalkulatorem. Szokujące!!! Póżniej zorientowałam się, że klasowe prymusy wcale nie są mądrzejsze ode mnie. Oni bez przerwy smarują nauczycielom więc patrzą na nich łaskawszym okiem. Ja od zawsze rysowałam, więc postanowiłam wykorzystać to w podobnych celach. Miałam problem z jakimś przedmiotem, a raczej, uważałam go za zbędny, to robiłam jakąś durną gazetkę, prezentację. Wykorzystywałam ten żałosny system jak się da, dzięki temu wiele rzeczy uchodziło mi na sucho. Skapnęłam się, że do egzaminów i testów nie trzeba się uczyć, tylko pomyśleć co osoba sprawdzająca oczekuje, że przeczyta. Tym sposobem, przy minimalnej ilości przyswojonej zbędnej wiedzy, miałam bardzo wysokie wyniki, czy to był egzamin gimnazjalny, czy matura. Ocenami za kartkówki, odpowiedzi ustne, zadania domowe się nie przejmowałam, bo liczyło się przecież to co na koniec. Jednak wiedziałam już wtedy, że to nie jest dobre i nie tak powinno to wyglądać. Tak naprawdę przez to, że sobie to wszystko rozkminiłam miałam duże poczucie bezsensowności, dlatego nigdy nie poszłam na studia, bo dlaczego mam za darmo dalej się wysilać, nawet jeśli to minimum wysiłku? Nigdy nie zapomnę, jak rok po maturze spotkałam moją wychowawczynię, pracowałam wtedy fizycznie na produkcji, a w tym czasie pozostali znajomi z rocznika porozjeżdżali się na studia, jej rozczarowanie, żeby nie powiedzieć, obrzydzenie, że poszłam do zwykłej pracy było szokujące. Teraz jest to dla mnie śmieszne, ale chyba właśnie przez to wszystko tematy szkoły i nauki nadal mnie bardzo interesują. Jedyne co mogę powiedzieć, to serio ludzie, work smarter not harder. Nie warto.
Uczenie się dla ocen wpędziło mnie w wir ogromnie nieprzyjemnych myśli i wiecznego poczucia straconego czasu, którego nadal nie potrafię się wyzbyć. Dziękuję Krzysztofie za Twoje materiały, bo otwierają mi oczy. Żałuję tylko, że tak późno trafiłam na ten kanał!
Wiem, gdzie prowadzi przejmowanie się nadmierne rzeczami, którymi przejmować się nie warto. Jeśli mogę komukolwiek tego oszczędzić, to jest to na wagę złota nie wyzbywamy się niestety łatwo takich wdrukowanych nam schematów myślenia, ale bardzo Ci kibicuję!
Nie mogłam się doczekać na kolejne dkcp, ale dalej czekamy na poruszenie tematyki wykluczania i tolerancji w szkołach. A teraz zabieram się za oglądanie, dzięki!
Jestem tylko kierowcą ciężarówki. Niby wiem, że to wartosciowa praca i stosunkowo dobrze płatna, za siedzenie w kabinie w po trzy tygodnie. Kiedyś studiowałem. Teraz lepiej mi z tym, że nie skończyłem studiów. Dzięki za te wszystkie materiały. Wszystkiego dobrego
Jak to jedynka? Zobacz jakoś Tomek potrafił napisać, zobacz dostał piątkę. Dlaczego uciekłeś z lekcji? Mamo przecież wszyscy uciekli! Nie patrz na innych, patrz na siebie. Hmmm skąd to znam? Nie wiem. I żeby nie było, kocham swoich rodziców, to dobrzy ludzie ale niestety. Dorastali w PRL-u i cóż, wtedy to było. Dziś już przynajmniej nie biją, a nie czekaj, sam dostałem jeszcze po łapach. Owszem dawno skończyłem szkołę (bodajże 2012), nie wiem jak jest teraz, (niech napisze to obecny uczeń lub uczennica.) mogę mieć nadzieję że jednak nie. Ps: przy okazji, powiedziałeś uczelnia wyższa, a jest niższa albo średnia? Tak tylko pytam. Pozdrawiam Panie Krzysztofie. Jak zawsze zacny materiał.
Przypomina mi się sytuacja z mojego dzienciństwa. Moja rodzina zetknęła się z tym, że w klasach 1-3 nie ma ocen na świadectwie tylko jest ocena opisowa. Ale jaki moje dziecko ma stopień? Sropień. W tej samej wypowiedzi była też krytyka, że w ocenach opisowych była informacja o tym czy uczeń się aklimatyzuje w grupie. Jakby to było nieistotne. Latami się uczyłem potem jak funkcjonować w grupie. Ale najważniejszy jest stopień.
Jak miło kolejny odcineczek😊. Zasmucę Ciebie wyścig szczurów u dzieci wcale nie zaczyna się w szkole. On trwa już od chwili praktycznie narodzin. Pytania: czy już chodzi/czy siada/czy się obraca etc. Oczywiście to niemowlę które szybciej wszystkie te umiejętności osiągnie jest lepsze. I w tym pędzie idziemy do przeczkola-szkoły podstawowej-liceum etc. Smutne to ale niestety prawdziwe.
O jejku, tak, podobnie na poziomie przedszkola, gdzie poszczególne placówki chwała się, która ma więcej zajęć dodatkowych, bo jest angielski, hiszpański, gimnastyka, taniec, karate itp... tylko nie ma czasu na to, co jest podstawową metoda uczenia się przedszkolakow- ZABAWĘ, bo w końcu trzeba przygotować te 3-5 latki do "prawdziwego zycia", tj. siedzenia w ławkach (oczywiście małych i kolorowych, bo to w końcu przedszkole) i wkuwania
Bardzo ciekawy był dzisiejszy odcinek (z resztą jak każdy inny). Widać, że z każdym kolejnym coraz bardziej zyskują one na jakości i dosyć miło się patrzy na rozwój tego relatywnie młodego kanału. Wielkie personalne "dziękuję" za Twoją twórczość jak i uświadamianie wielu osób swoją pracą. Alejandro Jodorowsky powiedział kiedyś: ,,Birds born in a cage think flying is an ilness." Sądzę, że w kontekście poruszanego w filmie problemu jest to bardzo prawdziwe, a ludzie nie potrafią myśleć o nowszych, zmodernizowanych schematach, a co dopiero je akceptować, gdy wówczas byli wychowywani przez inne. Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko, Krzysztof Smacznej kawusi oraz doceniającego wszystkich i wszystko jamnika
Jak to miło czytać... staram się ogromnie, żeby jakość szła do przodu, żeby widać było, jak ten kanał jest wspierany przez Was i że to wsparcie ma do Was też wracać w postaci rosnącej jakości. Mega prawdziwe i mega smutne to zdanie Jodorowsky'ego nawiasem
Tak sobie wróciłam do tego odcinka dzisiaj, nie bez powodu. Otóż na dzisiejszej lekcji biologii otrzymaliśmy ocenione już sprawdziany. Patrzę na moją kartkę- 74% czyli 3+, a już 4 jest od 75%. Niby człowiek wie, że to nie ma znaczenia. Ale ta atmosfera w klasie, ten wyścig za oceną, sprawił że się niemiłosiernie zdenerwowałam. Czego się z tego nauczyłam? Że nienawidzę oceniania, a nie pamiętam niestety co zrobiłam źle i jak mam się poprawić. Już nie wspominam o tym, że na następnej lekcji klasowo zostaliśmy zgnojeni za "słabe oceny" ze sprawdzianu, a po lekcji nauczycielka powiedziała (już na osobności, bo wyszłam ostatnia z sali), że ja jedyna z "piąteczką" i "ciężka praca popłaca". Otóż nie, bo mam po prostu dobrą pamięć i praktycznie w ogóle się do tego nie przygotowywałam. A osoby, które się napracowały, znajdowały się w gnojonym gronie, przeuroczo :) Naprawdę lubię polski, rozmawiać, zastanawiać się i interpretować teksty, ale człowiekowi się najzwyczajniej odechciewa.
I taka jest właśnie konsekwencja bezdusznych systemów metrycznych: odechciewa się a w pakiecie człowiek jeszcze dostaje ciśnięcie po sobie. Kompletnie się nie dziwię, że można mieć dość...
AHHH jak to miło widzieć kolejny odcinek dla każdego coś przykrego. Dlaczego?? Nie dlatego że przypominam sobie o tym jak beznadziejne są systemy społeczne naszego świata (no głównie szkoły) ale dlatego że ktoś wkońcu tłumaczy dlaczego ten absord jest absurdem, jest bezsensu i szkodzi. Bo my zazwyczaj nie umiemy tego udowodnić. Każdy wie że to jest bezsensu ale nikt nie ma wystarczająco dużo argumentów żeby udowodnić że faktycznie tak jest. Ale nie Krzysztof. Krzysztof regularnie zwraca uwage na te absurdy i bardzo racjonalnie tłumaczy czemu takie systemy jakie funkcjonują są złe i okropne. Dzięki Krzysztof
Usłyszałam pierwsze zdanie i już mam ten "uśmiech". Ah szkoda, że moi rodzice nie mogą zrozumieć tego co mówisz. Moją prośbą jest, że na moim nagrobku niech będzie licznik ocen tego nagrobku i mojego życia. Przecież to tak samo potrzebne jak oceny w szkole!
Jak mlodzi ludzie mają wybierać ścieżkę kariery w wieku tych 18-19 lat kiedy caly system szkolnictwa jest tak oderwany od rzeczywistości? Przecież to jakis absurd. Po obejrzeniu Twoich filmów na ten temat dopiero (w wieku 24 lat!) zacząłem to dostrzegać za co bardzo Ci dziękuję. I szczerze? Czuje się bardzo ale to bardzo oszukany przez ten system. Tym bardziej, iż w to wszystko wierzyłem. W te ocenki, konkursiki, sprawdzianiki. Ba! Pamietam nawet wyśmiewanie uczniów z gorszymi ocenami, tak przez nas jak i przez nauczycieli. I jest mi tak cholernie przykro i wręcz wstyd z tego powodu. Najgorzej, że tak jak mówisz, funkcjonuje to również na uczelniach wyższych. Mnóstwo przedmiotów "zapchajdziur", te, pożal się Boże, punty ECTS i ich liczenie, żeby zobaczyć który przedmiot mozna sobie na ten semestr odpuścić, żeby zdać inne. Wszechobecna technofobia (pozdrawiam SGGW xD) oraz upupianie ludzi na każdym kroku. Przecież to wszystko to jakaś antyteza nauki/przygotowania do życia dorosłego.
Jak sobie pomyślę, ile czasu wszyscy marnujemy na "uczeniu się" (a tak naprawdę na wkuwaniu totalnie nieprzydatnych informacji i zapominaniu ich na drugi dzień), to ręce mi opadają. Kilkanaście lat marnowania potencjału, zaszczepiania traum i liczenia punkcików za wiedzę (lub brak wiedzy) o rymach parzystych i rozmnażaniu pantofelków. To jest tak cholernie smutne... A najlepsze, że większość społeczeństwa temu przyklaskuje!
23:00 Oj nie wiem byczq czy tak koniecznie dostaje tę ocenę opisową wtedy xD Jak pamiętam, u mnie w liceum nauczyciele lubili powiedzieć właśnie, żeby podchodzić z pytaniami po czym bardzo szybko zmieniali zdanie widząc jak się pół klasy w kolejce ustawia. Kończyło się na łaskawych rozmowach z tymi, którzy nie zgadzali się z jakimś błędem i wycofanie przez nauczyciela tego błędu zmieniałoby im ocenę (bo jak nie zmieniało to już szkoda czasu przecież). Ostatecznie nauczyciel się wkurzał, że ci wszyscy głupi uczniowie zmarnowali mu całą lekcję, a większość uczniów też była niepocieszona, bo w sumie to nic się nie dowiedzieli. Dygresja trochę od czapy, ale kiedy wszyscy zawsze powtarzali tę mantrę, jakie to dorosłe życie jest cięższe od czasów szkolnych i jak będzie się do tego wszystkiego tęsknić, to zawsze uznawałem to za zwyczajne pierdolenie. Po latach z dumą stwierdzam, że miałem absolutną rację i od paru lat mam najlepszy czas w moim życiu a tendencja jest dalej jedynie wzrostowa. Oczywiście sporo w tym szczęścia i elementów niezwiązanych bezpośrednio ze szkolnictwem, natomiast gdy tylko coś przypomni mi o czasach szkolnych, moją główną myślą jest "jak fajnie, że to już za mną". Edit: w ogóle fun fact bo pracuję jako grafik i od dawna też ten kierunek był moim celem i zainteresowaniem. Ciekawe jak te wszystkie oceny i przedmioty z edukacji przed studyjnej mnie do tego przygotowały (podpowiem że nijak)
Dziękuje ci Krzysztofie za ten film (jak za każdy inny który tworzysz). Dopiero po ułożeniu swojego życia, dostania świetnej pracy inżyniera (bez matury) oraz po wieloletnim przepracowaniu większości swoich problemów psychicznych spowodowanych przez szkołę (głównie jego tłamszenia kreatywności, ale tego jest od groma) oraz dzięki filmikom takim jak twoje - nie czuje się jakby to całe życie było coś ze mną nie tak. Ilość negatywnego absurdu związanego z edukacją (która jest jedną z najważniejszych dziedzin człowieka we wczesnym wieku) - jest absolutnie przytłaczająca. I to na tak ogromnie wielu poziomach. Na szczęście to już za mną... Natomiast moja rodzina nie mają tego za sobą. Nad czym potwornie ubolewam czując się jednocześnie kompletnie bezradny, ponieważ oni muszą się zmagać z kastą nauczycielską o wydmuchanym przez "papierki" ego, którzy ciągle nadużywają swojego niekwestowanego autorytetu do uprawiania swoich fanatycznych zboczeń bycia urzędnikiem państwowym, który ściga ucznia do rozliczania się cyferkami jak w skarbówce. Gdzie w normalnym, doinformowanym, wykształconym psychologicznie i socjologicznie społeczeństwie, takie osoby nigdy nie powinny nawet móc powąchać (a co dopiero dostać) prawa do uprawiania zawodu pedagoga, bo to jest jego całkowite przeciwieństwo. Ale niestety jest jak jest - dlatego tutaj pytanie. Jakie są dobre sposoby na przełamywanie się do baniek takich kast? Prócz udostępniania twoich filmików oczywiście 😅
Po pierwsze, to ja dziękuję! Po drugie, jak już zauważyłem niżej w rozmowie z Southnoon, żadna reforma nic nie da, bo... prawo oświatowe już daje wystarczająco dużo swobód, byśmy mieli drugą Finlandię. Nie mamy jej z uwagi na twardogłowie betonu pedagogicznego i niestety dużą część rodziców. Więc rozwiązanie widzę tylko w rozmawianiu z idiotycznie dużą liczbą ludzi. Wiesz, na zasadzie: jeśli o czymś rozmawiać, to o tym, co wpływa na nas wszystkich, a nie np. o kolejnej dramie z netu.
@@KrzysztofMMaj Patrząc na to ile już lat gadam z starszymi osobami na ich grupkach facebookowych (z prawie że zerowym skutkiem z powodu ich kolorowych ślepek na oczy) - będzie ciężko. Co prawda, udało mi się już pare osób z bliskiego okręgu przekonać do bezsensowności obecnego systemu edukacji, ale beton w skali całego społeczeństwa jest zbyt powszechny. Nie chcę nawet myśleć o tym, że to jedyna opcja, ale obawiam się, że jedyna możliwość realnej zmiany pojawi się dopiero po wymianie pokoleniowej. O ile następne pokolenia oczywiście nie będą popełniać błędów poprzedników
Niedawno na zajęciach z modułu psychologiczno- pedagogicznego, jedna z wykładowczyń z pedagogiki powiedziała grupie przyszłych nauczycieli przedmiotowych, że oceny są ważne i uczniowie traktują je jako nagrodę lub karę, w zależności od tego, jaki stopień otrzymują i to ich motywuje. Jako przyszli nauczyciele powinniśmy je również tak traktować i tak je wystawiać naszym przyszłym uczniom. W tamtym momencie zrobiło mi się naprawdę smutno, ponieważ nadal mam w pamięci to co działo się z moimi kolegami i koleżankami w liceum, gimnazjum i podstawówce, jeśli chodzi o oceny i to, jakim sposobem je zdobyto i jakie to później miało to skutki dla nich i dla mnie.
Będąc w klasie maturalnej już mam tak dosyć, że po prostu przeliczam czy mam jakieś sprawdziany, czy tam inne prace na OCENĘ i w zależności czy mam czy nie pojawiam się w szkole, albo po prostu na po szczególnej lekcji znikam nagle ale wracam już na następnej. Nie chce mi się kolejny raz słuchać od rodziców, szczególnie od mamy "Ile jedynek dziś dostałeś?", bo po kartkówce ze słówek z angielskiego (gdzie słówka są na całą stronę drobnym maczkiem napisane to się odechciewa, a dodatkowo nie można pisać synonimicznych wyrazów), kartkówce i poprawce z tej samej kartkówki z his. literatury lektury "dŻuMy" z trzema szmatami mam przesrane w domu, a już przeżyje jak tylko będą marudzić że mnie nie było w szkole i że mam mniej czasu na szlifowanie ocen.
Cieszę się, że trafiłem na twój kanał, bo zawsze myślałem że coś ze mną jest nie tak. Średnio nadążałem za programem, też nie ukrywam, że wolny czas poświęcałem na rozwijanie swojej pasji niż uczenie się pogramy który nic by mi się nie przydał w moim zawodzie. Pracuje jako grafik, rysownik i wszystko co jest w tych zagadnieniach. Lecz nie pracowałbym w zawodzie i nie robiłbym to co lubię gdybym się uczył, bo nie miał bym na to czasu. Po zakończeniu szkoły gdzie był mega stres, przyszła depresja wraz z nadejściem studiów i trwała latami, do momentu, aż nie rzuciłem studiów. Śmieszne jest to, że prawie mnie nauczycielka z plastyki nie puściła do następnej klasy, bo zawsze potrzebowałem więcej czasu na swoje rysunki. Studia mi też nic nie dały, bo już byłem na wyższym poziomie niż reszta, więc zrobiłem przerwę do wyleczenia depresji i poszedłem w freelance i dzisiaj po latach mam naprawdę wielu fajnych klientów, wiele ciekawych projektów za mną i przede mną i dzięki takim ludziom jak ty wróciła mi chęć do nauki, ale nie tego co mi każe program, ale to co jest mi potrzebne i co chcę się uczyć. I sam dostosowuje sobie co i jak i nikt mnie nie ocenia poza klientami. A nauczyciele którzy mówili mi, że nic nie osiągnę mogą zapewne pomarzyć o mojej pozycji. A oceny nigdy nie były motywacją, a najwięcej w moim zawodzie dali mi inni rysownicy i graficy co potrafili powiedzieć co jest nie tak. I nadal jestem otwarty, nie zawsze miły, ale merytoryczny feedback.
No mam nadzieję, że ten komentarz ktoś przeczyta. Jestem dosyć ogarniętą osobą i udzielam korepetycji dla młodszych dzieciaków i młodzierzy (bez wykształcenia w tym kierunku zaznacze, ani pedagogiki ani żadnych magistrów, jedynie koronawirusowe studia z Archeologii). Przychodzi do mnie pare słabych uczniów i bez stresu wyciągam ich z jedynek na czwórki, co najlepsze bez zakuwania, zwyke przy okazji gadając sobie o różnościah związanych z tematem, pokazujac obrazki albo gry w temacie, moze filmy czy filmiki z YT. Problem zacząłem mieć ostatnio z jendą nauczycielką. Kolega jest z liceum i jakimś trafem zawsze z Niemieckiego ma jedynki. Jeśli sie uczy ze mną w atmosferze typu "dostaniesz 2, będzie git" to wraca z czwórką albo trójką. Absurdalnie sie stresuje, chociaż nauczycielka ponoć jest w miare sprawiedliwa, to jej zachowanie jest dziwne. Trzyma sie PSO aż nazbyt dokłądnie, przekrśla całe słowa i zdania za złą koncówke w zdaniu, gdy go nie było na ponad miesiąć w tej szkole i wrócił, zanim przepisano mu oceny z drugiej szkoły to stwierdziła, zę chce zrobić sprawdzian dla niego (ma ponoć do tego prawo), któy oczywiście oblał, a bo to nie był sprawdzian, tylko kartkufka z czech ostatnich lekcji. Z drugiej szkoły przyniósł piątke, niestety jedną a ta nastrzelałą kartkówkami. W grudniu oceny miał 1, 1, 5, ale ta mu strzeliła jeszcze dwiema rzeczami. Jak sie za niego wziąłme to przed końcem semestru dostał czwórke. Mimo wszystko z ocenami 1,1,5,1,4 (WCale nie wyglądają podejrzenie te oceny btw) dostał pałe na półrocze. Nauczycielka go tak ocno dręczy, bo ma kompleks na punkcie swojego autorytetu, co nie jest zabronione prawnie. No ale on nie uznaje autorytetów śiatopoglądowo, traktuje ją jak równą sobie... nie musze chyba pisać dalej? Właśnie mi opowiada o jego dzisiejszym sprawdzianie. Nauczyłem go tak, zę ma nadzieje na pozytywną ocene mimo tego kosiarza. I ponoć ona rozdała im sprawdziany, prosią, aby po nich nie pisać, tylko wyciągnąć kartki i na nich pisać. Jeśli dobrze myśle, to jeśli za zaszyty musieli zapłącić sami n to sprawdzian był pay to win w jakimś stopniu. XD
31:37 A propos tego zagadnienia. Jestem operatorem maszyny przetwórstwa, mam 24 lata i na każdym kroku spotykam się z zawoalowanymi przytykami z tego powodu ( juz nie mówiąc o dyskryminacji względem pracowników z innych stanowisk w tej samej firmie)6k. Bo pewnie jestem głupim robolem, ponieważ nie pracuje siedząc 8 godzin przed komputerem, wypełniając rubryczki w Excelu. Co z tego, że pracuje tu gdzie pracuje tylko dla pieniędzy, które pozwalają mi na samorozwój w kierunku, który mnie interesuje. Notabene dwa razy większe pieniądze niż osoby "pracujące umysłowo" jak to określają, siedząc w CS'ie piętro wyżej.
Ehh ja niestety byłam zmuszona zrezygnować ze studiów po dwóch latach, bo moja psychika nie wytrzymała w tym systemie. Uwielbiam się uczyć ale nie daję rady po prostu w takim trybie jakiego wymagają uczelnie. Przez to będę traktowana przez społeczeństwo i pracodawców jak człowiek gorszego sortu, bo nie wytrzymałam i nie mam papierka, który potwierdzi moją wiedzę czy umiejętności.
Dyskutuję sobie z kolegą nt. studiów i aż przypomniała mi się anegdotka o pewnym sfrustrowanym wykładowcy na pewnej rzeszowskiej uczelni. To było parę lat temu. Ów pan miał z nami zajęcia co piątek o godzinie siódmej, więc zawsze było mało osób + niemal wszyscy zaspani. Przedmiot dotyczył etyki biznesu. Podczas jednego wykładu gość jednak zdawał się być ciut sfrustrowany swoją porażką życiową. W pewnym momencie zaczął mówić, że punkty są ważne, że od ocen zależy nieraz bardzo wiele, aż w końcu ryknął na całą salę (sic!) "ale czasem niektórym się nie powodzi, bo im KU*WA ZABRAKŁO JEDNEGO PUNKTU!"
Jestem Ci ogromnie wdzięczna za to że poruszasz takie tematy i mówisz o tym tak mądrze. Jako matka robię co mogę by nie stosować w domu metody kija i marchewki. Nie chce by dziecko definiowało siebie poprzez cyferki w dzienniku. Wiem że nie raz ,nie dwa...zderzymy się że ścianą i obym umiała wtedy okazać wsparcie
Ja tylko dopowiem że jako osoba za zdiagnozowaną dysleksją i dysortografią dopóki nie poszłam do liceum miałam zawsze za każdą pracę pisemną 0% i jedynkę. Poszłam do liceum i pani pozwoliła nam pisać pracę na komputerze który sprawdzał przecinki sprawdzał błędy ortograficzne i nagle okazało się że umiem argumentować, pisać pracę. Ponadto okazało się nawet, że wnioski które samodzielnie wysuwam są dobre. Więc możecie sobie tylko wyobrazić moje zdziwienie kiedy dostałam 4 po ośmiu latach dostawania jedynek. Żeby wam to zobrazować powiem, że podeszłam do pani i spytałam się dlaczego mam czwórkę i czy się nie pomyliła wpisując ją do dziennika.🙃
Jako ciekawostkę powiem, że własnie omawiam Lalkę i na pytania o Wokulskim dość cz3sto odpowiadam Pana argumętami.(najczęściej tymi które odnosza sie do społeczeństwa polskiego i szkolnictwa )
W ogóle jest dla mnie niepojęte, że można pracę napisaną ocenić na 0 p r o c e n t. Co to kuźwa znaczy zero procent?! Zero procent to powinno być co najwyżej za pustą kartkę, jeśli już, co to jest za absurd! Właśnie tak się kończy jak ktoś sobie wprowadza kretyńskie tabeleczki i przeliczniki...
Często oglądając twoje filmy mam poczucie że "Jak mogłem jako uczeń i student na tyle rzeczy sobie pozwolić i tak się zachowywać". Ale z drugiej strony każdy film i myśli w nim zawarte są jakimś qwazi terapeutycznym doświadczeniem (w dobrym tego określenia znaczeniu) które pozwalają jakoś się z tym zmierzyć i co najważniejsze, wiele z rzeczy o których mówisz staram się po prostu szukać dla nich zastosowania w życiu codziennym jako świeży Inżynier. Mogę się wkurzać na to jak zostałem zrobiony w butelkę przez szkołę/rodziców/studia/nauczycieli ale chyba uwierzyłem że nigdy nie jest za późno na zmiany i naukę na błędach. Także potężne podziękowania Krzysztofie bo pozwoliłeś mi naprawdę wiele zrozumieć i to trochę creepy jak dużo o mnie i pewnie nie tylko o mnie wiesz. Dzięki!
Pamiętam jak w podstawówce wracało się do domu z jedynką w dzienniczku i srało się ze strachu przed przyjściem rodziców z domu bo do nich nie docierała prawda, że Pani się uwzięła albo, że miała zły humor. Po prostu był opierdol i kary bo przecież syn koleżanki czy kolegi ma same 5 :D Dobrze, że dość szybko przestałem się tym przejmować i bardziej cisnąłem bekę z tego typu sytuacji :)
21:38 dokładnie miałam podobną sytuację kiedyś, jak nauczycielka stwierdziła, że sprawdzała nasze sprawdziany przez 5 godzin, więc uczniowie powinni się uczyć na ten 1 sprawdzian ponad to ile sprawdzała. W myślach właśnie miałam, że przecież to ona skonstruowała sprawdzian tak, a nie inaczej, że musiała tak długo sprawdzać.
Krzysztofie, dotarłeś do moich najgłębszych traum związanych z ocenianiem :( Do dziś jako 30-latka nie wiem, co ze sobą zrobić w życiu, bo nie mam pojęcia, w czym jestem dobra _tak naprawdę_, a nie dlatego, że jestem grzeczną, ugodową dziewczynką, która starannie prowadzi zeszycik i nie rozmawia na lekcjach. W domu ocena 5 to była najniższa akceptowalna. 4 - dlaczego nie 5? 3 - co się z tobą dzieje? 2 - do nauki i poprawić, do tego czasu szlaban na wyjścia, telewizor i komputer! 1 - jw., tylko bardziej agresywnie. Nikogo nie obchodziło, co faktycznie wynoszę z lekcji, z książek, ani czy w ogóle mnie to interesuje. Z jednej strony to dobrze, że łapałam szybko i interesowało mnie wszystko, byle dobrze poprowadzone, wyjaśnione i opowiedziane z pasją, ale z drugiej - świadectwo z paskiem w niczym mi nie ułatwiło podjęcia decyzji, czym mam się zajmować jako dorosła osoba, żeby nie zdechnąć z głodu z braku kasy i nie rzygać na myśl o wyjściu do pracy. Przeraża mnie myśl, że moja córka kiedyś być może będzie przechodzić przez to samo...
Ta tabelka z ocenami, którą opisałaś, jest nieprawdopodobnie adekwatna. Uświadamiam sobie, że moglibyśmy bez problemu tak nazwać te oceny i NIC BY TO NIE ZMIENIŁO poza tym może, że wreszcie nazywałyby się adekwatnie do potrzeb nauczycieli i rodziców, nie stwarzając najmniejszych złudzeń, iżby chodziło w tym o wiedzę czy jakikolwiek feedback.
Witam, oglądam od jakiegoś czasu pana kanał i uważam, że wykonuje pan świetną pracę. Dobrze, że ktoś porusza te kwestie i przedstawia całkiem inny punkt widzenia niż to co dziś mamy. Chciałabym by pan poruszył jeszcze jedną dość ważną kwestią jaką jest przyzwolenie w szkołach na prześladowanie uczniów.
"Grzesiu, zrób mi tylko tego magistra". Ukończyłem licencjat na kierunku humanistycznym, stosując się do zrytego pomysłu w poszukiwaniu na siłę rzeczy, które mnie nie interesują. Wykładowcy kazali nam zaglądać do źródeł bezpośrednich, żeby nie było "źródła w źródle", co zmuszało nas czasami do zamawiania książek z zagranicy, na własny koszt. Na UW niby jest dofinansowanie, ale zawsze był z tym jakiś problem. Po ukończeniu w końcu mogłem usłyszeć, jacy to rodzice są ze mnie dumni, a babcia to wręcz wzięła mój licencjat i na oczach przeczytała z zaciekawieniem. Byłem namawiany, by jednak skończyć tego magistra, bo "będziesz miał większe szanse na uzyskania stanowiska kierowniczego i ogółem będzie ci łatwiej w zawodzie". W KTÓRYM? GDZIE? CZY JA WGL TEGO CHCĘ? Ciągła presja zwłaszcza ze strony dziadków, żeby ukończyć im tego magistra, bo przecież wiadomo... Trzeba mieć się czym rodzinie pochwalić, a wgl. to co ludzie pomyślą. Dostałem się na swój kierunek na studia magisterskie. Zdecydowałem się aplikować po 2 latach od ukończenia licencjatu. Jeśli ktoś się interesuje, to tak, jeśli jesteś na studiach niejednolitych, to po ukończeniu licencjatu bierzesz udział w wyścigu szczurów i ponownie musisz się "dostać". Oczywiście była wyświetlona lista rankingowa z punktacją przy nazwiskach. Słuchajcie, miałem tak dość, że zrezygnowałem w ostatnim semestrze ze studiów. Jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Po prostu nie miałem sił, ani żadnej motywacji, by ciągnać to dalej. Oczywiście u rodziców i dziadków zawód, ale no... Czyje szczęście jest tu ważne? A studia same w sobie były nudne i nie wnosiły nic do mojego życia. Wykładowcy językowi uczyli wg. schematu z książek, a sama nauka wyglądała identycznie jak w szkole. Masz zakuć wg. schematu i zdawać testy. Nie uczysz się przez to wgl, bo skupiasz się na tym, żeby wycisnąć jak najwięcej punktów. Słyszysz potem od znajomych, że Wasza nauczycielka narzeka, że nie potraficie mówić w danym języku. No co się dziwisz bździągwo, jak Ty uczyć nie potrafisz... Każde zajęcia to był szablon "kopiuj-wklej" i presja, by dostosować się do programu z jeszcze bardziej idiotycznej książki, z której nic nie potrafiłem wynieść. Obecnie pracuję w zawodzie niezwiązanym ze studiami, rozwijam swoje zainteresowania, jak mogę, języków uczę się sam, bo z nauczycielem zawsze było mi ciężej, a uczenie się w grupie to zawsze była strata czasu. Tak już mam i tak lubię, ale nieee bo liczą się właśnie CYFERKI NA KARTECZKACH. Masz być trybikiem w systemie i nie wychylać się, bo jeszcze... COŚ SIĘ STANIE. W międzyczasie musiałem ogarnąć, jak się zakłada firmę i czy to się wgl. opłaca, jaki system opodatkowania dobrać do moich potrzeb i zarobków. Bo w szkole Wam tego nie powiedzą. Przecież to jasne, że jak kasjerka zapyta, ile masz bułek w torebce, to Twoim obowiązkiem jest jej podać wzór funkcji kotangens, z gdzie x=bułka^2. Skończyłem podstawową edukację i studia... A nadal czuję się jak debil. Dziękuję p0lsko.
cały czas uważam że jedna z najlepszych rzeczy które u siebie wypracowałem w toku edukacji szkolnej było to żeby nie przejmować się ocenami... Jestem w o tyle dobrej sytuacji że prawie wszystko ogarniałem na to przysłowiowe "3" bez dodatkowej nauki, tylko chodząc na lekcje. I na prawdę zal mi było osób które uważały że muszą mieć super oceny i w efekcie poświęcały na to praktycznie cały swój "czas wolny"
Dawno nie spotkałam tyle zdrowego rozsądku na raz :) Zwykle kiedy prowadzę tego typu dyskusje zderzam się ze ścianą i nie mogę przebić się przez program zagnieżdżony w umyśle rozmówców. Mało kto widzi to, o czym mówisz.
Pamiętam jak dziś, jak w pierwszej klasie podstawówki, byłem tak podekscytowany poznawaniem cyfr, że po pierwszym ćwiczeniu z cyfrą jeden przeniosłem się już samemu do dwójki. I co? I dostałem (idiotyczną swoją drogą) czarna kropkę za niewykonywanie poleceń nauczyciela. Nie ma to jak zniechęcić do nauki młody umysł i karać ciekawość...
To, co mówiłeś o zakazach (zakazie wydeptywania) też funkcjonuje w umysłach, jakby w drugą stronę, jeśli można tak to ująć. Skoro pieszy ma na pasach pierwszeństwo (skrót myślowy), a już w ogóle na światłach, to pieszy radośnie, bezmyślnie wchodzą bez patrzenia, rozglądania się. Bo przejście to tarcza, a w ogóle zielone światło daje +1000 do pancerza. A z okazji pierwszej jedynki zabrałem Córkę na lody 🙂
Bardzo dziękuje za materiał, sam posiadając różne dysleksje i objawy Aspergera dużo różnych ciekawych rzeczy mnie spotykało. Co do systemu z ETCS. Etecesy są trochę jak Umpalumpasy z Fabryki czekolady - nie są złe z natury, nie wiedzą, że produkują słodycze, które prowadzą do otyłości, hiperaktywności czy cukrzycy. Studiowałem w kilku miejscach i te punkty sprawdzały się jedynie na UJ - tak, tak na UJ - bo można było dobrać część przedmiotów z całej oferty programowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bardzo złym doświadczniem z ETCS są inne uczelnie, gdzie miałem okazję spotkać się z totalnym brakiem wyboru fakultetu, bo był do wyboru 1 lub 2 typu między DŻUMĄ a CHOLERĄ. Co do ocen, tak - ocena opisowa, powinna dotyczyć też ocen nie tylko negatywnych, ale i pozytywnych. Cóż daje mi informacja, że mam 5, bo na tle grupy projekt wygląda dobrze? Jeśli są rzeczy, które wymagają poprawienia czy przemyślenia warto byłoby o tym wiedzieć. Co z ludźmi, którzy edukują się dla samych siebie, ścigają się sami ze sobą?
Dziś na kolokwium miałam okazję dokładnie przekonać się jak ocenianie wpływa na studentów Na początku powiedziałam, że w każdej chwili mogą zapytać mnie jeśli mają jakieś wątpliwości, albo nie rozumieją. Kilka razy w trakcie kolokwium pytałam studentów, czy wszystko jasne w zadaniach, czy coś wyjaśnić. No i co? No i nic. Nic nie mówili. Ale jak zaczęli oddawać pracę to się zaczęło. "A czy ja dobrze zrobiłem/zrozumiałem..." "Ja tu skreśliłem proszę pani, proszę tego nie sprawdzać" "Przepraszam, że tyle nakreśliłem, czy powinienem to przerysować?" Czy da się to inaczej interpretować jako strach? Strach przed oceną? Obawę, że się popełniło błąd i srogo trzeba będzie za to zapłacić? Ostatnio jak zadaję pytanie na zajęciach i odpowiada mi głucha cisza to zastanawiam się czy moje pytanie było takie straszne. Czy mogę jakoś przełamać tą obawę i dystans. Robię co mogę, ale nie zawsze znajduję rozwiązanie. Mam wrażenie, że dopóki jestem w tym systemie i tej mentalności, to mam związane ręce w wielu kwestiach.
No ależ oczywiście: ludzie panicznie boją się wypowiedzieć, są głęboko przekonani, że to ich stygmatyzuje, nie wierzą Ci ANI 5 SEKUND, że ich nie oceniasz, bo nie mają powodu: nauczyciele przecież też tak mówili, też zachęcali do wypowiedzi, a potem wgniatali w ziemię kompromitującymi sytuacjami ja wprowadziłem zasadę, że jeśli ktoś chce zadać pytanie, pisze na czacie. I pisemnych pytań mam 7, 8 razy więcej niż głosowych. Nawiasem mówiąc, to samo rozwiązanie można ogarnąć na wykładach stacjonarnych. Apka na ekran, wyświetlająca komentarze live, najlepiej z opcją anonimowego logowania, jak na niektórych konferencjach bywa. Ws przełamywania ciszy, czasem się nie da. I ja mam takie grupy, które są po prostu ciche, a ja im na to pozwalam, nie naciskam na pytania. I potem, po 6, 7 zajęciach nagle ktoś się odważą. Tama pęka i potem już więcej ludzi pyta. To trochę jak ze straumatyzowanym zwierzakiem ze schroniska i tak, poraża mnie to, że w ogóle taką analogię można poczynić
Otóż to, nie wierzą mi jak straumatyzowany zwierzak ze schroniska Ze studentami zagranicznymi jest trochę lepiej, ale też na wykładzie mnie pytają, czy mogą iść do toalety
Przypomniał mi sie stary film Quaza o ocenach liczbowych i dlaczego nie mają one sensu. Zamienianie opinii oceny opisu na cyferki sensu nie ma bo słowa to nie cyfry i wyrażają wiecej wiec po co to wszystko. Nauczyciele mysla inaczej niestety.
40:37 - Tutaj się niestety nie zgodzę w kontekście funkcjonowania naszego kraju. Moja nauczycielka od historii powiedziała kiedyś, że "głupim narodem łatwiej się rządzi" - niestety mówiąc o niskich ocenach, o ironio. Ale niestety według mnie miała rację jeśli spojrzymy na to pod kątem podatności społeczeństwa na manipulację i propagandę. Bo to właśnie ludźmi zastraszonymi, o niskiej samoocenie, którzy łatwo dają sobą manipulować jest najłatwiej sterować. Człowiek zastraszony boi się wypowiadać publicznie swoje poglądy, przez co stanowi mniejszą konkurencję dla grupy sprawującej władzę. A im więcej ludzi będzie się bać, tym bardziej strona 'wyższa w hierarchii' będzie z tego korzystać.
nigdy nie zapomnę jak byłam u masażystki, która spytała co się dzieje u mnie w życiu bo jestem strasznie spięta. Odpowiedziałam, że tylko szkoła. Po chwili ciszy stwierdziła ze gdyby chodziło o prace to by mnie przekonywała żebym ją zmieniła…
Znam wiele takich przypadków o zgrozo sam dostałem podobna diagnozę od ortopedy na studiach. Spytał, dlaczego mam zbite w kamień mięśnie wokół kręgosłupa...
Ja jestem dumny z mojego liceum. Od nowego roku szkolnego zamiast ocen na rozszerzeniu będzie ocena opisowa. Jest to duży postęp w porównaniu do mojej podstawówki, bo tam moja wychowawczyni, której nie pozdrawiam patrzyła na ucznia przez pryzmat ocen, miałeś gorsze oceny-byłeś gorszy. Fajnie, że w tym kraju są poszczególne placówki gdzie dyrektorzy sięgają po rozum do głowy.
Dzisiaj doświadczyłem prawdopodobnie największego w życiu stresu związanego z ocenianiem, i mimo, że sam się na to pisałem, to w żaden sposób nie było to przyjemne, a tu proszę - Krzysztof wrzuca film :)
W piątek nauczycielka oddawała nam próbne maturki (jestem w 4 technikum rocznik 04), do żadnej z matur się nie przygotowywałem, ale polski to naprawdę wyglądał dla mnie jak oderwanie od rzeczywistości. Moja koleżanka z klasy (jesteśmy na ekonomii i rozszerzamy geografię i matematykę) uwielbia czytać książki, wiersze, interpretować na wiele sposobów itp. miała wynik o kilka punktów większy od mojego. Ja miałem 35%. Byłem wręcz wkurwiony, że wszędzie są tylko wpisane "0" albo "jęz", "styl". Żadnego wyjaśnienia, co tam powinno być, żadnego wyjaśnienia, co zrobiłem źle i jak to poprawić, zwłaszcza, że były zadania, w których kolega zgadzał się ze stwierdzeniem, ja nie, a i tak obydwoje mieliśmy 0 punktów. Szczytem wszystkiego było, gdy nauczycielka nie dała jednego punktu koledze, dlatego że: "Tak, Twoja odpowiedź była dobra, ale w kluczu chodziło o coś innego." Śmiech na sali po prostu. Nie rozumiem, dlaczego nauczyciele nie oddadzą matur 2 tygodnie później, ale napiszą ładnie, co zepsułem, jak powinienem lepiej pisać, żeby było lepiej, składniej itp. Na koniec jeszcze dodam, że mój kolega przepisał na rozprawce zdanie z jakiejś książki historycznej, którą ma (żeby mieć kontekst) i też dostał błąd językowy. To oczywiście śmieszne, bo brakuje wytłumaczenia, co jest nie tak z wypowiedzią. Ufff, ale zeszło ze mnie wkurwienie Pozdrawiam! :D
Błędne koło braku ocen - nie można ich usunąć ze szkolnictwa, bo zbyt mało ludzi wierzy w taką możliwość, ale zbyt mało ludzi w nią wierzy, bo nie widzi żadnego wzoru pokazującego inaczej :'c
Szkoła to totalny syf. Nie mam żadnych dobrych wspomnień z tego czasu podstawówki i gimbazy. Odpytywanie i zawstydzanie i ubliżanie na lekcjach to była tragedia. Wieczne porównywanie do najlepszych w klasie o że nigdy się ich nie dogoni. Histeryczne i sadystycznie nauczycielki do tej pory siedzą mi w głowie i wywołują lęk przed oceną i lęk przed byciem zaszczutym. Ta instytucja wymaga totalnego przeglądu i restrukturyzacji
Gdyby moje dziecko np. pofarbowało włosy, poszło tak do szkoły i wróciło z uwagą/naganą dot. jego wyglądu i tego że dokonał "naruszenia" statutu - to natychmiast robiłbym o to raban wyhowawczyni, dyrektorowi, inwestorowi w dany przybytek i na zebraniach rodziców. A jeśli to by nie poskutkowało to wtedy bojkot, zmiana szkoły i anty PR wobec danej placówki.
Żyjemy w państwie, którego złowrogim mottem jest: po co naprawiać coś, co działa?. Mechanizm jest stary i *ówniany. Ale dopóki działa, to tego *ówna się nie rusza. Bo wiadomo jest nie od dzisiaj, że w Polsce wierzymy w trzy kłamstwa: a) wojsko zmienia chłopców w mężczyzn, b) rodzice sami przeżyli szkołę i dobrze ją wspominają, c) dzieci i ryby głosu nie mają. Zmiany są możliwe, ale wymagają czasu. Strzelam że średnio dwudziestu lat. Dla przykładu religia, młodzież katowane na lekcjach religii kiedyś, teraz jest dorosła i rzuca religijny zabobon. Również ich dzieci nie są zmuszane do uczestnictwa na lekcjach religii. Kiedyś taka myśl o porzuceniu form kultu wydawała się niemożliwa. Dzisiaj- codzienność. Trzeba mieć tylko nadzieję, że za te dwa pokolenia tendencja do poprawy szeroko pojętej nauki się nie zmieni.
Miałam ciekawe spojrzenie na oceny po zmianie uczelni (licencjat we Wrocławiu, magisterka w Szczecinie), gdzie ma licencjacie mogłam się uczyć całymi dniami, wyciągnąć trójkę i mieć mega satysfakcję, a na magisterce zdarzyło mi się tylko przejrzeć notatki na wieczór przed testem, potem w teście pozaznaczać część odpowiedzi, dlatego, że coś mi się kojarzyło i nie tylko zebrać maksymalną ilość punktów, ale jeszcze dostać pochwałę od doktorki, że jestem taka mądra. Gdzie ja się czułam o wiele mądrzejsza z tą wcześniejszą trójką. To pięknie pokazuje jak ocena, ocenie nie równa i jak kompletnie nic nie mówi o poziomie wiedzy ucznia/studenta, bo bardzo dużo zależy od typu testu i tego w jaki sposób nauczyciel ocenia.
Uwaga - rant. Uważam że największym grzechem naszego systemu edukacji jest przedstawienie błędu jako czegoś złego. Szkoła jest trochę jak rodzic a uczeń jak dziecko uczące się chodzić. Za każdym razem gdy dziecko próbuje wstać i upada zostaje okrzyczane. W końcu dziecko przestaje w ogóle próbować i jedynie raczkuje żeby uniknąć bury. Dziecko dorasta i nauczyciel rozkłada ręce, odchodzi z jego życia mrucząc pod nosem "Co jest nie tak z młodym pokoleniem"... Jak to się dzieje że nie mamy prawie żadnych przełomów naukowych, nagród Nobla, patentów, innowacji a nasze uniwersytety praktycznie nie istnieją w międzynarodowych rankingach (fun fact - Czesi są wyżej niż my)? Wspomnienie z dzieciństwa. Czwarta klasa, sprawdzian z angielskiego. Na podstawie tabelki trzeba napisać zdania: zwierzę A potrafi X, ale nie potrafi Y. Od razu zauważyłem że wymaganych zdań jest więcej niż możliwości, więc, żeby nie pisać 2 razy tego samego, podmieniłem je trochę żeby się nie powtarzać ale żeby liczba się zgadzała. Rezultat? +3. Będąc dwujęzycznym. I tak od najwcześniejszych lat jesteśmy warunkowani żeby nie wystawać za bardzo 'poza pudełko', żeby trzymać się utartych schematów. Inny przykład z życia. Od początku liceum wiedziałem że na studia wyjeżdżam za granicę. Gdy pytałem się ludzi z klasy czy rozważają coś takiego większość patrzyła na mnie jakby ze strachem i odpowiadała coś w stylu: "Nie no, jak to za granicę... a co jeśli nie dam rady?" NIC! Absolutnie nic. Zdobędziesz niesamowite doświadczenia, poznasz nowych ludzi, podszkolisz język i zobaczysz czy kierunek jest dla ciebie 'kosztem' jednego roku (co swoją drogą wydaje się dla mnie jedynie wymówką dla polityków żeby szybciej puścić młodą osobę na rynek pracy). Teraz studiując poza Polską jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek byłem. Dlatego do wszystkich którzy to czytają - nie bójcie się porażki, kwestionujcie utarte schematy i dobrze się bawcie. Największą porażką jest bać się spróbować :)
Zgadzam się całej rozciągłości. Mi kiedyś nauczycielka wfu powiedziała na zaliczeniu z biegów, żebym nie patrzyła za siebie jak już biegnę pierwsza, bo nie ścigam się z koleżankami/kolegami tylko z czasem. I mam pobijać własne rekordy. U mnie w szkole, nie chcieli omawiać wyników klasówek, bo szkoda czasu - trzeba lecieć z podstawą programową. I nawet się nie wiedziało bo się zrobiło źle. A klasówki nie można było zabrać do domu, aby samemu się dowiedzieć co było nie tak. A za moich czasów nie każdy miał telefon, żeby zdjęcie zrobić z klasówki. I wychodziłeś z zajęć, bez wiedzy, co ja zrobiłam źle. I przeważnie były błędy tego samego rodzaju na następnych klasówkach - chyba wiadomo dlaczego.... System nauczania... ha A oceny opisowe miałam tylko w podstawówce od 1-3. I tylko na świadectwie. Na studiach trochę lepiej uczą, ale też nie rewelacyjnie
21:43 w punkt XD wczoraj moja nauczycielka zaczeła narzekać ile to ona ma sprawdzianów i popraw do ocenienia, z chęcią bym jej przytoczył te zdanie, ale pewnie by popadła w histerie i by zaczeła bronić oblężonej twierdzy
Mam 22 lata. Ostatnio dostałem pracę, o której marzyłem od technikum, a może nawet od dziecka. Po procesie wprowadzenia dostałem właśnie opisowy feedback - co przez miesiąc mojej pracy się leaderowi podobało, a co nie. To była pierwsza taka ocena jakiej doświadczyłem w moim życiu. Szok. Wcześnej tylko klaskanie za dobre oceny i opierdol za słabe.
Zajebiste uczucie, prawda? Człowiek od razu wie, za co się wziąć, co robić, mnie to daje taką nieprawdopodobną dawkę dopaminy, że mogę lecieć na tym paliwie miesiącami. Po to jeżdżę za granicę na konferencje, bo tylko tam naukowcy dają sensowny feedback...
Nigdy nie kwestionowałam tego czy oceny powinny istnieć, ale gdy patrzę wstecz to widzę jak bardzo są niesprawiedliwe; chociaż tutaj można tez obwiniać cały polski system edukacji, gdzie każdy ma umieć tyle samo nie patrząc na czyjeś predyspozycje Jako osoba z IBS (zespół jelita drażliwego) od gimnazjum aż do rozpoczęcia studiów męczyłam się z uciążliwymi bólami brzucha, które potrafiły występować codziennie. Zawsze zaprzeczałam, ze była to wina stresu bo było mi wstyd - tak, było mi wstyd, że mogę się stresować szkołą. Choroba w pewnym momencie zatrzymywała mnie w domu przynajmniej jeden dzień w tygodniu, doszło do tego ze nawet jak lekko rozbolał mnie brzuch, to bałam się wyjść z domu. Nudności, czasem wymioty, bóle doprowadzające do omdleń - to wszystko było okropne i gdy teraz o tym myśle, to chce mi się tylko płakać. Mimo wszystko starałam się chodzić na te głupie sprawdziany bo później te oceny trzeba było i tak poprawiać i dochodziło do sytuacji gdzie miałam dwie "poprawy" (z nieobecności) i dodatkowo 3 czy 2 sprawdziany na tydzień. Jako "pilna uczennica" uczyłam się na wszystkie z nich, nie potrafiłam wybrać i olać żadnego z nich bo byłam przekonana, że sprawi mi to problemy... dopiero w połowie liceum, gdy zaczęło mi się rozszerzenie z matematyki i fizyki zmuszona byłam olać wos, historie czy podstawy przedsiębiorczości - jakże potrzebne przedmioty - i czułam się z tym strasznie. I wydaje mi się, ze jeśli miałabym inne podejście to ze względu na tyle nieobecności miałabym problemy. Na szczęście trafiłam na wyrozumiałych wychowawców w tych szkołach (a to chyba jak wygrana w loterii), którzy nigdy nie wątpili w to, ze złe się czuje, ale zawsze zastanawiało mnie czy tak samo byłoby jakbym miała gorsze oceny? Czy byliby wyrozumiali? Nie wiem dlaczego oceny maja być wyznacznikiem tego czy mogę chorować... Nie pamietam jaka miałam frekwencję, wiem ze jedna z najniższych, jednak bardzo w pamięci utkwiły mi kłótnie z mamą, która uważała ze opuszczam zbyt dużo zajęć (swoją drogą - czepia się tego do dziś, a jestem na studiach, które sama wybrałam i na których chce być); zdarzyło się, ze mimo bóli brzucha kazała mi iść na zajęcia i nie wracać do domu - wychowawca musiał do niej zadzwonić bo robiło mi się ciemno przed oczami i i tak nie byłam w stanie uczestniczyć w zajęciach Do tej pory zmagam się z chorobą i chociaż jej objawy trochę ustąpiły, to dalej muszę mieć to zawsze na uwadze. Szkoda ze na studiach, na które zgłasza się osoba zainteresowana prowadzone są listy obecności i grozi się studentom wypisaniem :)) ale to już inny problem Jak zwykle chciałam ci podziękować za materiał. Bardzo przyjemnie się Ciebie słucha i jak zwykle trafiasz w punkt Szkoła niestety zostawia w nas chęć zdobywania najwyższych cyferek choćby nie wiem co - nie liczy się czy praca sprawiła mi satysfakcję i czego się nauczyłam - i tak ocena potrafi mocno zdemotywować bo popełniłam jakiś głupi błąd np. w sprawozdaniu z całego semestru... mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni
@@KrzysztofMMaj dziękuje Słuszna uwaga - dodam tylko, ze jest w sumie dużo innych niezależnych ode mnie czynników jak problemy z tarczycą, czy miesiączki (przy których ból bywa jeszcze silniejszy i trwa dłużej)… Chyba najbardziej śmieszyły mnie zasady na wf - można było wziąć przykładowo 2 nieprzygotowania na SEMESTR (chyba w innym przypadku 1 na miesiąc tez miałam), wiec jak miałam bolesne miesiączki to za każdym razem musiałam załatwić sobie zwolnienie (swoją droga zabawne ze mam przewidzieć kiedy będzie mnie akurat bolał), co przy moich długich cyklach i niezależnych bólach brzucha zawsze skutkowało przekroczeniem tej śmiesznej liczby… nie wiem kto wpadł na określenie tego ile razy mogę złe się czuć w ciągu jednego semestru Nie skomentuje tego, ze na studiach pilnuje się tego znacznie bardziej - chociaż mnie szczęśliwie to ominęło dzięki covidowi W każdym razie to już zupełnie inny temat i łącze się w bólu z każdym kto musi się z tym użerać
Świetny film Z chęcią bym posłuchał też o tym jak szkoła pomimo "szerzenia wyniosłych celów", tak naprawdę zmusza uczniów do nieuczciwości, oszukiwania i naciągania systemu byle tylko przetrwać
myślę że to jest temat który warto poruszyć zacząłem nad tym rozmyślać kiedy podczas próbnej matury (za której oceny nie ma), znacząca większość (łacznie ze mną) i tak sciągała. W jakim celu? Żeby ładnie wyglądało w dzienniczku? Czy po prostu szkoła swoją betonozą odczucia uczciwości?
Pamiętam jak w czwartej klasie podstawówki weszło coś takiego jak "odpowiedź ustna".
Wydało mi się to super ekstra. Była wtedy "przyroda".
Miałam wtedy pierdolca na punkcie Afryki i pomyślałam sobie: pójdę do pani i opowiem jej co wiem o lwach, gepardach, czym się odżywają, ile mają młodych w miocie, jakieś zachowania i tryb życia. Czym są lasy galeriowe i dlaczego Nil był ważny dla starożytnych, może podział na strefy, wędrówki gnu itd. Później dorzucę coś o tym jak działają szczepionki i system immunologiczny, bo lubiłam oglądać bajki edukacyjne i wtedy coś takiego było.
Oczywiście nie wiedziałam jak taka odpowiedź rzeczywiście działa i na czym polega. Kiedy więc pani spytała kto chce do odpowiedzi na ocenę, dosłownie wystrzeliłam z ławki. Wtedy też nie wiedziałam, dlaczego wszyscy inni siedzieli cicho.
Ale ich zaskoczę. Normalnie szczęki im wszystkim opadną i w dodatku za taką wiedzę na pewno dostanę szóstkę.
Kładę zeszyt na biurko pani, z łomoczącym sercem biorę wdech...
... i baba pyta czym są saprobionty.
To było co najmniej jak strzał z łopaty w potylicę.
Potem zasypała mnie innymi pytaniami z tych trzech pierwszych lekcji, czyli między innymi takie pierdoły jak "czym zajmuje się przyroda".
No jakby... wiem, ale nie potrafiłam tego ubrać w słowa. Konkretnie te podręcznikowe. Kurde, miałam 10 lat!
Ostatecznie dostałam jedynkę za brak znajomości tematu.
Tego też dnia nauczyłam się, że nie liczy się to co ja umiem, tylko to czego od ciebie chcą w danej chwili. A twoje zainteresowania to bezwartościowe guano, które tylko może przysporzyć ci więcej problemów.
Bogowie jaka smutna historia zwłaszcza jak człowiek uświadomi sobie, że w normalnej szkole ludzie usłyszeliby fajną prezentację ustną...
Wstyd mi za Twojego nauczyciela. Sama jestem nauczycielem i gdy dziecko che się podzielić jakąś ciekawą informacją, jestem z niego dumna i wszyscy słuchamy :) To ważne, aby wiedzieć, czym się Twój uczeń interesuje i wykorzystywać to podczas zajęć... Przykro mi, że masz takie smutne doświadczenie...
Nie są guano! To jest praktycznie jedna z dwóch rzeczy w ludziach dla której warto żyć i kontakty z innymi są znośne i nie kończymy [np. ja nie kończę] w kompletnej izolacji i frustracji prozą życia.
I feel you 😥😥
Dlatego tak mnie wkurza określenie "nerd" na każdego, kto śmie interesować się w sumie dowolnym tematem, który wymaga choć trochę myślenia czy pracy własnej. Wydaje mi się, że też wywodzi się ono z tej mentalności szkolnej, gdzie zainteresowanie czymkolwiek jest traktowane jak gunwo.
@@KrzysztofMMaj Ja jako mlody dzieciak uwielbialem patrzec na ksztaltne mlode nauczycielki.
Zwlaszcza na ich *skarby* wystajace z pod duzego dekoltu.
Ja już o oceny nie pytam. Uspokajam Córkę, że one nie są najważniejsze. Żałuję, że zatrułam jej życie w podstawówce. Zmieniłam to o 180° i obie jesteśmy szczęśliwsze. Mnie też te cholerne ocenki zatruwały życie
Dziękuję, że to robisz
oceny nieważne, ważne by w głowie nie hulał wiatr, tylko była wiedza ogólna
@@danap.8330 A bo wcaaaaaaaale nie jest tak, że można w inny sposób motywować ucznia do nauki niż zamordystyczne katowanie nauką po n-naście godzin niczym z radzieckiego kołhozu. Wyjdźcie ludzie ze swoich piwnic. Podobno żyjemy w kulturze zachodniej, ale jak to powiedział pewien Tomasz Iwańca "choć mieszkamy w Europie to daleko nam do Europy"
@@dobryczlowiek9043 no już bez przesady
@@danap.8330 HGW j
Zastosowałem się do Waszego feedbacku spod ostatniego filmu (ALE KRZYSZTOF, PRZECIEŻ TYLKO OCENY DAJĄ NAM OBIEKTYWNY POGLĄD NA TO, CO ROBIMY ŹLE A CO DOBRZE) i podbiłem maksymalnie jak mogłem saturację i nasycenie, żeby obraz Krzysztofa nie był sprany i zużyty jak Krzysztof po kilkugodzinnym odbębnianiu pierepałek administracyjnych. Dzięki, że pomagacie mi poprawiać jakość filmów!
tymczasem ja oglądający w trybie monochromatycznym
@@KacperKwinta
@@KacperKwintaJa na te filmy nawet nie patrzę... włączam sobie Krzysztofa w tle i rysuję coś. Naprawdę polecam, świetny sposób na spędzanie wolnego czasu...
Pamiętam, jak w liceum rodzice pytali mnie "a jak poszło innym?" i dziwili się, że mówiłem, że nie wiem. Z perspektywy czasu widzę, że to dobrze, że się tym nie interesowałem.
Nawet *bardzo* dobrze. To dość rzadkie, zwykle ludzie na to zwracają baczną uwagę
Kurcze , ja też się na tym łapie jestem mamą 🙂
W marcu skończyłem kurs dający uprawnienia do trenowania, znienawidzonej przez Krzysztofa, piłki nożnej. Od tego czasu pracuję dodatkowo jako trener w szkółce piłkarskiej z dziećmi w wieku 8-10 lat. Od września prowadzę zajęcia jako główny trener więc zapytałem swojego szefa jaka jest praktyka kontaktu z rodzicami. Okazało się, że zebrania z rodzicami nie są praktykowane, ale jak chcę to mogę robić. Obserwując dzieci przez dwa miesiące postanowiłem zwołać zebranie. Nie mam wykształcenia pedagogicznego stąd większość wiedzy na temat oceniania wziąłem z tego kanału. Siedziałem trzy dni tworząc wpierw szablon podzielony na ocenę zachowania, postępów w treningu, zalecenia do rodzica przy pracy z dzieckiem oraz kilka zdań skierowanych do zawodnika, które poleciłem rodzicom przeczytać dla swoich pociechy. Opisałem w ten sposób 16 zawodników każdy na A4. Ocenianie czyichś dzieci było stresujące i trudne. Pojawiło się mnóstwo wątpliwości jak rodzice zareagują. Po zebraniu otrzymałem pozytywny feedback od rodziców, którzy docenili moją pracę. Mam wątpliwości czy rodzice których widziałem pierwszy raz na oczy po 2 miesiącach pracy z dzieckiem będą mieli czas oraz chęci na pracę nad dzieckiem. Większość dalej ma problem że stosowaniem się do uzgodnionych zasad komunikacji. Z jednej strony czuję dumę z wykonanej dobrze pracy za którą nikt mi dodatkowo nie zapłacił. Z drugiej strony mam nieodparte wrażenie, że rodzice będą mieć to tam gdzie autorzy RoP swoich fanów.
Nigdy nie będzie idealnie, ale jest dużo plusów - część dzieci może po raz pierwszy usłyszało konstruktywną pochwałę, część rodziców po raz pierwszy się starało brać udział w edukacji swojego dziecka, a u części to ziarno wykiełkuje i da owoce. W dalszej lub bliższej przyszłości.
A nawet tam gdzie nie wykiełkuje to powoli coś zmienia w świadomości ludzi. Że można inaczej. Że są ludzie którym się chce, itd.
Otóż to. Tak jak napisał Marcin, najważniejsi są uczniowie. Nie ma co czekać na jakąkolwiek nagrodę czy dobre słowo w tym systemie. Niestety
Człowiek wraca z uczelni i humor poprawiony
Team BIOTAD PLUS
Najgorsze jest to że pomimo masy badań, ogromnej ilości materiałów na YT i TONY artykułów w google o tym jak obecny model szkoły szkodzi, to ludzie nic z tym nie robią
Wiem. W mojej banieczce też.
Niektórzy na szczęście coś z tym robią, ale to nadal drobny ułamek całości
Czy mogę prosić o linki do wyników takich badań? Prowadzę akcję uświadamiania rodziców w jednej z warszawskich podstawówek i bardzo potrzebuję twardych argumentów
Robią, ja od 3 lat nie stawiam ocen cyfrowych. I bardzo to sobie chwlę. I rodzice moich uczniów również!
@@aneczka05 Wspaniale! Ja bardzo chciałam, ale mnie zablokowano właśnie statutem, że w statucie mamy cyfry... Jednak staram się omijać kłody i przede wszystkim oceniam opisowo, a cyfrę stawiam "na doczepkę"
Tresura ocenkowa jaką przechodzą uczniowie przez nauczycieli i swoich rodziców jest straszna. Pamiętam ostatnią klasę liceum gdzie uświadomiłem kilku koleżankom, że NAPRAWDĘ nie sprawdzą przy rekrutacji na uczelnię jakie ocenki mają na świadectwie. Były w szoku XD
Co więcej: my byśmy (sam egzaminuję, stąd liczba mnoga) nawet woleli, by W OGÓLE nie było żadnych wyników z matur itp., bo one często blokują dobrych kandydatów (a przeciętny naukowiec jest w stanie w 5-10 min się dowiedzieć, czy ma do czynienia z rokującym kandydatem czy nie).
Also, oceny z dyplomu ze studiów też nikt nie sprawdza i studenci też są zdziwieni, bo ta tresura ocenkowa się nie kończy...
Moja nauczycielka od polskiego w liceum (1 klasa) uważa, że jeżeli ktoś ma dysleksję / dysgrafię / dysortografię to nie oznacza, że może brzydko pisać, tylko ma POPROSTU włożyć więcej pracy. Na początek roku szkolnego kazała każdemu kupić zeszyt A4, powiedziała że będzie je oceniać i że prowadzenie zeszytu to nasz obowiązek. Jeżeli ktoś, broń boże, nie posłuchał się jej i pisze w małym zeszycie to ocena idzie w dół. Czepia się praktycznie wszystkiego czego tylko może. Jeszcze zabawniej jest kiedy dyktuje co mamy zapisać do zeszytu. Każda notatka zrobiona przez nią jest nie po polsku i jest nieczytelna. A najlepsze jest to, że pomimo uczenia profilu z rozszerzoną matematyką, informatyką i angielskim ciągle mówi, że będzie wymagać od nas więcej, bo jesteśmy ambitną klasą (mówi tak tylko dlatego, że z całej szkoły mieliśmy średnio najwięcej punktów z egzaminu ósmoklasisty). Oczywiście na każdej lekcji pyta po 2-3 osoby, a po 20 minutach jak już skończy odpytywać, zaczynamy w końcu przerabiać temat, który i tak musimy nadrabiać w domu, bo na lekcji Z JAKIEGOŚ DZIWNEGO POWODU nie było czasu.
31:30
Każdy rodzic mówi "ucz się bo będziesz rowy kopał" i przez to "kopanie rowów" jest teraz lepiej płatne niż większość prac po studiach XD
@@adamrozycki7484 Ja jestem rocznik 82. Dla moich rodziców urodzonych za komuny, ktoś kto kończył zawodówkę czy technikum był gorszym sortem, "robolem". Nie nadawałem się na studia, ale z jednej strony presja rodziców - tytułowe "będziesz rowy kopał", a z drugiej pobór do wojska (tak, wtedy był jeszcze). No i zmarnowałem 5 lat życia na uczelni technicznej, jednocześnie niewiele wynosząc stamtąd wiedzy. Robota obecnie taka sobie - na pewno po zawodówce czy technikum miałbym lepiej płatną pracę, a studia bym sobie ewentualnie skończył później, jeżeli by mi polepszyło perspektywy zawodowe.
@@piotrmajewski5978 z twoimi rodzicami jest poważny problem. Współczuję ci posiadania rodziców którzy gardzą innymi, a tak naprawdę bez nich by się nie obeszli
"Ucz się ucz, nauka to potęgi klucz!"
A kto ma dużo kluczy jest woźnym
XDD
@@megawonszrzeczny9Jakby nie patrzeć masz specjalną przepustkę na obrady szkolnego sejmiku woźnych na którym można uwalać uczniów.
@@megawonszrzeczny9 tata mi tak zawsze mówił
"ucz się ucz, nauka to potęgi klucz a gdy będziesz miał tych kluczy wiele zostaniesz woźnym"
Nie zapominajmy o rodzicach zdolnych do przemocy fizycznej i psychicznej w ramach kary za złe oceny.
Pamiętam jak w którejś klasie 1-3 dostałam trójkę (wtedy już były oceny a nie słoneczka czy buźki), do dziś pamiętam że była to tabliczka dzielenia. Podczas samego sprawdzianu z tejże tabliczki dosłownie wpadałam w panikę, łzy w oczach, nawet napisałam na kartce z przykładami że 'NIE NAUCZYŁAM SIĘ'.
Koniec końców, trója, przerażenie - bo ja paskowy uczeń, same piątki, szóstki, czwórka tylko z matematyki, wfu i plastyki.
Żeby powiedzieć mamie, która przyszła mnie odebrać ze szkoły, o tej trójce zbierałam się godzinami.
Krzyczeć nie krzyczała, bić za to nie biła, ale to było na tamtym etapie coś gorszego - wściekłość w jej oczach była niewyobrażalna. Przez całą drogę do domu się nie odzywała, nie patrzyła się nawet na mnie. Sama zmarnowała swoje życie już w wieku szesnastu lat i wszystkie niespełnione ambicje przelewała na mnie, więc ta trójka była nie do pomyślenia.
Koniec końców dostałam szlaban - za trójkę. Tak, TRÓJKĘ.
I jedyny sposób żeby ten szlaban znieść było dostanie SZÓSTKI. Koniec kropka.
Los się tylko do mnie uśmiechnął, że jakimś cudem udało mi się parę dni później zrobić zadanie "kangurka" czyli takie dodatkowe, trudne zadanie matematyczne, które było dla chętnych i za nie pani stawiała szóstki. Pamiętam jak wiwatowałam "żegnaj karo, żegnaj karo".
Jak teraz o tym wspominam to ja p...
Też jestem takim gifted burnout kid jak to zwą po angielsku - podstawówka same paski, a od gimnazjum ledwo zdawałam. W klasie maturalnej ataki histerii i jazda na korki z matematyki szlochając. O myślach autodestrukcyjnych nie wspomnę.
Im więcej Krzysztofie opowiadasz o patologiach tego systemu tym bardziej szkoda mi siebie z przeszłości. O, czy warto wspomnieć, że byłam paskowym uczniem, jednocześnie żyjąc w przemocowym, alkoholowym domu? Na egzamin maturalny z jakiegoś przedmiotu jechałam po całonocnej libacji w domu. Czy system jakkolwiek mi pomógł mimo znaków i próśb o pomoc? No skąd! Ale rugać, że nie chcę ćwiczyć na wfie, bo byłam dręczona za nadwagę, to już potrafił.
Zaorać to wszystko w pizdu i kaszę zasiać. Aż się wewnętrznie zbulwersowałam.
Ooo, witam towarzysza też mającego oceny już od klas 1-3. To była masakra. Już w tamtych czasach jedna dziewczyna sie uczyła ściągać, bo babka miała podejście; jak masz mniej niż 4, ale 4 to takie ledwo zdałeś, to jesteś amebą co sie cudem w kałurzy nie topi. To było okropne
Mogę się z tym zidentyfikować.
Jak najbardziej gifted burnout kid do mnie pasuje.
Nienawidzę systemu szkolnictwai tych sztywnych ram w których oni nas umieszczają.
To reżim umysłowy wymęczyło mnie to wszystko niesamowicie ale już od lat jestem wolna :) tylko że w dorosłym życiu nadal spotykam ludzi którzy gdy ktoś się nie interesuje tym co oni uważają za ważne wyzywają od debili - dorośli ludzie dorosłych ludzi 🤷@@JonclashHq
Jako miłośnik cyferek (matematyk) i w sumie jeszcze młody nauczyciel chciałem napisać, że przeszkody we wprowadzeniu ocen opisowych w szkole można spotkać niestety wszędzie. U mnie od razu dyrektor pomysł zabił "wie pan co, oceny być muszą", podobnie reakcja niektórych rodziców. Z jakiejś przyczyny cieszymy się widząc świadectwa 1-3, gdzie są opisane postępy, problemy itd danego ucznia, ale od klasy 4 zaczyna się wyścig rodziców "moje dziecko jest lepsze". A co do kar: kilkukrotnie zdarzyło mi się wstawić jakąś zmyśloną dobrą ocenę, bo szkoda mi dziecka, które przed 3 albo 4 będzie odcięte ma 2 tygodnie od wszystkiego, a takich sytuacji niestety jest coraz więcej
Ja wolę jak mi powiedzą co dziecko sie nauczyło w szkole a nie pokażą mi oceny, bo to mi nic nie mówi. We Włoszech są 10 a nie piątki, tym bardziej nic mi to nie mówi:)
Zastanawiam się jak by to wyglądało gdyby każdy na start 'miał 4' zapewnione i od tego poziomu by wychodził. Gdyby jako najniższą ocenę za minimalne starania nauczyciel wprowadził 3, które zapewnia nadal przejście na przyzwoitym poziomie, a resztę czasu poświęcił tym, którzy chcą zarobić na 5. Nie każdemu wszystko ze szkoły się przyda ale jeśli 1/3 klasy zależy a nauczyciel jest w stanie zainteresować swoim przedmiotem, to tych chętnych można wyciągnąć na wyżyny.
To jest okropne. Dzieci które dostają złe oceny często są karane nawet jeśli bardzo się starają, a na te z dobrymi ocenami rodzice nakładają presję, że muszą być najlepsi i w tym "wyścigu szczurów" zawsze na pierwszym miejscu 😞
Moje dzieci urodziły się w Polsce. I łatwo nie miały bo zostały rzucone, na głęboko wodę. Dla mnie osobiście, moją zdawać do kolejnych klas. Nie mam ciśnień na 10. Jak lubią jakiś przedmiot, to potrafią mieć 9. Fajnie że mają już cele kim chcą być, przynajmniej na tym etapie jest łatwiej je motywować. Bo wcześniej, często pojawiało się pytanie, a po co mi szkoła. 😁 Dzieciaki, po tatusiu chcą iść w branżę IT. 😁
To u was wyścig szczurów sie zaczynał dopiero w 4 klasie?
W gimnazjum miałam ogromne problemy z matematyką, na tyle, że przestałam chodzić długi czas do szkoły. Co prawda usprawiedliwiłam wszystko nawet zwolnieniami lekarskimi więc wtedy przychylniej patrzyli na mnie nauczyciele, abym nadrobiła to spokojnie, lecz problem zaczął się przy próbnym gimnazjalnym. Zrobiłam z siebie wszystko, co mogłam, więc wyszedł mi wynik ponad 50%, a próbne gimnazjalne były później jako oceny, więc dostałam dodatkowe 3. Gdy już zaczęłam powoli nadrabiać inne sprawdziany z matematyki, bo już się tego nieco zebrało i miałam dwa zaległe sprawdziany pod koniec klasy to nauczycielka stwierdziła, że to niemożliwe abym miała to 3 (sprawdziany poszły mi na 2, ale wciąż zaliczałam przedmiot, bo ocena z próbnego gimnazjalnego była najwyżej wagi) Chociaż sama to oceniła. Chociaż sama widziała, że się tam jednak postarałam.
Skończyło się na zjechaniu mnie przy klasie oraz wyśmianiu moich ocen, z naciskiem - przy klasie.
Najgorsze uczucie na świecie gdy jesteś w gimnazjum w klasie pełnej samych asów a nauczycielka publicznie oznajmia, jakie masz oceny.
Wtedy czułam ogromny wstyd. Teraz bym popukała te nauczycielkę w głowę.
Miałam podobną sytuacje tyle że u mnie było w drugą stronę. Obecnie jestem w 3 kl technikum i ok. rok temu miałam dość nieprzyjemną sytuacje z moją (obecnie już byłą polonistką). Wtedy jak i teraz mam bardzo wysoką średnią z polskiego, głównie to ja zgłaszam się na lekcji, prowadzę dyskusje itd. Pomimo tego że byłam takim ,,oczkiem w głowie” polonistki to gdy jeden jedyny raz powinęła mi się noga potrafiła mnie wyśmiać i ironizować w moją stronę. Stwierdziła że jeśli sobie nie radzę to powinnam iść do zawodówki (ogln od tej babeczki było mega czuć taką pogardę do zawodówki) Jakby wtf XD, jedyny plus że babeczka już mnie nie uczy bo jedyne co potrafiła to wyśmiewać innych bo takich sytuacji było więcej tylko że dotyczyły innych osób z klasy 🫠
Kompletny absurd gdzie egzamin mający pokazywać Twój stopień zrozumienia przedmiotu, został potraktowany jako składowa do średniej.
Dopiero zaczynam (dopiero 2 rok pracy), ale jesteś moją motywacją, żeby nie być chujowym nauczycielem. Czasami jest ciężko (głównie ze strony dyrekcji czy współpracowników), ale moim priorytetem są uczniowie.
Dzięki Krzysztof!
Dużo sił, mega podziwiam, że Ci się chce! z moich doświadczeń skromnych, jakie miałem, akurat w dydaktyce przeduniwersyteckiej wynikało to samo: jeśli miałem problemy, to z innymi nauczycielami, z uczniami nigdy.
Pamiętam, jak dziesięcioletnia ja porównywała się do innych, a bo ktoś ma coś, czego ja nie, a bo ktoś robi coś, czego mi nie wolno itd, jak to dziecko. I mama zawsze reagowała na to "nie porównuj się do innych".
Po czym kilka chwil potem sama porównywała mnie, a bo to inne dzieci to lepiej się uczą, a bo częściej sprzątają pokój a coś tam coś tam.
Tak, dziesięcioletnia ja wytknęła to matce. Tak, pomogło. Tak, mam zajebistą mamę.
Tak, trzeba wprost takie rzeczy komunikować. Nawet jeśli się nie uda, bo rodzice są różni, to nie należy się poddawać. Porównywanie z innymi to rak
Też nieraz to wytykałam. A co dostawałam w odpowiedzi? Parafrazując 'mam porównywać się do lepszych, a nie gorszych'
No i w 100% się zgadzam, pamiętam jaka oceny traumę wywoływały i ile razy ryczalem przez to, że nie spełnię oczekiwań rodziców a nauczyciele byli tak "zajebiści", że informacja zwrotna polegała na napisaniu na marginesie kartki "źle" albo jak powiedziałeś "styl", "ort", "int". Swoją drogą to brzmi jak staty z rpgów :D
Pamiętam jak dziś za każdym razem kiedy dostałem 1 lub 2 na lekcji. Płacz, stres do końca lekcji, oczywiście przy okazji wyśmianie przez kolegów bo przecież "haha on płacze beka ale maminsynek". Potem w domu matka (nauczycielka swoją drogą) z jednej strony pociesza a z drugiej przy każdej następnej możliwej okazji wspomina "no ale Karolina miała 5 a ty nie". Oceny NIE SĄ niczym ani dobrym ani sprawiedliwym.
zwalanie na oceny patologicznej sytuacji w domu to nie jest dobra rzecz. Problem był w matce a nie w ocenach.
@@gbokota bzdury - w ocenach tym bardziej! Gdyby nie oceny, mama Deriusa by się na niego tak nie uwzięła!
@@elvenoormg5919 uwziela by. Znalazla by cos innego na co by miał jeszcze mniejszy wpływ.
Jeśli matka ma ze sobą problemy i wymaga terapii - pewnie, zawsze coś znajdzie. Tym niemniej, MATKA-NAUCZYCIELKA najbardziej potrafi być zafiksowana właśnie na punkcie tych głupich cyferek.
@@elvenoormg5919 to by była zafiksowana na ocenach opisowych i zafiksowalaby się na wszystkich informacjach o brakach. I jako nauczycielka rozumiała by je lepiej niż przeciętny rodzic.
Spotkałem osoby które po podciągnięciu się z ocen zaczęły być krytykowane za inne aspekty.
Mój chłopak został poszkodowany przez system. Miał dysortografię i dysleksję. Był szykanowany przez nauczycieli. "Zmuszali" go niejako, aby nie podchodził do matury. Miał straszne problemy z niektórymi nauczycielami. Podcinali mu skrzydła, bo był na kierunku "tylko fryzjerskim". Teraz spełnia swoje marzenia. Poszedł na wymarzone studia (zaocznie). Spełnia się, a nauczycielka która chciała go "oblać" wmawiała mu kiedyś, że to dzięki niej mu się udało. To dzięki jej szykanowaniu i zastraszaniu ???... No nie, to dzięki jego ciężkiej pracy
Taaak, znam to poczucie u "dziadów/bab" którzy twierdzą że dzięki wygenerowanym przez nich traumom, dyscyplinie, podporządkowaniu się wobec ich, zmuszaniu, manipulacjach czy wręcz agresywnym wciskaniu własnego światopoglądu, to jeśli ich ofiara wyrośnie na tzw. ludzi i zajmie się czymś kompletnie innym lub uwolni się spod ich wpłwu, to te dziady i baby twierdzą że to dzięki nim się tak stało i coś im się należy.
Pierw wzbudzają w Tobie poczucie winy i sprawiają że jesteś malutki. Kiedy zaczniesz wymykać się spod ich dominacji i kontroli to takie toksyny natychmiast chcą sprowadzić Ciebie na "swoje" miejsce w ich świecie.
To są ludzie którzy są jak Szatan czyniący zło, i uważający że dzięki morderstwom i niesprawiedliwości dobro ma okazję się zamanifestować i że to on był tego przyczyną. Fuck logic.
Życiowe xddd
Jestem programistą. W pracy mamy taki mechanizm zwany code review. Polega on na tym, że zanim nowe zmiany zostaną wdrozone do aplikacji, musi je przeczytać ktoś inny (nie autor kodu). Jesli jakieś rozwiazanie wydaje nam się lepsze, to je proponujemy. Więcej nauczyłem się z recenzji mojego kodu robionych przez moich starszych stażem kolegów, niż z jakiegokolwiek kursu. Ba, uczę się nawet robiąc review innym.
Powiem Ci że jak wspomniałeś o rodzicach i tej ich chęci do tego żeby dzieci miały jak najlepsze ocenki to przypomniała mi się taka sytuacja. Otóż siedzimy sobie całą rodziną przy stole a mój ojciec straszy moją siostrę że jeżeli nie będzie się uczyła na matematykę do sprawdzianu to nauczycielka przy ogłaszaniu wyników powie coś takiego.
"No no ocenki no nawet nie takie złe tylko ta (tu imię mojej siostry) jedynkę dostała. Co ty (imie) nie uczyłaś się ?"
Natychmiast mu zwróciłem uwagę że gdyby moje dziecko było tak poniżane przed całą klasą to bym takiego nauczyciela na strzępy rozerwał a nie straszył tym dziecko czym utrfalałbym tylko w jego głowie że to normalne że ktoś może cię tak po prostu cisnąć przed wszystkimi. Ech niestety nie prędko się w tym kraju poprawi jeżeli większość rodziców w tym kraju dalej uważa że PRUSKI SYSTEM OCENIANIA JEST JEDYNYM SŁUSZNYM I NAJLEPSZYM.
Pozdrawiam wszystkich którzy też widzą błędy swoich rodziców które powtarzają na waszym młodszym rodzeństwie. Pamiętajcie że warto od czasu do czasu chociaż spróbować zwrócić im wtedy uwagę na to że tylko krzywdzą tak swoje dziecko.
To będzie dziwny wpis, ale ja mam taką potrzebę, żeby podziękować. Pierwszy raz zainteresowałam się tym kanałem kiedy zauroczył mnie wygląd miniaturek (+ jeszcze spodobały mi się tytuły odcinków)
Zostałam stałą widzką kiedy obejrzałam kilka odcinków z tej serii. Wiele razy słyszałam, że z powodu szkoły i chorego systemu ktoś mi współczuł albo że mnie żałował. Wiele razy słyszałam, że należy coś zmienić, ale nigdy nikt nie powiedział co dokładnie, bo nikt nie myślał o alternatywie (bo wiadomo, że wiekszość myśli, że po co nad tym myśleć, skoro się nie da tego zrealizować :/ ). Ale dopiero dzięki tym odcinkom (wcześniej jako uczennica, teraz jako studentka) poczułam, że ktoś w 100% rozumie moją sytuację. Temu poczuciu zrozumienia czasem towarzyszy gorzka świadomość tego jak ten obraz szkolnictwa wygląda naprawdę, ale ta gorycz właściwie pomogła mi zaakceptować pewne rzeczy i robić swoje (nawet, jeśli to by groziło gorszą oceną ). Podziękuję jeszcze za jedno, bo choć trudno mi się do tego przyznać to przez większą ilość życia byłam trochę takim typem snoba (na szczęście zmieniłam swoją perspektywę i staram się pod tym kątem dalej zmieniać ✌) A niektóre filmiki uświadomiły mi skalę tego mojego snobizmu, której nie byłam świadoma, więc jestem wdzięczna za to doświadczenie. Poza tym bardzo się otworzyłam na inny typ sztuki niż dotychczas. Panie Krzysztofie, nie ze wszystkim co prawda się z Panem zgadzam, ale dziękuję za wszystko.
Dziękuję... tak mi miło, że mogłem Cię wesprzeć w ten sposób! serce rośnie, jak czytam takie komentarze.
W szkole średniej zawsze dziwiła mnie ta chorobliwa rywalizacja, porównywanie i popisywanie się kto jest lepszy. Jako, że byłem jedną z dwóch osób z najwyższymi ocenami w klasie to zawsze ja byłem głównym punktem odniesienia we wszelkich porównaniach i ogromym powodem do radości jeśli powinęła mi się noga i ktoś miał wyższą ocenę ode mnie. Pamiętam te zmieszane miny kiedy ktoś przychodził się chełpić wyższą oceną a ja zupełnie szczerze mówiłem, że się cieszę. Podobnie jak Krzysztof mam wstręt do rywalizacji (częściowo nabyty dzięki szkole) i zdecydowanie wolę współpracę i wzajemne wsparcie.
Akurat wracam ze szkoły więc mam idealny materiał do słuchania w drodze do domu ❤️
całkiem niedawno doszłam do wniosku że klasówki powinny być informacją dla nauczyciela na co powinien zwrócić większą uwagę lub do jakiego tematu wrócić; niestety szkoły zamiast uczyć oceniają.
W sumie teraz się zastanawiam, czy mój strach przed odtrąceniem oraz przed zawiązywaniem nowych znajomości, wiążę się z właśnie z tym, że boję się być oceniany i tym, że zrobię sb z kogoś śmiertelnego wroga.
być może że tak ale to nawet nie musi być związane z tym że jesteśmy oceniani przez szkołe: to może być jej inna wada: że na siłe próbuje się zmusić różnych od siebie ludzi do wspólnego przebywania ze sobą.
@@wscamel226 To jest raczej nieuniknione, i tak samo będzie później w życiu zawodowym, że o ile ktoś się nie ustawi w idealnej dla siebie firmie, albo w idealnej działalności, gdzie nie musi mieć do czynienia z ludźmi, z którymi nie chce (nie wiem, jakiś artystyczny stolarz, czy coś), to będzie musiał przebywać z ludźmi w większym lub mniejszym stopniu różnymi od siebie. I to jest rzecz dobra, bo poszerza nasze pojęcie o otoczeniu. Problem pojawia się w tym, co już Krzysztof wspominał wiele razy - szkoła nie wpaja w nas współpracy (która później jest konieczna w jakiejkolwiek prawdziwej robocie), tylko w większości uczy rywalizować i oceniać się nawzajem, i każdy wtedy patrzy na siebie i na innych zamiast patrzeć na cel, jakikolwiek by nie był.
A propos tego, że nie uczy się nas samooceny, ostatnio miałam kolokwium, na które dobrze się nauczyłam. Wszystkie pytania były otwarte. I po owym kolokwium pani profesor mówi, że każdy sprawdza je sobie sam. No i, mimo że nie oszukiwałam z punktacją i pytałam (zresztą nie jako jedyna) ile punktów mam sobie przyznać za tak i tak sformulowaną odpowiedź, to po zebraniu wystarczająco punktów na piątkę czułam się brudna, jakbym oszukiwała. To uświadomiło mi dwie rzeczy: to, że przez system edukacji kompletnie sobie samym nie wierzymy i wątpimy w swoje kompetencje oraz to, że nikt nam nie powie w dorosłym życiu na ile zjebaliśmy a na ile nie i musimy ewaluować to sami i to między innymi od tej ewaluacji będzie zależeć nasza dalsza skuteczność i nasze psychiczne samopoczucie.
O kurczę, bardzo dobry przykład. Nie wpadłbym na to. Podoba mi się.
Już jako dziecko obserwując jak moi rówieśnicy płakali gdy zamiast A pojawiło się B albo A- w podstawówce, postanowiłam, że nigdy nie będę uczyła się dla ocen tylko dla wiedzy. "Niestety" nie miałam nigdy paska, wielu rzeczy ze szkoły się nie uczyłam (trochę żałuję), ale ogólnie rzecz biorąc jestem szczęśliwa, że zamiast siedzieć i kuć żeby zapomnieć to czerpałam przyjemność z uczenia się dla siebie. Tylko taki mały problem, bo ze względu na brak paska na świadectwie albo jakieś nieco gorsze oceny niż 5 zdarzyło się, że ktoś niefajnie mnie potraktował albo porównywał do innej osoby.
Właśnie przypomniałeś mi gdy mówiłeś o pracach dyplomowych o tym śmiesznym pisaniu uwag typu "styl!". Ja natomiast dostawałam znaki zapytania, a na konsultacji jak się zapytałam co poprawić, to usłyszałam, że "wszystko".
"Wszyscy zostaliśmy kopaczami rowów bo mieliśmy niskie oceny
Rowy zostały tak wszedzie zryte że myśle ze pod polską jest imperium skavenów conajmniej"
XDDD leże i wstać nie moge
Do dziś pamiętam jak szkoła podstawowa zabiła we mnie chęć nauki. Wykrocz gdziekolwiek z dodatkową wiedzą to usłyszysz, że "tego jeszcze nie przerabialiśmy, więc tego nie używaj". Mniej więcej w liceum zaczynało się, w moim przynajmniej przypadku, docenianie dodatkowego wkładu 'najlepszych uczniów', na którym to etapie dla mnie już było dawno za późno.
Mimo, że w nauczaniu 1-3 miałam świetną wychowawczynię, nauczyciele i inni pracownicy szkolni skutecznie stłamsili moją chęć wykraczania poza program w konkretnych dziedzinach.
Co do ocen opisowych, jedna taka "opisowa" ocena z liceum mi zapadła w pamięć. Był to sprawdzian z matematyki. Wszyscy sprawdzają punkciki, porównują prace między sobą... W jednym zadaniu mój znajomy dostał następujący komentarz: "Skąd ci to wyszło? Aż ręce załamałam jak to zobaczyłam". Wszystko oczywiście czerwonym długopisem, obok - ogromny minus. A później się ludzie dziwią, że ten się stresuje, tamten nie chce chodzić do szkoły, a siamten to nie znosi baby od matmy...
Co do usosa natomiast, podstawą jest oczywiście numerek, ale na szczęście można do niego również dodać komentarz. Chyba jednak niestety niewiele osób o tym wie, bo u mnie zdarzyło się to tylko na jednym przedmiocie przez 3 lata hehe
Właśnie to jest problem z 'ocenami opisowymi' - nie uczymy dzieci że nie wiedzieć czy nie rozumieć czegoś jest normalne, a krytyka niewiedzy nie jest krytyką osoby.
Dzięki. Dostałam dzisiaj 2 z historii, niby nie jest negatywna ocena. Bałam się wracać do domu. Spotykam się z mamą i pierwsze co słyszę to: DLACZEGO DWA Z HISTORII!!! Potem mama wychodzi i zamiast pożegnania słyszę: ucz się żeby nie było dwój
powiedz matce ze z tego hajsu miec nie bedziesz
@@nienoco Zdziwiłbyś się. Osoby z wykształceniem historycznym potrafią znaleźć zatrudnienie np. w bankowości, administracji czy jako analitycy, a to potrafi dać dobre zarobki. Dodaj do tego jeszcze mało popularny język jakiegoś kraju, z którym mamy wspólną historię, a środowisko naukowe będzie się o ciebie zabijać.
Mam mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Jestem zafascynowany matematyką i fizyką. W wakacje spędzałem prawie cały czas na tym. Teraz jest szkoła, wracam do domu i jedynie o czym myślę, to aby nie zasnąć i aby przypadkiem by to nie mieć problemów z ocenami z przedmiotów typu polski czy historia. Dzięki temu przemęczeniu nie czuję się na siłach aby cokolwiek z moją pasją o matematyce i fizyce robić, ale najśmieszniejsze jest to, że ja mieliśmy przerwę 4 dniową (czwartek piątek wolny, a potem weekend) to nagle miałem na wszystko energię i bawiłem się z matmą i fizyką jak w czasie wakacji, gdzie chyba najbardziej zacząłem ją czuć tak w kościach. Jestem aktualnie przerażony tym, jak bardzo może mnie wstrzymywać szkoła przed odblokowaniem mojego pełnego potencjału, albo chociaż jego połowy :///
Na szczęście moi rodzice nigdy nie zwracali uwagi na oceny w szkole. Mimo iż w szkole się mega stresowałem to w domu miałem luz. Mimo wszystko nadal cieszę się, że przeniosłem się do szkoły w chmurze, bo teraz tu i tu się dobrze czuje i czuję, że chce się uczyć
Oglądając twoje filmy o ocenach uświadamiam sobie, jakich wspaniałych mam rodziców, którzy mają świadomość, że oceny numeryczne nic nie znaczą i dostaję obiad nawet jak dostanę 1 albo 2 😁😁😁
Super, choć wolałbym, gdyby wyżywienie nie zależało od ocen
Mi sie udało przekonac przynajmniej czesciowo rodziców ze oceny nie mają znaczenia choc łatwo nie było, znaczy było o wiele prościej gdybym w podstawówce czy gimnazjum miał argumenty krzysztofa pod ręką ale w koncu sie udało. Nie wiem jakim cudem w sumie jak przypomne sobie ze w podstawówce byłem zmuszany do ładnego pisania w zeszycie inaczej kara a teraz ojciec mówi: ważne by zdał xD
Dziękuję za ten film. Do tej pory wypominam ojcu lanie pasem za pałę z matmy w 4.klasie. On tego nawet nie pamięta (albo to wypiera/wstyd mu się przyznać). Nie rozumiałam znaczenia tej oceny i słusznie. Poza aplikacją na studia, nikt nie pytał mnie o oceny. Zresztą, na mojej uczelni (artystycznej, zagranicznej) posiadanie matury nie było wymogiem. Tak samo nikt mnie nigdy nie pytał o oceny na dyplomie licencjackim i magisterskim, kiedy jeździłam na przesłuchania. Ba, nie interesowało ich nawet, czy studia są ukończone. Interesowało ich tylko gdzie studiowałam i u kogo. Kiedy porzuciłam branżę i zrobiłam kurs IT, też nikt o oceny nie pytał. Liczyły się projekty własne i rozmowa kwalifikacyjna. Część rektruterów odrzucała z góry osoby bez wykształcenia akademickiego, ale widzę, że nawet teraz się od tego odchodzi. Acha i mimo, że dostałam pałę z matmy za nieznajomość wzoru na pole kwadratu, to teraz siedzę po uszy w algorytmach i śmieję się ze zrządzeń losu. Pozdrawiam serdecznie.
Nie sądziłem, że kary cielesne są jeszcze praktykowane potworną krzywdę Ci zrobiono bez ŻADNEJ podstawy, nienawidzę czegoś takiego. Abstrakcja, żeby ludzie się posuwali do czegoś takiego pod tak błahym pretekstem
Coś co praktycznie za każdym razem słyszałem od rodziców najczęściej w podstawówce: "Dlaczego nie szóstka?"
Tytuł: Oceny szkodzą.
Krzysztof: Harry Potter uczy patologii!
A tak serio to uwielbiam słuchać Twoich "wykładów". I jako niegdyś wzorowy uczeń i syn dwójki nauczycieli, który potem trochę się w życiu wykoleił, ze smutkiem uświadamiam sobie, jak wielki wpływ na moje postrzeganie siebie i innych miał właśnie ten system.
W sumie ciekawy przykład z tym HP. Imho celem tego dodawania punktów było właśnie coś odwrotnego - pokazanie, że za nieszablonowe osiągnięcia też można dostać 'nagrodę'. Jedyna kwestia która pozostaje, to fakt jak dużą 'wagę' mają konkretne zachowania względem innych.
@@Hellysal taki system sprowadza się też do faworyzowania domów (khe khe, GRYFINDOR, khe khe). Ślizgoni wygrywają w tym roku? Nie, tak nie może być. Trzeba wymyślić z dvpy nowe rzeczy za które przyznamy tyle punktów ile nam się spodoba, żeby tylko wygrali GRYFONI (jak zwykle) :D
Jeszcze gdzie wsm nauczyciel poprostu jest like; hm... ron, damy ci 50 punktów, za zajebisty turniej szachowy
Za dobrą odp dostaje sie 10, pokazanie że sie coś zapamiętało albo już umiałowiedziało, a tu? Istna faworyzacja. Balandem dla Dumbledora był snape, ale on jednak miał czasami słuszniejszy i sensowny system jak już w stosunku do gryfonów. The pont is; nauczyciel se powie [liczba] punktów dla [dom], bez żadnej podstawy i już sie pojawiają w systemie. To jest chore. Raz słyszałam coś takiego;
Dumbledoor: o shit, ślizgoni wygrywają...
Harry, 100 punktów dla gryfindoru za zajebiście zawiązane sznurówki. To pokazuje absurd tego systemu
Wiesz co Krzysztof, pisałam jakiś mega długi komentarz z moją smutną historyjką ze szkoły, ale sobie daruję. Wypowiem się z perspektywy osoby, której nauka przychodziła łatwo, nawet bardzo, byłam tym „zdolnym ale leniwym”. Na samym początku podstawówki zorientowałam się, że moje zainteresowania dla szkoły nie mają znaczenia, a mi nie chce się uczyć tych bzdur. Pierwsza trauma to tabliczka mnożenia i, o zgrozo, nadal jej nie znam. Wiesz dlaczego? Bo czułam, że jej, kurwa, nie potrzebuję. I zonk: na serio nigdy mi się nie przydała, bo wszystko liczę kalkulatorem. Szokujące!!! Póżniej zorientowałam się, że klasowe prymusy wcale nie są mądrzejsze ode mnie. Oni bez przerwy smarują nauczycielom więc patrzą na nich łaskawszym okiem. Ja od zawsze rysowałam, więc postanowiłam wykorzystać to w podobnych celach. Miałam problem z jakimś przedmiotem, a raczej, uważałam go za zbędny, to robiłam jakąś durną gazetkę, prezentację. Wykorzystywałam ten żałosny system jak się da, dzięki temu wiele rzeczy uchodziło mi na sucho. Skapnęłam się, że do egzaminów i testów nie trzeba się uczyć, tylko pomyśleć co osoba sprawdzająca oczekuje, że przeczyta. Tym sposobem, przy minimalnej ilości przyswojonej zbędnej wiedzy, miałam bardzo wysokie wyniki, czy to był egzamin gimnazjalny, czy matura. Ocenami za kartkówki, odpowiedzi ustne, zadania domowe się nie przejmowałam, bo liczyło się przecież to co na koniec. Jednak wiedziałam już wtedy, że to nie jest dobre i nie tak powinno to wyglądać. Tak naprawdę przez to, że sobie to wszystko rozkminiłam miałam duże poczucie bezsensowności, dlatego nigdy nie poszłam na studia, bo dlaczego mam za darmo dalej się wysilać, nawet jeśli to minimum wysiłku? Nigdy nie zapomnę, jak rok po maturze spotkałam moją wychowawczynię, pracowałam wtedy fizycznie na produkcji, a w tym czasie pozostali znajomi z rocznika porozjeżdżali się na studia, jej rozczarowanie, żeby nie powiedzieć, obrzydzenie, że poszłam do zwykłej pracy było szokujące. Teraz jest to dla mnie śmieszne, ale chyba właśnie przez to wszystko tematy szkoły i nauki nadal mnie bardzo interesują. Jedyne co mogę powiedzieć, to serio ludzie, work smarter not harder. Nie warto.
Po tym jak Krzysztof wyjechał z żargonem akademickim z ECTS, zrozumiałem, że film z takim wyjaśnieniem najważniejszych pojęć byłby baaardzo przydatny
Tylko że wiesz, stworzenie listy takich pojęć jest cholernie trudne, jak już nasiąkniesz nimi tak, że brzmią jak oczywiste
@@KrzysztofMMaj Wiem ❤️
Uczenie się dla ocen wpędziło mnie w wir ogromnie nieprzyjemnych myśli i wiecznego poczucia straconego czasu, którego nadal nie potrafię się wyzbyć. Dziękuję Krzysztofie za Twoje materiały, bo otwierają mi oczy. Żałuję tylko, że tak późno trafiłam na ten kanał!
Wiem, gdzie prowadzi przejmowanie się nadmierne rzeczami, którymi przejmować się nie warto. Jeśli mogę komukolwiek tego oszczędzić, to jest to na wagę złota nie wyzbywamy się niestety łatwo takich wdrukowanych nam schematów myślenia, ale bardzo Ci kibicuję!
Błagam Krzysztofie zrób omówienie absurdalnych i niewłaściwych wzorców w "Harrym Potterze".
W sumie nie jest to taki zły pomysł
@@KrzysztofMMajnadal czekam XD...
Nie mogłam się doczekać na kolejne dkcp, ale dalej czekamy na poruszenie tematyki wykluczania i tolerancji w szkołach. A teraz zabieram się za oglądanie, dzięki!
Będzie. Przy okazji materiału o religii.
@@KrzysztofMMaj Już nie mogę się doczekać.
@@KrzysztofMMaj omg czekam
@@KrzysztofMMaj kilka słów, a hype większy niż na nowego Deadpoola po wyjściu trailera :D
@@KrzysztofMMaj Czuję, że szykuje się coś pięknego, czekam z niecierpliwością
Piękne jest to, że widząc ocenę dalej nie wiem co dobrze umiem.
Jestem tylko kierowcą ciężarówki. Niby wiem, że to wartosciowa praca i stosunkowo dobrze płatna, za siedzenie w kabinie w po trzy tygodnie. Kiedyś studiowałem. Teraz lepiej mi z tym, że nie skończyłem studiów. Dzięki za te wszystkie materiały. Wszystkiego dobrego
Jak to jedynka? Zobacz jakoś Tomek potrafił napisać, zobacz dostał piątkę.
Dlaczego uciekłeś z lekcji? Mamo przecież wszyscy uciekli!
Nie patrz na innych, patrz na siebie.
Hmmm skąd to znam? Nie wiem.
I żeby nie było, kocham swoich rodziców, to dobrzy ludzie ale niestety. Dorastali w PRL-u i cóż, wtedy to było. Dziś już przynajmniej nie biją, a nie czekaj, sam dostałem jeszcze po łapach. Owszem dawno skończyłem szkołę (bodajże 2012), nie wiem jak jest teraz, (niech napisze to obecny uczeń lub uczennica.) mogę mieć nadzieję że jednak nie.
Ps: przy okazji, powiedziałeś uczelnia wyższa, a jest niższa albo średnia? Tak tylko pytam.
Pozdrawiam Panie Krzysztofie. Jak zawsze zacny materiał.
W szkole dzisiaj na szczęście nie przeszłoby, żeby nauczyciel uderzył ucznia.
Przypomina mi się sytuacja z mojego dzienciństwa. Moja rodzina zetknęła się z tym, że w klasach 1-3 nie ma ocen na świadectwie tylko jest ocena opisowa. Ale jaki moje dziecko ma stopień? Sropień. W tej samej wypowiedzi była też krytyka, że w ocenach opisowych była informacja o tym czy uczeń się aklimatyzuje w grupie. Jakby to było nieistotne. Latami się uczyłem potem jak funkcjonować w grupie. Ale najważniejszy jest stopień.
Też miałam taki system w 1-3 i dużo więcej to daje do myślenia niż zwykła cyferka.
No ja właśnie też miałem taki system, zastanawiam się dlaczego to już jest niepraktykowane w dalszych klasach
Jak miło kolejny odcineczek😊. Zasmucę Ciebie wyścig szczurów u dzieci wcale nie zaczyna się w szkole. On trwa już od chwili praktycznie narodzin. Pytania: czy już chodzi/czy siada/czy się obraca etc. Oczywiście to niemowlę które szybciej wszystkie te umiejętności osiągnie jest lepsze. I w tym pędzie idziemy do przeczkola-szkoły podstawowej-liceum etc. Smutne to ale niestety prawdziwe.
Faktycznie mnie zasmuciłaś
O jejku, tak, podobnie na poziomie przedszkola, gdzie poszczególne placówki chwała się, która ma więcej zajęć dodatkowych, bo jest angielski, hiszpański, gimnastyka, taniec, karate itp... tylko nie ma czasu na to, co jest podstawową metoda uczenia się przedszkolakow- ZABAWĘ, bo w końcu trzeba przygotować te 3-5 latki do "prawdziwego zycia", tj. siedzenia w ławkach (oczywiście małych i kolorowych, bo to w końcu przedszkole) i wkuwania
Bardzo ciekawy był dzisiejszy odcinek (z resztą jak każdy inny). Widać, że z każdym kolejnym coraz bardziej zyskują one na jakości i dosyć miło się patrzy na rozwój tego relatywnie młodego kanału. Wielkie personalne "dziękuję" za Twoją twórczość jak i uświadamianie wielu osób swoją pracą. Alejandro Jodorowsky powiedział kiedyś:
,,Birds born in a cage think flying is an ilness."
Sądzę, że w kontekście poruszanego w filmie problemu jest to bardzo prawdziwe, a ludzie nie potrafią myśleć o nowszych, zmodernizowanych schematach, a co dopiero je akceptować, gdy wówczas byli wychowywani przez inne.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko, Krzysztof
Smacznej kawusi oraz doceniającego wszystkich i wszystko jamnika
Jak to miło czytać... staram się ogromnie, żeby jakość szła do przodu, żeby widać było, jak ten kanał jest wspierany przez Was i że to wsparcie ma do Was też wracać w postaci rosnącej jakości.
Mega prawdziwe i mega smutne to zdanie Jodorowsky'ego nawiasem
Tak sobie wróciłam do tego odcinka dzisiaj, nie bez powodu. Otóż na dzisiejszej lekcji biologii otrzymaliśmy ocenione już sprawdziany. Patrzę na moją kartkę- 74% czyli 3+, a już 4 jest od 75%. Niby człowiek wie, że to nie ma znaczenia. Ale ta atmosfera w klasie, ten wyścig za oceną, sprawił że się niemiłosiernie zdenerwowałam. Czego się z tego nauczyłam? Że nienawidzę oceniania, a nie pamiętam niestety co zrobiłam źle i jak mam się poprawić. Już nie wspominam o tym, że na następnej lekcji klasowo zostaliśmy zgnojeni za "słabe oceny" ze sprawdzianu, a po lekcji nauczycielka powiedziała (już na osobności, bo wyszłam ostatnia z sali), że ja jedyna z "piąteczką" i "ciężka praca popłaca". Otóż nie, bo mam po prostu dobrą pamięć i praktycznie w ogóle się do tego nie przygotowywałam. A osoby, które się napracowały, znajdowały się w gnojonym gronie, przeuroczo :)
Naprawdę lubię polski, rozmawiać, zastanawiać się i interpretować teksty, ale człowiekowi się najzwyczajniej odechciewa.
I taka jest właśnie konsekwencja bezdusznych systemów metrycznych: odechciewa się a w pakiecie człowiek jeszcze dostaje ciśnięcie po sobie. Kompletnie się nie dziwię, że można mieć dość...
AHHH jak to miło widzieć kolejny odcinek dla każdego coś przykrego. Dlaczego?? Nie dlatego że przypominam sobie o tym jak beznadziejne są systemy społeczne naszego świata (no głównie szkoły) ale dlatego że ktoś wkońcu tłumaczy dlaczego ten absord jest absurdem, jest bezsensu i szkodzi. Bo my zazwyczaj nie umiemy tego udowodnić. Każdy wie że to jest bezsensu ale nikt nie ma wystarczająco dużo argumentów żeby udowodnić że faktycznie tak jest. Ale nie Krzysztof. Krzysztof regularnie zwraca uwage na te absurdy i bardzo racjonalnie tłumaczy czemu takie systemy jakie funkcjonują są złe i okropne. Dzięki Krzysztof
Usłyszałam pierwsze zdanie i już mam ten "uśmiech". Ah szkoda, że moi rodzice nie mogą zrozumieć tego co mówisz. Moją prośbą jest, że na moim nagrobku niech będzie licznik ocen tego nagrobku i mojego życia. Przecież to tak samo potrzebne jak oceny w szkole!
Jak mlodzi ludzie mają wybierać ścieżkę kariery w wieku tych 18-19 lat kiedy caly system szkolnictwa jest tak oderwany od rzeczywistości? Przecież to jakis absurd. Po obejrzeniu Twoich filmów na ten temat dopiero (w wieku 24 lat!) zacząłem to dostrzegać za co bardzo Ci dziękuję. I szczerze? Czuje się bardzo ale to bardzo oszukany przez ten system. Tym bardziej, iż w to wszystko wierzyłem. W te ocenki, konkursiki, sprawdzianiki. Ba! Pamietam nawet wyśmiewanie uczniów z gorszymi ocenami, tak przez nas jak i przez nauczycieli. I jest mi tak cholernie przykro i wręcz wstyd z tego powodu. Najgorzej, że tak jak mówisz, funkcjonuje to również na uczelniach wyższych. Mnóstwo przedmiotów "zapchajdziur", te, pożal się Boże, punty ECTS i ich liczenie, żeby zobaczyć który przedmiot mozna sobie na ten semestr odpuścić, żeby zdać inne. Wszechobecna technofobia (pozdrawiam SGGW xD) oraz upupianie ludzi na każdym kroku. Przecież to wszystko to jakaś antyteza nauki/przygotowania do życia dorosłego.
udupianie*
Jak sobie pomyślę, ile czasu wszyscy marnujemy na "uczeniu się" (a tak naprawdę na wkuwaniu totalnie nieprzydatnych informacji i zapominaniu ich na drugi dzień), to ręce mi opadają. Kilkanaście lat marnowania potencjału, zaszczepiania traum i liczenia punkcików za wiedzę (lub brak wiedzy) o rymach parzystych i rozmnażaniu pantofelków. To jest tak cholernie smutne... A najlepsze, że większość społeczeństwa temu przyklaskuje!
@@wowaone340 "upupianie" to osobny termin z Ferdydurke
Dziękuję Panu za to co Pan robi w internecie, potrzebujemy więcej takich ludzi
Bardzo mi się podoba estetyka twoich miniaturek. Cudnie komponuje się ze światłem w filmie💙💜
Dziękuję!!! staram się zawsze je tak kolorować! Jak to miło, że ktoś to zauważa!
23:00 Oj nie wiem byczq czy tak koniecznie dostaje tę ocenę opisową wtedy xD Jak pamiętam, u mnie w liceum nauczyciele lubili powiedzieć właśnie, żeby podchodzić z pytaniami po czym bardzo szybko zmieniali zdanie widząc jak się pół klasy w kolejce ustawia. Kończyło się na łaskawych rozmowach z tymi, którzy nie zgadzali się z jakimś błędem i wycofanie przez nauczyciela tego błędu zmieniałoby im ocenę (bo jak nie zmieniało to już szkoda czasu przecież). Ostatecznie nauczyciel się wkurzał, że ci wszyscy głupi uczniowie zmarnowali mu całą lekcję, a większość uczniów też była niepocieszona, bo w sumie to nic się nie dowiedzieli.
Dygresja trochę od czapy, ale kiedy wszyscy zawsze powtarzali tę mantrę, jakie to dorosłe życie jest cięższe od czasów szkolnych i jak będzie się do tego wszystkiego tęsknić, to zawsze uznawałem to za zwyczajne pierdolenie. Po latach z dumą stwierdzam, że miałem absolutną rację i od paru lat mam najlepszy czas w moim życiu a tendencja jest dalej jedynie wzrostowa. Oczywiście sporo w tym szczęścia i elementów niezwiązanych bezpośrednio ze szkolnictwem, natomiast gdy tylko coś przypomni mi o czasach szkolnych, moją główną myślą jest "jak fajnie, że to już za mną".
Edit: w ogóle fun fact bo pracuję jako grafik i od dawna też ten kierunek był moim celem i zainteresowaniem. Ciekawe jak te wszystkie oceny i przedmioty z edukacji przed studyjnej mnie do tego przygotowały (podpowiem że nijak)
Dziękuje ci Krzysztofie za ten film (jak za każdy inny który tworzysz). Dopiero po ułożeniu swojego życia, dostania świetnej pracy inżyniera (bez matury) oraz po wieloletnim przepracowaniu większości swoich problemów psychicznych spowodowanych przez szkołę (głównie jego tłamszenia kreatywności, ale tego jest od groma) oraz dzięki filmikom takim jak twoje - nie czuje się jakby to całe życie było coś ze mną nie tak. Ilość negatywnego absurdu związanego z edukacją (która jest jedną z najważniejszych dziedzin człowieka we wczesnym wieku) - jest absolutnie przytłaczająca. I to na tak ogromnie wielu poziomach. Na szczęście to już za mną...
Natomiast moja rodzina nie mają tego za sobą. Nad czym potwornie ubolewam czując się jednocześnie kompletnie bezradny, ponieważ oni muszą się zmagać z kastą nauczycielską o wydmuchanym przez "papierki" ego, którzy ciągle nadużywają swojego niekwestowanego autorytetu do uprawiania swoich fanatycznych zboczeń bycia urzędnikiem państwowym, który ściga ucznia do rozliczania się cyferkami jak w skarbówce. Gdzie w normalnym, doinformowanym, wykształconym psychologicznie i socjologicznie społeczeństwie, takie osoby nigdy nie powinny nawet móc powąchać (a co dopiero dostać) prawa do uprawiania zawodu pedagoga, bo to jest jego całkowite przeciwieństwo.
Ale niestety jest jak jest - dlatego tutaj pytanie. Jakie są dobre sposoby na przełamywanie się do baniek takich kast?
Prócz udostępniania twoich filmików oczywiście 😅
Po pierwsze, to ja dziękuję! Po drugie, jak już zauważyłem niżej w rozmowie z Southnoon, żadna reforma nic nie da, bo... prawo oświatowe już daje wystarczająco dużo swobód, byśmy mieli drugą Finlandię. Nie mamy jej z uwagi na twardogłowie betonu pedagogicznego i niestety dużą część rodziców. Więc rozwiązanie widzę tylko w rozmawianiu z idiotycznie dużą liczbą ludzi. Wiesz, na zasadzie: jeśli o czymś rozmawiać, to o tym, co wpływa na nas wszystkich, a nie np. o kolejnej dramie z netu.
@@KrzysztofMMaj Patrząc na to ile już lat gadam z starszymi osobami na ich grupkach facebookowych (z prawie że zerowym skutkiem z powodu ich kolorowych ślepek na oczy) - będzie ciężko. Co prawda, udało mi się już pare osób z bliskiego okręgu przekonać do bezsensowności obecnego systemu edukacji, ale beton w skali całego społeczeństwa jest zbyt powszechny.
Nie chcę nawet myśleć o tym, że to jedyna opcja, ale obawiam się, że jedyna możliwość realnej zmiany pojawi się dopiero po wymianie pokoleniowej. O ile następne pokolenia oczywiście nie będą popełniać błędów poprzedników
@@DEVDerr dlatego, wiem, kontrowersyjnie, wciąż liczę, że połączenie obśmiewania patologii z pokazywaniem lepszych wzorców jest jakimś rozwiązaniem
@@KrzysztofMMaj Moim zdaniem nie jest to ani trochę kontrowersyjne 😅 Rób tak dalej! Wszyscy cie wspieramy w tym Jamnikowy Czarodzieju !
Niedawno na zajęciach z modułu psychologiczno- pedagogicznego, jedna z wykładowczyń z pedagogiki powiedziała grupie przyszłych nauczycieli przedmiotowych, że oceny są ważne i uczniowie traktują je jako nagrodę lub karę, w zależności od tego, jaki stopień otrzymują i to ich motywuje. Jako przyszli nauczyciele powinniśmy je również tak traktować i tak je wystawiać naszym przyszłym uczniom. W tamtym momencie zrobiło mi się naprawdę smutno, ponieważ nadal mam w pamięci to co działo się z moimi kolegami i koleżankami w liceum, gimnazjum i podstawówce, jeśli chodzi o oceny i to, jakim sposobem je zdobyto i jakie to później miało to skutki dla nich i dla mnie.
Tak jak zawsze powtarzam: beton pedagogiczny na uniwersytetach utwardza przyszłą betonozę nauczycielską. To tu zaczynają się pierwsze problemy...
Będąc w klasie maturalnej już mam tak dosyć, że po prostu przeliczam czy mam jakieś sprawdziany, czy tam inne prace na OCENĘ i w zależności czy mam czy nie pojawiam się w szkole, albo po prostu na po szczególnej lekcji znikam nagle ale wracam już na następnej. Nie chce mi się kolejny raz słuchać od rodziców, szczególnie od mamy "Ile jedynek dziś dostałeś?", bo po kartkówce ze słówek z angielskiego (gdzie słówka są na całą stronę drobnym maczkiem napisane to się odechciewa, a dodatkowo nie można pisać synonimicznych wyrazów), kartkówce i poprawce z tej samej kartkówki z his. literatury lektury "dŻuMy" z trzema szmatami mam przesrane w domu, a już przeżyje jak tylko będą marudzić że mnie nie było w szkole i że mam mniej czasu na szlifowanie ocen.
Cieszę się, że trafiłem na twój kanał, bo zawsze myślałem że coś ze mną jest nie tak. Średnio nadążałem za programem, też nie ukrywam, że wolny czas poświęcałem na rozwijanie swojej pasji niż uczenie się pogramy który nic by mi się nie przydał w moim zawodzie. Pracuje jako grafik, rysownik i wszystko co jest w tych zagadnieniach. Lecz nie pracowałbym w zawodzie i nie robiłbym to co lubię gdybym się uczył, bo nie miał bym na to czasu. Po zakończeniu szkoły gdzie był mega stres, przyszła depresja wraz z nadejściem studiów i trwała latami, do momentu, aż nie rzuciłem studiów. Śmieszne jest to, że prawie mnie nauczycielka z plastyki nie puściła do następnej klasy, bo zawsze potrzebowałem więcej czasu na swoje rysunki. Studia mi też nic nie dały, bo już byłem na wyższym poziomie niż reszta, więc zrobiłem przerwę do wyleczenia depresji i poszedłem w freelance i dzisiaj po latach mam naprawdę wielu fajnych klientów, wiele ciekawych projektów za mną i przede mną i dzięki takim ludziom jak ty wróciła mi chęć do nauki, ale nie tego co mi każe program, ale to co jest mi potrzebne i co chcę się uczyć. I sam dostosowuje sobie co i jak i nikt mnie nie ocenia poza klientami. A nauczyciele którzy mówili mi, że nic nie osiągnę mogą zapewne pomarzyć o mojej pozycji. A oceny nigdy nie były motywacją, a najwięcej w moim zawodzie dali mi inni rysownicy i graficy co potrafili powiedzieć co jest nie tak. I nadal jestem otwarty, nie zawsze miły, ale merytoryczny feedback.
No mam nadzieję, że ten komentarz ktoś przeczyta.
Jestem dosyć ogarniętą osobą i udzielam korepetycji dla młodszych dzieciaków i młodzierzy (bez wykształcenia w tym kierunku zaznacze, ani pedagogiki ani żadnych magistrów, jedynie koronawirusowe studia z Archeologii). Przychodzi do mnie pare słabych uczniów i bez stresu wyciągam ich z jedynek na czwórki, co najlepsze bez zakuwania, zwyke przy okazji gadając sobie o różnościah związanych z tematem, pokazujac obrazki albo gry w temacie, moze filmy czy filmiki z YT.
Problem zacząłem mieć ostatnio z jendą nauczycielką. Kolega jest z liceum i jakimś trafem zawsze z Niemieckiego ma jedynki. Jeśli sie uczy ze mną w atmosferze typu "dostaniesz 2, będzie git" to wraca z czwórką albo trójką. Absurdalnie sie stresuje, chociaż nauczycielka ponoć jest w miare sprawiedliwa, to jej zachowanie jest dziwne. Trzyma sie PSO aż nazbyt dokłądnie, przekrśla całe słowa i zdania za złą koncówke w zdaniu, gdy go nie było na ponad miesiąć w tej szkole i wrócił, zanim przepisano mu oceny z drugiej szkoły to stwierdziła, zę chce zrobić sprawdzian dla niego (ma ponoć do tego prawo), któy oczywiście oblał, a bo to nie był sprawdzian, tylko kartkufka z czech ostatnich lekcji. Z drugiej szkoły przyniósł piątke, niestety jedną a ta nastrzelałą kartkówkami. W grudniu oceny miał 1, 1, 5, ale ta mu strzeliła jeszcze dwiema rzeczami. Jak sie za niego wziąłme to przed końcem semestru dostał czwórke. Mimo wszystko z ocenami 1,1,5,1,4 (WCale nie wyglądają podejrzenie te oceny btw) dostał pałe na półrocze. Nauczycielka go tak ocno dręczy, bo ma kompleks na punkcie swojego autorytetu, co nie jest zabronione prawnie. No ale on nie uznaje autorytetów śiatopoglądowo, traktuje ją jak równą sobie... nie musze chyba pisać dalej?
Właśnie mi opowiada o jego dzisiejszym sprawdzianie. Nauczyłem go tak, zę ma nadzieje na pozytywną ocene mimo tego kosiarza. I ponoć ona rozdała im sprawdziany, prosią, aby po nich nie pisać, tylko wyciągnąć kartki i na nich pisać. Jeśli dobrze myśle, to jeśli za zaszyty musieli zapłącić sami n to sprawdzian był pay to win w jakimś stopniu. XD
31:37
A propos tego zagadnienia. Jestem operatorem maszyny przetwórstwa, mam 24 lata i na każdym kroku spotykam się z zawoalowanymi przytykami z tego powodu ( juz nie mówiąc o dyskryminacji względem pracowników z innych stanowisk w tej samej firmie)6k. Bo pewnie jestem głupim robolem, ponieważ nie pracuje siedząc 8 godzin przed komputerem, wypełniając rubryczki w Excelu. Co z tego, że pracuje tu gdzie pracuje tylko dla pieniędzy, które pozwalają mi na samorozwój w kierunku, który mnie interesuje. Notabene dwa razy większe pieniądze niż osoby "pracujące umysłowo" jak to określają, siedząc w CS'ie piętro wyżej.
Ehh ja niestety byłam zmuszona zrezygnować ze studiów po dwóch latach, bo moja psychika nie wytrzymała w tym systemie. Uwielbiam się uczyć ale nie daję rady po prostu w takim trybie jakiego wymagają uczelnie. Przez to będę traktowana przez społeczeństwo i pracodawców jak człowiek gorszego sortu, bo nie wytrzymałam i nie mam papierka, który potwierdzi moją wiedzę czy umiejętności.
Dyskutuję sobie z kolegą nt. studiów i aż przypomniała mi się anegdotka o pewnym sfrustrowanym wykładowcy na pewnej rzeszowskiej uczelni. To było parę lat temu. Ów pan miał z nami zajęcia co piątek o godzinie siódmej, więc zawsze było mało osób + niemal wszyscy zaspani. Przedmiot dotyczył etyki biznesu. Podczas jednego wykładu gość jednak zdawał się być ciut sfrustrowany swoją porażką życiową. W pewnym momencie zaczął mówić, że punkty są ważne, że od ocen zależy nieraz bardzo wiele, aż w końcu ryknął na całą salę (sic!) "ale czasem niektórym się nie powodzi, bo im KU*WA ZABRAKŁO JEDNEGO PUNKTU!"
Jestem Ci ogromnie wdzięczna za to że poruszasz takie tematy i mówisz o tym tak mądrze.
Jako matka robię co mogę by nie stosować w domu metody kija i marchewki. Nie chce by dziecko definiowało siebie poprzez cyferki w dzienniku. Wiem że nie raz ,nie dwa...zderzymy się że ścianą i obym umiała wtedy okazać wsparcie
Myślę, że skoro już o tym tak myślisz, to na pewno wsparcie okażesz
Ja tylko dopowiem że jako osoba za zdiagnozowaną dysleksją i dysortografią dopóki nie poszłam do liceum miałam zawsze za każdą pracę pisemną 0% i jedynkę. Poszłam do liceum i pani pozwoliła nam pisać pracę na komputerze który sprawdzał przecinki sprawdzał błędy ortograficzne i nagle okazało się że umiem argumentować, pisać pracę. Ponadto okazało się nawet, że wnioski które samodzielnie wysuwam są dobre. Więc możecie sobie tylko wyobrazić moje zdziwienie kiedy dostałam 4 po ośmiu latach dostawania jedynek. Żeby wam to zobrazować powiem, że podeszłam do pani i spytałam się dlaczego mam czwórkę i czy się nie pomyliła wpisując ją do dziennika.🙃
Jako ciekawostkę powiem, że własnie omawiam Lalkę i na pytania o Wokulskim dość cz3sto odpowiadam Pana argumętami.(najczęściej tymi które odnosza sie do społeczeństwa polskiego i szkolnictwa )
W ogóle jest dla mnie niepojęte, że można pracę napisaną ocenić na 0 p r o c e n t. Co to kuźwa znaczy zero procent?! Zero procent to powinno być co najwyżej za pustą kartkę, jeśli już, co to jest za absurd! Właśnie tak się kończy jak ktoś sobie wprowadza kretyńskie tabeleczki i przeliczniki...
@@KrzysztofMMaj Dobra przesadziłam miałam punkty za zgodnośc z tematem xd
(Całe 2)
Często oglądając twoje filmy mam poczucie że "Jak mogłem jako uczeń i student na tyle rzeczy sobie pozwolić i tak się zachowywać". Ale z drugiej strony każdy film i myśli w nim zawarte są jakimś qwazi terapeutycznym doświadczeniem (w dobrym tego określenia znaczeniu) które pozwalają jakoś się z tym zmierzyć i co najważniejsze, wiele z rzeczy o których mówisz staram się po prostu szukać dla nich zastosowania w życiu codziennym jako świeży Inżynier. Mogę się wkurzać na to jak zostałem zrobiony w butelkę przez szkołę/rodziców/studia/nauczycieli ale chyba uwierzyłem że nigdy nie jest za późno na zmiany i naukę na błędach.
Także potężne podziękowania Krzysztofie bo pozwoliłeś mi naprawdę wiele zrozumieć i to trochę creepy jak dużo o mnie i pewnie nie tylko o mnie wiesz.
Dzięki!
Pamiętam jak w podstawówce wracało się do domu z jedynką w dzienniczku i srało się ze strachu przed przyjściem rodziców z domu bo do nich nie docierała prawda, że Pani się uwzięła albo, że miała zły humor. Po prostu był opierdol i kary bo przecież syn koleżanki czy kolegi ma same 5 :D Dobrze, że dość szybko przestałem się tym przejmować i bardziej cisnąłem bekę z tego typu sytuacji :)
21:38 dokładnie miałam podobną sytuację kiedyś, jak nauczycielka stwierdziła, że sprawdzała nasze sprawdziany przez 5 godzin, więc uczniowie powinni się uczyć na ten 1 sprawdzian ponad to ile sprawdzała. W myślach właśnie miałam, że przecież to ona skonstruowała sprawdzian tak, a nie inaczej, że musiała tak długo sprawdzać.
Krzysztofie, dotarłeś do moich najgłębszych traum związanych z ocenianiem :( Do dziś jako 30-latka nie wiem, co ze sobą zrobić w życiu, bo nie mam pojęcia, w czym jestem dobra _tak naprawdę_, a nie dlatego, że jestem grzeczną, ugodową dziewczynką, która starannie prowadzi zeszycik i nie rozmawia na lekcjach. W domu ocena 5 to była najniższa akceptowalna. 4 - dlaczego nie 5? 3 - co się z tobą dzieje? 2 - do nauki i poprawić, do tego czasu szlaban na wyjścia, telewizor i komputer! 1 - jw., tylko bardziej agresywnie. Nikogo nie obchodziło, co faktycznie wynoszę z lekcji, z książek, ani czy w ogóle mnie to interesuje. Z jednej strony to dobrze, że łapałam szybko i interesowało mnie wszystko, byle dobrze poprowadzone, wyjaśnione i opowiedziane z pasją, ale z drugiej - świadectwo z paskiem w niczym mi nie ułatwiło podjęcia decyzji, czym mam się zajmować jako dorosła osoba, żeby nie zdechnąć z głodu z braku kasy i nie rzygać na myśl o wyjściu do pracy. Przeraża mnie myśl, że moja córka kiedyś być może będzie przechodzić przez to samo...
Ta tabelka z ocenami, którą opisałaś, jest nieprawdopodobnie adekwatna. Uświadamiam sobie, że moglibyśmy bez problemu tak nazwać te oceny i NIC BY TO NIE ZMIENIŁO poza tym może, że wreszcie nazywałyby się adekwatnie do potrzeb nauczycieli i rodziców, nie stwarzając najmniejszych złudzeń, iżby chodziło w tym o wiedzę czy jakikolwiek feedback.
Witam, oglądam od jakiegoś czasu pana kanał i uważam, że wykonuje pan świetną pracę. Dobrze, że ktoś porusza te kwestie i przedstawia całkiem inny punkt widzenia niż to co dziś mamy. Chciałabym by pan poruszył jeszcze jedną dość ważną kwestią jaką jest przyzwolenie w szkołach na prześladowanie uczniów.
Dzięki serdeczne! Temat przemocy jest na tyle poważny, że zasługuje też na rozmowę z fachowcem w tym wymiarze, będę o tym myśleć.
Zbindżowałem dzisiaj jako tło do pracy 5 ostatnich odcinków a tu tyle co wskoczył nowy 😂. Dzięki!
"Grzesiu, zrób mi tylko tego magistra".
Ukończyłem licencjat na kierunku humanistycznym, stosując się do zrytego pomysłu w poszukiwaniu na siłę rzeczy, które mnie nie interesują. Wykładowcy kazali nam zaglądać do źródeł bezpośrednich, żeby nie było "źródła w źródle", co zmuszało nas czasami do zamawiania książek z zagranicy, na własny koszt. Na UW niby jest dofinansowanie, ale zawsze był z tym jakiś problem. Po ukończeniu w końcu mogłem usłyszeć, jacy to rodzice są ze mnie dumni, a babcia to wręcz wzięła mój licencjat i na oczach przeczytała z zaciekawieniem.
Byłem namawiany, by jednak skończyć tego magistra, bo "będziesz miał większe szanse na uzyskania stanowiska kierowniczego i ogółem będzie ci łatwiej w zawodzie". W KTÓRYM? GDZIE? CZY JA WGL TEGO CHCĘ? Ciągła presja zwłaszcza ze strony dziadków, żeby ukończyć im tego magistra, bo przecież wiadomo... Trzeba mieć się czym rodzinie pochwalić, a wgl. to co ludzie pomyślą.
Dostałem się na swój kierunek na studia magisterskie. Zdecydowałem się aplikować po 2 latach od ukończenia licencjatu. Jeśli ktoś się interesuje, to tak, jeśli jesteś na studiach niejednolitych, to po ukończeniu licencjatu bierzesz udział w wyścigu szczurów i ponownie musisz się "dostać". Oczywiście była wyświetlona lista rankingowa z punktacją przy nazwiskach. Słuchajcie, miałem tak dość, że zrezygnowałem w ostatnim semestrze ze studiów. Jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Po prostu nie miałem sił, ani żadnej motywacji, by ciągnać to dalej. Oczywiście u rodziców i dziadków zawód, ale no... Czyje szczęście jest tu ważne?
A studia same w sobie były nudne i nie wnosiły nic do mojego życia. Wykładowcy językowi uczyli wg. schematu z książek, a sama nauka wyglądała identycznie jak w szkole. Masz zakuć wg. schematu i zdawać testy. Nie uczysz się przez to wgl, bo skupiasz się na tym, żeby wycisnąć jak najwięcej punktów. Słyszysz potem od znajomych, że Wasza nauczycielka narzeka, że nie potraficie mówić w danym języku. No co się dziwisz bździągwo, jak Ty uczyć nie potrafisz... Każde zajęcia to był szablon "kopiuj-wklej" i presja, by dostosować się do programu z jeszcze bardziej idiotycznej książki, z której nic nie potrafiłem wynieść.
Obecnie pracuję w zawodzie niezwiązanym ze studiami, rozwijam swoje zainteresowania, jak mogę, języków uczę się sam, bo z nauczycielem zawsze było mi ciężej, a uczenie się w grupie to zawsze była strata czasu. Tak już mam i tak lubię, ale nieee bo liczą się właśnie CYFERKI NA KARTECZKACH. Masz być trybikiem w systemie i nie wychylać się, bo jeszcze... COŚ SIĘ STANIE.
W międzyczasie musiałem ogarnąć, jak się zakłada firmę i czy to się wgl. opłaca, jaki system opodatkowania dobrać do moich potrzeb i zarobków. Bo w szkole Wam tego nie powiedzą. Przecież to jasne, że jak kasjerka zapyta, ile masz bułek w torebce, to Twoim obowiązkiem jest jej podać wzór funkcji kotangens, z gdzie x=bułka^2.
Skończyłem podstawową edukację i studia... A nadal czuję się jak debil. Dziękuję p0lsko.
cały czas uważam że jedna z najlepszych rzeczy które u siebie wypracowałem w toku edukacji szkolnej było to żeby nie przejmować się ocenami... Jestem w o tyle dobrej sytuacji że prawie wszystko ogarniałem na to przysłowiowe "3" bez dodatkowej nauki, tylko chodząc na lekcje. I na prawdę zal mi było osób które uważały że muszą mieć super oceny i w efekcie poświęcały na to praktycznie cały swój "czas wolny"
Dawno nie spotkałam tyle zdrowego rozsądku na raz :) Zwykle kiedy prowadzę tego typu dyskusje zderzam się ze ścianą i nie mogę przebić się przez program zagnieżdżony w umyśle rozmówców. Mało kto widzi to, o czym mówisz.
Pamiętam jak dziś, jak w pierwszej klasie podstawówki, byłem tak podekscytowany poznawaniem cyfr, że po pierwszym ćwiczeniu z cyfrą jeden przeniosłem się już samemu do dwójki. I co? I dostałem (idiotyczną swoją drogą) czarna kropkę za niewykonywanie poleceń nauczyciela. Nie ma to jak zniechęcić do nauki młody umysł i karać ciekawość...
To, co mówiłeś o zakazach (zakazie wydeptywania) też funkcjonuje w umysłach, jakby w drugą stronę, jeśli można tak to ująć. Skoro pieszy ma na pasach pierwszeństwo (skrót myślowy), a już w ogóle na światłach, to pieszy radośnie, bezmyślnie wchodzą bez patrzenia, rozglądania się. Bo przejście to tarcza, a w ogóle zielone światło daje +1000 do pancerza.
A z okazji pierwszej jedynki zabrałem Córkę na lody 🙂
👍
Bardzo dziękuje za materiał, sam posiadając różne dysleksje i objawy Aspergera dużo różnych ciekawych rzeczy mnie spotykało. Co do systemu z ETCS. Etecesy są trochę jak Umpalumpasy z Fabryki czekolady - nie są złe z natury, nie wiedzą, że produkują słodycze, które prowadzą do otyłości, hiperaktywności czy cukrzycy. Studiowałem w kilku miejscach i te punkty sprawdzały się jedynie na UJ - tak, tak na UJ - bo można było dobrać część przedmiotów z całej oferty programowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bardzo złym doświadczniem z ETCS są inne uczelnie, gdzie miałem okazję spotkać się z totalnym brakiem wyboru fakultetu, bo był do wyboru 1 lub 2 typu między DŻUMĄ a CHOLERĄ.
Co do ocen, tak - ocena opisowa, powinna dotyczyć też ocen nie tylko negatywnych, ale i pozytywnych. Cóż daje mi informacja, że mam 5, bo na tle grupy projekt wygląda dobrze? Jeśli są rzeczy, które wymagają poprawienia czy przemyślenia warto byłoby o tym wiedzieć. Co z ludźmi, którzy edukują się dla samych siebie, ścigają się sami ze sobą?
Dziś na kolokwium miałam okazję dokładnie przekonać się jak ocenianie wpływa na studentów
Na początku powiedziałam, że w każdej chwili mogą zapytać mnie jeśli mają jakieś wątpliwości, albo nie rozumieją. Kilka razy w trakcie kolokwium pytałam studentów, czy wszystko jasne w zadaniach, czy coś wyjaśnić. No i co? No i nic. Nic nie mówili.
Ale jak zaczęli oddawać pracę to się zaczęło. "A czy ja dobrze zrobiłem/zrozumiałem..." "Ja tu skreśliłem proszę pani, proszę tego nie sprawdzać" "Przepraszam, że tyle nakreśliłem, czy powinienem to przerysować?"
Czy da się to inaczej interpretować jako strach? Strach przed oceną? Obawę, że się popełniło błąd i srogo trzeba będzie za to zapłacić?
Ostatnio jak zadaję pytanie na zajęciach i odpowiada mi głucha cisza to zastanawiam się czy moje pytanie było takie straszne. Czy mogę jakoś przełamać tą obawę i dystans. Robię co mogę, ale nie zawsze znajduję rozwiązanie. Mam wrażenie, że dopóki jestem w tym systemie i tej mentalności, to mam związane ręce w wielu kwestiach.
No ależ oczywiście: ludzie panicznie boją się wypowiedzieć, są głęboko przekonani, że to ich stygmatyzuje, nie wierzą Ci ANI 5 SEKUND, że ich nie oceniasz, bo nie mają powodu: nauczyciele przecież też tak mówili, też zachęcali do wypowiedzi, a potem wgniatali w ziemię kompromitującymi sytuacjami ja wprowadziłem zasadę, że jeśli ktoś chce zadać pytanie, pisze na czacie. I pisemnych pytań mam 7, 8 razy więcej niż głosowych. Nawiasem mówiąc, to samo rozwiązanie można ogarnąć na wykładach stacjonarnych. Apka na ekran, wyświetlająca komentarze live, najlepiej z opcją anonimowego logowania, jak na niektórych konferencjach bywa.
Ws przełamywania ciszy, czasem się nie da. I ja mam takie grupy, które są po prostu ciche, a ja im na to pozwalam, nie naciskam na pytania. I potem, po 6, 7 zajęciach nagle ktoś się odważą. Tama pęka i potem już więcej ludzi pyta. To trochę jak ze straumatyzowanym zwierzakiem ze schroniska i tak, poraża mnie to, że w ogóle taką analogię można poczynić
Otóż to, nie wierzą mi jak straumatyzowany zwierzak ze schroniska
Ze studentami zagranicznymi jest trochę lepiej, ale też na wykładzie mnie pytają, czy mogą iść do toalety
Świetny odcinek. Przyznaję mu ocenę 9/10.
*I see what u did here*
Przypomniał mi sie stary film Quaza o ocenach liczbowych i dlaczego nie mają one sensu. Zamienianie opinii oceny opisu na cyferki sensu nie ma bo słowa to nie cyfry i wyrażają wiecej wiec po co to wszystko. Nauczyciele mysla inaczej niestety.
@@KrzysztofMMaj A dlaczego nie 10?
40:37 - Tutaj się niestety nie zgodzę w kontekście funkcjonowania naszego kraju.
Moja nauczycielka od historii powiedziała kiedyś, że "głupim narodem łatwiej się rządzi" - niestety mówiąc o niskich ocenach, o ironio. Ale niestety według mnie miała rację jeśli spojrzymy na to pod kątem podatności społeczeństwa na manipulację i propagandę.
Bo to właśnie ludźmi zastraszonymi, o niskiej samoocenie, którzy łatwo dają sobą manipulować jest najłatwiej sterować. Człowiek zastraszony boi się wypowiadać publicznie swoje poglądy, przez co stanowi mniejszą konkurencję dla grupy sprawującej władzę.
A im więcej ludzi będzie się bać, tym bardziej strona 'wyższa w hierarchii' będzie z tego korzystać.
nigdy nie zapomnę jak byłam u masażystki, która spytała co się dzieje u mnie w życiu bo jestem strasznie spięta. Odpowiedziałam, że tylko szkoła. Po chwili ciszy stwierdziła ze gdyby chodziło o prace to by mnie przekonywała żebym ją zmieniła…
Znam wiele takich przypadków o zgrozo sam dostałem podobna diagnozę od ortopedy na studiach. Spytał, dlaczego mam zbite w kamień mięśnie wokół kręgosłupa...
@@KrzysztofMMaj a potem nikt nie dowierza, że tyle młodych ludzi ma nerwice czy depresje
Ja jestem dumny z mojego liceum. Od nowego roku szkolnego zamiast ocen na rozszerzeniu będzie ocena opisowa. Jest to duży postęp w porównaniu do mojej podstawówki, bo tam moja wychowawczyni, której nie pozdrawiam patrzyła na ucznia przez pryzmat ocen, miałeś gorsze oceny-byłeś gorszy. Fajnie, że w tym kraju są poszczególne placówki gdzie dyrektorzy sięgają po rozum do głowy.
Dzisiaj doświadczyłem prawdopodobnie największego w życiu stresu związanego z ocenianiem, i mimo, że sam się na to pisałem, to w żaden sposób nie było to przyjemne, a tu proszę - Krzysztof wrzuca film :)
W piątek nauczycielka oddawała nam próbne maturki (jestem w 4 technikum rocznik 04), do żadnej z matur się nie przygotowywałem, ale polski to naprawdę wyglądał dla mnie jak oderwanie od rzeczywistości. Moja koleżanka z klasy (jesteśmy na ekonomii i rozszerzamy geografię i matematykę) uwielbia czytać książki, wiersze, interpretować na wiele sposobów itp. miała wynik o kilka punktów większy od mojego. Ja miałem 35%. Byłem wręcz wkurwiony, że wszędzie są tylko wpisane "0" albo "jęz", "styl". Żadnego wyjaśnienia, co tam powinno być, żadnego wyjaśnienia, co zrobiłem źle i jak to poprawić, zwłaszcza, że były zadania, w których kolega zgadzał się ze stwierdzeniem, ja nie, a i tak obydwoje mieliśmy 0 punktów.
Szczytem wszystkiego było, gdy nauczycielka nie dała jednego punktu koledze, dlatego że: "Tak, Twoja odpowiedź była dobra, ale w kluczu chodziło o coś innego." Śmiech na sali po prostu.
Nie rozumiem, dlaczego nauczyciele nie oddadzą matur 2 tygodnie później, ale napiszą ładnie, co zepsułem, jak powinienem lepiej pisać, żeby było lepiej, składniej itp.
Na koniec jeszcze dodam, że mój kolega przepisał na rozprawce zdanie z jakiejś książki historycznej, którą ma (żeby mieć kontekst) i też dostał błąd językowy.
To oczywiście śmieszne, bo brakuje wytłumaczenia, co jest nie tak z wypowiedzią.
Ufff, ale zeszło ze mnie wkurwienie
Pozdrawiam! :D
Błędne koło braku ocen - nie można ich usunąć ze szkolnictwa, bo zbyt mało ludzi wierzy w taką możliwość, ale zbyt mało ludzi w nią wierzy, bo nie widzi żadnego wzoru pokazującego inaczej :'c
Szkoła to totalny syf. Nie mam żadnych dobrych wspomnień z tego czasu podstawówki i gimbazy. Odpytywanie i zawstydzanie i ubliżanie na lekcjach to była tragedia. Wieczne porównywanie do najlepszych w klasie o że nigdy się ich nie dogoni. Histeryczne i sadystycznie nauczycielki do tej pory siedzą mi w głowie i wywołują lęk przed oceną i lęk przed byciem zaszczutym. Ta instytucja wymaga totalnego przeglądu i restrukturyzacji
Ahhh wspomnienia z końca gimnazjum i ciągłe powtarzane przez rodziców: "Albo pierwsze LO, albo łopata". Mama oczywiście nauczycielka :)
To jeden z bardziej wartościowych filmów w internecie jakie ostatnio obejrzałam!
Pozdrawiam z miejsca pisania magisterki 😊
Gdyby moje dziecko np. pofarbowało włosy, poszło tak do szkoły i wróciło z uwagą/naganą dot. jego wyglądu i tego że dokonał "naruszenia" statutu - to natychmiast robiłbym o to raban wyhowawczyni, dyrektorowi, inwestorowi w dany przybytek i na zebraniach rodziców. A jeśli to by nie poskutkowało to wtedy bojkot, zmiana szkoły i anty PR wobec danej placówki.
Żyjemy w państwie, którego złowrogim mottem jest: po co naprawiać coś, co działa?. Mechanizm jest stary i *ówniany. Ale dopóki działa, to tego *ówna się nie rusza. Bo wiadomo jest nie od dzisiaj, że w Polsce wierzymy w trzy kłamstwa: a) wojsko zmienia chłopców w mężczyzn, b) rodzice sami przeżyli szkołę i dobrze ją wspominają, c) dzieci i ryby głosu nie mają. Zmiany są możliwe, ale wymagają czasu. Strzelam że średnio dwudziestu lat. Dla przykładu religia, młodzież katowane na lekcjach religii kiedyś, teraz jest dorosła i rzuca religijny zabobon. Również ich dzieci nie są zmuszane do uczestnictwa na lekcjach religii. Kiedyś taka myśl o porzuceniu form kultu wydawała się niemożliwa. Dzisiaj- codzienność. Trzeba mieć tylko nadzieję, że za te dwa pokolenia tendencja do poprawy szeroko pojętej nauki się nie zmieni.
Miałam ciekawe spojrzenie na oceny po zmianie uczelni (licencjat we Wrocławiu, magisterka w Szczecinie), gdzie ma licencjacie mogłam się uczyć całymi dniami, wyciągnąć trójkę i mieć mega satysfakcję, a na magisterce zdarzyło mi się tylko przejrzeć notatki na wieczór przed testem, potem w teście pozaznaczać część odpowiedzi, dlatego, że coś mi się kojarzyło i nie tylko zebrać maksymalną ilość punktów, ale jeszcze dostać pochwałę od doktorki, że jestem taka mądra. Gdzie ja się czułam o wiele mądrzejsza z tą wcześniejszą trójką. To pięknie pokazuje jak ocena, ocenie nie równa i jak kompletnie nic nie mówi o poziomie wiedzy ucznia/studenta, bo bardzo dużo zależy od typu testu i tego w jaki sposób nauczyciel ocenia.
Słuchanie tego po złych zajęciach na uni to moja jokerifikacja
Uwaga - rant.
Uważam że największym grzechem naszego systemu edukacji jest przedstawienie błędu jako czegoś złego.
Szkoła jest trochę jak rodzic a uczeń jak dziecko uczące się chodzić. Za każdym razem gdy dziecko próbuje wstać i upada zostaje okrzyczane. W końcu dziecko przestaje w ogóle próbować i jedynie raczkuje żeby uniknąć bury. Dziecko dorasta i nauczyciel rozkłada ręce, odchodzi z jego życia mrucząc pod nosem "Co jest nie tak z młodym pokoleniem"...
Jak to się dzieje że nie mamy prawie żadnych przełomów naukowych, nagród Nobla, patentów, innowacji a nasze uniwersytety praktycznie nie istnieją w międzynarodowych rankingach (fun fact - Czesi są wyżej niż my)?
Wspomnienie z dzieciństwa. Czwarta klasa, sprawdzian z angielskiego. Na podstawie tabelki trzeba napisać zdania: zwierzę A potrafi X, ale nie potrafi Y. Od razu zauważyłem że wymaganych zdań jest więcej niż możliwości, więc, żeby nie pisać 2 razy tego samego, podmieniłem je trochę żeby się nie powtarzać ale żeby liczba się zgadzała. Rezultat? +3. Będąc dwujęzycznym.
I tak od najwcześniejszych lat jesteśmy warunkowani żeby nie wystawać za bardzo 'poza pudełko', żeby trzymać się utartych schematów.
Inny przykład z życia. Od początku liceum wiedziałem że na studia wyjeżdżam za granicę. Gdy pytałem się ludzi z klasy czy rozważają coś takiego większość patrzyła na mnie jakby ze strachem i odpowiadała coś w stylu: "Nie no, jak to za granicę... a co jeśli nie dam rady?" NIC! Absolutnie nic. Zdobędziesz niesamowite doświadczenia, poznasz nowych ludzi, podszkolisz język i zobaczysz czy kierunek jest dla ciebie 'kosztem' jednego roku (co swoją drogą wydaje się dla mnie jedynie wymówką dla polityków żeby szybciej puścić młodą osobę na rynek pracy).
Teraz studiując poza Polską jestem szczęśliwszy niż kiedykolwiek byłem.
Dlatego do wszystkich którzy to czytają - nie bójcie się porażki, kwestionujcie utarte schematy i dobrze się bawcie. Największą porażką jest bać się spróbować :)
Absolutna stuprocentowa racja. Penalizowane błędów to jedna z najgorszych rzeczy, jakie robią nam oceny.
Zgadzam się całej rozciągłości. Mi kiedyś nauczycielka wfu powiedziała na zaliczeniu z biegów, żebym nie patrzyła za siebie jak już biegnę pierwsza, bo nie ścigam się z koleżankami/kolegami tylko z czasem. I mam pobijać własne rekordy.
U mnie w szkole, nie chcieli omawiać wyników klasówek, bo szkoda czasu - trzeba lecieć z podstawą programową. I nawet się nie wiedziało bo się zrobiło źle. A klasówki nie można było zabrać do domu, aby samemu się dowiedzieć co było nie tak. A za moich czasów nie każdy miał telefon, żeby zdjęcie zrobić z klasówki. I wychodziłeś z zajęć, bez wiedzy, co ja zrobiłam źle. I przeważnie były błędy tego samego rodzaju na następnych klasówkach - chyba wiadomo dlaczego.... System nauczania... ha
A oceny opisowe miałam tylko w podstawówce od 1-3. I tylko na świadectwie. Na studiach trochę lepiej uczą, ale też nie rewelacyjnie
Zostawię komentarz jak się bardziej nad tematem zastanowię. Temat oceniania mega ważny na tylu płaszczyznach że głowa mała. Dobry materiał. Polecam.
21:43 w punkt XD wczoraj moja nauczycielka zaczeła narzekać ile to ona ma sprawdzianów i popraw do ocenienia, z chęcią bym jej przytoczył te zdanie, ale pewnie by popadła w histerie i by zaczeła bronić oblężonej twierdzy
Mam 22 lata. Ostatnio dostałem pracę, o której marzyłem od technikum, a może nawet od dziecka. Po procesie wprowadzenia dostałem właśnie opisowy feedback - co przez miesiąc mojej pracy się leaderowi podobało, a co nie. To była pierwsza taka ocena jakiej doświadczyłem w moim życiu. Szok. Wcześnej tylko klaskanie za dobre oceny i opierdol za słabe.
Zajebiste uczucie, prawda? Człowiek od razu wie, za co się wziąć, co robić, mnie to daje taką nieprawdopodobną dawkę dopaminy, że mogę lecieć na tym paliwie miesiącami. Po to jeżdżę za granicę na konferencje, bo tylko tam naukowcy dają sensowny feedback...
Nigdy nie kwestionowałam tego czy oceny powinny istnieć, ale gdy patrzę wstecz to widzę jak bardzo są niesprawiedliwe; chociaż tutaj można tez obwiniać cały polski system edukacji, gdzie każdy ma umieć tyle samo nie patrząc na czyjeś predyspozycje
Jako osoba z IBS (zespół jelita drażliwego) od gimnazjum aż do rozpoczęcia studiów męczyłam się z uciążliwymi bólami brzucha, które potrafiły występować codziennie. Zawsze zaprzeczałam, ze była to wina stresu bo było mi wstyd - tak, było mi wstyd, że mogę się stresować szkołą. Choroba w pewnym momencie zatrzymywała mnie w domu przynajmniej jeden dzień w tygodniu, doszło do tego ze nawet jak lekko rozbolał mnie brzuch, to bałam się wyjść z domu. Nudności, czasem wymioty, bóle doprowadzające do omdleń - to wszystko było okropne i gdy teraz o tym myśle, to chce mi się tylko płakać. Mimo wszystko starałam się chodzić na te głupie sprawdziany bo później te oceny trzeba było i tak poprawiać i dochodziło do sytuacji gdzie miałam dwie "poprawy" (z nieobecności) i dodatkowo 3 czy 2 sprawdziany na tydzień. Jako "pilna uczennica" uczyłam się na wszystkie z nich, nie potrafiłam wybrać i olać żadnego z nich bo byłam przekonana, że sprawi mi to problemy... dopiero w połowie liceum, gdy zaczęło mi się rozszerzenie z matematyki i fizyki zmuszona byłam olać wos, historie czy podstawy przedsiębiorczości - jakże potrzebne przedmioty - i czułam się z tym strasznie.
I wydaje mi się, ze jeśli miałabym inne podejście to ze względu na tyle nieobecności miałabym problemy. Na szczęście trafiłam na wyrozumiałych wychowawców w tych szkołach (a to chyba jak wygrana w loterii), którzy nigdy nie wątpili w to, ze złe się czuje, ale zawsze zastanawiało mnie czy tak samo byłoby jakbym miała gorsze oceny? Czy byliby wyrozumiali? Nie wiem dlaczego oceny maja być wyznacznikiem tego czy mogę chorować...
Nie pamietam jaka miałam frekwencję, wiem ze jedna z najniższych, jednak bardzo w pamięci utkwiły mi kłótnie z mamą, która uważała ze opuszczam zbyt dużo zajęć (swoją drogą - czepia się tego do dziś, a jestem na studiach, które sama wybrałam i na których chce być); zdarzyło się, ze mimo bóli brzucha kazała mi iść na zajęcia i nie wracać do domu - wychowawca musiał do niej zadzwonić bo robiło mi się ciemno przed oczami i i tak nie byłam w stanie uczestniczyć w zajęciach
Do tej pory zmagam się z chorobą i chociaż jej objawy trochę ustąpiły, to dalej muszę mieć to zawsze na uwadze. Szkoda ze na studiach, na które zgłasza się osoba zainteresowana prowadzone są listy obecności i grozi się studentom wypisaniem :)) ale to już inny problem
Jak zwykle chciałam ci podziękować za materiał. Bardzo przyjemnie się Ciebie słucha i jak zwykle trafiasz w punkt
Szkoła niestety zostawia w nas chęć zdobywania najwyższych cyferek choćby nie wiem co - nie liczy się czy praca sprawiła mi satysfakcję i czego się nauczyłam - i tak ocena potrafi mocno zdemotywować bo popełniłam jakiś głupi błąd np. w sprawozdaniu z całego semestru... mam nadzieję, że kiedyś się to zmieni
IBS jest bardzo często indukowany albo wzmagamy ssnie przez stres... Ogromnie Ci współczuję
@@KrzysztofMMaj dziękuje
Słuszna uwaga - dodam tylko, ze jest w sumie dużo innych niezależnych ode mnie czynników jak problemy z tarczycą, czy miesiączki (przy których ból bywa jeszcze silniejszy i trwa dłużej)…
Chyba najbardziej śmieszyły mnie zasady na wf - można było wziąć przykładowo 2 nieprzygotowania na SEMESTR (chyba w innym przypadku 1 na miesiąc tez miałam), wiec jak miałam bolesne miesiączki to za każdym razem musiałam załatwić sobie zwolnienie (swoją droga zabawne ze mam przewidzieć kiedy będzie mnie akurat bolał), co przy moich długich cyklach i niezależnych bólach brzucha zawsze skutkowało przekroczeniem tej śmiesznej liczby… nie wiem kto wpadł na określenie tego ile razy mogę złe się czuć w ciągu jednego semestru
Nie skomentuje tego, ze na studiach pilnuje się tego znacznie bardziej - chociaż mnie szczęśliwie to ominęło dzięki covidowi
W każdym razie to już zupełnie inny temat i łącze się w bólu z każdym kto musi się z tym użerać
Idealne na czas wolny po wykładach❤
Świetny film
Z chęcią bym posłuchał też o tym jak szkoła pomimo "szerzenia wyniosłych celów", tak naprawdę zmusza uczniów do nieuczciwości, oszukiwania i naciągania systemu byle tylko przetrwać
Istnieje szansa na osobny odcinek odnośnie tego zagadnienia?
Tak. Planuję odcinek o "ściąganiu" już od dłuższego czasu (cudzysłów jest ironiczny)
myślę że to jest temat który warto poruszyć
zacząłem nad tym rozmyślać kiedy podczas próbnej matury (za której oceny nie ma), znacząca większość (łacznie ze mną) i tak sciągała.
W jakim celu?
Żeby ładnie wyglądało w dzienniczku? Czy po prostu szkoła swoją betonozą odczucia uczciwości?