8:30 To jest problem z którym osobiście się zderzyłem, od gimnazjum wmawiano nam że jesteśmy wyjątkowi, że to najlepsze gimnazjum, elitarne liceum, najlepsza uczelnia techniczna w Polsce. Dosłownie tak mówili dyrektorzy szkół, wykładowcy, że jesteśmy wybrańcami losu. Myśle że podświadomie miałem zakodowane że jestem niesamowity, że robię wszystko dobrze, tymczasem takich samych szkół są przecież setki. Potem dopiero przyszło otrzeźwienie, bardzo bolesne.
Taka ciekawostka. Kiedyś przeciętniak to był przeciętniak, ot zwykły szarak, nic do dumy ale i nic do wstydu. A teraz przeciętniak to po prosty przegryw. 🤔
@@marzenamikoajczyk8316 ale można być sporo powyżej przeciętności, ale nadal być tak naprawdę nikim ważnym. Przecież nie jest tak, że można być tylko przeciętniakiem, przegrywam albo człowiekiem sukcesu. To jest bardziej złożone, niż tylko 3 słowa opisujące niektóre sytuacje. Po prostu można być przeciętnym w 0-100%
@@marzenamikoajczyk8316 Jest różnica, czy zarabia się 4k, czy np. 8k. Większość będzie przeciętna, bo taka właśnie jest definicja. A to, że jest się ponadprzeciętnym nie oznacza od razu, że ma się kilka nieruchomości i samochodów
@@Pawcio2115 ale mówisz o byciu nieprzeciętnym czy bogatym? 🙃 bo chyba słowo przeciętny dotyczy sytuacji finansowej. Owszem można powiedzieć że ktoś kto lepiej zarabia jest w czym s lepszy niż inni ale w ramach przeciętności są biedni i bogaci, grubi chudzi mądrzy głupi. Może mam inna definicję przeciętności i nieprzeciętności. Ale bycie nieprzeciętnym zdecydowanie nie jest skorelowane z zasobnoscia portfela. To jest coś co możesz zaoferować innym w swoim bliższym i dalszym otoczeniu. Czasami może być to związane z hajsem ale nie musi. To też nie dziwaczne upodobania czy hobby. To ciekawa oferta jaka jako człowiek składasz innym. Tak to widzę.
Kiedy nie ma wielkich ambicji to nie ma wielkich rozczarowań. Ja od zawsze marzyłam o wiedzeniu spokojnego i zacisznego życia. Nie dlatego że go nie miałam, ale dlatego że chce go takim utrzymać.
Ja zawsze marzyłam o dzieciach, rodzinie plus kot, pies i kawalek ogródka :) nigdy nie marzyłam o wielkiej karierze, wyjazdach, wycieczkach (no chyba że nad pobliskie jezioro pod stary camping bez wody i prądu, z ogniskiem i kiełbaskami, siedzeniem wieczorami na starym pomoscie). Uwielbiam po prostu spacery po lesie z dziećmi, czerpie ogromną przyjemność z macierzyństwa (mimo że jest jakaś moda na obrzydzanie macierzyństwa). Mam 35 lat i czuje się mega spełniona, do szczęścia brakuje mi małego domku z ogródkiem którego od kilku miesięcy szukamy z mężem. Widzę jak ludzie dookoła wydziwiają, nie wiedzą czego chcą, rozwodzą się bo druga osoba krzywo się spojrzała (niestety sama jestem po rozwodzie z pierwszym mężem bo nie rozumiał że dziecko to obowiazek, zostawił mnie i dziecko bo szukał niewiadomo czego, chciał mieć rodzinę a jednocześnie wolność). Na szczęście dziś mam męża który cieszy się takimi małymi, drobnymi rzeczami i nie szuka dziury w całym :) Święty spokój i proste życie to coś co daje szczescie, ale niekoniecznie wpisuje się w dzisiejsza modę.
Jednym z poważniejszych problemów młodego pokolenia jest tryb życia niezgodny z naszą naturą i możliwościami - jest po prostu zbyt skomplikowany.. Przeładowanie informacjami, szybkie tempo zmian, ciągle robienie czegoś, sprawdzanie czegoś (FOMO), niewiarygodnie duża ilość uzależniaczy dostępnych od ręki i nawet dla dzieci (np. pornografia). Mnóstwo osób ma kompletnie rozlegulowany rytm dobowy (późne, nieregularne chodzenie spać, niebieskie światło wieczorem), jest dostępnej więcej przetworzonej żywności, a w dodatku oficjalne zalecenia żywnościowe tego co jest zdrowe też pozostawiają sporo do życzenia (czy wasze babcie smażyły kotlecika na smalcu czy na paskudnym wysokoprzetworzonym oleju rzepakowym?), ciężko jest uzyskać żywność dobrej jakości (np. nawet generalnie zdrowe ryby nie są takie zdrowe przez zanieczyszczenie środowiska). To wszystko ma wpływ na nas - na nasze zdrowie fizycznie, jak i psychiczne. Jest również dużo czynników egzystencjonalnych, kilka wymienionych w materiale. Ja bym dodała jedną, może mniej znaczącą obserwację - cokolwiek wartościowego by się nie rozpoczęło, od ręki mamy dostęp do tysięcy przykładów doskonalszych dzieł innych ludzi, a w zależności od dziedziny - także do prostego wytłumaczenia procesu tworzenia (co ma swoje zalety). Może być to demotywujace i rozleniwiające, przyczyniające się do poczucia braku sprawczości. Nie wspominając o tym, że teraz nawet czatgpt zrobi za ciebie pracę domową, albo poprawi błędy w programie...
Chyba tylko z tą żywnością ciężko mi się zgodzić, dostęp do zdrowej, naturalnej żywności jest zdecydowanie lepszy niż był takie 20 lat temu, a w dodatku jest nieporównanie lepszy dostęp do wiedzy jak tworzyć/pozyskiwać swoją własną żywność. Czy ryby są rzeczywiście znacząco bardziej zanieczyszczone niż były 20 lat temu? Też w to wątpię. Choć na pewno ilość informacji w tym temacie może przytłoczyć, zwłaszcza, że wiele jest ze sobą sprzecznych. Jedno co jest pewne to to, że jest o wiele łatwiej odżywiać się niezdrowo - w czasach gdy był jeden McDonald's w mieście i KFC w sąsiednim to wyprawa do takiego przybytku była bardziej czymś wyjątkowym niż tą najprostszą opcją jak to jest obecnie, nie mówiąc już o hot-dogach w każdej Żabce.
@@proosee Przyjmowałam trochę większy zakres do porównań. Około 20 lat temu, może trochę więcej, problemy w kwestii żywnościowej zaczęły eskalować przy dość małej świadomości społeczeństwa o zagrożeniach. Teraz ta świadomość, jak Pani/Pan wspomniał/a, na szczęście wzrosła. Co nie zmienia faktu, że o dobrą żywność jest ciężko, o ile nie jest się samowystarczalnym, albo nie ma się zaufanych rolników, hodowców zwierząt. W markecie nawet znaczna część produktów w dziale ze "zdrową" żywnością (to reszta sprzedawanych produktów jest jaka?) czy oznaczonych jako bio, nie jest zadowalającej jakości. Ponadto, wody gruntowe są zanieczyszczone co przekłada się na jakość ziem uprawnych. Co więcej, można znaleźć taki glifosat nawet w miodzie pszczół. Jeżeli chodzi o ryby, ciężko jest mi stwierdzić czy są zanieczyszczone bardziej czy mniej niż 20 lat temu. Trzeba by było ten temat zgłębić. Jednak jestem niemal pewna, że są bardziej zanieczyszone niż 50 lat temu. Warto też wspomnieć o powszechnym plastiku, który rujnuje naszą gospodarkę hormonalną. Przykładem są tu ftalany w ciele ciężarnej kobiety, które powodują, że płód męski jest... no cóż, mniej męski. Jeżeli ta kobieta w ogóle będzie mogła zajść w ciążę.
@@ki3724 spadek poziomu testosteronu, który prawdopodobnie jest wynikiem kontaktu żywności z plastikowymi opakowaniami obserwowany jest od ponad pół wieku - nadal to nie jest zmiana w obrębie jednego pokolenia, a przecież o tym tutaj mówimy. Anyway, tak jak mówiłem - o ile na wiele rzeczy można narzekać to akurat w kwestii żywności jest tak co najwyżej tak samo źle jak było te 20 lat temu, choć ja uważam, że jest obecnie więcej opcji i dostępu do wiedzy na ten temat, więc jest trochę lepiej.
Dwie uwagi. Po pierwsze podpiszę się pod wpajaniem pokoleniu Z oczekiwań. Kiedy, z wielu prywatnych powodów, o których nie będę się rozpisywał, po liceum poszedłem do pracy w Żabce, nawet rodzice moich przyjaciół byli zawiedzeni. Ci sami ludzie narzekali przy mnie że mojemu pokoleniu nie chce się pracować w podstawowych zawodach, jak farmer, kierowca tira, sklepikarz. Ale wobec mnie mają oczekiwanie, że zostanę milionerem i nie będę musiał pracować i najlepiej jeszcze pół mojej rodziny bo ich będę utrzymywać. Po drugie muszę doczepić się do presji na osoby z pokolenia Z. Pracując w Żabce zarabiam minimalną krajową. Nie ma opcji wynająć za to kawalerki, może, gdyby mieć szczęście, jakiś pokój. Tymczasem rodzice kupili mieszkanie za mniej niż ja bym teraz musiał dać za miejsce parkingowe. Wiem, że płace poszły w górę, ale nie aż tak, jak ceny mieszkań. I znalezienie sobie miejsca do życia stało się długoterminowo problemem. Tak samo z systemem emerytalnym. Teraz moi dziadkowie i babcie jeszcze się z tego utrzymują, ale pięćdziesięcioletni ojciec już nie ma do ZUSu pełnego zaufania. Co ma powiedzieć osoba pracująca w wieku dziewiętnastu lat?
Zrobić to, co zrobili często jego rodzice lub dziadkowie: wyjechać za lepszymi warunkami mieszkaniowymi, tj. dosłownie wszędzie w Polsce poza tymi kilkoma molochami.
dodatkowo w latach 90 2000 zawsze miałeś opcje wyjechania na zachód kosztem wyrzeczeń zarobienia na mieszkanie w kilka lat, teraz już nie ma takiej różnicy w pensjach miedzy polską a zachodem
Hej Szymon! Mam szesnaście - w tym miesiącu kończę siedemnaście - lat i śledzę Twój kanał już od niemalże dwóch lat. Bardzo cenię sobie twoje analizy i twój światopogląd i, nawet mimo iż niejednokrotnie nie zgadzam się z niektórymi jego aspektami, przyjemnie mi się je ogląda, dając odmienny wzgląd na kwestie które często sobie przemyśliwuję. Oczywiście, należę do pokolenia Z, które jest tematem tego odcinka, i od siebie chcę jedynie powiedzieć, że analiza którą przeprowadziłeś w tym materiale trafia w punkt, przynajmniej według mnie. Na co dzień o wiele częściej i o wiele proście jest usłyszeć o dziesiątkach historii ludzi, którzy będąc "zwykłymi śmiertelnikami" "podbili świat" (nie mając tu na myśli nawet milionerów, po prostu ludzi którzy finansowo są po tej nieco bogatszej połowie klasy średniej) i są w stanie wieść komfortowe, wymarzone życie, w ich własnym mieszkaniu w mieście, jadając co chcą, zapewniając sobie i swoim bliskim dobrobyt, jeżdżąc na zagraniczne wakacje i, uogólniając, żyjąc pełnią życia - a wszystko to osiągnęli dzięki sprzyjającym okolicznościom i wolności które dają im współczesne realia. Moje pokolenie jest świadome wszelakich możliwości jakie są przed nim otwarte - liczne możliwości realizowania się, wyrażania siebie, spełnienia zawodowego itd. Z drugiej strony, to właśnie świadomość tych możliwości bywa najbardziej przytłaczająca. (Nie uważam, że to źle że je mamy, po prostu ich powszechność oprócz oczywistych zalet posiada swego rodzaju wady.) Kiedy widzisz jak wszyscy dokoła zdają się przeć do przodu, korzystając z korzystnych okazji i pnąc się w górę, samemu trudno jest docenić swoje własne możliwości i pozbyć się uczucia nie tyle co zawiści, a zawodu - głównie samym sobą, czasem też rzeczywistością. "Jest tyle świetnych rzeczy które mógłbym teraz robić, a nie jestem w stanie bo hamuje mnie sytuacja w domu/otoczenie/system/brak środków", "Nie jestem szczęśliwy tutaj, gdzie jestem, pomimo tego, że tak bardzo się starałem", "Mam nieskończone możliwości, a wciąż nie jestem w stanie tego osiągnąć - może to ja jestem problemem?"/ Przez świadomość wszystkiego co moglibyśmy robić, co jest niemalże jak na wyciągnięcie ręki (no bo jak to nie moglibyśmy, skoro ludzie w naszym wieku, którzy startowali z naszej pozycji, są w stanie i osiągają sukcesy?) a co nas omija sprawia, że łatwo jest zwątpić, czy to w siebie czy w świat. Social media, o których wspomniałeś, są tego dobrym przykładem. Każdy chce usłyszeć kilka miłych słów od znajomych czy nieznajomych, czując spełnienie że było się w stanie sprawić, że swoją osobą się kogoś zainteresowało, chociażby na parę chwil. Dobrze byłoby powiedzieć, że nie jestem tego typu osobą, ale pomimo to gdy po paru miesiącach wrzucę zdjęcie na facebooka czy gdziekolwiek indziej i dostanę o kilka/kilkanaście polubień mniej boli mnie to na zasadzie "kiedyś kilka osób więcej interesowało się mną jako osobą, teraz o mnie zapomnieli/znaleźli kogoś lepszego". To może brzmieć zabawnie, ale tak właśnie to działa. Często jedyny kontakt z dalszymi znajomymi, jaki utrzymuje się przez miesiące, ma miejsce poprzez wzajemne polubienia na zdjęciach czy wysyłanie snapów na snapchacie. Kiedy ktoś to urywa wrażenie jest takie, że chce uciąć sznurki na dobre (i zazwyczaj tak też jest). Internet sprawia, że nasze ambicje i marzenia, mniejsze lub większe, prawie zawsze są zawyżone (choć nie uważam, że całkowicie nierealne), więcej oczekujemy od życia, od siebie, od świata. Myślę, że to przez to podejście uważa się nas za aroganckich czy chciwych, ale prawda jest taka że trudno nie zacząć marzyć na poważnie o chociażby jednej rzeczy poza naszym zasięgiem, kiedy online widzimy tak dużo osób takich jak my, którzy zapracowali na to i byli w stanie to dostać/osiągnąć. Nie uważam, że jesteśmy leniwi, czy też uważamy że wszystko nam się należy (chociaż, oczywiście, są i takie przypadki), pomimo wysokich oczekiwań, wręcz przeciwnie. Oczekiwanie czegoś od życia nie równa się w naszym przypadku chęcią dostania tego za darmo, czy z minimalnym wysiłkiem, to bardziej myślenie w sposób "mam nadzieję na to zapracować, jeśli będę wystarczająco sumienny w tym co robię", cały czas mając z tyłu głowy to, że przecież innym się udało. Nie oczekujemy zwykle bowiem rzeczy bezpośrednio od życia czy od innych, a od samych siebie (chociaż rzadko mówimy o tym głośno, po części ze względu na zamartwianie się tym, jak odbiorą to inni), i to właśnie świadomość niemożności osiągnięcia naszego wymarzonego celu, na którym nam zależało i na który pracowaliśmy, jest jedynie bardziej bolesna. ("Inni potrafili, ja nie jestem w stanie.") Rzeczy których chcemy nie są też zazwyczaj całkowicie absurdalne, a przynajmniej ja ich za takie nie uważam. Moim marzeniem, czymś, na co chcę zapracować (lub też "dostać od życia" - moje prywatne "oczekiwanie") jest to, aby było mnie w przyszłości stać na wynajęcie własnego, chociażby niewielkiego, mieszkania, w Polsce czy też poza jej granicami, zapewnić sobie godny byt, być w stanie raz na jakiś czas kupić sobie podobający mi się ciuch, oraz być w stanie podróżować po interesujących mnie krajach - nie cały czas, chociażby jeden wyjazd na rok, zobaczenie kiedyś miejsc, o których odwiedzeniu marzę od lat. W jeszcze bardziej odległej przyszłości być może rodzina, ale teraz to zbyt odległe czasy by na poważnie o niej myśleć. Moi rodzice, z wyjątkiem taty przez kilka lat swojego życia, nigdy nie byli w stanie osiągnąć na stałe żadnej z tych rzeczy, i się na to nie zapowiada w najbliższej przyszłości. Pomimo iż aktywnie angażuję się w wiele spraw, pilnie się uczę i staram się chwytać okazje, wciąż czuję unoszące się nade mną niczym cień widma porażki, przypominam sobie o moich rówieśnikach którzy mają lepsze możliwości, lepiej sobie radzą, mają więcej znajomych czy kontaktów - kilkoro z nich nawet już zarabia, jakkolwiek niewiele. Myślę też o moich rodzicach, którzy też przecież zawsze tak się starali, ale ostatecznie niewiele z tego wyszło. Potem przypominają mi się wszystkie internetowe postacie w moim wieku, którzy mając tyle samo lat co ja byli w stanie się utrzymać i znaleźć się w komfortowej finansowo pozycji. I zaczynam czuć się jak ktoś nieważny, nieistotny, kolejna szara istota która, pomimo istnienia tylu możliwości, nie jest w stanie tak naprawdę chwycić się żadnej. Nie mam jeszcze osiemnastu lat, pełnoletność przede mną, i pomimo chęci uniezależnienia się i ułożenia sobie życia już czuję obawę o swoją przyszłość - która przecież nawet na dobrze się nie rozpoczęła, cała dorosłość przede mną! Nawet ludziom z mojego pokolenia którzy są starsi ode mnie często towarzyszą te same myśli, to samo poczucie bezradności, bezsilności czy beznadziei, kiedy świat stoi przed nimi otworem, jednakże zawsze po drodze do niego na drodze zdaje się pokazywać inna przeszkoda, zza której jedynie obserwuje się pasywnie tych wszystkich innych, którym się udało.
Przy takiej zdolności obserwacji siebie i innych możesz być spokojny, to od uczciwego wglądu w siebie i zrozumienia otoczenia wszystko się zaczyna. Skoro potrafisz unikać pułapek, reszta wskoczy na swoje miejsce - tylko cierpliwości! :)
A może po prostu przestańcie patrzeć na i porównywać się do tych nielicznych z Internetu, którzy osiągnęli ogromny sukces, tylko rozejrzyjcie się wokół siebie. Zobaczycie że 99% ludzi to zwykłe szaraczki i w gruncie rzeczy to żaden wstyd tak żyć. Zresztą sukces w mediach społecznościowych z zasady raczej będzie chwilowy. Ja pracuję 27 lat jako nauczycielka, raczej zerowe szanse, że oni przez tyle lat będą na topie. Więc nie ma im czego zazdrościć i bez sensu, by się do nich porównywać.
Drobna poprawka: Bogatsza połowa klasy średniej to są właśnie milionerzy. Klasa średnia to nie "zwykli ludzie", tylko osoby z zarobkami pomiędzy średnią populacji a osobami bogatymi.
Szymon - robisz kawał świetnej pracy - bardzo rzetelnie podchodząc do wielu problemów - dziękuję i gratuluje wnikliwości i inteligencji w analizie wielu wątków z różnych stron. Brawo za trzymanie się wartości i obiektywizm.
Ja powtórzę coś co usłyszałem na rozmowie o pracę: "Mi się nie opłaca szkolić młodych osób, bo ja wiem, że uciekną za granicę" I w tym całym problem pracodawcy oczekują, że młody dorosły przyjdzie do niego z doświadczeniem na poziomie mida/seniora,a nikt takiego nie chce szkolić w branży. W dodatku oczekiwania do finansów to totalny kosmos (zwłaszcza w branży Game Dev) masz wszystko umieć i pracować za darmo.
Kiedyś junior znał FizzBuzza, teraz musi mieć wiedzę tamtejszego mida: koncepty abstrakcyjne, framework, silnik, sposób działania i rozwiązywania problemów. Wtedy senior stawał się po 7 latach, teraz po 3-4, dlaczego? Bo zaczynasz robotę z widzą o te 3 lata większą. Sam znałem backend jako junior+ zanim dostałem pierwszą robotę, wylądowałem na froncie od 0... Minęło 7 miechów i niemalże robię już poziom mida- (solo taski, czasem jakieś błędy w postaci memory leaków) i jestem od 2 miechów fullstackiem. Mój front to nie jest front a middleend, ale HTML i CSS też pisze. GameDev jest akurat programistyczną patologią przez piractwo... Twórcy mniej zarabiają, toteż mniej płacą niż inne gałęzie. Poziom trzeba trzymać i tu i tu. Liczysz na pasjonatów którym będzie sprawiać przyjemność samo tworzenie gry, a nie chęć zarobku. Często też ciężko docenić kto zrobił większą robotę, czy testerzy, graficy a może od silnika ludzik.
Jeśli chodzi o bycie programistą, to jako stary wyga, potwierdzam, że ostatnie lata, technologie branży IT stają się coraz bardziej skomplikowane. Nawet doświadczeni programiści potykają się o własne nogi. I poziom wejścia w świat programowania jest znacznie trudniejszy.
@@jamludzki3983 gdzie tam xD Kokosy to mają tylko niektóre tytuły jak GTA, Minecraft czy Terraria. Software pisany pod konkretne zapotrzebowanie daje mega dużo kasy i to stałej. A to prawo zmienią,a to coś nowego będzie optymalniejsze...
Warto zaznaczyć też, że ludzie (w każdym pokoleniu) mają różne typy osobowości, na które różnie oddziałują zmiany pokoleniowe, czy społeczne, o których mówisz. Poza tym, co ważne, pewne te typy potrafią znacznie bardziej zwracać na siebie uwagę. Ludzie ze starszych pokoleń często zauważają najbardziej tych właśnie aroganckich, roszczeniowych itd., którzy najgłośniej krzyczą; pomijając jednocześnie masę ludzi z totalnie zniszczonym poczuciem własnej wartości, którzy nie wierzą, że zasługują choćby na to, żeby ktoś wysłuchał ich problemów. Faktem jest, że ilość samobójstw z roku na rok rośnie i dotyczy właśnie tego pokolenia. Dlaczego? Czy to nie jest dowód na to, że młodzi naprawdę są nieszczęśliwi, a nie tylko 'udają' takich, żeby mniej od nich wymagano? Faktem jest, że w wielu rzeczach mamy łatwiej, to prawda, ale czy to był nasz wybór? Nie pytano nas, czy chcemy łatwego, czy trudnego życia, po prostu takie dostaliśmy. A teraz niektórzy mają taką postawę jakbyśmy byli "winni" tego, że mamy łatwiej. Kolejna sprawa to to, że ta łatwość dotyczy głównie sfery materialnej/wygody, a dlaczego z góry zakładamy, że to jest jakaś największa wartość, albo cel naszego życia? Wielu młodym nadal brakuje spełnienia właśnie niematerialnych, psychicznych potrzeb. Ktoś tu słusznie nazwał nasze życie "złotą klatką". Rodzice częste dają nam różne udogodnienia, ale zabierają nam to co dla każdego Polaka jest najważniejsze, a mianowicie "Święte Prawo do Narzekania". Trochę piszę to półżartem, ale też nie do końca. Pomyślcie, czy w Polsce narzekanie nie jest elementem kultury, który pomaga tworzyć relacje i wspólny język z innymi ludźmi, a także umożliwia psychiczne odreagowanie pewnych (zwykle drobnych, ale wielu) problemów? Tymczasem, gdy ktoś młody na coś narzeka od razu słyszy, że nie ma prawa narzekać, bo kiedyś to było trudno, a teraz to masz cudowne życie. Niemal chcieliby powiedzieć "Masz obowiązek być szczęśliwy". Młodym często odbiera się może nie prawo do własnych emocji, ale ich akceptację. Przez to dzieci powoli tracą emocjonalne przywiązanie do rodziców, a ich stan psychiczny się pogarsza. Dodatkowo, o czym wspomniał Szymon, przez media społecznościowe ciągłe porównywanie się itp. mamy mniejsze oparcie psychiczne/emocjonalne w znajomych niż poprzednie pokolenia (tak mi się wydaje). I to wszystko połączone powoduje samotność (duchową, nie fizyczną) i narastające poczucie bezsensu życia. Bo niby dla kogo i dlaczego ja mam żyć? Oczywiście jest to wspomagane przez wysyp nowych ideologii i ciągły chaos informacyjno-światopoglądowy. Kolejną sprawą jest to, że niby młodzi wymagają przywilejów i szacunku za nic. Otóż nie, pewna część - na pewno, ale w każdym pokoleniu są powiedzmy "źli ludzie". Młodzi wymagają po prostu szacunku i cały czas myślą jak mogą go osiągnąć, jednak nie rzadko są traktowani przedmiotowo i/lub protekcjonalnie, a szacunek staje się ostatnią rzeczą, którą mogą osiągnąć. Rodzice przeważnie mają oczekiwania z kosmosu, bo przecież teraz to wszystko jest łatwe i każdy może osiągnąć sukces, więc czemu ty go nie osiągnąłeś? Nie ważne jak daleko zajdziesz, zawsze będzie kolega/koleżanka lepsza od ciebie, do której będą cię porównywać. Ja akurat miałem to szczęście (choć też dużo w to pracy włożyłem), że w liceum byłem powiedzmy człowiekiem sukcesu, na tyle na ile można być w liceum (szczegółów nie chcę podawać). I w zasadzie to głównie nauczyciele mnie wtedy chwalili i byli ze mnie dumni. Rodzice to zareagowali w stylu "Fajnie, cieszymy się" i tyle, niezbyt emocjonalnie. Za to jeśli np. stłukłbym gówno wartą szklankę usłyszałbym 20 różnych wyzwisk na jednym wdechu z ich strony, dających mi do zrozumienia jak bardzo beznadziejnym człowiekiem jestem. A potem by się obrazili na cały dzień. A no i rodzice nie zaakceptowaliby sytuacji, że ja po prostu posprzątam i odkupię ją za swoje pieniądze. Nie. Manifestacja pogardy jest u nich kluczowa w "wychowaniu". I to jest właśnie problem, nie dostajemy przestrzeni, w której moglibyśmy się wykazać, zyskać szacunek. Bo wszystko czego się podejmujemy przecież jest łatwe i wygodne, nie stanowi wyzwania, nie wymaga od nas jakiejś znacznej pracy. - Nauczyciele cię chwalą? "Kiedyś to nauczyciele nie byli tacy mili jak teraz, za błąd dostawało się linijką po łapie" - Masz wysokie oceny? "Teraz ten poziom nauczania to strasznie spadł, już się nic o tych dzieci nie wymaga" - Dostałeś się na najlepszą uczelnie? "Teraz to każdy debil kończy studia (ale oczywiście MUSISZ na nie iść)" - Dostałeś dobrą pracę? "Za moich czasów to było 20 kandydatów na jedno miejsce, a teraz to pracodawcy się proszą, by u nich pracować" - Działasz w kole naukowym? "Patrz, a ten chłopak z TV to opatentował jakieś super urządzenie w wieku 16 lat" I można tak w nieskończoność. Mam wrażenie, że tak zwani "boomerzy" mają jakieś niespełnione ambicje ze swojej młodości, których niespełnienie podświadomie tłumaczą sobie, że mieli trudno i wybierają to (wytrwanie w trudności) jako największą wartość. Wtedy młodzi po prostu nie mogą w tym ich przebić, i nie stanowią zagrożenia dla ich wysokiego ego. Taki jest w wielu przypadkach podświadomy cel, ale to tylko moje zdanie/obserwacja. Problemy ze wzorcem rodziny się też tu nakładają, ale o tym by można książki pisać. Żeby pokolenie Z było zrozumiane to poprzednie pokolenie musi zaakceptować fakt, że ich dzieci (albo dzieci sąsiada) mogą sobie zasłużyć na bycie lepszym od nich samych. Podkreślam MOGĄ, nie że po prostu zasługują. Inaczej my, młodzi "gramy w grę o szacunek, której zasady są z góry ustawione tak, byśmy nie mogli wygrać, więc nie ma się co dziwić, że rozrzucamy pionki i przewracamy szachownicę" parafrazując klasyka. No i to tyle, choć mógłbym jeszcze dużo więcej napisać ale i tak nikt tego nie przeczyta. Pozdrawiam wszystkich, XD
Z jednej strony mamy łatwiej owszem bo podstawowe potrzeby mamy zapewnione. Niemniej jednak pokoleniu Z jako pierwszemu przychodzi w pełni mierzyć się z problemami jakie powstały w wyniku powszechności internetu. Kiedy milenialsi mieli lat naście o takim Facebooku czy Instagramie jeszcze nawet wróble nie ćwierkały. Tymczasem w przypadku pokolenia Z te platformy dopiero powstawały nikt nie wiedział jaki to ma wpływ na ludzi (teraz już wiemy że niezbyt pozytywny), a już w szczególności nastolatków (oczywiście to tylko jeden z przykładów). Dodać do tego presję rodziców i szkoły żeby być najlepszym we wszystkim i nie ma co się dziwić że liczba młodych osób z różnymi problemami psychicznymi rośnie.
Taka myśl, w czasach mlodości moich rodziców, studia faktycznie były ważne i zapewniały drogę do dobrze płatnej pracy. Ponadto życie było o wiele tańsze. To prawda statystycznie była bieda, ludzie pracowali często za 1000zł i żyli w skrajnym ubóstwie. Natomiast jeśli ktoś faktycznie miał to wyksztalcenie i zarabiał np koło 5k to mógł żyć na bardzo wysokim poziomie, wziąć kredyt, i nie martwić się niczym. Dzisiaj takie zarobki to tak na prawdę minimum socjalne, jeśli chce się mieć pieniądze na cokolwiek więcej niż jedzenie i rachunki.. Moi rodzice na początku lat 2000 wzięli kredyt na 150k i za to kupili działkę i wybudowali cały dom XD dzisiaj to jest niewyobrażalne, młodzi ludzie nie mogą nawet marzyć o takiej perspektywie. Jeśli nie jesteś milionerem to nie powinieneś nawet marzyć o budowaniu czegokolwiek xd
W latach ok 2000 wykształcenie nic nie znaczyło, bezrobocie było ogromne, pracowało się za psie pieniądze i pracodawcy nami pomiatali ( bo mogli), szans na kredyt i mieszkanie nie mieliśmy za bardzo, chyba ze ktoś dostał od rodziców, porównywanie tego co się dzieje teraz z okresem 20 lat temu jest żałosne. Teraz perspektyw jest ogrom, ogrom, szanse na dobre zarobki również, na własna firmę, na kredyty i własne mieszkanie również.
Ja jestem pokoleniem Z i pracuje od 2 lat. Problem chyba leży u samych podstaw. Wszyscy starsi ludzie w firmie zapierdzielają, jak osły. Mówią, że nienawidzą tej pracy i borykają się przez nią z różnymi problemami psychicznymi, ale nic z tym nie robią. Pracodawca od nich wymaga coraz więcej i nie daje nic w zamian, a oni się na to godzą. Nam mówiono, że "rób to co kochasz" i "dbaj o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne", a potem stykamy się z takim światem... To rodzi bunt. I dobrze! Nie można się godzić na wykorzystywanie, bo nic się nie zmieni.
Ludzie O których piszesz mają dzieci kredyty, samochody i inne wydatki, ty masz imprezy i pewnie auto. Możesz sobie walczyć o swoje nie mając nic do stracenia. Inni mają na co pracować. Ty masz walkę o swoje a w wieku 40 lat obudzisz się z niczym 😂😮😅 Ucz się wszystkiego a jak się nauczysz to otwieraj swoje interesy, a później jak zatrudnisz osobę z twoim podejściem to zobaczysz jak to jest prowadzić firmę z takimi "pracownikami" Powodzenia w dalszej walce o swoje Ps jak coś kochasz to z tym nie pracuj bo ci się przeżre. Zostaw to na swoje hobby żeby się odstresować przy tym co kochasz
@@jaroslawzmuda8963 Tym właśnie różni się stare pokolenie od tego nowego, stare prowadziło sposób niewolniczy uzależniając innych od siebie. Zmuszając dosłownie ludzi do brania udziału w tym tzw. Wyścigu Szczurów. Żyjemy w świecie dostatku, technologia pozwala na to, by człowiek miał więcej wolnego czasu dla siebie, nie widzisz tego? Dla ciebie praca jest numerem jeden, dla nowego pokolenia to narzędzie prowadzące do tego, by móc żyć i cieszyć się życiem. Mieć więcej czasu dla siebie, dla własnych pasji. Taka różnica. I Ty zamiast się cieszyć, że nowe pokolenie chce lepszego świata, to masz do nich jakieś żale? Sami nic z tym nie chcieliście robić. Zamiast stworzyć lepszy świat dla samych siebie i innych, zostawiacie za sobą świat, systemy i struktury tak skostniałe, że tylko niewolnicy z krwi i kości mogą się tu czuć dobrze. A reszta się buntuje, albo odchodzi. Tak człowieku ze starszego pokolenia - współtworzyłeś świat w którym nie chce się żyć. Możecie ludzie starsi być z siebie dumni!
Ja (98 rocznik) najbardziej nie lubię tego, ze dużo ludzi traktuje cię od razu z góry. Jak próbowałem załatwić sobie praktyki, pracę (branża prawnicza) to dużo ludzi od razu mówiło, że MATKO BOSKA MŁODZI NIC NIE CHCĄ ROBIĆ, ROSZCZENIA, a jak zaczynałem pracę, byli zdziwieni dużą produktywnością z mojej strony. W dzisiejszym świecie też najbardziej przytłaczające jest tempo rozwoju i konieczność tak szybkich zmian i dostosowania się do sytuacji, które już pomału zaczynają wykraczać poza ludzkie możliwości. Sytuacja na rynku mieszkaniowym i rynku pracy też jest często beznadziejna i nie napawa optymizmem.
@@arachnme12akie rzeczy tylko w kinach nikt wam nie da 10k za nic w Polsce . Jaka wiedza, takie kokosy z [zagranicy]. I to jest brutalna rzeczywistość z którą muszą się zmierzyć . I nie nie każdy będzie mógł to osiągnąć, bo przypada to na 1% ludzi. Nie wszystko co media ci opisują to będzie podane na tacy. To ty musisz sam odnaleźć własną drogę i wiedzieć co chcesz robić a jeśli nie dostosuj się i bierz każde nauki jakie ci tylko wpadną z twojego otoczenia, a sukces z czasem nadejdzie.
@@arachnme12 podałeś przykład najgorszy z możliwych - studia informatyczne same w sobie nie dają nic. Owszem, jeśli angażujesz się na studiach, jesteś zainteresowany ich tematyką to dadzą ci wiele (od poznania idei, które się powtarzają aż po rzecz tak prozaiczną jak kontakty z ludźmi o podobnych zainteresowaniach by stworzyć coś wspólnie), ale zakorzenione w polskiej mentalności studenckiej 3xZ (Zakuć, Zdać, Zapomnieć) w tej branży zwyczajnie się nie sprawdza, a pracodawcy wolą zobaczyć, że np. masz jakiś prosty projekt hobbystyczny na githubie niż papierek z dobrej uczelni - to jest najbardziej liberalna pod względem oceny kwalifikacji kandydata branża.
@@proosee Podobnie jest z innymi kierunkami studiów. Studiowałem filologię angielska o specjalizacji translatoryka, jestem jedną z bardzo niewielu osób z mojego rocznika, które faktycznie zawodowo zajmują się tłumaczeniem. Przy czym w większości tłumaczyć nauczyłem się sam, niewiele zajęć dotyczących stricte tłumaczenia było wartościowych (np. na tłumaczeniach medycznych uczyliśmy się słownictwa medycznego, z czego mieliśmy później kolosy, zamiast faktycznie tłumaczyć 🤦). Studia - nie licząc nielicznych przypadków, jak np. studia medyczne - nie zrobią z ciebie specjalisty w dziedzinie, co najwyżej odpowiednio cię nakierują i dadzą solidną podstawę do budowania ścieżki kariery zgodnej z obranym kierunkiem studiów (choć i z tym bywa różnie, niestety wiedza teoretyczna wciąż przeważa).
O nas, millenialsach (roczniki 88-95) też mówiono, że jesteśmy roszczeniowi, bo oczekujemy, że będziemy pracować TYLKO 8H DZIENNIE (autentyczna wypowiedź). Kek. 🙃
Problem ten bardzo dobrze prezentuje "Tango" Mrożka. Nie ma się już przeciw czemu buntować, bo poprzednie pokolenia zniszczyły wszystkie raguły, któym można się było przeciwstawić. Jedyne co pozostało to bunt przeciwko wszechobecnej anarchii. Tlumaczy to też popularność prawicy wśród młodych mężczyzn. Zabawne jest to jak odmienną interpretację miał mój nauczyciej polskiego w liceum. Dla niego było to dzieło o totalitaryzmach i życiu w komunistycznej Polsce. Widać jak różnią się doświadczenia różnych pokoleń.
@@Nigeryjski_Ksiaze obecnie to chyba wyjątek od reguły, przeważnie narkotyki są próbą ucieczki od przeciętności lub próbą znalezienia akceptacji w środowisku (czyli swoistej tożsamości). Narkotyki jako przejaw buntu to mogło mieć pokolenie, gdzie narkotyki były tematem zupełnie nowym, obcym, a nie społeczeństwo gdzie można je kupić przez internet.
Tak słuchając, przypomnaiły mi się słowa Jacka Kaczmarskiego przed zaśpiewaniem piosenki 'Mimochodem', mniej więcej tak to szło: "Pierwsza miłość, potem, pierwsze rozczarowanie pierwszą miłością, druga miłość, potem, drugie rozczarowanie drugą miłością, pierwsze zaangażowanie w wielkie sprawy, potem pierwsze rozczarowanie wielkimi sprawami, drugie zaangażowanie w wielkie sprawy, potem drugie rozczarowanie wielkimi sprawami, aż w końcu wiek, w ktorym dużo się wie i nic z tego nie wynika, a wszystko to dzieje się mimochodem właśnie.' - czyli jak ja to zrozumiałem, w sposób nad ktorym nie mamy kompletnie kontroli. Pozdrawiam.
Ciekawa sentecja. Z jednym jednak się nie zgodzę - wiek w którym się dużo wie, to bardzo fajny wiek. Dlatego że gdy dużo się wie na temat życia, można osiągać sporo sukcesów, osobistych i zawodowych. Wiedza naprawdę dużo daje. I wynika z niej wiele.
nasze aktualne życie to dmuchanie bańki, jestem przerażona wizją przyszłości, chociażby mojej emerytury? To pokolenie, jak i każde inne mierzy się z rzeczywistością taką, jaką zafundowały im poprzednie pokolenia. Życzę nam wszystkim zdrowego rozsądku
Komunizm nam to zafundowal i jesteśmy tym psiesionknieci dlaczego nas nasi sojusznicy odali w ręce jebanych Komunistów bo byliśmy bardziej slowiwnami niż potocznie rasom panów
czesc, reprezentantka GenZ się melduje super wideo i mega ciekawe przemyślenia, szczególnie spodobało mi sie to co powiedziałeś na temat związków i rzeczywistego impaktu pójścia na strajk klimatyczny hahah. bardzo odświeżające spostrzeżenia, dziękuje za to. jednak żaden z twoich punktów w sumie nie zaznaczył tego co zauważam u siebie i u ludzi w moim wieku jako coś co nas rzeczywiście „gryzie”. Zastanawiam się, czy można to nazwać rozczarowaniem, bo mi się wydaje ze to jest w tym momencie w wielu przypadkach już brak oczekiwań. W dobie internetu, szybkiej i fragmentarycznej informacji że codziennie świat się kończy, kolejna wojna się zaczyna, inflacja tryska w kosmos a każdy możliwy rząd to to, a wielkie firmy to tamto…. no to ciężko nawet wyobrazić sobie jakieś miejsce na świecie. dlaczego wiec wybierać? Skoro rynek pracy i ogólnie świat wokoło nas tak strasznie się zmienia, i tak wielu dramatach się dowiadujemy w takich szczegółach… jaki ma sens ze ja wybieram sobie jakaś drogę z tak wielu możliwych skoro i tak zaraz coś sie spierdoli, świat sie zmieni tak drastycznie (nie ważne czy przed zmiany klimatyczne, rozwój technologii, czy cokolwiek innego) że jakiś wymarzony plan na życie już ze nie będzie aktualny i możliwy. Wydaje mi sie ze taki społeczny (albo medialny, nie wiem) negatywizm trochę odbiera poczucie sensu budowania, tworzenia, wybierania itp. oczywiście influencerzy i celebryci w social mediach dla wielu tworzą jakieś nierealne oczekiwania w stosunku do życia, no ale zastanawiam się czy gen z jest aż tak głupia żeby być rozczarowana ze w realności nie żyje w taki sposób jak jakis influencer pokazuje swoje życie na instagramie. To nie wydaje mi się głównym problemem.
Po co wybierać drogę? bo fach w rękach przyda się niezależnie od sytuacji. Jesteś dobrym kucharzem to i na wojnie i w luksusowym hotelu coś upichcisz oraz rodzina na święta to doceni. Porządny mechanik naprawi czy to czołg czy Bentleya w zależności od potrzeb.
Nie jestem z pokolenia Z,skonczylam studia i weszlam na rynek pracy w 2008,ale i tak wiele tych slow i tez do mnie pasuje, rodzice rowniez mi powtarzali,ze najwazniejsze na swiecie sa studia i nauka, mam teraz dosc dobra prace,ale nie jest moja pasja i tak sobie mysle,ze mlodzi ludzie powinni starac sie znalezc to ,co kochaja i zastanowic sie,czy to mogloby byc zrodlem Zarobku,swietny material Szymonie!
Takie przemyślenie na szybko: kiedyś młodzi ludzie startowali z gorszego poziomu, ale mieli perspektywę (nadzieję) na poprawę swej sytuacji. Obecnie młodzi ludzie mają wszystko (zapewnione przez rodziców), ale wejście w dorosłość wiąże się raczej z pogorszeniem jakości życia. Może w tym tkwi problem?
dorzucać sie 1000zł do kosztów u rodziców vs koszty kawalerki i dbanie o wszystkie zapotrzebowania samemu. Można odczuć różnicę jeśli patrzymy z perspektywy wygody.
Porównajmy poziomy. Ja musiałem zasłużyć sobie ocenami , by ojciec na koniec roku kupił mi za dolary i bony towarowe (udające dolary usa)ZX Spectrum. Obecnie ja bez żadnego wymagania muszę kupić córce ajfona i to najlepiej najwyższy model , bo jak kupię zeszłoroczny to stanę się najgorszym ojcem na świecie. Niby dwa pokolenia ale pomiędzy przepaść. Między pokoleniem moich rodziców (rocznik 44) a moim (rocznik 73) nie było aż takiej przepaści , jak między moim a moimi córkami (rocznik 2004). Co się stało?
Jestem z pokolenia Z i jaram się tymi czasami, namiastką kapitalizmu, rozwojem technologii i dostępem do wiedzy, IMO jest fajnie. Ostatnie 3 lata psują mi pogląd świrus, sytuacja u sąsiadów itp, jak będzie pod tym względem okej to mega fajne czasy do życia
Cytat z Fight Club'u świetnie trafia w temat, szczególnie do mężczyzn, którzy są rozczarowani rzeczywistością w jakiej się znaleźli i brak im sensu życia w związku z tym. Praca i kariera nie powinny być sensem i głównym celem życia. To tylko nieunikniony dodatek, który musi być, bo przecież za coś trzeba żyć.
Około minuty 16.25 mówisz o buncie przeciwko samowolce. Podobny motyw jest w utworze Tango Stanisława Mrożka - Artur (główny bohater) nie może się zbuntować, bo rodzice obalili wszelkie autorytety i przyzwoitości. Ciekawe zjawisko :))
I wtedy młody wrócił do starszych wartości, które doprowadziły do tragedii. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Potrzebujemy lepszych form, a nie odtwórstwa.
@@rusalka404Nawet nie do starszych norm, tylko do rytuałów z nimi związanych, kompletnie oderwanych od znaczenia i w innych realiach, jakby nagle odegranie scenki ślubu miało przywrócić tradycyjne wartości. Warto korzystać z dorobku wcześniejszych pokoleń, ale jak coś runęło to budowanie identycznej makiety na gruzach będzie w najlepszym wypadku parodią, w najgorszym wypaczeniem
@@blazej799 Na szczęście dzisiaj możemy się buntować przeciwko swojej płci, przeciwko płci w której urodziło się dziecko i wychowtwac chłopca jako dziewczynkę żeby w wieku 5 lat mógł przejść zmianę płci
Liczba trafnych uwag na minutę kwadratową tego filmiku robi wrażenie! Szczególnie trafne spostrzeżenia dotyczące kwestii wyboru, buntu, aktywizmu oraz relacji międzyludzkich. Chyba właśnie ten ostatni wątek, który poruszasz, jest najważniejszy - biorąc pod uwagę, że najnowsze badania psychologiczne oraz starożytna mądrość filozofów mówi, że to właśnie relacje są jednym z najważniejszych czynników szczęścia. Dzięki, Szymon, za Twoją pracę!
16:00 - wow mega ciekawa uwaga. Faktycznie z psychologicznego punktu widzenia fatalna sytuacja dla nastolatka dla którego bunt jest kluczowym elementem rozwoju osobowości.
Tak standard życia się poprawia, tak jak i perspektywy i możliwości pracy. Tylko druga strona medalu jest raz taka o której Szymom wspomniał na temat braku przygotowania ale i rosnąca niepewność. Technologia rozwija się błyskawicznie, jesteśmy przebodźcowani masakrycznie, tak naprawdę my mlodzi często nie wiemy jaką drogę wybrać, co robić, obecnie trzeba również coraz częściej zmieniać i zwiększać kompetencje, ciągle walczyć by nie wypaść z rynku. Ja akurat zawsze byłem bardzo elastyczny ale widzę że wiele osób w moim wieku sobie z tym nie radzi. Nie radzi sobie również z tym ogromem informacji co chwilę media publikują coraz to nowsze "zawody przyszłości", mówią że wkrótce potracimy pracę na rzecz AI, straszą z każdej strony. Bardzo łatwo się pogubić w tym świecie i to jest chyba największy problem.
O ile z pierwsza połową monologu się zgadzam tam druga część mnie zmęczyła i nie dałem rady dotrwać do końca. Szukanie siebie i swojej drogi jest cholernie ciężką pracą którą zdecydowanie warto wykonać jak chce się być szczęśliwym świadomym człowiekiem. Rozumiem frustrację, ale nic nowego, że motłoch nie chce wykonać tej pracy, już bodajże Platon o tym mówił, że dla większości ludzi lepiej być niewolnikiem, kiedy ktoś im mówi co mają robić i jak i ten Pan zadba o ich egzystencję niż oni sami by mieli decydować i sobie, bo nie poradzą sobie i poumierają z głodu 💁🏽♂️
Moim zdaniem w kwestii edukacji niewiele się zmieniło. Miałem dokładnie takie same problemy 15 lat temu w 2008 roku. Też obiecywano mi że jak skończę "jakieś" studia to będę kimś "lepszym od innych". Pamiętam że właśnie wtedy w połowie "jakiś" studiów zacząłem sobie boleśnie uświadamiać że to nie była prawda 😆
To jest mega ważny odcinek, najlepszy od wielu miesięcy, albo po prostu trafił w mój gust. Stawiam na to drugie, co pokazuje, że z natury uważam się za kogoś mądrego, co oczywiście stanowi problem sam w sobie.
Hej. Chciałam poruszyć wątek podejścia do związków, o którym mówiłeś, Szymonie. W dużej mierze się zgadzam, jednak są też punkty, co do których mam odmienny pogląd i pomyślałam, że się nim podzielę. Zacznę od podsumowania tego, co powiedziałeś. Przytaczasz idee przyświecające wchodzeniu w związki przez młode pokolenie, mianowicie przekonanie, że relacja z drugim człowiekiem jest od tego, abym "ja się czuł dobrze", a także, że drugi człowiek służy temu, aby "ja się mógł realizować". Następnie wspomniałeś o ideach przyświecających wchodzeniu w relacje kiedyś, mianowicie, że relacja dawała nam przede wszystkim poczucie własnej wartości, sensu, przynależności, tego, że to, co się tworzy, jest ważne dla kogoś. W tym miejscu chcę przejść do tego, w czym się z Tobą zgodzę: zgadzam się, że w dużej mierze ludzie mają obecnie nierealistyczne przekonania odnośnie relacji i traktują niejednokrotnie drugiego człowieka jak maszynę od zaspokajania ich własnych potrzeb, dlatego, gdy związek się kończy/zmienia albo gdy pojawiają się problemy - rozwiązaniem częściej jest rozstanie, aniżeli chęć pracowania nad związkiem. O ile to jest rzeczywiście domeną naszych czasów, wzmacnianą przez aplikacje randkowe traktujące wiązanie się jak transakcję, o tyle nierealistycznie przekonania mogą wywodzić się z jeszcze dalszych czasów, niż czasy pokolenia Z. Mam na myśli mit miłości romantycznej z odległej już epoki, którą poznajemy zarówno w szkole, omawiając literaturę romantyczną, jak również poprzez bajki - chociażby Disneya. A jaka jest ta miłość? Bezproblemowa i spowita wiecznymi uniesieniami. Jedyny problem, to zdobycie siebie nawzajem, a potem żyjemy cudownie z tą jedyną pisaną nam osobą do końca życia, chodząc po chodnikach usłanych różami i spijając sobie z dzióbków. Z niniejszego także płynie zatem przekonanie "miłość ma dawać szczęście, a jeśli jest prawdziwa, to nie będzie trudna i nie będzie problemów". Z pierwszymi słowami tego zdania się zgodzę, z ostatnimi nie. I w tym miejscu nawiążę do Twojej wypowiedzi, że w związku mamy się dobrze czuć: tak, uważam, że w związku mamy się przede wszystkim dobrze czuć, a nie szukać poczucia własnej wartości i sensu. Tak samo, jak nie powinniśmy szukać tutaj zaspokajania naszych wszystkich potrzeb przez drugą osobę. Zaryzykuję stwierdzenie, że zdrowy związek to relacja dwóch osób, które czują się wartościowe każde z osobna i czują, że ich byt ma sens także osobno i które zdominowaną część swoich potrzeb potrafią zaspokajać sobie same. Chęć przeglądania się w oczach drugiej strony, aby ujrzeć własną wartość - nie jest dobra dla człowieka i relacji, którą tworzy. Tak samo szukanie sensu przy pomocy związku. Powinniśmy go mieć niezależnie do tego, czy w związku jesteśmy, czy nie. Związek w moim odczuciu jest wyborem, że "idę przez życie i jest mi dobrze, ale z Tobą mój świat ma jeszcze więcej barw. Chodźmy razem". I to, co nam powinien dawać, to miłość, bezpieczeństwo i przynależność - o której wspomniałeś. Ja też uważam, że jest ważna. Zajebiście, jeśli relacja daje nam wsparcie w budowaniu zdrowego poczucia własnej wartości, odnajdywania się w życiu, szukaniu sensu i własnej drogi, ale "wsparcie" nie oznacza, że związek robi to za nas. Konkludując, związek nie jest ani po to, aby były same miłe wrażenia a nasze potrzeby pozaspakajane, ani też po to, aby budować na nim poczucie własnej wartości i przy jego pomocy odnajdywać sens w życiu. Jest on dlatego, że spotkaliśmy osobę, z którą decydujemy, że chcemy zbudować "nasz własny świat" uchodzący za bezpieczną przystań i dokonamy wszelkich starań, aby trwała na dobre i na złe, wliczając w to zarówno uniesienia i możliwość realizacji samego siebie, jak również gorsze chwile oraz trudności, z którymi przyjdzie się zmagać. Bez tego jednak - także jesteśmy świadomi swojej wartości oraz zdolni do poszukiwania drogi w życiu i realizacji samych siebie. Myślę, że to jest może być kompilacja tego, czego od związku pragnie młode pokolenie z tym, jak na związek patrzyły te poprzednie.
Sęk w tym, że to co w dłuższej perspektywie (nastu lat) utrzymuje (spaja) związek miłosny to przyjaźń. Natomiast pokolenie Z ma chyba największy problem właśnie z relacjami międzyludzkimi. Bez umiejętności zawierania przyjaźni wszelkie wady partnera potęgowane są ponad miarę, a problemy w związku, z którymi pokolenie moje, czy moich rodziców, radziło sobie w miarę dobrze, rosną tu do rangi muru berlińskiego, stając się gwoździem do trumny.
Wydaje mi się, że sporym problemem jest też pranie mózgu przez social media. Młodzi widzą tych pięknych ludzi, odnoszących same sukcesy, mają 200m apartamenty, będących ciągle na wakacjach, mających życie idealne . Baa.. w social mediach i każdy wasz znajomy jest lepszy od was, ma same sukcesy. Dlaczego? - Bo tylko sukcesy pokazuje, albo może i udaje, że taki sukces miał miejsce :) Jestem chyba millenialsem (30 lat), więc mam może nieco szersze spojrzenie, ale wierzcie mi, że bliżej mi to Ztek, niż boomerów, jeśli chodzi o spojrzenie na świat. Też bym nie chciał i nie chcę zapierniczać od rana do nocy, z drugiej strony rozumiem, że życie nie polega na samych ekscytacjach i sukcesach. Trzeba sobie to uświadomomić, znaleźć swoją drogę, podejść do niej spokojnie i nie słuchać pier****ia kim masz masz być, bo to twoje życie. Znajdź co dla ciebie ważne, czym się interesujesz i idź w tym kierunku
Ale to boomerskie, tak idź w to co cię interesuje a potem siedź na bezrobociu po geografii kiedy mogłeś iść na informatykę i zarabiać 10 k. Po drugie tak na pewno zetki to debile którzy wierzą że 2 zdjęcia z wakacji w Paryżu to całe życie tej osoby :). Jeszcze najlepiej dopisz, że zabijają się z nudów. Stek boomerskich bzdur.
O nas milenialsach mówili to samo co o zetkach. Ze jesteśmy roszczeniowi, że chcemy gratyfikacji tu i teraz, że wymagamy za dużo. Nas też oszukiwano, że szkoła załatwi wszystko, studia są niezbędne, a sama przyszłość będzie dobra. Wpedzono nas w pułapkę stabilizacji co kolwiek by to oznaczalo, każdy kto myślał, że jego życie jest stabilne to końcówka 2019r to zweryfikowała szybko.
@@bdg4life820 Co się stało w końcówce 2019 roku? COVID stał się głośnym tematem i realnym problemem dopiero w 2020 roku, ale może o czymś innym napisałeś.
Też jestem takiego samego zdania i sam widzę to po sobie ,kiedy człowiek zobaczy jak żyją ludzie w necie ,a potem porówna to ze swoim życiem ,to jakoś żyć się czasem odechciewa..
Cześć, podrzucam propozycję na odcinek: osiąganie sukcesu i samorozwój (droga do bogactwa np poprzez otworzenie własnej firmy itd itd) w porównaniu do głosów starszego pokolenia, które twierdzi, że sukces można odnieść tylko i wyłącznie za pomocą znajomości i najlepiej to nie wychodzić przed szereg i grzecznie pracować na etacie nawet jeśli nas to nie do końca satysfakcjonuje. Bardzo chciałbym usłyszeć twoją opinię na ten temat. Pozdrawiam.
Kochać to znaczy wspierać w dążeniach. Nawet jeśli jesteś atrakcyjną osobą która nie ma trudności w znalezieniu sobie kogoś kto chce z nami być, to i tak nie da sie na dłuższą metę dostawać uwagę i wsparcie bez odwzajemniania sie tym samym. A że łatwiej jest doceniać kogoś i interesować sie czyimiś sprawami wtedy gdy macie podobne cele i upodobania to właśnie tego trzeba szukać, bo to zwiększa szanse że to będzie trwałe i korzystne dla was obojga, a nie szukanie kogoś kto jest atrakcyjny i chętny, bo niestety obie te rzeczy nie są trwałe. :)
Ja rocznik 74, idąc do szkoły elektronicznej, byłem zapewniany że czekają na mnie miejsca pracy w Kasprzaku, Meratroniku, ERA i wielu innych zakładach. Po ukończeniu szkoły żaden z w/w zakładów ledwo co funkcjonował albo był w likwidacji, dodatkowo było potężne bezrobocie. Do dzisiejszego dnia nie przepracowałem jednego dnia w wyuczonym zawodzie elektronika.
5:35 -większy metraż na osobę nie musi oznaczać, że mieszkanie łatwiej nabyć, może być również objawem wymierania społeczeństwa. Ciekawe jak wygląda wzrost ceny za m2 do wzrostu wynagrodzeń. Wydaje mi się, że w tym kontekście raczej ubożejemy.
@Omaygot Ambatukam Dzięki socjalizmowi nie płacisz 5 tysięcy za karetkę, bo mamusi serce stanęło. Już nie mówiąc, że państwo nie ustala ci ceny za m2, więc zapraszam do myślenia.
Nie, po prostu przykład z filmiku idealnie się w tę sytuację z "Tanga" wpisywał. Ja miałem w szkole omawiane Tango jakieś 10 lat temu, zapomniałem już w sumie, że w ogóle była taka lektura, i kompletnie nie pamiętam jej szczegółów (i to pomimo, że miałem przykład z "Tanga" na prezentacji maturalnej - tak, był taki okres, że na maturę z polskiego przygotowywało się prezentacje, i załapałem się na jego końcówkę) - a też sobie to przypomniałem słuchając filmiku.
Jako Z-etka uważam, że ludzie decydują się na stagnację, nie rozwijać się z tego powodu, że jeśli nie jest się wybitnym i nie ma się szczęścia, farta to aktywne dążenie do sukcesu wiążę się z bólem, a chociaż aktualna sytuacja w naszym życiu nie jest kolorowa to da się do niej przyzwyczaić, być zadowolonym.
Młodzi: ograniczam spożycie mleka i mięsa bo to zdrowe i ekologiczne Nieco starsi: aa, soyboy! Pizdeczka w rurkach! Będę cię obrażał bo ja miałem gorzej!
Od kilku lat, z roznym nasileniem interesowalem sie grafika 3d, najpierw na wlasna reke z tutoriali na yt czy z forum uczylem sie programu. Od konca 2022 roku kupilem kurs, zrobilem go w jakies poltorej miesiaca, w lutym kupilem kolejny kurs, bardzo dobrze sie przy tym bawie a jednoczesnie widze duzy postep i mozliwosci. Widze w tym swoja przyszlosc i juz wiem ze bede te kursy robil do momentu az nie ogarne programu na zaawansowanym poziomie, a byc moze nawet wtedy bede robil. Polecam kazdemu taka droge. Moze to byc tworzenie muzyki, filmow, rysowanie - niewazne. Jesli cos lubisz, jesli mozna w tym znalezc zatrudnienie to idz w to. Nie ma nic lepszego niz uczenie sie i jednoczesne czerpanie z tego niesamowitej satysfakcji.
No to pozdro zobacz jakie grafiki robi AI... Praca grafika jako pierwsza zostanie zlikwidowana ;) Muzyka juz powoli tez, poza tym na muzyce zarabia może 10% artystów - zresztą jak we wszystkim
@@marianpe5773 To tak nie dziala. To ze AI potrafi zrobic ladny obrazek, zgodny z opisem to nie jest cala grafika, to tylko jej malutki wycinek. Udzial czlowieka pozostanie istotny jeszcze przez wiele lat
I ty masz dobrze, bo udało ci się znaleźć to, co lubisz i się w tym spełniasz. Po prostu nie wpisujesz się w schemat problemów omawianych w filmiku. Problem w tym, że tego oczekuje się od wszystkich - a nie każdy ma ten komfort, co ty.
Dzięki Szymon! Jesteś świetny. Pomagasz rozumieć dzisiejszy świat ludziom którzy nie zawsze znajdą czas żeby dobrze się mu przyjrzeć. Dzięki tobie krócej się błądzi w pewnych kwestiach. Zgodzę się z uproszczoną ideą że cel jest zawsze wspólny. Nigdy indywidualny. Gdyby był indywidualny to celem zawsze byłaby śmierć, a to nie miałoby sensu ;)
@Omaygot Ambatukam No dobra, może nie do końca precyzyjnie się wyraziłem. Może nie tyle cel co kierunek tego wszystkiego w czym bierzemy udział. Jasne, można sobie zawęzić perspektywę i myśleć o tym co będzie za miesiąc, rok czy 10 lat ale jest to w skali świata śmiesznie bezwartościowe tak samo jak nadrzędnie postrzegany indywidualizm. Jasne - słabi skupiają się na myśleniu o śmierci samej w sobie, ale nie mniej prymitywne jest skupienie się na indywidualnym hedonizmie. Wydawałoby się, że rozsądnym kluczem do spełnienia siebie w skali świata jest przyłożenie się do pchania go do przodu.
Jeśli chodzi o akutalną sytuacje mieszkaniową to akurat to pokolenie trafiło na ogromy kryzys mieszkaniowy który będzie się pogłębiał bowiem mieszkań budowanych jest coraz mniej, oczywiście standart życia rośnie, ale kryzys jest i patrząc na dane będzie sie zagłębiał
Na Zachodzie faktycznie tak jest, ale w Polsce ten kryzys mieszkaniowy jest od zawsze, a przez ostatnich 10 lat w sumie mieszkań budowało się więcej, niż kiedykolwiek wcześniej (może poza budową blokowisk w czasach głębokiego PRL-u - ale nawet wtedy budowano ich za mało, przecież normą było, że ludzie czekali na mieszkanie wiele lat... teraz też czekasz - listy kolejkowej wprawdzie nie ma, ale musisz sobie na nie uzbierać pieniądze). Jestem w stanie zrozumieć Amerykanów mówiących, że ich rodziców, zarabiających jakąś podstawową pensję, było stać na kupno mieszkania czy domu, a ich nie stać i pozostaje im wynajem. Ale u nas sytuacja od lat się nie zmieniła, i tak jak kiedyś ludzi nie było stać na domy czy mieszkania, tak nie jest ich na nie stać nadal...
Bardzo ładna analiza. Borykam się z tym samym problemem chociaż jestem milenialsem. Moja matka zawsze miała takie podejście, że mogę robić w życiu to co chcę i to wszystko są moje decyzje i wybory, w które ona nie wnika. Niestety takie stanowisko powoduje bardzo duże zagubienie, bo skoro nikt nie nakreśla jakiś celów, dążeń, priorytetów to człowiek zadaje sobie pytanie "co w takim razie ma wartość" i człowiek stoi na rozdrożu miliona dróg i po pierwsze jakąkolwiek wybierzę, to potem ma do siebie pretensje, że może mógł wybrać lepiej, a po drugie nie wie która droga będzie prawidłowa, wie za to, że będzie oceniany za to jaki wybór podejmie i tak naprawdę w którą stronę nie patrzy to nie ma pojęcia co jest dalej na tej drodze. Dezorientacja to jest dosyć trafne słowo na opisanie tego fenomenu. Szczególnie w czasach gdy rodzice właściwie ze swoimi dziećmi nie spędzają czasu tylko wychowują nas media społecznościowe i wirtualni celebryci, a jak nie trzeba chyba długo tłumaczyć: większość z nich nie jest dobrym przykładem do naśladowania. Z drugiej strony widzimy jak idealizm prowadzi na manowce i w dobie molochów korporacyjnych i korpokracji w której nic nie masz do powiedzenia, i tak naprawde w 90% przypadków człowiek nie wie jakie znaczenie ma jego praca ponieważ w tak zatomizowanych strukturach zazwyczaj ciężko jest dojrzeć sens większej układanki, którego jednym z puzzli jest wykonywanie swojej części pracy. Nasi rodzice, dziadkowie tak owszem mieli większą motywację do pracy, chociażby z tego powodu iż emerytura była liczona z 10 najbardziej dochodowych lat życia, więc była widoczna jasno określona atrakcyjna nagroda za ciężką pracę. My nie wiemy nawet czy nasze emerytury ze składek które opłacamy do nas kiedyś wrócą albo czy nie będą tak śmiesznie niskie, że będziemy tylko do śmierci pracować na rzeczy, których sensu często nie pojmujemy. Swoją drogą mam wrażenie patrząc na opowieści moich rodziców, że ich nauczyciele za ich szkolnych czasów bardziej angażowali się w edukowanie ich i wyprowadzenie ich na ludzi. Gdy obecnie nauczyciele no tak mają z grubsza mówiąc "w głębokim poważaniu" to czy wyjdziemy na ludzi czy nie. Związki małżeńskie i instytucja rodziny też straciły swoją pierwotną ekonomiczną agendę, w której bogactwo liczone było liczbą dzieci, a przez to możliwościami produkcyjnymi i nie tylko. Może to zabawne, że o tym wspomnę, ale również szeroki dostęp do pornografii lekko wykrzywia oczekiwania dotyczące intymności, to że 90% pornografii w zasadzie polega na przemocy to jeszcze odrębny temat, ale dostępność do oglądania nagich kobiet jest większa niż była kiedykolwiek i mało która realna kobieta może konkurować z oczekiwaniami chłopaków z doswiadczeniem dziesiątek godzin oglądania sexbomb, więc nasuwa się samo z siebie pytanie czy warto dla samego zaspokajania pierwotnych potrzeb wchodzić w trudne relacje, których nikt młodych chłopaków nie nauczył - tzn. tego jak w ogóle powinny być one prowadzone aby były dobre - relacje wymagające dużo cierpliwości, pracy, władania nad sobą i swoimi motywacjami i uczuciami, znajomości siebie i drugiej osoby, rozwiązywania czasami złożonych problemów (psychologicznych i nie tylko). Wszystko to scala się w większy obraz świata w którym jest wszystkiego pełno i nic nie ma żadnego znaczenia. Widzimy także jak groteskowo partia rządząca manipuluje społeczeństwem i najgorszy może nie tyle byłby fakt, że to działa co przygnębiające jest to, że brak jest mądrych ludzi po stronie opozycji, którzy zaproponowaliby rozwiązania których MY chcemy. Mądre rozwiązania. Nie fanatyczne, wydumane albo strikte populistyczne. To jest prawdziwy kryzys autorytetów i ciężko mi nie odwołać się w tym do historii dekadencji starożytnej sparty do której to samolubne rządy starych dziadów ją doprowadziły. Kryzys jest głównie autorytetów. Nawet papież polak nie jest już dzisiaj święty (w rozumieniu wielu osób, że tu palcami na nikogo pokazywać nie będę). Hipokryzja dorosłych ludzi, którzy teoretycznie powinni być autorytetem też nie napawa nas optymizmem. Mam sporo mlodszych znajomych i jestem przez to w stanie zrozumieć co im w głowach siedzi.
To oczywiście jest raczej "apokaliptyczne" spojrzenie na sprawę, ale problemy nie są urojone. Tzn. ktoś ma szczęście jeżeli ma chociaż odrobinę ponadprzeciętny intelekt, na tyle aby być w stanie dokładnie zdefiniować w ogóle problemy. I przyznaję, że czasami chodzą po głowie takie myśli, że właściwie po co w ogóle się opierać problemowi zamiast po prostu nie posiedzieć przed tym bezczynnie i nie poczekać aż ten świat się rozsypie abyśmy mogli wziąć się w garść i go uratować. Kto nas tak naprawde słucha i myśli nad tym co mamy do powiedzenia zamiast nam mówić, że jesteśmy roszczeniowi i leniwi. Zwieńczę to wszystko to żartem z filmu "Bogowie muszą być szaleni" "Ludzie siedzą przez 20 lat w szkołach jedynie po to aby nauczyć się orientować po świecie, który sami wytworzyli."
Zgodzę się ze wszystkim poza fragmentem od mieszkaniach. Wydaje mi się, że ceny mieszkań podskoczyły w Polsce wyżej niż zarobki i akurat one są dzisiaj trudniej dostępne, poza tym, istotnie jedna osoba żyje dzisiaj na większej ilość metrów kwadratowych niż kiedyś ale ma to związek z zapaścią demograficzną. Nie ma już modelu rodzice + 2 lub 3 dzieci na 40 metrach kwadratowych ale najczęściej jest to model rodzice bezdzietni lub jedno dziecko lub singiel. No i nie ulega wątpliwości, że od startu inflacyjnej zabawy w 2021 i podwyżek stóp procentowych standard naszego życia pogorszył się wyraźnie w stosunku do ostatnich lat.
to chyba lepiej dla was że w domu teraz nie macie brata i siostry, serio ludzie w Polsce mieszkają z rodzicami do 30 roku życia. Uznajmy że studiowali, i zakończyli edukacje w wieku 24-25 lat to co oni robili z pieniędzmi przez 5-6 lat? wystarczyło odkładać 10%-20% swoich dochodów co miesiąc aby mieć na wkład własny z 10% albo i więcej. Młodzi ludzie wydają pieniądze na potęgę, wszystko co zarobią a potem płaczą ze na duże inwestycje ich nie stać. Ja miałem rodzeństwo jak wielu moich kolegów, i dokładanie się do budżetu było już w szkole średniej. Trzeba było sobie dorabiać. i udawało się jeszcze coś odłożyć co miesiąc. po 3 latach miałem na wkład własny. tylko się oszczędzało regularnie. ciężko było z umowa o prace (tylko ta kiedyś kwalifikowała cię do wzięcia kredytu na dom), rodzice dużo nie mogli pomoc bo mieli., nie uwierzysz po 3-5 dzieci. Jestem kierownikiem dość dużej firmie e-com, wszyscy młodzi ludzie (może z jednym lub dwoma wyjątkami) się spóźnia do pracy, czasem nie przychodzą, nie wyrabiają norm, nie ma jak na nich polegać (ale awanse to oni bardziej zasługują niż taki 34 latek bez studiów, oni je maja) Podsumowując: 1. macie mniejsze koszty utrzymania z rodzicami, więcej zarabiacie i więcej jesteście w stanie odłożyć niż my w naszym wieku. 2. Łatwiej wam o pracę na umowę niż nam, dużo ciężej jest wam stracić pracę, jest rynek pracownika, nie ważne jak robicie i tak będziemy ciebie trzymać bo ktoś musi zamiatać. 3. Łatwiej wam o awans w strukturach firmy, macie wykształcenie bardzo często wyższe, wystarczy że będziecie ciężej i lepiej pracować niż wasi współpracownicy. (ale trzeba chcieć) 4. Macie pełno źródeł jak i gdzie można oszczędzić czy dorobić. My musieliśmy eksperymentować, uczyć się na bledach. Prosta Matma: Pracujesz na umowie o pracę, zarabiasz minimalna i żyjesz z rodzicami (nie masz rodzeństwa = koszty utrzymania spadają) = 2360 zł, odkładasz z wypłaty 1000 zł co miesiąc resztę przeznaczasz na pomoc rodzicom czy swoje zachcianki. mieszkasz z rodzicami przez 3 lata? to masz 36000zł. sporo. Jeżeli robisz nadgodzinny przeznacz je również na konto oszczędnościowe, staraj się jakoś dorobić ze 100-200 zł co miesiąc. to może dać ci w ciągu 3 lat około 5k-6k. w ciągu 3 lat twoje zarobki mogą ulec zmianie, na lepsze, zdobywasz doświadczenie, wiedze itp. nie spóźniaj się, nie bierz dni na zadanie. pracuj efektywnie a po 3 latach pracodawca cię doceni jeżeli tak nie będzie zmień prace, często dostaniesz już lepsza oferte. Są mieszkania na Mazowieckim 2-3 pokojowe które można znaleźć już za 500k, przed 30 możesz mieć nawet 10%-20% wkładu własnego, wiec gdzie tu widzisz problem? Zarządzaj swoim budżetem, czasem i energia, jeśli nie potrafisz tym zarządzać tym bardziej nie będziesz umiał zarządzać majtkiem firmy, zasobami firmy, i nikt ci awansu nie da.
@@jerzyzysk6447 Wyliczyłeś, że przez 3 lata mieszkania z rodzicami i żyjąc na niskim poziome człowiek odłoży 36k, a potem piszesz o mieszkaniu za pół miliona gdzie przy obecnych stopach procentowych kredyt wyniesie cię ponad 2 razy tyle i albo będziesz spłacać go aż do śmierci albo go nawet nie dostaniesz wcale przez za niskie dochody. Chyba jesteś niepoważny.
"Jak masz zbuntować się przeciwko oczekiwaniu, że będziesz robił co chcesz?" Bardzo prosto. Robić to, czego oczekuje od Ciebie Bóg, a nie to, na co wydaje Ci się, że akurat masz ochotę. Przeciwieństwem dla i bunem przeciwko brakowi zasad jest przestrzeganie zasad.
Jestem urodzony w 1988roku i świetnie rozumiem młodych ludzi, mając 19 lat zarabiałem więcej niż obecnie proponują mi pracodawcy, mogę pracować w dowolnym zawodzie a pensja jest tak mizerna, że nie mogę wynająć kawalerki, bo ceny są kurewskie w mały mieście na południu Polski. Studia mieszkałem w kilka osób, a strategia większości była taka, że albo związki dla wspólnego kredytu albo szerzące się kurestwo wśród młodych dziewczyn (temat dość powszechny). Przy przeciętnej pracy, która zajmuje 180h w miesiącu (o ile nie więcej) żeby nie można było się utrzymać bo ceny zapierdalają nieprawdopodobnie to jest chore. Nie wiem Szymon o czym Ty do końca mówisz, ale Ci młodzi ludzie to mają więcej racji i mają o co mieć pretensje bo ten świat taki zastali, w kryzysie, degrengoladzie. Porównywanie jest totalnie bezsensowne bo każde czasy mają swoje problemu a takie pierdolenie to jest właśnie na zasadzie jak ja mojemu ojcu a on i tak "zamknij mordę roszczeniowy gnoju, ja nie miałem nic więc ty nie musisz mieć" To uzasadniony problem i katastrofa, której nie jesteś w stanie swoim "starczym pierdoleniem" wyperswadować. To jest realne cierpienie a Ci młodzi ludzie pokazują, że to wszystko idzie w bardzo złym kierunku. Eh temat jest skomplikowany i rozumiem, że nie jesteś w stanie przerobić wszystkiego a dodatkowo jedziesz ciągle przez swoje filtry na pewno nie jest to dobra droga. Oczywiście, że związki są po to żeby było dobrze i żeby się realizować a tą realizacją jest właśnie potrzeba posiadania potomstwa. Co do relacji też bym się przyczepił ALE mi się już nie chce, muszę założyć kanał i może uda się podebatować bo chętnie bym z Tobą porozmawiał bo niewątpliwie jesteś mega inteligentny a to o czym dziś mówisz mówiłem jeszcze 1.5 roku temu a trochę zmieniłem przekonania jak przestałem narzucać swoją wizję a zacząłem słuchać aktywnie i kobiet i młodych ludzi i zastanawiać się nad swoim myśleniem, dlatego po pewnej transformacji dochodzę do nowych wniosków. Pozdrawiam
Rzadko się nie zgadzam z Szymonem, ale jest tu parę nieścisłości jednak: - sytuacja mieszkaniowa - poprzednie pokolenia miały możliwość wykupu mieszkań komunalnych za 1/3 wartości, a aktualna sytuacja mieszkaniowa, jest patodegrengoladą do potęgi 100, bez perspektyw na jakąkolwiek zmianę (nie będę tego rozwijać, bo chyba każdy sam widzi co się dzieje); - nie sądzę, aby mówienie ludziom młodym, że skończenie studiów miało mieć wydźwięk, że będzie się kimś wyjątkowym - raczej była to ocena sytuacji na rynku pracy, na którym jeszcze w latach 2000 - 2015 Pani od konserwowania powierzchni płaskich musiała się wykazać maturą, a do pracy w sklepie wymagano tytułu mgr inż., tę sytuację stworzyły właśnie poprzednie pokolenia, bo z uwagi na duże bezrobocie pracodawcy "dziadersi" mogli stawiać absurdalne wymagania, a jednocześnie konsekwentnie rozkładano system techników i szkół zawodowych, dewaluując tzw. fach w ręku; - młodzi ludzie, patrząc na swoich rodziców, powiedzmy, że z przeciętnej klasy średniej, urobionych, umęczonych, śmiesznie opłacanych z pracy na etacie w jakimś pseudo-korpo-januszexie i porównując ich z jakąś panienką na YT, która pokazuje im, że się tak strasznie urobiła osobiście(!) montując filmik, że aż musi lecieć z partnerem na Majorkę, żeby odpocząć, kalkulują, że nie chcą udawać, że żyją, będąc trybikiem w machinie, jak ich "starzy" (nie popieram do końca, ale rozumiem ten tok myślenia, szczególnie, że ludzie młodzi nie mają za wielu punktów odniesienia do na prawdę trzeźwej oceny tego, jakie mają szanse na podobne życie jak ww. panienka); - paradoksalnie, dawno temu rodzice nie rozmawiali z dziećmi, tylko wymuszali na nich określone zachowania, co zwykle kończyło się jako-taką stabilizacją życiową, mniej lub bardziej szczęśliwą, teraz rodzice niczego nie wymuszają, ale nadal nie rozmawiają, a co za tym idzie nie przedstawiają młodym ludziom możliwych konsekwencji nadużywania tej wolności; Czy jest ciężej? Nie wiem. Na pewno jest inaczej, ale nie można mówić, że Gen-Z jest jakimś rozwydrzonym pokoleniem tylko samo z siebie, za zachowania młodych odpowiadają również starsi, tworząc takie, a nie inne warunki egzystencji. PS Mam nawet parę lat więcej, niż Szymon, czyli nie bronię Gen-Z, bo z niej jestem.
@BrightSide -> nie wszystkie pokolenia. Jak byles z wyzu (82-84) i poszedles na studia, to nie miales mozliwosci wykupu + wszdzie duza konkurencja bo wyz + weszlismy do UE i w momencie wejscia na rynek pracy nagle ceny nieruchomosci odlecialy. Czy teraz jest lepiej? Na pewne nie pod katem mieszkaniowym. Sasiad w duzym miescie ma dom i dzialke jakies 20 arow i ma cala te przestrzen dla siebie, kolejne pokolenie na 10 arach obok, ma zbudowane male bloki na kilkanascie rodzin. Wiec pomimo, ze jestem z czasow gdzie na swoj sposob bylo przerabane, nie zamienilbym sie z mlodymi (chyba ze planujac wyjazd za granice).
@@syntaxerror3669 Oczywiście, nie uściśliłam, których pokoleń dotyczyła w miarę stabilna sytuacja na rynku mieszkaniowym. Ja jestem z pokolenia wyżu 80' i uściślam, że to pokolenie naszych rodziców miało pod tym względem całkiem niezłą sytuację - mieszkania komunalne za fajną kwotę, mieszkania z przydziału jeśli pracowało się w tzw. służbie, które też można było wykupić za rozsądne pieniądze. To samo pokolenie psuło rynek, będąc tymi "głodnymi wilkami" w czasach, kiedy Państwo było otwarte na kapitalizm, a nie wypracowało jeszcze tylu zakazów, nakazów i miliona urzędników. Wyobraź sobie, że ja będąc inżynierem budownictwa, zarabiałam i zarabiam do teraz takie pieniądze, które nigdy nie pozwalają mi na zakup mieszkania, bo co doczłapię się do podwyżki, to ceny mieszkań odlatują. Całe samodzielne życie, czyli od 18-go roku życia funkcjonuję na wynajmie. Co swoją drogą świadczy jedynie o tym, że inżynieria budownictwa, to też nie jest dobre wykształcenie, o ile nie pracujesz jako kier-bud w Skanskiej, albo nie pójdziesz na swoje, robiąc przed tym pierdyliard uprawnień.
13:33 właśnie. Jest dowolność można wybrać cokolwiek. Wybór jest nieograniczony... więc co wybrać ? W co się zaangażować? Czego się uczyć? To jest ogromny problem tego pokolenia. Skoro wybór jest nieograniczony, to w takim razie trzeba się mordować żeby przeanalizować wszystkie opcje i wybrać prawidłowo. Bo owszem wybór jest, ale cokolwiek wybierzemy nadal wymaga czasu i pracy, a nikt nie chce żeby poszły one na marne. Przykład studiów, kiedyś na jakiekolwiek studia by się nie poszło to i tak było dobrze, bo było mniej kierunków do wyboru (ludzi z wyższym wykształceniem też owszem) więc praktycznie każdy z kierunków studiów był dobrym wyborem bo były to potrzebne specialnosci. Teraz jest ich mnóstwo co tak naprawdę tylko zwiększa szanse złego wyboru.
Szymonie dawniej właśnie było łatwiej niż teraz. Dawniej dziadek był rolnikiem, ojciec był rolnikiem i matka była rolniczką. Syn miał przejąć po nich gospodarkę więc od dziecka pomagał. Najpierw prace łatwiejsze typu wypasanie zwierząt na łące itp, a potem coraz trudniejsze. Dzieci uczyły się w znanym sobie środowisku i w wieku 18 lat umiały zrobić już wszystko co na wsi robić się powinno. Teraz tego młodego człowieka nie ma kto poprowadzić i ukierunkować. Zostawia się go samego, sam ma wiedzieć co lubi i co chce robić w życiu. Jednak gdy wybiera się zawód w technikum to młody człowiek nie wie czy jemu się to będzie podobać czy nie. Wybierasz bo a może akurat mi się spodoba, ale na praktykach orientujesz się, że jednak ten zawód nie jest dopasowany do twojej osobowości czy umiejętności.
Ha, ha. Mój pradziadek był rolnikiem moi dziadkowie także i rodzice też, choć ojciec skończył coś związanego z budowlanką i w młodości sezonowo pracował na budowach. Dlatego ja też ukończyłem technikum ogrodniczo-rolnicze i poszedłem studiować...filozofię, ha, ha choć rodzice mieli nadzieję na weterynarię ja też tego nie wykluczałem. Po kilku latach i przymusowej krótkiej zdrowotnej przerwie podjąłem jednak studia na innym kierunku związanym już z konkretnym zawodem, bo w między czasie zaproponowano mi pracę na pół etatu właśnie dzięki temu, że miałem za sobą ten kawałek porządnych studiów filozoficznych. I wróciłem też do dodatkowej pracy rolnika u rodziców, krąg życia się zamknął. Jeśli coś studiujesz porządnie, to czasami może się przydać w najmniej oczekiwanych okolicznościach.
W pewnym sensie mieli łatwiej. Ale ogólnie życie było dużo trudniejsze w prostym sensie biologicznym. Teraz w cywilizacji masz wszystko pod ręką - woda, ciepło, prąd. Łatwiej jest zapewnić sobie komfort i leżakować w łóżku. Ale niestety jesteśmy zwierzętami i nie lubimy tego. Dlatego właśnie te niebinarne i biseksualne dzieci z bogatych domów są najbardziej „nieszczęśliwe”.
@@wowaone340to jeszcze pół biedy, ale co jeśli syn nie był jednynakiem? Jego bracia i/lub siostry, którzy nie dziedziczyli gospodarstwa już tak łatwo nie mieli.
Dorzucę parę osobistych spostrzeżeń. Rocznik 03, jak patrzę na znajomych to wiele osób ma duże problemy z odnalezieniem się w życiu, bo po prostu nie zostali na nie przygotowani. Ciągłe rzucanie "jak dorośniesz to zrozumiesz", "jeszcze ci się stęskni za dzieciństwem" i kompletnie zero zapoznania z czymkolwiek, a następnie po prostu rzucenie na głęboką wodę. Nikt nie mówi jak to będzie w pracy, w prawdziwych relacjach w życiu, że po prostu podanie sobie ręki nic nie załatwi, że czasami lepiej odpuścić, że ludzie nad tobą po prostu mogą być idiotami. Więc trochę nic dziwnego, że młodzi ludzie sobie nie radzą skoro zostali przygotowani do życia w kompletnie innym świecie i utwierdzeni w tym, że tak ma być. Problemem często są też komentarze starszego pokolenia. Bo skoro nie zna się za dobrze świata to kogo spytać jak nie kogoś, kto jest tu znacznie dłużej? I zazwyczaj dostaje się odpowiedź, która była odpowiednia jakieś X lat temu, typu właśnie "idź na fajne studia, to będziesz dużo zarabiał", "przy pracy fizycznej to nic nie zarobisz", "idź do jakiejś dobrej firmy" i tym podobne. I tak dalej otrzymujemy ludzi przygotowanych na inny świat.
Nie wiem czy dobrze to rozumiem ale cieżko mi się zgodzić co teorii o związkach "ci do spełnienia potrzeb" Jeśli oboje stwierdzicie że wchodzicie w związek żeby spełnic swoje potrzeby możesz po prostu stwierdzić "chce spełnić swoje potrzeby i mój partner/partnerka też chce spelnić swoje potrzeby" to po prostu spełniasz potrzeby partnera tak dobrze jak umiesz oczekując tego samego od drugiej osoby co pozwala na budowanie troski i zdrowej relacji
@@TheFakir121 Bo przecież nikt świadomie nie myśli "wejdę w związek tylko dla swoich potrzeb". Tu chodzi o to w jaki sposób się to objawia np. jeżeli coś tylko jest nie tak z partnerem to już się rozważa zerwanie. Ile razy to ja nie widziałem postów gdzie ktoś się żali, że druga połówka zrobiła coś nie tak, ale co nie jest bardzo złe, czyli nie mówimy o krzyczeniu i biciu, a wszyscy w komentarzach doradzają, żeby z nim zerwać albo że jest toksyczny czy że to w ogóle czerwona flaga i nie brnąć w to dalej
Dokładnie tak jest, jestem rozczarowany studiami jakie skończyłem, nie potrafię zrozumieć dlaczego pracodawcy nie chcą płacić godnych pieniędzy, wszędzie wyzysk i wieczne oczekiwania, Jakby co to pracuje nad sobą i rozwijam się dalej, aczkolwiek miałem po studiach czas wielkiego rozczarowania i braku chęci do czegokolwiek, każdemu odradzam studia (po za IT), lepiej wcześniej zacząć pracować nad rozwijaniem swoich umiejętności niż marnować czas na studia, które obecnie są nic nie warte (w większości przypadków) Pozdrawiam wszystkie Zetki i powodzenia :)
problem tkwi w bardzo prostej rzeczy, ale zeby to zrozumiec nalezy podac przyklad pewnego plemienia Indian z bodajze Amazonii, gdy Indianie owi otrzymali telewizory nastapila fala samobójstw, a dlaczego? Powod prosty, nagle zorientowali sie ze zyja w bardzo kiespskich warunkach, ze swiat jest wielki, piekny i bogaty a oni nie maja zadnych szans na poprawe losu, beda dalej siedziec w dzungli i nic nie beda mieli. starsze pokolenia w Polsce zyly jako tako, nawet za komuny az tak zle nie bylo owszem mieszkanie telewizor maly fiat marzen szczyt ale jednak osiagalny, do tego naokolo wszyscy mieli to samo, jasne ze ktos mieszkal w domu inny w mieszkaniu ale dysproporcje nie byly az takie wielkie jak dzisiaj, ze jedni maja po kilka samochodow a inni jeden stary, do tego gdy taki mlody zaczyna prace za trzy tysiace to wie ze nie zacznie po latach zarabiac 10 tys tylko 4 lub 5 wiec maja problem, widza innych bogatych a im oferuje sie stawki gdzie kredytu na mieszkanie nie dostana, kiedys ludzie nie mogli wyjezdzac za granice do pracy a teraz mozna trzeba miec tylko dowod osobisty i nawet na magazynie zarobi trzy razy wiecej zatem oczywiste jest ze ma wymagania skoro zawsze moze wyjechac i mysle ze to jest glowny powod, gdy nasi rodzice musieli siedziec w kraju i zeby wyjechac trzeba bylo miec znajomosci to nie mogli wymagac a obecnie wpisujesz w google praca za granica bierzesz dowod i jedziesz wiec o co chodzi? zdziwienie ze mlody ma gdzies prace za grosze u wymagajacego szefa gdzie zawsze moze powiedziec prdl sie buraku i wyjechac? ja w ogole nie rozumiem tej dyskusji, oglupieliscie czy co? przeciez to zwykle prawo popytu i podazy, jesli oferujecie niskie stawki jednoczesnie stawiajac wysokie wymagania to oczywiscie taki mlody czlowiek majac do wyboru inna prace wybiera ja i tyle, oni nie siedza na tylkach tylko albo pracuja w Polsce albo za granica a wy dziwicie sie ze nie chca tyrac za grosze i poswiecac zycia dla firmy czyli goscia ktory za ich prace kupuje fajny dom i samochod dla syna, oczywiscie rozumiem ze taki szrf zeby miec tez poswieca duza czesc zycia ale on wie po co to robi i co z tego moze miec a mlody czlowiek pracujac za trzy z perspektywa po latach pieciu tysiecy nie widzi sensu i ma racje, po co mu to? dodam jeszcze ze w ogole rozwalaja mnie gadki my styarxi mielismy ciezko a mlodzi maja fajnie, no nie, nie moge takich bzdur sluchac, w Spocie do dzisiaj zyje starowinka ktora w wieku 18 lat trafila do niemieckiego obozu a od razu potem do rosyjskiego lagru, od 18 do 30 w obozach emerutura niska bo przeciez nie przepracowala lat a tu pajace mowia ze mieli ciezko w latch 90 a dzisiaj mlodzi maja lepiej, no ludzie, takie gadki sa bez sensu, kazdy chce zyc lepiej i jesli ma lepsza opcje to ja wybiera, jesli moga wybierac miedzy praca w Polsce a zagranica to wiadomo ze stawiaja wymagania, starsi w latach 90 tez mieli wybor, mniejszy bo mniejszy ale jednak a ta babcia nie miala zadnego, wiec nie dodawajcie sobie splendoru gadkami my to ciezko mielismy, ja mam 47 lat i tez mialem ciezko ale ciesze sie ze mialem 20 lat w 1996 a nie 1956 lub 1941 i nie narzekam ze mialem ciezko
Mam 27 lat i szczerze mówiąc borykam się ze wszystkimi problemami o jakich wspomniałeś, z podejściem do związków i ich sensu włącznie. Generalnie cały twój wywód to moje problemy i w duzym stopniu reprezentacja moich poglądów na ich rozwiązanie, co niestety nie spotyka się z aprobatą ani kobiet jakie poznaje przez lata, ani moje środowiska młodszych znajomych. Dziękuję za materiał !
Jak byłem nastolatkiem to się przescigalismy kto jet silniejszy, sprawniejszy, odważniejszy, bardziej przebojowy itd. Teraz jet kult ofiary. Wszyscy maja traumy i urazy z dzieciństwa i prześcigają sie w tym kto jest większą ofiara.
Jeden z najlepszych Twoich filmów. Wszystkie stawiane przez Ciebie tezy oraz obserwacje pokrywają się z moim postrzeganiem rzeczywistości. Ze smutkiem konstatuję, że choć nigdy nie było lepiej, to zaburzenie równowagi między własną wszechazjebistością, a koniecznością empatii na innych odbiera im tak na prawdę zdolność wyboru, bo nie mają do czego się odnieść. Twoje porównanie do skrzyżowania, a ja dodałbym to, jak kiedyś TV z satelity, a dziś pincet netflixów. Bez jakiegoś guidera, kompas wariuje. Świetny materiał. Szczerze go Ci gratuluję.
Netflixy to najmniejszy problem, znajdujesz to, co podchodzi pod twój gust, swoją niszę i na tym bazujesz i się cieszysz. Guiderów, polecaczy i wyszukiwarek masz miliony w internecie w tym temacie. Wybór drogi życiowej jest nieskończenie bardziej skomplikowany.
jestem rozczarowany, że moje tiktoki maja tak mało wyświetleń, domagam się wiecej, dużo wiecej, żądam, żeby algorytmy wypromowały mnie na znaczącego celebrytę - to mi się należy 😉
rocznik 1996, ze wsi To prawda. U mnie był ogromny nacisk na naukę ze strony rodziców (odpowiednim słowem chyba jest "tyranie"). Jednym ze skutków ubocznych była obowiązkowa wizyta/wizyty u specjalisty (a nawet krótki epizod z przepisanymi środkami), obniżenie motywacji, oraz zobojętnienie do wielu rzeczy. Pozytywem tego było wykształcenie które pomogło mi znaleźć dobrze płatną pracę (choć nie było obowiązkowe uzyskanie "papierka"). Teraz jest etap motywowania siebie do rozwoju zawodowego oraz szukania czegoś czego robienie będzie sprawiało satysfakcję. Jeśli chodzi o pracę to przy wyborze firm unikam takich oferujących presję czasu. Jeśli chodzi o jakikolwiek związek to zawsze dochodzę do wniosku że to nie dla mnie. Odnośnie transakcyjności to niestety się nie zgodzę. Taka jest natura ludzka, czy to starożytność, czy teraźniejszość. Zawsze chodziło o zysk oraz redukcję kosztów, długo i krótkoterminowo. Na koniec moje motto. Bóg jest egoistą, bo jakby nim nie był (czyt. byłby obojętny), to by nas nie stworzył.
Moim zdaniem źródłem całego problemu (jeśli można to tak nazwać) są: 1. Ceny nieruchomości - one rzutują na wszystkie aspekty życia i 3/4 wyborów jakie podejmujemy. Chętnie podyskutuję, ale wątpię że wszystkich czytających interesuje ekonomia. 2: ZATRWAŻAJĄCE niezrozumienie tempa zmian technologicznych i społecznych (najszybsze w historii ludzkości) oraz denializm. W skrócie - tzw. beton. Ludzie którzy nie rozumieją rzeczywistości, lub wydaje im się że co było to wróci - kształtowali i dalej kształtują (jakby nie było pod przymusem) przyszłość następnemu pokoleniu.
Tu Rocznik'01. Co do studiów to prawda, podejście rodziców serio wygląda tak "pójdź na cokolwiek to będziesz mieć pracę". Przez to za ich namową od razu po liceum poszedłem na gówniany kierunek i na szczęście po roku zmieniłem go na coś co lubię, jest chociaż trochę praktyczne i chciałbym iść w tym kierunku. Nie traktuję też studiów jako "drogi do sukcesu i ogromnych pieniędzy" tylko raczej jeden ze sposobów na zdobycie pracy w branży w której chciałbym się rozwijać, a wiedzę ze studiów staram się powoli uzupełniać kursami i samodzielną nauką. Co do pracy to doznałem pewnego rodzaju zaskoczenia, gdy przez całe wakacje pracowałem na magazynie. Przez to co się słyszy o naszym pokoleniu to bałem się że będę traktowany jak jakiś leniwy debil a okazało się że szef sam mnie chwalił i chciał żebym został na dłużej. Więc sam już nie wiem co myśleć. Pozdro tego typu benc kończę bo długi ten wysryw😎
mnie prywatnie dołuje to że nie będziemy w bliskiej przyszłości większością dopóki żyją pokolenia nad nami będą mieć nad nami demokratyczną władzę a z tego wynika że nasza młodość i jej postulaty są traktowane jak fanaberia a nie problem społeczny
ja osobiscie będąc powiedzmy pokoleniem Z czesto po prostu nie wiem co robic, mam ogolny plan na życie , mam hobby które długo szukałem, ale generalnie mnie przytłacza ogromny wybór rzeczy jakich moge zrobić i albo nie wiem za co sie zabrać co bedzie dla mnie dobre , co mnie rozwinie itp , albo nie mam na to czasu/ pieniedzy/ możliwości/ motywacji. To dziwne ale tak jest i mnie to czesto przytłacza jak np czasem mam czas wolny i wtedy mógłbym faktycznie coś zrobic ale co i po co i czy nie zmarnuje tego czasu? to cieżkie
Główne źródło problemów pokolenia Z - jest to pokolenie testowe, w żaden sposób niezaadaptowane do obecnej rzeczywistości, czyli nowej ery ludzkosci - ery technologii i Internetu, świata, którego postęp galopuje 10x szybciej niż normalnie. To dzisiejsi młodzi mierzą się z konsekwencjami zbyt szybkich zmian i zmiany te stają się iednocześnie ich częścią, być może nawet definiują nich samych. Pierwsze pokolenie urodzone w takiej rzeczywistości skazane jest na niepewność i przymusowe ucieranie szlaków. Ludzie dojrzali żyjacy w tych ,,zmiennych" czasach dorastali w innej, stabilnoejszej rzeczywistości i zwykle nie muszą już martwić się znajdowaniem w niej miejsca, w odróżnieniu do młodych, stąd róznica w jej odbiorze. Byc może jest to podobne zjawisko do trudnej drogi rozwoju dla pokolenia młodzieży dorastającej w czasach innych nagłych zmian rzeczywistości, np. po wybuchu wojny?
Tak tylko przypomnę, że około 100 lat temu mogłeś się urodzić w Imperium Rosyjskim, mieszkać w Polsce, pod okupacją ZSRR, pod okupacją Niemiecką, pod okupacją ZSRR i umrzeć w PRL nie ruszając się z domu.
@@hggs7559 Porównujesz wiek XIX do współczesnych zmian? Wtedy to zjawisko rowniez miało miejsce. Ludzie musieli zaadaptowac się do wielogodzinnej pracy w miastach, czyli całkowita zmiana doby, warunków życia itp. Nie wiem czy bylo bardziej czy mniej intensywne niż dzis, ale na pewno bardziej niż zmiany za czasow pokolenia Baby boom czy millenialsow. Tylko nie wiem co to wnosi do dyskusji, mówiąc szczerze. Że dzisiaj nic się nie zmieniło? Czy dwadziescia lat temu było mozna dosięgnąć kazdej powszechnej informacji tego swiata przy pomocy kieszonkowego gadżetu? Czy obieg informacji był praktycznie natychmiastowy? Czy tempo konsumpcji treści było jakie teraz? Czy ludzie z dwoch koncow swiata kiedykolwiek mogli komunikowac się tak łatwo jak teraz? Rewolucja przemyslowa XIXw odbywala sie na przebiegu +- 100 lat (nie pamietam dokladnie), a my tą rewolucję przeszlismy w +- 10 lat. To, jak bardzo dzisiejszy swiat nie nadąża za samym sobą widać np. po róznorakich patologiach Internetu, systemie edukacji albo po prostu w ludzkich relacjach. Tu nie chodzi o to, jak dużo jest zmian, a jak bardzo koncentrują się one w czasie i w konsekwencji burzą sprawdzone, stabilne i dotąd bezpieczne schematy, ktorych nie da się już przełozyc na tak dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość. Nie widzę zadnej iluzji, widzę oszołomione społeczeństwo
@@blazej799 Dziękuję za przypomnienie, ale czy to Ruskie czy to Pruskie, czy z batem czy pod butem, życie codzienne przykładowego chłopa Bogusława wyglądało mniej więcej tak samo każdego dnia przez całe 65 lat jego trwania.
@@fum4491 ale już życie kowala Antka mogło wyglądać tak, że zaczynał je nie wiedząc co to elektryczność, a kończył przed telewizorem, oglądając lądowanie na Księżycu.
Jak zawsze na temat. Nie należe do pokolenia Z jakby coś. Zawsze gdy masz plany są również bariery . Bariery które nie tylko są pod wzgledem wiedzy, ale także brakiem doświadczenia. Dopóki nie zaczniesz się wpasowywać do otoczenia. Choć tego nie chcesz państwo mówi a będe tym a potem tym okej ale otoczenie mi nie pozwoli na to albo pobrałem wiedze z otoczenia i wymagają ode mnie więcej niż uzyskałem. I co wtedy się dzieję? Człowiek stoi w miejscu nie może się odnaleźć stacza się z rzeczywistością i wyładowuję złość na władzy , która stworzyła takie mu warunki. Bo nie ukrywajmy każdy z nas ma w sobie coś z dziecka:) A wszystko co bawi to także uczy i tak patrzymy na życie. Druga sprawa to oddziaływanie społeczne. Social media i inne komunikatory które mogą rozłamać człowieka psychikę od poszewki. Tylko dlatego bo nie walczy sam ze sobą wszystkie wartości które pozyskał od pokolenia starszego zrzucają go ze schodów. Przez co nie może pogodzić się z rzeczywistością że oddziaływanie socjalne ma swoje zarówne plusy jak i minusy . Jeśli chodzi o relacje to social media są tragiczne. Bo wszystko uprzedmiotowują. A jak sam wspominasz jest inaczej. Kolejna rzecz stereotypy ludzi to też wpływa na otoczenie szczególnie na media które są tylko szpilką w formie ośmieszenia innych( głównie feministyczna natura) co odbiera im pewność siebie jeśli bierze wszystko na poważnie bo są też wyjątki. Jedyny plus z social mediów to tylko dostęp do świata. Ale nie zapewni ci to samo co rzeczywistość i tego się trzymaj. To tyle dziękuje.
Bardzo dobry materiał. Sam mam jestem z 2001 roku, w prawdzie w pracy idzie mi bardzo dobrze jak na razie, jednak czuję, że w moim związku jest coś nie tak. Nie czuję się tam dobrze. Ten film dał mi nieco do myślenia, aby spróbować spojrzeć na tę relację jeszcze z innej strony. Mówię tu o określeniu " nasz mały świat", czy nazwanie wprost odpowiedzialności za drugą osobę.
Nie należę do młodzieniaszków, ale mam za to dzieci w młodym wieku. I to co Ty Szymonie mówisz o tak zwanym wzroście dobrobytu to szkaradna demagogia! Od Początku transformacji praktycznie w Polsce młody przeciętny człowiek nie ma najmniejszych szans na stabilizację Wyjątek jedynie stanowią tu nieliczne grupy zawodowe z dziedziny informatyki, medycyny (i to nie zawsze - trzeba mieć trochę szczęścia) oraz ci którym rodzice zapewniły start życiowy i zawodowy. Reszta to wegetacja. "Kto niby jest bogatszy"? Chyba tylko ten który załapał się na jaki taki biznes, ale to pokolenie średnie i starsze. "rynek mieszkaniowy lepszy"? dla kogo? Dla tego kto rozpoczyna pracę za minimalną krajową bez wspomagania rodziców? Samodzielnego młodego człowieka rozpoczynającego pracę stać na kilkaset tysięczny kredyt? O czym ty mowa. Tym którym cokolwiek się polepszyło to ewentualnie 20% populacji! Mógł bym jeszcze opisywać szereg elementów życia zawodowego, społecznego które praktycznie są niestabilne i ulegają ciągłym niekorzystnym przemianom wpływają w negatywny sposób na losy młodych ludzi.
6:15 to raczej z poprzedniego pokolenia, jestem z 91 roku a już na etapie mojej nauki było wiadomo że studia same w sobie nic nie dają, a zawód robola typu spawacz, murarz, elektronik, hudraulik, glazurnik daje dużo lepsze perspektywy.
No i w punkt. Mniej social mediów i ludzie będą zdrowsi. Za moich młodych czasów połączenia przez modem, internet był po to żeby poznawać nowych ludzi. Teraz służy do pokazywania fikcji życia dla uzyskania aprobaty obcych ludzi. Co poszło nie tak?
1. Social media zamiast kontaktów z żywym człowiekiem 2. Zbyt indywidualistyczne podejście do życia 3. Odejście od wiary, nie otrzymując nic w zamian dla życia duchowego, poczucia sensu 4. Umniejszenie wartości rodziny, rodziców, posiadania dzieci Wychowywałem się na przełomie 90/2000, było różnie (wysoka przestepczosc, bezrobocie, praca jako przywilej) ale absolutnie nie zazdroszczę dzisiejszym młodym wchodzącym w "dorosłe" zycie
Ja bym największy problem widziała w przepaści pokoleniowej, podbijanej jeszcze rozwojem technologii. Rodzice pokolenia Zet mają jeszcze przestarzałe spojrzenie na świat, gdzie Internet to jedynie zagrożenia zboczeńcami na chatach. Obstawiam, że mało który rodzić tłumaczył im, że instagram to nie jest prawdziwe życie. Do tego rodzice nadal żyją w przeświadczeniu że jest jedną słuszną drogą życiowa, dostali jeszcze więcej narzędzi aby to na swoich dzieciach wymuszać. Oceny do wglądu w każdej chwili, możliwość sprawdzenia czy dziecko było w szkole, gdzie jest teraz, zawsze można zadzwonić i sprawdzić. Niby mogą wszystko Ale rodzice o wszystkim będą wiedzieć i wszystko mogą od razu krytykować. Nawet jak się wprowadzisz to będą wydzwaniać. I nie możesz powiedzieć że nie ma Cię w domu. Niby mają wolność Ale nie mają.
Czyli winnymi są rodzice? Rocznikowi należę do Mil., ale mam nieco znajomych posiadających dzieci. Większość jest dosłownie przerażona swymi pociechami, a przede wszystkim ich biernością i pragnieniem statusu, na który niczym sobie nie zasłużyli. Na to trzeba sobie zapracować, a nie dostawać z urzędu, a myślę, że to jest problem tych młodych pokoleń. Brak cierpliwości i to co się z nim wiąże w dłuższej perspektywie
@@wbfwbl8434 to wina olbrzymiej przepaści między pokoleniami, rodzice tak zostali wychowani, coś tam w między czasie przystosowali do obecnych czasów Ale jak widać nie kompensuje to tego wielkiego przeskoku. Czasu nie cofniemy, może następne pokolenie będzie już miało więcej wspólnego że swoimi rodzicami i będzie im już łatwiej.
Polecam artykuły Natalii Hatalskiej o gen Z zarówno w kontekście nauki jak nie podchodzić do młodych z wyższością i dziaderską perspektywą, jak i w celu innego (pozytywnego) na nich spojrzenia.
Jestem z gen Z i jedyne co mnie gryzie to to, że przez następne 40 lat będę musiała klepać robotę 5 dni w tygodniu 8 godzin dziennie tylko po to żeby w nagrode dostać trochę wolnego czasu na emeryturze zanim umrę. Tak tak, wiem, społeczeństwo musi jakoś funkcjonować więc o któtszych godzinach pracy można pomarzyć i wgl zamknij jape i przestań narzekać, WIEM. No ale sory, kiedy twoją jedyną opcją na zakup mieszkania (a musisz je kupić, bo co to sąsiedzi pomyślą) jest mieszkanie z rodzicami przez +/- 8 lat przy odkładaniu 90% pensji, to trudno być super optymistycznym i zmotywowanym. Do tego dochodzi czas studiów (jeśli chcesz konkretny zawód), gdzie też dużo nie zarobisz no chyba że zaoczne + praca na pełny w tygodniu, ale z drugiej strony czy warto tak zapierdalać po to durne mieszkanie i poświęcać czas, który mógłbyś spędzić z bliskimi albo na hobby? Życie jest w końcu jedno i niby niebo na ziemie nie spadnie jak kupisz mieszkanie w wieku 30-35 lat a nie 25, ale znowu, w końcu nie chcesz rozczarować rodziców, sąsiadów, i koleżanki twojej starej, a słyszałeś, że jej syn studiuje prawo? No a ty co tylko rachunkowośc, eee to bez perspektyw. Itp, itd... I to ocenianie, ocenianie, ocenianie. Wybacznie ten wywód, musiałam. Podsumowując, to mnie gryzie ale i tak będę zapierdalać przez następne 40 lat, może coś zainwestuje i się uda mniej ale zobaczymy. Powodzenia dla wszystkich gen Z!
To jest bardzo ważna uwaga. Nie jestem pokoleniem Z (jestem rocznik 1991), ale wiem, że gdybym obecnie nie miała męża i dzieci i kreatywnego hobby, to bym nie wytrzymała chodzenia do bezsensu pracy 8-16 i wizja o której piszesz załamała by mnie. Bardzo liczę na to, że zanim moje dzieci dorosną to bardziej popularne stanie się praca na 3/4 etatu. Wiem że wiele firm w wielu krajach testuje te rozwiązania.
Praca po 37,5h tygodniowo bo masz przerwy jest pewnym luksusem rodem z zachodniej Europy. Popracuj po 12h 7 dni w tygodniu to zarobisz więcej. Wysokie ceny produktów czy mieszkań to wynik 500 plus waszego pokolenia i ciągle rosnącej pensji minimalnej. Nie musisz się porównywać do innych a studia są również opłacane przez podatników. Pozdrawiam
@@karolwilczewski9284 Ale gościu pleciesz androny. 12h 7 dni w tygodniu? Super, zajebista wizja będę tyrał jak wół żeby dostać trochę PLNów więcej, co i tak nie zmieni mojej sytuacji, atylko przyspiesze zakup mieszkania o pare lat, chociaż chuj wie, bo zazwyczaj starzy ludzie którzy mają już niedaleko na drugą stronę, twierdzą że ich to nie obhcodzi wszystko, bo itak zaraz umrą i głośują na to pierdolone PIS i PO zamiast zmienić coś w tym zajebanym kraju w którym trzeba WEGETOWAĆ za najniższą krajową. Dostanie pracy z porządnymi pieniędzmi graniczy z cudem jesli nie masz studiów i MINIMUM kilku lat doświadczenia zawodowego czyli w wieku 30 może lat zaczniesz dobrze zarabiać. A studia są opłacane przez podatkników, to chyba największa głupota jaką przeczytałem. Ktoś z mojego grona zapierdalał po właśnie 12h w sklepie jako student od ponidziałku do piątku za 6/h żeby opłacić sobie te studia i mieć co zjeśc, a w weekendy studia. więc prosze nie peirdolić kocopołów, bo sie nóż w kieszeni otwiera, tak samo jak z tym że 500+ i mieszkanie+ to wina naszego pokolenia. Nie to wina ludzi, którzy by chcieli dostawać wszystko za darmo i są to osoby w wieku zazwyczaj własnie 30+, bo młodzi polacy spierdalają za granicę zarobić i dopiero się w tym kraju wybudować ewentualnie zostają już na stałe za granicą.No i zazwyczaj myślimy racjonalnie,bo myśle ze duża część osób z naszego pokolenia chciałaby dzie3ci, ale wie że w Polsce by nie przeżyli za te śmieszne pieniądze, a nikt z nas nie chce się zatyrać na śmierć i wegetować tylko dać tym dzieciom możliwości rozwoju, a nie widły do ręki i zapierdalanie w polu od świtu do nocy.
Problem leży też w tym że masz za dużo informacji o innych ludziach. Biorąc telefon do ręki od razu dostajesz od youtubea, facebooka, instagrama, snapchata masę informacji o tym że jakiś Maciek z Krakowa, Jessica z Londynu, Swietłana z Białorusi mają wspanialsze życie od ciebie, jeżdżą 10 razu w roku na wakacje, jeżdżą luksusowymi samochodami (a na oko są w twoim wieku albo jeszcze młodsi) Tylko że to jest znikomy procent społeczeństwa. Ale gdybyś nie miał informacji o tych ludziach to jak to powiedziałeś "5 dni w tygodniu 8 godzin dziennie tylko po to żeby w nagrode dostać trochę wolnego czasu na emeryturze zanim umrę" uważałbyś za normalne, twoje otoczenie również
Rozmawiałem kiedyś z pewnym człowiekiem, który powiedział mi, że właśnie ta wolność i brak ograniczeń, swoboda podjęcia każdej decyzji powoduje w młodym pokoleniu... interpłciowosc/niebinarnosc/itd. Uważał on, że to jest współczesny punk - że kiedy możesz wszystko, szukasz tego na co nie masz wpływu i buntujesz się przeciwko temu. Dlatego jest taki "bunt" wobec własnej płci. Tylko powtarzam...
Jaki masz ogólnie pogląd na "podział pokoleniowy" w kontekście Polski? Daty, które podałeś (1995-2012) to są chyba daty utworzone na podstawie amerykańskiego społeczeństwa? W Polsce mimo wszystko działy się trochę inne rzeczy i ustrojowo i jeśli chodzi o rozwój samego kraju, więc zawsze mnie zastanawiało, na ile ten podział jest zasadny. Ogólnie super odcinek. Moim zdaniem największą bolączką jest to, jak wielki jest teraz kult osób "ponadprzeciętnych". Teraz bycie "w normie" nie jest czymś dobrym, a czymś, co w ludziach powoduje poczucie gorszości. IQ na poziomie przeciętnym? Teraz to niemal to samo, co poniżej przeciętnej, bo wszyscy (łącznie z rodzicami obecnych, małych dzieci zapisujących je na pierdylion kursów) mają wyśrubowane oczekiwania, zamiast po prostu się od siebie odczepić i zacząć żyć. Ciężkie tematy, dobrze, że o nich mówisz.
Ludzka psychika nigdy nie była w warunkach gdzie możesz zobaczyć życie tylu osób jednocześnie poprzez social media - samo aspirowanie do bycia lepszym, spoglądanie na tych "liderów" jest czymś naturalnym, jednak kiedyś w najlepszym wypadku grono osób, z których mogłeś wybierać tego "lidera" to była wioska lub szersze grono znajomych, a nie kilkaset obserwowanych na IG i to z topu całego kraju a nawet świata.
Tak w uproszczeniu generacja Z to ludzie wychowani w społeczeństwie cyfrowym. Rozwój Neostrady to lata 2003-2004, w tym samym czasie upowszechniły się też w Polsce telefony komórkowe. Tak więc ten przedział wydaje się całkiem ok, bo osoba urodzona w 1995 roku jedynie wczesne dzieciństwo spędziła w świecie ,,analogowym''.
Myślę, że jeśli chodzi o możliwości - rzeczywiście obiektywnie jest ich więcej, ale paradoksalnie nie musi to działać na korzyść. Na co dzień obserwujemy, że można zostać kim się chce, przebranżowić itd, ale rodzice lub rodzina, którzy nadal uważają że powinno się zostać akurat lekarzem, prawnikiem czy też spełniać inne ich ambicje powodują, że to jest kolejny dysonans (myślę, że nie jest to wcale aż tak marginalne zjawisko). Kiedyś były do wyboru 3 zakłady pracy na wiosce, ale też nie czytało się codziennie w gazecie, że ktoś zupełnie taki jak ty zamiast wybrać tej fabryki został jednak milionerem :) Nie było dużo opcji, ale też być może nie było powszechnego nęcenia tym, że kuzyn/przyjaciel ze szkoły/ktokolwiek jednak zrobił coś spektakularnego - do tych fabryk szli wszyscy i nie było nad tym refleksji po prostu, bo społeczeństwo tego nie "wymagało". Gadasz na co dzień z kolegami, którzy rozkręcają biznes, konto na IG i robią praktyki w Mediolanie, a sam przychodzisz po pracy i nie masz siły/ochoty nawet zrobić sobie do jedzenia czegoś pożywnego? Nietrudno w takiej sytuacji czuć się kimś gorszym, a wśród młodych osób niemal każdy takich znajomych wokół siebie ma.
Ja jednak mam wrażenie, że to jest kwestia zmiany jednej patologii w inną : jestem , nazwijmy to, pokolenie lat 90 (urodziłam się w 88). Dzisiaj patologią jest nihilizm i brak sensu (brak przywiązania do czegokolwiek, brak zasad moralnych, religii) plus seks i używki , ale uważam, że moje pokolenie, które wydało tą dzisiejszą patologię na świat JEST GORSZE. Znam dużo dobrych ludzi, ale głównie dlatego, że od wielu innych się izolowałam. Pamiętam modę na satanizm, szybkie tracenie dziewictwa, modę na bulling w szkole i wszechobecny alkohol. Ktoś by powiedział : "to samo" .. Otóż nie! Dzisiaj po prostu odczuwa się brak sensu, a wtedy była moda na bycie "złym". Oczywiście, w każdym pokoleniu są różni ludzie, ale mówię teraz o niebezpiecznych trendach. Ba! Uważam, że pokolenie moich rodziców było jeszcze gorsze bo nie dość, że już zaczęła się moda "na zło" (tylko w nieco innej postaci) to jeszcze było to pokolenie "po tym powojennym" - gdzie nowe patologię spotykały się z tymi wojennymi : mama opowiadała mi o znajomych - i tym samym o wierze w komunę, przyzwoleniu na picie czegokolwiek, o kolesiostwie które uniemożliwiało innym właściwie wszystko, o społecznym przyzwoleniu na molestowanie i mordowanie (osoby z SB czy partii były dosłownie nietykalne) itp. Z drugiej strony ćpające dzieci kwiaty sypiające z kim popadnie - dla mnie wybór między dźumą a cholerą. Było to pokolenie które nic sobą za bardzo nie oferowało. Ktoś powie "Solidarność", Jan Paweł II - ale , jak to mówił mój dziadek "każdego z partii powinno się oznaczać tatuażem na łbie- żadna dziwka nie mogłaby wtedy ogłaszać się nieskalaną". Niestety, ale ja widzę ten umysł "homo sovietikusa" w wielu ludziach... Często nie muszę pytać "czy ktoś był w partii" bo to się widzi. To pokolenie naprawdę wielu, wielu złych, roszczeniowych ludzi... Do rzeczy, bo walnęłam wykład... Nie jest gorzej, nie jest lepiej: patologia tylko się zmienia w inną. Trzeba zachować trzeźwy rozum i izolować się od niej jakiej formy by nie przybrała.
Nihilizm to patologia - świetne spostrzeżenie. Nigdy nie patrzyłam na to z tej strony, bardziej traktowałam to jako świadomy wybór, coś jak idee życiową. Niestety mam wrażenie, że młodzi ludzie, którzy są słabi psychicznie chwytają się najprostszych i najbardziej łechtajacyh ich ego ideii i światopoglądów, żeby tylko mogli zostać w swoim wygodnym i bezpiecznym kokonie jakim jest np. nihilizm (oczywiście dodajmy do tego różnego rodzaje depresje, fobie i zaburzenia, używki i uzależnienia).
"Studia są kluczem do dobrej pracy" - prawda jest taka, że mimo wszystko jest to prawda. Powodem tego, że studia dla wielu osób okazały się stratą czasu jest raczej to, że przez te studia przeszli byle przejść, a nie po to, żeby czerpać z nich jak najwięcej się da. Jeśli ktoś korzystał z otrzymywanych na studiach możliwości, z ogromu wiedzy, praktyk, szkoleń, zajęć dodatkowych to jak najbardziej mógł bez problemu spodziewać się łatwiejszej drogi do pracy w zawodzie niż ktoś, kto ściągał na egzaminach, nie ma w głowie za dużo informacji z tych kilku lat "nauki", wagarował i po prostu się prześlizgnął z roku na rok aż do końca i jeszcze ktoś napisał za niego pracę. Te osoby po prostu głośno narzekają na to jak stracili lata życia na bezsensowne studia, podczas gdy osoby, które faktycznie skorzystały z tej możliwości są zajęte swoją zapewne satysfakcjonującą pracą.
To dlaczego najlepiej oceniana uczelnia informatyczna w tym kraju (PJATK) prowadzi zajęcia raczej praktyczne ignorując teorię ile tylko może? W zasadzie jest to takie trudniejsze technikum. Bo studia nic nie dają, daje je praktyka, podstawowa wiedza i umiejętność szukania wiedzy szczegółowej. Edukację umieszczam na ostatnim miejscu w CV, nawet za umiejętnościami.
@@WujekJaR95 Nie miałem na myśli tego, że studia są świetne, a system edukacji jest wspaniały - studia to droga przez mękę, a system edukacji to w ogromnej części kpina, podejrzewam że w tym się akurat obydwaj zgadzamy. Ja zwracam tylko uwagę na to, że dużo osób PRZESZŁO przez studia i dlatego jest im ciężko zdobyć powiązaną z tym pracę. Osoby, które wyciskają z okresu studiów jak najwięcej, zdobywają praktyczną wiedzę poprzez praktyki, dodatkowe zajęcia, które są dopełnieniem podstawowego programu, edukują się poza zajęciami, starają się, zależy im na swojej przyszłości. Jeśli ktoś chodzi na studia nawet na "słabszej" uczelni, to wkładając w to dużo wysiłku i zaangażowania zapewne wcale nie będzie po wszystkim miał wrażenia, że wyszedł z uczelni bez żadnego progresu. Oczywiście różnica między PJATK a Uczelnią Informatyczną w Koziel Wólce będzie widoczna i odczuwalna ale nadal nie zmienia to faktu, że student zaangażowany drastycznie zwiększa swoje szanse na powodzenie. Oczywiście inną kwestią są kierunki "nietypowe/niepotrzebne/nielogiczne", na które zwrócono uwagę w materiale, chociaż wydaje mi się że również po takich kierunkach jakiś % osób znajduje sobie odpowiednie zajęcia i nie mają powodu do narzekań o ile oczywiście podeszli do tego na poważnie. A jeszcze inną kwestią jest to, że niestety nie wszyscy możemy być królami, prezesami, kierownikami. Świat funkcjonuje w określony sposób i wiele zawodów czy pozycji jest ograniczonych co do ilości więc jeśli rynek może przyjąć 100 osób, a chętnych jest 10 000 no to nie możemy oczekiwać cudów. Wszystko w naszym życiu wiąże się z jakimś ryzykiem, a życie nie jest uczciwe i wszyscy dobrze o tym wiemy. Co zaś do umieszczania edukacji na ostatnim miejscu w CV to ciekawe podejście, nie słyszałem wcześniej o takiej praktyce ale faktycznie widzę w tym jakiś sens zwłaszcza jeśli posiada się imponujące umiejętności lub doświadczenie. To jest wyróżnianie się w tłumie :)
@hggs po wyjaśnieniu przez OPa szerzej dałem mu lajczka i rozumiem i zgadzam się z jego stanowiskiem ;) UW jest może najlepsze pod kątem naukowym, ale z jakiegoś powodu to ukończeniem PJATK się zachwycaja na rozmowach o pracę i możesz tym nawet ominąć etapy weryfikacji umiejętności ;) A UW czy PW dalej niech sobie uczy C i języka maszynowego i masy nikomu niepotrzebnej teorii, ale jeśli ktoś chce się rozwijać zawodowo, a nie naukowo, będzie to zły wybór ;)
3:57 Ja wcale się nie zgodzę z tym co zostało powiedziane w tym filmie o tym jak nasze życie się polepszyło. Może nie mam jakoś dużo lat na karku ale pamiętam jeszcze te czasy kiedy istniała neostrada i kiedy internet w polsce jeszcze był nie małym luksusem więc chyba mogę się wypowiedzieć. A więc: ta wypowiedź jest powiedziana przez kogoś kto mieszkał w mieście dużym i rozwojowym stanowiącym centrum kulturowe i gospodarcze województwa albo innego regionu. Problem w tym że miast liczących do 100 tysięcy mieszkańców jest znacznie więcej i znacznie większy procent ludzi się w nich skupia. Może w takiej warszawie czy wrocławiu wynagrodzenia podrosły o 600 procent ale w innych miejscowościach, przynajmniej na dolnym i górnym śląsku wgl nie ! Kiedy ja byłem dzieckiem moja mama zarabiała około 900 złotych (wtedy najniższa krajowa) zaś ojciec około 1800 jako stolarz i STARCZAŁO NAM TO NA WSZYSTKO ! Dzisiaj w tym samych miastach na śląsku górnym czy dolnym zarabiasz po 3/4 tysiące bo chociaż wynagrodzenia teoretycznie podrosły to upadły miejsca pracy które dały by ci więcej niż tą zasraną najniższą krajową. W moim mieście w zasadzie rynek pracy nie istnieje, zdominowały go wielkie korporacje takie jak amazon, cersanit, faurencja które zatrudniają cię na dwa miesiące i płacą ci maks 3500 a średnia cena utrzymania mieszkania w moim mieście zaczyna się od 1600 złotych wzwyż ! Teoretycznie można iść do większego miasta gdzie pracy jest więcej ale po pierwsze każdy tam teraz ściąga i miejsca jest coraz mniej a po drugie ceny są również wyższe co powoduje że życie wcale nie jest łatwe. Ceny dawniej były niskie, przypominam że dziś duża paczka głupich czipsów w biedronce kosztuje 7 jebanych złotych, kiedyś to 2.50. Co do mieszkań to tutaj też widać nieznajomość tematów. Owszem, może w oficjalnych papierach sprawy mieszkaniowe się polepszyły ale w praktyce to gówno prawda. Po prostu kiedyś państwo polskie było mniej interwencyjne i na więcej pozwalało. Kiedyś jeśli nie miałeś mieszkania to zajmowałeś pustostan jako dziki lokator i kiedy płaciłeś rachunki i nie leciałeś w ciula to dało się dogadać z zarządem osiedla żeby cię nie wypierdalali. Tymczasem ostatnio moja sąsiadka z dwójką dzieci i świeżo po rozwodzie dostała eksmisję do kwietnia po mimo iż chciała płacić rachunki. Po prostu państwowa firma odsyłała jej pieniądze bo uznali że jej nie chcą i tyle. Kiedyś była też możliwość dowolnego dzielenia i łączenia mieszkań a także większa wolność remontów. Dzisiaj za zamontowanie drzwi nie w tą stronę co trzeba dostajesz zajebiście wysoką karę jak na przykład moja prababcia u której pani z państwowej firmy zarządzającej mieszkaniami dojebała się o to że drzwi otwierają się za bardzo na korytarz. Kiedyś była też większa swoboda w zarabianiu. Pracy może nie było więcej ale kwitł rynek poza państwowy i to miało swoje plusy i minusy. Plusy były takie że to co wyhodowałeś na ogródku czy co pozyskałeś gdzieś na lewo z pracy za zgodą szefa mogłeś po prostu sprzedać i sobie dorobić. Mój ojciec dostał pozwolenie od kierownika na wywóz odpadów po meblach i dorabiał na tym jakieś 400-500 złotych średnio. Dzisiaj za sprzedaż truskawek przy drodze możesz trafić na dołek bo niby prawo się nie zmieniło ale podejście i wykorzystanie tego prawa już tak. Nie wspomnę już o tym że wszyscy zostali poddani przymusowej równości i osoba zaradna i inteligentna musi nie raz ustępować pola na rynku pracy czy w edukacji debilowi bo łatwiej dzisiaj dostać papierek z uczelni czy specjalistycznej szkoły niż kiedyś. Podsumowując... jest gorzej niż kiedyś. O wiele gorzej i wystarczy wyjść na chwile zza zabudowań dużej metropolii by to zobaczyć jak bardzo kolejne władze skurwiły ten kraj. I wiem że teraz jest niby więcej produktów, więcej możliwości ale to nie dzięki polskiej gospodarce tylko mimo niej ! W polsce kiedyś nie kupiłeś komórki nie dlatego że przeciętnego polaka nie było by na to stać. Nie mogłeś jej kupić bo producent nie jest debilem i nie będzie inwestował w transport, fabryki, akcyzy i podatki w kraju który przechodzi tak wiele zmian jakie my przechodziliśmy 10-20 i 30 lat temu. Przecież dzisiaj niektóre kraje wschodu, przynajmniej przed wojną na ukrainie rozwijały się lepiej gospodarczo niż my a mimo to jak pójdzie się tam do sklepu czy zobaczy infrastrukturę to można pomyśleć że cofnęliśmy się do XIX wieku. Z drugiej strony polska przez ostatnie lata lepiej rozwijała się gospodarczo niż zachód który miał problemy z imigrantami, strajkami we francji, brexitem i innymi pierdołami a mimo to państwa te nadal wyglądają lepiej niż polska. Dlaczego? Bo poziomu życia nie da się całkowicie przeliczyć na statystyki. Nawet ten mit o spadającym bezrobociu... no kurwa nie dziwie się że spadło jak masa pracująca czyli jakieś 4 miliony polaków jest za granicą. I to polaków młodych... o... przy okazji rozwiązała nam się tajemnica niskiego poziomu urodzeń w polsce. Polacy owszem rodzą się tylko nie w polsce bo tu nie ma dla nich miejsca jeśli chcą cokolwiek osiągnąć. Dla porównania podam statystykę wziętą z google że jest u nas 9 276 182 emerytów i to i tak są statystyki do 2019 roku Tak więc podsumowując... dawniej było po prostu mniej zmartwień i mniej utrudnień. Człowiek zawsze sobie jakoś radził, dzisiaj to państwo chce opiekować się obywatelem i wychodzi to jak wychodzi. Jedyne co się chyba zmieniło na pozytyw to służba zdrowia ale też nie dlatego że łatwiej się do niej dostać tylko dlatego że pojawiły się nowe technologie i narzędzia leczenia.
Przemyślenie z mojego punktu widzenia (ukończone „studia przyszłości”, wymagające i potencjalnie perspektywiczne, praca powszechnie kojarzona z prestiżem społecznym, początki generacji Z), będzie punktowo, jednak bez żadnego rankingowania. Skąd się bierze frustracja w zetkach (a przynajmniej w młodych dorosłych tej generacji). - wmawiano nam, że studia to dobra praca, umniejszając szkołom technicznym czy zawodowym. Następnie sporo osób skończyło kierunki gier i zabaw i rozczarowanie rynkiem pracy. Nierealne oczekiwania, złość, że Ci głupsi (w domyśle, Ci bez ukończonych studiow) zarabiają lepiej (bo mają 5 lat doświadczenia w wykonywaniu konkretnego zawodu, np. hydraulik, elektryk, mechanik, stolarz, budowlaniec czy osoba od wykończeń, a nie 5 lat studiów podczas których nie nabyli żadnej umiejętności i na myśl o pracy fizycznej dostają migreny). -mityczni programiści 15k i obietnica, że każdy może nim zostać po ukończeniu krótkiego kursu, podczas którego wiedza to spłynie sama na uczestnika. Po takim kursie wyłącznie nie ma się wciąż umiejętności potrzebnych na juniora w większości przypadków. - od zawsze porównywano nas do innych dzieci, teraz sami porównujemy się do obrazu w social mediach. Nie żyjesz jak ten promil populacji, któremu się w jakiś sposób udało, mają bogatych rodziców albo wyłącznie w internecie udają ludzi sukcesu? Więc to z Tobą jest coś nie tak, a Tobie tez się należy wszystko, od razu, bez ciężkiej pracy. - brak cierpliwości, oczekujemy efektów od razu po działaniu, że nagroda wystąpi od razu po akcji. Brak profitu natychmiast = brak zaangażowania, planowania długoterminowego. Chociażby ta popularność w debacie politycznej rozdawnictwa mieszkań/pieniędzy na mieszkanie, bo przecież od razu po studiach, bez żadnego odkładania powinieneś mieć swoje mieszkanie w centrum miasta, bo inaczej jesteś przegrywam życiowym. No sorry, ale najpierw trzeba zarobić na to, a orędownikom hasła „mieszkanie prawem nie towarem” polecam rozejrzeć się za opuszczonymi miejscowościami, może i w Polsce już niedługo będą sprzedawać domy do remontu za 1 euro (a czasem i co nieco się na ten remont dostanie). - zbyt duża dewaluacja szkół przygotowujących do zawodu, zyskiem dla kierunków studiów, dla których absolwentów jest znacząco ograniczona liczba miejsc pracy - od dawna uważam, że rzucając w tłum kamieniem łatwiej trafić magistra niż chodnik - poszukujcie i zdobywajcie kompetencji, których ktoś potrzebuje. Studia dla wielu to przedłużenie dzieciństwa, kiedy rodzice za wszystko płacą, a wieczór kojarzy się im z impreza a nie nauką/pracą/realizacją pasji. - oczekiwanie, że będziemy kimś wyjątkowymi. Większość z nas jest przeciętna w znaczącej większości aktywności, a wybija się mniej niż promil. Chcemy jednak, aby nasz głos się liczył, oczekujemy aprobaty i uznania. Chyba właśnie stąd wywodzi się masa aktywistów powiewającej flagi (popieram to co jest modne, bez własnej refleksji, gdyż nie jestem w stanie pojąć złożoności problemu, wiec idę z tłumem). -studia przesuwają również okres kiedy zaczyna się myślenie o dzieciach - z moich obserwacji o około 6 lat - rówieśnicy co weszli na rynek pracy po szkole średniej wcześniej się ustatkowywali (albo chociaż jedno z pary zaczynało pracę wtedy), niż osoby które zaczęły zarabiać w wieku 24 lat. Myślenie o doktoracie u obu osób z pary przesuwa takie myśli do 30, ale system edukacji wyższej to inny temat. Dorzućmy pare lat na stabilizację finansowa i mamy wiek, w którym zaczynaja się problemy z płodnością. Na tym koniec, bo palce mnie bolą od ekranu ;)
Ja jestem 96, według niektórych źródeł należę do "Z" a niektórych nie. Moim zdaniem social media wpłynęły w zbyt dużym stopniu na to pokolenie, wierzą w to co widzą, porównują swoje życie do "ideałów instagramowych" i stąd wielkie niezadowolenie z życia oraz niechęć do tej przysłowiowej "normalnej pracy".
Na litość jak będąc 96'' możesz takie głupoty pisać. Czy ja nie wiem tylko w moim otoczeniu z rówieśników ktoś został lekarzem, ktoś inny strażakiem, ktoś a nawet kilka osób poszło do policji lub straży granicznej inni mają swoje firmy w tym za granicą nawet
to nie kultura i społeczeństwo, tylko ludzie słabi i skrzywdzeni (rodzice) wychowują ludzi słabych i tak samo je mentalnie krzywdzą (dzieci). Dziecko jest zawsze odbiciem rodzica.
Będąc 95 nie czuję się w ogóle elementem pokolenia Z - te definicje bazują na badaniach w USA i moim zdaniem do Polski one nie mają zastosowania. Każde pokolenie w Polsce definiuje ustrój i stan rozwoju technologii, z jakim się wychowali, więc u nas te granice powinny być inne. Pokolenie X to pokolenie ludzi urodzonych w latach 60-70 (dzieciństwo i wczesna młodość przy upadku komuny, emigracja do USA), żyli w totalitarnym systemie, a technologia oparta była na mechanice i elektryce. Pokolenie Y to urodzeni w latach 90-00 (czasy transformacji, wielu szans i kapitalizmu, ale też wyjazdu do UK, Holandii czy Niemiec), technologia mająca już wiele elektroniki, ale wciąż nieprzyjaznej dla użytkowników i z dopiero raczkującym internetem. Pokolenie Z urodzone w latach >2009 to już kompletnie inna bajka - urodzeni w czasach dobrobytu i wprowadzania kolejnych regulacji, z rozwojem emocjonalnego przekazu w mediach, ze spłyconym przekazem czegokolwiek (krótkie filmiki, memy), z masowym użytkowaniem internetu i zaawansowaną elektroniką w każdej kieszeni. Każde rozumie zupełnie inne rzeczy i tak jak ja nie rozumiem mechaniki jak mój ojciec czy wujek, dla mnie elektronika jest czymś znacznie bardziej przystępnym niż dla nich czy dla młodych, a młode pokolenie jest jeszcze na tyle młode, że nie wiemy w sumie, co będą ogarniać na poziomie nam, starym, nieosiągalnym. EDIT: Dodałbym, że perspektywy dla pokolenia X były świetne - każda istotna firma powstała w latach 90, było ogromne zapotrzebowanie na firmy różnego rodzaju, na menagerów i dyrektorów, wchodząc na rynek pracy w 2013r. rynek był już z każdej strony nasycony firmami pozakładanymi przez pokolenie X, za to był ogromny niedobór specjalistów (z pokolenia X są w Holandii, UK czy Norwegii), a więc to była największa szansa (inżynierowie, budowlańcy, programiści), natomiast teraz pokolenie Z nie ma tej perspektywy, bo i ten rynek jest mocno nasycony. Ciężko mi powiedzieć, w którą to stronę pójdzie.
Zgadzam się jak najbardziej Mam 21 lat, wymyśliłem sobie inny kierunek w życiu niż przeciętny rówieśnik z dnia na dzień przeprowadziłem się do innego kraju, znalazłem interesująca mnieg pracę i przestawiłem wszytko o 180°, moi rodzice na pewno nie mieli takich możliwości. Aczkolwiek presji robienia nic niznaczacego papierka jak najbardziej doświadczyłem
hmmmm, ciekawe To by wyjaśniało dlaczego mimo teoretycznej przynależności do pokolenia Z wszyscy uważają mnie za Millenialsa (albo i dalej - Staroświecki człowiek). Np. nie rozumiem wstawiania na fb zdjęć z tego co się ostatnio robi. Powinno się pokazać efekt końcowy, który jest wart tego, by go zobaczyć, a nie jakieś pierdoły z życia codziennego. Instagrama w teorii mam, ale nie mam doń dostępu, korzystam głównie z pinteresta, bo tam znajduję co chcę (albo i nie) Tak samo to podejście, że młody bez smartfona, markowych ubrań itp. jest nikim Dla mnie całkowita abstrakcja Bez smartfona żyje się bez problemu, czasem co prawda by się przydał, ale porównując obecne życie bez niego do dwóch lat z nim to widzę więcej minusów aniżeli plusów jeśli chodzi o korzystanie z niego Z komputera raczej nie zrezygnuję, bo służy do pracy i do kształtowania kreatywnego hobby, jak choćby recenzowanie książek lub ich pisanie No i te pierdoły o braku perspektyw. To akurat jest spowodowane kilkoma brakami: brak autorytetu moralnego, brak autorytetu rodziców, destruktywność wychowania bezstresowego i przejście do systemu wartości opartego na egoizmie jednostki Z mojej strony kieruję do Ciebie Szymonie prośbę, byś przyjrzał się problemowi pedagogiki opartej na "modelu" wychowania bezstresowego i należycie go omówił na którymś ze swoich kanałów. Wyrządziła obecnemu pokoleniu, i wyrządza następnemu znacznie większe szkody, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić :/
Bardzo polecam oddolne inicjatywy, moją pracą jest praca w kiosku gdzie nie segreguje się śmieci a inne osoby też tego nie robią. Pewnego dnia stwierdziłem że sam zacznę to robić i od tamtego momentu kiedy przychodzę na moją zmianę w wolnej chwili przegrzebuję śmietnik z plastiku, i zbieram cały plastik oraz generalnie staram się by nikt go nie wyrzucał byle gdzie a kiedy idę do domu wrzucam pełen woreczek na warzywa z biedronki który kolejno służył do zapakowania ich, jako pojemnik na śniadanie a na koniec worek na śmieci od kubła za blokiem i mam z tego satysfakcję.
Petersonowskie brzmienie zawsze na propsie. To branie odpowiedzialności i sprzątanie własnego pokoju mmmm... delicious. Dodam. My czterdziesto parolatkowie powinniśmy zauważyć, że przez to iż wychowaliśmy się w czasach niedoboru i stworzyliśmy czasy nadmiaru to nasze dzieci pozbawione są takiego rodzaju stymulacji. Ich podłoga to byłby nasz sufit, jeśli ocenimy możliwości. W dodatku jak sobie pomyślą jakiego postępu dokonało pokolenie ich rodziców to , by im dorównać albo ich przebić ich cel jest bardzo wysoko. Istnieje ryzyko iż za ich niepowodzenia wina bardziej spadnie na nich niż na warunki zewnętrzne, które są historycznie najlepsze. Więc jeśli mamy na tyle małe dzieci by kształtować w nich odpowiedzialność to róbmy to.
okreslenie "roszczeniowy" jest takie ze kazdego mozna nim okreslic. Pracodawce np, mowiac ze oczekuje ze pracownicy beda mu dziekowac za prace. Pokolenie Z jest swiadome tego czego chce od zycia. I nie jest tym niewolnictwo etatowe.
Czy uniwersytet SWPS normalizuje prostytucję? th-cam.com/video/ZHrSK6PVCAE/w-d-xo.html
Nie tyle normalizuje, co promuje ;)
Widziałeś ich nową odpowiedź? Planują większą debatę na temat prostytucji
Weź narzuć analize na temat feminizm we współczesnym życiu.
Nie.
@@Alchomik7 A nad czym tu debatować? xD
8:30 To jest problem z którym osobiście się zderzyłem, od gimnazjum wmawiano nam że jesteśmy wyjątkowi, że to najlepsze gimnazjum, elitarne liceum, najlepsza uczelnia techniczna w Polsce. Dosłownie tak mówili dyrektorzy szkół, wykładowcy, że jesteśmy wybrańcami losu. Myśle że podświadomie miałem zakodowane że jestem niesamowity, że robię wszystko dobrze, tymczasem takich samych szkół są przecież setki. Potem dopiero przyszło otrzeźwienie, bardzo bolesne.
Taka ciekawostka. Kiedyś przeciętniak to był przeciętniak, ot zwykły szarak, nic do dumy ale i nic do wstydu. A teraz przeciętniak to po prosty przegryw. 🤔
No tylko że właściwie każdy jest przeciętny. Geniuszy i wizjonerów cały czas jest baaardzo mało.
@@marzenamikoajczyk8316 ale można być sporo powyżej przeciętności, ale nadal być tak naprawdę nikim ważnym. Przecież nie jest tak, że można być tylko przeciętniakiem, przegrywam albo człowiekiem sukcesu. To jest bardziej złożone, niż tylko 3 słowa opisujące niektóre sytuacje. Po prostu można być przeciętnym w 0-100%
@@Pawcio2115 oczywiście. Ale to cały czas spektrum znienawidzonej przeciętności. 😜
@@marzenamikoajczyk8316 Jest różnica, czy zarabia się 4k, czy np. 8k. Większość będzie przeciętna, bo taka właśnie jest definicja. A to, że jest się ponadprzeciętnym nie oznacza od razu, że ma się kilka nieruchomości i samochodów
@@Pawcio2115 ale mówisz o byciu nieprzeciętnym czy bogatym? 🙃 bo chyba słowo przeciętny dotyczy sytuacji finansowej. Owszem można powiedzieć że ktoś kto lepiej zarabia jest w czym s lepszy niż inni ale w ramach przeciętności są biedni i bogaci, grubi chudzi mądrzy głupi. Może mam inna definicję przeciętności i nieprzeciętności. Ale bycie nieprzeciętnym zdecydowanie nie jest skorelowane z zasobnoscia portfela. To jest coś co możesz zaoferować innym w swoim bliższym i dalszym otoczeniu. Czasami może być to związane z hajsem ale nie musi. To też nie dziwaczne upodobania czy hobby. To ciekawa oferta jaka jako człowiek składasz innym. Tak to widzę.
Kiedy nie ma wielkich ambicji to nie ma wielkich rozczarowań. Ja od zawsze marzyłam o wiedzeniu spokojnego i zacisznego życia. Nie dlatego że go nie miałam, ale dlatego że chce go takim utrzymać.
Spokojne i zaciszne życie to jest wielka ambicja
Marzenie ❤
marzę dosyć podobnie
chcesz pogadać o marzeniach?
Ja zawsze marzyłam o dzieciach, rodzinie plus kot, pies i kawalek ogródka :) nigdy nie marzyłam o wielkiej karierze, wyjazdach, wycieczkach (no chyba że nad pobliskie jezioro pod stary camping bez wody i prądu, z ogniskiem i kiełbaskami, siedzeniem wieczorami na starym pomoscie). Uwielbiam po prostu spacery po lesie z dziećmi, czerpie ogromną przyjemność z macierzyństwa (mimo że jest jakaś moda na obrzydzanie macierzyństwa). Mam 35 lat i czuje się mega spełniona, do szczęścia brakuje mi małego domku z ogródkiem którego od kilku miesięcy szukamy z mężem. Widzę jak ludzie dookoła wydziwiają, nie wiedzą czego chcą, rozwodzą się bo druga osoba krzywo się spojrzała (niestety sama jestem po rozwodzie z pierwszym mężem bo nie rozumiał że dziecko to obowiazek, zostawił mnie i dziecko bo szukał niewiadomo czego, chciał mieć rodzinę a jednocześnie wolność). Na szczęście dziś mam męża który cieszy się takimi małymi, drobnymi rzeczami i nie szuka dziury w całym :) Święty spokój i proste życie to coś co daje szczescie, ale niekoniecznie wpisuje się w dzisiejsza modę.
mieć domek pod miastem to nie jest mała ambicja
Jednym z poważniejszych problemów młodego pokolenia jest tryb życia niezgodny z naszą naturą i możliwościami - jest po prostu zbyt skomplikowany.. Przeładowanie informacjami, szybkie tempo zmian, ciągle robienie czegoś, sprawdzanie czegoś (FOMO), niewiarygodnie duża ilość uzależniaczy dostępnych od ręki i nawet dla dzieci (np. pornografia). Mnóstwo osób ma kompletnie rozlegulowany rytm dobowy (późne, nieregularne chodzenie spać, niebieskie światło wieczorem), jest dostępnej więcej przetworzonej żywności, a w dodatku oficjalne zalecenia żywnościowe tego co jest zdrowe też pozostawiają sporo do życzenia (czy wasze babcie smażyły kotlecika na smalcu czy na paskudnym wysokoprzetworzonym oleju rzepakowym?), ciężko jest uzyskać żywność dobrej jakości (np. nawet generalnie zdrowe ryby nie są takie zdrowe przez zanieczyszczenie środowiska). To wszystko ma wpływ na nas - na nasze zdrowie fizycznie, jak i psychiczne. Jest również dużo czynników egzystencjonalnych, kilka wymienionych w materiale. Ja bym dodała jedną, może mniej znaczącą obserwację - cokolwiek wartościowego by się nie rozpoczęło, od ręki mamy dostęp do tysięcy przykładów doskonalszych dzieł innych ludzi, a w zależności od dziedziny - także do prostego wytłumaczenia procesu tworzenia (co ma swoje zalety). Może być to demotywujace i rozleniwiające, przyczyniające się do poczucia braku sprawczości. Nie wspominając o tym, że teraz nawet czatgpt zrobi za ciebie pracę domową, albo poprawi błędy w programie...
w punkt
Chyba tylko z tą żywnością ciężko mi się zgodzić, dostęp do zdrowej, naturalnej żywności jest zdecydowanie lepszy niż był takie 20 lat temu, a w dodatku jest nieporównanie lepszy dostęp do wiedzy jak tworzyć/pozyskiwać swoją własną żywność. Czy ryby są rzeczywiście znacząco bardziej zanieczyszczone niż były 20 lat temu? Też w to wątpię. Choć na pewno ilość informacji w tym temacie może przytłoczyć, zwłaszcza, że wiele jest ze sobą sprzecznych. Jedno co jest pewne to to, że jest o wiele łatwiej odżywiać się niezdrowo - w czasach gdy był jeden McDonald's w mieście i KFC w sąsiednim to wyprawa do takiego przybytku była bardziej czymś wyjątkowym niż tą najprostszą opcją jak to jest obecnie, nie mówiąc już o hot-dogach w każdej Żabce.
@@proosee Przyjmowałam trochę większy zakres do porównań. Około 20 lat temu, może trochę więcej, problemy w kwestii żywnościowej zaczęły eskalować przy dość małej świadomości społeczeństwa o zagrożeniach. Teraz ta świadomość, jak Pani/Pan wspomniał/a, na szczęście wzrosła. Co nie zmienia faktu, że o dobrą żywność jest ciężko, o ile nie jest się samowystarczalnym, albo nie ma się zaufanych rolników, hodowców zwierząt. W markecie nawet znaczna część produktów w dziale ze "zdrową" żywnością (to reszta sprzedawanych produktów jest jaka?) czy oznaczonych jako bio, nie jest zadowalającej jakości. Ponadto, wody gruntowe są zanieczyszczone co przekłada się na jakość ziem uprawnych. Co więcej, można znaleźć taki glifosat nawet w miodzie pszczół. Jeżeli chodzi o ryby, ciężko jest mi stwierdzić czy są zanieczyszczone bardziej czy mniej niż 20 lat temu. Trzeba by było ten temat zgłębić. Jednak jestem niemal pewna, że są bardziej zanieczyszone niż 50 lat temu. Warto też wspomnieć o powszechnym plastiku, który rujnuje naszą gospodarkę hormonalną. Przykładem są tu ftalany w ciele ciężarnej kobiety, które powodują, że płód męski jest... no cóż, mniej męski. Jeżeli ta kobieta w ogóle będzie mogła zajść w ciążę.
Czyli można to podsumować że od dobrobytu (tej całej dostępności) im się w dvpach poprzewracało 😉
@@ki3724 spadek poziomu testosteronu, który prawdopodobnie jest wynikiem kontaktu żywności z plastikowymi opakowaniami obserwowany jest od ponad pół wieku - nadal to nie jest zmiana w obrębie jednego pokolenia, a przecież o tym tutaj mówimy. Anyway, tak jak mówiłem - o ile na wiele rzeczy można narzekać to akurat w kwestii żywności jest tak co najwyżej tak samo źle jak było te 20 lat temu, choć ja uważam, że jest obecnie więcej opcji i dostępu do wiedzy na ten temat, więc jest trochę lepiej.
Dwie uwagi.
Po pierwsze podpiszę się pod wpajaniem pokoleniu Z oczekiwań. Kiedy, z wielu prywatnych powodów, o których nie będę się rozpisywał, po liceum poszedłem do pracy w Żabce, nawet rodzice moich przyjaciół byli zawiedzeni. Ci sami ludzie narzekali przy mnie że mojemu pokoleniu nie chce się pracować w podstawowych zawodach, jak farmer, kierowca tira, sklepikarz. Ale wobec mnie mają oczekiwanie, że zostanę milionerem i nie będę musiał pracować i najlepiej jeszcze pół mojej rodziny bo ich będę utrzymywać.
Po drugie muszę doczepić się do presji na osoby z pokolenia Z. Pracując w Żabce zarabiam minimalną krajową. Nie ma opcji wynająć za to kawalerki, może, gdyby mieć szczęście, jakiś pokój. Tymczasem rodzice kupili mieszkanie za mniej niż ja bym teraz musiał dać za miejsce parkingowe. Wiem, że płace poszły w górę, ale nie aż tak, jak ceny mieszkań. I znalezienie sobie miejsca do życia stało się długoterminowo problemem. Tak samo z systemem emerytalnym. Teraz moi dziadkowie i babcie jeszcze się z tego utrzymują, ale pięćdziesięcioletni ojciec już nie ma do ZUSu pełnego zaufania. Co ma powiedzieć osoba pracująca w wieku dziewiętnastu lat?
Zgadzam się. Też mnie to boli, trzymam kciuki, żeby się u Ciebie układało dobrze
Zrobić to, co zrobili często jego rodzice lub dziadkowie: wyjechać za lepszymi warunkami mieszkaniowymi, tj. dosłownie wszędzie w Polsce poza tymi kilkoma molochami.
I sorry, wtedy ceny mieszkań nie były niższe względem zarobków.
Mam 20 i wiem, że zostanę wydrenowany podatkami a emerytura starczy na dwie bułki.
dodatkowo w latach 90 2000 zawsze miałeś opcje wyjechania na zachód kosztem wyrzeczeń zarobienia na mieszkanie w kilka lat, teraz już nie ma takiej różnicy w pensjach miedzy polską a zachodem
Hej Szymon! Mam szesnaście - w tym miesiącu kończę siedemnaście - lat i śledzę Twój kanał już od niemalże dwóch lat. Bardzo cenię sobie twoje analizy i twój światopogląd i, nawet mimo iż niejednokrotnie nie zgadzam się z niektórymi jego aspektami, przyjemnie mi się je ogląda, dając odmienny wzgląd na kwestie które często sobie przemyśliwuję. Oczywiście, należę do pokolenia Z, które jest tematem tego odcinka, i od siebie chcę jedynie powiedzieć, że analiza którą przeprowadziłeś w tym materiale trafia w punkt, przynajmniej według mnie.
Na co dzień o wiele częściej i o wiele proście jest usłyszeć o dziesiątkach historii ludzi, którzy będąc "zwykłymi śmiertelnikami" "podbili świat" (nie mając tu na myśli nawet milionerów, po prostu ludzi którzy finansowo są po tej nieco bogatszej połowie klasy średniej) i są w stanie wieść komfortowe, wymarzone życie, w ich własnym mieszkaniu w mieście, jadając co chcą, zapewniając sobie i swoim bliskim dobrobyt, jeżdżąc na zagraniczne wakacje i, uogólniając, żyjąc pełnią życia - a wszystko to osiągnęli dzięki sprzyjającym okolicznościom i wolności które dają im współczesne realia.
Moje pokolenie jest świadome wszelakich możliwości jakie są przed nim otwarte - liczne możliwości realizowania się, wyrażania siebie, spełnienia zawodowego itd. Z drugiej strony, to właśnie świadomość tych możliwości bywa najbardziej przytłaczająca. (Nie uważam, że to źle że je mamy, po prostu ich powszechność oprócz oczywistych zalet posiada swego rodzaju wady.) Kiedy widzisz jak wszyscy dokoła zdają się przeć do przodu, korzystając z korzystnych okazji i pnąc się w górę, samemu trudno jest docenić swoje własne możliwości i pozbyć się uczucia nie tyle co zawiści, a zawodu - głównie samym sobą, czasem też rzeczywistością. "Jest tyle świetnych rzeczy które mógłbym teraz robić, a nie jestem w stanie bo hamuje mnie sytuacja w domu/otoczenie/system/brak środków", "Nie jestem szczęśliwy tutaj, gdzie jestem, pomimo tego, że tak bardzo się starałem", "Mam nieskończone możliwości, a wciąż nie jestem w stanie tego osiągnąć - może to ja jestem problemem?"/ Przez świadomość wszystkiego co moglibyśmy robić, co jest niemalże jak na wyciągnięcie ręki (no bo jak to nie moglibyśmy, skoro ludzie w naszym wieku, którzy startowali z naszej pozycji, są w stanie i osiągają sukcesy?) a co nas omija sprawia, że łatwo jest zwątpić, czy to w siebie czy w świat.
Social media, o których wspomniałeś, są tego dobrym przykładem. Każdy chce usłyszeć kilka miłych słów od znajomych czy nieznajomych, czując spełnienie że było się w stanie sprawić, że swoją osobą się kogoś zainteresowało, chociażby na parę chwil. Dobrze byłoby powiedzieć, że nie jestem tego typu osobą, ale pomimo to gdy po paru miesiącach wrzucę zdjęcie na facebooka czy gdziekolwiek indziej i dostanę o kilka/kilkanaście polubień mniej boli mnie to na zasadzie "kiedyś kilka osób więcej interesowało się mną jako osobą, teraz o mnie zapomnieli/znaleźli kogoś lepszego". To może brzmieć zabawnie, ale tak właśnie to działa. Często jedyny kontakt z dalszymi znajomymi, jaki utrzymuje się przez miesiące, ma miejsce poprzez wzajemne polubienia na zdjęciach czy wysyłanie snapów na snapchacie. Kiedy ktoś to urywa wrażenie jest takie, że chce uciąć sznurki na dobre (i zazwyczaj tak też jest).
Internet sprawia, że nasze ambicje i marzenia, mniejsze lub większe, prawie zawsze są zawyżone (choć nie uważam, że całkowicie nierealne), więcej oczekujemy od życia, od siebie, od świata. Myślę, że to przez to podejście uważa się nas za aroganckich czy chciwych, ale prawda jest taka że trudno nie zacząć marzyć na poważnie o chociażby jednej rzeczy poza naszym zasięgiem, kiedy online widzimy tak dużo osób takich jak my, którzy zapracowali na to i byli w stanie to dostać/osiągnąć. Nie uważam, że jesteśmy leniwi, czy też uważamy że wszystko nam się należy (chociaż, oczywiście, są i takie przypadki), pomimo wysokich oczekiwań, wręcz przeciwnie. Oczekiwanie czegoś od życia nie równa się w naszym przypadku chęcią dostania tego za darmo, czy z minimalnym wysiłkiem, to bardziej myślenie w sposób "mam nadzieję na to zapracować, jeśli będę wystarczająco sumienny w tym co robię", cały czas mając z tyłu głowy to, że przecież innym się udało.
Nie oczekujemy zwykle bowiem rzeczy bezpośrednio od życia czy od innych, a od samych siebie (chociaż rzadko mówimy o tym głośno, po części ze względu na zamartwianie się tym, jak odbiorą to inni), i to właśnie świadomość niemożności osiągnięcia naszego wymarzonego celu, na którym nam zależało i na który pracowaliśmy, jest jedynie bardziej bolesna. ("Inni potrafili, ja nie jestem w stanie.")
Rzeczy których chcemy nie są też zazwyczaj całkowicie absurdalne, a przynajmniej ja ich za takie nie uważam. Moim marzeniem, czymś, na co chcę zapracować (lub też "dostać od życia" - moje prywatne "oczekiwanie") jest to, aby było mnie w przyszłości stać na wynajęcie własnego, chociażby niewielkiego, mieszkania, w Polsce czy też poza jej granicami, zapewnić sobie godny byt, być w stanie raz na jakiś czas kupić sobie podobający mi się ciuch, oraz być w stanie podróżować po interesujących mnie krajach - nie cały czas, chociażby jeden wyjazd na rok, zobaczenie kiedyś miejsc, o których odwiedzeniu marzę od lat. W jeszcze bardziej odległej przyszłości być może rodzina, ale teraz to zbyt odległe czasy by na poważnie o niej myśleć.
Moi rodzice, z wyjątkiem taty przez kilka lat swojego życia, nigdy nie byli w stanie osiągnąć na stałe żadnej z tych rzeczy, i się na to nie zapowiada w najbliższej przyszłości. Pomimo iż aktywnie angażuję się w wiele spraw, pilnie się uczę i staram się chwytać okazje, wciąż czuję unoszące się nade mną niczym cień widma porażki, przypominam sobie o moich rówieśnikach którzy mają lepsze możliwości, lepiej sobie radzą, mają więcej znajomych czy kontaktów - kilkoro z nich nawet już zarabia, jakkolwiek niewiele. Myślę też o moich rodzicach, którzy też przecież zawsze tak się starali, ale ostatecznie niewiele z tego wyszło. Potem przypominają mi się wszystkie internetowe postacie w moim wieku, którzy mając tyle samo lat co ja byli w stanie się utrzymać i znaleźć się w komfortowej finansowo pozycji. I zaczynam czuć się jak ktoś nieważny, nieistotny, kolejna szara istota która, pomimo istnienia tylu możliwości, nie jest w stanie tak naprawdę chwycić się żadnej.
Nie mam jeszcze osiemnastu lat, pełnoletność przede mną, i pomimo chęci uniezależnienia się i ułożenia sobie życia już czuję obawę o swoją przyszłość - która przecież nawet na dobrze się nie rozpoczęła, cała dorosłość przede mną! Nawet ludziom z mojego pokolenia którzy są starsi ode mnie często towarzyszą te same myśli, to samo poczucie bezradności, bezsilności czy beznadziei, kiedy świat stoi przed nimi otworem, jednakże zawsze po drodze do niego na drodze zdaje się pokazywać inna przeszkoda, zza której jedynie obserwuje się pasywnie tych wszystkich innych, którym się udało.
Przy takiej zdolności obserwacji siebie i innych możesz być spokojny, to od uczciwego wglądu w siebie i zrozumienia otoczenia wszystko się zaczyna. Skoro potrafisz unikać pułapek, reszta wskoczy na swoje miejsce - tylko cierpliwości! :)
W punkt!
A może po prostu przestańcie patrzeć na i porównywać się do tych nielicznych z Internetu, którzy osiągnęli ogromny sukces, tylko rozejrzyjcie się wokół siebie. Zobaczycie że 99% ludzi to zwykłe szaraczki i w gruncie rzeczy to żaden wstyd tak żyć. Zresztą sukces w mediach społecznościowych z zasady raczej będzie chwilowy. Ja pracuję 27 lat jako nauczycielka, raczej zerowe szanse, że oni przez tyle lat będą na topie. Więc nie ma im czego zazdrościć i bez sensu, by się do nich porównywać.
Jako osoba w identycznym wieku mogłabym podpisać się pod zaskakująco wieloma poruszanymi tutaj kwestiami...
Drobna poprawka: Bogatsza połowa klasy średniej to są właśnie milionerzy.
Klasa średnia to nie "zwykli ludzie", tylko osoby z zarobkami pomiędzy średnią populacji a osobami bogatymi.
Szymon - robisz kawał świetnej pracy - bardzo rzetelnie podchodząc do wielu problemów - dziękuję i gratuluje wnikliwości i inteligencji w analizie wielu wątków z różnych stron. Brawo za trzymanie się wartości i obiektywizm.
Ja powtórzę coś co usłyszałem na rozmowie o pracę: "Mi się nie opłaca szkolić młodych osób, bo ja wiem, że uciekną za granicę" I w tym całym problem pracodawcy oczekują, że młody dorosły przyjdzie do niego z doświadczeniem na poziomie mida/seniora,a nikt takiego nie chce szkolić w branży. W dodatku oczekiwania do finansów to totalny kosmos (zwłaszcza w branży Game Dev) masz wszystko umieć i pracować za darmo.
Kiedyś junior znał FizzBuzza, teraz musi mieć wiedzę tamtejszego mida: koncepty abstrakcyjne, framework, silnik, sposób działania i rozwiązywania problemów.
Wtedy senior stawał się po 7 latach, teraz po 3-4, dlaczego? Bo zaczynasz robotę z widzą o te 3 lata większą.
Sam znałem backend jako junior+ zanim dostałem pierwszą robotę, wylądowałem na froncie od 0... Minęło 7 miechów i niemalże robię już poziom mida- (solo taski, czasem jakieś błędy w postaci memory leaków) i jestem od 2 miechów fullstackiem. Mój front to nie jest front a middleend, ale HTML i CSS też pisze.
GameDev jest akurat programistyczną patologią przez piractwo... Twórcy mniej zarabiają, toteż mniej płacą niż inne gałęzie. Poziom trzeba trzymać i tu i tu. Liczysz na pasjonatów którym będzie sprawiać przyjemność samo tworzenie gry, a nie chęć zarobku. Często też ciężko docenić kto zrobił większą robotę, czy testerzy, graficy a może od silnika ludzik.
Jeśli chodzi o bycie programistą, to jako stary wyga, potwierdzam, że ostatnie lata, technologie branży IT stają się coraz bardziej skomplikowane.
Nawet doświadczeni programiści potykają się o własne nogi.
I poziom wejścia w świat programowania jest znacznie trudniejszy.
@@TrockeyTrockey z drugiej strony, ogarniesz niz U Engine i masz super zytko
@@jasparta993 Myślałem że w produkcji gier to właśnie największe kokosy w branży.😕
@@jamludzki3983 gdzie tam xD
Kokosy to mają tylko niektóre tytuły jak GTA, Minecraft czy Terraria.
Software pisany pod konkretne zapotrzebowanie daje mega dużo kasy i to stałej. A to prawo zmienią,a to coś nowego będzie optymalniejsze...
Warto zaznaczyć też, że ludzie (w każdym pokoleniu) mają różne typy osobowości, na które różnie oddziałują zmiany pokoleniowe, czy społeczne, o których mówisz. Poza tym, co ważne, pewne te typy potrafią znacznie bardziej zwracać na siebie uwagę. Ludzie ze starszych pokoleń często zauważają najbardziej tych właśnie aroganckich, roszczeniowych itd., którzy najgłośniej krzyczą; pomijając jednocześnie masę ludzi z totalnie zniszczonym poczuciem własnej wartości, którzy nie wierzą, że zasługują choćby na to, żeby ktoś wysłuchał ich problemów. Faktem jest, że ilość samobójstw z roku na rok rośnie i dotyczy właśnie tego pokolenia. Dlaczego? Czy to nie jest dowód na to, że młodzi naprawdę są nieszczęśliwi, a nie tylko 'udają' takich, żeby mniej od nich wymagano?
Faktem jest, że w wielu rzeczach mamy łatwiej, to prawda, ale czy to był nasz wybór? Nie pytano nas, czy chcemy łatwego, czy trudnego życia, po prostu takie dostaliśmy. A teraz niektórzy mają taką postawę jakbyśmy byli "winni" tego, że mamy łatwiej.
Kolejna sprawa to to, że ta łatwość dotyczy głównie sfery materialnej/wygody, a dlaczego z góry zakładamy, że to jest jakaś największa wartość, albo cel naszego życia? Wielu młodym nadal brakuje spełnienia właśnie niematerialnych, psychicznych potrzeb.
Ktoś tu słusznie nazwał nasze życie "złotą klatką". Rodzice częste dają nam różne udogodnienia, ale zabierają nam to co dla każdego Polaka jest najważniejsze, a mianowicie "Święte Prawo do Narzekania". Trochę piszę to półżartem, ale też nie do końca. Pomyślcie, czy w Polsce narzekanie nie jest elementem kultury, który pomaga tworzyć relacje i wspólny język z innymi ludźmi, a także umożliwia psychiczne odreagowanie pewnych (zwykle drobnych, ale wielu) problemów? Tymczasem, gdy ktoś młody na coś narzeka od razu słyszy, że nie ma prawa narzekać, bo kiedyś to było trudno, a teraz to masz cudowne życie. Niemal chcieliby powiedzieć "Masz obowiązek być szczęśliwy". Młodym często odbiera się może nie prawo do własnych emocji, ale ich akceptację. Przez to dzieci powoli tracą emocjonalne przywiązanie do rodziców, a ich stan psychiczny się pogarsza. Dodatkowo, o czym wspomniał Szymon, przez media społecznościowe ciągłe porównywanie się itp. mamy mniejsze oparcie psychiczne/emocjonalne w znajomych niż poprzednie pokolenia (tak mi się wydaje). I to wszystko połączone powoduje samotność (duchową, nie fizyczną) i narastające poczucie bezsensu życia. Bo niby dla kogo i dlaczego ja mam żyć? Oczywiście jest to wspomagane przez wysyp nowych ideologii i ciągły chaos informacyjno-światopoglądowy.
Kolejną sprawą jest to, że niby młodzi wymagają przywilejów i szacunku za nic. Otóż nie, pewna część - na pewno, ale w każdym pokoleniu są powiedzmy "źli ludzie". Młodzi wymagają po prostu szacunku i cały czas myślą jak mogą go osiągnąć, jednak nie rzadko są traktowani przedmiotowo i/lub protekcjonalnie, a szacunek staje się ostatnią rzeczą, którą mogą osiągnąć. Rodzice przeważnie mają oczekiwania z kosmosu, bo przecież teraz to wszystko jest łatwe i każdy może osiągnąć sukces, więc czemu ty go nie osiągnąłeś? Nie ważne jak daleko zajdziesz, zawsze będzie kolega/koleżanka lepsza od ciebie, do której będą cię porównywać. Ja akurat miałem to szczęście (choć też dużo w to pracy włożyłem), że w liceum byłem powiedzmy człowiekiem sukcesu, na tyle na ile można być w liceum (szczegółów nie chcę podawać). I w zasadzie to głównie nauczyciele mnie wtedy chwalili i byli ze mnie dumni. Rodzice to zareagowali w stylu "Fajnie, cieszymy się" i tyle, niezbyt emocjonalnie. Za to jeśli np. stłukłbym gówno wartą szklankę usłyszałbym 20 różnych wyzwisk na jednym wdechu z ich strony, dających mi do zrozumienia jak bardzo beznadziejnym człowiekiem jestem. A potem by się obrazili na cały dzień. A no i rodzice nie zaakceptowaliby sytuacji, że ja po prostu posprzątam i odkupię ją za swoje pieniądze. Nie. Manifestacja pogardy jest u nich kluczowa w "wychowaniu".
I to jest właśnie problem, nie dostajemy przestrzeni, w której moglibyśmy się wykazać, zyskać szacunek. Bo wszystko czego się podejmujemy przecież jest łatwe i wygodne, nie stanowi wyzwania, nie wymaga od nas jakiejś znacznej pracy.
- Nauczyciele cię chwalą? "Kiedyś to nauczyciele nie byli tacy mili jak teraz, za błąd dostawało się linijką po łapie"
- Masz wysokie oceny? "Teraz ten poziom nauczania to strasznie spadł, już się nic o tych dzieci nie wymaga"
- Dostałeś się na najlepszą uczelnie? "Teraz to każdy debil kończy studia (ale oczywiście MUSISZ na nie iść)"
- Dostałeś dobrą pracę? "Za moich czasów to było 20 kandydatów na jedno miejsce, a teraz to pracodawcy się proszą, by u nich pracować"
- Działasz w kole naukowym? "Patrz, a ten chłopak z TV to opatentował jakieś super urządzenie w wieku 16 lat"
I można tak w nieskończoność. Mam wrażenie, że tak zwani "boomerzy" mają jakieś niespełnione ambicje ze swojej młodości, których niespełnienie podświadomie tłumaczą sobie, że mieli trudno i wybierają to (wytrwanie w trudności) jako największą wartość. Wtedy młodzi po prostu nie mogą w tym ich przebić, i nie stanowią zagrożenia dla ich wysokiego ego. Taki jest w wielu przypadkach podświadomy cel, ale to tylko moje zdanie/obserwacja. Problemy ze wzorcem rodziny się też tu nakładają, ale o tym by można książki pisać. Żeby pokolenie Z było zrozumiane to poprzednie pokolenie musi zaakceptować fakt, że ich dzieci (albo dzieci sąsiada) mogą sobie zasłużyć na bycie lepszym od nich samych. Podkreślam MOGĄ, nie że po prostu zasługują. Inaczej my, młodzi "gramy w grę o szacunek, której zasady są z góry ustawione tak, byśmy nie mogli wygrać, więc nie ma się co dziwić, że rozrzucamy pionki i przewracamy szachownicę" parafrazując klasyka. No i to tyle, choć mógłbym jeszcze dużo więcej napisać ale i tak nikt tego nie przeczyta.
Pozdrawiam wszystkich,
XD
Co do tej pracy ja szukam i jest od 20 do 200 kandydatów na jedno miejsce, więc pewnie zależy od zawodu w którym się szuka
Z jednej strony mamy łatwiej owszem bo podstawowe potrzeby mamy zapewnione. Niemniej jednak pokoleniu Z jako pierwszemu przychodzi w pełni mierzyć się z problemami jakie powstały w wyniku powszechności internetu. Kiedy milenialsi mieli lat naście o takim Facebooku czy Instagramie jeszcze nawet wróble nie ćwierkały. Tymczasem w przypadku pokolenia Z te platformy dopiero powstawały nikt nie wiedział jaki to ma wpływ na ludzi (teraz już wiemy że niezbyt pozytywny), a już w szczególności nastolatków (oczywiście to tylko jeden z przykładów). Dodać do tego presję rodziców i szkoły żeby być najlepszym we wszystkim i nie ma co się dziwić że liczba młodych osób z różnymi problemami psychicznymi rośnie.
Fajnie to napisałeś 😊
Ziomek, przeczytałem, zajebisty tekst
Chat gpt?
My tu gadu gadu o pokoleniu Zet, a tymczasem fani Szymona z niecierpliwością wyczekują komentarza na temat obecnej inby papieskiej
Będzie pewnie w najbliższej prasówce.
O co chodzi?
@@Precel___ na kanale ORB masz o tym cały film, temat bardzo fajnie, w miarę bezstronnie przedstawiony
Temat zastępczy. Jak zwykle. Poszkalujmy papieża, pogadajmy o aborcji, a za kotarą przepchniemy jakąś ustawę
@@Jan-iv1nn w miare bezstronnie? Takie bycie po srodku dla bycia po srodku to debilizm. Wojtyla jest winny i to jest fakt.
Taka myśl, w czasach mlodości moich rodziców, studia faktycznie były ważne i zapewniały drogę do dobrze płatnej pracy. Ponadto życie było o wiele tańsze. To prawda statystycznie była bieda, ludzie pracowali często za 1000zł i żyli w skrajnym ubóstwie. Natomiast jeśli ktoś faktycznie miał to wyksztalcenie i zarabiał np koło 5k to mógł żyć na bardzo wysokim poziomie, wziąć kredyt, i nie martwić się niczym. Dzisiaj takie zarobki to tak na prawdę minimum socjalne, jeśli chce się mieć pieniądze na cokolwiek więcej niż jedzenie i rachunki.. Moi rodzice na początku lat 2000 wzięli kredyt na 150k i za to kupili działkę i wybudowali cały dom XD dzisiaj to jest niewyobrażalne, młodzi ludzie nie mogą nawet marzyć o takiej perspektywie. Jeśli nie jesteś milionerem to nie powinieneś nawet marzyć o budowaniu czegokolwiek xd
Dzisiaj za 150k nie kupisz nawet połowy mieszkania w kamienicy 😅 Śmiech przez łzy
W latach ok 2000 wykształcenie nic nie znaczyło, bezrobocie było ogromne, pracowało się za psie pieniądze i pracodawcy nami pomiatali ( bo mogli), szans na kredyt i mieszkanie nie mieliśmy za bardzo, chyba ze ktoś dostał od rodziców, porównywanie tego co się dzieje teraz z okresem 20 lat temu jest żałosne. Teraz perspektyw jest ogrom, ogrom, szanse na dobre zarobki również, na własna firmę, na kredyty i własne mieszkanie również.
Ja jestem pokoleniem Z i pracuje od 2 lat. Problem chyba leży u samych podstaw. Wszyscy starsi ludzie w firmie zapierdzielają, jak osły. Mówią, że nienawidzą tej pracy i borykają się przez nią z różnymi problemami psychicznymi, ale nic z tym nie robią. Pracodawca od nich wymaga coraz więcej i nie daje nic w zamian, a oni się na to godzą. Nam mówiono, że "rób to co kochasz" i "dbaj o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne", a potem stykamy się z takim światem... To rodzi bunt. I dobrze! Nie można się godzić na wykorzystywanie, bo nic się nie zmieni.
Ludzie O których piszesz mają dzieci kredyty, samochody i inne wydatki, ty masz imprezy i pewnie auto.
Możesz sobie walczyć o swoje nie mając nic do stracenia. Inni mają na co pracować.
Ty masz walkę o swoje a w wieku 40 lat obudzisz się z niczym 😂😮😅
Ucz się wszystkiego a jak się nauczysz to otwieraj swoje interesy, a później jak zatrudnisz osobę z twoim podejściem to zobaczysz jak to jest prowadzić firmę z takimi "pracownikami"
Powodzenia w dalszej walce o swoje
Ps jak coś kochasz to z tym nie pracuj bo ci się przeżre. Zostaw to na swoje hobby żeby się odstresować przy tym co kochasz
@@jaroslawzmuda8963 Tym właśnie różni się stare pokolenie od tego nowego, stare prowadziło sposób niewolniczy uzależniając innych od siebie. Zmuszając dosłownie ludzi do brania udziału w tym tzw. Wyścigu Szczurów. Żyjemy w świecie dostatku, technologia pozwala na to, by człowiek miał więcej wolnego czasu dla siebie, nie widzisz tego? Dla ciebie praca jest numerem jeden, dla nowego pokolenia to narzędzie prowadzące do tego, by móc żyć i cieszyć się życiem. Mieć więcej czasu dla siebie, dla własnych pasji. Taka różnica. I Ty zamiast się cieszyć, że nowe pokolenie chce lepszego świata, to masz do nich jakieś żale? Sami nic z tym nie chcieliście robić. Zamiast stworzyć lepszy świat dla samych siebie i innych, zostawiacie za sobą świat, systemy i struktury tak skostniałe, że tylko niewolnicy z krwi i kości mogą się tu czuć dobrze. A reszta się buntuje, albo odchodzi. Tak człowieku ze starszego pokolenia - współtworzyłeś świat w którym nie chce się żyć. Możecie ludzie starsi być z siebie dumni!
Ja (98 rocznik) najbardziej nie lubię tego, ze dużo ludzi traktuje cię od razu z góry. Jak próbowałem załatwić sobie praktyki, pracę (branża prawnicza) to dużo ludzi od razu mówiło, że MATKO BOSKA MŁODZI NIC NIE CHCĄ ROBIĆ, ROSZCZENIA, a jak zaczynałem pracę, byli zdziwieni dużą produktywnością z mojej strony. W dzisiejszym świecie też najbardziej przytłaczające jest tempo rozwoju i konieczność tak szybkich zmian i dostosowania się do sytuacji, które już pomału zaczynają wykraczać poza ludzkie możliwości. Sytuacja na rynku mieszkaniowym i rynku pracy też jest często beznadziejna i nie napawa optymizmem.
Ta ja znam masę ludzi po studiach informatycznych co nie mogą się doprosić o pracę za 4 k brutto xd a niby mlodzi to by tylko chcieli 10 k na start.
@@arachnme12akie rzeczy tylko w kinach nikt wam nie da 10k za nic w Polsce .
Jaka wiedza, takie kokosy z [zagranicy].
I to jest brutalna rzeczywistość z którą muszą się zmierzyć .
I nie nie każdy będzie mógł to osiągnąć, bo przypada to na 1% ludzi.
Nie wszystko co media ci opisują to będzie podane na tacy.
To ty musisz sam odnaleźć własną drogę i wiedzieć co chcesz robić a jeśli nie dostosuj się i bierz każde nauki jakie ci tylko wpadną z twojego otoczenia, a sukces z czasem nadejdzie.
@@arachnme12 podałeś przykład najgorszy z możliwych - studia informatyczne same w sobie nie dają nic. Owszem, jeśli angażujesz się na studiach, jesteś zainteresowany ich tematyką to dadzą ci wiele (od poznania idei, które się powtarzają aż po rzecz tak prozaiczną jak kontakty z ludźmi o podobnych zainteresowaniach by stworzyć coś wspólnie), ale zakorzenione w polskiej mentalności studenckiej 3xZ (Zakuć, Zdać, Zapomnieć) w tej branży zwyczajnie się nie sprawdza, a pracodawcy wolą zobaczyć, że np. masz jakiś prosty projekt hobbystyczny na githubie niż papierek z dobrej uczelni - to jest najbardziej liberalna pod względem oceny kwalifikacji kandydata branża.
@@proosee Podobnie jest z innymi kierunkami studiów. Studiowałem filologię angielska o specjalizacji translatoryka, jestem jedną z bardzo niewielu osób z mojego rocznika, które faktycznie zawodowo zajmują się tłumaczeniem. Przy czym w większości tłumaczyć nauczyłem się sam, niewiele zajęć dotyczących stricte tłumaczenia było wartościowych (np. na tłumaczeniach medycznych uczyliśmy się słownictwa medycznego, z czego mieliśmy później kolosy, zamiast faktycznie tłumaczyć 🤦). Studia - nie licząc nielicznych przypadków, jak np. studia medyczne - nie zrobią z ciebie specjalisty w dziedzinie, co najwyżej odpowiednio cię nakierują i dadzą solidną podstawę do budowania ścieżki kariery zgodnej z obranym kierunkiem studiów (choć i z tym bywa różnie, niestety wiedza teoretyczna wciąż przeważa).
O nas, millenialsach (roczniki 88-95) też mówiono, że jesteśmy roszczeniowi, bo oczekujemy, że będziemy pracować TYLKO 8H DZIENNIE (autentyczna wypowiedź). Kek. 🙃
Problem ten bardzo dobrze prezentuje "Tango" Mrożka. Nie ma się już przeciw czemu buntować, bo poprzednie pokolenia zniszczyły wszystkie raguły, któym można się było przeciwstawić. Jedyne co pozostało to bunt przeciwko wszechobecnej anarchii. Tlumaczy to też popularność prawicy wśród młodych mężczyzn.
Zabawne jest to jak odmienną interpretację miał mój nauczyciej polskiego w liceum. Dla niego było to dzieło o totalitaryzmach i życiu w komunistycznej Polsce. Widać jak różnią się doświadczenia różnych pokoleń.
Dla mnie to też był dramat, który można odnieść do współczesności, a potem w szkole dowiedziałem się, że należy go odczytywać jako dzieło o "komunie".
a branie narkotyków to nie przejaw buntu ?
@@Nigeryjski_Ksiaze obecnie to chyba wyjątek od reguły, przeważnie narkotyki są próbą ucieczki od przeciętności lub próbą znalezienia akceptacji w środowisku (czyli swoistej tożsamości). Narkotyki jako przejaw buntu to mogło mieć pokolenie, gdzie narkotyki były tematem zupełnie nowym, obcym, a nie społeczeństwo gdzie można je kupić przez internet.
W takim razie buntem dziś jest abstynencja i ascetyczny styl życia.
@@proosee trochę to wydumane. Większość bierze po prostu dla zabawy, tak samo jak ludzie sięgają po alkohol. Nie ma co dorabiać filozofii.
Tak słuchając, przypomnaiły mi się słowa Jacka Kaczmarskiego przed zaśpiewaniem piosenki 'Mimochodem', mniej więcej tak to szło: "Pierwsza miłość, potem, pierwsze rozczarowanie pierwszą miłością, druga miłość, potem, drugie rozczarowanie drugą miłością, pierwsze zaangażowanie w wielkie sprawy, potem pierwsze rozczarowanie wielkimi sprawami, drugie zaangażowanie w wielkie sprawy, potem drugie rozczarowanie wielkimi sprawami, aż w końcu wiek, w ktorym dużo się wie i nic z tego nie wynika, a wszystko to dzieje się mimochodem właśnie.' - czyli jak ja to zrozumiałem, w sposób nad ktorym nie mamy kompletnie kontroli. Pozdrawiam.
Ciekawa sentecja. Z jednym jednak się nie zgodzę - wiek w którym się dużo wie, to bardzo fajny wiek. Dlatego że gdy dużo się wie na temat życia, można osiągać sporo sukcesów, osobistych i zawodowych. Wiedza naprawdę dużo daje. I wynika z niej wiele.
nasze aktualne życie to dmuchanie bańki, jestem przerażona wizją przyszłości, chociażby mojej emerytury? To pokolenie, jak i każde inne mierzy się z rzeczywistością taką, jaką zafundowały im poprzednie pokolenia. Życzę nam wszystkim zdrowego rozsądku
Komunizm nam to zafundowal i jesteśmy tym psiesionknieci dlaczego nas nasi sojusznicy odali w ręce jebanych Komunistów bo byliśmy bardziej slowiwnami niż potocznie rasom panów
czesc, reprezentantka GenZ się melduje
super wideo i mega ciekawe przemyślenia, szczególnie spodobało mi sie to co powiedziałeś na temat związków i rzeczywistego impaktu pójścia na strajk klimatyczny hahah. bardzo odświeżające spostrzeżenia, dziękuje za to.
jednak żaden z twoich punktów w sumie nie zaznaczył tego co zauważam u siebie i u ludzi w moim wieku jako coś co nas rzeczywiście „gryzie”. Zastanawiam się, czy można to nazwać rozczarowaniem, bo mi się wydaje ze to jest w tym momencie w wielu przypadkach już brak oczekiwań. W dobie internetu, szybkiej i fragmentarycznej informacji że codziennie świat się kończy, kolejna wojna się zaczyna, inflacja tryska w kosmos a każdy możliwy rząd to to, a wielkie firmy to tamto…. no to ciężko nawet wyobrazić sobie jakieś miejsce na świecie. dlaczego wiec wybierać? Skoro rynek pracy i ogólnie świat wokoło nas tak strasznie się zmienia, i tak wielu dramatach się dowiadujemy w takich szczegółach… jaki ma sens ze ja wybieram sobie jakaś drogę z tak wielu możliwych skoro i tak zaraz coś sie spierdoli, świat sie zmieni tak drastycznie (nie ważne czy przed zmiany klimatyczne, rozwój technologii, czy cokolwiek innego) że jakiś wymarzony plan na życie już ze nie będzie aktualny i możliwy.
Wydaje mi sie ze taki społeczny (albo medialny, nie wiem) negatywizm trochę odbiera poczucie sensu budowania, tworzenia, wybierania itp.
oczywiście influencerzy i celebryci w social mediach dla wielu tworzą jakieś nierealne oczekiwania w stosunku do życia, no ale zastanawiam się czy gen z jest aż tak głupia żeby być rozczarowana ze w realności nie żyje w taki sposób jak jakis influencer pokazuje swoje życie na instagramie. To nie wydaje mi się głównym problemem.
Po co wybierać drogę? bo fach w rękach przyda się niezależnie od sytuacji. Jesteś dobrym kucharzem to i na wojnie i w luksusowym hotelu coś upichcisz oraz rodzina na święta to doceni. Porządny mechanik naprawi czy to czołg czy Bentleya w zależności od potrzeb.
Nie jestem z pokolenia Z,skonczylam studia i weszlam na rynek pracy w 2008,ale i tak wiele tych slow i tez do mnie pasuje, rodzice rowniez mi powtarzali,ze najwazniejsze na swiecie sa studia i nauka, mam teraz dosc dobra prace,ale nie jest moja pasja i tak sobie mysle,ze mlodzi ludzie powinni starac sie znalezc to ,co kochaja i zastanowic sie,czy to mogloby byc zrodlem
Zarobku,swietny material Szymonie!
Takie przemyślenie na szybko: kiedyś młodzi ludzie startowali z gorszego poziomu, ale mieli perspektywę (nadzieję) na poprawę swej sytuacji. Obecnie młodzi ludzie mają wszystko (zapewnione przez rodziców), ale wejście w dorosłość wiąże się raczej z pogorszeniem jakości życia. Może w tym tkwi problem?
dorzucać sie 1000zł do kosztów u rodziców vs koszty kawalerki i dbanie o wszystkie zapotrzebowania samemu.
Można odczuć różnicę jeśli patrzymy z perspektywy wygody.
kIeDyś To LuDzIe MuSiEli SiĘ StaraĆ A teRaz to Te DziEci MaJą wSystKo ZapeWnioNe pReZ RoDzicÓw
Sporo racji. Wyjście ze strefy komfortu jest dużo trudniejsze niż działanie w desperacji gdy nie masz nic do stracenia
Porównajmy poziomy.
Ja musiałem zasłużyć sobie ocenami , by ojciec na koniec roku kupił mi za dolary i bony towarowe (udające dolary usa)ZX Spectrum.
Obecnie ja bez żadnego wymagania muszę kupić córce ajfona i to najlepiej najwyższy model , bo jak kupię zeszłoroczny to stanę się najgorszym ojcem na świecie.
Niby dwa pokolenia ale pomiędzy przepaść.
Między pokoleniem moich rodziców (rocznik 44) a moim (rocznik 73) nie było aż takiej przepaści , jak między moim a moimi córkami (rocznik 2004).
Co się stało?
@@sebastianrac6338 anegdoty z życia jednostki nie są reprezentacją różnic pokoleniowych...
Jestem z pokolenia Z i jaram się tymi czasami, namiastką kapitalizmu, rozwojem technologii i dostępem do wiedzy, IMO jest fajnie. Ostatnie 3 lata psują mi pogląd świrus, sytuacja u sąsiadów itp, jak będzie pod tym względem okej to mega fajne czasy do życia
A ja w sumie uważam że fajniej było na początku 21 wieku
Cytat z Fight Club'u świetnie trafia w temat, szczególnie do mężczyzn, którzy są rozczarowani rzeczywistością w jakiej się znaleźli i brak im sensu życia w związku z tym. Praca i kariera nie powinny być sensem i głównym celem życia. To tylko nieunikniony dodatek, który musi być, bo przecież za coś trzeba żyć.
Około minuty 16.25 mówisz o buncie przeciwko samowolce. Podobny motyw jest w utworze Tango Stanisława Mrożka - Artur (główny bohater) nie może się zbuntować, bo rodzice obalili wszelkie autorytety i przyzwoitości. Ciekawe zjawisko :))
I wtedy młody wrócił do starszych wartości, które doprowadziły do tragedii. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Potrzebujemy lepszych form, a nie odtwórstwa.
@@rusalka404Nawet nie do starszych norm, tylko do rytuałów z nimi związanych, kompletnie oderwanych od znaczenia i w innych realiach, jakby nagle odegranie scenki ślubu miało przywrócić tradycyjne wartości. Warto korzystać z dorobku wcześniejszych pokoleń, ale jak coś runęło to budowanie identycznej makiety na gruzach będzie w najlepszym wypadku parodią, w najgorszym wypaczeniem
U nas coś takiego było jakoś między 2007-2011 rokiem gdy, modne, ANTY-SYSTEMOWE było być konserwą, prawicowcem.
@@blazej799 Na szczęście dzisiaj możemy się buntować przeciwko swojej płci, przeciwko płci w której urodziło się dziecko i wychowtwac chłopca jako dziewczynkę żeby w wieku 5 lat mógł przejść zmianę płci
Dziękuję Szymonie, to dla mnie bardzo ważny temat. Podobno walczę z całym światem, miło że są inni.
Liczba trafnych uwag na minutę kwadratową tego filmiku robi wrażenie! Szczególnie trafne spostrzeżenia dotyczące kwestii wyboru, buntu, aktywizmu oraz relacji międzyludzkich. Chyba właśnie ten ostatni wątek, który poruszasz, jest najważniejszy - biorąc pod uwagę, że najnowsze badania psychologiczne oraz starożytna mądrość filozofów mówi, że to właśnie relacje są jednym z najważniejszych czynników szczęścia. Dzięki, Szymon, za Twoją pracę!
16:00 - wow mega ciekawa uwaga. Faktycznie z psychologicznego punktu widzenia fatalna sytuacja dla nastolatka dla którego bunt jest kluczowym elementem rozwoju osobowości.
"Tango" Sławomira Mrożka 😉
Tak standard życia się poprawia, tak jak i perspektywy i możliwości pracy. Tylko druga strona medalu jest raz taka o której Szymom wspomniał na temat braku przygotowania ale i rosnąca niepewność. Technologia rozwija się błyskawicznie, jesteśmy przebodźcowani masakrycznie, tak naprawdę my mlodzi często nie wiemy jaką drogę wybrać, co robić, obecnie trzeba również coraz częściej zmieniać i zwiększać kompetencje, ciągle walczyć by nie wypaść z rynku. Ja akurat zawsze byłem bardzo elastyczny ale widzę że wiele osób w moim wieku sobie z tym nie radzi. Nie radzi sobie również z tym ogromem informacji co chwilę media publikują coraz to nowsze "zawody przyszłości", mówią że wkrótce potracimy pracę na rzecz AI, straszą z każdej strony. Bardzo łatwo się pogubić w tym świecie i to jest chyba największy problem.
O ile z pierwsza połową monologu się zgadzam tam druga część mnie zmęczyła i nie dałem rady dotrwać do końca.
Szukanie siebie i swojej drogi jest cholernie ciężką pracą którą zdecydowanie warto wykonać jak chce się być szczęśliwym świadomym człowiekiem.
Rozumiem frustrację, ale nic nowego, że motłoch nie chce wykonać tej pracy, już bodajże Platon o tym mówił, że dla większości ludzi lepiej być niewolnikiem, kiedy ktoś im mówi co mają robić i jak i ten Pan zadba o ich egzystencję niż oni sami by mieli decydować i sobie, bo nie poradzą sobie i poumierają z głodu 💁🏽♂️
Moim zdaniem w kwestii edukacji niewiele się zmieniło. Miałem dokładnie takie same problemy 15 lat temu w 2008 roku. Też obiecywano mi że jak skończę "jakieś" studia to będę kimś "lepszym od innych". Pamiętam że właśnie wtedy w połowie "jakiś" studiów zacząłem sobie boleśnie uświadamiać że to nie była prawda 😆
To jest mega ważny odcinek, najlepszy od wielu miesięcy, albo po prostu trafił w mój gust. Stawiam na to drugie, co pokazuje, że z natury uważam się za kogoś mądrego, co oczywiście stanowi problem sam w sobie.
xDDD
Nie ma nic złego w uważaniu się za kogoś mądrego, zwłaszcza, że to nie trudne, kiedy wokół same debile.
Hej. Chciałam poruszyć wątek podejścia do związków, o którym mówiłeś, Szymonie. W dużej mierze się zgadzam, jednak są też punkty, co do których mam odmienny pogląd i pomyślałam, że się nim podzielę. Zacznę od podsumowania tego, co powiedziałeś. Przytaczasz idee przyświecające wchodzeniu w związki przez młode pokolenie, mianowicie przekonanie, że relacja z drugim człowiekiem jest od tego, abym "ja się czuł dobrze", a także, że drugi człowiek służy temu, aby "ja się mógł realizować". Następnie wspomniałeś o ideach przyświecających wchodzeniu w relacje kiedyś, mianowicie, że relacja dawała nam przede wszystkim poczucie własnej wartości, sensu, przynależności, tego, że to, co się tworzy, jest ważne dla kogoś. W tym miejscu chcę przejść do tego, w czym się z Tobą zgodzę: zgadzam się, że w dużej mierze ludzie mają obecnie nierealistyczne przekonania odnośnie relacji i traktują niejednokrotnie drugiego człowieka jak maszynę od zaspokajania ich własnych potrzeb, dlatego, gdy związek się kończy/zmienia albo gdy pojawiają się problemy - rozwiązaniem częściej jest rozstanie, aniżeli chęć pracowania nad związkiem. O ile to jest rzeczywiście domeną naszych czasów, wzmacnianą przez aplikacje randkowe traktujące wiązanie się jak transakcję, o tyle nierealistycznie przekonania mogą wywodzić się z jeszcze dalszych czasów, niż czasy pokolenia Z. Mam na myśli mit miłości romantycznej z odległej już epoki, którą poznajemy zarówno w szkole, omawiając literaturę romantyczną, jak również poprzez bajki - chociażby Disneya. A jaka jest ta miłość? Bezproblemowa i spowita wiecznymi uniesieniami. Jedyny problem, to zdobycie siebie nawzajem, a potem żyjemy cudownie z tą jedyną pisaną nam osobą do końca życia, chodząc po chodnikach usłanych różami i spijając sobie z dzióbków. Z niniejszego także płynie zatem przekonanie "miłość ma dawać szczęście, a jeśli jest prawdziwa, to nie będzie trudna i nie będzie problemów". Z pierwszymi słowami tego zdania się zgodzę, z ostatnimi nie. I w tym miejscu nawiążę do Twojej wypowiedzi, że w związku mamy się dobrze czuć: tak, uważam, że w związku mamy się przede wszystkim dobrze czuć, a nie szukać poczucia własnej wartości i sensu. Tak samo, jak nie powinniśmy szukać tutaj zaspokajania naszych wszystkich potrzeb przez drugą osobę. Zaryzykuję stwierdzenie, że zdrowy związek to relacja dwóch osób, które czują się wartościowe każde z osobna i czują, że ich byt ma sens także osobno i które zdominowaną część swoich potrzeb potrafią zaspokajać sobie same. Chęć przeglądania się w oczach drugiej strony, aby ujrzeć własną wartość - nie jest dobra dla człowieka i relacji, którą tworzy. Tak samo szukanie sensu przy pomocy związku. Powinniśmy go mieć niezależnie do tego, czy w związku jesteśmy, czy nie. Związek w moim odczuciu jest wyborem, że "idę przez życie i jest mi dobrze, ale z Tobą mój świat ma jeszcze więcej barw. Chodźmy razem". I to, co nam powinien dawać, to miłość, bezpieczeństwo i przynależność - o której wspomniałeś. Ja też uważam, że jest ważna. Zajebiście, jeśli relacja daje nam wsparcie w budowaniu zdrowego poczucia własnej wartości, odnajdywania się w życiu, szukaniu sensu i własnej drogi, ale "wsparcie" nie oznacza, że związek robi to za nas. Konkludując, związek nie jest ani po to, aby były same miłe wrażenia a nasze potrzeby pozaspakajane, ani też po to, aby budować na nim poczucie własnej wartości i przy jego pomocy odnajdywać sens w życiu. Jest on dlatego, że spotkaliśmy osobę, z którą decydujemy, że chcemy zbudować "nasz własny świat" uchodzący za bezpieczną przystań i dokonamy wszelkich starań, aby trwała na dobre i na złe, wliczając w to zarówno uniesienia i możliwość realizacji samego siebie, jak również gorsze chwile oraz trudności, z którymi przyjdzie się zmagać. Bez tego jednak - także jesteśmy świadomi swojej wartości oraz zdolni do poszukiwania drogi w życiu i realizacji samych siebie. Myślę, że to jest może być kompilacja tego, czego od związku pragnie młode pokolenie z tym, jak na związek patrzyły te poprzednie.
Sęk w tym, że to co w dłuższej perspektywie (nastu lat) utrzymuje (spaja) związek miłosny to przyjaźń. Natomiast pokolenie Z ma chyba największy problem właśnie z relacjami międzyludzkimi. Bez umiejętności zawierania przyjaźni wszelkie wady partnera potęgowane są ponad miarę, a problemy w związku, z którymi pokolenie moje, czy moich rodziców, radziło sobie w miarę dobrze, rosną tu do rangi muru berlińskiego, stając się gwoździem do trumny.
Wydaje mi się, że sporym problemem jest też pranie mózgu przez social media. Młodzi widzą tych pięknych ludzi, odnoszących same sukcesy, mają 200m apartamenty, będących ciągle na wakacjach, mających życie idealne . Baa.. w social mediach i każdy wasz znajomy jest lepszy od was, ma same sukcesy. Dlaczego? - Bo tylko sukcesy pokazuje, albo może i udaje, że taki sukces miał miejsce :)
Jestem chyba millenialsem (30 lat), więc mam może nieco szersze spojrzenie, ale wierzcie mi, że bliżej mi to Ztek, niż boomerów, jeśli chodzi o spojrzenie na świat. Też bym nie chciał i nie chcę zapierniczać od rana do nocy, z drugiej strony rozumiem, że życie nie polega na samych ekscytacjach i sukcesach. Trzeba sobie to uświadomomić, znaleźć swoją drogę, podejść do niej spokojnie i nie słuchać pier****ia kim masz masz być, bo to twoje życie. Znajdź co dla ciebie ważne, czym się interesujesz i idź w tym kierunku
Ale to boomerskie, tak idź w to co cię interesuje a potem siedź na bezrobociu po geografii kiedy mogłeś iść na informatykę i zarabiać 10 k. Po drugie tak na pewno zetki to debile którzy wierzą że 2 zdjęcia z wakacji w Paryżu to całe życie tej osoby :). Jeszcze najlepiej dopisz, że zabijają się z nudów. Stek boomerskich bzdur.
O nas milenialsach mówili to samo co o zetkach. Ze jesteśmy roszczeniowi, że chcemy gratyfikacji tu i teraz, że wymagamy za dużo. Nas też oszukiwano, że szkoła załatwi wszystko, studia są niezbędne, a sama przyszłość będzie dobra. Wpedzono nas w pułapkę stabilizacji co kolwiek by to oznaczalo, każdy kto myślał, że jego życie jest stabilne to końcówka 2019r to zweryfikowała szybko.
Pierwszy krok do szczęścia to odstawinie mediów społecznościowych.
@@bdg4life820 Co się stało w końcówce 2019 roku? COVID stał się głośnym tematem i realnym problemem dopiero w 2020 roku, ale może o czymś innym napisałeś.
Też jestem takiego samego zdania i sam widzę to po sobie ,kiedy człowiek zobaczy jak żyją ludzie w necie ,a potem porówna to ze swoim życiem ,to jakoś żyć się czasem odechciewa..
Cześć, podrzucam propozycję na odcinek: osiąganie sukcesu i samorozwój (droga do bogactwa np poprzez otworzenie własnej firmy itd itd) w porównaniu do głosów starszego pokolenia, które twierdzi, że sukces można odnieść tylko i wyłącznie za pomocą znajomości i najlepiej to nie wychodzić przed szereg i grzecznie pracować na etacie nawet jeśli nas to nie do końca satysfakcjonuje. Bardzo chciałbym usłyszeć twoją opinię na ten temat. Pozdrawiam.
Kochać to znaczy wspierać w dążeniach. Nawet jeśli jesteś atrakcyjną osobą która nie ma trudności w znalezieniu sobie kogoś kto chce z nami być, to i tak nie da sie na dłuższą metę dostawać uwagę i wsparcie bez odwzajemniania sie tym samym. A że łatwiej jest doceniać kogoś i interesować sie czyimiś sprawami wtedy gdy macie podobne cele i upodobania to właśnie tego trzeba szukać, bo to zwiększa szanse że to będzie trwałe i korzystne dla was obojga, a nie szukanie kogoś kto jest atrakcyjny i chętny, bo niestety obie te rzeczy nie są trwałe. :)
Ja rocznik 74, idąc do szkoły elektronicznej, byłem zapewniany że czekają na mnie miejsca pracy w Kasprzaku, Meratroniku, ERA i wielu innych zakładach. Po ukończeniu szkoły żaden z w/w zakładów ledwo co funkcjonował albo był w likwidacji, dodatkowo było potężne bezrobocie. Do dzisiejszego dnia nie przepracowałem jednego dnia w wyuczonym zawodzie elektronika.
No witam. Rocznik 97 z tej strony z zawodu monter-elektronik. Też nie przepracowałem ani jednego dnia w życiu jako eletronik.
5:00 - średnia ani minimalna pensja nie ma znaczenia bo zawsze mozna ją sztucznie zawyżyć, najważniejsze jest to ile jesteś za to kupić
Ale to też wzrosło.
@@kpc211jeśli przeliczasz na metry kwadratowe mieszkania to wręcz przeciwnie.
5:35 -większy metraż na osobę nie musi oznaczać, że mieszkanie łatwiej nabyć, może być również objawem wymierania społeczeństwa. Ciekawe jak wygląda wzrost ceny za m2 do wzrostu wynagrodzeń. Wydaje mi się, że w tym kontekście raczej ubożejemy.
@Omaygot Ambatukam Dzięki socjalizmowi nie płacisz 5 tysięcy za karetkę, bo mamusi serce stanęło. Już nie mówiąc, że państwo nie ustala ci ceny za m2, więc zapraszam do myślenia.
@Omaygot Ambatukam Zatem jedź do Ameryki i zapytaj, jak fajnie tam to wygląda.
Po komentarzach widzę, że mnóstwo osób przerabia obecnie na polskim "Tango" Mrożka.
Nie, po prostu przykład z filmiku idealnie się w tę sytuację z "Tanga" wpisywał. Ja miałem w szkole omawiane Tango jakieś 10 lat temu, zapomniałem już w sumie, że w ogóle była taka lektura, i kompletnie nie pamiętam jej szczegółów (i to pomimo, że miałem przykład z "Tanga" na prezentacji maturalnej - tak, był taki okres, że na maturę z polskiego przygotowywało się prezentacje, i załapałem się na jego końcówkę) - a też sobie to przypomniałem słuchając filmiku.
Jako Z-etka uważam, że ludzie decydują się na stagnację, nie rozwijać się z tego powodu, że jeśli nie jest się wybitnym i nie ma się szczęścia, farta to aktywne dążenie do sukcesu wiążę się z bólem, a chociaż aktualna sytuacja w naszym życiu nie jest kolorowa to da się do niej przyzwyczaić, być zadowolonym.
- Trzeba coś zrobić z klimatem!
- Ok, więc róbcie.
- Robimy! Krzyczymy!
- Aha...
Młodzi: ograniczam spożycie mleka i mięsa bo to zdrowe i ekologiczne
Nieco starsi: aa, soyboy! Pizdeczka w rurkach! Będę cię obrażał bo ja miałem gorzej!
Tak, korporacje zarabiają na niszczeniu klimatu miliardy, ale to przeciętny obywatel po 9h pracy ma zajmować się środowiskiem...
Od kilku lat, z roznym nasileniem interesowalem sie grafika 3d, najpierw na wlasna reke z tutoriali na yt czy z forum uczylem sie programu. Od konca 2022 roku kupilem kurs, zrobilem go w jakies poltorej miesiaca, w lutym kupilem kolejny kurs, bardzo dobrze sie przy tym bawie a jednoczesnie widze duzy postep i mozliwosci. Widze w tym swoja przyszlosc i juz wiem ze bede te kursy robil do momentu az nie ogarne programu na zaawansowanym poziomie, a byc moze nawet wtedy bede robil. Polecam kazdemu taka droge. Moze to byc tworzenie muzyki, filmow, rysowanie - niewazne. Jesli cos lubisz, jesli mozna w tym znalezc zatrudnienie to idz w to. Nie ma nic lepszego niz uczenie sie i jednoczesne czerpanie z tego niesamowitej satysfakcji.
No to pozdro zobacz jakie grafiki robi AI... Praca grafika jako pierwsza zostanie zlikwidowana ;) Muzyka juz powoli tez, poza tym na muzyce zarabia może 10% artystów - zresztą jak we wszystkim
@@marianpe5773 To tak nie dziala. To ze AI potrafi zrobic ladny obrazek, zgodny z opisem to nie jest cala grafika, to tylko jej malutki wycinek. Udzial czlowieka pozostanie istotny jeszcze przez wiele lat
@@marianpe5773 Chociazby dodanie szkieletu obiektowi 3d, a nastepnie jego zanimowanie zgodnie z potrzebami, realizmem jest nieosiagalne dla AI
I ty masz dobrze, bo udało ci się znaleźć to, co lubisz i się w tym spełniasz. Po prostu nie wpisujesz się w schemat problemów omawianych w filmiku. Problem w tym, że tego oczekuje się od wszystkich - a nie każdy ma ten komfort, co ty.
Mam takie wrażenie że pokolenie Moich rodziców chciałoby żebyśmy zarabiali miliony, a jednocześnie żebyśmy w wieku 23-25 lat mieli dom i dzieci.
Dzięki Szymon! Jesteś świetny. Pomagasz rozumieć dzisiejszy świat ludziom którzy nie zawsze znajdą czas żeby dobrze się mu przyjrzeć. Dzięki tobie krócej się błądzi w pewnych kwestiach. Zgodzę się z uproszczoną ideą że cel jest zawsze wspólny. Nigdy indywidualny. Gdyby był indywidualny to celem zawsze byłaby śmierć, a to nie miałoby sensu ;)
@Omaygot Ambatukam No dobra, może nie do końca precyzyjnie się wyraziłem. Może nie tyle cel co kierunek tego wszystkiego w czym bierzemy udział. Jasne, można sobie zawęzić perspektywę i myśleć o tym co będzie za miesiąc, rok czy 10 lat ale jest to w skali świata śmiesznie bezwartościowe tak samo jak nadrzędnie postrzegany indywidualizm. Jasne - słabi skupiają się na myśleniu o śmierci samej w sobie, ale nie mniej prymitywne jest skupienie się na indywidualnym hedonizmie. Wydawałoby się, że rozsądnym kluczem do spełnienia siebie w skali świata jest przyłożenie się do pchania go do przodu.
Jeśli chodzi o akutalną sytuacje mieszkaniową to akurat to pokolenie trafiło na ogromy kryzys mieszkaniowy który będzie się pogłębiał bowiem mieszkań budowanych jest coraz mniej, oczywiście standart życia rośnie, ale kryzys jest i patrząc na dane będzie sie zagłębiał
Na Zachodzie faktycznie tak jest, ale w Polsce ten kryzys mieszkaniowy jest od zawsze, a przez ostatnich 10 lat w sumie mieszkań budowało się więcej, niż kiedykolwiek wcześniej (może poza budową blokowisk w czasach głębokiego PRL-u - ale nawet wtedy budowano ich za mało, przecież normą było, że ludzie czekali na mieszkanie wiele lat... teraz też czekasz - listy kolejkowej wprawdzie nie ma, ale musisz sobie na nie uzbierać pieniądze).
Jestem w stanie zrozumieć Amerykanów mówiących, że ich rodziców, zarabiających jakąś podstawową pensję, było stać na kupno mieszkania czy domu, a ich nie stać i pozostaje im wynajem. Ale u nas sytuacja od lat się nie zmieniła, i tak jak kiedyś ludzi nie było stać na domy czy mieszkania, tak nie jest ich na nie stać nadal...
Bardzo ładna analiza. Borykam się z tym samym problemem chociaż jestem milenialsem. Moja matka zawsze miała takie podejście, że mogę robić w życiu to co chcę i to wszystko są moje decyzje i wybory, w które ona nie wnika. Niestety takie stanowisko powoduje bardzo duże zagubienie, bo skoro nikt nie nakreśla jakiś celów, dążeń, priorytetów to człowiek zadaje sobie pytanie "co w takim razie ma wartość" i człowiek stoi na rozdrożu miliona dróg i po pierwsze jakąkolwiek wybierzę, to potem ma do siebie pretensje, że może mógł wybrać lepiej, a po drugie nie wie która droga będzie prawidłowa, wie za to, że będzie oceniany za to jaki wybór podejmie i tak naprawdę w którą stronę nie patrzy to nie ma pojęcia co jest dalej na tej drodze. Dezorientacja to jest dosyć trafne słowo na opisanie tego fenomenu. Szczególnie w czasach gdy rodzice właściwie ze swoimi dziećmi nie spędzają czasu tylko wychowują nas media społecznościowe i wirtualni celebryci, a jak nie trzeba chyba długo tłumaczyć: większość z nich nie jest dobrym przykładem do naśladowania. Z drugiej strony widzimy jak idealizm prowadzi na manowce i w dobie molochów korporacyjnych i korpokracji w której nic nie masz do powiedzenia, i tak naprawde w 90% przypadków człowiek nie wie jakie znaczenie ma jego praca ponieważ w tak zatomizowanych strukturach zazwyczaj ciężko jest dojrzeć sens większej układanki, którego jednym z puzzli jest wykonywanie swojej części pracy. Nasi rodzice, dziadkowie tak owszem mieli większą motywację do pracy, chociażby z tego powodu iż emerytura była liczona z 10 najbardziej dochodowych lat życia, więc była widoczna jasno określona atrakcyjna nagroda za ciężką pracę. My nie wiemy nawet czy nasze emerytury ze składek które opłacamy do nas kiedyś wrócą albo czy nie będą tak śmiesznie niskie, że będziemy tylko do śmierci pracować na rzeczy, których sensu często nie pojmujemy. Swoją drogą mam wrażenie patrząc na opowieści moich rodziców, że ich nauczyciele za ich szkolnych czasów bardziej angażowali się w edukowanie ich i wyprowadzenie ich na ludzi. Gdy obecnie nauczyciele no tak mają z grubsza mówiąc "w głębokim poważaniu" to czy wyjdziemy na ludzi czy nie. Związki małżeńskie i instytucja rodziny też straciły swoją pierwotną ekonomiczną agendę, w której bogactwo liczone było liczbą dzieci, a przez to możliwościami produkcyjnymi i nie tylko. Może to zabawne, że o tym wspomnę, ale również szeroki dostęp do pornografii lekko wykrzywia oczekiwania dotyczące intymności, to że 90% pornografii w zasadzie polega na przemocy to jeszcze odrębny temat, ale dostępność do oglądania nagich kobiet jest większa niż była kiedykolwiek i mało która realna kobieta może konkurować z oczekiwaniami chłopaków z doswiadczeniem dziesiątek godzin oglądania sexbomb, więc nasuwa się samo z siebie pytanie czy warto dla samego zaspokajania pierwotnych potrzeb wchodzić w trudne relacje, których nikt młodych chłopaków nie nauczył - tzn. tego jak w ogóle powinny być one prowadzone aby były dobre - relacje wymagające dużo cierpliwości, pracy, władania nad sobą i swoimi motywacjami i uczuciami, znajomości siebie i drugiej osoby, rozwiązywania czasami złożonych problemów (psychologicznych i nie tylko). Wszystko to scala się w większy obraz świata w którym jest wszystkiego pełno i nic nie ma żadnego znaczenia. Widzimy także jak groteskowo partia rządząca manipuluje społeczeństwem i najgorszy może nie tyle byłby fakt, że to działa co przygnębiające jest to, że brak jest mądrych ludzi po stronie opozycji, którzy zaproponowaliby rozwiązania których MY chcemy. Mądre rozwiązania. Nie fanatyczne, wydumane albo strikte populistyczne. To jest prawdziwy kryzys autorytetów i ciężko mi nie odwołać się w tym do historii dekadencji starożytnej sparty do której to samolubne rządy starych dziadów ją doprowadziły. Kryzys jest głównie autorytetów. Nawet papież polak nie jest już dzisiaj święty (w rozumieniu wielu osób, że tu palcami na nikogo pokazywać nie będę). Hipokryzja dorosłych ludzi, którzy teoretycznie powinni być autorytetem też nie napawa nas optymizmem. Mam sporo mlodszych znajomych i jestem przez to w stanie zrozumieć co im w głowach siedzi.
To oczywiście jest raczej "apokaliptyczne" spojrzenie na sprawę, ale problemy nie są urojone. Tzn. ktoś ma szczęście jeżeli ma chociaż odrobinę ponadprzeciętny intelekt, na tyle aby być w stanie dokładnie zdefiniować w ogóle problemy. I przyznaję, że czasami chodzą po głowie takie myśli, że właściwie po co w ogóle się opierać problemowi zamiast po prostu nie posiedzieć przed tym bezczynnie i nie poczekać aż ten świat się rozsypie abyśmy mogli wziąć się w garść i go uratować. Kto nas tak naprawde słucha i myśli nad tym co mamy do powiedzenia zamiast nam mówić, że jesteśmy roszczeniowi i leniwi. Zwieńczę to wszystko to żartem z filmu "Bogowie muszą być szaleni"
"Ludzie siedzą przez 20 lat w szkołach jedynie po to aby nauczyć się orientować po świecie, który sami wytworzyli."
Zgodzę się ze wszystkim poza fragmentem od mieszkaniach. Wydaje mi się, że ceny mieszkań podskoczyły w Polsce wyżej niż zarobki i akurat one są dzisiaj trudniej dostępne, poza tym, istotnie jedna osoba żyje dzisiaj na większej ilość metrów kwadratowych niż kiedyś ale ma to związek z zapaścią demograficzną. Nie ma już modelu rodzice + 2 lub 3 dzieci na 40 metrach kwadratowych ale najczęściej jest to model rodzice bezdzietni lub jedno dziecko lub singiel. No i nie ulega wątpliwości, że od startu inflacyjnej zabawy w 2021 i podwyżek stóp procentowych standard naszego życia pogorszył się wyraźnie w stosunku do ostatnich lat.
to chyba lepiej dla was że w domu teraz nie macie brata i siostry, serio ludzie w Polsce mieszkają z rodzicami do 30 roku życia. Uznajmy że studiowali, i zakończyli edukacje w wieku 24-25 lat to co oni robili z pieniędzmi przez 5-6 lat? wystarczyło odkładać 10%-20% swoich dochodów co miesiąc aby mieć na wkład własny z 10% albo i więcej. Młodzi ludzie wydają pieniądze na potęgę, wszystko co zarobią a potem płaczą ze na duże inwestycje ich nie stać.
Ja miałem rodzeństwo jak wielu moich kolegów, i dokładanie się do budżetu było już w szkole średniej. Trzeba było sobie dorabiać. i udawało się jeszcze coś odłożyć co miesiąc. po 3 latach miałem na wkład własny. tylko się oszczędzało regularnie. ciężko było z umowa o prace (tylko ta kiedyś kwalifikowała cię do wzięcia kredytu na dom), rodzice dużo nie mogli pomoc bo mieli., nie uwierzysz po 3-5 dzieci.
Jestem kierownikiem dość dużej firmie e-com, wszyscy młodzi ludzie (może z jednym lub dwoma wyjątkami) się spóźnia do pracy, czasem nie przychodzą, nie wyrabiają norm, nie ma jak na nich polegać (ale awanse to oni bardziej zasługują niż taki 34 latek bez studiów, oni je maja)
Podsumowując:
1. macie mniejsze koszty utrzymania z rodzicami, więcej zarabiacie i więcej jesteście w stanie odłożyć niż my w naszym wieku.
2. Łatwiej wam o pracę na umowę niż nam, dużo ciężej jest wam stracić pracę, jest rynek pracownika, nie ważne jak robicie i tak będziemy ciebie trzymać bo ktoś musi zamiatać.
3. Łatwiej wam o awans w strukturach firmy, macie wykształcenie bardzo często wyższe, wystarczy że będziecie ciężej i lepiej pracować niż wasi współpracownicy. (ale trzeba chcieć)
4. Macie pełno źródeł jak i gdzie można oszczędzić czy dorobić. My musieliśmy eksperymentować, uczyć się na bledach.
Prosta Matma:
Pracujesz na umowie o pracę, zarabiasz minimalna i żyjesz z rodzicami (nie masz rodzeństwa = koszty utrzymania spadają) = 2360 zł, odkładasz z wypłaty 1000 zł co miesiąc resztę przeznaczasz na pomoc rodzicom czy swoje zachcianki. mieszkasz z rodzicami przez 3 lata? to masz 36000zł. sporo.
Jeżeli robisz nadgodzinny przeznacz je również na konto oszczędnościowe, staraj się jakoś dorobić ze 100-200 zł co miesiąc. to może dać ci w ciągu 3 lat około 5k-6k.
w ciągu 3 lat twoje zarobki mogą ulec zmianie, na lepsze, zdobywasz doświadczenie, wiedze itp. nie spóźniaj się, nie bierz dni na zadanie. pracuj efektywnie a po 3 latach pracodawca cię doceni jeżeli tak nie będzie zmień prace, często dostaniesz już lepsza oferte.
Są mieszkania na Mazowieckim 2-3 pokojowe które można znaleźć już za 500k, przed 30 możesz mieć nawet 10%-20% wkładu własnego, wiec gdzie tu widzisz problem?
Zarządzaj swoim budżetem, czasem i energia, jeśli nie potrafisz tym zarządzać tym bardziej nie będziesz umiał zarządzać majtkiem firmy, zasobami firmy, i nikt ci awansu nie da.
@@jerzyzysk6447 Wyliczyłeś, że przez 3 lata mieszkania z rodzicami i żyjąc na niskim poziome człowiek odłoży 36k, a potem piszesz o mieszkaniu za pół miliona gdzie przy obecnych stopach procentowych kredyt wyniesie cię ponad 2 razy tyle i albo będziesz spłacać go aż do śmierci albo go nawet nie dostaniesz wcale przez za niskie dochody. Chyba jesteś niepoważny.
"Jak masz zbuntować się przeciwko oczekiwaniu, że będziesz robił co chcesz?"
Bardzo prosto. Robić to, czego oczekuje od Ciebie Bóg, a nie to, na co wydaje Ci się, że akurat masz ochotę. Przeciwieństwem dla i bunem przeciwko brakowi zasad jest przestrzeganie zasad.
Jestem urodzony w 1988roku i świetnie rozumiem młodych ludzi, mając 19 lat zarabiałem więcej niż obecnie proponują mi pracodawcy, mogę pracować w dowolnym zawodzie a pensja jest tak mizerna, że nie mogę wynająć kawalerki, bo ceny są kurewskie w mały mieście na południu Polski. Studia mieszkałem w kilka osób, a strategia większości była taka, że albo związki dla wspólnego kredytu albo szerzące się kurestwo wśród młodych dziewczyn (temat dość powszechny). Przy przeciętnej pracy, która zajmuje 180h w miesiącu (o ile nie więcej) żeby nie można było się utrzymać bo ceny zapierdalają nieprawdopodobnie to jest chore.
Nie wiem Szymon o czym Ty do końca mówisz, ale Ci młodzi ludzie to mają więcej racji i mają o co mieć pretensje bo ten świat taki zastali, w kryzysie, degrengoladzie.
Porównywanie jest totalnie bezsensowne bo każde czasy mają swoje problemu a takie pierdolenie to jest właśnie na zasadzie jak ja mojemu ojcu a on i tak "zamknij mordę roszczeniowy gnoju, ja nie miałem nic więc ty nie musisz mieć"
To uzasadniony problem i katastrofa, której nie jesteś w stanie swoim "starczym pierdoleniem" wyperswadować. To jest realne cierpienie a Ci młodzi ludzie pokazują, że to wszystko idzie w bardzo złym kierunku.
Eh temat jest skomplikowany i rozumiem, że nie jesteś w stanie przerobić wszystkiego a dodatkowo jedziesz ciągle przez swoje filtry na pewno nie jest to dobra droga.
Oczywiście, że związki są po to żeby było dobrze i żeby się realizować a tą realizacją jest właśnie potrzeba posiadania potomstwa.
Co do relacji też bym się przyczepił ALE mi się już nie chce, muszę założyć kanał i może uda się podebatować bo chętnie bym z Tobą porozmawiał bo niewątpliwie jesteś mega inteligentny a to o czym dziś mówisz mówiłem jeszcze 1.5 roku temu a trochę zmieniłem przekonania jak przestałem narzucać swoją wizję a zacząłem słuchać aktywnie i kobiet i młodych ludzi i zastanawiać się nad swoim myśleniem, dlatego po pewnej transformacji dochodzę do nowych wniosków.
Pozdrawiam
Dobrze chłopie mówisz, miło się słucha tą mądra lawinę słowotoku :) ! 🎉
Pozdrawiam '92 :)
Rzadko się nie zgadzam z Szymonem, ale jest tu parę nieścisłości jednak:
- sytuacja mieszkaniowa - poprzednie pokolenia miały możliwość wykupu mieszkań komunalnych za 1/3 wartości, a aktualna sytuacja mieszkaniowa, jest patodegrengoladą do potęgi 100, bez perspektyw na jakąkolwiek zmianę (nie będę tego rozwijać, bo chyba każdy sam widzi co się dzieje);
- nie sądzę, aby mówienie ludziom młodym, że skończenie studiów miało mieć wydźwięk, że będzie się kimś wyjątkowym - raczej była to ocena sytuacji na rynku pracy, na którym jeszcze w latach 2000 - 2015 Pani od konserwowania powierzchni płaskich musiała się wykazać maturą, a do pracy w sklepie wymagano tytułu mgr inż., tę sytuację stworzyły właśnie poprzednie pokolenia, bo z uwagi na duże bezrobocie pracodawcy "dziadersi" mogli stawiać absurdalne wymagania, a jednocześnie konsekwentnie rozkładano system techników i szkół zawodowych, dewaluując tzw. fach w ręku;
- młodzi ludzie, patrząc na swoich rodziców, powiedzmy, że z przeciętnej klasy średniej, urobionych, umęczonych, śmiesznie opłacanych z pracy na etacie w jakimś pseudo-korpo-januszexie i porównując ich z jakąś panienką na YT, która pokazuje im, że się tak strasznie urobiła osobiście(!) montując filmik, że aż musi lecieć z partnerem na Majorkę, żeby odpocząć, kalkulują, że nie chcą udawać, że żyją, będąc trybikiem w machinie, jak ich "starzy" (nie popieram do końca, ale rozumiem ten tok myślenia, szczególnie, że ludzie młodzi nie mają za wielu punktów odniesienia do na prawdę trzeźwej oceny tego, jakie mają szanse na podobne życie jak ww. panienka);
- paradoksalnie, dawno temu rodzice nie rozmawiali z dziećmi, tylko wymuszali na nich określone zachowania, co zwykle kończyło się jako-taką stabilizacją życiową, mniej lub bardziej szczęśliwą, teraz rodzice niczego nie wymuszają, ale nadal nie rozmawiają, a co za tym idzie nie przedstawiają młodym ludziom możliwych konsekwencji nadużywania tej wolności;
Czy jest ciężej? Nie wiem. Na pewno jest inaczej, ale nie można mówić, że Gen-Z jest jakimś rozwydrzonym pokoleniem tylko samo z siebie, za zachowania młodych odpowiadają również starsi, tworząc takie, a nie inne warunki egzystencji.
PS Mam nawet parę lat więcej, niż Szymon, czyli nie bronię Gen-Z, bo z niej jestem.
@BrightSide -> nie wszystkie pokolenia. Jak byles z wyzu (82-84) i poszedles na studia, to nie miales mozliwosci wykupu + wszdzie duza konkurencja bo wyz + weszlismy do UE i w momencie wejscia na rynek pracy nagle ceny nieruchomosci odlecialy. Czy teraz jest lepiej? Na pewne nie pod katem mieszkaniowym. Sasiad w duzym miescie ma dom i dzialke jakies 20 arow i ma cala te przestrzen dla siebie, kolejne pokolenie na 10 arach obok, ma zbudowane male bloki na kilkanascie rodzin. Wiec pomimo, ze jestem z czasow gdzie na swoj sposob bylo przerabane, nie zamienilbym sie z mlodymi (chyba ze planujac wyjazd za granice).
@@syntaxerror3669 Oczywiście, nie uściśliłam, których pokoleń dotyczyła w miarę stabilna sytuacja na rynku mieszkaniowym.
Ja jestem z pokolenia wyżu 80' i uściślam, że to pokolenie naszych rodziców miało pod tym względem całkiem niezłą sytuację - mieszkania komunalne za fajną kwotę, mieszkania z przydziału jeśli pracowało się w tzw. służbie, które też można było wykupić za rozsądne pieniądze. To samo pokolenie psuło rynek, będąc tymi "głodnymi wilkami" w czasach, kiedy Państwo było otwarte na kapitalizm, a nie wypracowało jeszcze tylu zakazów, nakazów i miliona urzędników.
Wyobraź sobie, że ja będąc inżynierem budownictwa, zarabiałam i zarabiam do teraz takie pieniądze, które nigdy nie pozwalają mi na zakup mieszkania, bo co doczłapię się do podwyżki, to ceny mieszkań odlatują. Całe samodzielne życie, czyli od 18-go roku życia funkcjonuję na wynajmie.
Co swoją drogą świadczy jedynie o tym, że inżynieria budownictwa, to też nie jest dobre wykształcenie, o ile nie pracujesz jako kier-bud w Skanskiej, albo nie pójdziesz na swoje, robiąc przed tym pierdyliard uprawnień.
13:33 właśnie. Jest dowolność można wybrać cokolwiek. Wybór jest nieograniczony... więc co wybrać ? W co się zaangażować? Czego się uczyć? To jest ogromny problem tego pokolenia. Skoro wybór jest nieograniczony, to w takim razie trzeba się mordować żeby przeanalizować wszystkie opcje i wybrać prawidłowo. Bo owszem wybór jest, ale cokolwiek wybierzemy nadal wymaga czasu i pracy, a nikt nie chce żeby poszły one na marne. Przykład studiów, kiedyś na jakiekolwiek studia by się nie poszło to i tak było dobrze, bo było mniej kierunków do wyboru (ludzi z wyższym wykształceniem też owszem) więc praktycznie każdy z kierunków studiów był dobrym wyborem bo były to potrzebne specialnosci. Teraz jest ich mnóstwo co tak naprawdę tylko zwiększa szanse złego wyboru.
Ta, wybór... Można wstać z łóżka lewą nogą, można prawą. Można w ogóle nie wstawać... Jest wybór.
Szymonie dawniej właśnie było łatwiej niż teraz. Dawniej dziadek był rolnikiem, ojciec był rolnikiem i matka była rolniczką. Syn miał przejąć po nich gospodarkę więc od dziecka pomagał. Najpierw prace łatwiejsze typu wypasanie zwierząt na łące itp, a potem coraz trudniejsze. Dzieci uczyły się w znanym sobie środowisku i w wieku 18 lat umiały zrobić już wszystko co na wsi robić się powinno. Teraz tego młodego człowieka nie ma kto poprowadzić i ukierunkować. Zostawia się go samego, sam ma wiedzieć co lubi i co chce robić w życiu. Jednak gdy wybiera się zawód w technikum to młody człowiek nie wie czy jemu się to będzie podobać czy nie. Wybierasz bo a może akurat mi się spodoba, ale na praktykach orientujesz się, że jednak ten zawód nie jest dopasowany do twojej osobowości czy umiejętności.
Ha, ha. Mój pradziadek był rolnikiem moi dziadkowie także i rodzice też, choć ojciec skończył coś związanego z budowlanką i w młodości sezonowo pracował na budowach. Dlatego ja też ukończyłem technikum ogrodniczo-rolnicze i poszedłem studiować...filozofię, ha, ha choć rodzice mieli nadzieję na weterynarię ja też tego nie wykluczałem. Po kilku latach i przymusowej krótkiej zdrowotnej przerwie podjąłem jednak studia na innym kierunku związanym już z konkretnym zawodem, bo w między czasie zaproponowano mi pracę na pół etatu właśnie dzięki temu, że miałem za sobą ten kawałek porządnych studiów filozoficznych. I wróciłem też do dodatkowej pracy rolnika u rodziców, krąg życia się zamknął. Jeśli coś studiujesz porządnie, to czasami może się przydać w najmniej oczekiwanych okolicznościach.
W pewnym sensie mieli łatwiej. Ale ogólnie życie było dużo trudniejsze w prostym sensie biologicznym. Teraz w cywilizacji masz wszystko pod ręką - woda, ciepło, prąd. Łatwiej jest zapewnić sobie komfort i leżakować w łóżku. Ale niestety jesteśmy zwierzętami i nie lubimy tego.
Dlatego właśnie te niebinarne i biseksualne dzieci z bogatych domów są najbardziej „nieszczęśliwe”.
@Omaygot Ambatukam też
a co jak nie interesowala mnie gospodarka i paradowanie w gumiakach i dokarmianie swin chodzac w gnoju? CZy ty sie slyszysz wogole? xDDD
@@wowaone340to jeszcze pół biedy, ale co jeśli syn nie był jednynakiem? Jego bracia i/lub siostry, którzy nie dziedziczyli gospodarstwa już tak łatwo nie mieli.
Dorzucę parę osobistych spostrzeżeń.
Rocznik 03, jak patrzę na znajomych to wiele osób ma duże problemy z odnalezieniem się w życiu, bo po prostu nie zostali na nie przygotowani. Ciągłe rzucanie "jak dorośniesz to zrozumiesz", "jeszcze ci się stęskni za dzieciństwem" i kompletnie zero zapoznania z czymkolwiek, a następnie po prostu rzucenie na głęboką wodę. Nikt nie mówi jak to będzie w pracy, w prawdziwych relacjach w życiu, że po prostu podanie sobie ręki nic nie załatwi, że czasami lepiej odpuścić, że ludzie nad tobą po prostu mogą być idiotami.
Więc trochę nic dziwnego, że młodzi ludzie sobie nie radzą skoro zostali przygotowani do życia w kompletnie innym świecie i utwierdzeni w tym, że tak ma być.
Problemem często są też komentarze starszego pokolenia. Bo skoro nie zna się za dobrze świata to kogo spytać jak nie kogoś, kto jest tu znacznie dłużej? I zazwyczaj dostaje się odpowiedź, która była odpowiednia jakieś X lat temu, typu właśnie "idź na fajne studia, to będziesz dużo zarabiał", "przy pracy fizycznej to nic nie zarobisz", "idź do jakiejś dobrej firmy" i tym podobne. I tak dalej otrzymujemy ludzi przygotowanych na inny świat.
Nie wiem czy dobrze to rozumiem ale cieżko mi się zgodzić co teorii o związkach "ci do spełnienia potrzeb"
Jeśli oboje stwierdzicie że wchodzicie w związek żeby spełnic swoje potrzeby możesz po prostu stwierdzić "chce spełnić swoje potrzeby i mój partner/partnerka też chce spelnić swoje potrzeby" to po prostu spełniasz potrzeby partnera tak dobrze jak umiesz oczekując tego samego od drugiej osoby co pozwala na budowanie troski i zdrowej relacji
True, szymon troche tutaj ułożył teze pod swój argument, sam jestem z pokolenia z i nie znam osób podchodzocych do związków w tak uproszczony sposób
@@TheFakir121 Bo przecież nikt świadomie nie myśli "wejdę w związek tylko dla swoich potrzeb". Tu chodzi o to w jaki sposób się to objawia np. jeżeli coś tylko jest nie tak z partnerem to już się rozważa zerwanie. Ile razy to ja nie widziałem postów gdzie ktoś się żali, że druga połówka zrobiła coś nie tak, ale co nie jest bardzo złe, czyli nie mówimy o krzyczeniu i biciu, a wszyscy w komentarzach doradzają, żeby z nim zerwać albo że jest toksyczny czy że to w ogóle czerwona flaga i nie brnąć w to dalej
Robią to, a nie wiedzą, że to robią
Ale prawdą jest, że jak motylki wyfruną (mózg przestanie zalewać dopamina), to związek się rozpada, bo „już nie ma tego czegoś”.
Dokładnie tak jest, jestem rozczarowany studiami jakie skończyłem, nie potrafię zrozumieć dlaczego pracodawcy nie chcą płacić godnych pieniędzy, wszędzie wyzysk i wieczne oczekiwania,
Jakby co to pracuje nad sobą i rozwijam się dalej, aczkolwiek miałem po studiach czas wielkiego rozczarowania i braku chęci do czegokolwiek, każdemu odradzam studia (po za IT), lepiej wcześniej zacząć pracować nad rozwijaniem swoich umiejętności niż marnować czas na studia, które obecnie są nic nie warte (w większości przypadków)
Pozdrawiam wszystkie Zetki i powodzenia :)
@Bartosz Dobrowolski architekture, bardzo nie polecam, branża jest straszna, zarobki w arch to żart
problem tkwi w bardzo prostej rzeczy, ale zeby to zrozumiec nalezy podac przyklad pewnego plemienia Indian z bodajze Amazonii, gdy Indianie owi otrzymali telewizory nastapila fala samobójstw, a dlaczego? Powod prosty, nagle zorientowali sie ze zyja w bardzo kiespskich warunkach, ze swiat jest wielki, piekny i bogaty a oni nie maja zadnych szans na poprawe losu, beda dalej siedziec w dzungli i nic nie beda mieli. starsze pokolenia w Polsce zyly jako tako, nawet za komuny az tak zle nie bylo owszem mieszkanie telewizor maly fiat marzen szczyt ale jednak osiagalny, do tego naokolo wszyscy mieli to samo, jasne ze ktos mieszkal w domu inny w mieszkaniu ale dysproporcje nie byly az takie wielkie jak dzisiaj, ze jedni maja po kilka samochodow a inni jeden stary, do tego gdy taki mlody zaczyna prace za trzy tysiace to wie ze nie zacznie po latach zarabiac 10 tys tylko 4 lub 5 wiec maja problem, widza innych bogatych a im oferuje sie stawki gdzie kredytu na mieszkanie nie dostana, kiedys ludzie nie mogli wyjezdzac za granice do pracy a teraz mozna trzeba miec tylko dowod osobisty i nawet na magazynie zarobi trzy razy wiecej zatem oczywiste jest ze ma wymagania skoro zawsze moze wyjechac i mysle ze to jest glowny powod, gdy nasi rodzice musieli siedziec w kraju i zeby wyjechac trzeba bylo miec znajomosci to nie mogli wymagac a obecnie wpisujesz w google praca za granica bierzesz dowod i jedziesz wiec o co chodzi? zdziwienie ze mlody ma gdzies prace za grosze u wymagajacego szefa gdzie zawsze moze powiedziec prdl sie buraku i wyjechac? ja w ogole nie rozumiem tej dyskusji, oglupieliscie czy co? przeciez to zwykle prawo popytu i podazy, jesli oferujecie niskie stawki jednoczesnie stawiajac wysokie wymagania to oczywiscie taki mlody czlowiek majac do wyboru inna prace wybiera ja i tyle, oni nie siedza na tylkach tylko albo pracuja w Polsce albo za granica a wy dziwicie sie ze nie chca tyrac za grosze i poswiecac zycia dla firmy czyli goscia ktory za ich prace kupuje fajny dom i samochod dla syna, oczywiscie rozumiem ze taki szrf zeby miec tez poswieca duza czesc zycia ale on wie po co to robi i co z tego moze miec a mlody czlowiek pracujac za trzy z perspektywa po latach pieciu tysiecy nie widzi sensu i ma racje, po co mu to? dodam jeszcze ze w ogole rozwalaja mnie gadki my styarxi mielismy ciezko a mlodzi maja fajnie, no nie, nie moge takich bzdur sluchac, w Spocie do dzisiaj zyje starowinka ktora w wieku 18 lat trafila do niemieckiego obozu a od razu potem do rosyjskiego lagru, od 18 do 30 w obozach emerutura niska bo przeciez nie przepracowala lat a tu pajace mowia ze mieli ciezko w latch 90 a dzisiaj mlodzi maja lepiej, no ludzie, takie gadki sa bez sensu, kazdy chce zyc lepiej i jesli ma lepsza opcje to ja wybiera, jesli moga wybierac miedzy praca w Polsce a zagranica to wiadomo ze stawiaja wymagania, starsi w latach 90 tez mieli wybor, mniejszy bo mniejszy ale jednak a ta babcia nie miala zadnego, wiec nie dodawajcie sobie splendoru gadkami my to ciezko mielismy, ja mam 47 lat i tez mialem ciezko ale ciesze sie ze mialem 20 lat w 1996 a nie 1956 lub 1941 i nie narzekam ze mialem ciezko
Mam 27 lat i szczerze mówiąc borykam się ze wszystkimi problemami o jakich wspomniałeś, z podejściem do związków i ich sensu włącznie. Generalnie cały twój wywód to moje problemy i w duzym stopniu reprezentacja moich poglądów na ich rozwiązanie, co niestety nie spotyka się z aprobatą ani kobiet jakie poznaje przez lata, ani moje środowiska młodszych znajomych. Dziękuję za materiał !
Jak byłem nastolatkiem to się przescigalismy kto jet silniejszy, sprawniejszy, odważniejszy, bardziej przebojowy itd. Teraz jet kult ofiary. Wszyscy maja traumy i urazy z dzieciństwa i prześcigają sie w tym kto jest większą ofiara.
Kolejny filmik od Szymona ktory byl jak lekcja zycia od starego. Dziekuje
Naprawdę małe masz wymagania...
Mało który stary ci tak dogłębnie i obiektywnie wytłumaczy. A jeszcze ci powie, że narzekasz.
Jeść , pić , spać , pracować , leżeć z bratem przed telewizorem , przytulać się z bratem , jak tamagotchi . Tylko pić , jeść , spać , jak tamagotchi
Jeden z najlepszych Twoich filmów. Wszystkie stawiane przez Ciebie tezy oraz obserwacje pokrywają się z moim postrzeganiem rzeczywistości. Ze smutkiem konstatuję, że choć nigdy nie było lepiej, to zaburzenie równowagi między własną wszechazjebistością, a koniecznością empatii na innych odbiera im tak na prawdę zdolność wyboru, bo nie mają do czego się odnieść. Twoje porównanie do skrzyżowania, a ja dodałbym to, jak kiedyś TV z satelity, a dziś pincet netflixów. Bez jakiegoś guidera, kompas wariuje.
Świetny materiał. Szczerze go Ci gratuluję.
Netflixy to najmniejszy problem, znajdujesz to, co podchodzi pod twój gust, swoją niszę i na tym bazujesz i się cieszysz. Guiderów, polecaczy i wyszukiwarek masz miliony w internecie w tym temacie. Wybór drogi życiowej jest nieskończenie bardziej skomplikowany.
jestem rozczarowany, że moje tiktoki maja tak mało wyświetleń, domagam się wiecej, dużo wiecej, żądam, żeby algorytmy wypromowały mnie na znaczącego celebrytę - to mi się należy 😉
rocznik 1996, ze wsi
To prawda. U mnie był ogromny nacisk na naukę ze strony rodziców (odpowiednim słowem chyba jest "tyranie"). Jednym ze skutków ubocznych była obowiązkowa wizyta/wizyty u specjalisty (a nawet krótki epizod z przepisanymi środkami), obniżenie motywacji, oraz zobojętnienie do wielu rzeczy.
Pozytywem tego było wykształcenie które pomogło mi znaleźć dobrze płatną pracę (choć nie było obowiązkowe uzyskanie "papierka").
Teraz jest etap motywowania siebie do rozwoju zawodowego oraz szukania czegoś czego robienie będzie sprawiało satysfakcję. Jeśli chodzi o pracę to przy wyborze firm unikam takich oferujących presję czasu.
Jeśli chodzi o jakikolwiek związek to zawsze dochodzę do wniosku że to nie dla mnie.
Odnośnie transakcyjności to niestety się nie zgodzę. Taka jest natura ludzka, czy to starożytność, czy teraźniejszość. Zawsze chodziło o zysk oraz redukcję kosztów, długo i krótkoterminowo.
Na koniec moje motto. Bóg jest egoistą, bo jakby nim nie był (czyt. byłby obojętny), to by nas nie stworzył.
Moim zdaniem źródłem całego problemu (jeśli można to tak nazwać) są: 1. Ceny nieruchomości - one rzutują na wszystkie aspekty życia i 3/4 wyborów jakie podejmujemy. Chętnie podyskutuję, ale wątpię że wszystkich czytających interesuje ekonomia. 2: ZATRWAŻAJĄCE niezrozumienie tempa zmian technologicznych i społecznych (najszybsze w historii ludzkości) oraz denializm. W skrócie - tzw. beton. Ludzie którzy nie rozumieją rzeczywistości, lub wydaje im się że co było to wróci - kształtowali i dalej kształtują (jakby nie było pod przymusem) przyszłość następnemu pokoleniu.
Tu Rocznik'01. Co do studiów to prawda, podejście rodziców serio wygląda tak "pójdź na cokolwiek to będziesz mieć pracę". Przez to za ich namową od razu po liceum poszedłem na gówniany kierunek i na szczęście po roku zmieniłem go na coś co lubię, jest chociaż trochę praktyczne i chciałbym iść w tym kierunku. Nie traktuję też studiów jako "drogi do sukcesu i ogromnych pieniędzy" tylko raczej jeden ze sposobów na zdobycie pracy w branży w której chciałbym się rozwijać, a wiedzę ze studiów staram się powoli uzupełniać kursami i samodzielną nauką. Co do pracy to doznałem pewnego rodzaju zaskoczenia, gdy przez całe wakacje pracowałem na magazynie. Przez to co się słyszy o naszym pokoleniu to bałem się że będę traktowany jak jakiś leniwy debil a okazało się że szef sam mnie chwalił i chciał żebym został na dłużej. Więc sam już nie wiem co myśleć. Pozdro tego typu benc kończę bo długi ten wysryw😎
To samo o studiach mowili mnie i moim rowiesnikom, rocznik 89 xD
mnie prywatnie dołuje to że nie będziemy w bliskiej przyszłości większością dopóki żyją pokolenia nad nami będą mieć nad nami demokratyczną władzę a z tego wynika że nasza młodość i jej postulaty są traktowane jak fanaberia a nie problem społeczny
ps jako człowiek urodzony w 00 to gryzie mnie też reklama letyshops XD
ja osobiscie będąc powiedzmy pokoleniem Z czesto po prostu nie wiem co robic, mam ogolny plan na życie , mam hobby które długo szukałem, ale generalnie mnie przytłacza ogromny wybór rzeczy jakich moge zrobić i albo nie wiem za co sie zabrać co bedzie dla mnie dobre , co mnie rozwinie itp , albo nie mam na to czasu/ pieniedzy/ możliwości/ motywacji. To dziwne ale tak jest i mnie to czesto przytłacza jak np czasem mam czas wolny i wtedy mógłbym faktycznie coś zrobic ale co i po co i czy nie zmarnuje tego czasu? to cieżkie
Mimo, ze jestem od Ciebie znacznie starszy, to poprawiles mi humor.
Główne źródło problemów pokolenia Z - jest to pokolenie testowe, w żaden sposób niezaadaptowane do obecnej rzeczywistości, czyli nowej ery ludzkosci - ery technologii i Internetu, świata, którego postęp galopuje 10x szybciej niż normalnie. To dzisiejsi młodzi mierzą się z konsekwencjami zbyt szybkich zmian i zmiany te stają się iednocześnie ich częścią, być może nawet definiują nich samych. Pierwsze pokolenie urodzone w takiej rzeczywistości skazane jest na niepewność i przymusowe ucieranie szlaków. Ludzie dojrzali żyjacy w tych ,,zmiennych" czasach dorastali w innej, stabilnoejszej rzeczywistości i zwykle nie muszą już martwić się znajdowaniem w niej miejsca, w odróżnieniu do młodych, stąd róznica w jej odbiorze. Byc może jest to podobne zjawisko do trudnej drogi rozwoju dla pokolenia młodzieży dorastającej w czasach innych nagłych zmian rzeczywistości, np. po wybuchu wojny?
Tak tylko przypomnę, że około 100 lat temu mogłeś się urodzić w Imperium Rosyjskim, mieszkać w Polsce, pod okupacją ZSRR, pod okupacją Niemiecką, pod okupacją ZSRR i umrzeć w PRL nie ruszając się z domu.
@@blazej799 i w każdym momencie tak samo jebać na polu tymi samymi narzędziami
@@hggs7559 Porównujesz wiek XIX do współczesnych zmian? Wtedy to zjawisko rowniez miało miejsce. Ludzie musieli zaadaptowac się do wielogodzinnej pracy w miastach, czyli całkowita zmiana doby, warunków życia itp. Nie wiem czy bylo bardziej czy mniej intensywne niż dzis, ale na pewno bardziej niż zmiany za czasow pokolenia Baby boom czy millenialsow. Tylko nie wiem co to wnosi do dyskusji, mówiąc szczerze. Że dzisiaj nic się nie zmieniło? Czy dwadziescia lat temu było mozna dosięgnąć kazdej powszechnej informacji tego swiata przy pomocy kieszonkowego gadżetu? Czy obieg informacji był praktycznie natychmiastowy? Czy tempo konsumpcji treści było jakie teraz? Czy ludzie z dwoch koncow swiata kiedykolwiek mogli komunikowac się tak łatwo jak teraz? Rewolucja przemyslowa XIXw odbywala sie na przebiegu +- 100 lat (nie pamietam dokladnie), a my tą rewolucję przeszlismy w +- 10 lat. To, jak bardzo dzisiejszy swiat nie nadąża za samym sobą widać np. po róznorakich patologiach Internetu, systemie edukacji albo po prostu w ludzkich relacjach. Tu nie chodzi o to, jak dużo jest zmian, a jak bardzo koncentrują się one w czasie i w konsekwencji burzą sprawdzone, stabilne i dotąd bezpieczne schematy, ktorych nie da się już przełozyc na tak dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość. Nie widzę zadnej iluzji, widzę oszołomione społeczeństwo
@@blazej799 Dziękuję za przypomnienie, ale czy to Ruskie czy to Pruskie, czy z batem czy pod butem, życie codzienne przykładowego chłopa Bogusława wyglądało mniej więcej tak samo każdego dnia przez całe 65 lat jego trwania.
@@fum4491 ale już życie kowala Antka mogło wyglądać tak, że zaczynał je nie wiedząc co to elektryczność, a kończył przed telewizorem, oglądając lądowanie na Księżycu.
Jak zawsze na temat.
Nie należe do pokolenia Z jakby coś.
Zawsze gdy masz plany są również bariery .
Bariery które nie tylko są pod wzgledem wiedzy, ale także brakiem doświadczenia.
Dopóki nie zaczniesz się wpasowywać do otoczenia.
Choć tego nie chcesz państwo mówi a będe tym a potem tym okej ale otoczenie mi nie pozwoli na to albo pobrałem wiedze z otoczenia i wymagają ode mnie więcej niż uzyskałem.
I co wtedy się dzieję? Człowiek stoi w miejscu nie może się odnaleźć stacza się z rzeczywistością i wyładowuję złość na władzy , która stworzyła takie mu warunki.
Bo nie ukrywajmy każdy z nas ma w sobie coś z dziecka:)
A wszystko co bawi to także uczy i tak patrzymy na życie.
Druga sprawa to oddziaływanie społeczne.
Social media i inne komunikatory które mogą rozłamać człowieka psychikę od poszewki.
Tylko dlatego bo nie walczy sam ze sobą wszystkie wartości które pozyskał od pokolenia starszego zrzucają go ze schodów.
Przez co nie może pogodzić się z rzeczywistością że oddziaływanie socjalne ma swoje zarówne plusy jak i minusy .
Jeśli chodzi o relacje to social media są tragiczne. Bo wszystko uprzedmiotowują.
A jak sam wspominasz jest inaczej.
Kolejna rzecz stereotypy ludzi to też wpływa na otoczenie szczególnie na media które są tylko szpilką w formie ośmieszenia innych( głównie feministyczna natura) co odbiera im pewność siebie jeśli bierze wszystko na poważnie bo są też wyjątki.
Jedyny plus z social mediów to tylko dostęp do świata. Ale nie zapewni ci to samo co rzeczywistość i tego się trzymaj.
To tyle dziękuje.
16:20 Doslownie o tym mówi lektura szkolna - Tango S. Mrożka.
Dokładnie o tym samym pomyślałem
Bardzo dobry materiał. Sam mam jestem z 2001 roku, w prawdzie w pracy idzie mi bardzo dobrze jak na razie, jednak czuję, że w moim związku jest coś nie tak. Nie czuję się tam dobrze. Ten film dał mi nieco do myślenia, aby spróbować spojrzeć na tę relację jeszcze z innej strony. Mówię tu o określeniu " nasz mały świat", czy nazwanie wprost odpowiedzialności za drugą osobę.
Nie należę do młodzieniaszków, ale mam za to dzieci w młodym wieku. I to co Ty Szymonie mówisz o tak zwanym wzroście dobrobytu to szkaradna demagogia! Od Początku transformacji praktycznie w Polsce młody przeciętny człowiek nie ma najmniejszych szans na stabilizację Wyjątek jedynie stanowią tu nieliczne grupy zawodowe z dziedziny informatyki, medycyny (i to nie zawsze - trzeba mieć trochę szczęścia) oraz ci którym rodzice zapewniły start życiowy i zawodowy. Reszta to wegetacja. "Kto niby jest bogatszy"? Chyba tylko ten który załapał się na jaki taki biznes, ale to pokolenie średnie i starsze. "rynek mieszkaniowy lepszy"? dla kogo? Dla tego kto rozpoczyna pracę za minimalną krajową bez wspomagania rodziców? Samodzielnego młodego człowieka rozpoczynającego pracę stać na kilkaset tysięczny kredyt? O czym ty mowa. Tym którym cokolwiek się polepszyło to ewentualnie 20% populacji! Mógł bym jeszcze opisywać szereg elementów życia zawodowego, społecznego które praktycznie są niestabilne i ulegają ciągłym niekorzystnym przemianom wpływają w negatywny sposób na losy młodych ludzi.
6:15 to raczej z poprzedniego pokolenia, jestem z 91 roku a już na etapie mojej nauki było wiadomo że studia same w sobie nic nie dają, a zawód robola typu spawacz, murarz, elektronik, hudraulik, glazurnik daje dużo lepsze perspektywy.
I zawsze tak było. Przynajmniej w Polsce.
miej odwagę niczego nie osiągnąć
W końcu ktoś mówi o tym, że Pokolenie Z jest tragiczne... tylko płacze, zamiast działać
Dziś wyjątkowo jestem pod wrażeniem Panie Szymon. Dziękuję
No i w punkt. Mniej social mediów i ludzie będą zdrowsi. Za moich młodych czasów połączenia przez modem, internet był po to żeby poznawać nowych ludzi. Teraz służy do pokazywania fikcji życia dla uzyskania aprobaty obcych ludzi. Co poszło nie tak?
1. Social media zamiast kontaktów z żywym człowiekiem
2. Zbyt indywidualistyczne podejście do życia
3. Odejście od wiary, nie otrzymując nic w zamian dla życia duchowego, poczucia sensu
4. Umniejszenie wartości rodziny, rodziców, posiadania dzieci
Wychowywałem się na przełomie 90/2000, było różnie (wysoka przestepczosc, bezrobocie, praca jako przywilej) ale absolutnie nie zazdroszczę dzisiejszym młodym wchodzącym w "dorosłe" zycie
Ja bym największy problem widziała w przepaści pokoleniowej, podbijanej jeszcze rozwojem technologii. Rodzice pokolenia Zet mają jeszcze przestarzałe spojrzenie na świat, gdzie Internet to jedynie zagrożenia zboczeńcami na chatach. Obstawiam, że mało który rodzić tłumaczył im, że instagram to nie jest prawdziwe życie. Do tego rodzice nadal żyją w przeświadczeniu że jest jedną słuszną drogą życiowa, dostali jeszcze więcej narzędzi aby to na swoich dzieciach wymuszać. Oceny do wglądu w każdej chwili, możliwość sprawdzenia czy dziecko było w szkole, gdzie jest teraz, zawsze można zadzwonić i sprawdzić. Niby mogą wszystko Ale rodzice o wszystkim będą wiedzieć i wszystko mogą od razu krytykować. Nawet jak się wprowadzisz to będą wydzwaniać. I nie możesz powiedzieć że nie ma Cię w domu. Niby mają wolność Ale nie mają.
Czyli winnymi są rodzice? Rocznikowi należę do Mil., ale mam nieco znajomych posiadających dzieci. Większość jest dosłownie przerażona swymi pociechami, a przede wszystkim ich biernością i pragnieniem statusu, na który niczym sobie nie zasłużyli. Na to trzeba sobie zapracować, a nie dostawać z urzędu, a myślę, że to jest problem tych młodych pokoleń. Brak cierpliwości i to co się z nim wiąże w dłuższej perspektywie
@@wbfwbl8434 to wina olbrzymiej przepaści między pokoleniami, rodzice tak zostali wychowani, coś tam w między czasie przystosowali do obecnych czasów Ale jak widać nie kompensuje to tego wielkiego przeskoku. Czasu nie cofniemy, może następne pokolenie będzie już miało więcej wspólnego że swoimi rodzicami i będzie im już łatwiej.
@@ZloteJajko ma czym polega wg Ciebie ta wielka przepaść?
26:53 aż cieplutko się na serduszku robi ☺️
DUUUŻE serducho ode mnie ❤
0:25 "Starych dziadów takich jak ja", chyba sobie założę zeszyt na te wszystkie te twoje teksty Szymon XD
Ale co to ma być za wyjątkowy tekst, by trzeba było go aż zapisywać? XD
@@TheBossCrissCross na obozie harcerskim Zuszek do Zuszka: "kiedy byłem mały..." - kontekst też ma znaczenie ;-)
Polecam artykuły Natalii Hatalskiej o gen Z zarówno w kontekście nauki jak nie podchodzić do młodych z wyższością i dziaderską perspektywą, jak i w celu innego (pozytywnego) na nich spojrzenia.
Jestem z gen Z i jedyne co mnie gryzie to to, że przez następne 40 lat będę musiała klepać robotę 5 dni w tygodniu 8 godzin dziennie tylko po to żeby w nagrode dostać trochę wolnego czasu na emeryturze zanim umrę. Tak tak, wiem, społeczeństwo musi jakoś funkcjonować więc o któtszych godzinach pracy można pomarzyć i wgl zamknij jape i przestań narzekać, WIEM. No ale sory, kiedy twoją jedyną opcją na zakup mieszkania (a musisz je kupić, bo co to sąsiedzi pomyślą) jest mieszkanie z rodzicami przez +/- 8 lat przy odkładaniu 90% pensji, to trudno być super optymistycznym i zmotywowanym. Do tego dochodzi czas studiów (jeśli chcesz konkretny zawód), gdzie też dużo nie zarobisz no chyba że zaoczne + praca na pełny w tygodniu, ale z drugiej strony czy warto tak zapierdalać po to durne mieszkanie i poświęcać czas, który mógłbyś spędzić z bliskimi albo na hobby? Życie jest w końcu jedno i niby niebo na ziemie nie spadnie jak kupisz mieszkanie w wieku 30-35 lat a nie 25, ale znowu, w końcu nie chcesz rozczarować rodziców, sąsiadów, i koleżanki twojej starej, a słyszałeś, że jej syn studiuje prawo? No a ty co tylko rachunkowośc, eee to bez perspektyw. Itp, itd... I to ocenianie, ocenianie, ocenianie.
Wybacznie ten wywód, musiałam. Podsumowując, to mnie gryzie ale i tak będę zapierdalać przez następne 40 lat, może coś zainwestuje i się uda mniej ale zobaczymy. Powodzenia dla wszystkich gen Z!
To jest bardzo ważna uwaga.
Nie jestem pokoleniem Z (jestem rocznik 1991), ale wiem, że gdybym obecnie nie miała męża i dzieci i kreatywnego hobby, to bym nie wytrzymała chodzenia do bezsensu pracy 8-16 i wizja o której piszesz załamała by mnie. Bardzo liczę na to, że zanim moje dzieci dorosną to bardziej popularne stanie się praca na 3/4 etatu. Wiem że wiele firm w wielu krajach testuje te rozwiązania.
Praca po 37,5h tygodniowo bo masz przerwy jest pewnym luksusem rodem z zachodniej Europy. Popracuj po 12h 7 dni w tygodniu to zarobisz więcej. Wysokie ceny produktów czy mieszkań to wynik 500 plus waszego pokolenia i ciągle rosnącej pensji minimalnej. Nie musisz się porównywać do innych a studia są również opłacane przez podatników. Pozdrawiam
@@karolwilczewski9284 Ale gościu pleciesz androny. 12h 7 dni w tygodniu? Super, zajebista wizja będę tyrał jak wół żeby dostać trochę PLNów więcej, co i tak nie zmieni mojej sytuacji, atylko przyspiesze zakup mieszkania o pare lat, chociaż chuj wie, bo zazwyczaj starzy ludzie którzy mają już niedaleko na drugą stronę, twierdzą że ich to nie obhcodzi wszystko, bo itak zaraz umrą i głośują na to pierdolone PIS i PO zamiast zmienić coś w tym zajebanym kraju w którym trzeba WEGETOWAĆ za najniższą krajową. Dostanie pracy z porządnymi pieniędzmi graniczy z cudem jesli nie masz studiów i MINIMUM kilku lat doświadczenia zawodowego czyli w wieku 30 może lat zaczniesz dobrze zarabiać.
A studia są opłacane przez podatkników, to chyba największa głupota jaką przeczytałem. Ktoś z mojego grona zapierdalał po właśnie 12h w sklepie jako student od ponidziałku do piątku za 6/h żeby opłacić sobie te studia i mieć co zjeśc, a w weekendy studia. więc prosze nie peirdolić kocopołów, bo sie nóż w kieszeni otwiera, tak samo jak z tym że 500+ i mieszkanie+ to wina naszego pokolenia. Nie to wina ludzi, którzy by chcieli dostawać wszystko za darmo i są to osoby w wieku zazwyczaj własnie 30+, bo młodzi polacy spierdalają za granicę zarobić i dopiero się w tym kraju wybudować ewentualnie zostają już na stałe za granicą.No i zazwyczaj myślimy racjonalnie,bo myśle ze duża część osób z naszego pokolenia chciałaby dzie3ci, ale wie że w Polsce by nie przeżyli za te śmieszne pieniądze, a nikt z nas nie chce się zatyrać na śmierć i wegetować tylko dać tym dzieciom możliwości rozwoju, a nie widły do ręki i zapierdalanie w polu od świtu do nocy.
Problem leży też w tym że masz za dużo informacji o innych ludziach. Biorąc telefon do ręki od razu dostajesz od youtubea, facebooka, instagrama, snapchata masę informacji o tym że jakiś Maciek z Krakowa, Jessica z Londynu, Swietłana z Białorusi mają wspanialsze życie od ciebie, jeżdżą 10 razu w roku na wakacje, jeżdżą luksusowymi samochodami (a na oko są w twoim wieku albo jeszcze młodsi) Tylko że to jest znikomy procent społeczeństwa. Ale gdybyś nie miał informacji o tych ludziach to jak to powiedziałeś "5 dni w tygodniu 8 godzin dziennie tylko po to żeby w nagrode dostać trochę wolnego czasu na emeryturze zanim umrę" uważałbyś za normalne, twoje otoczenie również
Nikt ci nie zabrania założyć firmy
Rozmawiałem kiedyś z pewnym człowiekiem, który powiedział mi, że właśnie ta wolność i brak ograniczeń, swoboda podjęcia każdej decyzji powoduje w młodym pokoleniu... interpłciowosc/niebinarnosc/itd. Uważał on, że to jest współczesny punk - że kiedy możesz wszystko, szukasz tego na co nie masz wpływu i buntujesz się przeciwko temu. Dlatego jest taki "bunt" wobec własnej płci. Tylko powtarzam...
Jaki masz ogólnie pogląd na "podział pokoleniowy" w kontekście Polski?
Daty, które podałeś (1995-2012) to są chyba daty utworzone na podstawie amerykańskiego społeczeństwa?
W Polsce mimo wszystko działy się trochę inne rzeczy i ustrojowo i jeśli chodzi o rozwój samego kraju, więc zawsze mnie zastanawiało, na ile ten podział jest zasadny.
Ogólnie super odcinek.
Moim zdaniem największą bolączką jest to, jak wielki jest teraz kult osób "ponadprzeciętnych".
Teraz bycie "w normie" nie jest czymś dobrym, a czymś, co w ludziach powoduje poczucie gorszości. IQ na poziomie przeciętnym? Teraz to niemal to samo, co poniżej przeciętnej, bo wszyscy (łącznie z rodzicami obecnych, małych dzieci zapisujących je na pierdylion kursów) mają wyśrubowane oczekiwania, zamiast po prostu się od siebie odczepić i zacząć żyć.
Ciężkie tematy, dobrze, że o nich mówisz.
Ludzka psychika nigdy nie była w warunkach gdzie możesz zobaczyć życie tylu osób jednocześnie poprzez social media - samo aspirowanie do bycia lepszym, spoglądanie na tych "liderów" jest czymś naturalnym, jednak kiedyś w najlepszym wypadku grono osób, z których mogłeś wybierać tego "lidera" to była wioska lub szersze grono znajomych, a nie kilkaset obserwowanych na IG i to z topu całego kraju a nawet świata.
Tak w uproszczeniu generacja Z to ludzie wychowani w społeczeństwie cyfrowym. Rozwój Neostrady to lata 2003-2004, w tym samym czasie upowszechniły się też w Polsce telefony komórkowe. Tak więc ten przedział wydaje się całkiem ok, bo osoba urodzona w 1995 roku jedynie wczesne dzieciństwo spędziła w świecie ,,analogowym''.
Myślę, że jeśli chodzi o możliwości - rzeczywiście obiektywnie jest ich więcej, ale paradoksalnie nie musi to działać na korzyść. Na co dzień obserwujemy, że można zostać kim się chce, przebranżowić itd, ale rodzice lub rodzina, którzy nadal uważają że powinno się zostać akurat lekarzem, prawnikiem czy też spełniać inne ich ambicje powodują, że to jest kolejny dysonans (myślę, że nie jest to wcale aż tak marginalne zjawisko). Kiedyś były do wyboru 3 zakłady pracy na wiosce, ale też nie czytało się codziennie w gazecie, że ktoś zupełnie taki jak ty zamiast wybrać tej fabryki został jednak milionerem :) Nie było dużo opcji, ale też być może nie było powszechnego nęcenia tym, że kuzyn/przyjaciel ze szkoły/ktokolwiek jednak zrobił coś spektakularnego - do tych fabryk szli wszyscy i nie było nad tym refleksji po prostu, bo społeczeństwo tego nie "wymagało". Gadasz na co dzień z kolegami, którzy rozkręcają biznes, konto na IG i robią praktyki w Mediolanie, a sam przychodzisz po pracy i nie masz siły/ochoty nawet zrobić sobie do jedzenia czegoś pożywnego? Nietrudno w takiej sytuacji czuć się kimś gorszym, a wśród młodych osób niemal każdy takich znajomych wokół siebie ma.
Ja jednak mam wrażenie, że to jest kwestia zmiany jednej patologii w inną : jestem , nazwijmy to, pokolenie lat 90 (urodziłam się w 88). Dzisiaj patologią jest nihilizm i brak sensu (brak przywiązania do czegokolwiek, brak zasad moralnych, religii) plus seks i używki , ale uważam, że moje pokolenie, które wydało tą dzisiejszą patologię na świat JEST GORSZE. Znam dużo dobrych ludzi, ale głównie dlatego, że od wielu innych się izolowałam. Pamiętam modę na satanizm, szybkie tracenie dziewictwa, modę na bulling w szkole i wszechobecny alkohol. Ktoś by powiedział : "to samo" .. Otóż nie! Dzisiaj po prostu odczuwa się brak sensu, a wtedy była moda na bycie "złym". Oczywiście, w każdym pokoleniu są różni ludzie, ale mówię teraz o niebezpiecznych trendach. Ba! Uważam, że pokolenie moich rodziców było jeszcze gorsze bo nie dość, że już zaczęła się moda "na zło" (tylko w nieco innej postaci) to jeszcze było to pokolenie "po tym powojennym" - gdzie nowe patologię spotykały się z tymi wojennymi : mama opowiadała mi o znajomych - i tym samym o wierze w komunę, przyzwoleniu na picie czegokolwiek, o kolesiostwie które uniemożliwiało innym właściwie wszystko, o społecznym przyzwoleniu na molestowanie i mordowanie (osoby z SB czy partii były dosłownie nietykalne) itp. Z drugiej strony ćpające dzieci kwiaty sypiające z kim popadnie - dla mnie wybór między dźumą a cholerą. Było to pokolenie które nic sobą za bardzo nie oferowało. Ktoś powie "Solidarność", Jan Paweł II - ale , jak to mówił mój dziadek "każdego z partii powinno się oznaczać tatuażem na łbie- żadna dziwka nie mogłaby wtedy ogłaszać się nieskalaną". Niestety, ale ja widzę ten umysł "homo sovietikusa" w wielu ludziach... Często nie muszę pytać "czy ktoś był w partii" bo to się widzi. To pokolenie naprawdę wielu, wielu złych, roszczeniowych ludzi... Do rzeczy, bo walnęłam wykład... Nie jest gorzej, nie jest lepiej: patologia tylko się zmienia w inną. Trzeba zachować trzeźwy rozum i izolować się od niej jakiej formy by nie przybrała.
Nihilizm to patologia - świetne spostrzeżenie. Nigdy nie patrzyłam na to z tej strony, bardziej traktowałam to jako świadomy wybór, coś jak idee życiową. Niestety mam wrażenie, że młodzi ludzie, którzy są słabi psychicznie chwytają się najprostszych i najbardziej łechtajacyh ich ego ideii i światopoglądów, żeby tylko mogli zostać w swoim wygodnym i bezpiecznym kokonie jakim jest np. nihilizm (oczywiście dodajmy do tego różnego rodzaje depresje, fobie i zaburzenia, używki i uzależnienia).
Lubię Twoją inicjatywę. Podziwiam i szanuję każdego idealistę. Bez względu na dzisiejsze poglądy.
"Studia są kluczem do dobrej pracy" - prawda jest taka, że mimo wszystko jest to prawda. Powodem tego, że studia dla wielu osób okazały się stratą czasu jest raczej to, że przez te studia przeszli byle przejść, a nie po to, żeby czerpać z nich jak najwięcej się da. Jeśli ktoś korzystał z otrzymywanych na studiach możliwości, z ogromu wiedzy, praktyk, szkoleń, zajęć dodatkowych to jak najbardziej mógł bez problemu spodziewać się łatwiejszej drogi do pracy w zawodzie niż ktoś, kto ściągał na egzaminach, nie ma w głowie za dużo informacji z tych kilku lat "nauki", wagarował i po prostu się prześlizgnął z roku na rok aż do końca i jeszcze ktoś napisał za niego pracę. Te osoby po prostu głośno narzekają na to jak stracili lata życia na bezsensowne studia, podczas gdy osoby, które faktycznie skorzystały z tej możliwości są zajęte swoją zapewne satysfakcjonującą pracą.
Tak, to prawda. Z tym, że gówno prawda.
To dlaczego najlepiej oceniana uczelnia informatyczna w tym kraju (PJATK) prowadzi zajęcia raczej praktyczne ignorując teorię ile tylko może?
W zasadzie jest to takie trudniejsze technikum.
Bo studia nic nie dają, daje je praktyka, podstawowa wiedza i umiejętność szukania wiedzy szczegółowej.
Edukację umieszczam na ostatnim miejscu w CV, nawet za umiejętnościami.
@@WujekJaR95 Nie miałem na myśli tego, że studia są świetne, a system edukacji jest wspaniały - studia to droga przez mękę, a system edukacji to w ogromnej części kpina, podejrzewam że w tym się akurat obydwaj zgadzamy. Ja zwracam tylko uwagę na to, że dużo osób PRZESZŁO przez studia i dlatego jest im ciężko zdobyć powiązaną z tym pracę. Osoby, które wyciskają z okresu studiów jak najwięcej, zdobywają praktyczną wiedzę poprzez praktyki, dodatkowe zajęcia, które są dopełnieniem podstawowego programu, edukują się poza zajęciami, starają się, zależy im na swojej przyszłości.
Jeśli ktoś chodzi na studia nawet na "słabszej" uczelni, to wkładając w to dużo wysiłku i zaangażowania zapewne wcale nie będzie po wszystkim miał wrażenia, że wyszedł z uczelni bez żadnego progresu. Oczywiście różnica między PJATK a Uczelnią Informatyczną w Koziel Wólce będzie widoczna i odczuwalna ale nadal nie zmienia to faktu, że student zaangażowany drastycznie zwiększa swoje szanse na powodzenie.
Oczywiście inną kwestią są kierunki "nietypowe/niepotrzebne/nielogiczne", na które zwrócono uwagę w materiale, chociaż wydaje mi się że również po takich kierunkach jakiś % osób znajduje sobie odpowiednie zajęcia i nie mają powodu do narzekań o ile oczywiście podeszli do tego na poważnie.
A jeszcze inną kwestią jest to, że niestety nie wszyscy możemy być królami, prezesami, kierownikami. Świat funkcjonuje w określony sposób i wiele zawodów czy pozycji jest ograniczonych co do ilości więc jeśli rynek może przyjąć 100 osób, a chętnych jest 10 000 no to nie możemy oczekiwać cudów. Wszystko w naszym życiu wiąże się z jakimś ryzykiem, a życie nie jest uczciwe i wszyscy dobrze o tym wiemy.
Co zaś do umieszczania edukacji na ostatnim miejscu w CV to ciekawe podejście, nie słyszałem wcześniej o takiej praktyce ale faktycznie widzę w tym jakiś sens zwłaszcza jeśli posiada się imponujące umiejętności lub doświadczenie. To jest wyróżnianie się w tłumie :)
@hggs po wyjaśnieniu przez OPa szerzej dałem mu lajczka i rozumiem i zgadzam się z jego stanowiskiem ;)
UW jest może najlepsze pod kątem naukowym, ale z jakiegoś powodu to ukończeniem PJATK się zachwycaja na rozmowach o pracę i możesz tym nawet ominąć etapy weryfikacji umiejętności ;)
A UW czy PW dalej niech sobie uczy C i języka maszynowego i masy nikomu niepotrzebnej teorii, ale jeśli ktoś chce się rozwijać zawodowo, a nie naukowo, będzie to zły wybór ;)
Dzięki za przedstawienie tematu!
3:57
Ja wcale się nie zgodzę z tym co zostało powiedziane w tym filmie o tym jak nasze życie się polepszyło. Może nie mam jakoś dużo lat na karku ale pamiętam jeszcze te czasy kiedy istniała neostrada i kiedy internet w polsce jeszcze był nie małym luksusem więc chyba mogę się wypowiedzieć. A więc: ta wypowiedź jest powiedziana przez kogoś kto mieszkał w mieście dużym i rozwojowym stanowiącym centrum kulturowe i gospodarcze województwa albo innego regionu. Problem w tym że miast liczących do 100 tysięcy mieszkańców jest znacznie więcej i znacznie większy procent ludzi się w nich skupia. Może w takiej warszawie czy wrocławiu wynagrodzenia podrosły o 600 procent ale w innych miejscowościach, przynajmniej na dolnym i górnym śląsku wgl nie ! Kiedy ja byłem dzieckiem moja mama zarabiała około 900 złotych (wtedy najniższa krajowa) zaś ojciec około 1800 jako stolarz i STARCZAŁO NAM TO NA WSZYSTKO ! Dzisiaj w tym samych miastach na śląsku górnym czy dolnym zarabiasz po 3/4 tysiące bo chociaż wynagrodzenia teoretycznie podrosły to upadły miejsca pracy które dały by ci więcej niż tą zasraną najniższą krajową. W moim mieście w zasadzie rynek pracy nie istnieje, zdominowały go wielkie korporacje takie jak amazon, cersanit, faurencja które zatrudniają cię na dwa miesiące i płacą ci maks 3500 a średnia cena utrzymania mieszkania w moim mieście zaczyna się od 1600 złotych wzwyż ! Teoretycznie można iść do większego miasta gdzie pracy jest więcej ale po pierwsze każdy tam teraz ściąga i miejsca jest coraz mniej a po drugie ceny są również wyższe co powoduje że życie wcale nie jest łatwe.
Ceny dawniej były niskie, przypominam że dziś duża paczka głupich czipsów w biedronce kosztuje 7 jebanych złotych, kiedyś to 2.50. Co do mieszkań to tutaj też widać nieznajomość tematów. Owszem, może w oficjalnych papierach sprawy mieszkaniowe się polepszyły ale w praktyce to gówno prawda. Po prostu kiedyś państwo polskie było mniej interwencyjne i na więcej pozwalało. Kiedyś jeśli nie miałeś mieszkania to zajmowałeś pustostan jako dziki lokator i kiedy płaciłeś rachunki i nie leciałeś w ciula to dało się dogadać z zarządem osiedla żeby cię nie wypierdalali. Tymczasem ostatnio moja sąsiadka z dwójką dzieci i świeżo po rozwodzie dostała eksmisję do kwietnia po mimo iż chciała płacić rachunki. Po prostu państwowa firma odsyłała jej pieniądze bo uznali że jej nie chcą i tyle. Kiedyś była też możliwość dowolnego dzielenia i łączenia mieszkań a także większa wolność remontów. Dzisiaj za zamontowanie drzwi nie w tą stronę co trzeba dostajesz zajebiście wysoką karę jak na przykład moja prababcia u której pani z państwowej firmy zarządzającej mieszkaniami dojebała się o to że drzwi otwierają się za bardzo na korytarz.
Kiedyś była też większa swoboda w zarabianiu. Pracy może nie było więcej ale kwitł rynek poza państwowy i to miało swoje plusy i minusy. Plusy były takie że to co wyhodowałeś na ogródku czy co pozyskałeś gdzieś na lewo z pracy za zgodą szefa mogłeś po prostu sprzedać i sobie dorobić. Mój ojciec dostał pozwolenie od kierownika na wywóz odpadów po meblach i dorabiał na tym jakieś 400-500 złotych średnio. Dzisiaj za sprzedaż truskawek przy drodze możesz trafić na dołek bo niby prawo się nie zmieniło ale podejście i wykorzystanie tego prawa już tak.
Nie wspomnę już o tym że wszyscy zostali poddani przymusowej równości i osoba zaradna i inteligentna musi nie raz ustępować pola na rynku pracy czy w edukacji debilowi bo łatwiej dzisiaj dostać papierek z uczelni czy specjalistycznej szkoły niż kiedyś. Podsumowując... jest gorzej niż kiedyś. O wiele gorzej i wystarczy wyjść na chwile zza zabudowań dużej metropolii by to zobaczyć jak bardzo kolejne władze skurwiły ten kraj. I wiem że teraz jest niby więcej produktów, więcej możliwości ale to nie dzięki polskiej gospodarce tylko mimo niej ! W polsce kiedyś nie kupiłeś komórki nie dlatego że przeciętnego polaka nie było by na to stać. Nie mogłeś jej kupić bo producent nie jest debilem i nie będzie inwestował w transport, fabryki, akcyzy i podatki w kraju który przechodzi tak wiele zmian jakie my przechodziliśmy 10-20 i 30 lat temu. Przecież dzisiaj niektóre kraje wschodu, przynajmniej przed wojną na ukrainie rozwijały się lepiej gospodarczo niż my a mimo to jak pójdzie się tam do sklepu czy zobaczy infrastrukturę to można pomyśleć że cofnęliśmy się do XIX wieku. Z drugiej strony polska przez ostatnie lata lepiej rozwijała się gospodarczo niż zachód który miał problemy z imigrantami, strajkami we francji, brexitem i innymi pierdołami a mimo to państwa te nadal wyglądają lepiej niż polska. Dlaczego? Bo poziomu życia nie da się całkowicie przeliczyć na statystyki.
Nawet ten mit o spadającym bezrobociu... no kurwa nie dziwie się że spadło jak masa pracująca czyli jakieś 4 miliony polaków jest za granicą. I to polaków młodych... o... przy okazji rozwiązała nam się tajemnica niskiego poziomu urodzeń w polsce. Polacy owszem rodzą się tylko nie w polsce bo tu nie ma dla nich miejsca jeśli chcą cokolwiek osiągnąć. Dla porównania podam statystykę wziętą z google że jest u nas 9 276 182 emerytów i to i tak są statystyki do 2019 roku
Tak więc podsumowując... dawniej było po prostu mniej zmartwień i mniej utrudnień. Człowiek zawsze sobie jakoś radził, dzisiaj to państwo chce opiekować się obywatelem i wychodzi to jak wychodzi. Jedyne co się chyba zmieniło na pozytyw to służba zdrowia ale też nie dlatego że łatwiej się do niej dostać tylko dlatego że pojawiły się nowe technologie i narzędzia leczenia.
Ależ ty mnie zaimponowałeś w tej chwili.
Przemyślenie z mojego punktu widzenia (ukończone „studia przyszłości”, wymagające i potencjalnie perspektywiczne, praca powszechnie kojarzona z prestiżem społecznym, początki generacji Z), będzie punktowo, jednak bez żadnego rankingowania. Skąd się bierze frustracja w zetkach (a przynajmniej w młodych dorosłych tej generacji).
- wmawiano nam, że studia to dobra praca, umniejszając szkołom technicznym czy zawodowym. Następnie sporo osób skończyło kierunki gier i zabaw i rozczarowanie rynkiem pracy. Nierealne oczekiwania, złość, że Ci głupsi (w domyśle, Ci bez ukończonych studiow) zarabiają lepiej (bo mają 5 lat doświadczenia w wykonywaniu konkretnego zawodu, np. hydraulik, elektryk, mechanik, stolarz, budowlaniec czy osoba od wykończeń, a nie 5 lat studiów podczas których nie nabyli żadnej umiejętności i na myśl o pracy fizycznej dostają migreny).
-mityczni programiści 15k i obietnica, że każdy może nim zostać po ukończeniu krótkiego kursu, podczas którego wiedza to spłynie sama na uczestnika. Po takim kursie wyłącznie nie ma się wciąż umiejętności potrzebnych na juniora w większości przypadków.
- od zawsze porównywano nas do innych dzieci, teraz sami porównujemy się do obrazu w social mediach. Nie żyjesz jak ten promil populacji, któremu się w jakiś sposób udało, mają bogatych rodziców albo wyłącznie w internecie udają ludzi sukcesu? Więc to z Tobą jest coś nie tak, a Tobie tez się należy wszystko, od razu, bez ciężkiej pracy.
- brak cierpliwości, oczekujemy efektów od razu po działaniu, że nagroda wystąpi od razu po akcji. Brak profitu natychmiast = brak zaangażowania, planowania długoterminowego. Chociażby ta popularność w debacie politycznej rozdawnictwa mieszkań/pieniędzy na mieszkanie, bo przecież od razu po studiach, bez żadnego odkładania powinieneś mieć swoje mieszkanie w centrum miasta, bo inaczej jesteś przegrywam życiowym. No sorry, ale najpierw trzeba zarobić na to, a orędownikom hasła „mieszkanie prawem nie towarem” polecam rozejrzeć się za opuszczonymi miejscowościami, może i w Polsce już niedługo będą sprzedawać domy do remontu za 1 euro (a czasem i co nieco się na ten remont dostanie).
- zbyt duża dewaluacja szkół przygotowujących do zawodu, zyskiem dla kierunków studiów, dla których absolwentów jest znacząco ograniczona liczba miejsc pracy - od dawna uważam, że rzucając w tłum kamieniem łatwiej trafić magistra niż chodnik - poszukujcie i zdobywajcie kompetencji, których ktoś potrzebuje. Studia dla wielu to przedłużenie dzieciństwa, kiedy rodzice za wszystko płacą, a wieczór kojarzy się im z impreza a nie nauką/pracą/realizacją pasji.
- oczekiwanie, że będziemy kimś wyjątkowymi. Większość z nas jest przeciętna w znaczącej większości aktywności, a wybija się mniej niż promil. Chcemy jednak, aby nasz głos się liczył, oczekujemy aprobaty i uznania. Chyba właśnie stąd wywodzi się masa aktywistów powiewającej flagi (popieram to co jest modne, bez własnej refleksji, gdyż nie jestem w stanie pojąć złożoności problemu, wiec idę z tłumem).
-studia przesuwają również okres kiedy zaczyna się myślenie o dzieciach - z moich obserwacji o około 6 lat - rówieśnicy co weszli na rynek pracy po szkole średniej wcześniej się ustatkowywali (albo chociaż jedno z pary zaczynało pracę wtedy), niż osoby które zaczęły zarabiać w wieku 24 lat. Myślenie o doktoracie u obu osób z pary przesuwa takie myśli do 30, ale system edukacji wyższej to inny temat. Dorzućmy pare lat na stabilizację finansowa i mamy wiek, w którym zaczynaja się problemy z płodnością.
Na tym koniec, bo palce mnie bolą od ekranu ;)
Ja jestem 96, według niektórych źródeł należę do "Z" a niektórych nie.
Moim zdaniem social media wpłynęły w zbyt dużym stopniu na to pokolenie, wierzą w to co widzą, porównują swoje życie do "ideałów instagramowych" i stąd wielkie niezadowolenie z życia oraz niechęć do tej przysłowiowej "normalnej pracy".
nie jesteś Ztką, napisałem o tym odpowiedni komentarz ;)
Na litość jak będąc 96'' możesz takie głupoty pisać. Czy ja nie wiem tylko w moim otoczeniu z rówieśników ktoś został lekarzem, ktoś inny strażakiem, ktoś a nawet kilka osób poszło do policji lub straży granicznej inni mają swoje firmy w tym za granicą nawet
@@ericcartman1847 Nie wiem do czego pijesz, nie mówię o moich znajomych tylko ogólnie o pokoleniu wychowanym w Internecie.
@@KRT1337 To pokolenie nie wychowało się w internecie. Z sobie jeszcze ździerało kolana na asfaltowych boiskach i placach zabaw
to nie kultura i społeczeństwo, tylko ludzie słabi i skrzywdzeni (rodzice) wychowują ludzi słabych i tak samo je mentalnie krzywdzą (dzieci). Dziecko jest zawsze odbiciem rodzica.
Będąc 95 nie czuję się w ogóle elementem pokolenia Z - te definicje bazują na badaniach w USA i moim zdaniem do Polski one nie mają zastosowania. Każde pokolenie w Polsce definiuje ustrój i stan rozwoju technologii, z jakim się wychowali, więc u nas te granice powinny być inne.
Pokolenie X to pokolenie ludzi urodzonych w latach 60-70 (dzieciństwo i wczesna młodość przy upadku komuny, emigracja do USA), żyli w totalitarnym systemie, a technologia oparta była na mechanice i elektryce.
Pokolenie Y to urodzeni w latach 90-00 (czasy transformacji, wielu szans i kapitalizmu, ale też wyjazdu do UK, Holandii czy Niemiec), technologia mająca już wiele elektroniki, ale wciąż nieprzyjaznej dla użytkowników i z dopiero raczkującym internetem.
Pokolenie Z urodzone w latach >2009 to już kompletnie inna bajka - urodzeni w czasach dobrobytu i wprowadzania kolejnych regulacji, z rozwojem emocjonalnego przekazu w mediach, ze spłyconym przekazem czegokolwiek (krótkie filmiki, memy), z masowym użytkowaniem internetu i zaawansowaną elektroniką w każdej kieszeni.
Każde rozumie zupełnie inne rzeczy i tak jak ja nie rozumiem mechaniki jak mój ojciec czy wujek, dla mnie elektronika jest czymś znacznie bardziej przystępnym niż dla nich czy dla młodych, a młode pokolenie jest jeszcze na tyle młode, że nie wiemy w sumie, co będą ogarniać na poziomie nam, starym, nieosiągalnym.
EDIT: Dodałbym, że perspektywy dla pokolenia X były świetne - każda istotna firma powstała w latach 90, było ogromne zapotrzebowanie na firmy różnego rodzaju, na menagerów i dyrektorów, wchodząc na rynek pracy w 2013r. rynek był już z każdej strony nasycony firmami pozakładanymi przez pokolenie X, za to był ogromny niedobór specjalistów (z pokolenia X są w Holandii, UK czy Norwegii), a więc to była największa szansa (inżynierowie, budowlańcy, programiści), natomiast teraz pokolenie Z nie ma tej perspektywy, bo i ten rynek jest mocno nasycony.
Ciężko mi powiedzieć, w którą to stronę pójdzie.
Zgadzam się jak najbardziej
Mam 21 lat, wymyśliłem sobie inny kierunek w życiu niż przeciętny rówieśnik z dnia na dzień przeprowadziłem się do innego kraju, znalazłem interesująca mnieg pracę i przestawiłem wszytko o 180°, moi rodzice na pewno nie mieli takich możliwości. Aczkolwiek presji robienia nic niznaczacego papierka jak najbardziej doświadczyłem
hmmmm, ciekawe
To by wyjaśniało dlaczego mimo teoretycznej przynależności do pokolenia Z wszyscy uważają mnie za Millenialsa (albo i dalej - Staroświecki człowiek).
Np. nie rozumiem wstawiania na fb zdjęć z tego co się ostatnio robi. Powinno się pokazać efekt końcowy, który jest wart tego, by go zobaczyć, a nie jakieś pierdoły z życia codziennego. Instagrama w teorii mam, ale nie mam doń dostępu, korzystam głównie z pinteresta, bo tam znajduję co chcę (albo i nie)
Tak samo to podejście, że młody bez smartfona, markowych ubrań itp. jest nikim
Dla mnie całkowita abstrakcja
Bez smartfona żyje się bez problemu, czasem co prawda by się przydał, ale porównując obecne życie bez niego do dwóch lat z nim to widzę więcej minusów aniżeli plusów jeśli chodzi o korzystanie z niego
Z komputera raczej nie zrezygnuję, bo służy do pracy i do kształtowania kreatywnego hobby, jak choćby recenzowanie książek lub ich pisanie
No i te pierdoły o braku perspektyw. To akurat jest spowodowane kilkoma brakami: brak autorytetu moralnego, brak autorytetu rodziców, destruktywność wychowania bezstresowego i przejście do systemu wartości opartego na egoizmie jednostki
Z mojej strony kieruję do Ciebie Szymonie prośbę, byś przyjrzał się problemowi pedagogiki opartej na "modelu" wychowania bezstresowego i należycie go omówił na którymś ze swoich kanałów. Wyrządziła obecnemu pokoleniu, i wyrządza następnemu znacznie większe szkody, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić :/
Bardzo polecam oddolne inicjatywy, moją pracą jest praca w kiosku gdzie nie segreguje się śmieci a inne osoby też tego nie robią. Pewnego dnia stwierdziłem że sam zacznę to robić i od tamtego momentu kiedy przychodzę na moją zmianę w wolnej chwili przegrzebuję śmietnik z plastiku, i zbieram cały plastik oraz generalnie staram się by nikt go nie wyrzucał byle gdzie a kiedy idę do domu wrzucam pełen woreczek na warzywa z biedronki który kolejno służył do zapakowania ich, jako pojemnik na śniadanie a na koniec worek na śmieci od kubła za blokiem i mam z tego satysfakcję.
Praca u podstaw. Ale cen się. Niech to nie będzie anonimowe.
Petersonowskie brzmienie zawsze na propsie. To branie odpowiedzialności i sprzątanie własnego pokoju mmmm... delicious. Dodam. My czterdziesto parolatkowie powinniśmy zauważyć, że przez to iż wychowaliśmy się w czasach niedoboru i stworzyliśmy czasy nadmiaru to nasze dzieci pozbawione są takiego rodzaju stymulacji. Ich podłoga to byłby nasz sufit, jeśli ocenimy możliwości. W dodatku jak sobie pomyślą jakiego postępu dokonało pokolenie ich rodziców to , by im dorównać albo ich przebić ich cel jest bardzo wysoko. Istnieje ryzyko iż za ich niepowodzenia wina bardziej spadnie na nich niż na warunki zewnętrzne, które są historycznie najlepsze. Więc jeśli mamy na tyle małe dzieci by kształtować w nich odpowiedzialność to róbmy to.
okreslenie "roszczeniowy" jest takie ze kazdego mozna nim okreslic. Pracodawce np, mowiac ze oczekuje ze pracownicy beda mu dziekowac za prace. Pokolenie Z jest swiadome tego czego chce od zycia. I nie jest tym niewolnictwo etatowe.