Ta książka dala mi odwagę do myślenia o Bogu inaczej niz byłam uczona. I jak otwieram swoje drzwi do Niego czuję jak pociąga mnie ku sobie. W tej wolności czuje największą bliskość. Dziękuję Gajdowie za Was ❤
Bede przyziemna. Dopiero zaczynam ogladac i sluchac. Musze to napisac, bo od pierwszej minuty pomyslalam: jaka piekna sukienka i jak Monice w niej slicznie.
Pan Bóg nie pozwala czynić zła bo " nikogo nie kusi i sam nie podlega pokusie" ,ale pozwala nam ponieść konsekwencje a przy tym nam towarzyszy,wspiera,i pomaga się podnieść daje inicjację by współpracować.Jezu proszę żebym Ciebie kochał poruszony Twoim pięknem.
Katolicki hejt w kierunku państwa Gajdów ? No nieee. A nawet jeśli , to co ?Ich odwaga życia zainspirowała mnie lata temu . Też mnie nikt nie wepchnie ani do żadnego pudełka , ani do wspólnoty , w której będą chcieli przycinać moje myślenie . Mogę dziękować Bogu, że państwo Gajdowie są słyszalni w świecie medialnym . Jeśli ktoś wyswobodził mnie do dobrze pojmowanej wolności , to oprócz Jezusa są to również państwo Gajdowie ( i parę innych osób ).
@@maciejzimecki3160, tak, niestety, dopiero od pięciu wyrazów w jednym komentarzu algorytmy się "interesują" danym filmem... Dziwne, wiem, ale nikt jeszcze nie rozgryzł działania algorytmów w pełni... Pozdrawiam :)
Na pytanie co mogę zrobić gdy widzę wszechświat w procesie ( nawracania , zmian) aby nie chceć go zbawiać lub rezygnować, bo co ja mogę, jest piękna odpowiedź p. Marcina :" być miłującym sobą", nie tylko sobą, ale miłującym sobą. Książka z pewnością będzie zaproszeniem do tego.
Mam dokladnie takie samo wrazenie jesli chodzi o buddyzm. Baaardzo mi sie on podoba. Uwielbiam wiele buddyjskich koncepcji. Nawet rozwazalam zostanie buddystka, bo pod wieloma wzgledami buddyzm podoba mi sie o wiele bardziej niz chrzescijanstwo. Ale wlasnie Milosci mi w nim brakuje. (I tez nie pisze tego, zeby dyskredytowac buddyzm. Pisze jedynie o moim osobistym odczuciu).
Po pierwsze Wschód to nie musi być buddyzm. Po drugie nie musi być hinduizm. A już na pewno w takim suchym klasycznym wydaniu. Po trzecie dzisiaj nie-dualność rozprzestrzenia się lawinowo, która z tego wychodzi, gdzieś z adwajty wedanty. Gajdowie zdają się czerpać z tego garściami (albo nieświadomie od chrześcijan, którzy z tego czerpią/ali np. Drążek, Rohr, Keating) jednocześnie przemilczając już, pomijając całą masę chrześcijańskich, kościelnych, biblijnych absurdów. Te treści, które im pasują do ich opowieści albo pasują kiepsko, ale oni potrafią je tam jeszcze podłączyć, to są. Inne jakby wyparowały. Cisza. Po trzecie w nie-dualnoci jest mnóstwo miłości, właściwie sama miłość i to nie pojmowana tutaj jako kochanie czy dobroludzizm, co nadal zdaje się Gajdów uwodzić. Po czwarte nie-dualność to dokładnie nie to albo to, ale to i to. I to doskonale przedstawiona, wytłumaczona. Zresztą nie tylko nie-dualność. Relacja Brahman Atman. Coś jak drzewo i owoc. Jedno. Wieczna duchowa nieskończoność aktywująca się w nieskończoności ujawniających się form. Tym jesteśmy. Wszyscy tym samym. Miłość totalna przy takim spojrzeniu uruchamia się natychmiast. Nie jako uczucie ale jako uświadamienie sobie doskonałej nieskończoności. Teodyca rozwiązana, jak ktoś chwilę się przyjrzy, problem cierpienia i jednostkowych tragedii. Bo nie ma ja ani ty, nie ma Greka, Polaka, mężczyzny, kobiety, matki, ojca, jest tylko nieskończoność ujawniająca się w skończonych formach. Jedna we wszystkich. Od zawsze i na zawsze. I to jest esencja nas, a nie forma z oprogramowaniem umysłu, którym w swej istocie nie jesteśmy. Nie jesteśmy myślami ani uczuciami. Jesteśmy tym, co jest, JEST, kiedy nie ma myśli, nie ma uczuć. Czystą, stałą, niezmienną Obecnością. Tą samą we wszystkich. I tylko ona tak naprawdę jest. JEST. A wszystko co się w niej wydarza jest przygodne, przejściowe. To JESTEM można sobie nazwać Bogiem oczywiście. To Bóg uobecniajacy się nieskonczenie w formie. Oczywiście Gajdowie będą puczyć to chrześcijaństwo na wszystkie strony, żeby tylko w tym tkwić, ale ja sto razy wolę być tam, gdzie niczego już puczyć nie trzeba. Gdzie nie trzeba udawać, że czegoś w danej ideologii czy religii nie ma. Włączam Ruperta Spirę, Tollego, Moojiego czy choćby naszych Nityę albo Oela Mnóstwo tu tego jest. Nie muszę się zastanawiać co ten Jezus powiedział a czego nie, co rzeczywiście zrobił i gdzie rzeczywiście był. Co mogło być zle zapisane, źle zrozumiane, źle przepisane, sfałszowane, źle zinterpretowane. Są lepsze dla mnie ścieżki. Szkoda czasu, życie płynie.
@@dariuszmarszalek6948 A takie pytanie: po co słuchasz Gajdów, Drążków i innych takich skoro ci nauczyciele o których napisałeś opisują najlepszą wg Ciebie ścieżkę? Ja osobiście zrezygnowałem ze słuchania Nityi, a byłem na jednym satsangu. Zrezygnowałem po spotkaniu z Gajdami w Licheniu. Miałem tam doświadczenie powiedzmy mistyczne. A mówiąc tak już z intelektu: powód rezygnacji jest związany z tym co napisałeś w tym zdaniu: "(Miłość) nie jako uczucie ale jako uświadamienie sobie doskonałej nieskończoności." Samo uświadomienie, które nie ma skutków w ciele, w emocjach, w intelekcie jest poznaniem w mojej ocenie bardziej intelektualnym niż duchowym. Jeżeli poznajesz duchowo to ma to skutek również w emocjach, które troszkę tutaj deprecjonujesz i mocno sklejasz z konceptem ego (które nawiasem mówiąc wg Nityi nawet w ogóle nie istnieje). Gdybym napisał, że właśnie np. ten skutek poznania prawdy w emocjach czy w ciele jest dla mnie pociągający, to uznałbyś to za przejaw ego. Jednak wg mnie to się kupy nie trzyma, ponieważ nawet Nitya mówi, że wszystko jest dobrze tak jak jest i jakiekolwiek deprecjonowanie emocji czy "dobroludzizmu", jak nieładnie nazwałeś tzw. miłość bliźniego, jest już jakąś formą niezgody na to co jest. Jest formą oporu. A ten opór wynika po prostu z niezrozumienia własnej psychologii, z nieakceptacji tego, że pochodzę z takiej a nie innej kultury i jestem na poziomie psychiki tak a nie inaczej uwarunkowany. Raczej będę w kontakcie z rzeczywistością jak najpierw spotkam się z własnym wewnętrznym dzieckiem, ze swoją wrażliwą i zranioną cząstką i tam odkryję piękno, niż jak będę chciał pominąć tą cząstkę w sobie. Gajdowie jej nie pomijają, wręcz przeciwnie, tam ma miejsce początek zbawienia o którym mówią. Z tego miejsca wypływa delikatność, czułość, troska. Tego u Nityi nie znajduję. Dla mnie ona pomija tą delikatną cząstkę psychologiczną, bądź wręcz stosuje wobec niej terapię szokową sugerując jej iluzoryczność, złudność, nierealność - co dla mnie jako dla psychologa, jest nie do zaakceptowania, a jako dla tego, który jest w Chrystusie, jest to sprzeczne ze ścieżkami Miłości, która pochyla się nad tym co najmniejsze i najbardziej wrażliwe, a nie to deprecjonuje. Ja bym powiedział raczej, że czasem warto mówić, że nie jesteśmy "tylko" myślami i uczuciami czy np. ciałem, bo niektórzy biorą to zbyt dosłownie, a potem mają słaby kontakt ze sobą, są odrealnieni i mało przy ziemi. Np niby wszystko duchowo się zgadza, a okazuje się że mają w sobie dużo złości czy nieakceptacji w ciele względem swojej historii, sytuacji życiowej, rodziców itp. Już pod tym względem Sadhguru jest bardziej przyziemny, bo w typie jogi który proponuje jak najbardziej uwzględnia wartość ciała, umysłu itp., chcąc jednocześnie go przekroczyć. I u niego jest dużo emocji właśnie, przynajmniej było przy pewnych doświadczeniach mistycznych. Nitya jest dla mnie trochę zbyt spokojna, a za mało kładzie nacisk na miłość w aspekcie pewnej czułości, przez co jest obca kulturowo w swoim przekazie (przez co nie trafia do tego miejsca z którym szczególnie utożsamia się z Chrystus, a o którym już wspominałem). Pod tym względem dla mnie to co prezentują Gajdowie jest głębszym wglądem w rzeczywistość, ponieważ nie wykazuje postawy oporu i odrzucenia względem kultury w której się wychowali. A biorą co najlepsze i najgłębsze z tego.
@@RADEK95 Na tak długi wpis będę odpowiadał etapami, bo jestem w drodze. Po co słucham Drążka i Gajdów. Słucham dlatego, że żyję w Polsce, gdzie wciąż duży wpływ na rzeczywistość ma kościół i religia, które uważam za tragicznie beznadziejne, skrajnie szkodliwe i chybione, ale ogólnie w religiach cenię duchowość i traktuję je jako jedyną wartościową kwestię, a nawet za właściwe rozpoznanie istoty rzeczy, w tym tego, czym naprawdę jesteśmy. Dlatego mi zależy, żeby to, co uważam za fatalne szło w dobrym, czyli duchowym kierunku. Dlatego bardzo lubię Wojtka Drążka, który chyba jako jedyny w polskim obok księdza Muszali, moim zdaniem wie rzeczywiście o co chodzi. Nawet Zatorski tego nie złapał, choć był blisko, ale wymyślił sobie jakąś dziwaczną fatyczność i umarł. Słucham wszystkich, na których trafię, a widzę, że chociaż kombinują w temacie. Gajdowie w tym nie są, ale są na ścieżce i kto wie. Samołyk zaczął dreptać swoim tempem za nimi. Wojda kolejny. Ale tylko Drążek i Muszala są wg mnie w pełni świadomi. Oczywiście mogę kogoś nie znać. To jest dokładnie jak kiedyś z Janem od Krzyża który był bardzo blisko moim zdaniem, ale nie złapał istoty rzeczy. Mistrz Eckhart tak. Nitya i Sadhguru oczywiście jak najbardziej, ale o tym później
Do tego wątku dodam jeszcze to, że jedno to wiedzieć, łapać to, o co chodzi, a zupełnie innym jest rzeczywiście przebywać, żyć w tej duchowej przestrzeni, czyli jak mówił Paweł, w Chrystusie. Takiego chrzescijanina widziałem jednego i to był o. Thomas Keating zwłaszcza pod koniec życia. Jego "nothing" którym określał to co jest, w czym jest i czym jest i to w pełni przy tym świadome spojrzenie to moje jedyne zetknięcie z pełnowymiarowym uduchowieniem pośród chrześcijan. Oczywiście sam Paweł też to ewidentnie rozumiał, ale to poza tym ogromny szkodnik moim zdaniem. Tutaj całkowicie podzielam krytykę Friedricha Nietzschego w stosunku do niego, z tym jednym zastrzeżeniem, bo świadomy duchowo absolutnie był. Jednak Paweł to osobny temat.
@@RADEK95 Ja nie mam nic przeciwko ciału ani emocjom, ale porządek rzeczy trzeba znać. Kluczem jest rozpoznanie tego czym rzeczywiście jestem w swojej istocie, esencji, wiecznej, nieskończonej podstawie. Nie jest to ani ciało, ani poziom psyche, całe to oprogramowanie myślowe, emocjonalne. Cała zawartość umysłu. To w żaden sposób nie ja w swojej istocie. Nie jestem myślami, nie jestem emocjami w swojej esencji. To w żaden sposób nie deprecjonuje ani cielesnego nośnika, ani umysłowego oprigramowania tylko uświadamia prawdziwy stan rzeczy, a co pozwala na świadome ich rozpoznanie i coraz lepsze nimi się posługiwanie. Wtedy zarówno nośnik jak i oprogramowaniem są cudownymi narzędziami. Rozpoznanie natomiast tej nazwijmy esencji, przestrzeni przed/pod/zanim/pomiędzy myślami jako siebie, jako wieczna, nieskończona, niezmienną, wszystko przenikająca boska obecność w każdym z nas rodzi natychmiast taką też miłość. Dlatego nie Gajdowie, a Nitya, Mooji, Spira, Ramana Maharishi, Nisargadatta Maharaj, Sadhguru. Wtedy naprawdę można używać, okazywać emocje jak się chce i w jakim momencie jaką ochotę się na to ma. Bo już wiem, że źródłowo nie są mną, a moim narzędziem. Nitya jest bardzo ciepła, ale satsang musi być taki jaki jest zwłaszcza kiedy ma naprowadzać ludzi na ich prawdziwą istotę, więc to trochę nie pora na emocjonalne uniesienia, bardziej na najbardziej mistyczny wgląd w istotę rzeczy. To chyba tyle. Dopiszę tylko to, że tam gdzieś w środku w ciele, w głowie, w umyśle, nie ma żadnego ja, żadnego ktosia, żadnego indywidualnego osobowego obiektu/wkładu. Takie złudzenie dają myśli, które lepią jakby z siebie, z opowieści, które snują, historii, która z nich powstaje, a więc pamięci oraz towarzyszących ich emocji tę nieistniejąca, fikcyjną figurę. Tam nie ma żadnej obiektywnej persony, żadnego mnie, żadnego ciebie. Jest przestrzeń, wieczne tło, stała obecność jako tło dla tego dziania się. Ale dzianie, ruch myśli, same myśli to nie my. Trzeba złapać tło i nim się rozpoznać. Źle się pisze z telefonu.
Miód malina to spotkanie. Chociaż pozostaje poczucie niedosytu. Wiele treści obecnych w książce nie zdążyło zmieścić się w ramach czasowych tej rozmowy
Dzien dobry tak wspaniale spotkanie jak zawsze z panstwem Gajdami ❤ Milosc Milosierna ❤ .a jaki jest tytul ksiazki?bede wdzieczna jesli ktos podalby?....
To zdziwienie psychoterapeutów na opór wobec psychoterapii ze strony katolików jest trochę niezrozumiałe. Brakuje niestety uczciwego spotkania z argumentami skąd ten opór wynika i jak go rozwiązać. A argumenty dotyczą rozeznania duchowego. Skoro psychoterapia czerpie z myślicieli którzy aktywnie sprzeciwiali się myśli Bożej to czego oczekują psychoterapeuci ? Weźmy takiego Junga który jest gnostykiem. Obcowanie z jego sposobem myślenia o człowieku musi odcisnąć piętno w umyśle tego który Jungiem się zajmuje. Podobnie jest z Freudem który ciężkie działa wystawił w kierunku Boga. Jeśli nie będzie spotkania który wypracuje model współpracy na gruncie duchowości chrześcijańskiej i psychoterapii to brak zaufania nie zniknie.
No ale czy dlatego, że Freud czy Jung sprzeciwiali się myśli chrześcijańskiej to czy dalej należy traktować ich jako zagrożenia? Moim zdaniem mieli po prostu własną ścieżkę i Bóg ich nie zostawił, a oni szczerze też szukali prawdy. Wg mnie dziwne jest to, że chrześcijanie w których "miłość usuwa lęk" obawiają się spotkania z kimś kto szedł odmienną ścieżką... Czy jednym z objawów doświadczania miłości Boga nie jest brak lęku przed spotkaniem z kimś odmiennym?
@@RADEK95 W Piśmie Świętym znajdziesz naukę św. Pawła aby odnawiać swój umysł w celu poznania Boga. Spotkanie z Jungiem to jest wprowadzenie swojego umysłu w stan nieprawdy o człowieku i fałszywej inicjacji duchowej. Jung zajmował się okultyzmem. Ojcowie pustyni pisali że początkiem zbawienia jest poznanie siebie. A uprawiając gnozę Junga człowiek nie pozna siebie gdyż Jung posługuje się fałszywa antropologią. Mimo że Jung również odkrywa jakieś prawdy o człowieku to jednak jako gnostyk miesza to prawdy z kłamstwami. Natomiast na Freudzie zbudowana jest współczesna ideologia gender. To jest upadek. Chrześcijanin nie może być ignorantem. Jest wezwany do rozeznania.
@@jarekpiechota1361 Wg mnie dużo kłamstw jest niestety w samym chrześcijaństwie, gdyż ego napłynęło dosyć wcześnie do tej religii. Wg niektórych dobrze poinformowanych osób z Watykanu ok. 80% księży jest homoseksualistami (źródło "Sodoma" - Martela). Identyfikuję się z Chrystusowym podejściem do życia, ale w mojej ocenie chrześcijaństwo jako niedoskonała forma, w dużej mierze ludzka i trzeba rozeznawać co w poszczególnych religiach, tradycjach czy nurtach myślowych jest związane z Miłością, a co jest jednak Jej ograniczaniem.
@@RADEK95 Mam dokladnie to samo wrazenie. Czy chrzescijanie musza sie bac ludzi, ktorzy nie sa chrzescijanami? Musza ich unikac, z obawy, ze ich wiara zostanie naruszona? Co to za wiara, ktora boi sie czegos takiego? Czy lepiej byc ignorantem, nie ksztalcic sie, ze strachu przed faktem, ze calkiem spora liczba ludzi, dzieki ktorym dzis mamy dostep do wiedzy, to nie byli chrzescijanie?
@@maciejzimecki3160 Państwo Gajdowie sami stwierdzają że mówią o Bogu innym jak się uczyliśmy. Czyli nie prezentują nauki Kościoła ale swoje prywatne i subiektywne doświadczenie.
@@maciejzimecki3160 Państwo Gajdowie są katolikami a pan Marcin jest diakonem . Katolik przyjmuje wiarę i naukę Kościoła. A to co jest zaprezentowane nie jest nauką Kościoła. To są własne subiektywne przekonania. Sami prelegenci to mówią.
@@johnramblinman5767 Chyba, że to co uznaje Pan za naukę Kościoła nie jest nią (albo jest rozpowszechnianym w Kościele mitem, który nie jest jednak rzeczywistym poznaniem Boga) a to co mówią Gajdowie, jest nią. To się okaże może za 100 lat jak naukę Kościoła będzie się widzieć zupełnie inaczej w kontekście tego co odkryją nauki ścisłe i humanistyczne. Jednak pkt 460 KKK to nie jest subiektywne przekonanie. Ciekaw jestem jak Pan by ten punkt Katechizmu wyjaśnił?
Cieszę się, że o. Maciej Biskup i cała wspólnota @Dominikanie Łódź stwarzają przestrzeń do takich inspirujących spotkań
Przekonuje mnie takie spojrzenie, Bóg jest miłością, współpraca z łaska. Kupuję książkę.
Ta książka dala mi odwagę do myślenia o Bogu inaczej niz byłam uczona. I jak otwieram swoje drzwi do Niego czuję jak pociąga mnie ku sobie. W tej wolności czuje największą bliskość. Dziękuję Gajdowie za Was ❤
Bede przyziemna. Dopiero zaczynam ogladac i sluchac. Musze to napisac, bo od pierwszej minuty pomyslalam: jaka piekna sukienka i jak Monice w niej slicznie.
Tak to prawda, też to zauważyłam ❤
Pan Bóg nie pozwala czynić zła bo " nikogo nie kusi i sam nie podlega pokusie" ,ale pozwala nam ponieść konsekwencje a przy tym nam towarzyszy,wspiera,i pomaga się podnieść daje inicjację by współpracować.Jezu proszę żebym Ciebie kochał poruszony Twoim pięknem.
Dziękuję, dziękuję,dziękuję za piękną rozmowę.
Bóg jest Miłością.
Książkę zamówiłam dla siebie i koleżanki😊❤
Katolicki hejt w kierunku państwa Gajdów ? No nieee. A nawet jeśli , to co ?Ich odwaga życia zainspirowała mnie lata temu . Też mnie nikt nie wepchnie ani do żadnego pudełka , ani do wspólnoty , w której będą chcieli przycinać moje myślenie . Mogę dziękować Bogu, że państwo Gajdowie są słyszalni w świecie medialnym . Jeśli ktoś wyswobodził mnie do dobrze pojmowanej wolności , to oprócz Jezusa są to również państwo Gajdowie ( i parę innych osób ).
Pięknie prowadzone spotkanie z mądrymi ludźmi.....
Dziękuję Życiu za Państwa Gajdów
Dziękuję za tę rozmowę. Pozdrawiam ++
Dziękuję ❤️
Strony, ktore zapisuja czytelnicy swoimi myslami. Cudowna koncepcja.
matematyka chrześcijańska - you made my day😂😂😂
Dzięki (zostawiam (minimum) pięciowyrazowy komentarz dla algorytmów). ++
@@OlafNowak-s1l dobra praktyka. :-) Dlaczego akurat pieciowyrazowy? Tylko takie się liczą dla algorytmów?
@@maciejzimecki3160, tak, niestety, dopiero od pięciu wyrazów w jednym komentarzu algorytmy się "interesują" danym filmem... Dziwne, wiem, ale nikt jeszcze nie rozgryzł działania algorytmów w pełni...
Pozdrawiam :)
Na pytanie co mogę zrobić gdy widzę wszechświat w procesie ( nawracania , zmian) aby nie chceć go zbawiać lub rezygnować, bo co ja mogę, jest piękna odpowiedź p. Marcina :" być miłującym sobą", nie tylko sobą, ale miłującym sobą.
Książka z pewnością będzie zaproszeniem do tego.
Mam dokladnie takie samo wrazenie jesli chodzi o buddyzm. Baaardzo mi sie on podoba. Uwielbiam wiele buddyjskich koncepcji. Nawet rozwazalam zostanie buddystka, bo pod wieloma wzgledami buddyzm podoba mi sie o wiele bardziej niz chrzescijanstwo. Ale wlasnie Milosci mi w nim brakuje. (I tez nie pisze tego, zeby dyskredytowac buddyzm. Pisze jedynie o moim osobistym odczuciu).
Po pierwsze Wschód to nie musi być buddyzm. Po drugie nie musi być hinduizm. A już na pewno w takim suchym klasycznym wydaniu. Po trzecie dzisiaj nie-dualność rozprzestrzenia się lawinowo, która z tego wychodzi, gdzieś z adwajty wedanty. Gajdowie zdają się czerpać z tego garściami (albo nieświadomie od chrześcijan, którzy z tego czerpią/ali np. Drążek, Rohr, Keating) jednocześnie przemilczając już, pomijając całą masę chrześcijańskich, kościelnych, biblijnych absurdów. Te treści, które im pasują do ich opowieści albo pasują kiepsko, ale oni potrafią je tam jeszcze podłączyć, to są. Inne jakby wyparowały. Cisza. Po trzecie w nie-dualnoci jest mnóstwo miłości, właściwie sama miłość i to nie pojmowana tutaj jako kochanie czy dobroludzizm, co nadal zdaje się Gajdów uwodzić. Po czwarte nie-dualność to dokładnie nie to albo to, ale to i to. I to doskonale przedstawiona, wytłumaczona. Zresztą nie tylko nie-dualność. Relacja Brahman Atman. Coś jak drzewo i owoc. Jedno. Wieczna duchowa nieskończoność aktywująca się w nieskończoności ujawniających się form. Tym jesteśmy. Wszyscy tym samym. Miłość totalna przy takim spojrzeniu uruchamia się natychmiast. Nie jako uczucie ale jako uświadamienie sobie doskonałej nieskończoności. Teodyca rozwiązana, jak ktoś chwilę się przyjrzy, problem cierpienia i jednostkowych tragedii. Bo nie ma ja ani ty, nie ma Greka, Polaka, mężczyzny, kobiety, matki, ojca, jest tylko nieskończoność ujawniająca się w skończonych formach. Jedna we wszystkich. Od zawsze i na zawsze. I to jest esencja nas, a nie forma z oprogramowaniem umysłu, którym w swej istocie nie jesteśmy. Nie jesteśmy myślami ani uczuciami. Jesteśmy tym, co jest, JEST, kiedy nie ma myśli, nie ma uczuć. Czystą, stałą, niezmienną Obecnością. Tą samą we wszystkich. I tylko ona tak naprawdę jest. JEST. A wszystko co się w niej wydarza jest przygodne, przejściowe. To JESTEM można sobie nazwać Bogiem oczywiście. To Bóg uobecniajacy się nieskonczenie w formie. Oczywiście Gajdowie będą puczyć to chrześcijaństwo na wszystkie strony, żeby tylko w tym tkwić, ale ja sto razy wolę być tam, gdzie niczego już puczyć nie trzeba. Gdzie nie trzeba udawać, że czegoś w danej ideologii czy religii nie ma. Włączam Ruperta Spirę, Tollego, Moojiego czy choćby naszych Nityę albo Oela Mnóstwo tu tego jest. Nie muszę się zastanawiać co ten Jezus powiedział a czego nie, co rzeczywiście zrobił i gdzie rzeczywiście był. Co mogło być zle zapisane, źle zrozumiane, źle przepisane, sfałszowane, źle zinterpretowane. Są lepsze dla mnie ścieżki. Szkoda czasu, życie płynie.
@@dariuszmarszalek6948
A takie pytanie: po co słuchasz Gajdów, Drążków i innych takich skoro ci nauczyciele o których napisałeś opisują najlepszą wg Ciebie ścieżkę?
Ja osobiście zrezygnowałem ze słuchania Nityi, a byłem na jednym satsangu. Zrezygnowałem po spotkaniu z Gajdami w Licheniu. Miałem tam doświadczenie powiedzmy mistyczne. A mówiąc tak już z intelektu: powód rezygnacji jest związany z tym co napisałeś w tym zdaniu: "(Miłość) nie jako uczucie ale jako uświadamienie sobie doskonałej nieskończoności."
Samo uświadomienie, które nie ma skutków w ciele, w emocjach, w intelekcie jest poznaniem w mojej ocenie bardziej intelektualnym niż duchowym. Jeżeli poznajesz duchowo to ma to skutek również w emocjach, które troszkę tutaj deprecjonujesz i mocno sklejasz z konceptem ego (które nawiasem mówiąc wg Nityi nawet w ogóle nie istnieje). Gdybym napisał, że właśnie np. ten skutek poznania prawdy w emocjach czy w ciele jest dla mnie pociągający, to uznałbyś to za przejaw ego. Jednak wg mnie to się kupy nie trzyma, ponieważ nawet Nitya mówi, że wszystko jest dobrze tak jak jest i jakiekolwiek deprecjonowanie emocji czy "dobroludzizmu", jak nieładnie nazwałeś tzw. miłość bliźniego, jest już jakąś formą niezgody na to co jest. Jest formą oporu. A ten opór wynika po prostu z niezrozumienia własnej psychologii, z nieakceptacji tego, że pochodzę z takiej a nie innej kultury i jestem na poziomie psychiki tak a nie inaczej uwarunkowany. Raczej będę w kontakcie z rzeczywistością jak najpierw spotkam się z własnym wewnętrznym dzieckiem, ze swoją wrażliwą i zranioną cząstką i tam odkryję piękno, niż jak będę chciał pominąć tą cząstkę w sobie. Gajdowie jej nie pomijają, wręcz przeciwnie, tam ma miejsce początek zbawienia o którym mówią. Z tego miejsca wypływa delikatność, czułość, troska. Tego u Nityi nie znajduję. Dla mnie ona pomija tą delikatną cząstkę psychologiczną, bądź wręcz stosuje wobec niej terapię szokową sugerując jej iluzoryczność, złudność, nierealność - co dla mnie jako dla psychologa, jest nie do zaakceptowania, a jako dla tego, który jest w Chrystusie, jest to sprzeczne ze ścieżkami Miłości, która pochyla się nad tym co najmniejsze i najbardziej wrażliwe, a nie to deprecjonuje.
Ja bym powiedział raczej, że czasem warto mówić, że nie jesteśmy "tylko" myślami i uczuciami czy np. ciałem, bo niektórzy biorą to zbyt dosłownie, a potem mają słaby kontakt ze sobą, są odrealnieni i mało przy ziemi. Np niby wszystko duchowo się zgadza, a okazuje się że mają w sobie dużo złości czy nieakceptacji w ciele względem swojej historii, sytuacji życiowej, rodziców itp. Już pod tym względem Sadhguru jest bardziej przyziemny, bo w typie jogi który proponuje jak najbardziej uwzględnia wartość ciała, umysłu itp., chcąc jednocześnie go przekroczyć. I u niego jest dużo emocji właśnie, przynajmniej było przy pewnych doświadczeniach mistycznych. Nitya jest dla mnie trochę zbyt spokojna, a za mało kładzie nacisk na miłość w aspekcie pewnej czułości, przez co jest obca kulturowo w swoim przekazie (przez co nie trafia do tego miejsca z którym szczególnie utożsamia się z Chrystus, a o którym już wspominałem). Pod tym względem dla mnie to co prezentują Gajdowie jest głębszym wglądem w rzeczywistość, ponieważ nie wykazuje postawy oporu i odrzucenia względem kultury w której się wychowali. A biorą co najlepsze i najgłębsze z tego.
@@RADEK95
Na tak długi wpis będę odpowiadał etapami, bo jestem w drodze.
Po co słucham Drążka i Gajdów. Słucham dlatego, że żyję w Polsce, gdzie wciąż duży wpływ na rzeczywistość ma kościół i religia, które uważam za tragicznie beznadziejne, skrajnie szkodliwe i chybione, ale ogólnie w religiach cenię duchowość i traktuję je jako jedyną wartościową kwestię, a nawet za właściwe rozpoznanie istoty rzeczy, w tym tego, czym naprawdę jesteśmy. Dlatego mi zależy, żeby to, co uważam za fatalne szło w dobrym, czyli duchowym kierunku. Dlatego bardzo lubię Wojtka Drążka, który chyba jako jedyny w polskim obok księdza Muszali, moim zdaniem wie rzeczywiście o co chodzi. Nawet Zatorski tego nie złapał, choć był blisko, ale wymyślił sobie jakąś dziwaczną fatyczność i umarł. Słucham wszystkich, na których trafię, a widzę, że chociaż kombinują w temacie. Gajdowie w tym nie są, ale są na ścieżce i kto wie. Samołyk zaczął dreptać swoim tempem za nimi. Wojda kolejny. Ale tylko Drążek i Muszala są wg mnie w pełni świadomi. Oczywiście mogę kogoś nie znać. To jest dokładnie jak kiedyś z Janem od Krzyża który był bardzo blisko moim zdaniem, ale nie złapał istoty rzeczy. Mistrz Eckhart tak. Nitya i Sadhguru oczywiście jak najbardziej, ale o tym później
Do tego wątku dodam jeszcze to, że jedno to wiedzieć, łapać to, o co chodzi, a zupełnie innym jest rzeczywiście przebywać, żyć w tej duchowej przestrzeni, czyli jak mówił Paweł, w Chrystusie. Takiego chrzescijanina widziałem jednego i to był o. Thomas Keating zwłaszcza pod koniec życia. Jego "nothing" którym określał to co jest, w czym jest i czym jest i to w pełni przy tym świadome spojrzenie to moje jedyne zetknięcie z pełnowymiarowym uduchowieniem pośród chrześcijan.
Oczywiście sam Paweł też to ewidentnie rozumiał, ale to poza tym ogromny szkodnik moim zdaniem. Tutaj całkowicie podzielam krytykę Friedricha Nietzschego w stosunku do niego, z tym jednym zastrzeżeniem, bo świadomy duchowo absolutnie był. Jednak Paweł to osobny temat.
@@RADEK95
Ja nie mam nic przeciwko ciału ani emocjom, ale porządek rzeczy trzeba znać. Kluczem jest rozpoznanie tego czym rzeczywiście jestem w swojej istocie, esencji, wiecznej, nieskończonej podstawie. Nie jest to ani ciało, ani poziom psyche, całe to oprogramowanie myślowe, emocjonalne. Cała zawartość umysłu. To w żaden sposób nie ja w swojej istocie. Nie jestem myślami, nie jestem emocjami w swojej esencji. To w żaden sposób nie deprecjonuje ani cielesnego nośnika, ani umysłowego oprigramowania tylko uświadamia prawdziwy stan rzeczy, a co pozwala na świadome ich rozpoznanie i coraz lepsze nimi się posługiwanie. Wtedy zarówno nośnik jak i oprogramowaniem są cudownymi narzędziami.
Rozpoznanie natomiast tej nazwijmy esencji, przestrzeni przed/pod/zanim/pomiędzy myślami jako
siebie, jako wieczna, nieskończona, niezmienną, wszystko przenikająca boska obecność w każdym z nas rodzi natychmiast taką też miłość. Dlatego nie Gajdowie, a Nitya, Mooji, Spira, Ramana Maharishi, Nisargadatta Maharaj, Sadhguru. Wtedy naprawdę można używać, okazywać emocje jak się chce i w jakim momencie jaką ochotę się na to ma. Bo już wiem, że źródłowo nie są mną, a moim narzędziem. Nitya jest bardzo ciepła, ale satsang musi być taki jaki jest zwłaszcza kiedy ma naprowadzać ludzi na ich prawdziwą istotę, więc to trochę nie pora na emocjonalne uniesienia, bardziej na najbardziej mistyczny wgląd w istotę rzeczy.
To chyba tyle. Dopiszę tylko to, że tam gdzieś w środku w ciele, w głowie, w umyśle, nie ma żadnego ja, żadnego ktosia, żadnego indywidualnego osobowego obiektu/wkładu. Takie złudzenie dają myśli, które lepią jakby z siebie, z opowieści, które snują, historii, która z nich powstaje, a więc pamięci oraz towarzyszących ich emocji tę nieistniejąca, fikcyjną figurę. Tam nie ma żadnej obiektywnej persony, żadnego mnie, żadnego ciebie. Jest przestrzeń, wieczne tło, stała obecność jako tło dla tego dziania się. Ale dzianie, ruch myśli, same myśli to nie my. Trzeba złapać tło i nim się rozpoznać. Źle się pisze z telefonu.
Miód malina to spotkanie. Chociaż pozostaje poczucie niedosytu. Wiele treści obecnych w książce nie zdążyło zmieścić się w ramach czasowych tej rozmowy
Dzien dobry tak wspaniale spotkanie jak zawsze z panstwem Gajdami ❤ Milosc Milosierna ❤ .a jaki jest tytul ksiazki?bede wdzieczna jesli ktos podalby?....
Gdzie nabyć te książkę? Ciekawa rozmowa, dzięki ❤.
Logoterapia V. Frankla. Polecam
Anita Moorjani Umrzeć by stać się sobą .....polecem książkę
Po co swieckiemu teologia? Pierwsza odpowiedz jaka przyszla mi do glowy, jest niestety taka: zeby wiedziec, kiedy ksiadz wygaduje bzdury.
Przyznanie sobie prawa do szczerosci przed Bogiem. Jakie to wazne.
Nie rozumiem.
To zdziwienie psychoterapeutów na opór wobec psychoterapii ze strony katolików jest trochę niezrozumiałe.
Brakuje niestety uczciwego spotkania z argumentami skąd ten opór wynika i jak go rozwiązać.
A argumenty dotyczą rozeznania duchowego.
Skoro psychoterapia czerpie z myślicieli którzy aktywnie sprzeciwiali się myśli Bożej to czego oczekują psychoterapeuci ?
Weźmy takiego Junga który jest gnostykiem. Obcowanie z jego sposobem myślenia o człowieku musi odcisnąć piętno w umyśle tego który Jungiem się zajmuje. Podobnie jest z Freudem który ciężkie działa wystawił w kierunku Boga.
Jeśli nie będzie spotkania który wypracuje model współpracy na gruncie duchowości chrześcijańskiej i psychoterapii to brak zaufania nie zniknie.
No ale czy dlatego, że Freud czy Jung sprzeciwiali się myśli chrześcijańskiej to czy dalej należy traktować ich jako zagrożenia? Moim zdaniem mieli po prostu własną ścieżkę i Bóg ich nie zostawił, a oni szczerze też szukali prawdy. Wg mnie dziwne jest to, że chrześcijanie w których "miłość usuwa lęk" obawiają się spotkania z kimś kto szedł odmienną ścieżką... Czy jednym z objawów doświadczania miłości Boga nie jest brak lęku przed spotkaniem z kimś odmiennym?
@@RADEK95 W Piśmie Świętym znajdziesz naukę św. Pawła aby odnawiać swój umysł w celu poznania Boga.
Spotkanie z Jungiem to jest wprowadzenie swojego umysłu w stan nieprawdy o człowieku i fałszywej inicjacji duchowej.
Jung zajmował się okultyzmem.
Ojcowie pustyni pisali że początkiem zbawienia jest poznanie siebie. A uprawiając gnozę Junga człowiek nie pozna siebie gdyż Jung posługuje się fałszywa antropologią. Mimo że Jung również odkrywa jakieś prawdy o człowieku to jednak jako gnostyk miesza to prawdy z kłamstwami.
Natomiast na Freudzie zbudowana jest współczesna ideologia gender. To jest upadek.
Chrześcijanin nie może być ignorantem. Jest wezwany do rozeznania.
@@jarekpiechota1361 Wg mnie dużo kłamstw jest niestety w samym chrześcijaństwie, gdyż ego napłynęło dosyć wcześnie do tej religii. Wg niektórych dobrze poinformowanych osób z Watykanu ok. 80% księży jest homoseksualistami (źródło "Sodoma" - Martela). Identyfikuję się z Chrystusowym podejściem do życia, ale w mojej ocenie chrześcijaństwo jako niedoskonała forma, w dużej mierze ludzka i trzeba rozeznawać co w poszczególnych religiach, tradycjach czy nurtach myślowych jest związane z Miłością, a co jest jednak Jej ograniczaniem.
@@RADEK95 To jest twoja prywatna opinia w której możesz być omylny.
@@RADEK95 Mam dokladnie to samo wrazenie. Czy chrzescijanie musza sie bac ludzi, ktorzy nie sa chrzescijanami? Musza ich unikac, z obawy, ze ich wiara zostanie naruszona? Co to za wiara, ktora boi sie czegos takiego? Czy lepiej byc ignorantem, nie ksztalcic sie, ze strachu przed faktem, ze calkiem spora liczba ludzi, dzieki ktorym dzis mamy dostep do wiedzy, to nie byli chrzescijanie?
Prezentacja prywatnych objawień i przekonań daleko od nauki Kościoła Katolickiego.
Sorry, ale gdzie tu "prywatne objawienia" ? Chyba nie w tym kościele dzwoni :-)
@@maciejzimecki3160 Państwo Gajdowie sami stwierdzają że mówią o Bogu innym jak się uczyliśmy. Czyli nie prezentują nauki Kościoła ale swoje prywatne i subiektywne doświadczenie.
@@johnramblinman5767 to chyba spore nieporozumienie
@@maciejzimecki3160 Państwo Gajdowie są katolikami a pan Marcin jest diakonem .
Katolik przyjmuje wiarę i naukę Kościoła. A to co jest zaprezentowane nie jest nauką Kościoła.
To są własne subiektywne przekonania. Sami prelegenci to mówią.
@@johnramblinman5767 Chyba, że to co uznaje Pan za naukę Kościoła nie jest nią (albo jest rozpowszechnianym w Kościele mitem, który nie jest jednak rzeczywistym poznaniem Boga) a to co mówią Gajdowie, jest nią. To się okaże może za 100 lat jak naukę Kościoła będzie się widzieć zupełnie inaczej w kontekście tego co odkryją nauki ścisłe i humanistyczne. Jednak pkt 460 KKK to nie jest subiektywne przekonanie. Ciekaw jestem jak Pan by ten punkt Katechizmu wyjaśnił?
Takie tam katolickie gadanie.
Mniemanologia stosowana w czystej postaci….
Co masz na myśli?
@@sawimirstochmal7569 no, bardzo konkretnie sformułowany zarzut :-) Możesz trochę bardziej szczegółowo ?
@@RADEK95 Ma to raczej na języku...