ja tę książkę odbieram zupełnie inaczej. Teraz w kontekście katastrofy klimatycznej (to niesamowite, że książka napisana w latach 60-tych tak dobrze się starzeje i jest tak bardzo aktualna), medyatcję na temat samotności, płci - tego co to znaczy być kobietą i ile z tego jest tak naprawdę narzucone przez społeczeństwo - rodziny i miejsca człowieka w ekosystemie. To nie jest aż tak bardzo feministyczna literatura, ale jest zdecydowanie antykapitalistyczna, co pewnie wpływa na jej popularność. Ona nie jest w wymowie mizoandryczna. Bohaterka nie chcialaby spotkać kuzynki tak samo, jak jakiegoś myśliwego czy pasterza. Jest jednym wielkim krzykiem zawodu nad społeczeństwem i relacjami międzyludzkimi. Dlatego ona nigdy nie robi nic, żeby naruszyć czy nawett zbadać ścianę - nie chce spotykać innych ludzi. Chce odejść od świata, który wygląda w ten sposób. Żyć prostymi zasadami i nikogo nie krzywdzić, ponad to co konieczne. Jest w tej fantazji o końcu cywilizacji coś pociągającego, niby dlaczego tak bardzo szukamy "prawdziwych doświadczeń" w jakiejś dziczy, staramy się o okazje do bycia offline, fantazjujemy o takim prostym życiu? Fabuły jako takiej nie ma, teoretycznie, ale w zmaganiach bohaterki jest coś, co sprawia, że chcę to dalej czytać.
Hej Paulina! Wydaje mi się, że mimo wszystko odbieramy tę książkę trochę podobnie. Wątki samotności, ucieczki, kontemplacji na temat bycia kobietą bardzo mi się podobały. I zgadzam się, że w tej fantazji na temat końca świata jest coś pociągającego. Moim zdaniem zabrakło trochę balansu, pragnąłem więcej wewnętrznych rozterek, mniej codzienności życia na farmie? Ale to dobrze, że książka sprawiała, że chciałem więcej :) Ale faktycznie, może morał, który mamy wynieść, to to, że niepotrzebnie sami komplikujemy sobie życie, świat... i wszystko mogłoby być dużo prostsze? Dzięki za komentarz!
ja tę książkę odbieram zupełnie inaczej. Teraz w kontekście katastrofy klimatycznej (to niesamowite, że książka napisana w latach 60-tych tak dobrze się starzeje i jest tak bardzo aktualna), medyatcję na temat samotności, płci - tego co to znaczy być kobietą i ile z tego jest tak naprawdę narzucone przez społeczeństwo - rodziny i miejsca człowieka w ekosystemie. To nie jest aż tak bardzo feministyczna literatura, ale jest zdecydowanie antykapitalistyczna, co pewnie wpływa na jej popularność. Ona nie jest w wymowie mizoandryczna. Bohaterka nie chcialaby spotkać kuzynki tak samo, jak jakiegoś myśliwego czy pasterza. Jest jednym wielkim krzykiem zawodu nad społeczeństwem i relacjami międzyludzkimi. Dlatego ona nigdy nie robi nic, żeby naruszyć czy nawett zbadać ścianę - nie chce spotykać innych ludzi. Chce odejść od świata, który wygląda w ten sposób. Żyć prostymi zasadami i nikogo nie krzywdzić, ponad to co konieczne. Jest w tej fantazji o końcu cywilizacji coś pociągającego, niby dlaczego tak bardzo szukamy "prawdziwych doświadczeń" w jakiejś dziczy, staramy się o okazje do bycia offline, fantazjujemy o takim prostym życiu?
Fabuły jako takiej nie ma, teoretycznie, ale w zmaganiach bohaterki jest coś, co sprawia, że chcę to dalej czytać.
Hej Paulina! Wydaje mi się, że mimo wszystko odbieramy tę książkę trochę podobnie. Wątki samotności, ucieczki, kontemplacji na temat bycia kobietą bardzo mi się podobały. I zgadzam się, że w tej fantazji na temat końca świata jest coś pociągającego. Moim zdaniem zabrakło trochę balansu, pragnąłem więcej wewnętrznych rozterek, mniej codzienności życia na farmie? Ale to dobrze, że książka sprawiała, że chciałem więcej :)
Ale faktycznie, może morał, który mamy wynieść, to to, że niepotrzebnie sami komplikujemy sobie życie, świat... i wszystko mogłoby być dużo prostsze?
Dzięki za komentarz!