To jest takie smutne, że finalna walka z bossem, to miała być konfrontacja Marka i jego matki (niestety, wyrzucona scena w montażu!). Swoją drogą kocham paralelę Ammit i właśnie matki Marka, które wydały osąd nad jego życiem, nim ono rozkwitło. Swoją drogą, krokodyl znajduje się na telefonie znalezionym w ścianie. W zamyśle Moon Knight miał być produkcją oderwaną od MCU (stąd, chociażby brak nawiązań do blipa), w zamyśle do samego końca miało się nie wiedzieć, co jest prawdą a co fikcją, czy to była prawda, czy Mark jest w zakładzie zamkniętym i roi sobie, że jest superbohaterem. Tak miało być, myszka miki zdecydowała inaczej. Jeśli chodzi o Tawaret jako boginię, która zajmowała się zmarłymi... jest to zgodne ze światem przedstawionym. Była informacja o tym, że spora część bogów zaklęta została w uszepti, zaś sama hipopotamica ewidentnie była nowa w tej robocie i musiała posiłkować się papirusami z podpowiedziami, jaka jest procedura. To było o tyle ważne (i czytelne moim zdaniem), że Anubis zabiłby ich przez to, że waga nie ma równowagi i cały czas się rusza, nie złamałby też swojej rutyny, a Tawaret zaś dała im szansę wyjaśnić sobie rzeczy i finalnie pomogła przejść przez bramę. I ostatnie słowo o budżecie... tam były pieniądze, problemem efektów specjalnych są ogólne konflikty i deadliny w branży CGI, crunch, i wyciskanie studiów do granic możliwości... Bo stroje i scenografie praktyczne są po prostu piękne w detalu. Grobowiec Aleksandra Wielkiego, czy zatłoczona kairska ulica są cudowne. Bardzo lubię Indianę Jonesa, lubię dostawać studium postaci z problemami, lubię doskonałą grę aktorską. NAwet ten odklejony finał dał mi ulgę po Azylum, które emocjonalnie przeczołgało kompletnie. Byłam zaangażowana w losy Stevena i Marka i... no cóż, cieszę się, że będzie drugi sezon, bo najwidoczniej znalazł się odpowiedni pomysł na kontynuację tej opowieści ;) Z perspektywy czasu już po premierze Thora: No i Taika dostał wolność twórczą w jakże ciasnej dwugodzinnej klatce :/
No i liczyłem na pole do dyskusji, tymczasem odhaczacie większość moich checkobxów i pokrywamy się w większości opinii :D No dobrze, musze gdzieś wbić szpile , wiec niech będzie. Odnośnie komentarza Filipa do Hawkeye: Przecież ten serial to właśnie przeciwieństwo tego co opisałeś i właśnie współczesna plaga MCU w postaci HUBa do kolejnych produkcji, czyli nie skupiamy się na głównym bohaterze, bo czas ekranowy zajmuje mu np Kate Bishop (nie mam nic przeciwko jej postaci, jest po prostu źle poprowadzona do tego stopnia, że analizując serial odcinek po odcinku można odnieść wrażenie, ze była tam właściwie niepotrzebna - tak, specjalnie to zrobiłem po raz drugi) , Echo oraz KingPina (ciekawy teaser solowego serialu , gdzie prawdopodobnie dostaniemy rozwinięcie ich relacji, co sprawdziłoby się perfekcyjnie właśnie tam). Nie zgodze się też, że to jest właśnie ten serial , do obejrzenia którego nie jest wymagana znajomość bagażu doświadczeń bohatera z innych produkcji MCU, bo bez tego nie wiedzielibyśmy nie znając komiksów, skąd faktycznie wział sie kostium Ronina i czego w sumie Clint tak żałuje. Na prawdę chciałem dostać inkluzywny serial o bohaterze u kresu swojej drogi zbawiania świata i przyznam szczerze, te kilka momentów jak udział w grze larp , czy dekorowanie mieszkania na święta zwiastowały właśnie to . Jednak było to zbyt mało w perspektywie całości. Aczkolwiek musze przyznać, jest to jeden z lepiej ogranych finałów seriali w porównaniu do pozostałych. Oczywiście, niedoścignionym faworytem dalej pozostaje Loki.
Komiksy doceniam, choć nie czytam pasjami. Jeśli już, to głównie „artystowskie” Morbiusy i inne takie, belgijskie. Nie załapałem się na warunkowanie pokoleniowe superbohaterstwem (gdy dorastałem, zwyczajnie nie było). Dlatego o filmach, serialach czy komiksach heroicznych, MCU itp. zacząłem myśleć z narastającym znużeniem na długo, zanim stało się modne. Ta preambuła tłumaczy, dlaczego oglądało mi się Moon Knighta z największym od lat zainteresowaniem. Oczywiście w stosunku do innych tego typu produktów. Ba, dałem się wciągnąć! Ostatnio może tylko Legion, The Boys i Pacemaker potrafiło mnie podobnie utrzymać przed projektorem. I wcale nie brakowało mi „konstrukcji” czy „odwołań”. Być może to kwestia mitologii egipskiej, bo odebrałem serial „ożywczo”. Nawet w okolicy 3 odcinka nie jęknąłem „o jesuuu” i nie zacząłem w ciemności szukać pilota czy telefonu (by sprawdzić sytuację w Ukrainie). A to wielki sukces. Czekam na kontynuację! Nas, nie znających tych „uniwersów” jest chyba większość :)
Wszyscy: Moon Knight ❤
Krzysztof Maj: *Wdech Pana Marudy, Niszczyciela Dobrej Zabawy*
😂😂
To jest takie smutne, że finalna walka z bossem, to miała być konfrontacja Marka i jego matki (niestety, wyrzucona scena w montażu!). Swoją drogą kocham paralelę Ammit i właśnie matki Marka, które wydały osąd nad jego życiem, nim ono rozkwitło. Swoją drogą, krokodyl znajduje się na telefonie znalezionym w ścianie. W zamyśle Moon Knight miał być produkcją oderwaną od MCU (stąd, chociażby brak nawiązań do blipa), w zamyśle do samego końca miało się nie wiedzieć, co jest prawdą a co fikcją, czy to była prawda, czy Mark jest w zakładzie zamkniętym i roi sobie, że jest superbohaterem. Tak miało być, myszka miki zdecydowała inaczej.
Jeśli chodzi o Tawaret jako boginię, która zajmowała się zmarłymi... jest to zgodne ze światem przedstawionym. Była informacja o tym, że spora część bogów zaklęta została w uszepti, zaś sama hipopotamica ewidentnie była nowa w tej robocie i musiała posiłkować się papirusami z podpowiedziami, jaka jest procedura. To było o tyle ważne (i czytelne moim zdaniem), że Anubis zabiłby ich przez to, że waga nie ma równowagi i cały czas się rusza, nie złamałby też swojej rutyny, a Tawaret zaś dała im szansę wyjaśnić sobie rzeczy i finalnie pomogła przejść przez bramę.
I ostatnie słowo o budżecie... tam były pieniądze, problemem efektów specjalnych są ogólne konflikty i deadliny w branży CGI, crunch, i wyciskanie studiów do granic możliwości... Bo stroje i scenografie praktyczne są po prostu piękne w detalu. Grobowiec Aleksandra Wielkiego, czy zatłoczona kairska ulica są cudowne.
Bardzo lubię Indianę Jonesa, lubię dostawać studium postaci z problemami, lubię doskonałą grę aktorską. NAwet ten odklejony finał dał mi ulgę po Azylum, które emocjonalnie przeczołgało kompletnie. Byłam zaangażowana w losy Stevena i Marka i... no cóż, cieszę się, że będzie drugi sezon, bo najwidoczniej znalazł się odpowiedni pomysł na kontynuację tej opowieści ;)
Z perspektywy czasu już po premierze Thora: No i Taika dostał wolność twórczą w jakże ciasnej dwugodzinnej klatce :/
31:30 Lol z tego Thora, Waititi pokazał, że pomysły ma FATALNE
No i liczyłem na pole do dyskusji, tymczasem odhaczacie większość moich checkobxów i pokrywamy się w większości opinii :D
No dobrze, musze gdzieś wbić szpile , wiec niech będzie.
Odnośnie komentarza Filipa do Hawkeye:
Przecież ten serial to właśnie przeciwieństwo tego co opisałeś i właśnie współczesna plaga MCU w postaci HUBa do kolejnych produkcji, czyli nie skupiamy się na głównym bohaterze, bo czas ekranowy zajmuje mu np Kate Bishop (nie mam nic przeciwko jej postaci, jest po prostu źle poprowadzona do tego stopnia, że analizując serial odcinek po odcinku można odnieść wrażenie, ze była tam właściwie niepotrzebna - tak, specjalnie to zrobiłem po raz drugi) , Echo oraz KingPina (ciekawy teaser solowego serialu , gdzie prawdopodobnie dostaniemy rozwinięcie ich relacji, co sprawdziłoby się perfekcyjnie właśnie tam). Nie zgodze się też, że to jest właśnie ten serial , do obejrzenia którego nie jest wymagana znajomość bagażu doświadczeń bohatera z innych produkcji MCU, bo bez tego nie wiedzielibyśmy nie znając komiksów, skąd faktycznie wział sie kostium Ronina i czego w sumie Clint tak żałuje.
Na prawdę chciałem dostać inkluzywny serial o bohaterze u kresu swojej drogi zbawiania świata i przyznam szczerze, te kilka momentów jak udział w grze larp , czy dekorowanie mieszkania na święta zwiastowały właśnie to . Jednak było to zbyt mało w perspektywie całości. Aczkolwiek musze przyznać, jest to jeden z lepiej ogranych finałów seriali w porównaniu do pozostałych. Oczywiście, niedoścignionym faworytem dalej pozostaje Loki.
Komiksy doceniam, choć nie czytam pasjami. Jeśli już, to głównie „artystowskie” Morbiusy i inne takie, belgijskie. Nie załapałem się na warunkowanie pokoleniowe superbohaterstwem (gdy dorastałem, zwyczajnie nie było). Dlatego o filmach, serialach czy komiksach heroicznych, MCU itp. zacząłem myśleć z narastającym znużeniem na długo, zanim stało się modne.
Ta preambuła tłumaczy, dlaczego oglądało mi się Moon Knighta z największym od lat zainteresowaniem. Oczywiście w stosunku do innych tego typu produktów. Ba, dałem się wciągnąć! Ostatnio może tylko Legion, The Boys i Pacemaker potrafiło mnie podobnie utrzymać przed projektorem. I wcale nie brakowało mi „konstrukcji” czy „odwołań”. Być może to kwestia mitologii egipskiej, bo odebrałem serial „ożywczo”. Nawet w okolicy 3 odcinka nie jęknąłem „o jesuuu” i nie zacząłem w ciemności szukać pilota czy telefonu (by sprawdzić sytuację w Ukrainie). A to wielki sukces. Czekam na kontynuację!
Nas, nie znających tych „uniwersów” jest chyba większość :)
Chyba chodziło Ci o Moebiusy nie o Morbiusy 😉
@@user-dr2ye5tq8f True :) Kurde, ale mi ten chłam wszedł... Filmu nie polecam. Komiksy Girauda jak najbardziej :)
Spojler: Krzysztofowi się nie podobało.
😂😂 nieprawda! Utwardzasz stereotypy na swój własny temat. Odpowiedź jest nieco bardziej zniuansowana: Krzysztofowi nie podobało się w 80%
Krzysztof coś ma teraz kosę z Marvelem
Mam coraz większą kosę, ale jest na to proste rozwiązanie. Mianowicie wystarczyłoby, by Marvel wrócił do poziomu z 2 i 3 fazy rozwoju MCU
@@KrzysztofMMaj czytaj: Thor: Dark World? ant Man & the Wasp? 😅
Nie Ammet, tylko Ammit, a tak na prawdę to Ammut.
Starałem się mówić bardzo niewyraźnie, żeby się nie pomylić. Jak widać nie pomogło. Dzięki!
Ojoj spoilery to ja wrócę jak obejrzę! Przeklęte Disney+...
Bartosz klapa totalna, czemu się wywyższasz a jesteś nikim... dosłownie...
Ale to ty dzwonisz…