Dobrze jest usłyszeć, że nie tylko ja miałem wrażenie, że z ekranu nieustannie wylewał się skierowany do widza nachalny przekaz "płacz! teraz płacz! wzdychaj i płacz". Już się obawiałem, że życie całkowicie wypruło mnie z jakiejkolwiek wrażliwości i nie pozostanie mi nic innego jak oglądanie filmów wojennych i kryminałów :) jak dla mnie film mógłby być puszczany na Hallmark Channel, Garfield i Pugh niepotrzebnie wywindowali projekcję aż do sal kinowych
Mi się ten film nie spodobał. Uważam, że gra aktorska, reżyseria i scenografia były na wysokim poziomie, ale zawiódł mnie scenariusz, w pewnym momencie czułam się jak przy oglądaniu paradokumentu. To ile dziwnych i losowych scen mogło się wydarzyć podczas życia bohaterów, sprawiało, że było to dla mnie totalnie nierealistyczne (kroplą która przelała szalę goryczy była scena prorodu). Czułam też, że historia głównej bohaterki jest lekko nieprawdopodobna (najpierw katiera w łyżwiarstwie, później ogromne sukcesy kulinarne i restauracja , gwiazdką). Może się po prostu czepiam, natomiast pomimo to, w kilku miejscach nawet sie wzruszyłam
Już pisałam wcześniej że film ratowała Florence Pugh w duecie z Garfieldem. Florence była w ogóle hipnotyczna, oczu od niej nie mogłam oderwać. Gdyby nie oni byłby to po prostu kolejny szantaż emocjonalny, bo jak to nie wzruszasz się na filmie o takiej tematyce. Ano nie. Jednym z problemów jest nie tyle romantyzacja raka co estetyzacja raka. Nawet jeśli wymiotujesz, to dyskretnie elegancko i krótko, a potem wyglądasz jak Florence Pugh zastanawiająca się nad sekretem istnienia a nie jak ktoś kogo wnętrzności są jak po wyżymaczce. I w ogóle nie jesteś wyczerpana, zmęczona nic. Ambicja i sukces. Strasznie mnie to rozzłościło. No ale Florence i Andrew.
Dla mnie filmem na którym absolutnie wypłakałam sobie oczy jest tytuł „ c’mon c’mon „ sprzed paru lat. Dotknął mnie w tamtym momencie seansu naprawdę do samego serduszka. Nie mam pojęcia czy nadal miałabym aż takie emocje związane z tym filmem, bo nie mam jak powtórzyć sobie tego seansu, czekam aż trafi gdzieś na streamingi, żeby ponownie przekonać się co mnie tak chwyciło za serduszko. Pozdrawiam 😊
Myślałam, że będę oryginalna, a tu pierwszy komentarz, który przeczytałam, mówi o Hachiko! No ryczę za każdym razem jak bóbr. Swoją drogą nie wiem, dlaczego wracam do tego filmu w ogóle...?! 🫣😭
Okrutnie i niepohamowanie poryczałam się w scenie kłótni w „Marriage Story”. Na „Marley i ja” płakaliśmy całą rodziną z rodzicami i bratem, nasze dwa psy również jak zobaczyły, co nam się dzieje 🙈
Gra aktorska glownych bohaterów absolutnie fantastyczna i rozwalajaca na łopatki! Nawiązując do tego co powiedziala Agnieszka o końcówce, w ogóle nie przeszkadzal mi ten finał. Uważam ze to nie jest film na spektakularne i wysublimowane zakończenie. Przechodzimy przez historię, ktora ma swoj koniec, ale życie trwa nadal :)
Z moich wspomnień, najsilniejsze emocje wzbudził we mnie film "Now is Good". Było to dawno temu i prawdopodobnie wpłynął na to ówczesny kontekst życiowy, jednakże pamiętam, że po seansie byłam bardzo wzruszona. Innym filmem, który wywarł na mnie znaczące wrażenie, choć nie tak silnie emocjonalnie, był "Broken Circle Breakdown". "Sztuka pięknego życia" oceniam pozytywnie, aczkolwiek bez entuzjazmu.
W koncu trafiam na to, ze ktos ma takie odczucia po tym filmie jak ja 🫠nie wzruszyłam się prawie wcale, na pewnym etapie nie podobało mi się własnie jak film probowal mną manipluować. Seria zdarzeń pokazana w taki sposób imo nie zadziałała, nadal miałam poczucie że to ckliwa historia rodem lludzi z mam talent czy xfactora, jak powiedziała Agnieszka. Florence i Andrew robią tutaj co mogą, ale niestety ten scenariusz nie ma totalnie mięsa. W miedzyczasie czekam na Wasza recke babygirl. Zauwazylam, ze sporo osob nie zrozumialo zamyslu filmu i ogolnie recenzje są mixed, sama jestem troche skonfliktowana. Bardzo czesto moje zdanie pokrywa sie z tym co mowicie wiec jestem mega ciekawa jak ocenicie ten film :D ja chyba musze obejrzec jeszcze raz zeby skupic sie na flashbackach z dziecinstwach i malych pstryczkach od rezyserki 🤠
Po seansie tego filmu czułam się dziwnie. Przyznaję, pokładałam w nim spore nadzieje, po stworzonej historii w zwiastunie. Natomiast, gdy przyszło co do czego...nie trafił on tak głęboko, jak bym się spodziewała. Sama estetyka, swego rodzaju "realizm" i genialna chemia między aktorami, w mojej opinii skończyły trochę jako niewykorzystany potencjał. Bo gdy dodamy do tego nielinarną narrację, to naprawdę mogło wyjść lepiej. A skończyło się jakoś tak nijak. I ogólne momentami wrażenie losowości? braku takiej oddanej wymiarowości postaci. Wywołał we mnie ten film pewne wzruszenie i refleksje, ale nie uwiódł - to nie było to co moim zdaniem można było z tego stworzyć. Trochę żal :(
Film mi się podobal. Świetna chemia miedzy Florence a Andrew. Miałam wzruszki. Finałem nie jestem zawiedziona:) I owszem zgadzam się ze nielinearny system tu zrobil robote😊
(Nie)stety jestem team "nie płakałam na tym filmie". Wychodząc z kina aż dziwnie się czułam, bo parę osób wyglądało jakby ryczało przez pół filmu. Nie powiem, dobrze mi się go oglądało a Flo i Andrew sprawili, że aż im zazdrościłam, tych dobrych chwil 😊 Za to filmem, na którym nie byłam w stanie powstrzymać łez, i który do teraz mam w pamięci jest "Moja miłość" z Vincentem Casselem i Emmanuelle Bercot. Po 10 latach ściska mnie na wspomnienie ich historii, emocji. O "Sztuce pięknego życia" pewnie tak długo pamiętać nie będę, mimo Flo, którą od "Midsommar" absolutnie kocham.
Oj, to na pewno nie idę, bo nie znoszę takich manipulacji emocjami A jaki film sprawił, że wypłakałam sobie oczy... oczywiście Afterusn I ten film jest też moim ulubionym, bo nie manipulował widzem, on od razu rozwalał serce 💔
Ja zawsze płaczę na "About time". W czasach, gdy jeszcze byłam tą, która nigdy nie płacze na filmach ten jeden złamał pieczęcie 😅 Dlaczego? Chyba dlatego, że jest po prostu bliski. Podoba mi się koncept, przekaz jest właściwie prosty, ale jednak zawsze czuję się po nim taka "odświeżona"🩷
Scenariusz jakich było już mnóstwo, który przefantastycznie ogrywają Florence a Andrew. Chemia między nimi: cud, miód i orzeszki Nielinearność fabuły jest jeszcze doskonalsza, gdy weźmie się oryginalny tytuł filmu. To, co nam dane w życiu, to są te monenty w czasie. Nie było płakanka, choć szlochy było słychać obok
Słucham Waszej recenzji, czytam komentarze i... odetchnęłam z ulgą. Miałam wrażenie, że jestem zupełnie nieczuła - kobiety wokół mnie w kinie marnowały z zapamiętaniem chusteczki, a ja zupełnie nic... Nie polubiłam głównej bohaterki (a tym bardziej tego, jak cały czas traktowała Tobiasa), nie wczułam się w historię, od początku było wiadomo jak to sie skończy. Wiele scen było dla mnie wręcz nieprzyjemnych (na przykład poród). Płaczę nawet na bajkach! Z jakiegoś powodu cieszę się, że nie jestem w tych odczuciach sama. Film był zrobiony profesjonalnie, ale szczerze mówiąc nie mam najmniejszej ochoty kiedykolwiek do niego wracać. Szkoda czasu i pieniędzy na bilet.
Na początku wkurzał mnie fakt skakania po linii czasu, musiałam się bardziej skupiać w którym momencie ich życia jestem. Na koniec stwierdziłam jednak i tu się z wami zgadzam, że gdyby to było z jedną linią to niestety takich historii jest wiele. Także podobał mi się, ale nie był tak mocny jak myślałam, że będzie.
Ryczałam na "Samotnym mężczyźnie", ryczałam na "Motyl still Alice" ale najwięcej chusteczek poszło na "Mój przyjaciel Hachiko" zdecydowanie. Mój mąż też ryczał jak bóbr
Od początku wyczuwałam nieszczere intencje twórców filmu, twórców którzy ewidentnie nie chcieli opowiadać ciekawej, angażującej historii, a napisali wszystkie sceny pod końcówkę, która miała na celu wycisnąć z widza ostatnie krople łez...na mnie to kompletnie nie podziałało i mówiąc szczerze to irytuje mnie gatunek filmowy spod nazwy "trauma porn", bo niczym innym tego nie można nazwać. Szkoda świetnych aktorów, ale nawet Florence i Andrew nie udało się podratować tego filmu, nie wyczuwałam między główną parą żadnej fizycznej chemii (a szkoda). Florence zresztą chyba była zresztą trochę źle dobrana pod rolę 34-latki (potem już 44-latki) i przy Garfieldzie, już dojrzalszym mężczyźnie po rozwodzie mi to zgrzytało. To nie wina gry aktorskiej, a energii jaką osoba posiada; ja na ekranie notorycznie miałam wrażenie, że widzę młodą, nieopierzoną studentkę i w scenie, w której wyjawia swój wiek, zaliczyłam niemałe zaskoczenie. Postać Garfielda była za to kompletnie porzucona i nierozwijana gdzieś od środku filmu, może nawet wcześniej. Wątek z ciążą poprowadzony niedorzecznie i pozostawił u mnie niemały niesmak. Jedyny plus to scena z porodem, to też zresztą jedyny moment, gdzie poczułam jakiekolwiek pozytywne emocje i może nawet odrobinę się wzruszyłam. Poza tym, to film okazał się dużym rozczarowanie, szkoda.
No popatrz, a ja nie mogłam znieść wiecznie szklistych oczu Tobiasa 🥹No ileż można? Uciekałabym od takiego mężczyzny jak najdalej. Za to Almut pokochałam od pierwszego momentu. Ale ja mam słabość do Flo, to pewnie dlatego 😄
Hmm bardzo łatwo się wzruszam więc ciężko by mi było wybrać jeden film (nimona, inside out 2, the holdovers) a z niedawnych to flow i.. epic the musical (polecam zerknąć jest za darmo na youtube do obczajenia jest nawet playlista, 40 odc 5 min max każdy)
Taki byłem z siebie dumny, że wytrzymałem cały seans bez łez, aż tu nagle znienacka ostatnia scena z rozbijaniem jajka... No i szkoda pracowników stacji benzynowej, nawet małej premii za nieprzewidziane atrakcje w godzinach pracy nie dostali. :(
Moim zdaniem Florence jest 2 klasy niżej aktorsko od Garfielda, który ją pożera w tym filmie. Na siłę ckliwy, męczący, zupełnie zbędny zabieg z chronologią wydarzeń...
Mam wrażenie, że Florence i Andrew mają całkowicie różną wrażliwość jako aktorzy i tu był zgrzyt - Garfield próbował budować intymną atmosferę, jego postać była wrażliwa, czuła, uczuciowa, gra aktorska była adekwatna do dramatu z elementami romansu. Pugh chyba trochę nie zrozumiała zadania, bo nawet w scenach, gdzie ma grać zakochaną, nie widzę ani grama szczerej czułości, ani ciepła? Rozumiem jaki koncept miała jej postać, ale twórcy próbowali nam sprzedać wielką historię miłosną i ja jej osobiście nie kupiłam.
Zawiodłam się scenariuszem, byłam w szoku, jak można się obrażać podczas kłótni czy mieć sekrety w związku (konkurs). Do tego gra aktorska Florence Pugh - czasami widziałam, że Florence gra po prostu siebie, a nie Almut.
Dla mnie osobiście zabrakło głębi w tym filmie w szczególności jeśli chodzi o postac grana przez Florence. Bardziej byłem w stanie uwierzyć w historie Tobiasa niz Almut. Mi Tobiasa bylo tak naprawdę szkoda bo przeżył rozwód a potem trafił na jeszcze bardziej wymagająca sytuacje życiową. Chetnie zobaczyłbym sequel związany z historią Tobiasa z byłą żoną. Garfield ma cos w sobie.
A jaki końcowy werdykt? Bardziej na plus czy minus? PS. film do płakanka to Zakochany bez pamięci (pierwszy raz obejrzany z polecenia Agnieszki na którymś Q&A)
Scenariusz dość średni i raczej bardzo na „zaufaj mi mordo”, ale mimo wsyztsko mi tam film się podobał, a między dwójką głównych bohaterów jest świetna chemia
Dobrze jest usłyszeć, że nie tylko ja miałem wrażenie, że z ekranu nieustannie wylewał się skierowany do widza nachalny przekaz "płacz! teraz płacz! wzdychaj i płacz". Już się obawiałem, że życie całkowicie wypruło mnie z jakiejkolwiek wrażliwości i nie pozostanie mi nic innego jak oglądanie filmów wojennych i kryminałów :) jak dla mnie film mógłby być puszczany na Hallmark Channel, Garfield i Pugh niepotrzebnie wywindowali projekcję aż do sal kinowych
Mi się ten film nie spodobał. Uważam, że gra aktorska, reżyseria i scenografia były na wysokim poziomie, ale zawiódł mnie scenariusz, w pewnym momencie czułam się jak przy oglądaniu paradokumentu. To ile dziwnych i losowych scen mogło się wydarzyć podczas życia bohaterów, sprawiało, że było to dla mnie totalnie nierealistyczne (kroplą która przelała szalę goryczy była scena prorodu). Czułam też, że historia głównej bohaterki jest lekko nieprawdopodobna (najpierw katiera w łyżwiarstwie, później ogromne sukcesy kulinarne i restauracja , gwiazdką). Może się po prostu czepiam, natomiast pomimo to, w kilku miejscach nawet sie wzruszyłam
Już pisałam wcześniej że film ratowała Florence Pugh w duecie z Garfieldem. Florence była w ogóle hipnotyczna, oczu od niej nie mogłam oderwać. Gdyby nie oni byłby to po prostu kolejny szantaż emocjonalny, bo jak to nie wzruszasz się na filmie o takiej tematyce. Ano nie. Jednym z problemów jest nie tyle romantyzacja raka co estetyzacja raka. Nawet jeśli wymiotujesz, to dyskretnie elegancko i krótko, a potem wyglądasz jak Florence Pugh zastanawiająca się nad sekretem istnienia a nie jak ktoś kogo wnętrzności są jak po wyżymaczce. I w ogóle nie jesteś wyczerpana, zmęczona nic. Ambicja i sukces. Strasznie mnie to rozzłościło. No ale Florence i Andrew.
Dużo łez wypłakałem na "Mój przyjaciel Hachiko" i "Moście do Terabithii", a ostatnio "Dziki Robot"
Dla mnie filmem na którym absolutnie wypłakałam sobie oczy jest tytuł „ c’mon c’mon „ sprzed paru lat. Dotknął mnie w tamtym momencie seansu naprawdę do samego serduszka. Nie mam pojęcia czy nadal miałabym aż takie emocje związane z tym filmem, bo nie mam jak powtórzyć sobie tego seansu, czekam aż trafi gdzieś na streamingi, żeby ponownie przekonać się co mnie tak chwyciło za serduszko. Pozdrawiam 😊
Najbardziej wzruszający film, którego nigdy, przenigdy drugi raz nie obejrzę? Hachiko zdecydowanie ❤
Myślałam, że będę oryginalna, a tu pierwszy komentarz, który przeczytałam, mówi o Hachiko! No ryczę za każdym razem jak bóbr. Swoją drogą nie wiem, dlaczego wracam do tego filmu w ogóle...?! 🫣😭
Okrutnie i niepohamowanie poryczałam się w scenie kłótni w „Marriage Story”. Na „Marley i ja” płakaliśmy całą rodziną z rodzicami i bratem, nasze dwa psy również jak zobaczyły, co nam się dzieje 🙈
Oczy wypłakałam na Manchester by the sea
Ło matko, tak. Przeciężkie działo
Gra aktorska glownych bohaterów absolutnie fantastyczna i rozwalajaca na łopatki! Nawiązując do tego co powiedziala Agnieszka o końcówce, w ogóle nie przeszkadzal mi ten finał. Uważam ze to nie jest film na spektakularne i wysublimowane zakończenie. Przechodzimy przez historię, ktora ma swoj koniec, ale życie trwa nadal :)
Z moich wspomnień, najsilniejsze emocje wzbudził we mnie film "Now is Good". Było to dawno temu i prawdopodobnie wpłynął na to ówczesny kontekst życiowy, jednakże pamiętam, że po seansie byłam bardzo wzruszona. Innym filmem, który wywarł na mnie znaczące wrażenie, choć nie tak silnie emocjonalnie, był "Broken Circle Breakdown". "Sztuka pięknego życia" oceniam pozytywnie, aczkolwiek bez entuzjazmu.
W koncu trafiam na to, ze ktos ma takie odczucia po tym filmie jak ja 🫠nie wzruszyłam się prawie wcale, na pewnym etapie nie podobało mi się własnie jak film probowal mną manipluować. Seria zdarzeń pokazana w taki sposób imo nie zadziałała, nadal miałam poczucie że to ckliwa historia rodem lludzi z mam talent czy xfactora, jak powiedziała Agnieszka. Florence i Andrew robią tutaj co mogą, ale niestety ten scenariusz nie ma totalnie mięsa. W miedzyczasie czekam na Wasza recke babygirl. Zauwazylam, ze sporo osob nie zrozumialo zamyslu filmu i ogolnie recenzje są mixed, sama jestem troche skonfliktowana. Bardzo czesto moje zdanie pokrywa sie z tym co mowicie wiec jestem mega ciekawa jak ocenicie ten film :D ja chyba musze obejrzec jeszcze raz zeby skupic sie na flashbackach z dziecinstwach i malych pstryczkach od rezyserki 🤠
Wypłakałam oczy na Mój przyjaciel Hachiko.
I nigdy później żaden film mnie aż tak nie sponiewierał :D
Po seansie tego filmu czułam się dziwnie. Przyznaję, pokładałam w nim spore nadzieje, po stworzonej historii w zwiastunie. Natomiast, gdy przyszło co do czego...nie trafił on tak głęboko, jak bym się spodziewała. Sama estetyka, swego rodzaju "realizm" i genialna chemia między aktorami, w mojej opinii skończyły trochę jako niewykorzystany potencjał. Bo gdy dodamy do tego nielinarną narrację, to naprawdę mogło wyjść lepiej. A skończyło się jakoś tak nijak. I ogólne momentami wrażenie losowości? braku takiej oddanej wymiarowości postaci. Wywołał we mnie ten film pewne wzruszenie i refleksje, ale nie uwiódł - to nie było to co moim zdaniem można było z tego stworzyć. Trochę żal :(
Film mi się podobal. Świetna chemia miedzy Florence a Andrew. Miałam wzruszki. Finałem nie jestem zawiedziona:) I owszem zgadzam się ze nielinearny system tu zrobil robote😊
Serdecznie dziękuję za uchronienie mnie przed pójściem do KNH na ten film 🎉❤
(Nie)stety jestem team "nie płakałam na tym filmie". Wychodząc z kina aż dziwnie się czułam, bo parę osób wyglądało jakby ryczało przez pół filmu. Nie powiem, dobrze mi się go oglądało a Flo i Andrew sprawili, że aż im zazdrościłam, tych dobrych chwil 😊 Za to filmem, na którym nie byłam w stanie powstrzymać łez, i który do teraz mam w pamięci jest "Moja miłość" z Vincentem Casselem i Emmanuelle Bercot. Po 10 latach ściska mnie na wspomnienie ich historii, emocji. O "Sztuce pięknego życia" pewnie tak długo pamiętać nie będę, mimo Flo, którą od "Midsommar" absolutnie kocham.
Oj, to na pewno nie idę, bo nie znoszę takich manipulacji emocjami
A jaki film sprawił, że wypłakałam sobie oczy... oczywiście Afterusn
I ten film jest też moim ulubionym, bo nie manipulował widzem, on od razu rozwalał serce 💔
A wyplakalam chyba calą wode z organizmu na Titanicu i Blue Valentine.😂
Oooooo! Byłam ciekawa waszej recenzji!
Wypłakałam oczy najbardziej jak Mufasa zginął. Nic nigdy później mnie tak nie poruszyło w kinie.
Mam podobne odzucia jak wy. Płacze często na filmach a tu nawet nie uroniłam łzy. Sama nie wiem dlaczego
Ja zawsze płaczę na "About time". W czasach, gdy jeszcze byłam tą, która nigdy nie płacze na filmach ten jeden złamał pieczęcie 😅 Dlaczego? Chyba dlatego, że jest po prostu bliski. Podoba mi się koncept, przekaz jest właściwie prosty, ale jednak zawsze czuję się po nim taka "odświeżona"🩷
Scenariusz jakich było już mnóstwo, który przefantastycznie ogrywają Florence a Andrew. Chemia między nimi: cud, miód i orzeszki Nielinearność fabuły jest jeszcze doskonalsza, gdy weźmie się oryginalny tytuł filmu. To, co nam dane w życiu, to są te monenty w czasie. Nie było płakanka, choć szlochy było słychać obok
Właśnie wróciłam z seansu, bez płaczu, scena z lodowiskiem🤦♀️ film, na którym płakałam najbardziej Aftersun - bardzo osobisty dla mnie
Najładniejsza scena porodu jaką chyba widziłam, choviaż na stacji benzynowej xddd
Słucham Waszej recenzji, czytam komentarze i... odetchnęłam z ulgą. Miałam wrażenie, że jestem zupełnie nieczuła - kobiety wokół mnie w kinie marnowały z zapamiętaniem chusteczki, a ja zupełnie nic... Nie polubiłam głównej bohaterki (a tym bardziej tego, jak cały czas traktowała Tobiasa), nie wczułam się w historię, od początku było wiadomo jak to sie skończy. Wiele scen było dla mnie wręcz nieprzyjemnych (na przykład poród). Płaczę nawet na bajkach! Z jakiegoś powodu cieszę się, że nie jestem w tych odczuciach sama. Film był zrobiony profesjonalnie, ale szczerze mówiąc nie mam najmniejszej ochoty kiedykolwiek do niego wracać. Szkoda czasu i pieniędzy na bilet.
Nie uronilam ani jednej łzy na tym filmie a jestem osobą której nie raz zdażyło się płakać na filmie
Na początku wkurzał mnie fakt skakania po linii czasu, musiałam się bardziej skupiać w którym momencie ich życia jestem. Na koniec stwierdziłam jednak i tu się z wami zgadzam, że gdyby to było z jedną linią to niestety takich historii jest wiele. Także podobał mi się, ale nie był tak mocny jak myślałam, że będzie.
Ryczałam co 2minuty na Krzysiu gdzie jesteś oraz końcówka August Rush mnie totalnie rozkleiła 🥹🥹
Świetna recenzja! 🍿
Torba na ziemniaki powinna być z hobbitami😂
Ryczałam na "Samotnym mężczyźnie", ryczałam na "Motyl still Alice" ale najwięcej chusteczek poszło na "Mój przyjaciel Hachiko" zdecydowanie. Mój mąż też ryczał jak bóbr
Mam identyczne odczucia jak Agnieszka!
Prawdopodobnie też będę ryczeć na Flow, tak jak ryczałam na Coco
Dla mnie to historia o totalnej egoistce i nie trafił do mnie tak, jak twórca chciał
Od początku wyczuwałam nieszczere intencje twórców filmu, twórców którzy ewidentnie nie chcieli opowiadać ciekawej, angażującej historii, a napisali wszystkie sceny pod końcówkę, która miała na celu wycisnąć z widza ostatnie krople łez...na mnie to kompletnie nie podziałało i mówiąc szczerze to irytuje mnie gatunek filmowy spod nazwy "trauma porn", bo niczym innym tego nie można nazwać. Szkoda świetnych aktorów, ale nawet Florence i Andrew nie udało się podratować tego filmu, nie wyczuwałam między główną parą żadnej fizycznej chemii (a szkoda). Florence zresztą chyba była zresztą trochę źle dobrana pod rolę 34-latki (potem już 44-latki) i przy Garfieldzie, już dojrzalszym mężczyźnie po rozwodzie mi to zgrzytało. To nie wina gry aktorskiej, a energii jaką osoba posiada; ja na ekranie notorycznie miałam wrażenie, że widzę młodą, nieopierzoną studentkę i w scenie, w której wyjawia swój wiek, zaliczyłam niemałe zaskoczenie. Postać Garfielda była za to kompletnie porzucona i nierozwijana gdzieś od środku filmu, może nawet wcześniej. Wątek z ciążą poprowadzony niedorzecznie i pozostawił u mnie niemały niesmak. Jedyny plus to scena z porodem, to też zresztą jedyny moment, gdzie poczułam jakiekolwiek pozytywne emocje i może nawet odrobinę się wzruszyłam. Poza tym, to film okazał się dużym rozczarowanie, szkoda.
Dla mnie we live in time miało jakąś taką sztuczną indie atmosfere... nie wiem dokładnie czemu.
Mnie irytowała postać głównej bohaterki więc nie potrafiłam się zaangażować emocjonalnie
No popatrz, a ja nie mogłam znieść wiecznie szklistych oczu Tobiasa 🥹No ileż można? Uciekałabym od takiego mężczyzny jak najdalej. Za to Almut pokochałam od pierwszego momentu. Ale ja mam słabość do Flo, to pewnie dlatego 😄
@@aszku1973dla mnie on był racjonalny i poukładany, a ona obrażała się i emocjonowała i była w tym taka niekonsekwentna
Tak!
Film po którym płakałem, co prawda ze wzruszenia aniżeli smutku to oczywiście arcydzieło 10/10 Paddington 2
Hmm bardzo łatwo się wzruszam więc ciężko by mi było wybrać jeden film (nimona, inside out 2, the holdovers) a z niedawnych to flow i.. epic the musical (polecam zerknąć jest za darmo na youtube do obczajenia jest nawet playlista, 40 odc 5 min max każdy)
Topka tamtego roku jeśli chodzi o gatunek dramat/romans ;)
Ohh płakało się na Mój przyjaciel hachiko 😢
Szczerze film poprawny taki 5 lub 6/10 ale nic poza tym. Brakowało mi osobowosci i scen rozwijających historię postaci Tobiasa
Poza grą Florence Pugh nic specjalnego
Taki byłem z siebie dumny, że wytrzymałem cały seans bez łez, aż tu nagle znienacka ostatnia scena z rozbijaniem jajka...
No i szkoda pracowników stacji benzynowej, nawet małej premii za nieprzewidziane atrakcje w godzinach pracy nie dostali. :(
Ojciec, Whiplash, Lista Schindlera
Najbardziej płakałam na Strażnikach Galaktyki 3 :D
Oczy wypłakałam na "Wit" z Emma Thompson
Moim zdaniem Florence jest 2 klasy niżej aktorsko od Garfielda, który ją pożera w tym filmie. Na siłę ckliwy, męczący, zupełnie zbędny zabieg z chronologią wydarzeń...
a ja uważam na odwrót, że to Florence go zjada w tym filmie
Mam wrażenie, że Florence i Andrew mają całkowicie różną wrażliwość jako aktorzy i tu był zgrzyt - Garfield próbował budować intymną atmosferę, jego postać była wrażliwa, czuła, uczuciowa, gra aktorska była adekwatna do dramatu z elementami romansu. Pugh chyba trochę nie zrozumiała zadania, bo nawet w scenach, gdzie ma grać zakochaną, nie widzę ani grama szczerej czułości, ani ciepła? Rozumiem jaki koncept miała jej postać, ale twórcy próbowali nam sprzedać wielką historię miłosną i ja jej osobiście nie kupiłam.
Ja płakałam ostatnio na Wielorybie
Zawiodłam się scenariuszem, byłam w szoku, jak można się obrażać podczas kłótni czy mieć sekrety w związku (konkurs). Do tego gra aktorska Florence Pugh - czasami widziałam, że Florence gra po prostu siebie, a nie Almut.
Ostatnio poryczane było chyba na "Cichej dziewczynie"
Dla mnie osobiście zabrakło głębi w tym filmie w szczególności jeśli chodzi o postac grana przez Florence. Bardziej byłem w stanie uwierzyć w historie Tobiasa niz Almut. Mi Tobiasa bylo tak naprawdę szkoda bo przeżył rozwód a potem trafił na jeszcze bardziej wymagająca sytuacje życiową. Chetnie zobaczyłbym sequel związany z historią Tobiasa z byłą żoną. Garfield ma cos w sobie.
A jaki końcowy werdykt? Bardziej na plus czy minus?
PS. film do płakanka to Zakochany bez pamięci (pierwszy raz obejrzany z polecenia Agnieszki na którymś Q&A)
Dla mnie "Szkoła uczuć" i "List w butelce", dla męża "Chłopiec w pasiastej piżamie". Ja nie byłam w stanie obejrzeć tego filmu do końca.
DZIEŃ DOBRY
mnie rzadko filmy wzruszaja dolez ale SILVER LINING udalo sie az2 razu :) i chyba WHIPLASH a jak nie zalezke lzy to za bardzo udane dzielo
Na Kubo też było płakane a później się wygrało konkurs u Was z filmem NA PŁYCIE 😅
O kurde, to piękna pamiątka pozostała
a co sądzicie o scenie na lodowisku? ;p
Bleh. / Dawid
Dowcip z Emma thompson
Scenariusz dość średni i raczej bardzo na „zaufaj mi mordo”, ale mimo wsyztsko mi tam film się podobał, a między dwójką głównych bohaterów jest świetna chemia
Proszę nie używajcie sformułowania „prawda leży gdzieś po środku” bo to jedno z najgłupszych powiedzieć na świecie XD
Przecież to jest tutaj użyte ironicznie xd /A.
@ wiem, wiem. Po prostu moja nienawiść do tego powiedzenia wygrywa ze zdrowym rozsądkiem 😉
już z wiastunu widać że to oscar bait. dla mnie pass
chyba nie do końca wiesz co to jest oscar bait
Ot zwykły film, nic specjalnego. Łzy to mi płynęły na seansie i po 2 metry od siebie.
1!!!!!!!!
Your videos are an example of how to make content. Quality filming, competent editing and useful information. Thank you!🏑🤹🐌