Kiedyś podłapałam takie stwierdzenie, że człowiek jest w stanie znieść każdą niedogodność i każde cierpienie, jeśli sam widzi w nim sens. Jak najbardziej warto mówić o potencjalnych wyzwaniach, bo to pomaga nazwać to, co umysł i tak gdzieś tam wyczuwa (szczególnie pozdrawiam wszystkich neurotyków :D ). Ale tak mi to przypomniało, że w sumie też demonizujemy stres głównie dlatego, że najwięcej mamy do czynienia z jego jednym obliczem. Stres, jako mobilizacja organizmu do działania jest nam potrzebny do przetrwania. Tylko że jakoś tak się dzieje, że dużo częściej funkcjonujemy w dystresie (i w ogóle trwamy w nim chronicznie podczas, gdy nasze organizmy nie są do tego zaprojektowane), a dużo rzadziej w eustresie. Swoją drogą, da się chwilowo przedefiniować dystres na eustres i myślę, że poczucie sensu tego, co przed nami i zgodność z wartościami, to są te komponenty, które pozwalają dystres zmienić w eustres. Różni ludzie mnie "ostrzegali", że prowadzenie własnego biznesu wcale nie jest takie łatwe w porównaniu do pracy na etacie. Ale Ci ludzie nie rozumieją, że ja nie szukam łatwego. Ja szukam robienia rzeczy po swojemu. Taka już moja natura, że bardzo źle znoszę (psychicznie i fizycznie) wykonywanie zadań, które się ze mną nie zgadzają. A to jest 90% funkcjonowania na etacie (przynajmniej takie były moje dotychczasowe doświadczenia) i to prowadzi do chronicznego dystresu. Natomiast doświadczyłam już tej zgodności z trudnym zadaniem, które miałam do wykonania sama i za każdym razem, bez wyjątku, sobie z takim zadaniem poradziłam. Był stres, było dużo różnych emocji, ale przede wszystkim był mój upór. Może i dokonuję zmian powoli, ale najważniejsze jest dla mnie to, że nie stoję w miejscu. Jak upadnę, to czasem potrzebuję trochę poleżeć, ale prędzej czy później wstaję, otrzepuję się i idę dalej.
Kiedyś podłapałam takie stwierdzenie, że człowiek jest w stanie znieść każdą niedogodność i każde cierpienie, jeśli sam widzi w nim sens.
Jak najbardziej warto mówić o potencjalnych wyzwaniach, bo to pomaga nazwać to, co umysł i tak gdzieś tam wyczuwa (szczególnie pozdrawiam wszystkich neurotyków :D ). Ale tak mi to przypomniało, że w sumie też demonizujemy stres głównie dlatego, że najwięcej mamy do czynienia z jego jednym obliczem. Stres, jako mobilizacja organizmu do działania jest nam potrzebny do przetrwania. Tylko że jakoś tak się dzieje, że dużo częściej funkcjonujemy w dystresie (i w ogóle trwamy w nim chronicznie podczas, gdy nasze organizmy nie są do tego zaprojektowane), a dużo rzadziej w eustresie. Swoją drogą, da się chwilowo przedefiniować dystres na eustres i myślę, że poczucie sensu tego, co przed nami i zgodność z wartościami, to są te komponenty, które pozwalają dystres zmienić w eustres.
Różni ludzie mnie "ostrzegali", że prowadzenie własnego biznesu wcale nie jest takie łatwe w porównaniu do pracy na etacie. Ale Ci ludzie nie rozumieją, że ja nie szukam łatwego. Ja szukam robienia rzeczy po swojemu. Taka już moja natura, że bardzo źle znoszę (psychicznie i fizycznie) wykonywanie zadań, które się ze mną nie zgadzają. A to jest 90% funkcjonowania na etacie (przynajmniej takie były moje dotychczasowe doświadczenia) i to prowadzi do chronicznego dystresu. Natomiast doświadczyłam już tej zgodności z trudnym zadaniem, które miałam do wykonania sama i za każdym razem, bez wyjątku, sobie z takim zadaniem poradziłam. Był stres, było dużo różnych emocji, ale przede wszystkim był mój upór. Może i dokonuję zmian powoli, ale najważniejsze jest dla mnie to, że nie stoję w miejscu. Jak upadnę, to czasem potrzebuję trochę poleżeć, ale prędzej czy później wstaję, otrzepuję się i idę dalej.
Robić coś "na miękkiej łydce" - świetne i biorę na wynos :)