Też znam kilka osób które również poszły na inny kierunek i spróbować dostać się na medycynę jeszcze raz. I niektórzy pokochali swój kierunek że zapomnieli o medycynie. Gratulacje wybrania drogi którą się kocha
Z jednej strony ma rację, choć z pracą jest ciężko, że chemia jest ciekawa. Dla mnie najbardziej podobało się to, że mogę sama sobie coś stworzyć i takie gnębienie samego siebie "a dlaczego tak, a dlaczego nie inaczej?". Podoba mi się ten sposób myślenia. ;)
Jedynie co mogę współczuć Dawidowi, to w takim razie nauczycieli z podstawówki czy szkoły średniej, skoro do własnoręcznego przeprowadzania eksperymentów musiał czekać do studiów. Ja już w podstawówce po zajęciach z nauczycielem chemii sam robiłem eksperymenty. Mocno w pamięć zapadł mi moment gdy po połączeniu kwasu HCL i wodorotlenku sodu, nauczyciel pozwolił nam zanurzyć palec w cieczy i spróbować. I okazało się, że jest to słona woda. Myślę, że takie bodźce jeszcze bardziej by przyczyniły się do wybrania chemii przez Dawida.
To że jak twoja wiedza nie ma praktycznego zastosowania albo nie potrafisz jej dalej praktycznie wykorzystać to zajmujesz się o wiele mniej płatną pracą na uczelni.
Jeśli ktoś ma "powołanie" do nauczania to jest to jak najbardziej w porządku ale ten kolega od "bełkotu" chciał być lekarzem co ma praktyczne i pożyteczne przełożenie ale niestety się nie "załapał" więc poszedł na uczelnię... Chyba zgodzisz się ze mną, że jak ktoś jest "mocny" np z prawa to zostaje adwokatem itp. albo jak ktoś jest "mocny" z psychologii to dąży do prowadzenia np praktyki terapeutycznej za 150zł/50min. a nie idzie pracować jako wielce czcigodny, całujcie mnie w dupę profesor uczniak... Zajebistością jest jak dobry mecenas albo terapeuta np jak prof. Lew-Starowicz mając gigantyczne doświadczenie i osiągnięcia w pracy empirycznej jest jednocześnie wykładowcą i dzieli się / przekazuje swoją wiedzę dalej, nowym pokoleniom. A nie młody chłopaczek, który ledwo obronił magistra i chce być wielkim naukowcem...
Też znam kilka osób które również poszły na inny kierunek i spróbować dostać się na medycynę jeszcze raz. I niektórzy pokochali swój kierunek że zapomnieli o medycynie. Gratulacje wybrania drogi którą się kocha
Z jednej strony ma rację, choć z pracą jest ciężko, że chemia jest ciekawa. Dla mnie najbardziej podobało się to, że mogę sama sobie coś stworzyć i takie gnębienie samego siebie "a dlaczego tak, a dlaczego nie inaczej?". Podoba mi się ten sposób myślenia. ;)
1:38. Byłem pewien, że powie: "+ 100 do zajebistości", ale się pomyliłem.
a ta pierwsza reakcja, była chemią?
Kto 2020
Jedynie co mogę współczuć Dawidowi, to w takim razie nauczycieli z podstawówki czy szkoły średniej, skoro do własnoręcznego przeprowadzania eksperymentów musiał czekać do studiów. Ja już w podstawówce po zajęciach z nauczycielem chemii sam robiłem eksperymenty. Mocno w pamięć zapadł mi moment gdy po połączeniu kwasu HCL i wodorotlenku sodu, nauczyciel pozwolił nam zanurzyć palec w cieczy i spróbować. I okazało się, że jest to słona woda. Myślę, że takie bodźce jeszcze bardziej by przyczyniły się do wybrania chemii przez Dawida.
Ja miałem nawet na samych lekcjach, a nie po. I to jeszcze w latach '90. ;)
Heh, jak się nic nie umie to się idzie na uczelni pracować.
Hubert M co XD
To że jak twoja wiedza nie ma praktycznego zastosowania albo nie potrafisz jej dalej praktycznie wykorzystać to zajmujesz się o wiele mniej płatną pracą na uczelni.
Hubert M może niektórym to odpowiada ?
Hubert M a może wiesz bardzo dużo i chcesz (a przede wszystkim umiesz) tę woedzę przekazać innym?
Jeśli ktoś ma "powołanie" do nauczania to jest to jak najbardziej w porządku ale ten kolega od "bełkotu" chciał być lekarzem co ma praktyczne i pożyteczne przełożenie ale niestety się nie "załapał" więc poszedł na uczelnię...
Chyba zgodzisz się ze mną, że jak ktoś jest "mocny" np z prawa to zostaje adwokatem itp. albo jak ktoś jest "mocny" z psychologii to dąży do prowadzenia np praktyki terapeutycznej za 150zł/50min. a nie idzie pracować jako wielce czcigodny, całujcie mnie w dupę profesor uczniak...
Zajebistością jest jak dobry mecenas albo terapeuta np jak prof. Lew-Starowicz mając gigantyczne doświadczenie i osiągnięcia w pracy empirycznej jest jednocześnie wykładowcą i dzieli się / przekazuje swoją wiedzę dalej, nowym pokoleniom. A nie młody chłopaczek, który ledwo obronił magistra i chce być wielkim naukowcem...