Adam Szustak OP: szukacie nieodpowiednich facetów
ฝัง
- เผยแพร่เมื่อ 24 พ.ย. 2024
- Macie system pożądania mężczyzny jak pana. To skutek grzechu pierworodnego. Jakiego męża szukać? Najchętniej bym wam tego nie powiedział... - mówi ojciec Adam Szustak. Więcej znajdziesz tutaj: goo.gl/NK3T5L
- เพลง
Spotkać dojrzałego i świadomego siebie faceta jest niesamowicie trudno, ale mam wrażenie, że ta sama przypadłość dotyczy również kobiet, poza tym nieumiejętność komunikacji międzyludzkiej też ma ogromny wpływ na nasze klęski🐑💝
Ojcze Adasiu , Twoje audiobooki z Judytą i Esterą są zawsze w mojej podręcznej torbie . Uwielbiam oba . Od nich tak naprawdę zaczęłam Cię słuchać, bardzo mi pomogły w odzyskaniu siebie z bardzo toksycznego związku . Dziękuje serdecznie, pozdrawiam z Bogiem .
Jak ja kocham moje 57 lat. Po dlugiej podrozy dokladnie doszlam do tego co powiedzial mlody Adam! Jak to Bog pieknie poukladal po prostu perfect!
Fajnie, jak się znajdzie odwzajemnioną miłość. Gorzej jak tak nie jest :(
To jest prawda...mój się mi rzucił w oczy bo był taki strasznie poczciwy a jednocześnie była w nim jakaś siła w środku pochodząca „z góry”. Szukajcie takich dziewczyny choćby wam zajęło do czterdziestki bo warto.
6:00 potencjalna pułapka z powierzchownie czystymi facetami polega nie tylko, że trudno takiego znaleźć, ale też jeśli się znajdzie faceta nie zainteresowanego płciowością, to może niestety nie brać się ze świętości, czystości, tylko czasem lub coraz częściej z innej orientacji, zranień na punkcie sfery intymnej lub innego rodzaju "wyjątkowości". Polecam uważność i roztropność :-)
Ja się zgadzam po całości! Moje małżeństwo zakończyło się śmiercią męża w wypadku, ale zdążyłam zrozumieć, że o. Adam mówi absolutną prawdę. Nie chcę żyć przez resztę życia we wdowieństwie... Tylko niech mi ktoś powie, gdzie znaleźć takiego faceta w wieku 50 lat, który nie jest zajęty, ani z odzysku? Boże pooooomóż, bo mam dość głupich uwag rozwodników,, że mam jakieś moherowe uprzedzenia!!!!!!!!
Znalazłam ❤️
Dobre porównanie. Zajarzylim.
Piękno to przestrzeń, która jest w nas.
Trudne do zrozumienia i wprowadzenia w życie, dopóki się nie sprawdzi na własnej skórze. Wiele lat mojego małżeństwa minęło, po wielu latach przestałam cierpieć, gdy zrozumiałam, że nie potrzebuję męża żeby dobrze się czuć, żeby być szczęśliwą, żeby czuć się spełnioną kobietą, a raczej spełnionym człowiekiem. I po 41 latach małżenstwa moja miłośc do męża jest bardziej prawdziwa, wolna od uzależnienia i myślę, że mój mąż też jest bardziej szczęśliwy dzięki temu.
Czy ten "okres cierpienia" przyszedł już po ślubie czy miała go Pani także przed?
Paulina Sorota. My mieliśmy bardzo krótki okres znajomosci przed ślubem. to była tzw. piorunująca miłość. To był słodki miodowy okres przed slubem, nie było miejsca na cierpienie. Gdy patrzę z perspektywy lat i pamięci wszystkiego to widzę, że po ludzku biorąc to było szaleństwo, ten nasz ślub, 5 miesięcy od poznania się. Bez Bożej Łaski i Boskiej pomocy małżeństwo nie przetrwałoby. Ja byłam niedoświadczona, młoda (20), wyglądałam na 14 lat i byłam skrajnie nieprzygotowana do dorosłego zycia. Mój wybrany miał 38 lat, jest artystą. Właściwie dzieliło nas niemal wszystko: środowisko z jakiego wywodziliśmy się, temperament, sposób w jaki nas wychowano, ja jedynaczka, on miał siedmioro rodzeństwa, on ekstrawertyk, gaduła, optymista towarzyski, ja "cicha woda", lubiąca ciszę i kontemplację. To co nas łączyło i łączy to poważny stosunek do rodziny, odpowiedzialne podejście do życia. W małżeństwie trzeba umieć wybaczać i godzić się, że nie jest idealnie. Trzeba szanować indywidualność drugiej strony. A! i to co moim zdaniem jest ważne i co nam pomagało- że szanujemy nawzajem swoją wolność, granice. Cierpienie jest częścią życia, czy w małzeństwie czy nie. Ważne jak sobie radzimy z trudnymi sprawami, czy wychodzimy z próby silniejsi, czy złamani.
Julita Piątkiewicz Dziękuję za podzielenie się tym doświadczeniem :)
Dziękuje Ojcze
oby nie bylo takiej mysli przewodniej.. "byle jaki portki w domu oby tylko byly :) "
Bardzo cenie nauki o. Szustaka ale z tymi tezami się nie zgadzam. Każda kobieta podświadomie szuka mężczyzny który zapewni jej bezpieczeństwo, przy którym nie będzie się bała ze idąc przez ulice ktoś będzie mógł ją zaczepić. Jest to zrozumiałe i uważam ze dobre myślenie.
piotr9134 pełna zgoda Piotrze! 😊
Ja szukam czystego mężczyzny. Ale tak jak ojciec mówi szukam kogoś, kto ma wolę poprawy. Bo wolę poprawy mają głównie Boży ludzie, tzn, że najprawdopodobniej spowiada się, ciągle nawraca.
im wiecej slucham , obserwuje i doswiadczam ,tymbardziej trace sile i wiare... po co kobieta szuka skoro moze byc z tym Najdoskonalszym , ktory jest tym kim jest... tak , zgadzam sie ,wszystkie jestesmy popsute i trzeba to uzdrawiac i wyjasniac dlaczego tak jest , aby nad tym pracowac.. jestem w punkcie gdzie juz wiem ,ze nie potrzebuje mezczyzny do szczescia( choc od czasu do czasu odzywa sie to pragnienie przynaleznosci).odkad to pojelam cos sie we mnie przemienilo ale tez zauwazylam ,ze duzo mezczyzn od takich kobiet jak ja ucieka...bo tak jak kobieta potrzebuje swojego pana ,tak mezczyzna poniekad pragnie nim byc, a gdy spotka taka kobiete jak ja to po prostu ucieka ... czasem czuje sie tak jakbym byla w jakiejs grze albo zabawie ...bardzo duzo ludzi robi pozory, lubia zwodzic.... chyba jednak pozostane obserwatorka tego swiata zamiast go doswiadczac w sposob wlasciwy. Mam pragnienie ,aby coraz wiecej ludzi bylo bardziej swiadomych skutkow grzechu pierworodnego. wtedy byloby troche latwiej...moze ... I owszem..my kobiety lubimy wysportowanych mezczyzn:) nie musi to byc Pudzian ale niech bedzie on jakis wysportowany...rozumiem ,ze nie kazdy lubi sport natomiast ja owszem bardzo lubie i rowniez lubie gdy mezczyzna ma w tym kierunku jakies zainteresowania . I jesli mezczyzna pracuje nad swoja dusza tak jak nad cialem to jest swietne polaczenie,tak uwazam.
powodzenia stara-juz samo to ze to pragnienie sie pojawilo wiaze sie z ryzykiem ze bedziesz podatna na meskie wplywy post swoja droga a libido i koniec mlodosci drugie , ja majac 33 lata dopiero zapagranelam z kims byc i to ktorym mowisz wysportowany nie zdziw sie jak przyklei sie do ciebie watly imprezowicz
"zauwazylam ,ze duzo mezczyzn od takich kobiet jak ja ucieka...bo tak jak kobieta potrzebuje swojego pana ,tak mezczyzna poniekad pragnie nim byc, a gdy spotka taka kobiete jak ja to po prostu ucieka ... " a ja sądzę że to tak: Wiecie czym dzisiejsza kobieta odstrasza przyzwoitego mężczyznę? Tym:
Opowiadaniem o swojej sile. A bądźcie sobie silne, niezależne, nie szukające pana w mężczyźnie, ale umiejcie z nami rozmawiać. Siła to atrybut mężczyzny, dziwi więc, że facet woli słuchać o delikatności a nie o sile? Siła kobiety to siła inteligentnego dialogu. Takiej siły życzę wam drogie Panie :)
ja myślę, że to jest związane z biologią - kobiety szukają mężczyzn, którzy dadzą im najlepsze potomstwo oraz zapewnią bezpieczeństwo. Gdyby kobiety tak nie robiły to ludzkość by nieptrzetrwała. Tak działa ewoulcja. Dla duchowości to się nikt nie pobiera, bo dla duchowości to lepiej być samemu jak napisał św. Paweł.
Św Paweł pisał do hedonistów którzy sobie urządzali orgie i do prostytutek sakralnych. Dla normalnych ludzi te teksty są niszczące.
@@msczekokurczak3760 myślę, że nie tylko
Mężczyzna tak oczytanego ,inteligentnego jak Dominikanin Adam to wśród dzisiejszych mężczyzn nie spotkałam z taką wiara i etyką no mój dziadek modlił się RANO i wieczorem na różańcu przeżył 2wojny 2 razy ciężko ranny ale umarł.
Najgorsze jest to że Cię wierzący mężczyźni, których poznałam, uważają kobiete, za tą która ma usługiwać mężczyźnie, być mu posłuszna i zależna od niego. Sami często nie mając żadnej życiowej siły w sobie, żeby ewentualnie móc mu tą "władze" oddać. W dodatku nie raz rozmawiajac na katolickim portalu z mężczyznami, nie raz zostałam wyśmiana wprost, tekstami typu "kobieta i logiczne myślenie, hahhahaha", kobieta ma siedzieć w domu i rodzić dzieci i usługiwać, a mężczyzna jest od myślenia. Jeszcze jako, że studiuję swą dzienne kierunki i częściowo sama się utrzymuję, zostało mi na początku zasugerować, że powinnam że studiów zrezygnować, bo jestem kobietą o jestem głupia. Dlatego niestety nie mogę znaleźć wierzącego faceta. Co jest z nimi nie tak? A może że mną?
Widać jak baaardzo wierzący są/byli ci, na których trafiłaś. Osoba wierząca nie zmusza drugiego człowieka do czegoś, czego ten nie chce robić. Nie bez kozery mówi się, że wiara nas - chrześcijan jest wiarą wolną. Jeżeli ci mężczyźni zniewalali Cię w sposób jaki opisałaś, to śmiem twierdzić, że są dalecy od Pana Boga. Nie chcę nikogo osądzać, nie o to mi chodzi. Chcę tylko podkreślić, że zniewalanie drugiego człowieka jest sprzeczne z nauką kościoła i w ogóle z chrześcijaństwem.
Jezus był męski bo był odniesiony w pełni do Boga, był niezależny, żył w Prawdzie i za nią szedł, niezaleznie od okoliczności i wbrew poprawności, także religijnej i za to oddał zycie, nie żył jak pasowało ówczesnym autorytetom religijnym, gdyby nie był męski to by się im poddał. Józef tez wg świata był fajtłapą ale można w nim zobaczyć prawdziwe cechy męskie: odniesienie do Boga, prawość
Podpisuję się w 100% pod tym komentarzem.
sama prawda, najpiekniejsza milosc jest ta bezinteresowna ,przezylam ja ,czy posluchalabym Szustaka kilkanascie lat temu ,pewnie tak ,bo moje serce bylo na to gotowe ,tylko moj maz nie chcial dac za wygrana , a ja juz nie mialam sil o siebie walczyc i wzielismy slub .Wierzyl w Boga. Bo mowia jak Bog na pierwszysm miejscu to wszystko na swoim.Maz mial mnie zawsze a jednak nigdy nie czul sie wypelniony ta miloscia ,przestal chodzic do kosciola ,co gorsza zaczal zle o wszystkich mowic ,bo nikt nie chcial mu pomoc ,maz przestal sie starac nie mogac zawlaszczyc mojego serca bo moje serce nalezalo do Boga .Zaczela sie walka ,cos strasznego,okropne pieklo,do tego wszystko spadalo na nasza gromadke dzieci , zaczely chorowac ,prawdziwe pieklo.,ja wpadlam w rozpacz , Nie mielismy nikogo do pomocy wszyscy sie odwrocili lub byli bezsilni I powiedzialam Boze przykro mi ale ja juz nie bede ciebie sluchac .Dales mi wolnego meza ktory rozprawia o tym na prawo i lewo wiec ja tez jestem wolna .Przez te wszystkie lata malzenstwa zawsze chodzilam do kosciola bylam blisko Boga .W tym czasie stracilam wszystko . Nie moglam dostac pracy ,bylam pielegniarka.I wydawalo mi sie to jakims przeklenstwem bo wszyscy szukaja pielegniarek.Wiec zostalam pielegniarka moich dzieci ,(i pewnie pomyslicie to super moze do tego cie Bog przygotowal tylko ze nie mozna byc pielegniarka wlasnych dzieci i nie martwic sie skad wezme na to pieniadze ,zaczeli nas krytykowac ze mamy taka sytuacje to po co mamy tyle dzieci )bo bylo z nimi bardzo zle i poznalam na jednym z portali czlowieka ktory chorowal ,wiec mialam okazje sprawdzic , co wlasciwie jest warte to czego nauczylam sie w szkole ,bo w moim zyciu jakos sie nie sprawdzalo,a ile jest warte ( lub bylo warte bo przeciez sie poddalam )to co mowi do mnie moje serce to co mowi BOg Kilka lat rozmawialam z tym czloweikiem ,staralam sie doradzac jak zyc zeby bylo łatwiej ,modlilam sie .Narodzila sie miedzy nami wspaniala przyjazn.Mialam wrazenie ze poki sie modle to rany ktore mial goja sie .O dziwo dawal mi soba taka sile ze ja przelewalam ja na moj dom i tez pomalu odzyskiwalam wiare w to ze jestem cos warta . Ten czas w moim zyciu to calkowite przeciwienstwo mojego malzenstwa .W ktorym bylam. ciagle przekonywana ze podstawa jest seks .Czy moglam taka milosc znalezc do meza jak w moim przyjacielu ...niewiem .Ja nie moglam miec pretensji ,bo przeciez wybralam w zdrowi i w chorobie ...idt. W jednej z konferencji Ojciec mowil ze milosc to nie uczucie ,a ja mysle ze wszystko razem jest wazne .bo przeciez wyszlam za maz bez uczucia ,oddajac calkowicie swoja wolnosc. czym jest moje zycie ,niewolnictwem .Zyciem z rozsadku.Wyjsciem z raju i przejsciem przez pieklo do ziemi obiecanej.W co staram sie na nowo uwierzyc.Bog przesiewal moje zycie utwierdzal milosc we mnie .I czasem nadal nie potrafie tego zrozumiec.I mam chec wolac, juz dosc .Pewnie dlatego ze nienawidze siebie . Nie rozumiem jak mogl mnie stworzyc. Pewnie jeszcze kilka lat tej slodkiej męczarni mnie czeka ,smierc lub wolnosc .lub jedno i drugie .Moj maz sie nawrocil, bo poczul sie zagrozony ze mnie straci Moj przyjaciel zmarl ,lekarze powiedzieli ze to rak nie mialam juz wiary i sil walczyc ,bo wszyscy go i tak juz skreslili przed diagnoza .Pragnelam godnych ostatnich dni dla niego i juz przejscia prze smierc.To byly bardzo trudne dni walki z sama soba bez snu ciagle z rozancem choc bez zadnej intencji tylko zeby Bog byl zeby widzial ze On umiera . Moze zle zrobilam ze pozwolilam mu odejsc ,ale co moglam zrobic :( .dziekuje Ojcu za ten film th-cam.com/video/QO32pD_lrUQ/w-d-xo.html bo ten jedyny mi pozostal do przezycia wszystkie inne jakos mijam i jakos niechca mi sie wpasowac w zycie .No oprucz konferencji Ojca Szustaka o Jezusie te sa prawdziwe
Gosiu kochana, przepraszam że tak piszę, ale skarbie nie myślisz może że gdybyś miała w sercu Boga to byś tutaj mimo swoich niepowodzeń tryskała radością i szczęściem. BÓG to miłość. Trochę się chyba pogubiłaś maleńka bo na czymś innym polega bezinteresowność w miłości. Więc pamiętaj jedno BÓG cię kocha i pragnie twojego szczęścia. Ja też Ci go życzę z całego serca.
Prawdziwie bo wykluczając związek pokochałam mężczyznę który potem poślubił inną. Potem wpisałam w depresję i doszłam do tego że jednak chcę założyć rodzinę z przyjacielem. To bez sensu. Jak można być bezinteresowną kiedy chce się założyć rodzinę? Rodzina to interes życia... Choć mój chłopak mówi że chce, ale zwleka a ja już po 30. Kiedyś rodzice przeprowadzali przyszłego męża i klamka zapadła, kocha się bo trzeba. Dziś nie trzeba i lata lecą, a o bezinteresownej miłości jak tu mówić kiedy frustracja bierze górę.
Dziękuję Ci Szustak napisałeś się na 6 +
Ale Pan Jezus był cieślą, więc musiał być całkiem dobrze zbudowany...
Nie rozumiem o co chodzi z tym poczuciem bezpieczeństwa. Nie znam kobiety która chciała by być w związku z mężczyzną przy którym nie czuje się bezpiecznie i któremu w konsekwencji nie można zaufać. Właśnie to że facet jest silny (nie chodzi mi tylko o siłę fizyczną ale również) i dzięki temu przewidywalny a nie jak chorągiewka na wietrze daje poczucie stabilności i tego że nie złamie się przy pierwszym mocniejszym podmuchu, czytaj kryzysie. Czy któraś dziewczyna chciałaby mieć ojca który nie daje poczucia bezpieczeństwa? Nie chciałabym aby ojciec moich dzieci w czasie burzy biegał tam i z powrotem krzycząc że to koniec świata i strasząc że zaraz wszyscy zginiemy :) I dlaczego ojciec Szustak mówi że facet nie jest od budowania domu? To od czego? Od dawania poczucia bezpieczeństwa nie, od budowania domu nie, od tego żeby zarabiał pieniądze nie, to ja pytam po co mi ten facet? Ma leżeć i pachnieć a ja mam go obsługiwać- to chyba właśnie sprowadza go do roli "pana", czyli kogoś przed kim o.Szustak ostrzega... Widzę tutaj lekki brak konsekwencji w wypowiedzi o. Szustaka. Gdyby nie to że kobieta czegoś chce od mężczyzny a mężczyzna od kobiety to dawno byśmy wyginęli. Niestety, ale tak to już od wieków funkcjonuje. Miłość platoniczna może jest piękna ale raczej niewykonalna, bo jesteśmy tylko ludźmi. Feministki co rusz to krzyczą że nie potrzebują facetów, czy to się podoba? Żyjemy w świecie gdzie kobieta jest coraz bardziej samowystarczalna i niezależna, żyjemy też w świecie gdzie jest coraz więcej rozwodów, coraz mniej relacji, coraz więcej singli i coraz mniej odpowiedzialności. Przypadek?.... Nie sądzę.
Sprowadzamy rolę faceta do tego żeby "był". Serio??????
Z mojego doświadczenia: kiedyś spotykałam się z mężczyzną, należał do duszpasterstwa, miał zasady, wydawał się być silny. Ale dwa razy idąc z nim ulicą usłyszałam pod moim adresem od przechodniów (niezbyt poczciwych obywateli) bardzo niemiłe słowa. Reakcja chłopaka? Szedł dalej kontynuując rozmowę ze mną jak gdyby nigdy nic. W zasadzie to ja czułam się winna tego że ktoś na ulicy mnie zwyzywał. Za pierwszym razem przecierpiałam, za drugim też. Trzeciego razu już nie było.
Dalej z mojego doświadczenia: W podstawówce pobiłam się z kolegą. Przyszłam do domu z płaczem i opowiedziałam co się stało. Mój ojciec jeszcze tego samego dnia był w domu tego kolegi. Kolega sam przyszedł z czekoladkami, mamą i przeprosinami. Cóż... :)))) Na mojego tatę zawsze mogę liczyć !!!
Pewnie wg o. Szustak jestem wredną materialistką i nie potrafię kochać. Być może, ale wg mnie to niesamowicie PIĘKNE(!!!!) być komuś potrzebnym, dawać siebie nie oczekując nic w zamian i potrafić przyjmować. Mieć pewność że gdy przyjdzie burza to na statku jest ktoś kto ją potrafi okiełznać a nie ktoś kto pierwszy będzie się ewakuował. Czyż nie tego również uczy Jezus?
Dzięki za ten szczery komentarz. Bardzo mi się spodobał i uważam, że jest w nim dużo prawdy (tym bardziej, że dzielisz się osobistym doświadczeniem).
Przyznam, że jak słucham słów:"Mężczyzna nie jest ci do niczego potrzebny. Wystarczy ci tylko Bóg itp." To mam w sobie niezgodę. Nie przeczę, że Bóg zaspokaja pragnienia i wypełnia osobę. Jednak gdy ktoś w chodzi w związek i ma nastawienie, że nie potrzebuję tej drugiej osoby, to po co mu związek? Może to jest zachęta żeby kobiety wstąpiły do zakonu? O. Adam tak opowiada jak to kobiety chodziły za Jezusem. Jak też za nim chodzą. Rodzi to we mnie niesmak.Jeśli są to zakonnice, czy dziewice konsekrowane to ok. Jeśli nie to co z ich relacjami z mężami, narzeczonymi, chłopakami? Jeśli ich nie mają, to co z zajmowaniem się swoim życiem i budowaniem rzeczywistych relacji?
Gdy patrzę w siebie oraz na relację z moją byłą już narzeczoną widzę. Miałem i mam w sobie potrzebę zaopiekowania się kobietą. Nie chodzi mi o kontrolowanie, ale o zwykłe zainteresowanie się jej życiem, kłopotami, przeżyciami. Chcę być w tym obecny. Aktywnie wspierać, a nie stać z boku i patrzeć jak np. coś czy ktoś ją niszczy. Natomiast moja "była" nasłuchała się takich słów, że ona nikogo nie potrzebuje, że spełni się tylko w Absolucie i poszła totalnie w duchowość. Zaczęła od chrześcijańskiej, a finalnie wylądowała głęboko w filozofii wschodu. Próbowałem do niej dotrzeć na wszelkie sposoby. Mówiłem, że ją kocham. Pytałem co z nami. Duchowość-ok, ale co z nami? Z naszym związkiem, który toczy się w świecie materialnym, ale też jesteśmy duchowo połączeni? Przecież wierzyliśmy, że połączył nas Bóg (poznaliśmy się w kościele). Na takie słowa odpowiadała mi stwierdzeniami, że ograniczam ją i jej rozwój duchowy. Wyobraź sobie. Wyciągasz rękę do człowieka, którego kochasz, a on cię w nią kopie i oskarża o złe zamiary. Planowaliśmy ślub, dzieci (oczywiście kiedyś). Okazało się, że jej wolność w Absolucie doprowadziła ją do wniosku, że małżeństwo to więzienie. Wyniszczała się postami/dietami. Zaczęła wyniszczać swój organizm. Umierałem wręcz ze zmartwienia. Wszystkie moje próby walczenia o nią, rozmawiania były przez nią ignorowane. Gdy oznajmiła mi, że przestaje jeść i będzie się odżywiała światłem i mam za nią pójść, poczułem, że granica została przekroczona. Czułem, że wyczerpałem możliwe sposoby perswazji. Rozstaliśmy się.
Jestem wierzący, ale żyję w świecie realnym. Pracuję, robię opłaty, potrzebuję jeść itd. Nie wykluczam duchowości. Jestem jednak bardzo przeciwny umniejszaniu osobie ludzkiej, związkom, relacjom, ze względu na duchowość. Wg mnie świetnie wpisuje się takie podejście w charakterystykę narcystycznego społeczeństwa, uciekającego przed zobowiązaniami i realnym życiem.
Pozdrawiam.
A mi bardzo spodobała się Twoja odpowiedź. Bardzo. Właściwie to pisząc powyższy komentarz myślałam że pewnie tylko ja tak czuje że w nagraniu coś nie gra, dziwną sprzeczność, że przecież życie nie wygląda tak cukierkowato i nie jest aż tak czarno białe. I nie można relacji sprowadzić do potrzebuję/nie potrzebuję. To zbyt trywialne.
Sama nigdy w życiu nie chciałabym usłyszeć od bliskiej mi osoby że nie jestem jej już do niczego potrzebna. Od obcej też bym nie chciała tego usłyszeć. Wieje chłodem i obojętnością. Przecież my ludzie potrzebujemy siebie nawzajem. Żona potrzebuje męża i vice versa, dzieci rodziców i vice versa, potrzebuję żeby pani w sklepie sprzedała mi rano bułki, a pani w sklepie potrzebuje klienta. Oczywiście to różne rodzaje relacji, inna bliskość i inaczej kocha się męża/ żonę a inaczej przechodnia którego właśnie mijam... Mimo wszystko potrzebuję ich wszystkich a oni mnie!! Dlatego nie dziwię się że masz niesmak gdy słyszysz że nie jesteś kobietom do niczego potrzebny. Mi osobiście mężczyzna jest potrzebny!!! Teraz np. szukam kogoś kto naprawi mi kontakt w moim studenckim pokoju, sama nie potrafię :(
Też będąc w relacji z chłopakiem chciałabym być obecna w jego życiu, kłopotach i radościach. Chciałabym wiedzieć że będę miała w nim oparcie a on we mnie. Że będę mogła mu dać coś od siebie, chociaż ugotować obiad albo po prostu przytulić, że on będzie odpowiedzialnym ojcem i będzie potrafił prowadzić samochód.:) To wszystko są potrzeby, a podobno siebie nawzajem do niczego nie potrzebujemy....
Wiesz... ja Ciebie świetnie rozumiem, bo przechodziłam przez podobne rzeczy, chociaż nie byliśmy narzeczonymi bo ja nie wytrzymałam już wcześniej. I też poznaliśmy się w kościele!!! Nie mogłam patrzeć jak osoba na której mi zależy cały swój czas poświęca na oglądanie o. Szustaka i podobnych "kato celebrytów" i powtarzanie za nimi (czasami zupełnie wykluczających się!!!) sloganów i haseł. Tłumaczyłam że to jest gdzieś "tam" a my jesteśmy "tu" i musimy się dogadywać i czasami iść na kompromis, że nie zawsze on ma racje, że przecież ja też jestem praktykującą katoliczką i nie chcę go przeciągnąć na swoje bo gramy w jednej tej samej drużynie i chcę żeby było nam dobrze i nie chcę niczego złego... Na nic to! Czasami wydawało mi się że on przeszedł pranie mózgu w tym duszpasterstwie. Wydaje mi się że tam przykładali olbrzymią wagę do kształtowania relacji za wszelką cenę na ich warunkach. Kiedyś zapytałam mojego jeszcze wtedy chłopaka czy on czasami spotyka się z innymi ludźmi niż ci w duszpasterstwie, niż katolicy i próbowałam mu wytłumaczyć że tacy "inni" też mają coś do powiedzenia, że trzeba ich wysłuchać, że trzeba poddawać w wątpliwość to co się usłyszy, że trzeba wierzyć ale my ludzie często się mylimy i o.Szustak też możemy się mylić. Nie dało rady. Mówił że jest otwarty na ludzi ale spotykał się tylko z ludźmi których uważał za "Swoich". Bo z nimi było bezpiecznie, bo tam nikt nie pytał "dlaczego?", bo tam nikt nie pytał wgl o nic, każdy wszystko przyjmował... :( Smutni tacy katolicy, ja taka nie jestem. Rozstaliśmy się bo czułam się przy nim beznadziejnie, bo ciągle się kłóciliśmy, bo on był zafascynowany Szlachetną Paczką a ja uważałam że to wcale nie jest mądra pomoc, bo on uważał się za idealistę, a ja nie..... Bo to ja uważam że warto wątpić i poddawać dyskusji rzeczy nawet bardzo oczywiste a on ślepo wierzył... Bo ja wskazywałam palcem gdzie jest źle a on widział tylko to co dobre. Optymizm? Tak, ale czasami warto zejść na ziemię i zwyczajnie popatrzeć na świat taki jaki jest. I też uważał że go ograniczam i nie jestem katoliczką bo potrafię żyć bez o.Szustaka i deon.pl :)
Oprócz tego miałam na roku super koleżankę, jedną z najlepszych. Uwielbiałyśmy się spotykać w swojej paczce (5 dziewczyn-wszystkie praktykujące katoliczki) i pójść na piwo, pogadać o chłopakach, związkach, poplotkować kto z kim i takie babskie tematy, zawsze było śmiesznie i dosłownie płakałyśmy ze śmiechu :) Niestety odkąd wstąpiła do duszpasterstwa to się dziewczynie pokręciło w głowie. Odłączyła się od nas. Stwierdziła że ją psujemy. Zaczęło się od tego że stwierdziła ,że cały czas narzekamy i MUSIMY to zmienić, później stwierdziła że jesteśmy zamknięte w sobie, następnie że nie wolno tak plotkować i że nie może z nami chodzić na piwo, na lody też nie...aż w końcu przestała się z nami spotykać bo woli spotykać się z ludźmi z duszpasterstwa.... Może nie jesteśmy święte ale jesteśmy normalne, lubimy czasem wyjść na różaniec a czasem na dobrą studencką krakowską imprezę. Niestety ona odłączyła się od nas i traktuje nas jak podludzi i przestała się z nami kompletnie spotykać. Nawet "cześć" jest jakieś wymuszone. Brakuje nam jej, ale nie potrafimy do niej dotrzeć mimo że wielokrotnie próbowałyśmy. :(
Tak więc myślę że duchowość nie jest zła ale to że przez nią niektórzy zamykają się w towarzystwie tych samych ludzi którzy myślą tak samo i są przekonani o tym że wiedzą najlepiej a z resztą nie warto nawet rozmawiać. Tak to widzę. Smutne bardzo, bo taka niepoukładana duchowość zabrała mi już 2 bliskie osoby :((( Również ostatnio na stołówce na uczelni spotkałam chłopaka który w podobnym negatywnym tonie wypowiadał się o zgromadzeniach studenckich i duszpasterstwach właśnie. Coraz więcej osób to zauważa...
I również zgadzam się z ostatnim akapitem i uciekaniem od zobowiązań. TAK! TO JEST TO!! Myślę że w drodze do kościoła należy zauważyć leżącą na chodniku osobę i poświęcić jej kilka chwil nawet jeśli będzie to kosztem niedzieli i nie zdążymy na ostatnią w tym dniu Mszę Św....
Ja o. Szustaka przestałam słuchać jakiś czas temu bo nie potrafię. Ze zbyt wieloma rzeczami się z nim po prostu nie zgadzam. Nie komentuję jego filmików na yt bo nie chcę być hejterem i wierzę że każdy ma swój rozum, ale jak wysłuchałam tego to coś we mnie zwyczajnie pękło bo nie rozumiem... Nie czytam żadnych poradników katolickich w których roi się od psychologii i mam wrażenie od manipulacji. Nie oglądam vlogów w których księża czy inni udzielają porad nt. "Czy katoliczka może nosić szpilki i malować usta na czerwono?" Tak, takie coś też istnieje. Mam swój rozum, wierzę tak jak umiem i tak jak zostałam wychowana.
Uff. Nie wiem czy ktoś to przeczyta. Wierzę że tak bo to nie płatny hejt tylko to co odczułam na własnej skórze i co mnie strasznie boli.
Pozdrawiam Ciebie serdecznie Marcin :)
Przeczytałem Twoją odpowiedz i dziękuję za nią. Jest bardzo szczera i porusza mnie. Ja Ciebie rozumiem. Doświadczyć odrzucenia z powodu czegoś co w założeniach ma "miłość"? Strasznie sprzeczne i trudne do wytłumaczenia.
Wiara i rozum nie wykluczają się. Tym bardziej się cieszę, że korzystasz z tego wielkiego Bożego daru jakim jest mózg.
Wilczyco! Ja też zwykle nie komentuję, ale poruszył mnie Twój wpis i musiałem ;)
Bardzo mocno czuję to o czym piszesz.
Trzymaj się! Życzę Ci Wilczyco tego co najlepsze!
Według mnie nie o to do końca chodziło w tej wypowiedzi.
"Mężczyzna nie jest ci do niczego potrzebny" - to nie znaczy, że ze wszystkim kobieta powinna radzić sobie sama. Po prostu nie powinno się wchodzić w związek dlatego, że ktoś coś ma, albo jest w czymś dobry, a już zupełnie nie dlatego, że "muszę kogoś mieć", "kogoś sobie znaleźć". Powinno się postawić sobie pytanie: "Dlaczego ja tą osobę kocham?". Jeśli jest jakiś konkretny powód, cecha, umiejętność - jest duże prawdopodobieństwo że spotka się kogoś lepszego, bardziej pasującego. Uważam, że dobra miłość jest wtedy, gdy ta osoba po prostu jest i nie ma nic konkretnego - cechy, umiejętności - gdy tą osobę kocha się za jej ogół.
I poczucie bezpieczeństwa nie może też być cechą, która decyduje o interesowaniu się kimś, budowaniu relacji. Troska o kogoś, gwarantowanie bezpieczeństwa, oparcia ma być darem wynikającym z miłości.
Tak, w obecnym świecie jest coraz więcej rozstań, rozwodów, ale czy to nie dlatego, że po prostu "posiadanie" chłopaka/dziewczyny jest po prostu modne? Takim parom wydaje się że wszystko jest dobrze, tak jak być powinno, że mogą rozwijać swój związek i to właśnie ten właściwy, przeznaczony- dopóki nie zaczną się poważnie sprzeczać. Następuje mocne zderzenie z rzeczywistością - i prowadzi ono do rozstania, jeśli wzajemna miłość nie jest dostatecznie silna: to bardzo przykre, gdy dochodzi do tego po ślubie.
Mi też nie podoba się sposób, w jaki ten chłopak wierzy. Jeśli spotyka się prawie tylko z ludźmi ze swoich zgromadzeń - jego wiara nie ma żadnych owoców. Trzeba wychodzić z tą wiarą do ludzi, PRZEDE WSZYSTKIM tych, którzy jej nie mają, którzy są obojętni, lub nawet się jej sprzeciwiają.
Słowa ojca na temat budowania domu nie są właściwe do końca również dla mnie, ale nie ma takiego człowieka, który we wszystkim miałby rację.
Sam mogłem gdzieś się pomylić, źle wyrazić - jeśli tak uważacie, to piszcie.
Pozdrawiam
Zgodzę się z Tobą, często można też usłyszeć że nie kocha się za coś ale pomimo. Ale to "bycie" o którym piszesz jest wg mnie dużo dalej. W związkach które razem pokonały sporo trudności. Żeby się zakochać nie wystarczy tylko być- od tego jak od leżenia można nabawić się odleżyn. Jestem sportowcem i uważam że wszystko czego nie ćwiczymy/ praktykujemy zanika. Czy to biceps czy chęć pomocy :) (No i nie wolno zapominać o dniu nóg :))) Gdyby tak było można by wybrać losową osobę np z miasta Kraków i już :) Bez względu na wszystko będziecie ze sobą i proszę mi się tu kochać. Tak to nie działa. Chodzi mi raczej o to żeby nie stawiać zbyt wygórowanych oczekiwań wobec drugiej osoby, ale też nie że żadnych :). Nie szukać ideału ani nie sprawiać wrażenia desperata. Przepraszam że ja znów napiszę o swoim doświadczeniu (egoistka ze mnie) ale noo nie wytrzymam :) W poniedziałek byłam na mszy o dobrego męża/dobrą żonę i ksiądz powiedział tam aby przyszłego wybranka pytać czy należał do jakiegoś duszpasterstwa i że jeśli nie należał że to jest znak... Wg mnie to chore, co najmniej chore i ja bym się pod tym nie podpisała. Skreślanie kogoś tylko dlatego że nie należał do jakiejś organizacji jest irracjonalna. I wskazuje na to że ważna jest przynależność do czegoś/kogoś a nie osoba sama w sobie. To tak jakby oglądać zewnątrz piękny samochód u mulitimilardera i podejmować decyzję tylko na podstawie tych dwóch czynników. To że samochód należy do multimilardera i że nie ma rysy jeszcze nic nie znaczy. A gdzie wnętrze? Może pod maską to zwykły bubel bez silnika. Wg mnie sama przynależność do Kościoła nic nie warunkuje ale to znów tylko moje przemyślenia. Mam koleżankę która twierdzi że dla niej najważniejsze jest aby (bliżej nieokreślony) ON należał do duszpasterstwa, miał dobre poczucie rytmu bo ona takie ma, umiał tańczyć, był przystojny, miał ukończone studia wyższe, miał samochód, lubił podróżować, był kulturalny, żeby się nie pocił.... :))) To nie wszystko... Czy będzie rozczarowana? Moim zdaniem tak. Bo po co takiemu komuś taka zwykła Ania? Chyba tylko po to aby ją wymienić.... Miłość nie może tylko wymagać. Każda skrajność jest w tym wypadku zła bo ani nie da się zbudować relacji tylko na "byciu" ani też na zbyt wygórowanych wymaganiach szczególnie względem drugiej osoby.
I wciąż uważam że prędzej moją uwagę przyciągnie mężczyzna coś robiący, działający, nie wiem... taki który robi szałas bo idzie zimna noc niż ten który leży i się opala na plaży. Ale to moje wypaczone widzenie świata. Pewnie będę cholernie nieszczęśliwa przez to w życiu..ale taka już jestem i tyle.
Nie wiem czy "posiadanie" kogoś jest teraz modne czy nie. Nie zastanawiałam się nad tym. I też nigdy wcześniej w ten sposób nie myślałam. Ale jak traktować sytuację kiedy ktoś po sprzeczce od razu rezygnuje? Mi się wydaje że teraz miłość jest taka polukrowana. Najpierw jest pięknie, chodzimy na randki, rozmawiamy o tym że kawka jest słodka a słoneczko pięknie świeci i można by jeszcze zjeść pyszne lody... Lepiej nie pytać o nic bo co jeśli ona będzie miała inne zdanie na jakiś istotny temat? No tak, trzeba będzie się rozstać.. Nie warto nic naprawiać. Liczy się tylko konsumpcja.
Dla mnie osobiście Twoja wypowiedź jest bardzo ważna, jest aktualna i bardzo mądra. Też nie uważam że mam monopol na prawdę. Bo jak sam stwierdziłeś nikt nie ma. I to też ma swój urok :)
Pozdrawiam!!
Jakoś teza, że kobiety chodziły za Chrystusem bo szukały mężczyzny wydaje mi się nietrafiona. Myślałam, że szukały Boga... Mężczyźni chodząc za Chrystusem też szukali mężczyzny? Łączenie w jedno postaci Chrystusa z człowiekiem wobec którego odczuwam pożądanie wydaje mi się jakąś dewocją i bałwochwalstwem. Oczywiście, zgadzam się, że trzeba poszukiwać i pielęgnować cechy boskie, ale to nie jest to samo. Zresztą Chrystus jest potrzebny do zbawienia, a mężczyzna nie jest.
Jak rozumiecie słowa o. Adama od 4:26 do 4:33 ? O co w tym chodzi? Trochę nie chwytam tego.
Facet ma byc seksowny i mily i musi dobrze gotowac. Jest wielu swietnych facetow.
Kobiety szukają mężczyzn o silnych cechach charakteru i o wyglądzie Herkulesa, ponieważ tak działa biologia. Przetrwali najsilniejsi, zatem kobiety wlasnie w mężczyznach "meskich" widzą potencjalny najlepszy materiał na ojca swoich dzieci.
A wcale że nie o wyglądzie Herkulesa :D Tak wcale nie działa biologia. O silnych cechach charakteru, ale w sensie SIŁY WOLI jak ktoś wyżej napisał. Wygląd to kwestia względna, każdemu się co innego podoba, mi się np. bardziej chudzi podobali (tak jak jeden woli blondynki, drugi brunetki). A "męski" mężczyzna to ma zupełnie inny zestaw cech niż ciekawa aparycja.
Już 5 lat ćwiczę na siłowni. Fizycznie jestem bardzo silny, że przeciętną kobietę uniosę wyprostowanymi rękami nad głowę jak sztangę, ale jestem dziwakiem, mam neurotyczny umysł, jestem nieśmiały i lubię spędzać dużo czasu samemu(niekoniecznie w domu, potrafię iść samemu na kilka godzin do lasu czy parku), przez co przy dłuższym poznaniu ciężko mi znaleźć kandydatkę na żonę. Więc nie zawsze jest tak jak piszesz Rudy Lisie. W każdym razie odkąd przyjąłem łaskę nawrócenia i staram się utrzymywać bliską relację z Bogiem, czuje się pomimo tego wolny i szczęśliwy, być może znajdzie się kobieta, która zaakceptuje moje słabości, bo ideał wypełniający pustkę w jej sercu, będzie odnajdywać w Bogu a nie we mnie, podobnie jak ja.
Co do postawy Judyty wobec Boga, to nie widze jakiegos dysonansu - kto czuje się godzien Boga, proszę pokazać mi takiego człowieka?
Nie masz racji. Największym błędem jest godzić się na mniej.
Bóg wypełnia nas w taki sposób, że jesteśmy szczęśliwi sami ze sobą i nie aż tak samotni indywidualnie, tak powinno być. Byłam w dwóch 3-letnich i jednym 2-letnim związku przed obecnym. Pierwszych dwóch chłopaków było z Polski i obaj - sorki za mało katolickie wyrażenie - byli cip**i. W ich przypadku musi być dosadnie, co nie znaczy, że ich nie szanuję i naprawdę jestem im wdzięczna za to czego się przy nich (lub po nich) nauczyłam i jak się rozwinęłam.
Nigdy nie przejmowali kontroli, zawsze było jak ja chciałam, co karmiło mój egoizm i sprawiało, że (szczególnie w drugim związku) czułam się jak jakaś zołza, którą wcale się nie czuję w środku. To jeszcze pół biedy, gdy coś im się nie podobało to godzinami na to narzekali PO FAKCIE ("przecież Cię pytałam jak chcesz to zorganizować, rozwiązać"). Mało tego, w drugi związek weszłam za namową przyjaciół: mówili, że nie mam nic do stracenia, a ten facet był moim przyjacielem od szkoły podstawowej. Nigdy nie był w moim typie, ale spróbowałam, uznając, że związek można zbudować z każdym (mówi to też Ojciec Szustak w Balladach i Romansach - odcinek 4, z czym się nie zgadzam: to prawda, że istnieje więcej niż 1 "ten jedyny", "ta jedyna", jednak odnalezienie bratniej duszy jest kluczowe, bardzo rzadkie i strasznie trudne). Skończyło się tym, że zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką. Nie byłam idealna, chciałam zerwać, ale on też nie był bez winy. Byliśmy zaręczeni i uważam, że zdrada zawsze jest ohydna.
Trzeci chłopak był Amerykaninem, ucieleśnieniem tego czego zawsze mi brakowało: ogarnięcia i kontroli. Szybko jednak okazało się, że kontrola nie jest oznaką jego siły, tylko słabości. Miał mocno narcystyczną osobowość, podejrzewam, że był psychopatą, bo gdy go odwiedziłam i się popłakałam do szpiku kości, to się uśmiechnął. Sam uznał, że jest z nim coś nie tak (chodziło oczywiście o brak empatii), bo to nie jest "normalna" reakcja. Ja niestety pozostawałam w tym związku stanowczo za długo, jak mówi Ojciec Szustak w Balladach i Romansach, miłość nie jest "charity case" i nie mamy obowiązku zostawania z kimś, gdy ta osoba nas niszczy.
Uznałam, że taka miłość jak z nim nigdy mi się nie zdarzy i do końca życia będę sama, bo znęcanie się psychiczne to poważna sprawa. I dokładnie w tym momencie poznałam na Facebooku - bez wychodzenia z domu - w grupie psychologicznej, gdzie rozmawiało się głównie na wesołe tematy i było mnóstwo trollowania - mojego obecnego narzeczonego ze Słowenii. Mało tego, jest o 10-11 lat młodszy (w zależności od połowy roku haha). Każda jedna z moich przyjaciółek z klasy dwujęzycznej ma męża lub chłopaka za granicą. Do tego moja 30-letnia przyjaciółka, która nie jest najszczuplejsza i nigdy nie miała chłopaka, tydzień temu na wczasach poznała super Portugalczyka.
Chcę podkreślić, że to nie jest bezpodstawne psioczenie na Polaków dla samego faktu, mówię tylko o doświadczeniu swoim i znajomych. Ubolewam nad tym, że nasi faceci są jacyś rozlaźli, niezdolni do podjęcia własnych decyzji, dla których niezwykle często jedynym hobby i/lub sposobem na odpoczynek jest piwko przed telewizorem. I albo są strasznymi egoistami lub właśnie narcyzami, albo rozlazłymi kotletami, które nie umieją podjąć własnej decyzji i którzy albo chcą babki, żeby właśnie sterowała ich życiem, albo przez to, że sami są niezaradni, boją się spełnionych kobiet. Do tego dochodzi kwestia (nie)dojrzałości. Mało tego, polscy mężczyźni mają OLBRZYMIE wymagania, szczególnie dotyczące wyglądu. Jeden Polak na randce wprost powiedział, że "chyba powinnam schudnąć". Oznajmiłam, że nie mam nadwagi i wyszłam. Amerykanie z kolei, gdy byłam w Stanach pytali czy pracuję jako modelka (wiadomo, inne standardy wyglądu, ale daje to do myślenia).
Oczywiście nie chodzi tylko o wagę, to tylko jeden przykład. Chcę jeszcze raz podkreślić, że mówię tylko o swoim doświadczeniu, dziesiątkach randek w Krakowie w trakcie studiów i w Trójmieście przed i po nich. Ale jest coś w tym, że mężczyźni z innych krajów częściej potrafią znaleźć balans i wypośrodkować szacunek z przejęciem kontroli, bycie przewodnikiem z uległością, słabością do partnerki, a siłą wewnętrzną. Chciałabym, żeby Polacy chcieli się rozwijać, jak mężczyźni za granicą.
Zauważam też, że w młodszym pokoleniu jest inaczej. Coraz więcej młodych ludzi żyje jak chce, normą jest niepoddawanie się presji społecznej (choć do Polski to jeszcze w pełni nie dotarło). Głupi przykład, ale gdy się posłucha piosenek z tegorocznej Eurowizji, trójka 17-latków (Belgia, Bułgaria, Australia) miała najbardziej dojrzałe piosenki pop. Wyczytałam też naukowy artykuł o tym, że mężczyźni w średnim wieku w krajach post-komunistycznych często są niedojrzali. Moim marzeniem jest, żeby ludzie przyglądali się sobie, traktowali innych z miłością i szacunkiem. I żeby się NIE BALI. Strach niszczy wszystko, łącznie z potencjałem.
Widzial ksiadz mizernego ciesle czy kamieniarza, jak nie to prosze dziewczynom kitu nie wciskac o Panu Jezusie.....;-)
Nie do konca :-)
Widziałem mizernego dekarza - Adama Małysza.
:-D
Zgadzam się!!
haha:)racja
nie jestem z Kaina a jestem facetem...
Albo Pan Adam Szustak nie zna kobiet albo poznal tylko pewna ich grupe.
Mężczyzna nie obnosi się pychą😇
Takiego mężczyznę jak JEZUS idealnego.miec.to dar od Boga..Ale taki był tylko jeden Jezus Chrystus
Takiego mężczyzny to można szukać jak się ma 20 lat. Potem to już nie ma sensu.
Mówienie, że mężczyźni są wiecznie napaleni i ci, którzy żyją w czystości są największymi herosami jest bardzo seksistowskie. Seks jest wazny dla wszystkich, ale żeby prezentować mężczyzn jako niepotrafiących myśleć napaleńców, którymi kieruje wacek, no to jednak jest poniżej pewnego poziomu...
Sorry, a nie jest tak?
Nie chodzi o unikanie seksu, a o masturbowanie się do porno.
Wymienił ksiądz takie cechy mężczyzn, których, owszem, świadoma kobieta szuka w mężczyznach, ale nie może znalezc, bo ich nie ma. To są Boskie atrybuty, a współcześni meżczyzni tacy nie chca byc, tzn. nie dążą do doskonałości.. na szczęscie dla tych kobiet jest Bóg , który daje spełnienie. Szkoda mi panów, bo nie wiedzą co tracą są tak głupi i słabi , że brak mi słów. Dla kobiety SIŁA jest najważniejsza , ale ta siła, o której ksiadz wspomina - SIŁA WOLI. Trzeba jasno powiedziec , że nie szukamy słabeuszy.
Chyba tej siły zabrakło Adamowi w raju...
Uhhh..
Są tacy faceci, tylko kobiety ich nie zauważają bo tak działa ich natura. O tym właśnie mówi Ojciec. Jeśli taki facet do was zagada czy cokolwiek innego to nie chcecie nawet z nim rozmawiać. Oczywiście uogólniam ale tak jest. Dlatego ci faceci nie pokazują siebie bo wtedy mają większe szanse albo pokazują i są sami.
A to właśnie wnioski, do których ostatnio doszłam z przyjaciółką. Niestety. Dokładnie niemal słowo w słowo. Oczywiście może zdarzy się jakiś jeden na 100 tysięcy, który dąży do doskonałości, ale to taki wyjątek potwierdzający regułę.
Prawda jest jedna, a jest taka, że to co dla świata zawsze było, jest i będzie oznaką siły, w oczach Boga i rzeczywistości jest słabością. Tak wielu mężczyzn buduje swoją tożsamość na tym co posiadają, na tym ile panienek zaliczyli, ilu pobili kolesiów na dyskotece itd., a jeżeli ktoś nie potrafi trzymać instynktów na wodzy lub przynajmniej nie próbuje z pomocą Bożą, to jest słaby. Większość z nich to tacy twardziele, że nie potrafią nawet zachować postu w piątek lub wstrzemięźliwości do ślubu, a co dopiero kiedy mieliby komuś wybaczyć. Jakby zabrać im to wszystko na czym budują swoją tożsamość, to jeżeli nie posiadają wiary w Boga i zaufania Jemu, zostają bezbronni jak dzieci, pozostawieni na pożarcie lwa. Oczywiście kobiet też to dotyczy ale trochę w inny sposób, między innymi mówi ojciec Szustak. Dlatego tak jak indywidualnie potrzebujemy Boga, aby czuć się wolnymi i kochanymi, tak samo w małżeństwie fundamentem powinien być Bóg.
Tak powinien zdzielić gałęzią w łeb wyrzuć te jabłko a tak na poważnie badboy już na ciebie czeka.
9:35 "kochana to ty jestes od tego by tworzyc bezpieczenstwo, bo ty jestes od budowania domu" Bzdura. Mężczynza jest od budowania bezpieczeństwa, a kobieta jest od budowania atmosfery w domu. Żeby mogła budować tę atmosferę potrzebuje bezpieczeńtswa od mezczyzny.
wBacz, zgadzam się..
dokładnie!
myślę, że Jezus mógł po prostu być w friendzone.. :D
xD
Zgadzając się nie zgadzam... Ojciec tam dobrze gada o niektórych rzeczach i tak wciągająco, ALE nie zawsze trafnie. Siła fizyczna to dla mnie synonim głupoty. Czystość u mojego faceta dla mnie ma wartość tylko wtedy kiedy dotyczy innych kobiet --ale nie mnie. Wybaczenie wrogom ... a co jeśli to moi wrogowie, ma się przyjaźnić? To raczej rodzaj zdrady... I hola z jednym stwierdzeniem (12:00) : ja mam "zapitalać" przy facecie nie oczekując od niego niczego w zamian i wg księdza to jest prawdziwa miłość?... wg mnie to wyzysk...
Dlaczego to kobieta ma dawac poczucie bezpieczenstwa facetowi a nie odwrotnie
Cos tu nie rozumie
Kobieta ma dbac o ognisko domowe dawac cieplo itd.
Jesli nie meszczyzna to kto ma chronic kobiete ona sama?
Jestem w malzenstwie 38 lat i moj maz nigdy mnie nie chronil i Ojcze myslisz ze jestem szczesliwa? Ze nie marze by w koncu tak bylo zebym to ja czula sie bezpiecznie przy moim mezu a nie tylko on przy mnie
Kazda kobieta tego pragnie juz z samej swej natury
Bo inaczej czesto czy tego chce czy nie a zazwyczaj nie robi sie z niej faceta i robota od wszystkiego
Co ten człowiek opowiada, skąd on takie interpretacje bierze, coś czyta czy sam sobie filozofuje. Znowu w kwestii czystości dochodzimy do tego, że popęd seksualny to zło i efekt grzechu, że uzupełnianie się kimś jest złe, czyli wychodzi, że duchowni katoliccy są ideałami i wzorami ludzi i właściwie tylko oni maja zagwarantowane zbawienie, reszta niestety co najwyżej czyściec. Bo nie można np. w małżeństwie osiągnąć chrześcijańskiej doskonałości, bo ulegam pokusie seksualnej ze swoją żoną, herosem byłbym gdybym z nią nie współżył.
Generalnie problem polega na tym, że kościół myli się z zeznaniach co do woli bożej wobec człowieka. Z jednej strony cnotą i czymś szlachetnym w oczach Boga i kościoła jest zachowanie dziewictwa, a z drugiej ten sam kościół i ten sam Bóg mówi, że stosunek seksualny kobiety i mężczyzny jest dobry i zgodny z wolą Bożą. To jak to w końcu jest, bo ciężko się połapać co jest właściwe i prawdziwe.
Młody Raper Popęd seksualny sam w sobie nie jest złem. Kwestia tego, co z tym popędem zrobisz. To jak z emocjami - możesz impulsywnie poczuć gniew do kogoś, co jest normalne, ale to, czy ten gniew opanujesz czy może się w nim pogrążysz leży już po Twojej stronie. Co innego współżycie małżeńskie, a co innego nieczystość. Nie wiem też, dlaczego mówisz o duchownych jako ideałach, bo to też są "tylko" ludzie, którzy też upadają.