Mój rekord 32km wczoraj ale dopiero od 6 może 8 tygodni jeżdżę mam 30km nadwagi i jestem po operacji kręgosłupa . W październiku mam zamiar 100km zrobić mam nadzieję że waga spadnie narazie 3kg w dół . Jeżdżę na tzw góralu .
Trzymam kciuki ja w ciągu roku z 94kg zbiłem do 78kg może nie dużo ale nie miałem zdanej diety tylko rower i czasami basen, a 100km przyjdzie z czasem bez spiny
Odchudzanie na rowerze to sama przyjemność 👌 tempo nie za duże, ale możliwie długo jechać 👌 ja w tym roku z 92 na 84 w 100dni zrobiłem 😎 bez diety, tylko na ustalonym deficycie kalorycznym 😁
ja też dawno temu zrzuciłem z 115kg na 78kg, akurat nie na rowerze, bo rower pojawił się poźniej, ale odchudzanie za pomocą roweru będzie bardziej przyjemne, niż w jakikolwiek inny sposób:) Trzeba tylko uważać zeby nie wejść w zbyt głęboki deficyt, bo to może tylko zaszkodzić, niestety trzeba być cierpliwym i wytrwałym, czym wolniejszy spadek wagi tym lepiej dla zdrowia.
Podstawowa zasada sportów "ultra". Zacznij spokojnie, a póżniej jeszcze zwolnij. Dzięki temu drugą połowę dystansu jesteś w stanie pokonać szybciej niż pierwszą. Lepiej poczuć niedosyt, niż zaorać się i wrócić na kolanach.
Dokładnie, coś podobnego miałem w piątek ostatnie 17km w pierwszą stronę ćisłem MTB 29cali no i na powrocie był problem z kolanem do tej pory ciepłe kolana są 😦
Moja strategia na pierwsze 200 ;-) ponad stówa pod górę i pod wiatr, później już lekutko, na koniec 20 km przejechałem ze średnią 30km/h na MTB. Złe siodło, złe ustawienie roweru, trochę lipna odzież. Żarcie na przemiennie co 25 km, na powrocie nawet co 50km. Bułki, banany i batoniki musli. Masy jak najwięcej na rowerze ulokowałem. Gorsze dla mnie było 135 km na strzał bez większego treningu na sporo większych przewyższeniach. Jak się ma mocną głowę to i dystans nie straszny. Hartować ducha trzeba.
@@tomz17892 Zgadzam się. Hartowanie Ducha i później Głowa to mega sprawa. Często gdy ciało krzyczy, że nie może i nasze WygodneJa zaczyna w to wierzyć to...wtedy Głowa robi najwiekszą robotę ale nie bez Rozumu - to nie czas by zapomnieć o płynach, jedzeniu i mądrym kreceniu.
Jest jeszcze kwestia przewyższeń po drodze, no ale zakładajmy, że mówimy o względnie płaskim terenie, nie o wysokich górach :) Jedzenie, picie - to podstawa. Rozjeżdżenie - również. Bardzo, bardzo istotne jest też tempo. Powiedziałeś o tym, żeby jechać swoim tempem - i racja. Rozwijając ten temat - chodzi o to, aby jechać lekko, bez spinania się, bez ciśnięcia, wysoka kadencja (80-90) to podstawa. I póki nie wyczujecie swoich możliwości, róbcie przerwy. To trzeba samemu wyczuć, czy lepiej działają na nas krótkie ale częstsze przerwy, czy dłuższe ale robione rzadziej. Długi dystans nie musi wcale oznaczać, że nie stajemy w ogóle, albo robimy to rzadko :) I może lekko ukłuję niektórych ambicje, ale wielu turystów nie ma żadnych problemów z przejeżdżaniem po 100-150 km dziennie (rowerem załadowanym sakwami). Jak to robią? Oprócz wcześniejszego rozjeżdżenia, po prostu ruszają z samego rana i uczciwie pedałują, robiąc przerwy po drodze. Zobaczcie, jadąc spokojnie 20 km/h na przejechanie 140 km potrzebujecie 7 godzin. Dodajcie do tego 3 godziny przerwy, które spędzicie na odpoczynku i zobaczeniu czegoś ciekawego po drodze. Robi nam się 10 godzin. Start o 8 rano, meta o 18 - czyli można się i wyspać i jeszcze w domu posiedzieć wieczorem :) Tak bym do tego na początku podszedł - bez napinki, turystycznie, przyjemnościowo. Na bicie rekordów średniej prędkości na dystansie 100/300/500 km jeszcze przyjdzie czas. A może nie przyjdzie i tak jak ja zostaniecie przy jeździe na luzie. A na takim luziku i 300 km można przejechać bez większego planowania :)
Wszytko we łbie siedzi. Na co dzień 100km to dla mnie spory wyczyn, ale ostatnio przejechałem szlak green velo, codziennie po 100km -140 km bez spiny czasowej, na luzie, bez patrzenia w zegary. Zupełnie inne doznania. Piona!
@@magda00888 Pewnie się da, ale jednak ten szlak na turystyczną przygodę. Najwięcej ciekawych i obrazków, najlepszych miejscówek jest po drodze w krzakach, więc szkoda prądu na wycisk szosowy. Wrzuć sobie ślad gpx w aplikacje komoot, apka pokaże Ci nawierzchnię, gdzie asfalt, czy inne piachy.
Dzień przed wyjazdem podwójna lasagne z mięsem, o świcie 3 jaja na boczku i kawa. 3 bidony:woda z cytryną i miodem, kanapki z serem i wędliną oraz z dżemem. Kanapka co godzinę, popijanie co 15 min, nawet jak się nie chce. Pierwsze kilkadziesiąt km jechać spokojnie nawet jak nogi niosą i proszą o prędkość. Można jechać 200 km bez bólu i "ściany".
Ja z kolei jak zjem rano jajecznicę czy cokolwiek z tłuszczem to kryzys mam po 5km i w ogóle się czuję jakiś ociężały. Muszę zjeść na śniadanie węgle (owies z owocami etc.) i mogę jechać do nocy
Ja wyjechałem ostatnio z domu do sklepu 2km ... kryzys dopadł mnie odrazu za brama ale przetrwałem... na 1km uzupełniłem płyny i węgle oraz oddałem mocz ... pozwoliło to dojechać do sklepu i zakupić paliwo wysokooktanowe ... w drodze powrotnej już kryzysu nie miałem bo wiedziałem że jak tylko pokonam te 2 km będzie nagroda :) .... pamiętajcie wszystko siedzi w głowie... jak pokonasz głowę to mięśnie dadzą radę 😀 ... obecnie przygotowuje się do ultra maratonu na stację benzynowa ... może kiedyś wam opowiem .... szerokości
@@windykator1981ja tak jade na działkę w deszcz,bo tam zostawiam 2 papierosy na czarną godzinę. Raptem 2 km. A potem wracam do domu bo tam też mam fajki. To jest sztuka.
sok pomidorowy to duza dawka potasu same plusy jesli chodzi o jakikolwiek wysilek fizyczny. "Potas jest głównym kationem wewnątrzkomórkowym. Uczestniczy w funkcjonowaniu ATP-azy Na/K, która utrzymuje odpowiednie stężenie potasu w komórce, a sodu poza komórką. Poza tym potas uczestniczy w powstawaniu potencjału spoczynkowego i czynnościowego błony komórkowej neuronów oraz w przewodzeniu impulsów nerwowych. Działając antagonistycznie w stosunku do sodu, potas zmniejsza objętość płynów zewnątrzkomórkowych kosztem zwiększania uwodnienia koloidu wewnątrz komórki, a co się z tym wiąże - reguluje gospodarkę wodną organizmu. Jakie jeszcze funkcje spełnia potas? Kontroluje skurcze włókien mięśniowych i pracę mięśni, odpowiada za utrzymanie równowagi kwasowo-zasadowej, reguluje pH wewnątrz komórki i panujące w niej ciśnienie osmotyczne, jest aktywatorem wielu enzymów komórkowych, pobudza wydzielanie insuliny."
rafijabi z pewnością masz racje , mój organizm najwidoczniej podświadomie tego potrzebował bo sam nawet nie wiem czemu go kupiłem , po ponad 5 godzinach jazdy ubytek soli tez pewnie był duży wiec pewnie i stad nagły przypływ energii 😁
@@rafijabi7627 Raczej nikt po drodze golonki nie zakłada? :D EDIT: Pomidorówka w trasie - muszę raz spróbować... Najwyżej rzucę się na jakiegoś kotlina w tubce...
Od 15 roku życia, corocznie przez 5 lat jeździłem przez miesiąc, potem 3 tygodnie na przemian z żaglami, z przewagą jednak żagli. Jeśli rower, to kilka dni dystanse po 100kmm, dzień przerwy itd. Na bagażniku namiot Mazur Super 4 (ciężki, z tropikiem), sakwy, w późniejszych latach nawet przyczepka bagażowa i fotelik z dzieckiem na bagażniku. Rower Albatros Romet z połowy lat 70', stalowy, ciężki, 4 zębatki z tyłu 1 z przodu. Siodełko od razu po zakupie zmienione z wąskiej, twardej skóry "kolarskiej" na zwykle, najtańsze, ze sprężynami. Kierownicą - baranek. Owinięta linką z tworzywa fi 5, żeby była grubsza - wygodniejsze oparcie na dystansie. Zwykle droga asfaltowa, opony szosowe, nieco szersze od szytek. Jak miałem 52 lata zrobiłem ostatnie 2 dystanse po 100km (do celu i powrót) i stwierdziłem, że już to jest zbyt dużym wysiłkiem, z powodu podjazdów pod górkę. Potem parę lat już coraz mniejsze dystanse w weekendy tylko, aż przestałem całkiem. Nigdy nie dbałem o specjalne jedzenie po drodze - na trasie jeden posiłek w stylu kiełbasa z bułką ze sklepu czy bigos w jakiejś knajpie + uzupełnienie bidonów sokiem, czy herbatą.. Kolejny posiłek dopiero po rozbiciu namiotu i ugotowaniu na benzynowej maszynce. Rano śniadanie, zwinięcie namiotu i dalej w drogę . Tak miałem zaplanowaną trasę na te parę tygodni, żeby się nie męczyć do końca, poza tym przeważnie były to góry, stąd ograniczenie dziennego dystansu. Kiedyś musiałem zrobić podwójny dystans, bo byłem umówiony a wcześniej mnie zablokował deszcz przez jeden dzień i zrobiłem swój rekord życiowy - znad jeziora Rożnowskiego do Kokotka pod Lublincen - nieco ponad 200km. Wtedy, z tymi wszystkimi bagażami jednak mnie to zmęczyło. Dziś, po kilku latach przerwy całkowitej od roweru jeżdżę dystanse codzienne do 20km, w weekendy więcej - rekord to 70. Głównie leśnymi drogami i ścieżkami, na MTB. To dzięki rewelacji ostatnich lat: elektrykom. Na płaskim jadę sam, ale piachu, na podjazdach itp.. prąd mnie wspomaga i pozwala znów cieszyć się z roweru. 70km, kiedy pieszo olbrzymim wyzwaniem jest przejście jednego kilometra. Chodzić nie mogę, ale kręcić się da - chyba efekt życia z rowerem :). Elektryk to dobry wynalazek, bo pozwala w wspaniały sposób spędzać aktywnie wolny czas. Na zakończenie - widzę, że nie masz parcia na wyścigi, to polecam turystykę na gravelu. 3 tygodnie ciągle przed siebie. Piękna sprawa i wciąga. To kompletnie inne uczucie - jedziesz przed siebie, nie myśląc o czekającej drodze powrotnej....
Fajne podpowiedzi. Mi mega pomaga nuda. Już rozwijam: jeżdżę nudna trasą tam i spowrotem. Dzięki temu wiem dokładnie gdzie jest połowa kilometrów do przejechania. Jeżeli czuje że to nie jest 'moj dzien' to nie gonie 50km w jedną stronę żeby w agonii i podkurwie wracać do domu tylko zawracam po 20-30km. Ta nudna powtarzająca trasa też pozwala mi łatwo porównywać jak mi idzie, jak się czuje na dłuższych podjazdach, na którym biegu jestem w stanie wykaraskac się na szczyt, czy jak często manewruje biegami na lekko aczkolwiek długo podnoszącym się odcinku. Taka nuda też pozwala mi na rutynowe pit stopy w określonych miejscach, przeważnie to jest jakaś stacja gdzie mogę porównywać jak czuje się podczas aktualnego przejazdu vs. to jak czułem się tam ostatnio. Takie coś pozwala podjąć lepsza decyzję czy sunąc dużo dalej czy jednak wcześniej zawrócić. Kierunek wiatru - dla mnie mega istotny. Strasznie mnie irytuje wiatr w twarz ale zdecydowanie preferuje startować pod wiatr i wracać z wiatrem w plecy: w moim przypadku przy wiatrach jakie obserwuje się na mazowszu czasem powrót z wiatrem w plecy może być szybszy w stosunku 60/40. Polecam śledzenie kierunku wiatru na kilku serwisach pogodowych zanim wyruszy się na dystans dłuższy niż jeździ się zazwyczaj.
Byl czas ze 100 km robilem codziennie jako powrót z palracy w weekendowo trasa 250-350. W szczycie formy robilem raz w miesiacu z poznania nad morze i z powrotem a pozostale 3 weekendy trasa 250-300 na średnią 35+. Az pewna wyprawa skonczyla sie spotkaniem z tirem i wykluczeniem na ponad 5 lat. Po ok 6 latach pamiec miesniowa nadal dziala i jesrem w stanie prsejechac max 4-5 km. Tak wiec ucze sie jezdzic na nowo
I nie zapomnieć o kilku dniach odpoczynku i regeneracji przed "taką" trasą, mimo że czujemy się dobrze i jesteśmy wówczas w formie... Przerobiłem to i byłem mocno zdziwiony(przypłaciłem to kontuzją nawet),że nie poszło zgodnie z planem.... Jechać w "strefie komfortu" /nie skupiać się na cyferkach/ i mieć wszystko sprawdzone-od ubioru po odżywianie-NIE EKSPERYMENTOWAĆ z nowymi odżywkami czy innymi "dopalaczo-energetykami" właśnie podczas tej trasy.... A ha- i "papier życia" (chusteczki ,mokre też mogą się przydać) oraz przed wyruszeniem nie zapomnieć o zasypce, kremie przeciw odparzeniu ... Plan w głowie, siła w mięśniach i spokój (chociaż emocje przed wyjazdem się pojawią zawsze...) Pozdrawiam
jeny ludzie a co to za problem żeby któryś z nas użył pomadki ochronnej nawet i "damskiej", ważne że działa i robi robotę jak trzeba, napisem się przejmować czy stereotypami? serio? ;p człowiek to człowiek ;)
W lipcu zeszłego roku padło Kiekrz(Poznań) - Mielno, około 250 km...na 2 razy. Pierwszego dnia 150 km i reszta na drugi dzień. Rower to stary, dobry Batavus z sakwami , ważony z ekwipunkiem miał około 33 kg. Wcześniej jeździłem dystanse do 50 km na góralu i krótsze wokół komina. W tym roku wjechała szosa, jest plan zrobić tą trasę na strzał, kompletnie na lekko, co z tego wyjdzie, zobaczymy. Co do kwestii "bomby", tak, przeżyłem. Pętelka 80 km (luty) zrobiła ze mnie wrak. Z Kiekrza do Obrzycka niosło mnie jak młodego, sprawy się skomplikowały kiedy zmienił się wiatr i zaczęło padać. W każdym razie z Obornik do Poznania błagałem o litość, magicznym zaklęciom nie było końca ;-) , prędkość około 7 km/h i nie wiem do dziś jak doczłapałem się do domu. Oczywiście wybrałem się bez jedzenia, bez grosza przy du.... Morał z tego taki, by pamiętać że trzeba jeszcze wrócić :-). Pozdrawiam.
4 lata temu moja pierwsza szosa i pierwsza 100-ka. Pogoda super, odpoczynki, też, ale brak kondycji i na koniec totalna masakra. Od 75km to już pasmo cierpień. 2 lata później odważnie, bo mój dotychczasowy rekord - 300km (szosą). Błędy? Też były: 1. Obiad za późno, choć picia była OK po drodze, ale duża dawka jedzenia zdecydowanie za późno. Po 120km już powinno być , a nie po 170. Trasa generalnie była ok, pogoda również, ale unikanie dróg, gdzie jeżdżą TIRy zdecydowanie by pomogło. Teraz cel: 400km. Zobaczymy jak to pójdzie...
Porażająca jest ilość komentarzy "samochwałków" którzy piszą ile to nie przejechali na słabym sprzęcie bez podania żadnych wartościowych informacji. Kilka słów od siebie - po przejechaniu 200 km na mtb bez treningów. 1. Trzymać wolne, równe tempo na wyższej kadencji. 2. Oszczędzać tyłek - na górkach i zjazdach bez kontaktu z siodełkiem ew. co jakiś czas jazda na stojąco. 3. Wyznaczenie sobie krótkich "check pointów" I skupienie się na każdym kolejnym (myślenie ile km nam jeszcze zostało do końca może przytłaczać i demotywować). 4. Regularne uzupełnianie płynów bez względu na poziom pragnienia oraz urozmaicone jedzenie, bez przesadzania że słodyczami (zostawić je na kryzysy lub jako nagroda) 5. Dodatkowa warstwa odzieży po zmroku. 6. Zapas płynów / jedzenia w nocy, kiedy jest utrudniony dostęp do sklepów. 7. Elektrolity, maści na tyłek i uśnieżające ból. 8. Jeśli robimy swojego Maxa to ostatnie kilkadziesiąt km będzie walką o przetrwanie. W tym momencie jedziemy już tylko głową i tylko odpowiednie nastawienie może dowieźć nas do końca. PS. Jeśli nie jesteście zawodowcami to nie porównujcie się do innych. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy od nas. Nie ma co się deprymować - każdy z nas ma swój Everest. Szerokości na trasie!
Mi najlepiej stówka poszło po dniu gdzie byłem na imieninach gdzie nie żałowałem sobie jedzenia. Była też lampka wina. Jeszcze mój sposób żeby się po prostu nie nudzić na kilku godzinnej trasie: Zawsze jeżdżę pętlami, żeby droga powrotna nie była tą samą, którą zacząłem. No i ciągłe poszukiwanie nowych tras.
W tym roku 165 km rowerem MTB w czasie pandemii, głownie śladami Solid MTB Krzywiń z dojazdem. Powiem tak że łatwo poszło i czasami gorzej jest po krótszym dystansie. Dla mnie najważniejsza przy przygotowaniu dłuższej trasy jest prognoza pogody, jeśli chodzi o jedzenie i picie to zależy właśnie od pogody. Wtedy było 10 stopni i wystarczyło 0,5 l wody na 8godzin plus 2 jabłka do tego 2 banany i dwa batoniki.Co do samej strategii to trzeba rozpocząć spokojnie i tak kontynuować dopiero ostatnie 60 km trochę cisnąłem. Rekord życiowy natomiast to 250 ale to było w ubiegłym tysiącleciu:)
Ja wczoraj Niemcy z Bielefeld-dummer see,202km 11godzin 43min,mtb29,kontuzja kolana jak wracałem nie mogłem prawej nogi podnieść do gory,myślałem że nie dojadę ale jakoś później przeszło i dojechałem,4,5 litra wody +izotoniki,z rana w domu płatki owsiane z bananem i pomarańczą,w czasie jazdy 6batonów,żelki, jabłko,banany,
A no właśnie, zależnie od pogody, ale latem w słońcu, to dla mnie największym wyzwaniem przy długich trasach jest nawodnienie. Wysokoenergetycznego żarcia wrzucić w plecak można tyle, że wystarczy na 2 dni i niewiele miejsca zajmie, gorzej z wodą... Raczej nikomu nie chce się ładować od razu 5l na pakę i targać to ze sobą, ale później trzeba kombinować ze sklepami. Jak się jeździ w weekend to większość wioskowych sklepików zamknięta na 3 spusty.
1,5l to bardzo mało picia. Najlepiej "ładwoać" ile się da. 700ml do 1l na godzinę. Oczywiście jeśli jazda posiada intensywność większą niż "wycieczka nad jezioro". Sam ostatnio zrobiłem 200km i 3200 w pionie. I poszło około 7l wody/Izo
Mnie się na setuniach udaje zawęzić do jakiegoś banana (choć rzadko biorę) w kieszonce i po drodze 1-2 puszki pepsi. No i na start mam bidon 0.7. Ale 17 razy w ciągu roku jeszcze mi się nie udało! Gratuluję! U mnie jeśli setka to 108 no i łamanie zakazów wjazdu rowerem. Bardziej 150 i więcej. Może 6-8 razy na rok w porywach. Z reguły 80tki mi przypadają. Ale kręcę by średnia z całego wyjazdu była >=32 kmh (30 jak pary brak). Wiek już chyba nie ten... :D Generalnie wycisk jest. Nie biorę nigdy więcej płynu bo wiadomo, co się wleje trzeba jakoś i gdzieś wylać, no a to znów zbędne postoje, a czas biegnie... :D
Dwa dni temu zrobiłem 270km w Tajlandii przy 35 stopniach gorąca , 1800m przewyższenia , wypiłem 10 litrów wody plus elektrolity , jedzenie wziąłem ze sobą przede wszystkim wegle łatwo przyswajalne Ok 1000 kcal plus 2 batony po 300 kcal , i po drodze 4 banany 2 mango i 1 ananas , po powrocie przez dwa kolejne dni tylko jadłem , strava pokazuje 5000 kcal a wahoo app 7700 kcal , prawda jest jedna organizm wykończony , ale szykuje sie na 300+, pozdrawiam .
Uwielbiam rowerować, zawsze miałem kolarki za młodu i ten zapał do prędkości jest do dziś. Pare tygodni temu postanowiłem ze zrobię trasę około 60km z Lozanny do Genewy w Szwajcarii gdzie od niedawna mieszkam, ewentualnie wrócę pociągiem. Nigdy nie jeździłem tak daleko i max po 50km. 22 C cały dzień i w miarę bezwietrznie mi się udała pogoda. Postawiłem na dwa litry wody z limonką, mozarellę ze świeża miętą, solą pieprzem i suto polane to oliwą z oliwek i octem winnym, na tłuste i słone działam najlepiej z tego co zauważyłem. Wrzuciłem sobie jeszcze jabłko do plecaka, tak w razie w, bo po śniadaniu nie byłem wgl głodny już. Dojechałem do Genewy w 2h30, uznałem ze warto coś zjeść wiec zacząłem do jabłka. To tylko poruszyło cały żołądek który zaczął domagać się więcej. Zjadłem wszystko co miałem, wypiłem liter wody. OK coś tam lepiej. Pokręciłem się po mieście i usiadłem na piwo, jako napój izotoniczny. Było pyszne ale pomysł średnio udany bo uznałem ze chce wracać rowerem ! Przy 100km musiałem wypić kawę na stacji paliw... przy 130km zacząłem mieć nogi z waty, intensywnie czuć twarde siodełko i bolącą szyje od pozycji siedzącej. Kryzys był na kolejnej stacji gdzie jak dziki szukałem kolejnej mozarelli (tłustego) a kupiłem dwa lody na patyku. Były pyszne ale średnio dały efekt. Wracałem ostatkami sił ale wróciłem. Na końcu rzuciłem się do jeziora w ciuchach ze szczęścia. Razem 165km w 8h. Opaliło mi nawet wierzch dłoni. Mój rower to taki miejski fit bike. Zachęcam wszystkich do sprawdzania swoich możliwości :) dziękuje za uwagę.
Ooo teraz mi przypomialeś moją trase kilka lat temu, jechałem do łeby (120km)- stary 8 letni rower budzetowy, przeżutki działały byle by działały 60km- pierwszy kryzys pojawił się ból tyłka i szyi jechałem przez jakieś odludzia przez cała trase wypilem 0,5 litra wody ale za to zjadłem solidny obiadek w restauracji (co bylo olbrzymim błędem bo się zasiedziałem haha) i oczywiście potem nogi mi zdretwiały bo chcialy odpoczywać ale ja musialem cisnąć dalej, 90-100km- pierwsza górka na którą zdecydowałem wejsc piechotą, niedlugo potem strasznie na mnie zadziałał fakt że ulica idzie prosto a sciezka rowerowa góra- dół po 10-20 metrowe podjazdy, generalnie calą trase przejechałem pod wiatr a jak stanąłem przy znaku "Łeba" to aż łezka polaciała hahha- ale udało się, znalazłem nocleg i poszedlem zwiedzac miasto ;-)
Zacznę od a propos: mieszkamy chyba w tych samych fyrtlu, albo akurat mam takie szczęście, że dość często Cię widzę, jak śmigasz rowerkiem tam, gdzie mieszkam ;) Ale ad hoc: myślę, że rower nie jest ważny, ważny jest rowerzysta. Jeśli lubisz jeździć, sprawia ci to przyjemność, odczuwasz po prostu radochę z jazdy to nie ważne czym jedziesz. Gdy zaczynałem trzaskać stówki, to z tych lepszych rowerów dostępne szerzej były tylko rometowskie waganty. Tak też zdarzało mi się jechać pętelkę Gniezno - Skorzęcin - Wylatkowo - Przybrodzin - Powidz -Witkowo - Gniezno na Ukrainie, Goplanie albo na Jubilacie. Później miałem zajawkę, by zjechać wszystkie szosy i drogi w całym powiecie gnieźnieńskim. Nasz powiat, poza górkami w okolicach Trzemeszna i Kłecka jest płaski, więc okazało się, że używałem max 2 biegów na całej trasie. W międzyczasie poskładałem sobie Jubilata z części ze złomowiska koło dworca. No i po zarżnięciu waganta, właśnie Jubilat był moim ulubionym rowerem przez wiele lat - całkowicie bezawaryjny wół roboczy, po małych modyfikacjach utrzymywał na spokojnie średnią 22-24 km/h, więc całkiem nieźle jak na taki mały rowerek. Jubilatem zjeździłem cały powiat wzdłuż i wszerz, wymyślałem se szlaki typu: drewniane kościoły, pomniki przyrody albo leśniczówki. Mój rekord dzienny to niecałe 250 km, gdy zapuściłem się na Pałuki ;) No i właśnie po tej eskapadzie zmieniłem podejście: nie biję rekordów, jeżdżę na raz max 70 km, co pozwala mi na zwiedzanie lokalnych okoliczności przyrody, spokojną jazdę bez ścigania się i bez zakwasów, bólu kolan i doopy i tygodnia dochodzenia do siebie. Oczywiście, raz na jakiś czas walnę ze 120km (ostatnio jechałem do Wągrowca przez Janowiec, Łekno i Tarnowo Pałuckie), ale wtedy mam zasadę: przystanek co dwadzieścia km, czy mi się chce czy nie chce, łyczek picia, gryz batonika, małe rozciąganko i jadę dalej. W ten sposób można przejechać naprawdę dużo km. Acha, od kilku lat jeżdżę rometowskim mieszczuchem z trzema biegami, który daje radę po mieście i w trasie. Kończąc wynurzenia, pozdrawiam i myślę, że do zobaczenia gdzieś w terenie! I jeszcze jedno P.S.: sok pomidorowy to podstawa, to bomba elektrolitowa, mnóstwo sodu i potasu, stary sposób na szybką regenerację. Zatrzymując się w jakiejś miejscowości zawsze wchodzę do sklepu i kupuję małą buteleczkę tego soczku. A na długą trasę polecam zabrać pudełko pomidorków koktajlowych, które naprawdę potrafią zdziałać cuda podczas kryzysu na 90-tym kilometrze! Pzdr!
Dobrze, że mówisz językiem hybrydowym, czyli profesjonalnie z przekazem dla wszystkich. Tak trzeba, bo potem wychodzą nagromadzenia turbo-profesjonalistów w każdej dziedzinie - co jest beką. Ktoś nie jeździ nawet rok, a wyposażenie, wiedza teoretyczna, i jazda pod linijkę i pouczanie wychodzi z takiego jak słoma z buta. A tutaj elegancki przekaz, od człowieka do człowieka. Bo najważniejsze to spokojnie się bawić w te dystanse, uczyć po swojemu, brać to na logikę, a nie słuchać w ciemno przykładów z góry. Każdy człowiek jest inny, każdy organizm jest inny, jeden zje banana, drugi wypije sok z buraka i będzie hasać. Taki filmik jest lepszy niż 1,5 godzinny wykład profesjonalisty. Wiadomo, że trzeba nasycać organizm paliwem co jakiś czas, starać się oszczędzać energię, rozkładając po swojemu siły na jak najdłużej, i uczyć się na swoich błędach - bo to największa zabawa. Najpierw długi dystans to powinien być dla każdego 10km i na tej bazie się powinno zaczynać w to bawić wg mnie. Potem robić codziennie te 20-30km w różnych warunkach pogodowych i jezdniowych, i raz czy dwa na tydzień walnąć co raz dłuższy dystans od A do B. Ot, cała droga do sukcesu. Mam tylko pytanie do Ciebie, czy jazda po 18-24 godziny ciągiem (z małymi przerwami na posiłki) by zrobić 400-500 a nawet 600km jest możliwa dla każdego zdrowego, młodego człowieka i jest kwestią wytrenowania i obycia, czy to jednak opcja dla profesjonalistów? (nie ludzi, którzy na co dzień pracują)
w dawnych czasach bułka z miodem to była podstawa. teraz po próbach wszystkich 'wynalzków " wiem jedno :bułka z miodem..a w bidonie: woda ...miód... i cytryna
Miodek to dobre paliwo , wracając ze Ślęży do Opola , w Strzelinie kolega złapał "dziurę energetyczną" do domu było jeszcze ponad 70 km. Opędzlował słoik miodu i dojechał do domu - co prawda z przygodami - kapeć.
Nie wiem o czym koleś nawija i nie chcę mi się tego słuchać... , ale napiszę tak z własnego doświadczenia., w pewien piątkowy wrzesień, kupiłem swój pierwszy rower w życiu!!!!, tak dobrze widzicie i czytacie "pierwszy rower w życiu" ,więc z radości i wielkiej ekscytucji musiałem go wypróbować jak się sprawdzi w terenie, drugiego dnia zrobiłem z bratem 150 km bez żadnego wcześniejszego przygotowania fizycznycznego na dosyć trudnej nawet jak na amatorów trasie bo z Gliwic do Ostrawy i z Ostrawy do Gliwic przez DK 78, dosyć mocne podjazdy gdzie nie jeden profesjonalista niedałby rady, a My nawet nie byliśmy wtedy na poziomie amatora, nadal nie możemy się nazwać amatorami, A jednak pokonaliśmy taki dystans bez żadnego problemu i przygotowania fizycznego i bez żadnej kondycji, do dziś zadajemy sobie jak to możliwe, że tego czynu dokonaliśmy!!!!, żaden sklep rowerowy nawet nie potrafił nam udzielić odpowiedzi jak to możliwe., jeśli zapytacie o nasz czasna tym dystansie, to również nie był duży na kogoś kto nie jest nawet na poziomie amatora bo wyniósł około 8h
Z kolegą: Gliwice-Ostrava-Gliwice przy czym jechaliśmy po ścieżce dla mtb szosami z oponą 28C przez las, pola, żwir, podczas burzy w Czechach i jeszcze grad doszedł do wszystkiego, a w drodze powrotnej gościu w nas wjechał.., ale koniec końców wróciliśmy na rowerach. Samej jazdy wyszło 7:49 h, a długość trasy 174,83 km. Na solo po asfalcie zrobiłem w ubiegłym roku 170,33 km w 6:58 h, ale w porównaniu do obecnej formy ważyłem 5 kg więcej. Atakowałem raz 200 na solo, ale za mocno zacząłem, a potem.. Pewnie dałbym radę, ale jakaś taka niechęć mnie dopadła i odpuściłem po 130 km. W tym roku na pewno ją przejadę. To mój cel. A potem zobaczymy, co będzie dalej :)
Ja tak mam, że czuję, że już cukier się skończył i organizm przełącza się na tłuszcz. Taki jak by minutowy brak energii :) A 100km po płaskim, to bardziej kwestia psychiki niż treningu :)
Jak o tym opowiadasz to mi się kojarzą moje dwie pierwsze 150km w góry Opawskie [raz Srebrna Kopa a później Biskupia]. Pojechałem na rowerze zjazdowym hardtail, 200mm skoku, siodło jak kamień, spodenki pierwsze lepsze, wody jedna butelka 1,5litra w jedną stronę ledwo starczyło, wiatr, upał :D Dojechać jako tako ale powrót to była rzeźnia, leżałem na kierownicy i siła woli dojechałem. Sporo mnie to nauczyło. Pokrywa się z tym co mówisz, cenne rady. Lepiej posłuchać niż samemu coś takiego przeżyć. Pzdr :D
No smiesznie sie to oglada, bo ja robilem zupelnie inaczej :D Pierwszy długi dystans - około 90 km, głodny, zmęczony, rower odcinkami prowadziłem, rower góral, zwykłe ciuchy, żadnych wkładek, drugi długi - 120 km, ten sam rower i ciuchy, lepiej z jedzeniem, przyjechałem całkiem sprawnie, trzeci długi 150 km - z bagażami do tego, poszło całkiem sprawnie, czwarty - 150 km, tak samo, piąty - 150 km, bez przygotowania, całodzienna udręka, obolały zad, wygłodzony, wymęczony. Minęło 15 lat zaczynam jazdy od nowa i już czwarty wyjazd szarpię się na ponad 90 km - dupa wymęczona (jak zawsze bez wkładek), ten sam góral. Po zimie znowu szarpie się na długi i już leci lepiej ale dalej bez wkładek, dalej tyłek umęczony, pot i wymęczenie ale czego oczekiwać od niewytrenowanego czterdziestolatka? :P W tuym roku pierwsza 100 już z wkładką, lepiej ale dalej nie idealnie :)
pierwsza setka : składak z marketu, przerzutka TY, klapki na nogach, srednia z 15 km/h. Wygodna pozycja i wygodne siodełko to podstawa. Do tego picie, jedzenie, długi, ciepły dzień i nic na siłe.
W 2016 roku z okazji "półmetka" mego życia (36lat) wybrałem się z plecakiem na grzbiecie i papierową mapą w ręku w 8 dniową wycieczką na "szosówce" z Bolesławic(k.Słupska) gdzie mieszkam do Zakopanego. Etapy: Bolesławice-Borne Sulinowo(145km)-Bydgoszcz(148)-Ślesin(124)-Uniejów(84)-Radomsko(136)-Olkusz(112)-Maków Podhalański(87)-Zakopane(90). Od kilku lat mam w planach analogiczną wyprawkę w Bieszczady. "Życiówka" w ciągu dnia to 189km. Pozdrawiam
Dobry materiał. Temat wyczerpałeś prawie maksymalnie. Brawo. Tak jak wspominałeś dla każdego długi dystans będzie inny, za to wyposażenie takie samo. Dętki, pompka, zestaw kluczy, kurtki windproof, i taki materiałowy komin na szyje. Wielu się pewnie zdziwi ale pomaga nad kontrolowaniem oddechu. Sprawdza się i zima i latem, chroni przed niepożądanym wiatrem i pyłem. W zależności od maksymalnego dystansu zamiast upychać się w kieszenie pakujemy plecaki, jeden przede wszystkim z prowiantem i 3l camelbag, a drugi z resztą bałaganu. Poniżej 150km raczej tylko pakujemy się w kieszenie, ale ostatni wypad 270km pokonaliśmy na tortillach, batonach i 1,5l napoju izotonicznego. Tych kilka rzeczy było nasza podstawą a w między czasie urozmaicaliśmy sobie posiłki w sklepach małymi zakupami. Z woda warto ogarnąć jej tyle zasobami ile się da, a żeby uzupełnić elektrolity, najlepiej mieć je w prochach i mieszasz kiedy są potrzebne, bo faktycznie niesmak po godzinach łykania czegoś co pretenduje do jakiegokolwiek smaku potrafi zniechęcić do jazdy. Pozdrawiamy i zapraszamy do nas FeelTheWheel20
Ostatnio zrobiłem 150 KM po dwóch tygodniach "nie jeżdżenia" z różnych powodów. Czyli kompletnie bez przygotowania fizycznego i na to wszystko dzień po ustaniu objawów typowego przeziębienia czyli zatoki, osłabienie i generalnie fe. Zrobiłem sobie test, nawet chciałem nakręcić z tego materiał i opublikować, ale żaden ze mnie jutuber to i efekt końcowy mnie niezadowolił, nie wspominając o tym, że zapomniałem w trakcie dokumentować swoich zmagań. Założenie było takie: co jestem w stanie przejechać będąc kompletnie nieprzygotowany fizycznie. Kluczem jest przygotowanie logistyczne pod kątem żywienia i nawodnienia. Jak to zawalisz, odetną Ci prąd i tyle sobie pojeździsz. Bez problemu przekroczyłbym barierę 200 km, ale nagły spadek temperatury i nieprzygotowanie dobre trasy oraz odpowiedniej odzieży, zmusiły mnie do zmiany planów i zawrócenia w jednym momencie zamiast dokończyć pętle. Generalnie wyjechałem zdecydowanie za późno, bo około 13 stej, więc to był bardziej żywioł na hurra. Jechałem z plecakiem jako zło konieczne, wolałbym zdecydowanie torbę podsiodłową taką 8L. Za to w plecaku 2L bukłak z izotonikiem. W bidonie 0,6 też coś na słodko, a w torbie pod ramą też bukłak z litrem wody. Czyli 3,5L płynów, które przy wysokiej temperaturze starczą śmiało na 4h samej jazdy. I o to też mi chodziło. Żeby nie stawać i nie wybijać się z rytmu i szukać gdzieś sklepów i nie babrać się w rozlewnię napojów tak długo jak to będzie możliwe, kosztem oczywiście masy własnej koła. Coś za coś. Do tego kilka bułek, kilka "owocków" witaminowych z decathlonu + kilka żeli z tego samego sklepu. Miałem też zaizolowane pudełko z przygotowanym wcześniej obiadem, ale nawet nie miałem potem ochoty tego jeść trasie. Przywiozłem z powrotem... Innymi słowy zrobiłem wyjazd z maksymalnym zabezpieczeniem żywieniowo nawodnieniowym i to dla mnie działa. Głowa swoją drogą, ale jak nie masz co zjeść i wypić, a przegapisz ten moment dokarmienia organizmu to potem ciężko się odbudować i szybciej zaczniesz szukać wymówek żeby wrócić pociągiem.
Mój rekord 123 km :) na podstawowym mtb Krossa. Fajnie polecam wszystkim. Trasa zaplanowana wcześniej, woda, owoce i pod koniec placki ziemniaczane z gulaszem :)
Dzisiaj drugi raz pokonałem 100 km. Jeżdżę od roku. Zgadzam się ze wszystkim. Dodałbym jedno: trasa. Inaczej jedzie się na gładkim, równym asfalcie a inaczej na drodze ostatniej kategorii z dziurami, łatami. Co do wyżywienia to warto sprawdzić co działa a co nie. Kiedyś biegałem maratony i to była jedna z podstawowych reguł.
Ostatnio 152 km, zaliczyłem na 3 batonach DobraKaloria, 2l Oshee i 2l wody. Do tego 3 postoje po 10-15 minut. Staram się tak planować długą trasę, aby w większości była mi znana. Szczególnie pod koniec. O energię warto jedg zadbać nawet dzień przed jazdą i zjeść pożywny posiłek. Dzięki za pomysł z kremem, rzeczywiście nie tyle usta co cała twarz mi wysycha, chyba od słonego potu.
Mam podobnie. Staram się zawsze wracać z wiatrem i tak planować trasę, aby jechać na początku pod lżejszy wiatr a wracać z mocniejszym bo zazwyczaj w późniejszych godzinach w moich terenach tak to się przedstawia. Czasami jest tak, że w godzinach porannych wieje z S a po południu z N, więc to jest idealna sytuacja ;) A co do jedzenia. Tak do 80 km mogę lecieć tylko na wodzie i to nawet w czasie interwałowej jazdy. Im dalej to już lepiej mieć coś ze sobą. Dobrze wchodzą daktyle, banany, białe bułki z serem oraz ryż, makaron z mięsem i warzywami dla jeżdżących z sakwami plus kawa, herbata itp. Mój rekord to ponad 200 km z 1800 m. sumy podjazdów. No i najważniejsze to wygodny rower. Jeżdżę na szosie jak i crosssie, ale na dłuższe wypady biorę tylko crossa.
Po 6tyg 170km, 120kg na codzienne zawodnik bjj. Rower mtx trochę zmieniony do jazdy po ulicach. Zaczynałem te 6 tyg temu od 30km i co tydzień dokładałem po20. W ten weekend 170km. Dla mnie drożdżówki, słodkie bułki, i batony białkowe. Woda magnezowa. Zawsze pod wiatr początek trasy.
Ja swoją pierwsza Setkę zrobiłem w sobotę 30 maja br , dystans za mną chodził od jakiegoś czasu i był dla mnie lekko przerażający. Raz zrobiłem w 2018 roku 81 km na MTB i wykrzywiła mi się przednia przerzutka. Zielony w temacie serwisu roweru jakoś dojechałem do domu. W 2019 wpadały dystanse 50 i 60 km ale więcej było 20 i 30 , a w tym roku bez przygotowania wielkiego wstałem o 5:50 rano ,zjadłem kawałek chleba , banana , wziąłem banan , dwa bidony , baton iżelki haribo ,i pojechałem. Wrażenia z jady mega super , lekko palce od stop co jakiś czas cierply i kark co jakiś czas ale wykręciłem swoje 100 km w czasie 3:30:14 i jestem mega zadowolony - czy byłem zmęczony?? Hmm w jakimś stopniu tak ale do końca dnia normalnie funkcjonowałem :) Myśle , ze to jak kolega jeden napisał „ cała walka siedzi w głowie” :D Pozdrawiam 👍
Każdy te błędy popełniał. Ja gdy robiłem swoje dystanse powyżej 100 km to dokładnie to samo robiłem co Ty!. Jakbym słuchał opowiadania o swojej jeździe. Teraz w nogach mam ok 10 tras pomiędzy 200km a 300km. Rekord odległości do łącznie ok 430km (na stravie wyszło 419km bo miałem problemy z licznikiem Mio). Przy tego typu dystansach to strategia jest ta sama. Ciągłe picie płynów oraz jedzenie w małych ilościach ale systematyczne i cały czas. Na zamulenie po zjedzeniu dużej ilości bananów / batoników / bułek słodkich / hot-dogów ze stacji / wypiciu dużej ilości różnej maści Oshee czy 2-3 kaw na mnie idealnie działa zimne piwo 0.0%. Ten gorzki smak tak koi pragnienie oraz tak pobudza żołądek do pracy, że wszystkie dolegliwości znikają. Pozdrawiam i jak najdłuższych tras życzę!
Jeździłem raczej ze wszystkimi możliwymi błędami (100dni po Bałkanach), ale metodą prób i błędów... Żarcie które daje najwięcej mocy to sznita z masłem orzechowym ! Polecam
Cenne rady. Sam doświadczyłem mega bomby na 80km stu kilometrowej trasy. Zbrakło mi już picia i jedzenia, poczułem głód. To był prawie koniec. Na szczęście brat poratował węglowodanami i piciem i wytłumaczył gdzie zrobiłem błąd. W nd. pękło kolejne ponad 100km już bez bomby- zmęczenie było ale już nie opadłem z sił. Piona!
Swój pierwszy max zrobiłem na 108 km. Przygotowując się do charytatywnej akcji "Do morza z gór. Pamięci Marysi Mituła z pomocą dla Beaty" i to było na dwa tygodnie przed tą akcją, gdzie późnej w 6 dni przejechałem z Zakopanego do Krynicy Morskiej 850 km. Etapy od 112 km ( Zakopane - Bochnia) do max 200 km ( Grójec - Ciechanów) O tyle było mi łatwiej, że od 10 lat jestem maratończykiem i pomogło tu doświadczenie z biegania czyli troska o dobry sprzęt i sprawdzone rozwiązania. Bo takie 100 km na rowerze to 42 km biegu czyli takie 3 h wysiłku. Zawsze taka jazda 100 + jest też zupełnie inna kiedy jest z ekipą. Kiedy ktoś towarzyszy, to jest ogólnie większy luz. Tak jak na różnych etapach ze mną czy wytapiacze łyd 😁 z Rowerowa Bochnia, Kamyk Radzymin, Świat Rowerów, UKK Huragan Wołomin czy T4D Ciechanów. Dla wszystkich aby mogli przekraczać granice swoich max dystansów 50 km, 100 km, 200 km itd.
Mój rekord to 65 km , jestem zawodnikiem XC i trenuje tylko na rowerze XC i głównie na trasach XC albo single trackach . Jeśli dla mnie taki rozjazd koło 2h miałby być efektowny muszę jechać dosyć wymagającym tempem i brać pod uwagę ,że mieszkam w karkonoszach i takie traski są bardzo interwałowe . Mi starczają dwa batony musli + 500 ml wody , przed takim dystansem ładuje jeden dzień wcześniej dużo węgli i jakieś białko ,ponieważ dla jako zawodnika XC najważniejsze są węgle (krótki dystans ,1h aktywności ) . Przed ''długo dystansowym " wysiłkiem jakieś 3h ładuje trochę tłuszczu i białka , i DUŻO węgli . Makarony , ryże , wafle ryżowe / kukurydziane i pieczywa . Dla mnie to starcza na aktywność o,k 2h gdzie średnia na rowerze XC to jakieś 26-28 km/h. pozdro bracia kolarze !
Świetny materiał, warto posłuchać cennych rad, dzięki! Dla mnie obecnie te 100 km to kosmos i nawet nie planuje pobijać rekordów, bardziej interesują mnie wycieczki związane ze zwiedzaniem czegokolwiek ciekawego, a przy okazji zapomnieć o codziennych problemach i czerpać radość z jazdy, jednocześnie wyrabiać sobie kondycję i mam nadzieję że przy okazji sylwetkę. Kross Hexagen 7.0
Doceniam szczerość i otwartość. Fajnie że powiedziałeś o pomadce do ust. Powiedziałeś że "może mało męskie to jest" ale uważam że dbanie o siebie i swoje ciało jest męskie i jest jak najbardziej OK :)
Mój rekordzik to 113 km, największy spontan w życiu. Napisałem dzień przed do kumpla czy jedziemy, bo ma być ładna pogoda. No i tak też było - fajnie cieplutko, czasem lekki wiaterek. Wycieczka była bez jakiegoś szczególnego przygotowania. Właściwie to coś na ząb, 5 dyszek do portfela, kamizelka, jakieś picie i jedziemy :D Do dziś nie mogę uwierzyć że udało nam się to zrobić, zwłaszcza mi - mój rower nie sprawował się najlepiej. Już w drodze powrotnej co kilka kilometrów zatrzymywaliśmy się żeby tyłek odpoczął. W tym roku natomiast od pewnego czasu już szykuję się na 200 km. Pozdrawiam cieplutko!
trenażer to co innego, pełna zgoda. wyjechałem ostatnio pierwszy raz na ulicę swoją szosówką i po 40km jazdy ból w łopatkach, mięśnie potężnie spięte. jesień/zima na trenażerze leżąc na ramie na poduszce. muszę popracować nad lepszą pozycją, bo tak być nie może :D wideo klasycznie na przyspieszeniu 2x :D, pjona
jak odczuwasz głód to nie oznacza wcale że glikogen się wyczerpał, spada średnia ilość cukru we krwi i pozyskiwanie energii z cukrów ograniczana jest na rzecz tłuszczy oraz co ważne białka (niestety mięśniowego często) ale nie można powiedzieć że organizm traci wszystkie zasoby magazynowe energii :D taki stan spowoduje że organizm będzie mniej wydajny ale ruch może nadal odbywać się przez bardzo długi czas. takie medyczne sprostowanie tylko nooffence
W czasie mojej 3 dniowej wycieczki nad morze (dziennie +160 km) na rowerze mtb stosowalem krótkie przerwy i jedną dłuższą na uzupełnienie energii , woda regularnie dostarczana . Według mnie najważniejsze jest nie szarżować z tempem, starać się jechać cały czas z podobną prędkością, nie przyspieszać w momncie jak wiatr zaczyna pomagać bo później może się skończyć prąd ;).
Witam , nie jestem sportowcem , 150km z Gdyni na Hel i z powrotem w bluzie z kapturem , dresach i adidasach na starym mtb z dechatlnu za 899 zł , warto mieć wodę i cos do jedzenia , zdarzały się dłuższe trasy, mysle ze przy 300km pewnie było by ciężko ale czasem jak słucham ze zeby jezdzic na roweze warto mieć taką koszulkę czy taki rower czy ze jest jakiś prog minimalny finansowy od którego zaczyna się jazda na roweze.... h_jowej baletnicy przeszkadza nawet rąbek od spódnicy... pozdrawiam :)
Szalony!!! Do kwadratu!!! Ale za to miałeś genialny widok na boki. Miałem okazję w zeszłym roku autem z rodziną na Hel - super wypad 1dniowy. Jak na rower to na samym Helu już asfalt "niebałdzo"...
@@madyogi6164 strasznie się jaram bo hel i Gdynia jest połączona ścieżką rowerową która można pojechać jednym ciągiem ,z tego co widziałem to można nawet docisnąć do samego Szczecina ta ścieżka ale jak powiedziałem nie jestem sportowcem , pije piwerka , pale papierosy , raz w tygodniu zamawiam picke , mam bardzo słaby rower i jak jadę na cały dzien to robię sobie tosty :) kocham jazdę na rowerku i myślę że każdy rower jest dobry na dłuższą wyprawę, ostatnio udało mi się zrobić ponad 200km na strzała co prawda nie spieszylem się bo nie mogę się oprzeć budką z goframi...
14:25 warto zahaczać o każdy sklep na długich dystansach każdy znajdzie produkt jaki chce i warto planować trasę (w ten sam dzień jeśli jest to możliwe). Radą od wielu jest zacząć poniżej swojego normalnego tempa.
Przydatne porady! Mój dotychczasowy rekord to 324km (Strzelce Op. - Biały Krzyż - Strzelce Op.) Rocznie robię do 2000km także trochę spartańsko pojechałem Moje błędy: - jazda po płaskim a jazda w górach są bez porównania, następnym razem nigdy bym nie robił takiego dystansu z takimi przewyższeniami bez dużej bazy treningowej. Pierwszy kryzys pojawił się na podjeździe w Szczyrku, kiedy oprócz normalnego zmęczenia nóg doszły podjazdy. - na trasę zrobiłem sobie 7 bułek do aplikacji wg potrzeb - po 4 nie mogłem już patrzeć na nie :P - sama woda nie wystarcza, nie jestem zwolennikiem izotoników ale przy tak długiej jeździe wodą się po prostu można wypłukać - temat w dalszym ciągu do poprawy. - po wjechaniu na Salmopol - w nagrodę na obiad duży kotlet, frytki i surówka, gdyby nie fakt że na początku było głównie z górki to bym umarł - kwestie żywieniowe leżą u mnie niestety - 2 razy sprawdzać trasę, mimo nawigacji w Czechach zabłądziłem i straciłem 45 minut bo mapy były nieaktualne :/ To co się sprawdziło: - lemondka - możliwość zmiany ułożenia rąk to zbawienie - gdy garmin sygnalizuje że minęło 5 km, obowiązkowo łyk wody oraz parę metrów pedałowania na stojąco, z małym rozciągnięciem każdej z nóg - nie ma wtedy problemu z zakwasami i odwodnieniem. - rękawki i nogawki w pogotowiu - gdy wyjeżdżałem o 4 rano było zimno, a wymarznięcie nóg i rąk powodują duże straty energii organizmu i szybsze wypalenie - w moim przypadku, nie ma gorszego uczucia niż wiatr wiejący na pot na owłosionych nogach, dlatego zawsze ogolone nogi, okolice jajek też - wtedy nie ma problemów z odparzeniami - monitorowanie pogody, warto sobie sprawdzić takie rzeczy jak o której jest wschód/zachód słońca, przewidywany kierunek i siła wiatru (czasami nie warto wyjeżdżać gdy będzie bardzo mocno wiać). U mnie w 9/10 przypadków meteo.pl się bardzo dobrze sprawdza (sprawdzamy dane w paru punktach trasy, nie tylko u siebie!). - planowanie tempa trasy - głupie rzeczy jak wcześniejsze sprawdzenie godzin kursowania promu, rozkładu jazdy pociągu i lokalizacji stacji w razie konieczności szybszego powrotu, czy nawet lokalizacji sklepów przy trasie (gdyby nie otwarte w niedziele markety było by kiepsko). Co z tego jak przy trasach 30-40km mogę mieć Vśr = 30km/h, gdy zmęczenie robi swoje. Bezpiecznie zawsze planuję tempo 20-22km/h (kiedyś po 160km złoił mnie grad i mocny wiatr w mordę, przez co przez parę km deptałem 8-9km/h, - wtedy to jest dopiero kryzys. Od tego czasu zawsze spory zapas na niespodzianki jest wliczony). Z tipów mogę jeszcze dodać, jeśli ktoś chce zrobić swoje pierwsze setkę, niech wybierze trasę dookoła miejsca zamieszkania, dzięki czemu zawsze do domu będzie jednakowo daleko (w razie czego). Poza tym, jadąc z kimś jest zawsze raźniej + można się trochę powozić na kole na zmianę by odpocząć więcej ;) Pozdro!
Moja zyciowka to 110km na mtb dosc ciężkim bo blisko 16kg sam rower ze sprzętem wiec kawal kloca tyle ze na oponach 32mm (nie licząc wody i jedzenia i zestawu naprawczego) w czasie 4hi20minut gdzie przewyższenia byly 1500m i sporo dlugich podjazdow i wracając tez wlasnie pod wiatr kolo 50km co naprawde odbiera sily. Kryzys ja mam zawsze w okolicy 85-95km wiec podobnie ale po 100 juz mija i można śmigać dalej. Przeważnie jezdze w pętli. Co do jedzenia i picia na 100 km wystarcza mi w zupelnosci 3-3.5l wody z carbo (2 bidony po 750ml i 2l w plecaku w butelce z rurką- super sprawa) i kilka żeli energetycznych i tez ostatnio testowałem jedzenie w płynie z carbo i proteinami owocowe smaki coś jak zele i nie jest tak słodkie tez polecam. To taki zestaw by sie nie zatrzymywać i wiem że w zupełności wystarczy na cały dystans. Dodatkowo zawsze mam kilka batonów energetycznych (też uważam że lepiej mieć więcej niz mniej jedzenia). Obecnie czekam na dostawę roweru gravelowego wiec zejdzie 5kg z wagi samego roweru i poprawia się osiągi a co za tym idzie i wydłużę trasy i będę atakował 150 i 200. Fajny filmik pozdrawiam Adam
Wszystko dobrze powiedziane, ja osobiście trochę bardziej wskazalbym jeszcze to co tylko zaakcentowałes, jedzenie przed, zarówno dzień wcześniej, jak i dobra owsianka z rana :) do tego jeśli ktoś chce pobić swoje rekordy, ale chce też mieć z tego przyjemność warto pojechać w kilka osób, zawsze ktoś do towarzystwa, wrazie co do pomocy, ale przede wszystkim na zmiany. Pozdrawiam
Fajnie, że się podzieliłeś swoimi wrażeniami i odczuciami. Ja dwa tygodnie temu zrobiłem 100 km w czasie 8h. Mieszkam w UK i wybrałem sobie trasę przez Narodowy Park Peak District - z Hope do Huddersfield, a potem do Normanton. Powiem szczrze. Na codzień jeżdze po 10-30 km, więc 100km nie wydawało się jakoś przerażające. Trasa mojego przejazdu była dość górzysta. Peak District to takie Bieszczady. Dużo zjazdów i podjazdów. Moje wnioski? Po pierwsze za mało węglowodanów, po drugie jadłem nie regularnie, po trzecie muszę zmienić przestarzałe spodenki rowerowe o słabej wkładce (masakra), po czwarte ... kiedy miałem już dość na 50-60 km, a w plecaku pusto - na stacji beznzynowej uratowała mnie...puszka coca coli... Dalej ruszyłem, ale na 80 km kompletnie byłem wypompowany i jedyna ochota to marzenia o porządnym, wysokokalorycznym posiłku... I tak se zdałem sprawę, że jakże istotne jest przygotowanie na posiłek co 30 minut, na porządne śniadanie przed jazdą - na bazie dobrze wchłanialnych węglowodanów - płatki owsiane, banany. Dzięki za pomysł z waflami ryżowymi - skorzystam. No i płynnów więcej. Sam je robię - izotoniki w postaci wody z miodem, cytryną i solą. Także trzeba dobrze pomyślec, realnie bo może się skończyć źle (zemdlenie) i dobrze się przygotować. Mam jeszcze wiele planów na przejazdy, więc skorzystam również z Twoich porad kolego :) Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie :)
Bardzo ważne jest powolne przygotowywanie się do dłuższych dystansów. Dobry jest trening z pomiarem tętna. I należy trenować bez dochodzeniea do bariera anaerobowej, równomiernym tępem. I oczywiście obrotami; 90 - 100 na minutę. Czyli należy mieć też przełożenia dopasowane. Po jakimś czasie organizm uczy się przechodzenia na spalanie tłuszczy już po około 20 minut treningu. Dłuższe czasowo obciążenie / trening możemy pokonać spalając tłuszcze, nie węglowodany. Podany przez Ciebie sok pomidorowy jest przykładem jak się zdaje na izotoniczny napój. Dobre izotoniczne napoje działają świetnie ! Obok napoju ja używam batoników z 20 do 30% zawartością białka, możliwie jak najmniej słodkie lub kiełbaski.
wszystko to co mówisz - zgadza się. Moim problemem przy długich dystansach ( > 100 km) jest po prostu GŁOWA - trochę czuję, że mnie nudzi ta jazda. To tak jak w bieganiu - zawsze wolałem zrobić intensywny trening na 10 km niż half-maraton :) Ale...co wpływa na GŁOWĘ podczas takich dystansów? - chyba rywalizacja i towarzystwo...w grupie, 100 km, to jak 50 solo...dlatego kocham ustawki z innymi kolarzami...ale ich brak :( P.S - przy jeździe pod wiatr - warto mieć miernik mocy - jeżeli widzisz na swoim Wahoo czy Garminie, że jednak generujesz te >200 Watów to serce się cieszy, pomimo tego, że jedziesz < 30 km/h po prostej :)
Rada dotycząca wiatru (pierwsza połowa w plecy, druga...niestety nie) mega trafiona. Jestem pewny, że niejeden rowers o tym nie pomyślał, a w tych regionach gdzie jest to rzeczywiście odczuwalne...mega kluczowe pod koniec. Poza tym zgadzam się, że decyzja o robieniu rekordów średniej w ostatniej ćwiartce dystansu....średni pomysł. Robisz jeden rekord (dystans) - pamiętaj, że to Twój priorytet i inne rekordy nie mają znaczenia bo kluczowe jest aby osiągnąć ten założony. Dobry materiał, własne błędy...najlepsze :) Rekord mój do samopobicia: nic nie zastąpi tego co się działo na końcówce trasy Szczecin - Międzyzdroje - Szczecin. Podobnie: błędy chyba we wszystkim :) Pozdr!
Nie jestem i nie byłem kolarzem, acz ponad 35 tys km za sobą mam. Zaczęło się od pracy w Lasach Państwowych przed 25 laty gdzie rower używałem okrągły rok jako środek dojazdu i poruszania się po lesie - dziennie ponad 50 km - nawet zapisywałem codzienne przebiegi w terminarzu - miesiąc nie schodził poniżej 1000 km. Dlatego nieraz w weekend robiłem sobie przejażdżki tak 75-100 km - oczywiście góralem. Na studiach przytyć było trudno więc trzymałem formę i na 5 roku pojechaliśmy z Żoną do teściów - 191 km - plan był na dwa dni więc z sakwami, namiotem śpiworami etc objuczeni jak wielbłądy - rowery górskie ambicji brak więc to była spokojna jazda z przerwami co czas jakiś ze ze spacerowym tempem - tym niemniej udało się w jeden dzień bez problemu. Dwa dni później powrót i na koniec kręciłem kółka dookoła osiedla by dobić do 200 km i mieć swoją życiówkę. Udało się Potem przybyło lat dwa razy więcej kilogramów i mało jeździłem rowerem na co dzień . O dziwo wypady po 100 km w dzień zdarzały się nawet często - a to nad jezioro, a to do Ojca na wieś , a to ot tak sobie. Jak zawsze obładowany i ze średnią ok 17 km/h Zmęczony, ale bez żadnych obtarć czy przebojów - uważam, że każdy sprawny normalnie człowiek jest w stanie bez przygotowania, bez specjalnego stroju zrobić w dzień te 100 km bez konsekwencji bez bólu i cierpienia. Teraz mam a'la szosę i pomimo otyłości i szybkiego zmęczenia o dziwo rowerem jestem w stanie jechać daleko - byle nie na wyścigi i spokojnie - to chyba recepta na powodzenie długich dystansów jako rekreacja a nie jako sport.
Hejka Zielony, mowiac o dluzszych dystansach to zaliczylem juz kilkanascie. Systematycznie wydluzam dystans i poki co jestem na 147 km i przwyzszenia ponad 850. Juz wkrotce atak na 200 km chociaz moj kompan do kreceni sugeruje mi 300 km. Wiele rzeczy powiedziales dobrze i madrze typu , sprawdzic pogode itp. Ale jest jedna rzecz, ktora jest mocno indywidualna a mianowicie "jedzenie lub posilki" jak kto woli. W moim przypadku, jesli planuje dluzsza trase miedzy 100-150 km to w dzien poprzedzajacy staram sie spozyc posilki ktore odpowiednio wzmocnia mnie na dluzsza jazde. Oczywiscie w dniu w ktorym mam zrobic traske tez jest odpowiednia strawa. I tu jest cale meritum mojego przypadku a mianowicie 100-150 km robie na jednym bananie, jakims ciasteczku zbozowym i do tego lubie zarzucic loda. I to tyle co moj organizm potrzebuje az sam sie czasem dziwie jak to mozliwe. Pilnuje zeby byc odpowiednio nawodnionym. Kompan moj z ktorym krece zjada duuzzoo wiecej plus wrzuca w siebie jakies weglowodany systematycznie "miski haribo". Jadac nawet dluzsza trase, nie jade na turyste, tak jak powiedziales jade w swoim tempie tak zeby sie nie zarznac, a u mnie to kreci sie srednio 30-32 km. Po takich traskach ani nie jestem zmeczony specjalnie ani padniety. Organizm ludzki to jest niesamowita maszyneria ktora mozna naprawde do wielu rzeczy przyzwyczaic. Pozdro
Dobry filmik! Ja jeżdżę bardziej po górach, na płaskim max to 120km. Moje rady: - cola i kinder czekolada - bardzo szybkie uzupełnienie kalorii (plus przyjemność, a nie te daktylowe-bio-zdrowe power bary :)) - dobra biała buła z masłem i potrójnym serem jako przerywnik batonów, isostara, raw'ów, żeli, bananów - można się popłakać ze szczęścia, tak smakuje po 50km :) na kanapkę warto stanąć i zjeść jak człowiek, dobrze robi na psychikę - wygodne rękawiczki z miękkimi poduszkami i/lub wygodne gripy - isostar w tabletkach do plecaka - mieszanka orzechów i żurawiny jako przekąska, inne rzeczy szybko się przepali, a to będzie powoli uwalniać energię - jazda bez spiny i żyłowania na siłę do równych 80, 100, 120 itp. Niech wyjdzie tyle, na ile organizm pozwala bez dewastowania się :)
Moj top z piatku 232km na MTB, srednia ruchu okolo 20km/h. Poprzedni rekord 170km. Ale ostatnio ile ja zjadlem to sam stracilem rachube. Poprostu nie moglem nasycic organizmu. Ale teraz jak mysle to nie bylo to 500kcl na godzine a mysle ze gdzie na poziomie 300kcl. Nie jechalem glodny bo regularnie jadlem ale czasami zalapywalem sie na koncowki energetyczne w moim organizmie. Zwiekszajac ilosc kalorii mysle ze mialbym wiekszy komfort w podróży. Musze nad tym popracowac - zrobic test. Kryzys byl okolo 130km, ale pomoglo macaroni chees. Dopierniczylem wtedy pod korek i zacząłem jechac...
Prawda jest, że każdy ma swój Everest. Mój rekord to 380 km z Tarnobrzega do Lutenec pod granicą Węgierską. Prawie 4000 m w pionie i średnia 29 km/h. Dodam, że na drugi i trzeci dzień podobny dystans, aż do Adriatyku w kolarskiej akcji "Kilometry dla Dzieci". Razem 38 godzin czystej jazdy. Picie mega ważne (izotonik), szczególnie gdy gorąco. Jedzenie też, choć do tego nie przywiązuje takiej wagi. Po prostu unikam żywności odzwierzęcej. Jem węglowodany, makaron, ryż itp. Polecam sok z buraka. To prawdziwe naturalne EPO. Ważne dobre siodełko i dobrane. ja używam Speca Powera. Pozycja endurance. Dziś jak wyjeżdżam na 100-150 km, to jem owsiankę z owocami i orzechami, biorę dwa bidony wody, banana, jakiegoś batona i po prostu jadę. Po moim ubiegłorocznym maratonie 100 km to zwykła przejażdżka nawet z jednym bidonem. Taka jazda poniżej 3 godzin nie stanowi już problemu. Ale do tego trzeba dojść treningiem, dobrze jest trenować z kimś. Wychodzą dobre interwały. Doszedłem do tego, że podczas treningów zatrzymywałem się po picie co 140 km. Zapewniam, że da się, a jeszcze mi daleko do kolegów.
To mi wygląda na zdeydowanie inny poziom kolarstwa. Doświadczenie i indywidualne podejście oczywiście robi swoje. A jak wygląda u Ciebie uzupełnianie białka w diecie ? jakieś suplementy na diecie vegańskiej?
@@ZielonyF16 Bez przesady. Zaawansowanym kolarzem nie jestem. Bardziej wytrzymałość i odporna głowa. Oprócz witaminy B12, choć nie za często, nie przyjmuje suplementów, tylko dobre jedzenie, nisko przetworzone. Biało to strączki, tofu itd. Generalnie moja zasada to dużo zieleni na talerzu. A moje własne batony na bazie płatków owsianych, daktyli i banana dają mnóstwo energii. Jeżdżę na rowerze już czwarty rok i mimo zaawansowanego wieku jeszcze robię postępy. Dużo satysfakcji daje dorównywanie dwa razy młodszym na trasie.
"zatrzymywałem się po picie co 140 km." Na dwoch bidonach 0.5l kazdy? Jak to w pelni lata , to nie uwierze. Ja dzis zrobilem 220km, w pelnym sloncu i musialem stawac co ok 25km by wypic 0.5l wody. Celowo nie woze bidonow ze soba bo za szybko bym oproznial. Pierwsze co po powrocie do domu to 2 duze szklanki soku z wisni. Co do jedzenia, to musisz jezdzic caly czas ponizej progu mleczanowego, ze tak malo jesz. Czytalem kiedys, ze 20 sekund na progu powoduje, ze organizm przelacza sie na spalanie wylacznie glikogenu miesniowego, a zeby przelaczyl sie na kwasy tluszczowe, to trzeba znow jechac 20 minut na 50-60% progu.
Dobre śniadanie. A dystans trzeba rozłożyć siłowo. Nie targać od razu. Trzeba jeździć aby pojechać daleko. 4 września 250 km od 6.35 do 20.10. Połowa po Beskidach. M.in. Salmopol, Kubalonka , Istebna i Koniaków. Dom w Sosnowcu. 2175 m przewyższeń. Picia sporo. A jedzenie? 2 drożdżówki i 3 prince polo XXL. Mnie wystarcza. Jem w domu a w trakcie jazdy tylko podjadam by nie być głodnym. Taki organizm. Odcięcie? Nie znam. Jeszcze pod koniec przyspieszałem bo szły burze. Ale urodziłem się w złotym 1965 roku. Na szosowym od 3 lat. Dystans to wyjeżdżenie, czas i siła w głowie. No i jak u mnie endurance Wilier po bike fittingu. Siodełko bajunia (zero bólu nawet po 300 +km). Kilka stówek kosztowało ale warte każdego grosza. Rekordy? 2018 r 306 km, 2019- 322km . Tegoroczne 250km po górach głównie. Było i kilka 250 plus. Takie wyjazdy się pamięta. Dobre ciuchy to też ważna sprawa. Pozdrawiam i życzę długich miłych jazd.
Od 10.2019r. regularnie aktywny marsz (7-15 km), przed COVID trochę basen, od 2 m-cy rower. Wczoraj 56 km, było by więcej ale pogoda kiepska. Dziś zmęczenia praktycznie zero, a lat sporo ponad 40 mam. Teraz widzę, że aktywny marsz/biegi to super zaprawa przed przesiadką na rower. Nieważne czy ktoś jeździ 20 czy 200 km, byle mieć z tego przyjemność.
263 km Kraków - Bieszczady 9:31 h:min. Polecam wodę w bukłkaku. Dłużej jest chłodna. Wcześniej na noc w lodówce i kilka kostek lodu. Częściej pijesz niż z bidonu bo masz "pod nosem". Przerwy co półtorej godziny jazdy ok 10min. Porozciagac nogi!!! I jedna dłuższa przerwa pozlezec na ławeczce przystanku ;)
Najlepiej sobie wypracować spalanie tłuszczów treningami Maffetona tak z pół roku przed czelendżem. Od czasu do czasu można troche pocisnąć interwałki, żeby nie zapomnieć jak to jest, kiedy trzeba pocisnąć. Ale 80-90 & trening w tętnie aerobowym (czyli 180 - wiek). Po takim treningu będziesz jechał trasy po 100+ km jak na wolnoobrotowym dieslu na mazut. Jak będziesz miał brzuszek, to będziesz tylko słyszał jak tłuszczyk skwierczy. I masz zapas na dłużej. Generalnie zdrowiej jest czerpać energię z tlenowego spalania tłuszczów niz z cukrów. Znacznie lepszy dla zdrowia jest trening wytrzymałościowy niż siłowo - interwałowy. Bo ten pierwszy buduje spalarnie tłuszczu, ten drugi - uczy czerpać energię z cukrów, kiedy dochodzi do konieczności długiego wysiłku o umiarkowanym natężeniu - taki "siłowiec" padnie bardzo szybko.
Mój najdłuższy dystans do tej pory to 64 km. w tym roku przygotowuje się do pierwszej setki. Potem chciała bym więcej i więcej ;) Sama jestem ciekawa jak mi to wyjdzie . ! Pozdrawiam
Ja mam bardzo podobne doświadczenie, nauczyłem się na własnych błędach. Najważniejsze jest solidne śniadanie, ja polecam jajecznicę z makaronem, daje energię na długi czas. Na 100 km w lecie biorę 4 bidony 600 ml, w bidon woda z miodem, cytryną i odrobiną soli, w jeden bidon pluszzzz z magnezem. Łyk picia co 5 minut, wychodzi mi 1 bidon na godzinę jazdy. Do tego jedzenie - banan i jakieś ciasteczka, herbatniki, które jem po trochu przez cała jazdę. Kolejne wyprawy planuje już tak, żeby mniej więcej w połowie trasy zrobić sobie dłuższą przerwę np. w pizzerri albo Macu i porządnie zjeść przed tą trudniejszą, powrotną drogą. No i tempo jazdy - spokojnie, na luzie, bez ciśnienia. Gruba pielucha - obowiązkowo, polecam też zmieniać pozycję w jakiej siedzimy.
Ja też w sobotę jadę 74 km. Wyjeżdżam ok 17/18 mam nadzieję że będzie ok. Ćwiczyłem po godzinie na trenażerze. Jestem grubszej postury ale mam nadzieję, że się uda mam nadzieję że się uda.
Przede wszystkim praktyka, trzeba poznać swój organizm i dobrze zaadoptować się do roweru. U mnie sprawdziło się stopniowe wydłużanie dystansu podczas jazdy z kimś, a potem powtórka na solo. Był taki czas że trzy - cztery razy w tygodniu jeździłem trasę 120 km, a w weekendy 160-180km. Mój rekord to 200 km.
POTAS i SÓD - przede wszystkim. MAGNES I WAPŃ - też ważny. Isotonica rozcieńczam wodą 50/50 bo unikam wszelkich cukrów i dodaje jeszcze do niego sporo różowej soli. Potas, magnes i wapń + inne pierdółki zarzucam na pokład zazwyczaj przed wysiłkiem. Ważę 94kg i 100km robię bez żadnych posiłków. Keto power!
Dzięki za filmik - moc przydatnych rad! Ja zacząłem niedawno: na początku 20 km/dziennie, teraz już 50 km/dz., a zaraz podbijam do 70 km/dz. Stówka jest moim celem, ale pomału, powoli - na razie uczę się się siebie i reakcji na kolejne kilometry. Sok pomidorowy - z pewnością zapamiętam! Pozdr!
W tym miesiacu wrocilem do jazdy na rowerze po ponad rocznej jezdzie (zaczalem prace, robilem miesiecznie po 30-40km), ostatniego dnia maja zrobilem 110km. 2lata temu mimo lepszej formy jazda 100km byla ciezsza niz w ten weekend. Kiedys jechalem z jedna przerwa, bez jedzenia. A teraz przywiozlem wode do domu. Postoj co ok 25km. Gdybym mial czas mialem zapas na kolejne 50-80km. Wtedy na poczatku srednia ponad 35km/h, na koncu okolo 25kmh. Teraz na poczatku srednia 28,2km/h po 10km, na koniec 27,3km/h (ale pozniej bylo 30km szutru). Generalnie jedzenie, picie i przerwy zanim dojdzie do kryzysu to podstawa.
Przejechałem ostatnio trasę 90km i o ile wystarczyło mi 2300kcal, tak wody wypiłem prawie 4l (3h 40min jazdy). Dodam, że pochodzę z południa i jeżdżę po terenach wyżynnych + na rowerze górskim. Kolejna sprawa jest taka, że ledwo skończyłem 13 lat hah
Mój najdłuższy to 1130 a jednostrzałowy 380 i może wielu osobom się narażę ale wszystko siedzi w głowie. Bez jakiegokolwiek treningu przejechałem 611. Kolejnym był wspomniany wyżej gdzie treningiem był ten pierwszy. Wiadomo że bomby były, ale dá się. Wcześniej obejrzałem kilka filmików na YT żeby wiedzieć co jest ważne i od Ciebie ukradłem ten slono- sok pomidorowy ( daje radę 👍).
Ja 100-110 km robię na zwykłym góralu 26”, w tym co najmniej 40-60% to drogi leśne i polne z licznymi piachami i korzeniami, co znacznie nawet 2-krotnie zwiększa wysiłek, niż jazda po równym asfalcie. Waga roweru z narzędziami, dętką, płaszczem, sweterkiem, płynami, opatrunkami, jedzeniem, pompką itp. to około 30 kg, zapakowane w 2 torby boczne. Na trasie nawet w całkowitym bezludziu jestem samowystarczalny. Czas jazdy do celu i z powrotem, z odpoczynkami to około, spokojnie 7-9 h. Wyjeżdżam na trasę po dobrym śniadaniu około 8-9 rano. • Zabieram ze sobą 4 l (jak jest powyżej 30 st. to 5 l) przez siebie zrobionego płynu a mianowicie składającego się (skład na 1l płynu) 0,2 l dobrej kawy bez fusów, 4-5 łyżeczek cukru, pół łyżeczki soli oraz przegotowanej ostudzonej wody 0,8 l. A ponadto zabieram 100 gr. chałwy do zjedzenia w dwóch ratach (pierwsza 50 gr. po około 30-40 km a druga po około 80 km) oraz słoiczek koncentratu pomidorowego, do zjedzenia od czasu do czasu po 1 łyżeczce po drodze. • Ważne jest regularne picie płynów na trasie. Ja to robię średnio co 10-15 min pijąc jeden łyk wody. • Podczas jazdy w silnym słońcu zakrywam wszystkie części ciała (oprócz dłoni), w ten sposób nie powoduję zbytniego bezpośredniego nagrzewania się a ponadto spieczenia promieniami UV mojego ciała (tak jak to robią Beduini na pustyni). • Średnia prędkość na asfalcie, przy braku wiatru to 25 km/h a jeżeli jest lekki wiatr to 20 km/h przez pierwsze 50-60 km. W lasach i na piaszczystych drogach oczywiście ta prędkość spada nawet 2-krotnie. Później w miarę sił i warunków na trasie, bez pospiechu. • Po przejechaniu troszkę większej połowy dystansu lub będąc u celu odpoczynek co najmniej 1h a nawet 1,5 h. W tym momencie zjadam lekki posiłek składający się z 3-4 bułek, z serem białym i żółtym, jajkiem i wędliną popijając jogurtem naturalnym 400 g. Jedną bułkę mam do zjedzenia sobie później jak złapie mnie głód. • Wycieczka ma charakter krajoznawczy i nie pędzę na złamanie karku lecz często zatrzymuję przy ciekawych miejscach, robię zdjęcia zabytków czy zagadnę do mieszkańca z danej miejscowości. Ponadto staram się na trasie przez jakiś czas maszerować aby w ten sposób zmienić pracę mięśni nóg (bardzo to pomaga jakby odpocząć mięśniom nóg i stawom) oraz lekkie ćwiczenia gimnastyczne zwłaszcza karku. Gdy przyjeżdżam do domu, czuję zmęczenie nóg ale nie łapią mnie żadne skurcze i mogę noc przespać sobie w spokoju. Po przespanej nocy w zasadzie nie odczuwam skutków poprzedniej ciężkiej jazdy. Bardzo ważnym elementów przy takich wysiłkach jest spożywanie czystego cukru np. kostek zwykłego cukru, który jest najlepszym paliwem dla naszych mięśni, który podczas znacznego wysiłku, spali się nam dosłownie w 100%. Częściowy braki cukru od razu wyczujemy w postaci zakwaszenia i bólu mięśni ale przy nagłym braku cukru w organizmie, podczas znacznego wysiłku może nawet dojść do zawału serca (to też mięsień) a zatem lepiej dmuchać na zimne i spożywać go co jakiś czas. Także odpowiednia ilość soli, także jest bardzo potrzebna bo tracimy ją z potem. W przypadku jej znacznego spadku głównie sodu (Na) jakim jest długodystansowa jazda na rowerze, jeszcze przy wysokiej temperaturze powietrza, może to nawet spowodować utratę przytomności a nawet udar mózgu. Podczas dużego wysiłku tracimy również potas, co też może być przyczyną nieregularnej pracy serca, powstania chwilowej arytmii (może być niebezpieczna) oraz licznych bolesnych kurczy mięśni. Dlatego na to jest dobry koncentrat pomidorowy, zjadany od czasu do czasu podczas jazdy. Natomiast zawarta kofeina w kawie to klasyczny pobudzacz organizmu aby zaczął sprawnie działać by zmysły nam wyostrzyć bo na drodze trzeba mieć je na 100% gotowe.
Mój rekord 32km wczoraj ale dopiero od 6 może 8 tygodni jeżdżę mam 30km nadwagi i jestem po operacji kręgosłupa . W październiku mam zamiar 100km zrobić mam nadzieję że waga spadnie narazie 3kg w dół . Jeżdżę na tzw góralu .
Trzymam kciuki ja w ciągu roku z 94kg zbiłem do 78kg może nie dużo ale nie miałem zdanej diety tylko rower i czasami basen, a 100km przyjdzie z czasem bez spiny
Ja od września do dziś zszedłem ze 120kg na 80kg. Od stycznia prócz biegania doszedł rower i teraz coraz dłuższe trasy robię.
Odchudzanie na rowerze to sama przyjemność 👌 tempo nie za duże, ale możliwie długo jechać 👌 ja w tym roku z 92 na 84 w 100dni zrobiłem 😎 bez diety, tylko na ustalonym deficycie kalorycznym 😁
ja też dawno temu zrzuciłem z 115kg na 78kg, akurat nie na rowerze, bo rower pojawił się poźniej, ale odchudzanie za pomocą roweru będzie bardziej przyjemne, niż w jakikolwiek inny sposób:) Trzeba tylko uważać zeby nie wejść w zbyt głęboki deficyt, bo to może tylko zaszkodzić, niestety trzeba być cierpliwym i wytrwałym, czym wolniejszy spadek wagi tym lepiej dla zdrowia.
@@ZielonyF16 i tym pewniejszy brak efektu jojo 👌
Podstawowa zasada sportów "ultra". Zacznij spokojnie, a póżniej jeszcze zwolnij. Dzięki temu drugą połowę dystansu jesteś w stanie pokonać szybciej niż pierwszą. Lepiej poczuć niedosyt, niż zaorać się i wrócić na kolanach.
Dokładnie, coś podobnego miałem w piątek ostatnie 17km w pierwszą stronę ćisłem MTB 29cali no i na powrocie był problem z kolanem do tej pory ciepłe kolana są 😦
Moja strategia na pierwsze 200 ;-) ponad stówa pod górę i pod wiatr, później już lekutko, na koniec 20 km przejechałem ze średnią 30km/h na MTB. Złe siodło, złe ustawienie roweru, trochę lipna odzież. Żarcie na przemiennie co 25 km, na powrocie nawet co 50km. Bułki, banany i batoniki musli. Masy jak najwięcej na rowerze ulokowałem. Gorsze dla mnie było 135 km na strzał bez większego treningu na sporo większych przewyższeniach. Jak się ma mocną głowę to i dystans nie straszny. Hartować ducha trzeba.
@@tomz17892 Zgadzam się. Hartowanie Ducha i później Głowa to mega sprawa. Często gdy ciało krzyczy, że nie może i nasze WygodneJa zaczyna w to wierzyć to...wtedy Głowa robi najwiekszą robotę ale nie bez Rozumu - to nie czas by zapomnieć o płynach, jedzeniu i mądrym kreceniu.
Mój max dystans to 200km ,po 120 km kryzys miałem co 20 km. Jechałem solo żadnych zmian ,do nikogo gęby nie otworzysz. Masakra .
Jest jeszcze kwestia przewyższeń po drodze, no ale zakładajmy, że mówimy o względnie płaskim terenie, nie o wysokich górach :)
Jedzenie, picie - to podstawa. Rozjeżdżenie - również. Bardzo, bardzo istotne jest też tempo. Powiedziałeś o tym, żeby jechać swoim tempem - i racja. Rozwijając ten temat - chodzi o to, aby jechać lekko, bez spinania się, bez ciśnięcia, wysoka kadencja (80-90) to podstawa. I póki nie wyczujecie swoich możliwości, róbcie przerwy. To trzeba samemu wyczuć, czy lepiej działają na nas krótkie ale częstsze przerwy, czy dłuższe ale robione rzadziej. Długi dystans nie musi wcale oznaczać, że nie stajemy w ogóle, albo robimy to rzadko :)
I może lekko ukłuję niektórych ambicje, ale wielu turystów nie ma żadnych problemów z przejeżdżaniem po 100-150 km dziennie (rowerem załadowanym sakwami). Jak to robią? Oprócz wcześniejszego rozjeżdżenia, po prostu ruszają z samego rana i uczciwie pedałują, robiąc przerwy po drodze. Zobaczcie, jadąc spokojnie 20 km/h na przejechanie 140 km potrzebujecie 7 godzin. Dodajcie do tego 3 godziny przerwy, które spędzicie na odpoczynku i zobaczeniu czegoś ciekawego po drodze. Robi nam się 10 godzin. Start o 8 rano, meta o 18 - czyli można się i wyspać i jeszcze w domu posiedzieć wieczorem :)
Tak bym do tego na początku podszedł - bez napinki, turystycznie, przyjemnościowo. Na bicie rekordów średniej prędkości na dystansie 100/300/500 km jeszcze przyjdzie czas. A może nie przyjdzie i tak jak ja zostaniecie przy jeździe na luzie. A na takim luziku i 300 km można przejechać bez większego planowania :)
Wszytko we łbie siedzi. Na co dzień 100km to dla mnie spory wyczyn, ale ostatnio przejechałem szlak green velo, codziennie po 100km -140 km bez spiny czasowej, na luzie, bez patrzenia w zegary. Zupełnie inne doznania. Piona!
Jechałeś na szosie na green velo?
@@magda00888 Gravel. Fuji Jari 1.5
@@kozaazokkozaazok zastanawiam się czy szosą da się przejechać którąś trasę green velo, orientujesz się może? Dzięki za odpowiedz :)
@@magda00888 Pewnie się da, ale jednak ten szlak na turystyczną przygodę. Najwięcej ciekawych i obrazków, najlepszych miejscówek jest po drodze w krzakach, więc szkoda prądu na wycisk szosowy. Wrzuć sobie ślad gpx w aplikacje komoot, apka pokaże Ci nawierzchnię, gdzie asfalt, czy inne piachy.
Dzień przed wyjazdem podwójna lasagne z mięsem, o świcie 3 jaja na boczku i kawa. 3 bidony:woda z cytryną i miodem, kanapki z serem i wędliną oraz z dżemem. Kanapka co godzinę, popijanie co 15 min, nawet jak się nie chce. Pierwsze kilkadziesiąt km jechać spokojnie nawet jak nogi niosą i proszą o prędkość. Można jechać 200 km bez bólu i "ściany".
Ja
po co kawa?
Ja z kolei jak zjem rano jajecznicę czy cokolwiek z tłuszczem to kryzys mam po 5km i w ogóle się czuję jakiś ociężały. Muszę zjeść na śniadanie węgle (owies z owocami etc.) i mogę jechać do nocy
Bardzo fajne menu :) Spróbuj kiedyś zamiast jajecznicy owsiankę. Pzdr
Ja ostatnio wracałem z firmy do domu i kryzys dopadł mnie już w 1/3 trasy. A zapomniałem wspomnieć, że miałem 3km do przejechania.
Grunt to dopalenie się piwkiem po drodze! Zawsze działa!
Ja też, jadę jadę. Pierwszy kilometr ok, drugi kilometr ok, trzeci kilometr - górka nachylenie chyba z 3%. Koniec, kryzys.
To trzeba było wziąć flaszkę ze sobą to by po drodze paliwa nie zabrakło.
Ja wyjechałem ostatnio z domu do sklepu 2km ... kryzys dopadł mnie odrazu za brama ale przetrwałem... na 1km uzupełniłem płyny i węgle oraz oddałem mocz ... pozwoliło to dojechać do sklepu i zakupić paliwo wysokooktanowe ... w drodze powrotnej już kryzysu nie miałem bo wiedziałem że jak tylko pokonam te 2 km będzie nagroda :) .... pamiętajcie wszystko siedzi w głowie... jak pokonasz głowę to mięśnie dadzą radę 😀 ... obecnie przygotowuje się do ultra maratonu na stację benzynowa ... może kiedyś wam opowiem .... szerokości
@@windykator1981ja tak jade na działkę w deszcz,bo tam zostawiam 2 papierosy na czarną godzinę. Raptem 2 km.
A potem wracam do domu bo tam też mam fajki.
To jest sztuka.
sok pomidorowy to duza dawka potasu same plusy jesli chodzi o jakikolwiek wysilek fizyczny. "Potas jest głównym kationem wewnątrzkomórkowym. Uczestniczy w funkcjonowaniu ATP-azy Na/K, która utrzymuje odpowiednie stężenie potasu w komórce, a sodu poza komórką. Poza tym potas uczestniczy w powstawaniu potencjału spoczynkowego i czynnościowego błony komórkowej neuronów oraz w przewodzeniu impulsów nerwowych. Działając antagonistycznie w stosunku do sodu, potas zmniejsza objętość płynów zewnątrzkomórkowych kosztem zwiększania uwodnienia koloidu wewnątrz komórki, a co się z tym wiąże - reguluje gospodarkę wodną organizmu. Jakie jeszcze funkcje spełnia potas? Kontroluje skurcze włókien mięśniowych i pracę mięśni, odpowiada za utrzymanie równowagi kwasowo-zasadowej, reguluje pH wewnątrz komórki i panujące w niej ciśnienie osmotyczne, jest aktywatorem wielu enzymów komórkowych, pobudza wydzielanie insuliny."
rafijabi z pewnością masz racje , mój organizm najwidoczniej podświadomie tego potrzebował bo sam nawet nie wiem czemu go kupiłem , po ponad 5 godzinach jazdy ubytek soli tez pewnie był duży wiec pewnie i stad nagły przypływ energii 😁
Jak juz sie jest na polmetku ponad setki to sok pomidorowy pomoze z bolem w udach i na stawach kolanowych ?
@@amator_vlogbyle nie na tłustym mięsie..bo może być rewolucja w trakcie jazdy ;) spoko jako uzupełnienie węglowodanów 🍅 🐔 makaron
Lol, to tak z własnej wiedzy czy wiki? :D Sorrry za wścibskość, ale wykład niezły... Pozdr.
@@rafijabi7627 Raczej nikt po drodze golonki nie zakłada? :D
EDIT: Pomidorówka w trasie - muszę raz spróbować... Najwyżej rzucę się na jakiegoś kotlina w tubce...
przymierzam się do pierwszego dystansu na początek ok 40 km więc film siadł jak bezrobotnemu zasiłek
Od 15 roku życia, corocznie przez 5 lat jeździłem przez miesiąc, potem 3 tygodnie na przemian z żaglami, z przewagą jednak żagli. Jeśli rower, to kilka dni dystanse po 100kmm, dzień przerwy itd. Na bagażniku namiot Mazur Super 4 (ciężki, z tropikiem), sakwy, w późniejszych latach nawet przyczepka bagażowa i fotelik z dzieckiem na bagażniku. Rower Albatros Romet z połowy lat 70', stalowy, ciężki, 4 zębatki z tyłu 1 z przodu. Siodełko od razu po zakupie zmienione z wąskiej, twardej skóry "kolarskiej" na zwykle, najtańsze, ze sprężynami. Kierownicą - baranek. Owinięta linką z tworzywa fi 5, żeby była grubsza - wygodniejsze oparcie na dystansie. Zwykle droga asfaltowa, opony szosowe, nieco szersze od szytek. Jak miałem 52 lata zrobiłem ostatnie 2 dystanse po 100km (do celu i powrót) i stwierdziłem, że już to jest zbyt dużym wysiłkiem, z powodu podjazdów pod górkę. Potem parę lat już coraz mniejsze dystanse w weekendy tylko, aż przestałem całkiem.
Nigdy nie dbałem o specjalne jedzenie po drodze - na trasie jeden posiłek w stylu kiełbasa z bułką ze sklepu czy bigos w jakiejś knajpie + uzupełnienie bidonów sokiem, czy herbatą.. Kolejny posiłek dopiero po rozbiciu namiotu i ugotowaniu na benzynowej maszynce. Rano śniadanie, zwinięcie namiotu i dalej w drogę . Tak miałem zaplanowaną trasę na te parę tygodni, żeby się nie męczyć do końca, poza tym przeważnie były to góry, stąd ograniczenie dziennego dystansu. Kiedyś musiałem zrobić podwójny dystans, bo byłem umówiony a wcześniej mnie zablokował deszcz przez jeden dzień i zrobiłem swój rekord życiowy - znad jeziora Rożnowskiego do Kokotka pod Lublincen - nieco ponad 200km. Wtedy, z tymi wszystkimi bagażami jednak mnie to zmęczyło.
Dziś, po kilku latach przerwy całkowitej od roweru jeżdżę dystanse codzienne do 20km, w weekendy więcej - rekord to 70. Głównie leśnymi drogami i ścieżkami, na MTB. To dzięki rewelacji ostatnich lat: elektrykom. Na płaskim jadę sam, ale piachu, na podjazdach itp.. prąd mnie wspomaga i pozwala znów cieszyć się z roweru. 70km, kiedy pieszo olbrzymim wyzwaniem jest przejście jednego kilometra. Chodzić nie mogę, ale kręcić się da - chyba efekt życia z rowerem :). Elektryk to dobry wynalazek, bo pozwala w wspaniały sposób spędzać aktywnie wolny czas.
Na zakończenie - widzę, że nie masz parcia na wyścigi, to polecam turystykę na gravelu. 3 tygodnie ciągle przed siebie. Piękna sprawa i wciąga. To kompletnie inne uczucie - jedziesz przed siebie, nie myśląc o czekającej drodze powrotnej....
Fajne podpowiedzi. Mi mega pomaga nuda.
Już rozwijam: jeżdżę nudna trasą tam i spowrotem. Dzięki temu wiem dokładnie gdzie jest połowa kilometrów do przejechania. Jeżeli czuje że to nie jest 'moj dzien' to nie gonie 50km w jedną stronę żeby w agonii i podkurwie wracać do domu tylko zawracam po 20-30km.
Ta nudna powtarzająca trasa też pozwala mi łatwo porównywać jak mi idzie, jak się czuje na dłuższych podjazdach, na którym biegu jestem w stanie wykaraskac się na szczyt, czy jak często manewruje biegami na lekko aczkolwiek długo podnoszącym się odcinku.
Taka nuda też pozwala mi na rutynowe pit stopy w określonych miejscach, przeważnie to jest jakaś stacja gdzie mogę porównywać jak czuje się podczas aktualnego przejazdu vs. to jak czułem się tam ostatnio. Takie coś pozwala podjąć lepsza decyzję czy sunąc dużo dalej czy jednak wcześniej zawrócić.
Kierunek wiatru - dla mnie mega istotny. Strasznie mnie irytuje wiatr w twarz ale zdecydowanie preferuje startować pod wiatr i wracać z wiatrem w plecy: w moim przypadku przy wiatrach jakie obserwuje się na mazowszu czasem powrót z wiatrem w plecy może być szybszy w stosunku 60/40. Polecam śledzenie kierunku wiatru na kilku serwisach pogodowych zanim wyruszy się na dystans dłuższy niż jeździ się zazwyczaj.
Byl czas ze 100 km robilem codziennie jako powrót z palracy w weekendowo trasa 250-350. W szczycie formy robilem raz w miesiacu z poznania nad morze i z powrotem a pozostale 3 weekendy trasa 250-300 na średnią 35+. Az pewna wyprawa skonczyla sie spotkaniem z tirem i wykluczeniem na ponad 5 lat. Po ok 6 latach pamiec miesniowa nadal dziala i jesrem w stanie prsejechac max 4-5 km. Tak wiec ucze sie jezdzic na nowo
Jak to mówią trenerzy starej daty: żeby jeździć, trzeba jeździć ... 😂
Dokładnie, samo się nie pojedzie... +1
Jeżdżę od 8 lat i mam na swoim koncie ponad 30tyś kilometrów i mam w planach 500km na raz bo rektorem jest 400
I nie zapomnieć o kilku dniach odpoczynku i regeneracji przed "taką" trasą, mimo że czujemy się dobrze i jesteśmy wówczas w formie...
Przerobiłem to i byłem mocno zdziwiony(przypłaciłem to kontuzją nawet),że nie poszło zgodnie z planem....
Jechać w "strefie komfortu" /nie skupiać się na cyferkach/ i mieć wszystko sprawdzone-od ubioru po odżywianie-NIE EKSPERYMENTOWAĆ z nowymi odżywkami czy innymi "dopalaczo-energetykami" właśnie podczas tej trasy....
A ha- i "papier życia" (chusteczki ,mokre też mogą się przydać) oraz przed wyruszeniem nie zapomnieć o zasypce, kremie przeciw odparzeniu ...
Plan w głowie, siła w mięśniach i spokój (chociaż emocje przed wyjazdem się pojawią zawsze...)
Pozdrawiam
U mnie max 149km jednego dnia ale z przerwą na pracę. Co do pomadki do ust.. Nivea wypuściła takie coś z dopiskiem „men”. Mentalnie pomaga.
jeny ludzie a co to za problem żeby któryś z nas użył pomadki ochronnej nawet i "damskiej", ważne że działa i robi robotę jak trzeba, napisem się przejmować czy stereotypami? serio? ;p człowiek to człowiek ;)
W lipcu zeszłego roku padło Kiekrz(Poznań) - Mielno, około 250 km...na 2 razy. Pierwszego dnia 150 km i reszta na drugi dzień. Rower to stary, dobry Batavus z sakwami , ważony z ekwipunkiem miał około 33 kg. Wcześniej jeździłem dystanse do 50 km na góralu i krótsze wokół komina. W tym roku wjechała szosa, jest plan zrobić tą trasę na strzał, kompletnie na lekko, co z tego wyjdzie, zobaczymy. Co do kwestii "bomby", tak, przeżyłem. Pętelka 80 km (luty) zrobiła ze mnie wrak. Z Kiekrza do Obrzycka niosło mnie jak młodego, sprawy się skomplikowały kiedy zmienił się wiatr i zaczęło padać. W każdym razie z Obornik do Poznania błagałem o litość, magicznym zaklęciom nie było końca ;-) , prędkość około 7 km/h i nie wiem do dziś jak doczłapałem się do domu. Oczywiście wybrałem się bez jedzenia, bez grosza przy du.... Morał z tego taki, by pamiętać że trzeba jeszcze wrócić :-). Pozdrawiam.
4 lata temu moja pierwsza szosa i pierwsza 100-ka. Pogoda super, odpoczynki, też, ale brak kondycji i na koniec totalna masakra. Od 75km to już pasmo cierpień. 2 lata później odważnie, bo mój dotychczasowy rekord - 300km (szosą). Błędy? Też były: 1. Obiad za późno, choć picia była OK po drodze, ale duża dawka jedzenia zdecydowanie za późno. Po 120km już powinno być , a nie po 170. Trasa generalnie była ok, pogoda również, ale unikanie dróg, gdzie jeżdżą TIRy zdecydowanie by pomogło. Teraz cel: 400km. Zobaczymy jak to pójdzie...
Tydzień temu 130 km.pierwsza setka w życiu.mam ochotę na dużo więcej.pozdrawiam 👍
Hahaha, jakbym o sobie słuchał! Butla izotonika za pięćdziesiąt penów, zero jedzenia, upał i wio!! Dobrze, że zawału albo udaru jakiegoś nie dostałem.
Porażająca jest ilość komentarzy "samochwałków" którzy piszą ile to nie przejechali na słabym sprzęcie bez podania żadnych wartościowych informacji.
Kilka słów od siebie - po przejechaniu 200 km na mtb bez treningów.
1. Trzymać wolne, równe tempo na wyższej kadencji.
2. Oszczędzać tyłek - na górkach i zjazdach bez kontaktu z siodełkiem ew. co jakiś czas jazda na stojąco.
3. Wyznaczenie sobie krótkich "check pointów" I skupienie się na każdym kolejnym (myślenie ile km nam jeszcze zostało do końca może przytłaczać i demotywować).
4. Regularne uzupełnianie płynów bez względu na poziom pragnienia oraz urozmaicone jedzenie, bez przesadzania że słodyczami (zostawić je na kryzysy lub jako nagroda)
5. Dodatkowa warstwa odzieży po zmroku.
6. Zapas płynów / jedzenia w nocy, kiedy jest utrudniony dostęp do sklepów.
7. Elektrolity, maści na tyłek i uśnieżające ból.
8. Jeśli robimy swojego Maxa to ostatnie kilkadziesiąt km będzie walką o przetrwanie. W tym momencie jedziemy już tylko głową i tylko odpowiednie nastawienie może dowieźć nas do końca.
PS. Jeśli nie jesteście zawodowcami to nie porównujcie się do innych. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy od nas.
Nie ma co się deprymować - każdy z nas ma swój Everest.
Szerokości na trasie!
Mi najlepiej stówka poszło po dniu gdzie byłem na imieninach gdzie nie żałowałem sobie jedzenia. Była też lampka wina. Jeszcze mój sposób żeby się po prostu nie nudzić na kilku godzinnej trasie: Zawsze jeżdżę pętlami, żeby droga powrotna nie była tą samą, którą zacząłem. No i ciągłe poszukiwanie nowych tras.
W tym roku 165 km rowerem MTB w czasie pandemii, głownie śladami Solid MTB Krzywiń z dojazdem. Powiem tak że łatwo poszło i czasami gorzej jest po krótszym dystansie. Dla mnie najważniejsza przy przygotowaniu dłuższej trasy jest prognoza pogody, jeśli chodzi o jedzenie i picie to zależy właśnie od pogody. Wtedy było 10 stopni i wystarczyło 0,5 l wody na 8godzin plus 2 jabłka do tego 2 banany i dwa batoniki.Co do samej strategii to trzeba rozpocząć spokojnie i tak kontynuować dopiero ostatnie 60 km trochę cisnąłem. Rekord życiowy natomiast to 250 ale to było w ubiegłym tysiącleciu:)
Ja wczoraj Niemcy z Bielefeld-dummer see,202km 11godzin 43min,mtb29,kontuzja kolana jak wracałem nie mogłem prawej nogi podnieść do gory,myślałem że nie dojadę ale jakoś później przeszło i dojechałem,4,5 litra wody +izotoniki,z rana w domu płatki owsiane z bananem i pomarańczą,w czasie jazdy 6batonów,żelki, jabłko,banany,
A no właśnie, zależnie od pogody, ale latem w słońcu, to dla mnie największym wyzwaniem przy długich trasach jest nawodnienie. Wysokoenergetycznego żarcia wrzucić w plecak można tyle, że wystarczy na 2 dni i niewiele miejsca zajmie, gorzej z wodą... Raczej nikomu nie chce się ładować od razu 5l na pakę i targać to ze sobą, ale później trzeba kombinować ze sklepami. Jak się jeździ w weekend to większość wioskowych sklepików zamknięta na 3 spusty.
150-200km 1,5 litra uzotoników z proszku, 5 kanapek z serem i wędliną, jeden postój na hotdoga i kawę - 17 setek w tym roku.
1,5l to bardzo mało picia. Najlepiej "ładwoać" ile się da. 700ml do 1l na godzinę. Oczywiście jeśli jazda posiada intensywność większą niż "wycieczka nad jezioro". Sam ostatnio zrobiłem 200km i 3200 w pionie. I poszło około 7l wody/Izo
Mnie się na setuniach udaje zawęzić do jakiegoś banana (choć rzadko biorę) w kieszonce i po drodze 1-2 puszki pepsi. No i na start mam bidon 0.7. Ale 17 razy w ciągu roku jeszcze mi się nie udało! Gratuluję! U mnie jeśli setka to 108 no i łamanie zakazów wjazdu rowerem. Bardziej 150 i więcej. Może 6-8 razy na rok w porywach. Z reguły 80tki mi przypadają. Ale kręcę by średnia z całego wyjazdu była >=32 kmh (30 jak pary brak). Wiek już chyba nie ten... :D Generalnie wycisk jest. Nie biorę nigdy więcej płynu bo wiadomo, co się wleje trzeba jakoś i gdzieś wylać, no a to znów zbędne postoje, a czas biegnie... :D
O kurde, mi 1. 5 litra idzie w 80km
1,5L na 80km? To ja jestem chyba dziurawy bo mi poszło ostatnio 3,4L a tylko raz byłem siku i to nie długo :-D
Na 100km chleję zazwyczaj 7 bidonów 0.7l - latem oczywiście ;)
Dwa dni temu zrobiłem 270km w Tajlandii przy 35 stopniach gorąca , 1800m przewyższenia , wypiłem 10 litrów wody plus elektrolity , jedzenie wziąłem ze sobą przede wszystkim wegle łatwo przyswajalne Ok 1000 kcal plus 2 batony po 300 kcal , i po drodze 4 banany 2 mango i 1 ananas , po powrocie przez dwa kolejne dni tylko jadłem , strava pokazuje 5000 kcal a wahoo app 7700 kcal , prawda jest jedna organizm wykończony , ale szykuje sie na 300+, pozdrawiam .
5 kkcal to ja w robocie codziennie robie na 2 kanapkach, po robocie mięsko wiadomo
Uwielbiam rowerować, zawsze miałem kolarki za młodu i ten zapał do prędkości jest do dziś. Pare tygodni temu postanowiłem ze zrobię trasę około 60km z Lozanny do Genewy w Szwajcarii gdzie od niedawna mieszkam, ewentualnie wrócę pociągiem. Nigdy nie jeździłem tak daleko i max po 50km. 22 C cały dzień i w miarę bezwietrznie mi się udała pogoda. Postawiłem na dwa litry wody z limonką, mozarellę ze świeża miętą, solą pieprzem i suto polane to oliwą z oliwek i octem winnym, na tłuste i słone działam najlepiej z tego co zauważyłem. Wrzuciłem sobie jeszcze jabłko do plecaka, tak w razie w, bo po śniadaniu nie byłem wgl głodny już. Dojechałem do Genewy w 2h30, uznałem ze warto coś zjeść wiec zacząłem do jabłka. To tylko poruszyło cały żołądek który zaczął domagać się więcej. Zjadłem wszystko co miałem, wypiłem liter wody. OK coś tam lepiej. Pokręciłem się po mieście i usiadłem na piwo, jako napój izotoniczny. Było pyszne ale pomysł średnio udany bo uznałem ze chce wracać rowerem ! Przy 100km musiałem wypić kawę na stacji paliw... przy 130km zacząłem mieć nogi z waty, intensywnie czuć twarde siodełko i bolącą szyje od pozycji siedzącej. Kryzys był na kolejnej stacji gdzie jak dziki szukałem kolejnej mozarelli (tłustego) a kupiłem dwa lody na patyku. Były pyszne ale średnio dały efekt. Wracałem ostatkami sił ale wróciłem. Na końcu rzuciłem się do jeziora w ciuchach ze szczęścia. Razem 165km w 8h. Opaliło mi nawet wierzch dłoni. Mój rower to taki miejski fit bike. Zachęcam wszystkich do sprawdzania swoich możliwości :) dziękuje za uwagę.
Ooo teraz mi przypomialeś moją trase kilka lat temu, jechałem do łeby (120km)- stary 8 letni rower budzetowy, przeżutki działały byle by działały 60km- pierwszy kryzys pojawił się ból tyłka i szyi jechałem przez jakieś odludzia przez cała trase wypilem 0,5 litra wody ale za to zjadłem solidny obiadek w restauracji (co bylo olbrzymim błędem bo się zasiedziałem haha) i oczywiście potem nogi mi zdretwiały bo chcialy odpoczywać ale ja musialem cisnąć dalej, 90-100km- pierwsza górka na którą zdecydowałem wejsc piechotą, niedlugo potem strasznie na mnie zadziałał fakt że ulica idzie prosto a sciezka rowerowa góra- dół po 10-20 metrowe podjazdy, generalnie calą trase przejechałem pod wiatr a jak stanąłem przy znaku "Łeba" to aż łezka polaciała hahha- ale udało się, znalazłem nocleg i poszedlem zwiedzac miasto ;-)
Zacznę od a propos: mieszkamy chyba w tych samych fyrtlu, albo akurat mam takie szczęście, że dość często Cię widzę, jak śmigasz rowerkiem tam, gdzie mieszkam ;)
Ale ad hoc: myślę, że rower nie jest ważny, ważny jest rowerzysta. Jeśli lubisz jeździć, sprawia ci to przyjemność, odczuwasz po prostu radochę z jazdy to nie ważne czym jedziesz. Gdy zaczynałem trzaskać stówki, to z tych lepszych rowerów dostępne szerzej były tylko rometowskie waganty. Tak też zdarzało mi się jechać pętelkę Gniezno - Skorzęcin - Wylatkowo - Przybrodzin - Powidz -Witkowo - Gniezno na Ukrainie, Goplanie albo na Jubilacie. Później miałem zajawkę, by zjechać wszystkie szosy i drogi w całym powiecie gnieźnieńskim. Nasz powiat, poza górkami w okolicach Trzemeszna i Kłecka jest płaski, więc okazało się, że używałem max 2 biegów na całej trasie. W międzyczasie poskładałem sobie Jubilata z części ze złomowiska koło dworca. No i po zarżnięciu waganta, właśnie Jubilat był moim ulubionym rowerem przez wiele lat - całkowicie bezawaryjny wół roboczy, po małych modyfikacjach utrzymywał na spokojnie średnią 22-24 km/h, więc całkiem nieźle jak na taki mały rowerek. Jubilatem zjeździłem cały powiat wzdłuż i wszerz, wymyślałem se szlaki typu: drewniane kościoły, pomniki przyrody albo leśniczówki. Mój rekord dzienny to niecałe 250 km, gdy zapuściłem się na Pałuki ;) No i właśnie po tej eskapadzie zmieniłem podejście: nie biję rekordów, jeżdżę na raz max 70 km, co pozwala mi na zwiedzanie lokalnych okoliczności przyrody, spokojną jazdę bez ścigania się i bez zakwasów, bólu kolan i doopy i tygodnia dochodzenia do siebie. Oczywiście, raz na jakiś czas walnę ze 120km (ostatnio jechałem do Wągrowca przez Janowiec, Łekno i Tarnowo Pałuckie), ale wtedy mam zasadę: przystanek co dwadzieścia km, czy mi się chce czy nie chce, łyczek picia, gryz batonika, małe rozciąganko i jadę dalej. W ten sposób można przejechać naprawdę dużo km. Acha, od kilku lat jeżdżę rometowskim mieszczuchem z trzema biegami, który daje radę po mieście i w trasie.
Kończąc wynurzenia, pozdrawiam i myślę, że do zobaczenia gdzieś w terenie!
I jeszcze jedno P.S.: sok pomidorowy to podstawa, to bomba elektrolitowa, mnóstwo sodu i potasu, stary sposób na szybką regenerację. Zatrzymując się w jakiejś miejscowości zawsze wchodzę do sklepu i kupuję małą buteleczkę tego soczku. A na długą trasę polecam zabrać pudełko pomidorków koktajlowych, które naprawdę potrafią zdziałać cuda podczas kryzysu na 90-tym kilometrze!
Pzdr!
Pozdrawiam Gnieźnianina! Super że jest nas wiecej!
Dobrze, że mówisz językiem hybrydowym, czyli profesjonalnie z przekazem dla wszystkich. Tak trzeba, bo potem wychodzą nagromadzenia turbo-profesjonalistów w każdej dziedzinie - co jest beką. Ktoś nie jeździ nawet rok, a wyposażenie, wiedza teoretyczna, i jazda pod linijkę i pouczanie wychodzi z takiego jak słoma z buta. A tutaj elegancki przekaz, od człowieka do człowieka. Bo najważniejsze to spokojnie się bawić w te dystanse, uczyć po swojemu, brać to na logikę, a nie słuchać w ciemno przykładów z góry. Każdy człowiek jest inny, każdy organizm jest inny, jeden zje banana, drugi wypije sok z buraka i będzie hasać. Taki filmik jest lepszy niż 1,5 godzinny wykład profesjonalisty. Wiadomo, że trzeba nasycać organizm paliwem co jakiś czas, starać się oszczędzać energię, rozkładając po swojemu siły na jak najdłużej, i uczyć się na swoich błędach - bo to największa zabawa. Najpierw długi dystans to powinien być dla każdego 10km i na tej bazie się powinno zaczynać w to bawić wg mnie. Potem robić codziennie te 20-30km w różnych warunkach pogodowych i jezdniowych, i raz czy dwa na tydzień walnąć co raz dłuższy dystans od A do B. Ot, cała droga do sukcesu. Mam tylko pytanie do Ciebie, czy jazda po 18-24 godziny ciągiem (z małymi przerwami na posiłki) by zrobić 400-500 a nawet 600km jest możliwa dla każdego zdrowego, młodego człowieka i jest kwestią wytrenowania i obycia, czy to jednak opcja dla profesjonalistów? (nie ludzi, którzy na co dzień pracują)
w dawnych czasach bułka z miodem to była podstawa. teraz po próbach wszystkich 'wynalzków " wiem jedno :bułka z miodem..a w bidonie: woda ...miód... i cytryna
Ja na 120km zabralem 0,7l wody i 0,7l wody z cytryna i jeszcze troche zostalo. Ale mocno wialo moze dlatego i jazda nie byla intensywna
Miodek to dobre paliwo , wracając ze Ślęży do Opola , w Strzelinie kolega złapał "dziurę energetyczną" do domu było jeszcze ponad 70 km. Opędzlował
słoik miodu i dojechał do domu - co prawda z przygodami - kapeć.
Dokładnie! Ja w bidonie 2 stołowe łyźki miodu rozpuszczam ale pije się to fatalnie bo skubane klei jak ...
Lepsza jest bułka z gotowanym jajkiem, a do bidonu warto jeszcze dołożyć szczyptę soli dla złamania słodkiego smaku i uzupełnienia mikroelementów.
@@pmarkiewicz WITAM. DZÌEĶUJĘ. Widzę że nie ma złotego menu.dla rowerzystów.
Nie wiem o czym koleś nawija i nie chcę mi się tego słuchać... , ale napiszę tak z własnego doświadczenia., w pewien piątkowy wrzesień, kupiłem swój pierwszy rower w życiu!!!!, tak dobrze widzicie i czytacie "pierwszy rower w życiu" ,więc z radości i wielkiej ekscytucji musiałem go wypróbować jak się sprawdzi w terenie, drugiego dnia zrobiłem z bratem 150 km bez żadnego wcześniejszego przygotowania fizycznycznego na dosyć trudnej nawet jak na amatorów trasie bo z Gliwic do Ostrawy i z Ostrawy do Gliwic przez DK 78, dosyć mocne podjazdy gdzie nie jeden profesjonalista niedałby rady, a My nawet nie byliśmy wtedy na poziomie amatora, nadal nie możemy się nazwać amatorami, A jednak pokonaliśmy taki dystans bez żadnego problemu i przygotowania fizycznego i bez żadnej kondycji, do dziś zadajemy sobie jak to możliwe, że tego czynu dokonaliśmy!!!!, żaden sklep rowerowy nawet nie potrafił nam udzielić odpowiedzi jak to możliwe., jeśli zapytacie o nasz czasna tym dystansie, to również nie był duży na kogoś kto nie jest nawet na poziomie amatora bo wyniósł około 8h
Z kolegą: Gliwice-Ostrava-Gliwice przy czym jechaliśmy po ścieżce dla mtb szosami z oponą 28C przez las, pola, żwir, podczas burzy w Czechach i jeszcze grad doszedł do wszystkiego, a w drodze powrotnej gościu w nas wjechał.., ale koniec końców wróciliśmy na rowerach. Samej jazdy wyszło 7:49 h, a długość trasy 174,83 km. Na solo po asfalcie zrobiłem w ubiegłym roku 170,33 km w 6:58 h, ale w porównaniu do obecnej formy ważyłem 5 kg więcej. Atakowałem raz 200 na solo, ale za mocno zacząłem, a potem.. Pewnie dałbym radę, ale jakaś taka niechęć mnie dopadła i odpuściłem po 130 km. W tym roku na pewno ją przejadę. To mój cel. A potem zobaczymy, co będzie dalej :)
Ja tak mam, że czuję, że już cukier się skończył i organizm przełącza się na tłuszcz. Taki jak by minutowy brak energii :)
A 100km po płaskim, to bardziej kwestia psychiki niż treningu :)
Jak o tym opowiadasz to mi się kojarzą moje dwie pierwsze 150km w góry Opawskie [raz Srebrna Kopa a później Biskupia]. Pojechałem na rowerze zjazdowym hardtail, 200mm skoku, siodło jak kamień, spodenki pierwsze lepsze, wody jedna butelka 1,5litra w jedną stronę ledwo starczyło, wiatr, upał :D Dojechać jako tako ale powrót to była rzeźnia, leżałem na kierownicy i siła woli dojechałem. Sporo mnie to nauczyło. Pokrywa się z tym co mówisz, cenne rady. Lepiej posłuchać niż samemu coś takiego przeżyć. Pzdr :D
No smiesznie sie to oglada, bo ja robilem zupelnie inaczej :D Pierwszy długi dystans - około 90 km, głodny, zmęczony, rower odcinkami prowadziłem, rower góral, zwykłe ciuchy, żadnych wkładek, drugi długi - 120 km, ten sam rower i ciuchy, lepiej z jedzeniem, przyjechałem całkiem sprawnie, trzeci długi 150 km - z bagażami do tego, poszło całkiem sprawnie, czwarty - 150 km, tak samo, piąty - 150 km, bez przygotowania, całodzienna udręka, obolały zad, wygłodzony, wymęczony. Minęło 15 lat zaczynam jazdy od nowa i już czwarty wyjazd szarpię się na ponad 90 km - dupa wymęczona (jak zawsze bez wkładek), ten sam góral. Po zimie znowu szarpie się na długi i już leci lepiej ale dalej bez wkładek, dalej tyłek umęczony, pot i wymęczenie ale czego oczekiwać od niewytrenowanego czterdziestolatka? :P W tuym roku pierwsza 100 już z wkładką, lepiej ale dalej nie idealnie :)
100 zrobi każdy, 200 niektórzy, 300 garstka, a 400 kilku.
pierwsza setka : składak z marketu, przerzutka TY, klapki na nogach, srednia z 15 km/h. Wygodna pozycja i wygodne siodełko to podstawa. Do tego picie, jedzenie, długi, ciepły dzień i nic na siłe.
Te momenty "słabości"każdy ma ale chyba to najbardziej siedzi nam tylko w głowie i czasami można o tym "zapomnieć" :) Pozdrawiam :)
W 2016 roku z okazji "półmetka" mego życia (36lat) wybrałem się z plecakiem na grzbiecie i papierową mapą w ręku w 8 dniową wycieczką na "szosówce" z Bolesławic(k.Słupska) gdzie mieszkam do Zakopanego. Etapy: Bolesławice-Borne Sulinowo(145km)-Bydgoszcz(148)-Ślesin(124)-Uniejów(84)-Radomsko(136)-Olkusz(112)-Maków Podhalański(87)-Zakopane(90). Od kilku lat mam w planach analogiczną wyprawkę w Bieszczady. "Życiówka" w ciągu dnia to 189km. Pozdrawiam
plecy nie bolaly od plecaka?
Dobry materiał. Temat wyczerpałeś prawie maksymalnie. Brawo.
Tak jak wspominałeś dla każdego długi dystans będzie inny, za to wyposażenie takie samo. Dętki, pompka, zestaw kluczy, kurtki windproof, i taki materiałowy komin na szyje. Wielu się pewnie zdziwi ale pomaga nad kontrolowaniem oddechu. Sprawdza się i zima i latem, chroni przed niepożądanym wiatrem i pyłem. W zależności od maksymalnego dystansu zamiast upychać się w kieszenie pakujemy plecaki, jeden przede wszystkim z prowiantem i 3l camelbag, a drugi z resztą bałaganu. Poniżej 150km raczej tylko pakujemy się w kieszenie, ale ostatni wypad 270km pokonaliśmy na tortillach, batonach i 1,5l napoju izotonicznego. Tych kilka rzeczy było nasza podstawą a w między czasie urozmaicaliśmy sobie posiłki w sklepach małymi zakupami. Z woda warto ogarnąć jej tyle zasobami ile się da, a żeby uzupełnić elektrolity, najlepiej mieć je w prochach i mieszasz kiedy są potrzebne, bo faktycznie niesmak po godzinach łykania czegoś co pretenduje do jakiegokolwiek smaku potrafi zniechęcić do jazdy.
Pozdrawiamy i zapraszamy do nas
FeelTheWheel20
Ostatnio zrobiłem 150 KM po dwóch tygodniach "nie jeżdżenia" z różnych powodów. Czyli kompletnie bez przygotowania fizycznego i na to wszystko dzień po ustaniu objawów typowego przeziębienia czyli zatoki, osłabienie i generalnie fe.
Zrobiłem sobie test, nawet chciałem nakręcić z tego materiał i opublikować, ale żaden ze mnie jutuber to i efekt końcowy mnie niezadowolił, nie wspominając o tym, że zapomniałem w trakcie dokumentować swoich zmagań.
Założenie było takie: co jestem w stanie przejechać będąc kompletnie nieprzygotowany fizycznie.
Kluczem jest przygotowanie logistyczne pod kątem żywienia i nawodnienia. Jak to zawalisz, odetną Ci prąd i tyle sobie pojeździsz.
Bez problemu przekroczyłbym barierę 200 km, ale nagły spadek temperatury i nieprzygotowanie dobre trasy oraz odpowiedniej odzieży, zmusiły mnie do zmiany planów i zawrócenia w jednym momencie zamiast dokończyć pętle. Generalnie wyjechałem zdecydowanie za późno, bo około 13 stej, więc to był bardziej żywioł na hurra.
Jechałem z plecakiem jako zło konieczne, wolałbym zdecydowanie torbę podsiodłową taką 8L. Za to w plecaku 2L bukłak z izotonikiem. W bidonie 0,6 też coś na słodko, a w torbie pod ramą też bukłak z litrem wody. Czyli 3,5L płynów, które przy wysokiej temperaturze starczą śmiało na 4h samej jazdy. I o to też mi chodziło. Żeby nie stawać i nie wybijać się z rytmu i szukać gdzieś sklepów i nie babrać się w rozlewnię napojów tak długo jak to będzie możliwe, kosztem oczywiście masy własnej koła. Coś za coś.
Do tego kilka bułek, kilka "owocków" witaminowych z decathlonu + kilka żeli z tego samego sklepu. Miałem też zaizolowane pudełko z przygotowanym wcześniej obiadem, ale nawet nie miałem potem ochoty tego jeść trasie. Przywiozłem z powrotem... Innymi słowy zrobiłem wyjazd z maksymalnym zabezpieczeniem żywieniowo nawodnieniowym i to dla mnie działa.
Głowa swoją drogą, ale jak nie masz co zjeść i wypić, a przegapisz ten moment dokarmienia organizmu to potem ciężko się odbudować i szybciej zaczniesz szukać wymówek żeby wrócić pociągiem.
Mój rekord 123 km :) na podstawowym mtb Krossa. Fajnie polecam wszystkim. Trasa zaplanowana wcześniej, woda, owoce i pod koniec placki ziemniaczane z gulaszem :)
Dzisiaj drugi raz pokonałem 100 km. Jeżdżę od roku. Zgadzam się ze wszystkim. Dodałbym jedno: trasa. Inaczej jedzie się na gładkim, równym asfalcie a inaczej na drodze ostatniej kategorii z dziurami, łatami. Co do wyżywienia to warto sprawdzić co działa a co nie. Kiedyś biegałem maratony i to była jedna z podstawowych reguł.
Ostatnio 152 km, zaliczyłem na 3 batonach DobraKaloria, 2l Oshee i 2l wody. Do tego 3 postoje po 10-15 minut. Staram się tak planować długą trasę, aby w większości była mi znana. Szczególnie pod koniec. O energię warto jedg zadbać nawet dzień przed jazdą i zjeść pożywny posiłek. Dzięki za pomysł z kremem, rzeczywiście nie tyle usta co cała twarz mi wysycha, chyba od słonego potu.
Mam podobnie. Staram się zawsze wracać z wiatrem i tak planować trasę, aby jechać na początku pod lżejszy wiatr a wracać z mocniejszym bo zazwyczaj w późniejszych godzinach w moich terenach tak to się przedstawia. Czasami jest tak, że w godzinach porannych wieje z S a po południu z N, więc to jest idealna sytuacja ;) A co do jedzenia. Tak do 80 km mogę lecieć tylko na wodzie i to nawet w czasie interwałowej jazdy. Im dalej to już lepiej mieć coś ze sobą. Dobrze wchodzą daktyle, banany, białe bułki z serem oraz ryż, makaron z mięsem i warzywami dla jeżdżących z sakwami plus kawa, herbata itp. Mój rekord to ponad 200 km z 1800 m. sumy podjazdów. No i najważniejsze to wygodny rower. Jeżdżę na szosie jak i crosssie, ale na dłuższe wypady biorę tylko crossa.
Najważniejsza zasada moim zdaniem to nie cisnąć. Każdy średnio-długi dystans można przejechać, jak nie jedzie się "na maxa".
Po 6tyg 170km, 120kg na codzienne zawodnik bjj. Rower mtx trochę zmieniony do jazdy po ulicach.
Zaczynałem te 6 tyg temu od 30km i co tydzień dokładałem po20. W ten weekend 170km.
Dla mnie drożdżówki, słodkie bułki, i batony białkowe.
Woda magnezowa.
Zawsze pod wiatr początek trasy.
Kto nie przeżył mega bomby na długim dystansie, ten nigdy się nie nauczy jak podejść do tego tematu.
💯 procent
Dobra bomba nie jest zła...nie no jest :D
o co chodzi z tą "mega bombą"?
@@visionstreetwear108 to ciężko wytłumaczyć..trzeba to przeżyć :D
@@wojtekpl7112 ja mam trase za sobą 150km rower mtb w jeden dzień.
Ja swoją pierwsza Setkę zrobiłem w sobotę 30 maja br , dystans za mną chodził od jakiegoś czasu i był dla mnie lekko przerażający. Raz zrobiłem w 2018 roku 81 km na MTB i wykrzywiła mi się przednia przerzutka. Zielony w temacie serwisu roweru jakoś dojechałem do domu. W 2019 wpadały dystanse 50 i 60 km ale więcej było 20 i 30 , a w tym roku bez przygotowania wielkiego wstałem o 5:50 rano ,zjadłem kawałek chleba , banana , wziąłem banan , dwa bidony , baton iżelki haribo ,i pojechałem. Wrażenia z jady mega super , lekko palce od stop co jakiś czas cierply i kark co jakiś czas ale wykręciłem swoje 100 km w czasie 3:30:14 i jestem mega zadowolony - czy byłem zmęczony?? Hmm w jakimś stopniu tak ale do końca dnia normalnie funkcjonowałem :)
Myśle , ze to jak kolega jeden napisał „ cała walka siedzi w głowie” :D
Pozdrawiam 👍
Każdy te błędy popełniał. Ja gdy robiłem swoje dystanse powyżej 100 km to dokładnie to samo robiłem co Ty!. Jakbym słuchał opowiadania o swojej jeździe.
Teraz w nogach mam ok 10 tras pomiędzy 200km a 300km. Rekord odległości do łącznie ok 430km (na stravie wyszło 419km bo miałem problemy z licznikiem Mio). Przy tego typu dystansach to strategia jest ta sama. Ciągłe picie płynów oraz jedzenie w małych ilościach ale systematyczne i cały czas.
Na zamulenie po zjedzeniu dużej ilości bananów / batoników / bułek słodkich / hot-dogów ze stacji / wypiciu dużej ilości różnej maści Oshee czy 2-3 kaw na mnie idealnie działa zimne piwo 0.0%. Ten gorzki smak tak koi pragnienie oraz tak pobudza żołądek do pracy, że wszystkie dolegliwości znikają.
Pozdrawiam i jak najdłuższych tras życzę!
Kamil G. U mnie cokolwiek gazowanego nie wchodzi w grę , nie ma opcji żebym ruszył dalej po wypiciu puszki coli chociażby
Byle piwo było rzemieślnicze a nie koncernowy syf z kukurydzy. ;)
Jeździłem raczej ze wszystkimi możliwymi błędami (100dni po Bałkanach), ale metodą prób i błędów... Żarcie które daje najwięcej mocy to sznita z masłem orzechowym ! Polecam
Rekord 53 km. Może nie dużo za to bardzo przyjemnie się jechało. Trochę lasami, trochę asfaltem i ładne wiejskie widoczki po drodze :)
Bardzo merytoryczny odcinek. Widać ,że wyciągasz wnioski z poprzednich filmów . Tak trzymaj dalej :)
Cenne rady. Sam doświadczyłem mega bomby na 80km stu kilometrowej trasy. Zbrakło mi już picia i jedzenia, poczułem głód. To był prawie koniec. Na szczęście brat poratował węglowodanami i piciem i wytłumaczył gdzie zrobiłem błąd. W nd. pękło kolejne ponad 100km już bez bomby- zmęczenie było ale już nie opadłem z sił. Piona!
Swój pierwszy max zrobiłem na 108 km. Przygotowując się do charytatywnej akcji "Do morza z gór. Pamięci Marysi Mituła z pomocą dla Beaty" i to było na dwa tygodnie przed tą akcją, gdzie późnej w 6 dni przejechałem z Zakopanego do Krynicy Morskiej 850 km. Etapy od 112 km ( Zakopane - Bochnia) do max 200 km ( Grójec - Ciechanów)
O tyle było mi łatwiej, że od 10 lat jestem maratończykiem i pomogło tu doświadczenie z biegania czyli troska o dobry sprzęt i sprawdzone rozwiązania. Bo takie 100 km na rowerze to 42 km biegu czyli takie 3 h wysiłku.
Zawsze taka jazda 100 + jest też zupełnie inna kiedy jest z ekipą. Kiedy ktoś towarzyszy, to jest ogólnie większy luz. Tak jak na różnych etapach ze mną czy wytapiacze łyd 😁 z Rowerowa Bochnia, Kamyk Radzymin, Świat Rowerów, UKK Huragan Wołomin czy T4D Ciechanów.
Dla wszystkich aby mogli przekraczać granice swoich max dystansów 50 km, 100 km, 200 km itd.
Do wszystkiego co zostało powiedziane/odpisanie: W zależności od dystansu i stopnia wytrenowania - małe przerwy wskazane.
Po dwóch miesiącach bardziej lub mniej regularnej jazdy na gravelu od rometa, przedwczoraj 'pękła' pierwsza setka.
Mój rekord to 65 km , jestem zawodnikiem XC i trenuje tylko na rowerze XC i głównie na trasach XC albo single trackach . Jeśli dla mnie taki rozjazd koło 2h miałby być efektowny muszę jechać dosyć wymagającym tempem i brać pod uwagę ,że mieszkam w karkonoszach i takie traski są bardzo interwałowe . Mi starczają dwa batony musli + 500 ml wody , przed takim dystansem ładuje jeden dzień wcześniej dużo węgli i jakieś białko ,ponieważ dla jako zawodnika XC najważniejsze są węgle (krótki dystans ,1h aktywności ) . Przed ''długo dystansowym " wysiłkiem jakieś 3h ładuje trochę tłuszczu i białka , i DUŻO węgli . Makarony , ryże , wafle ryżowe / kukurydziane i pieczywa . Dla mnie to starcza na aktywność o,k 2h gdzie średnia na rowerze XC to jakieś 26-28 km/h.
pozdro bracia kolarze !
Pierwsza setka - kryzys po 70km, druga setka ok 90km na krosowym rowerze 2 lata wstecz.
W tym roku na szosie 125km, kryzys po 110km.
Świetny materiał, warto posłuchać cennych rad, dzięki! Dla mnie obecnie te 100 km to kosmos i nawet nie planuje pobijać rekordów, bardziej interesują mnie wycieczki związane ze zwiedzaniem czegokolwiek ciekawego, a przy okazji zapomnieć o codziennych problemach i czerpać radość z jazdy, jednocześnie wyrabiać sobie kondycję i mam nadzieję że przy okazji sylwetkę. Kross Hexagen 7.0
Pięknie i dobrze powiedziane:))!
Doceniam szczerość i otwartość. Fajnie że powiedziałeś o pomadce do ust. Powiedziałeś że "może mało męskie to jest" ale uważam że dbanie o siebie i swoje ciało jest męskie i jest jak najbardziej OK :)
Mój rekordzik to 113 km, największy spontan w życiu. Napisałem dzień przed do kumpla czy jedziemy, bo ma być ładna pogoda. No i tak też było - fajnie cieplutko, czasem lekki wiaterek. Wycieczka była bez jakiegoś szczególnego przygotowania. Właściwie to coś na ząb, 5 dyszek do portfela, kamizelka, jakieś picie i jedziemy :D
Do dziś nie mogę uwierzyć że udało nam się to zrobić, zwłaszcza mi - mój rower nie sprawował się najlepiej. Już w drodze powrotnej co kilka kilometrów zatrzymywaliśmy się żeby tyłek odpoczął. W tym roku natomiast od pewnego czasu już szykuję się na 200 km. Pozdrawiam cieplutko!
trenażer to co innego, pełna zgoda.
wyjechałem ostatnio pierwszy raz na ulicę swoją szosówką i po 40km jazdy ból w łopatkach, mięśnie potężnie spięte.
jesień/zima na trenażerze leżąc na ramie na poduszce.
muszę popracować nad lepszą pozycją, bo tak być nie może :D
wideo klasycznie na przyspieszeniu 2x :D, pjona
jak odczuwasz głód to nie oznacza wcale że glikogen się wyczerpał, spada średnia ilość cukru we krwi i pozyskiwanie energii z cukrów ograniczana jest na rzecz tłuszczy oraz co ważne białka (niestety mięśniowego często) ale nie można powiedzieć że organizm traci wszystkie zasoby magazynowe energii :D taki stan spowoduje że organizm będzie mniej wydajny ale ruch może nadal odbywać się przez bardzo długi czas. takie medyczne sprostowanie tylko nooffence
Polecam każdemu pętlę wokół Tatr. Wychodzi coś koło 210 km i 3500 w pionie
W czasie mojej 3 dniowej wycieczki nad morze (dziennie +160 km) na rowerze mtb stosowalem krótkie przerwy i jedną dłuższą na uzupełnienie energii , woda regularnie dostarczana . Według mnie najważniejsze jest nie szarżować z tempem, starać się jechać cały czas z podobną prędkością, nie przyspieszać w momncie jak wiatr zaczyna pomagać bo później może się skończyć prąd ;).
Witam , nie jestem sportowcem , 150km z Gdyni na Hel i z powrotem w bluzie z kapturem , dresach i adidasach na starym mtb z dechatlnu za 899 zł , warto mieć wodę i cos do jedzenia , zdarzały się dłuższe trasy, mysle ze przy 300km pewnie było by ciężko ale czasem jak słucham ze zeby jezdzic na roweze warto mieć taką koszulkę czy taki rower czy ze jest jakiś prog minimalny finansowy od którego zaczyna się jazda na roweze.... h_jowej baletnicy przeszkadza nawet rąbek od spódnicy... pozdrawiam :)
Wariat bym powiedzial 🤙🤟
Szalony!!! Do kwadratu!!! Ale za to miałeś genialny widok na boki. Miałem okazję w zeszłym roku autem z rodziną na Hel - super wypad 1dniowy. Jak na rower to na samym Helu już asfalt "niebałdzo"...
@@madyogi6164 strasznie się jaram bo hel i Gdynia jest połączona ścieżką rowerową która można pojechać jednym ciągiem ,z tego co widziałem to można nawet docisnąć do samego Szczecina ta ścieżka ale jak powiedziałem nie jestem sportowcem , pije piwerka , pale papierosy , raz w tygodniu zamawiam picke , mam bardzo słaby rower i jak jadę na cały dzien to robię sobie tosty :) kocham jazdę na rowerku i myślę że każdy rower jest dobry na dłuższą wyprawę, ostatnio udało mi się zrobić ponad 200km na strzała co prawda nie spieszylem się bo nie mogę się oprzeć budką z goframi...
Ważne w jaki sposób się jedzie. Można jechać 10km/h i 30km/. Od bedkości dużo zależy, przedewszystkim czas po jakim będziez zmęczony.
po co w ogóle komu rower jak można chodzić ;p
14:25 warto zahaczać o każdy sklep na długich dystansach każdy znajdzie produkt jaki chce i warto planować trasę (w ten sam dzień jeśli jest to możliwe). Radą od wielu jest zacząć poniżej swojego normalnego tempa.
Przydatne porady!
Mój dotychczasowy rekord to 324km (Strzelce Op. - Biały Krzyż - Strzelce Op.) Rocznie robię do 2000km także trochę spartańsko pojechałem
Moje błędy:
- jazda po płaskim a jazda w górach są bez porównania, następnym razem nigdy bym nie robił takiego dystansu z takimi przewyższeniami bez dużej bazy treningowej. Pierwszy kryzys pojawił się na podjeździe w Szczyrku, kiedy oprócz normalnego zmęczenia nóg doszły podjazdy.
- na trasę zrobiłem sobie 7 bułek do aplikacji wg potrzeb - po 4 nie mogłem już patrzeć na nie :P
- sama woda nie wystarcza, nie jestem zwolennikiem izotoników ale przy tak długiej jeździe wodą się po prostu można wypłukać - temat w dalszym ciągu do poprawy.
- po wjechaniu na Salmopol - w nagrodę na obiad duży kotlet, frytki i surówka, gdyby nie fakt że na początku było głównie z górki to bym umarł - kwestie żywieniowe leżą u mnie niestety
- 2 razy sprawdzać trasę, mimo nawigacji w Czechach zabłądziłem i straciłem 45 minut bo mapy były nieaktualne :/
To co się sprawdziło:
- lemondka - możliwość zmiany ułożenia rąk to zbawienie
- gdy garmin sygnalizuje że minęło 5 km, obowiązkowo łyk wody oraz parę metrów pedałowania na stojąco, z małym rozciągnięciem każdej z nóg - nie ma wtedy problemu z zakwasami i odwodnieniem.
- rękawki i nogawki w pogotowiu - gdy wyjeżdżałem o 4 rano było zimno, a wymarznięcie nóg i rąk powodują duże straty energii organizmu i szybsze wypalenie
- w moim przypadku, nie ma gorszego uczucia niż wiatr wiejący na pot na owłosionych nogach, dlatego zawsze ogolone nogi, okolice jajek też - wtedy nie ma problemów z odparzeniami
- monitorowanie pogody, warto sobie sprawdzić takie rzeczy jak o której jest wschód/zachód słońca, przewidywany kierunek i siła wiatru (czasami nie warto wyjeżdżać gdy będzie bardzo mocno wiać). U mnie w 9/10 przypadków meteo.pl się bardzo dobrze sprawdza (sprawdzamy dane w paru punktach trasy, nie tylko u siebie!).
- planowanie tempa trasy - głupie rzeczy jak wcześniejsze sprawdzenie godzin kursowania promu, rozkładu jazdy pociągu i lokalizacji stacji w razie konieczności szybszego powrotu, czy nawet lokalizacji sklepów przy trasie (gdyby nie otwarte w niedziele markety było by kiepsko). Co z tego jak przy trasach 30-40km mogę mieć Vśr = 30km/h, gdy zmęczenie robi swoje. Bezpiecznie zawsze planuję tempo 20-22km/h (kiedyś po 160km złoił mnie grad i mocny wiatr w mordę, przez co przez parę km deptałem 8-9km/h, - wtedy to jest dopiero kryzys. Od tego czasu zawsze spory zapas na niespodzianki jest wliczony).
Z tipów mogę jeszcze dodać, jeśli ktoś chce zrobić swoje pierwsze setkę, niech wybierze trasę dookoła miejsca zamieszkania, dzięki czemu zawsze do domu będzie jednakowo daleko (w razie czego). Poza tym, jadąc z kimś jest zawsze raźniej + można się trochę powozić na kole na zmianę by odpocząć więcej ;)
Pozdro!
Bardzo dobrze prawisz waćpan, mój max 150 i mam te same odczucia. I faktycznie słodkiego już nie idzie jeść później.😉
Moja zyciowka to 110km na mtb dosc ciężkim bo blisko 16kg sam rower ze sprzętem wiec kawal kloca tyle ze na oponach 32mm (nie licząc wody i jedzenia i zestawu naprawczego) w czasie 4hi20minut gdzie przewyższenia byly 1500m i sporo dlugich podjazdow i wracając tez wlasnie pod wiatr kolo 50km co naprawde odbiera sily. Kryzys ja mam zawsze w okolicy 85-95km wiec podobnie ale po 100 juz mija i można śmigać dalej. Przeważnie jezdze w pętli. Co do jedzenia i picia na 100 km wystarcza mi w zupelnosci 3-3.5l wody z carbo (2 bidony po 750ml i 2l w plecaku w butelce z rurką- super sprawa) i kilka żeli energetycznych i tez ostatnio testowałem jedzenie w płynie z carbo i proteinami owocowe smaki coś jak zele i nie jest tak słodkie tez polecam. To taki zestaw by sie nie zatrzymywać i wiem że w zupełności wystarczy na cały dystans. Dodatkowo zawsze mam kilka batonów energetycznych (też uważam że lepiej mieć więcej niz mniej jedzenia). Obecnie czekam na dostawę roweru gravelowego wiec zejdzie 5kg z wagi samego roweru i poprawia się osiągi a co za tym idzie i wydłużę trasy i będę atakował 150 i 200. Fajny filmik pozdrawiam Adam
Wszystko dobrze powiedziane, ja osobiście trochę bardziej wskazalbym jeszcze to co tylko zaakcentowałes, jedzenie przed, zarówno dzień wcześniej, jak i dobra owsianka z rana :) do tego jeśli ktoś chce pobić swoje rekordy, ale chce też mieć z tego przyjemność warto pojechać w kilka osób, zawsze ktoś do towarzystwa, wrazie co do pomocy, ale przede wszystkim na zmiany. Pozdrawiam
U mnie kryzys na 80km jak amen w pacierzu ;-). Przy planowaniu długich tras unikam też atrakcji w postaci mega podjazdów na ostatnich 20 kilometrach.
Fajnie, że się podzieliłeś swoimi wrażeniami i odczuciami. Ja dwa tygodnie temu zrobiłem 100 km w czasie 8h.
Mieszkam w UK i wybrałem sobie trasę przez Narodowy Park Peak District - z Hope do Huddersfield, a potem do Normanton.
Powiem szczrze. Na codzień jeżdze po 10-30 km, więc 100km nie wydawało się jakoś przerażające.
Trasa mojego przejazdu była dość górzysta. Peak District to takie Bieszczady. Dużo zjazdów i podjazdów.
Moje wnioski?
Po pierwsze za mało węglowodanów, po drugie jadłem nie regularnie, po trzecie muszę zmienić przestarzałe spodenki rowerowe o słabej wkładce (masakra), po czwarte ... kiedy miałem już dość na 50-60 km, a w plecaku pusto - na stacji beznzynowej uratowała mnie...puszka coca coli...
Dalej ruszyłem, ale na 80 km kompletnie byłem wypompowany i jedyna ochota to marzenia o porządnym, wysokokalorycznym posiłku...
I tak se zdałem sprawę, że jakże istotne jest przygotowanie na posiłek co 30 minut, na porządne śniadanie przed jazdą - na bazie dobrze wchłanialnych węglowodanów - płatki owsiane, banany. Dzięki za pomysł z waflami ryżowymi - skorzystam. No i płynnów więcej. Sam je robię - izotoniki w postaci wody z miodem, cytryną i solą.
Także trzeba dobrze pomyślec, realnie bo może się skończyć źle (zemdlenie) i dobrze się przygotować. Mam jeszcze wiele planów na przejazdy, więc skorzystam również z Twoich porad kolego :)
Pozdrawiam i do zobaczenia na trasie :)
Spalanie tłuszczu,to oznaka wysychających ust.Super materiał.
Bardzo ważne jest powolne przygotowywanie się do dłuższych dystansów. Dobry jest trening z pomiarem tętna. I należy trenować bez dochodzeniea do bariera anaerobowej, równomiernym tępem. I oczywiście obrotami; 90 - 100 na minutę. Czyli należy mieć też przełożenia dopasowane.
Po jakimś czasie organizm uczy się przechodzenia na spalanie tłuszczy już po około 20 minut treningu.
Dłuższe czasowo obciążenie / trening możemy pokonać spalając tłuszcze, nie węglowodany.
Podany przez Ciebie sok pomidorowy jest przykładem jak się zdaje na izotoniczny napój. Dobre izotoniczne napoje działają świetnie ! Obok napoju ja używam batoników z 20 do 30% zawartością białka, możliwie jak najmniej słodkie lub kiełbaski.
Przede mną 4200km przez USA jak tylko otworzą granice:) nie mogę się doczekać:)
Bedzie moze nagranie z podróży na kanale? :D Bo widzialem wyprawe na najzimniejszy szczyt i zaciekawił mnie kanał :D
Biorąc pod uwage sytuacje w USA to nie wiem czy zazdrośćic czy współczuć
Piotr St to duzy kraj
Powodzenia! ;)
@@Frosti1223 Będą odcinki na kanale:)
W kwesti długich dystansów oddajmy głos do studia. Halo Halo Gustav?
Dla Gustava 100km to dystans mikro :)
greg lee gustav jest poza skalą, to już są ULTRA długie dystansy 😁
Kamil Fułat 😂👍😂👍
I tu na dzień dobry będzie schabowy z kapustą na kryzys i bajunia :-))))
Gustawa należy słuchać, bo wprawdzie jego dystanse są poza zasięgiem, za to rady uniwersalne.
wszystko to co mówisz - zgadza się. Moim problemem przy długich dystansach ( > 100 km) jest po prostu GŁOWA - trochę czuję, że mnie nudzi ta jazda. To tak jak w bieganiu - zawsze wolałem zrobić intensywny trening na 10 km niż half-maraton :) Ale...co wpływa na GŁOWĘ podczas takich dystansów? - chyba rywalizacja i towarzystwo...w grupie, 100 km, to jak 50 solo...dlatego kocham ustawki z innymi kolarzami...ale ich brak :(
P.S - przy jeździe pod wiatr - warto mieć miernik mocy - jeżeli widzisz na swoim Wahoo czy Garminie, że jednak generujesz te >200 Watów to serce się cieszy, pomimo tego, że jedziesz < 30 km/h po prostej :)
Rada dotycząca wiatru (pierwsza połowa w plecy, druga...niestety nie) mega trafiona. Jestem pewny, że niejeden rowers o tym nie pomyślał, a w tych regionach gdzie jest to rzeczywiście odczuwalne...mega kluczowe pod koniec. Poza tym zgadzam się, że decyzja o robieniu rekordów średniej w ostatniej ćwiartce dystansu....średni pomysł. Robisz jeden rekord (dystans) - pamiętaj, że to Twój priorytet i inne rekordy nie mają znaczenia bo kluczowe jest aby osiągnąć ten założony. Dobry materiał, własne błędy...najlepsze :) Rekord mój do samopobicia: nic nie zastąpi tego co się działo na końcówce trasy Szczecin - Międzyzdroje - Szczecin. Podobnie: błędy chyba we wszystkim :) Pozdr!
dzis 135 km rekord 7h, rower trekking, jutro 50, pobijam o 15 km ;) waga 114, startowalem w styczniu z 133 kg. 2,5 litra wody, banan i garsc orzechow
Nie jestem i nie byłem kolarzem, acz ponad 35 tys km za sobą mam. Zaczęło się od pracy w Lasach Państwowych przed 25 laty gdzie rower używałem okrągły rok jako środek dojazdu i poruszania się po lesie - dziennie ponad 50 km - nawet zapisywałem codzienne przebiegi w terminarzu - miesiąc nie schodził poniżej 1000 km.
Dlatego nieraz w weekend robiłem sobie przejażdżki tak 75-100 km - oczywiście góralem.
Na studiach przytyć było trudno więc trzymałem formę i na 5 roku pojechaliśmy z Żoną do teściów - 191 km - plan był na dwa dni więc z sakwami, namiotem śpiworami etc objuczeni jak wielbłądy - rowery górskie ambicji brak więc to była spokojna jazda z przerwami co czas jakiś ze ze spacerowym tempem - tym niemniej udało się w jeden dzień bez problemu. Dwa dni później powrót i na koniec kręciłem kółka dookoła osiedla by dobić do 200 km i mieć swoją życiówkę. Udało się
Potem przybyło lat dwa razy więcej kilogramów i mało jeździłem rowerem na co dzień . O dziwo wypady po 100 km w dzień zdarzały się nawet często - a to nad jezioro, a to do Ojca na wieś , a to ot tak sobie. Jak zawsze obładowany i ze średnią ok 17 km/h
Zmęczony, ale bez żadnych obtarć czy przebojów - uważam, że każdy sprawny normalnie człowiek jest w stanie bez przygotowania, bez specjalnego stroju zrobić w dzień te 100 km bez konsekwencji bez bólu i cierpienia.
Teraz mam a'la szosę i pomimo otyłości i szybkiego zmęczenia o dziwo rowerem jestem w stanie jechać daleko - byle nie na wyścigi i spokojnie - to chyba recepta na powodzenie długich dystansów jako rekreacja a nie jako sport.
Hejka Zielony, mowiac o dluzszych dystansach to zaliczylem juz kilkanascie. Systematycznie wydluzam dystans i poki co jestem na 147 km i przwyzszenia ponad 850. Juz wkrotce atak na 200 km chociaz moj kompan do kreceni sugeruje mi 300 km. Wiele rzeczy powiedziales dobrze i madrze typu , sprawdzic pogode itp. Ale jest jedna rzecz, ktora jest mocno indywidualna a mianowicie "jedzenie lub posilki" jak kto woli. W moim przypadku, jesli planuje dluzsza trase miedzy 100-150 km to w dzien poprzedzajacy staram sie spozyc posilki ktore odpowiednio wzmocnia mnie na dluzsza jazde. Oczywiscie w dniu w ktorym mam zrobic traske tez jest odpowiednia strawa. I tu jest cale meritum mojego przypadku a mianowicie 100-150 km robie na jednym bananie, jakims ciasteczku zbozowym i do tego lubie zarzucic loda. I to tyle co moj organizm potrzebuje az sam sie czasem dziwie jak to mozliwe. Pilnuje zeby byc odpowiednio nawodnionym. Kompan moj z ktorym krece zjada duuzzoo wiecej plus wrzuca w siebie jakies weglowodany systematycznie "miski haribo". Jadac nawet dluzsza trase, nie jade na turyste, tak jak powiedziales jade w swoim tempie tak zeby sie nie zarznac, a u mnie to kreci sie srednio 30-32 km. Po takich traskach ani nie jestem zmeczony specjalnie ani padniety. Organizm ludzki to jest niesamowita maszyneria ktora mozna naprawde do wielu rzeczy przyzwyczaic. Pozdro
Dobry filmik! Ja jeżdżę bardziej po górach, na płaskim max to 120km. Moje rady:
- cola i kinder czekolada - bardzo szybkie uzupełnienie kalorii (plus przyjemność, a nie te daktylowe-bio-zdrowe power bary :))
- dobra biała buła z masłem i potrójnym serem jako przerywnik batonów, isostara, raw'ów, żeli, bananów - można się popłakać ze szczęścia, tak smakuje po 50km :) na kanapkę warto stanąć i zjeść jak człowiek, dobrze robi na psychikę
- wygodne rękawiczki z miękkimi poduszkami i/lub wygodne gripy
- isostar w tabletkach do plecaka
- mieszanka orzechów i żurawiny jako przekąska, inne rzeczy szybko się przepali, a to będzie powoli uwalniać energię
- jazda bez spiny i żyłowania na siłę do równych 80, 100, 120 itp. Niech wyjdzie tyle, na ile organizm pozwala bez dewastowania się
:)
Moj top z piatku 232km na MTB, srednia ruchu okolo 20km/h. Poprzedni rekord 170km. Ale ostatnio ile ja zjadlem to sam stracilem rachube.
Poprostu nie moglem nasycic organizmu. Ale teraz jak mysle to nie bylo to 500kcl na godzine a mysle ze gdzie na poziomie 300kcl. Nie jechalem glodny bo regularnie jadlem ale czasami zalapywalem sie na koncowki energetyczne w moim organizmie. Zwiekszajac ilosc kalorii mysle ze mialbym wiekszy komfort w podróży. Musze nad tym popracowac - zrobic test.
Kryzys byl okolo 130km, ale pomoglo macaroni chees. Dopierniczylem wtedy pod korek i zacząłem jechac...
Prawda jest, że każdy ma swój Everest. Mój rekord to 380 km z Tarnobrzega do Lutenec pod granicą Węgierską. Prawie 4000 m w pionie i średnia 29 km/h. Dodam, że na drugi i trzeci dzień podobny dystans, aż do Adriatyku w kolarskiej akcji "Kilometry dla Dzieci". Razem 38 godzin czystej jazdy. Picie mega ważne (izotonik), szczególnie gdy gorąco. Jedzenie też, choć do tego nie przywiązuje takiej wagi. Po prostu unikam żywności odzwierzęcej. Jem węglowodany, makaron, ryż itp. Polecam sok z buraka. To prawdziwe naturalne EPO. Ważne dobre siodełko i dobrane. ja używam Speca Powera. Pozycja endurance. Dziś jak wyjeżdżam na 100-150 km, to jem owsiankę z owocami i orzechami, biorę dwa bidony wody, banana, jakiegoś batona i po prostu jadę. Po moim ubiegłorocznym maratonie 100 km to zwykła przejażdżka nawet z jednym bidonem. Taka jazda poniżej 3 godzin nie stanowi już problemu. Ale do tego trzeba dojść treningiem, dobrze jest trenować z kimś. Wychodzą dobre interwały. Doszedłem do tego, że podczas treningów zatrzymywałem się po picie co 140 km. Zapewniam, że da się, a jeszcze mi daleko do kolegów.
Sok z buraka to paliwo rakietowe, a najlepsze sa shoty BeetIt, te z 400mg azotanow w shocie. A na regen, sok z cierpkiej wisni.
To mi wygląda na zdeydowanie inny poziom kolarstwa. Doświadczenie i indywidualne podejście oczywiście robi swoje. A jak wygląda u Ciebie uzupełnianie białka w diecie ? jakieś suplementy na diecie vegańskiej?
Haha, mam podobnie, ale przez to nikt nie chce ze mną jeździć :D
@@ZielonyF16 Bez przesady. Zaawansowanym kolarzem nie jestem. Bardziej wytrzymałość i odporna głowa. Oprócz witaminy B12, choć nie za często, nie przyjmuje suplementów, tylko dobre jedzenie, nisko przetworzone. Biało to strączki, tofu itd. Generalnie moja zasada to dużo zieleni na talerzu. A moje własne batony na bazie płatków owsianych, daktyli i banana dają mnóstwo energii. Jeżdżę na rowerze już czwarty rok i mimo zaawansowanego wieku jeszcze robię postępy. Dużo satysfakcji daje dorównywanie dwa razy młodszym na trasie.
"zatrzymywałem się po picie co 140 km."
Na dwoch bidonach 0.5l kazdy? Jak to w pelni lata , to nie uwierze. Ja dzis zrobilem 220km, w pelnym sloncu i musialem stawac co ok 25km by wypic 0.5l wody. Celowo nie woze bidonow ze soba bo za szybko bym oproznial. Pierwsze co po powrocie do domu to 2 duze szklanki soku z wisni. Co do jedzenia, to musisz jezdzic caly czas ponizej progu mleczanowego, ze tak malo jesz. Czytalem kiedys, ze 20 sekund na progu powoduje, ze organizm przelacza sie na spalanie wylacznie glikogenu miesniowego, a zeby przelaczyl sie na kwasy tluszczowe, to trzeba znow jechac 20 minut na 50-60% progu.
Dobre śniadanie. A dystans trzeba rozłożyć siłowo. Nie targać od razu. Trzeba jeździć aby pojechać daleko. 4 września 250 km od 6.35 do 20.10. Połowa po Beskidach. M.in. Salmopol, Kubalonka , Istebna i Koniaków. Dom w Sosnowcu. 2175 m przewyższeń. Picia sporo. A jedzenie? 2 drożdżówki i 3 prince polo XXL. Mnie wystarcza. Jem w domu a w trakcie jazdy tylko podjadam by nie być głodnym. Taki organizm. Odcięcie? Nie znam. Jeszcze pod koniec przyspieszałem bo szły burze. Ale urodziłem się w złotym 1965 roku. Na szosowym od 3 lat. Dystans to wyjeżdżenie, czas i siła w głowie. No i jak u mnie endurance Wilier po bike fittingu. Siodełko bajunia (zero bólu nawet po 300 +km). Kilka stówek kosztowało ale warte każdego grosza. Rekordy? 2018 r 306 km, 2019- 322km . Tegoroczne 250km po górach głównie. Było i kilka 250 plus. Takie wyjazdy się pamięta. Dobre ciuchy to też ważna sprawa. Pozdrawiam i życzę długich miłych jazd.
Od 10.2019r. regularnie aktywny marsz (7-15 km), przed COVID trochę basen, od 2 m-cy rower. Wczoraj 56 km, było by więcej ale pogoda kiepska. Dziś zmęczenia praktycznie zero, a lat sporo ponad 40 mam. Teraz widzę, że aktywny marsz/biegi to super zaprawa przed przesiadką na rower. Nieważne czy ktoś jeździ 20 czy 200 km, byle mieć z tego przyjemność.
263 km Kraków - Bieszczady 9:31 h:min. Polecam wodę w bukłkaku. Dłużej jest chłodna. Wcześniej na noc w lodówce i kilka kostek lodu. Częściej pijesz niż z bidonu bo masz "pod nosem". Przerwy co półtorej godziny jazdy ok 10min. Porozciagac nogi!!! I jedna dłuższa przerwa pozlezec na ławeczce przystanku ;)
Najlepiej sobie wypracować spalanie tłuszczów treningami Maffetona tak z pół roku przed czelendżem. Od czasu do czasu można troche pocisnąć interwałki, żeby nie zapomnieć jak to jest, kiedy trzeba pocisnąć. Ale 80-90 & trening w tętnie aerobowym (czyli 180 - wiek). Po takim treningu będziesz jechał trasy po 100+ km jak na wolnoobrotowym dieslu na mazut. Jak będziesz miał brzuszek, to będziesz tylko słyszał jak tłuszczyk skwierczy. I masz zapas na dłużej.
Generalnie zdrowiej jest czerpać energię z tlenowego spalania tłuszczów niz z cukrów. Znacznie lepszy dla zdrowia jest trening wytrzymałościowy niż siłowo - interwałowy. Bo ten pierwszy buduje spalarnie tłuszczu, ten drugi - uczy czerpać energię z cukrów, kiedy dochodzi do konieczności długiego wysiłku o umiarkowanym natężeniu - taki "siłowiec" padnie bardzo szybko.
Mój najdłuższy dystans do tej pory to 64 km. w tym roku przygotowuje się do pierwszej setki. Potem chciała bym więcej i więcej ;) Sama jestem ciekawa jak mi to wyjdzie . ! Pozdrawiam
udało się ?
Ja mam bardzo podobne doświadczenie, nauczyłem się na własnych błędach.
Najważniejsze jest solidne śniadanie, ja polecam jajecznicę z makaronem, daje energię na długi czas. Na 100 km w lecie biorę 4 bidony 600 ml, w bidon woda z miodem, cytryną i odrobiną soli, w jeden bidon pluszzzz z magnezem.
Łyk picia co 5 minut, wychodzi mi 1 bidon na godzinę jazdy. Do tego jedzenie - banan i jakieś ciasteczka, herbatniki, które jem po trochu przez cała jazdę.
Kolejne wyprawy planuje już tak, żeby mniej więcej w połowie trasy zrobić sobie dłuższą przerwę np. w pizzerri albo Macu i porządnie zjeść przed tą trudniejszą, powrotną drogą. No i tempo jazdy - spokojnie, na luzie, bez ciśnienia. Gruba pielucha - obowiązkowo, polecam też zmieniać pozycję w jakiej siedzimy.
Ja też w sobotę jadę 74 km. Wyjeżdżam ok 17/18 mam nadzieję że będzie ok. Ćwiczyłem po godzinie na trenażerze. Jestem grubszej postury ale mam nadzieję, że się uda mam nadzieję że się uda.
Przede wszystkim praktyka, trzeba poznać swój organizm i dobrze zaadoptować się do roweru. U mnie sprawdziło się stopniowe wydłużanie dystansu podczas jazdy z kimś, a potem powtórka na solo. Był taki czas że trzy - cztery razy w tygodniu jeździłem trasę 120 km, a w weekendy 160-180km. Mój rekord to 200 km.
140km na wyścigu kolarskim po Kaszubach w lato. Umierałem co 20km na bufecie. Średnia jednak 36km/h
POTAS i SÓD - przede wszystkim. MAGNES I WAPŃ - też ważny. Isotonica rozcieńczam wodą 50/50 bo unikam wszelkich cukrów i dodaje jeszcze do niego sporo różowej soli. Potas, magnes i wapń + inne pierdółki zarzucam na pokład zazwyczaj przed wysiłkiem. Ważę 94kg i 100km robię bez żadnych posiłków. Keto power!
Dzieki za kolejny super film merytoryczny . Pozdrawiamy serdecznie z CHICAGO 🇵🇱🚲🇵🇱
Dzięki za filmik - moc przydatnych rad! Ja zacząłem niedawno: na początku 20 km/dziennie, teraz już 50 km/dz., a zaraz podbijam do 70 km/dz. Stówka jest moim celem, ale pomału, powoli - na razie uczę się się siebie i reakcji na kolejne kilometry. Sok pomidorowy - z pewnością zapamiętam! Pozdr!
W tym miesiacu wrocilem do jazdy na rowerze po ponad rocznej jezdzie (zaczalem prace, robilem miesiecznie po 30-40km), ostatniego dnia maja zrobilem 110km. 2lata temu mimo lepszej formy jazda 100km byla ciezsza niz w ten weekend. Kiedys jechalem z jedna przerwa, bez jedzenia. A teraz przywiozlem wode do domu. Postoj co ok 25km. Gdybym mial czas mialem zapas na kolejne 50-80km. Wtedy na poczatku srednia ponad 35km/h, na koncu okolo 25kmh. Teraz na poczatku srednia 28,2km/h po 10km, na koniec 27,3km/h (ale pozniej bylo 30km szutru). Generalnie jedzenie, picie i przerwy zanim dojdzie do kryzysu to podstawa.
Przejechałem ostatnio trasę 90km i o ile wystarczyło mi 2300kcal, tak wody wypiłem prawie 4l (3h 40min jazdy). Dodam, że pochodzę z południa i jeżdżę po terenach wyżynnych + na rowerze górskim. Kolejna sprawa jest taka, że ledwo skończyłem 13 lat hah
Mój najdłuższy to 1130 a jednostrzałowy 380 i może wielu osobom się narażę ale wszystko siedzi w głowie. Bez jakiegokolwiek treningu przejechałem 611. Kolejnym był wspomniany wyżej gdzie treningiem był ten pierwszy. Wiadomo że bomby były, ale dá się. Wcześniej obejrzałem kilka filmików na YT żeby wiedzieć co jest ważne i od Ciebie ukradłem ten slono- sok pomidorowy ( daje radę 👍).
Ja 100-110 km robię na zwykłym góralu 26”, w tym co najmniej 40-60% to drogi leśne i polne z licznymi piachami i korzeniami, co znacznie nawet 2-krotnie zwiększa wysiłek, niż jazda po równym asfalcie. Waga roweru z narzędziami, dętką, płaszczem, sweterkiem, płynami, opatrunkami, jedzeniem, pompką itp. to około 30 kg, zapakowane w 2 torby boczne. Na trasie nawet w całkowitym bezludziu jestem samowystarczalny. Czas jazdy do celu i z powrotem, z odpoczynkami to około, spokojnie 7-9 h. Wyjeżdżam na trasę po dobrym śniadaniu około 8-9 rano.
• Zabieram ze sobą 4 l (jak jest powyżej 30 st. to 5 l) przez siebie zrobionego płynu a mianowicie składającego się (skład na 1l płynu) 0,2 l dobrej kawy bez fusów, 4-5 łyżeczek cukru, pół łyżeczki soli oraz przegotowanej ostudzonej wody 0,8 l. A ponadto zabieram 100 gr. chałwy do zjedzenia w dwóch ratach (pierwsza 50 gr. po około 30-40 km a druga po około 80 km) oraz słoiczek koncentratu pomidorowego, do zjedzenia od czasu do czasu po 1 łyżeczce po drodze.
• Ważne jest regularne picie płynów na trasie. Ja to robię średnio co 10-15 min pijąc jeden łyk wody.
• Podczas jazdy w silnym słońcu zakrywam wszystkie części ciała (oprócz dłoni), w ten sposób nie powoduję zbytniego bezpośredniego nagrzewania się a ponadto spieczenia promieniami UV mojego ciała (tak jak to robią Beduini na pustyni).
• Średnia prędkość na asfalcie, przy braku wiatru to 25 km/h a jeżeli jest lekki wiatr to 20 km/h przez pierwsze 50-60 km. W lasach i na piaszczystych drogach oczywiście ta prędkość spada nawet 2-krotnie. Później w miarę sił i warunków na trasie, bez pospiechu.
• Po przejechaniu troszkę większej połowy dystansu lub będąc u celu odpoczynek co najmniej 1h a nawet 1,5 h. W tym momencie zjadam lekki posiłek składający się z 3-4 bułek, z serem białym i żółtym, jajkiem i wędliną popijając jogurtem naturalnym 400 g. Jedną bułkę mam do zjedzenia sobie później jak złapie mnie głód.
• Wycieczka ma charakter krajoznawczy i nie pędzę na złamanie karku lecz często zatrzymuję przy ciekawych miejscach, robię zdjęcia zabytków czy zagadnę do mieszkańca z danej miejscowości. Ponadto staram się na trasie przez jakiś czas maszerować aby w ten sposób zmienić pracę mięśni nóg (bardzo to pomaga jakby odpocząć mięśniom nóg i stawom) oraz lekkie ćwiczenia gimnastyczne zwłaszcza karku.
Gdy przyjeżdżam do domu, czuję zmęczenie nóg ale nie łapią mnie żadne skurcze i mogę noc przespać sobie w spokoju. Po przespanej nocy w zasadzie nie odczuwam skutków poprzedniej ciężkiej jazdy.
Bardzo ważnym elementów przy takich wysiłkach jest spożywanie czystego cukru np. kostek zwykłego cukru, który jest najlepszym paliwem dla naszych mięśni, który podczas znacznego wysiłku, spali się nam dosłownie w 100%. Częściowy braki cukru od razu wyczujemy w postaci zakwaszenia i bólu mięśni ale przy nagłym braku cukru w organizmie, podczas znacznego wysiłku może nawet dojść do zawału serca (to też mięsień) a zatem lepiej dmuchać na zimne i spożywać go co jakiś czas.
Także odpowiednia ilość soli, także jest bardzo potrzebna bo tracimy ją z potem. W przypadku jej znacznego spadku głównie sodu (Na) jakim jest długodystansowa jazda na rowerze, jeszcze przy wysokiej temperaturze powietrza, może to nawet spowodować utratę przytomności a nawet udar mózgu.
Podczas dużego wysiłku tracimy również potas, co też może być przyczyną nieregularnej pracy serca, powstania chwilowej arytmii (może być niebezpieczna) oraz licznych bolesnych kurczy mięśni. Dlatego na to jest dobry koncentrat pomidorowy, zjadany od czasu do czasu podczas jazdy.
Natomiast zawarta kofeina w kawie to klasyczny pobudzacz organizmu aby zaczął sprawnie działać by zmysły nam wyostrzyć bo na drodze trzeba mieć je na 100% gotowe.
Dzięki! Mnie też dopada na 90km kryzys już 3 razy i nie mogłem się przełamać. Teraz idę w sok pomidorowy.