Kilka osób z mojego otoczenia nie przetrwało próby kwarantanny i teraz patrząc na nich intensywnie szukających nowych partnerów widzę, że jest to ogromny i czasochłonny ukierunkowany wysiłek energetyczno-emocjonalny. Nawiązywanie nowych relacji, przymykanie oka na niektóre rzeczy, podejmowanie aktywności na które może nie ma się czasu ani ochoty, ale ma się nadzieję na poznanie kogoś nowego. Z drugiej strony bycie w relacji trochę rozleniwia, daje komfort zajęcia się innymi rzeczami niż szukanie, co jednak w dłuższej perspektywie może być złudne i do zobojętnienia i rozstania prowadzić. Myśl w tym temacie mam taką, żeby w długoletni związek angażować chociaż ułamek tych chęci, energii, entuzjazmu i różowych okularów jak w poszukiwania, a przede wszystkim doceniać go na co dzień, bo ostatecznie bilans zysków i strat będzie korzystniejszy niż rozstanie się i poszukiwania (oczywiście wyłączając z tematu patologie wszelakie).
Tak naprawdę to wydaje mi się super błaha i oczywista, ale dla mnie była przełomowa i mimo że w teorii wiedziałam, że nad związkiem trzeba pracować, to zmieniła moje podejście do partnera.
Obserwacja oczywista i błaha... żeby to było takie proste, żeby to wystarczyło. Obie osoby muszą równie mocno chcieć, równie mocno się zaangażować. Samemu nie zbuduje się solidnej "ściany domu/związku", tym bardziej na coraz bardziej chybocacym się fundamencie...
Bardzo trafnie Pani podejmuje temat. Jest w tym wiele empatii i zrozumienia. To uspokaja i pomaga wytyczyć drogę procesu odejścia od partnera. To nie musi być wojna, jak proponują inne yutuberki a może być pogodzenie się z rozpadem relacji i związku i budowaniem siebie na nowo. Dziękuję.
Pani Marto, dziękuję bardzo za ten pierwszy przyczynek do naświetlenia bolesnego tematu rozstania. Nie sądziłem, że ten proces będzie przebiegał u mnie tak długo i tak boleśnie go przejdę. Odnalazłem siebie i swoją sytuację w wielu fragmentach Pani wykładu. Takie tąpnięcie sprawiło jak wiele pracy jeszcze przede mną - nie boję się o tym mówić głośno bo wiem, że każdy musi doświadczyć swojego punktu granicznego by zacząć zdrapywać kolejne warstwy źle położonej farby, która maskuje nas przed światem. Kłaniam się nisko z wyrazami wielkiego szacunku.
Dziękuję za podcast. Sama jestem na etapie domykania po rozejściu. Dziękuję za uświadomienie wszystkich faz/etapów rozejścia. Pomaga mi to poukładać się w trudniej sytuacji, chociaż to ja jestem odchodzącą. Ale odchodzącą z bardzo trudnej, niszczącej relacji. I dziękuję za uświadomienie, że nowa relacja może przyjść dopiero po rozliczeniu ze wszystkim, a tak najbardziej to chyba ze sobą. Pozdrawiam 😀
Dziękuję. Świetnie to usystematyzowalaś. U mnie wszystko szablonowo. Wszystkie etapy przeszlam w emocjach na maksa. Teraz czas na rekonstrukcję nowej tożsamości. Minął rok od rozstania. Odzyskałam siebie i moja Moc wróciła 💃
Słucham to drugi raz po dłuższej przerwie i przyszła mi do głowy taka myśl, że również wzorzec/sc hemat nie podtrzymywania/pracy w związku jakkolwiek to określimy - zabieramy ze związków naszych rodziców. Oni jeśli się nie rozwiedli/ rozstali żyli obok siebie. Jeszcze kolejny paradoks sobie uświadomiłam. Rozwodząc się musiałam wręcz udowodnić razem z byłym w temacie opieki nad dzieckiem. Pary które nie są małżeństwem nic nikomu nie udowadniają, nic nie robią, przynajmniej nie muszą poza alimentami . Także gratuluję ustawodawcom na całym chyba świecie i pomysłu małżeństwa i rozwodu. Szczególnie, że np. w Anglii był okres gdy nie było rozwodów bez orzekania o winie.
Jak jesteśmy przy takim temacie to ja bym bardzo potrzebowała i prosiła o odcinek o tym jak radzą sobie w dorosłym życiu i związkach osoby, których rodzice są po rozwodzie.
Myślę, że rozwód rodziców to nie jest problem, o ile dorośli zachowywali się jak dorośli. Sam w sobie rozwód nie musi być traumą dla dzieci, więc nie wiem z jakim konkretnie wyzwaniem się mierzysz, po rozstaniu rodziców.
@@MartaNiedzwiecka Hej, posłuchałam podcastu wczoraj, jest świetny! Akurat sama jestem w kryzysie w mojej relacji i bardzo przydał mi się opis faz rozchodzenia się, żeby zdać sobie sprawę, gdzie z partnerem teraz jesteśmy. I wreszcie zaczynamy razem nad tym pracować. Ale do brzegu: moi rodzice rozwiedli się kiedy miałam 15 lat, nagle z domu zniknął ojciec, z którym byłam mocno związana. To był czas wyboru liceum, egzaminy gimnazjalne itp. Czułam się przez rodziców opuszona, zostawiona sama sobie, było mi wszystko jedno co będzie dalej z moją edukacją i zamiast do szkoły artystycznej poszłam do ogólniaka. Wybrałam źle, do tej pory (jestem po 30-tce) mierzę się ze zmianą ścieżki zawodowej wybranej z przypadku... Jestem po 2 latach terapii, którą z przerwami kontynuuję. Długo bałam się być w poważnym związku. Całe lata zajęło mi odbudowanie zrujnowanych relacji z rodzicami, tym bardziej że jako zbuntowana nastolatka nienawidziłam nowych partnerów moich rodziców. Nie chciałam mieszkać z obcymi dla mnie ludźmi (nowi partnerzy rodziców), uciekałam do Babci, za granicę, wcześnie zaczęłam pracę, miałam epizody depresyjne. Rozwód rodziców to był dla mnie koszmar. Dodam, że nie było u nas w domu żadnych nałogów ani patologii. Jako wrażliwa nastolatka potwornie to przeżyłam.
A dlaczego ludzie nie są gotowi wydatkować chociażby połowy swojej energii i emocji, które "wydatkują" w trakcie konfliktu i rozchodzenia na reformowanie swojego związku ?. Co sprawia ze uważają że nie opłaca" im się to ?.
Chciałabym zapytać, wracając do tematu emocji, czy kiedyś pojawi się podkast o żalu/rozpaczy, bo nie wiem czy jest gdzieś i go znaleźć nie mogę, czy po prostu go Pani nie planuje. Po prostu brakuje go trochę do pełni szczęścia w temacie emocji. Serdeczności
Mam jedno pytanie - jeśli jest się z osobą która jest zdiagnozowana przez psychoterapeutę jako osoba uzależniona od marihuany i zażywająca ją codziennie kilka razy dziennie od lat i ta osoba mówi wprost że nie zamierza nic z tym robić, to co robić w takiej sytuacji? Nie wiem czy mogę zrobić cokolwiek poza odejściem, jednocześnie słyszę, że "wiedziałam co brałam" bo palił już jak się schodziliśmy, a ja nie zauważyłam, nie wiem jak, że jest problem.. I teraz czuję się jak ostatnia idiotka bo ma rację, mogłam podziękować na początku... A teraz wygląda to tak że to ja stwarzam problem bo go krzywdzę swoją decyzją o odejściu bo przecież on był szczery od początku. No bo był. Ale ja się boję zostać w tym związku, bo nie wiem jakie będą konsekwencje w przyszłości. A mój strach jest nazywany "dramatyzowaniem" i "brakiem akceptacji jego jako partnera"... a u nas jest w ogóle kombo, bo on jest osobą uzależnioną, a ja mam chroniczną chorobę autoimmunologiczną dosłownie karmiącą się moim stresem i to jeszcze w fazie zaostrzenia.....
No ja bardzo nieczęsto wprost odpowiadam na takie pytania. Ale sprawa brzmi serio. WIęc odpowiem tak - sprawdz jakie są symptomy współuzależnienia i uwikłania z osobą uzależnioną (nawet w internecie) zobacz gdzie z tym jestes i podejmij decyzję. Na pewno nie zdołasz "wyleczyć" kogoś, kto nie chce nic robić z nałogiem.
@@asiafretless4864 związek zamknęłam. Było to wycieńczające, więc powiedziałam że albo coś z tym razem robimy, walczymy z nałogiem albo ja odchodzę bo nie widzę dla siebie dobrej przyszłości w tej relacji. Powiedział że ok, żebym odeszła skoro mi nie pasuje. Tak zrobiłam i nie żałuję ani trochę. Żałuję tylko ze zrobiłam to tak późno kiedy już sama byłam na wykończeniu 😂😅
A czy po rozstaniu powrót jest możliwy? A może inaczej, jak to zrobić, co jest do tego potrzebne? Bo co jeśli faktycznie myślimy, że ta relacja to była właśnie TA i chcemy o nią walczyć. (tak, wiem, ze był na to czas, ale) Dziękuję za niepotraktowanie tego jako głupie pytanie.
Nie jest głupie, ale nie da się na nie odpowiedzieć. Nie znam warunków i nie znam ludzi, więc nie wiem, czy to możliwe czy niemożliwe i co można by zrobić. Natomiast jeśli to się nie stało, to można myśleć, że raczej nie było na to miejsca.
Kilka osób z mojego otoczenia nie przetrwało próby kwarantanny i teraz patrząc na nich intensywnie szukających nowych partnerów widzę, że jest to ogromny i czasochłonny ukierunkowany wysiłek energetyczno-emocjonalny. Nawiązywanie nowych relacji, przymykanie oka na niektóre rzeczy, podejmowanie aktywności na które może nie ma się czasu ani ochoty, ale ma się nadzieję na poznanie kogoś nowego. Z drugiej strony bycie w relacji trochę rozleniwia, daje komfort zajęcia się innymi rzeczami niż szukanie, co jednak w dłuższej perspektywie może być złudne i do zobojętnienia i rozstania prowadzić. Myśl w tym temacie mam taką, żeby w długoletni związek angażować chociaż ułamek tych chęci, energii, entuzjazmu i różowych okularów jak w poszukiwania, a przede wszystkim doceniać go na co dzień, bo ostatecznie bilans zysków i strat będzie korzystniejszy niż rozstanie się i poszukiwania (oczywiście wyłączając z tematu patologie wszelakie).
Bardzo bystra i celna obserwacja :)
Tak naprawdę to wydaje mi się super błaha i oczywista, ale dla mnie była przełomowa i mimo że w teorii wiedziałam, że nad związkiem trzeba pracować, to zmieniła moje podejście do partnera.
Obserwacja oczywista i błaha... żeby to było takie proste, żeby to wystarczyło. Obie osoby muszą równie mocno chcieć, równie mocno się zaangażować. Samemu nie zbuduje się solidnej "ściany domu/związku", tym bardziej na coraz bardziej chybocacym się fundamencie...
Bardzo trafnie Pani podejmuje temat. Jest w tym wiele empatii i zrozumienia. To uspokaja i pomaga wytyczyć drogę procesu odejścia od partnera. To nie musi być wojna, jak proponują inne yutuberki a może być pogodzenie się z rozpadem relacji i związku i budowaniem siebie na nowo. Dziękuję.
Wojna bardzo rzadko bywa rozwiązaniem, raczej generuje nowe problemy.
Pani Marto, dziękuję bardzo za ten pierwszy przyczynek do naświetlenia bolesnego tematu rozstania. Nie sądziłem, że ten proces będzie przebiegał u mnie tak długo i tak boleśnie go przejdę. Odnalazłem siebie i swoją sytuację w wielu fragmentach Pani wykładu. Takie tąpnięcie sprawiło jak wiele pracy jeszcze przede mną - nie boję się o tym mówić głośno bo wiem, że każdy musi doświadczyć swojego punktu granicznego by zacząć zdrapywać kolejne warstwy źle położonej farby, która maskuje nas przed światem.
Kłaniam się nisko z wyrazami wielkiego szacunku.
Pozdrawiam ciepło :)
Dziękuję za podcast. Sama jestem na etapie domykania po rozejściu. Dziękuję za uświadomienie wszystkich faz/etapów rozejścia. Pomaga mi to poukładać się w trudniej sytuacji, chociaż to ja jestem odchodzącą. Ale odchodzącą z bardzo trudnej, niszczącej relacji. I dziękuję za uświadomienie, że nowa relacja może przyjść dopiero po rozliczeniu ze wszystkim, a tak najbardziej to chyba ze sobą. Pozdrawiam 😀
Tak, zamkniecie jest konieczne. Pozdrawiam :)
Dziękuję. Świetnie to usystematyzowalaś. U mnie wszystko szablonowo. Wszystkie etapy przeszlam w emocjach na maksa. Teraz czas na rekonstrukcję nowej tożsamości. Minął rok od rozstania. Odzyskałam siebie i moja Moc wróciła 💃
:D
Bardzo mi się podoba twoje podejście do tematu z pełnym szacunkiem i pięknym sercem do ludzkiej nieperfekcyjności. Bardzo dziękuję.
Ciesze się, że to słychać :)
Dzięki Tobie będzie łatwiej, mam nadzieję. Pozdrawiam.
Ma Pani tak ogromną wiedzę. ..ze jak słucham to zdobywam jakby calkiem.nową perspektywę, i tak sa osoby które lubią taki "vanitas" vibe.
Cieszę się, że czuje Pani ze mną "vanitas vibe" :)
Słucham to drugi raz po dłuższej przerwie i przyszła mi do głowy taka myśl, że również wzorzec/sc hemat nie podtrzymywania/pracy w związku jakkolwiek to określimy - zabieramy ze związków naszych rodziców. Oni jeśli się nie rozwiedli/ rozstali żyli obok siebie. Jeszcze kolejny paradoks sobie uświadomiłam. Rozwodząc się musiałam wręcz udowodnić razem z byłym w temacie opieki nad dzieckiem. Pary które nie są małżeństwem nic nikomu nie udowadniają, nic nie robią, przynajmniej nie muszą poza alimentami . Także gratuluję ustawodawcom na całym chyba świecie i pomysłu małżeństwa i rozwodu. Szczególnie, że np. w Anglii był okres gdy nie było rozwodów bez orzekania o winie.
Jak jesteśmy przy takim temacie to ja bym bardzo potrzebowała i prosiła o odcinek o tym jak radzą sobie w dorosłym życiu i związkach osoby, których rodzice są po rozwodzie.
Myślę, że rozwód rodziców to nie jest problem, o ile dorośli zachowywali się jak dorośli. Sam w sobie rozwód nie musi być traumą dla dzieci, więc nie wiem z jakim konkretnie wyzwaniem się mierzysz, po rozstaniu rodziców.
@@MartaNiedzwiecka Hej, posłuchałam podcastu wczoraj, jest świetny! Akurat sama jestem w kryzysie w mojej relacji i bardzo przydał mi się opis faz rozchodzenia się, żeby zdać sobie sprawę, gdzie z partnerem teraz jesteśmy. I wreszcie zaczynamy razem nad tym pracować.
Ale do brzegu: moi rodzice rozwiedli się kiedy miałam 15 lat, nagle z domu zniknął ojciec, z którym byłam mocno związana. To był czas wyboru liceum, egzaminy gimnazjalne itp. Czułam się przez rodziców opuszona, zostawiona sama sobie, było mi wszystko jedno co będzie dalej z moją edukacją i zamiast do szkoły artystycznej poszłam do ogólniaka. Wybrałam źle, do tej pory (jestem po 30-tce) mierzę się ze zmianą ścieżki zawodowej wybranej z przypadku... Jestem po 2 latach terapii, którą z przerwami kontynuuję. Długo bałam się być w poważnym związku. Całe lata zajęło mi odbudowanie zrujnowanych relacji z rodzicami, tym bardziej że jako zbuntowana nastolatka nienawidziłam nowych partnerów moich rodziców. Nie chciałam mieszkać z obcymi dla mnie ludźmi (nowi partnerzy rodziców), uciekałam do Babci, za granicę, wcześnie zaczęłam pracę, miałam epizody depresyjne. Rozwód rodziców to był dla mnie koszmar. Dodam, że nie było u nas w domu żadnych nałogów ani patologii. Jako wrażliwa nastolatka potwornie to przeżyłam.
❤
Dziękuję za kolejny świetny odcinek. Z youtuberskim pozdrowieniem, K.
:))))
A dlaczego ludzie nie są gotowi wydatkować chociażby połowy swojej energii i emocji, które "wydatkują" w trakcie konfliktu i rozchodzenia na reformowanie swojego związku ?. Co sprawia ze uważają że nie opłaca" im się to ?.
Chciałabym zapytać, wracając do tematu emocji, czy kiedyś pojawi się podkast o żalu/rozpaczy, bo nie wiem czy jest gdzieś i go znaleźć nie mogę, czy po prostu go Pani nie planuje. Po prostu brakuje go trochę do pełni szczęścia w temacie emocji. Serdeczności
Fakt, wspominam o tym przy bezradności, ale nie ma dedykowanego odcinka. Bardzo dziękuję za sugestię - na pewno powstanie taki odcinek.
Mnie odchodzenie zajelo 10 lat. Od dnia slubu, kiedy uswiadomilam sobie ze to byl blad niestety.
Wow..
Mam jedno pytanie - jeśli jest się z osobą która jest zdiagnozowana przez psychoterapeutę jako osoba uzależniona od marihuany i zażywająca ją codziennie kilka razy dziennie od lat i ta osoba mówi wprost że nie zamierza nic z tym robić, to co robić w takiej sytuacji? Nie wiem czy mogę zrobić cokolwiek poza odejściem, jednocześnie słyszę, że "wiedziałam co brałam" bo palił już jak się schodziliśmy, a ja nie zauważyłam, nie wiem jak, że jest problem.. I teraz czuję się jak ostatnia idiotka bo ma rację, mogłam podziękować na początku... A teraz wygląda to tak że to ja stwarzam problem bo go krzywdzę swoją decyzją o odejściu bo przecież on był szczery od początku. No bo był. Ale ja się boję zostać w tym związku, bo nie wiem jakie będą konsekwencje w przyszłości. A mój strach jest nazywany "dramatyzowaniem" i "brakiem akceptacji jego jako partnera"... a u nas jest w ogóle kombo, bo on jest osobą uzależnioną, a ja mam chroniczną chorobę autoimmunologiczną dosłownie karmiącą się moim stresem i to jeszcze w fazie zaostrzenia.....
No ja bardzo nieczęsto wprost odpowiadam na takie pytania. Ale sprawa brzmi serio. WIęc odpowiem tak - sprawdz jakie są symptomy współuzależnienia i uwikłania z osobą uzależnioną (nawet w internecie) zobacz gdzie z tym jestes i podejmij decyzję. Na pewno nie zdołasz "wyleczyć" kogoś, kto nie chce nic robić z nałogiem.
@@MartaNiedzwiecka Bardzo Ci dziekuje za rade
@@Tasza019jak u Ciebie?
@@asiafretless4864 związek zamknęłam. Było to wycieńczające, więc powiedziałam że albo coś z tym razem robimy, walczymy z nałogiem albo ja odchodzę bo nie widzę dla siebie dobrej przyszłości w tej relacji. Powiedział że ok, żebym odeszła skoro mi nie pasuje. Tak zrobiłam i nie żałuję ani trochę. Żałuję tylko ze zrobiłam to tak późno kiedy już sama byłam na wykończeniu 😂😅
@@Tasza019 cudownie. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze dla Ciebie ♥️
A czy po rozstaniu powrót jest możliwy? A może inaczej, jak to zrobić, co jest do tego potrzebne? Bo co jeśli faktycznie myślimy, że ta relacja to była właśnie TA i chcemy o nią walczyć. (tak, wiem, ze był na to czas, ale)
Dziękuję za niepotraktowanie tego jako głupie pytanie.
Nie jest głupie, ale nie da się na nie odpowiedzieć. Nie znam warunków i nie znam ludzi, więc nie wiem, czy to możliwe czy niemożliwe i co można by zrobić. Natomiast jeśli to się nie stało, to można myśleć, że raczej nie było na to miejsca.
Ale mi dziwnie tak na bieżąco ze zmierzchami być 😦
Czy w takim razie odpowiedzialność=wina?