Temat się wywodzi z czasów przedwojennych, kiedy panował głód mieszkaniowy i bezrobocie. Teren osiedla "należał " do parafii jako nieużytki, a parafia nie miała owieczek i zero na tacy. Ówczesny proboszcz namawiał ludzi do osiedlania się i budowy domów. Nikt wtedy nie myślał o aktach notarialnych. Po wojnie, kiedy znacjonalizowano majątki kościelne, Miasto pobierało od mieszkańców podatki od nieruchomości, meldowało, można było rejestrować działalność gospodarczą. Te działania utwierdzaly mieszkańców, że są posiadaczami samoistnymi. Po czym w 1994 roku miasto przekazało osiedle wraz z mieszkańcami Kościołowi, w sumie nie wiadomo na jakiej podstawie zapadł wyrok. A Kościół, jako że wartość terenu znacznie wzrosła, pozbywa się mieszkańców, oferując pomóc tylko w kwestii przeprowadzki. Tyle, że większość nie ma się dokąd przeprowadzać.
jesli ktos siedzi na cudzym a nie kupil i nie ma dokumentow to wlasciwie o co chodzi
Temat się wywodzi z czasów przedwojennych, kiedy panował głód mieszkaniowy i bezrobocie. Teren osiedla "należał " do parafii jako nieużytki, a parafia nie miała owieczek i zero na tacy. Ówczesny proboszcz namawiał ludzi do osiedlania się i budowy domów. Nikt wtedy nie myślał o aktach notarialnych. Po wojnie, kiedy znacjonalizowano majątki kościelne, Miasto pobierało od mieszkańców podatki od nieruchomości, meldowało, można było rejestrować działalność gospodarczą. Te działania utwierdzaly mieszkańców, że są posiadaczami samoistnymi. Po czym w 1994 roku miasto przekazało osiedle wraz z mieszkańcami Kościołowi, w sumie nie wiadomo na jakiej podstawie zapadł wyrok. A Kościół, jako że wartość terenu znacznie wzrosła, pozbywa się mieszkańców, oferując pomóc tylko w kwestii przeprowadzki. Tyle, że większość nie ma się dokąd przeprowadzać.