Aż mi się przypomniała moja edukacja podstawowa i gimnazjalna, podczas której moi rodzice wydawali rocznie setki złotych na książki, których nie można było sprzedać, bo młodsze klasy szły inną podstawą programową. Mówiąc krótko pieniadze w błoto. Jebać cały system edukacji w tym kraju.
Pamiętam jak mieliśmy podręczniki nowej ery do fizyki w liceum. Nie było tam wzoru, który był potrzebny do wykonania ćwiczeń tylko dwie strony pierdolenia o dupie marynie, jakimś pseudo naukowym językiem (jak to mówiła moja nauczycielka od wiedzy o kulturze "naukawym") i siedziałam nad tym gównem próbując cokolwiek zrozumieć. Potem się poddałam i dałam to tacie, który bardzo dobrze ogarnia i matme i fizykę i siedział nad tym dwie godziny cały czas. Gdzieś w nocy zawołał mnie napisał wzór na kartce i wytłumaczył to w mniej niż pięć minut. No to jest żałosne po prostu.
Na tę okazję przydaje się hashtag #jprdl Ciekawe, czy pandemia sprawi, że nawyki higieniczne pozostaną w instytucjach publicznych, czy też rezygnacja z nich będzie częścią powrotu do (nie)normalności
Zawsze gdy podczas jakiejś rozmowy narzekałam na ciężki plecak to odpowiedz była "Przecież możesz włożyć do szafki!" a to nie jest takie proste. Trzy książki muszę wsiąść żeby móc wykonać zadanie domowe, jedną żeby pouczyć się na najbliższy sprawdzian a kolejne dwie bo mam niedługo egzaminy końcowe i muszę do nich powtórzyć. Nie mówię już o wyciągnięciu z szafki książki od matematyki bo pani się na mnie uwzięła i możliwe że będzie mnie pytać na kolejnej lekcji. A następnego dnia muszę połowę z tych książek odnieść i inne wsiąść a połowę której nie odniosłam zostawiłam z domu bo muszę nadrobić zaległości. Więc ostatecznie i tak bardziej opłaca się trzymać je w domu. Nie mówię już o uczniach którzy mają po lekcjach swoje zajęcia i nie mają chwili żeby z tej zbyt małej szafki wygrzebać odpowiednie podręczniki i poprzednie ułożyć tak aby następnym razem nie grzebać na ślepo.
Wow, w sumie przypomniałaś mi filmik Gargamela, w którym padł właśnie argument o zostawianiu książek w szafce. Obawiam się, że cały tamten materiał byłby teraz dla mnie ciężki do obejrzenia, a nie lekko się go oglądało już wtedy. Aż trochę szkoda, że wtedy Krzysztof nic nie tworzył, jego rozmowa z tamtym Gargamelem (bądźmy szczery jako osoba mocno się zmienił) byłaby ciekawa i mogłaby totalnie zmienić bieg historii polskiego YouTuba (musiałam to tak zabawnie brzmi xD), no bo "Jak to? Ktoś zaorał Gargamela? Ktoś jest tak samo jak nie bardziej wyszczekany?" XD KTOŚ TU PŁYNIE Tak jeszcze napomknę, że w polemikę z Gargamelem wszedł Zagrajnik TV, ale to nie odbiło się za sporym echem. Jeszcze do argumentu z książkami ja do tej pory pamiętam tekst matematyczki z 4 klasy "To nie jest amerykański film, tylko polska szkoła - książek w szafkach nie zostawiamy". I jasne, ludzie zawsze zostawiali książki w szafkach, jedną czy dwie, ale i tak najczęściej przekładało się to na lżejszy plecak w szkole i kosztem tego więcej chodzenia po niej na przerwach. Jako osoba, która dużo się nachodziła do tej instytucji nikt mi nie wmówi tych bzdur, że np. "oh, ale plecak to taki przyjaciel kręgosłupa jest", NIE WREDY KIEDY POD JEGO WPŁYWEM ROBI SIĘ WKLĘSŁY XDDD
"Krótki film o prawdzie i fałszu" SciFuna jest na tyle dobry, że powinien być wyświetlany na zajęciach w szkołach. Tak à propos co do krytycznego myślenia.
Jeszcze gdyby szkołom zależało na krytycznym myśleniu ich uczniów. To jest przerażające, że właśnie chcą mieć takich bezmózgów, którzy bezdyskusyjnie wykonują rozkazy i polecenia.
Ja przez 4 lata walczyłem w swojej szkołę o to bym mógł korzystać z książek elektronicznych na swoim laptopie, ale regularnie mi odmawiano xd. Napomknę tylko że to było technikum informatyczne
no tak jest, wszystko co informatyczne, to przedmioty poboczne. Podstawowe to nadal "POODSTAWA PROGRAMOWAAAA" i wszystko musi być ustandaryzowane (czyt. przestarzałe o 30 lat)
pamiętam te ksiązki z polskiego w gimbie , były duże i grube czyli chyba z 200 coś stron. W tych książkach były wyrwane randomowe fragmenty z lektur lub innych opowieści co czyniło, że właśnie tekst był niezrozumiały i po prostu głupi bo wyrwany ze środka jakieś książki
Sama pracuję w szkole, uczę francuskiego, i podręczniki do mojego języka i tak rodzice muszą co roku kupować. Czemu co roku ? Bo teraz co chwilę są reformy - ledwo wydłużono liceum na 4 lata, więc wydano nowe książki, które od starych różnią się tylko grubością (bo materiał jest ten sam, tylko podzielony na cztery części zamiast trzech), to za 2 lata będzie nowa matura, więc wszystkie książki zostaną wydane na nowo, wzbogacone o pewnie dodatkowe 5 stron z zadaniami maturalnymi na końcu zeszytu ćwiczeń albo podręcznika. I tak w kółko... 🙄 A jeśli gdzieś pojawił się błąd merytoryczny w wydaniu z 2005 roku, to przez te 10 reedycji i tak nie został poprawiony. Dzięki temu, że nikt nie sprawdza tych treści i nie kusi się o ich uaktualnianie, to współcześnie nadal są książki, w których młodzież słucha muzyki z magnetofonu i empetrójki xD
Może pójdę na polonistykę... Nie, nie chcę zostać elitą literacką, tylko korektorem. Miałem z tym styczność, ale nie szło mi zbyt dobrze, bo miałem problemy z przecinkami itp. Dodatkowo języki obce - jeśliby zaczęli wydawać te dodatkowe złote na korektorów, to miałbym niezłą robotę załatwioną.
Vlog wyszedł już 3 miesiące, ale rzucę tu swoje trzy grosze dla osób, które bardzo bronią papieru i tego jak dziecko pracuje z papierem. Dobrze niech se będą książki, pomińmy jak często je trzeba wymieniać, ale oszczędźmy chociaż plecy dzieci. Szafki! Szafki nic nie dają, z czegoś trzeba zadania zrobić i się pouczyć. Mojej świętej pamięci gimnazjum zgniecione przez reformę kupiło jako rada rodziców używane podręczniki do każdej sali. Ja nie nosiłam swoich egzemplarzy, czekały na mnie w sali lekcyjnej. Przy skali zakupywania podręczników do szkół jakim problemem byłoby je kupić do sal zamiast zagrzebać w bibliotece? A w domu by dziecko miało elektroniczną wersję. Miałby obcowanie z obiema formami.
Chodziłam do prywatnego, darmowego technikum i uważam ten wybór za jeden z lepszych. Mimo pewnych minusów nie zdexydowałabym się na państwową placówkę. Mieliśmy darmowe książki w szkole, które bralismy zawsze z sekretariatu przed lekcją, a potem odnosilismy. Mogliśmy je również wyporzyczyc do domu na jakiś czas. Dodatkowo dostawalismy płytę z książkami w formie PDF. Jedynymi rzeczami, które musieliśmy kupować to były zeszyty, a podręczniki do języków tylko kto chciał. Smutne jest to, że taki dostęp do podręczników jest możliwy tylko dzięki osobnym inwestorom.
Ale prawda też jest taka, że to o czym piszesz, nie wymaga astronomicznych nakładów finansowych. To nie jest basen olimpijski w szkole albo full wyposażone laboratorium biotechnologiczne. Tym bardziej dziwi i złości, że nie może być to powszechny standard...
Pamiętam jak za czasów mojej edukacji gimnazjalnej również uderzyła mnie absurdalność tego problemu. Co prawda nie rozumiałem tego tematu tak dogłębnie, jednak męczyło mnie noszenie codziennie nawet do 7-8kg papierologii. Miałem nawet pomysł by zamiast tego kupić czytnik Kindle i wgrywać tam podręczniki cyfrowe, jednak gdy skonsultowałem to z dyrektorem usłyszałem zwyczajne "Nie". Dlaczego? "Bo nie."
Pamiętam, jak w mojej szkole było ważenie plecaków, a później jeszcze dyrektorka chodziła i sprawdzała, co my w tych plecakach nosimy. Kiedy sprawdziła mój, powiedziała żebym nie nosiła dodatkowego piórnika (w podstawówce zawsze miałam drugi piórnik na kredki). Bo oczywiście to właśnie ten cholerny piórnik sprawiał, że uginałam się pod plecakiem, a nie z 6 podręczników, tyle samo ćwiczeń i zeszytów.
U mnie w szkole były tablety. ,,Dlaczego z nich nie korzystamy? ,,Bo nie." Czy naprawdę nikt w mojej szkole nie skumał, że jeśli dzieci same chcą się uczyć przedmiotu bo są nim zaciekawione a nauczyciel ich nie terroryzuje, to nauczyciele mogą sprawniej i lepiej prowadzić lekcję, robić szerszą objętość wiedzy, i nie ograniczać się do nie aktualnej wiedzy z podręcznika? XDD
Takie miało być zadanie Gimnazjów wyłapywać osobę co ja interesuje i prowadzić ją tym torem. Nie wiem co się zadziało że gimnazja z moich lat (2004) to trauma do końca życia.
Pamiętam jak byłem w technikum nasz dyrektor organizował giełdy podręczników, gdzie mogliśmy odkupić od starszych roczników używane podręczniki. Niestety jedna z nauczycielek nie uznawała podręczników "przestarzałych" i każdemu z nieaktualnym podręcznikiem wstawiała z łaski nieprzygotowanie a później leciały pały. Najzabawniejsze jest to, że porównując stary podręcznik z nowym były niewielkie zmiany w postaci innej grafiki czy odmiennego ułożenia zdania, a sama nauczycielka często miała merch wydawnictwa tego podręcznika. A jeśli chodzi o wiedzę w podręcznikach (patrząc z perspektywy wiedzy technicznej) to często te stare wydania podręczników np. z lat 70/80 miały o wiele jaśniej wytłumaczone zjawiska niż nowe wydania/książki gdzie często treść była głównie laniem wody, a objaśnienie było albo nie zrozumiałe (dla osoby zapoznającej się z tematem) albo ogólnikowe.
Taaak...podręczniki...najbardziej rozwaliła mnie biologia, gdzie napisano 'kość stępu'...ale jak to KOŚĆ?! Czyżby na radiologii wpuścili mnie w maliny? Ano nie! Dwa razy sprawdziłam. KOŚĆ! JEDNA?! ...że nie wspomnę o tym, że według autora podręcznika do biologii dla klas 7 kości nadgarstka "się nie łamią"... sic!
miałem taką zrytą podstawówkę że codziennie mieliśmy po 10kg książek a jak ktoś miał telefon to ostrzej się rzucali nauczyciele niż gdyby ktoś dosłownie palił marihuanę na korytarzu niby postanowili zainwestować w szafki... ale tylko dla klas 1-3 co i tak trzymają książki w salach i jedynie przynoszą przybory pod koniec połowa klasy miała skoliozę
U mnie było dosłownie tak samo, kiedy raz zważyłam plecak ważył 8 kilogramów, musiałam z nim jechać codziennie na rowerze. Po szkole zawsze bolały mnie plecy. A co do szafek to w końcu się pojawiły, po tym jak skończyłam ósmą klasę. W liceum za to od razu dostaliśmy szafki, zastanawiam się jak przeżyłam targanie takiej ilości papieru w wieku 13 lat.
Bardzo dobrze poruszony temat. Co do podręczników to w moim liceum, jak jeszcze nie były darmowe podręczniki, to na początku trzeciej klasy liceum koleś od WOSu (bo miałem rozszerzony xd) kazał nam kupić repetytorium za 100 zł, kto nie miał tegoż repetytorium, to dostawał 1 na każdej lekcji. Nie było też mowy o wspólnym kupieniu i podzieleniu się kosztami z innymi, bo każdy miał mieć I koniec. Oczywiście, nikogo nie oskarżam ale obstawiam, że szanowny nauczyciel dostał jakiś fajny prezent w zamian za wymuszenie na nas kupienia tego repetytorium. Co więcej to repetytorium miało błędy językowe, graficzne i merytoryczne więc uczenie się z niego do matury w ogóle nie wchodziło w grę. Ja jestem obrzydliwy socliberałem, ale uważam że skoro mamy już publiczne szkolnictwo, to niech to szkolnictwo będzie przemyślane i niech idzie z duchem czasu. W 2010 Grzegorz Napieralski w wyborach prezydenckich miał postulat, żeby każdy uczeń dostał laptopa do szkoły, Palikot też w 2011 szedł z takim postulatem - śmiano się z nich, że są głupi i było wielkie jedno xD, teraz okazuje się że wyżej wymienieni panowie mieli racje a reszta nie. Ja chciałbym usłyszeć więcej w tym temacie, więc tym komentarzem chce zachęcić Cię drogi prowadzący do nagrania kolejnej części. Jak zwykle vlog merytoryczny, możesz też opowiedzieć o grantach na uczelni, bo zamierzam zrobić doktorat i fajnie by było usłyszeć jak to tam wszystko działa. Pozdrawiam serdecznie i życzę smacznego piwa!
Idę o zakład, że autor tego repetytorium był jego kumplem i odpalał mu 10%. Zresztą znam trzy takie przypadki, a jeden wykładowca, który robił dokładnie to, o czym piszesz, dostał wyrok za to. Nie pamiętałem tych postulatów lewicy, no popatrz. Ale są absolutnie sensowne, jeśli chcemy faktycznie podtrzymywać bezpłatną edukację (co ja akurat popieram częściowo tylko, ale to dłuższy temat). Granty XD no, panie, to jest dopiero temat. Long story short: kierują człowieka w stronę okwieconej doliny wśród gór, ale nie wspominają, że drogą do niej jest bagno z krokodylami.
@@KrzysztofMMaj U mnie na uczelni było lepiej. Pan profesor, autor bardzo przydatnej książki do podstaw konstrukcji maszyn, wymagał aby każdy posiadał swój egzemplarz przy egzaminie i go podpisywał, aby czasem inna osoba z niego nie skorzystała. Najlepsze było jak ktoś nie miał swojego egzemplarza na egzaminie, wtedy była rozmowa: - Czy posiada pan książkę? - Nie. - Czy chciałby zakupić pan książkę na miejscu? (wyjmuje egzemplarz na biurko) - Tak, proszę tutaj jest 100 zł. - Dziękuję, czy chciałby pan przekazać książkę na cele naukowe dla uczelni? - Tak. - Dziękuję. (chowa egzemplarz pod biurko)
@@888Huberto888 Czy.. czy wy nie macie, nie wiem, rozumu..? Przecież coś takiego na pewno nie jest legalne. Wystarczy zresztą się zbuntować całym rokiem, co powinno być proste bo kto chce wydawać tyle kasy po nic i gość powinien dostać jakieś od uczelni kary. Jak ktoś pluje ci w twarz to też mówisz "o, pada"?
@@GreatAdos w praktyce nic nie można zrobić z takimi "profesorami" bo mają 20 lat stażu i są dobrymi znajomymi władz uczelni. Jakby wyrzucić takich ludzi to najlepsze polskie uniwerki straciłyby 1/4 kadry. Pamiętaj że każdy chce zdać a tacy ludzie uczą zazwyczaj najcięższych przedmiotów
To ja się podzielę historią o lekcjach polskiego z mojego liceum - na początku roku wykaz książek, podręcznik oczywiście trzeba kupić (1 na jeden semestr, czyli dwa na cały rok szkolny). Szafek nie było, mieliśmy jedynie "boksy" z wieszakami jak w szatni - w pewnym momencie się zdenerwowałam i zaczęłam tam wieszać reklamówkę, do której wkładałam książki, aby nie nosić ich z domu do szkoły i z powrotem (nigdy nic nie zginęło gdyby ktoś się martwił). I w większości przypadków miało to jak najbardziej sens, jednak w przypadku rzeczonego języka polskiego - absolutnie żaden. 95% roku szkolnego działaliśmy na lekturach, więc nosić podręcznika nie opłacało się wcale. Kiedy omawialiśmy jakiś tekst inny niż lektury - okazywało się, że nie ma go w podręczniku i otwieraliśmy go na telefonach w internecie. Ale jak przyszedł jakiś dzień, jeden na pół roku, kiedy nauczycielka ubzdurała sobie, że podręcznik ma być i koniec, tekstu z podręcznika przecież nie da znaleźć się w internecie - to mieliśmy niezłą jazdę, gdyż była ona również naszą wychowawczynią. Na koniec dodam jeszcze, iż niezmiernie nie cierpiałam, gdy na naszej godzinie wychowawczej urządzała sobie język polski, bo godzina kiedy indziej jej wypadła.
Haha, nawet jeśli są szafki ba książki to i tak ich nie używaliśmy. Przecież zeszytów ćwiczeń się nie odłoży, bo PRACA DOMOWA z każdego przedmiotu i trzeba w domu zrobić, a jak tu ją zrobić bez podręcznika więc ten i też trzeba było wziąć c:
klasy 7-8 i niegdysiejsze gimnazjum podręczniki 1:1 tylko ze zmienioną okładką i numerkiem tak usłyszałem od nauczycieli którzy uczyli w moim dawnym gimnazjum
Na podstawie j. niemieckiego powiem, jest jeszcze gorzej. Bałwany wyrzucili sporo przykładów i tabel z zasadami gramatycznymi nie zmniejszając przy tym liczby zadań.
Podręczniki te same, ale 1/3 zawartego w nich materiału została wywalona z podstawy programowej i na egzaminach tego nie będzie. Nie wiem, ilu nauczycieli zdaje sobie sprawę z tych różnic, ale nie byłabym optymistką.
To już bardzo stary film, ale postanowiłam się wypowiedzieć jak bardzo byłam w szoku, gdy pytałam wykładowców akademickich o podręczniki a oni odsyłali mnie do internetu (dodatkowo, to studia techniczne, więc wiedza naprawdę potrafi zmieniać się z tygodnia na tydzień). Byłam w szoku, bo aż do szkoły średniej system wmawiał mi, że internet to same kłamstwa i jedynie święte podręczniki są coś warte. I dołączam się do klubu zwyrodnień kręgosłupa: również lędźwiowe, jako dziesięciolatkowie nosiliśmy po 6-7 kg książek.
To zdumiewające, jak często się wpiera ludziom, że w internecie są same kłamstwa. A to główny obieg najświeższych informacji naukowych, artykuły wychodzą coraz częściej w wersji digital first...
Pamiętam jak w późniejszej podstawówce oraz w gimnazjum mój rocznik był tym, który nie dość że nie zawsze mógł odkupić od starszych klas podręczniki, to jeszcze nie mógł ich potem sprzedać, bo ci za nami mieli już inny program. Przez to moi rodzice rok w rok kupowali przeważnie nowe książki za +- 700 zł, którymi później można było się co najwyżej podetrzeć albo spalić w piecu. Teraz skończyłam technikum i znowu miałam ten problem, że mogłam sprzedać tylko część podręczników, bo ci którzy teraz i rok temu zaczęli szkołę średnią mają już zupełnie inną podstawę programową...
Będąc w 1 klasie zety martwie się komu bym sprzedał moje książki po 1-2 klasie, czy jeszcze będą aktualne, no i to że nie znam nikogo któremu mógłbym je sprzedać.
Sam co roku śmieję się z darmowej edukacji przy okazji płacenia około 300zł za podręczniki xD Takie tam 300zł co roku, które mógłbym przeznaczyć na cokolwiek innego, co mogłoby mi się przydać o wiele bardziej niż podręcznik, który za rok okaże się, że zawiera zdezaktualizowane informacje... Tyle dobrego mnie spotkało, że część podręczników dostępna jest online za darmo (tu muszę pochwalić uczelnię, że tyle umiała studenciakom ogarnąć) przez lexotekę. Nie ma tam wszystkiego, ale jest sporo i zawsze to pieniądze w kieszeni a w zasadzie to na koncie bankowym. Kindle dla uczniów byłyby serio spoko sprawą, bardzo przyjemne w obsłudze urządzenie. Dodatkowo oprócz podręczników można by na nim trzymać swoje kochane książeczki do poduchy i trzymać wszystko w jednym miejscu! Super odcinek i życzę powodzenia w dalszej drodze!
Super pomysł uczelni, rzadka rzecz! Na tej zasadzie mnie podbudował ten system e-podręczniki, jasne, jest skromny na razie, ale na miejscu ministerstwa rozwijałbym go priorytetowo, bo też o wiele właśnie łatwiej o update'y i aktualizacje niż przy konieczności wypuszczenia całego nowego nakładu serii książek.
Po dwóch latach obejrzałem znów film i bogatszy w wiedzę, nie mogę się nią nie podzielić. Pracowałem na języku polskim na podręczniku "Oblicza Epok 2.1" autorstwa Dariusza Chempereka, Adama Kalbarczyka i Dariusza Trześniowskiego, wydawnictwo wsip, podstawa 2019 i czyta się go tak sobie. Zawiera może wszystko, czego wymaga podstawa programowa, ale trudno było mi zrozumieć materiał z podręcznika, konteksty były ubogie (o ile były), a internet i tak był wymagany, żeby sprawdzać definicje i wydarzenia historyczne wspominane w podręczniku, ponieważ zdarzało się, że albo nie były wystarczająco rozwinięte, albo nie zgadzały się w nich daty. I tutaj przyszedł mi na pomoc podręcznik literatury "Romantyzm" Stanisława Makowskiego z 1996 roku. W przeciwieństwie do podręcznika jezyka polskiego, podręcznik literatury czytało się właściwie dość dobrze, a wiedza przekazywana w nim była zgodna z oczekiwaniami nauczycielki i zadań wyjętych z państwowych egzaminów, które rozwiązywaliśmy na lekcji. Może jest to wynik tego, jak prowadzone są lekcje języka polskiego, ale prawie 30 letni podręcznik lepiej spełniał swoją funkcję niż stosunkowo nowy podręcznik. To, że jeden z podręczników jest podręcznikiem języka polskiego, a drugi literatury to inna ciekawa sprawa. Myślę, że to też jest jeden z powodów, dlaczego "Romantyzm" jest lepszy. Skupia się na węższym zakresie, bo "Oblicza Epok 2.1" zawiera dwie epoki, a nie jedną, ale też nie próbuje chować, że jego przeznaczenie jest inne. Ciekawe jest też to, że stara książka jest tańsza (ostatnio widziałem ją za 9zł i 15 za wysyłkę, w porównaniu do 25 i 11 za wysyłkę, co jest najtańszą opcją, którą znalazłem w przypadku książki "Oblicza Epok 2.1")
Najlepszym przykładem jak szybko podręczniki stają się aktualne są podręczniki do WoSu. Takie podręczniki już w momencie wydania są nieaktualne. Przykład? W moim podręczniku do WoSu był nieaktualny stan PE i Sejmu RP... nieaktualna struktura organizacyjna prokuratury itd.
U mnie w poczcie prezydentów Polski z podręcznika gimnazjalnego do WoSu brakowało obecnego prezydenta, o premierze to już nie wspomnę xDDD MAŁO CO PAMIĘTAM Z TYCH LEKCJI, ALE TO JAK DZIŚ XD
To jest niesamowite, że jako dziecko w podstawówce dostrzegłam parę błędów w podręczniku od biologii, bo akurat były na tematy, które mnie zainteresowały i sama zaczęłam szukać na ten temat informacji z ciekawości.
to nie tak że te błędy ktoś tam wstawił bo podręczniki piszą idioci, po prostu dla dziecka z podstawówki intencjonalnie stosuje się pewne uproszczenia i pójście do szkoły średniej wywraca niektóre zagadnienia do góry nogami. Ot choćby stany skupienia na fizyce, albo liczby urojone.
Pod koniec szkoły średniej zaczęłam weryfikować informacje z książek z wikipedią i innymi źródłami, pandemia więc miałam masę czasu na szukanie różnych ciekawostek żeby się popisać na lekcjach. W samej książce do Hisu której wydanie jest sprzed 2 lat było tyle błędów, że nauczycielka to mi chciała oddać lekcje do prowadzenia bo ją co chwilę poprawiałam
Aż mi się przypomniało porównanie "prawdy objawionej" podręcznika (kl. 2-3 liceum, rozszerzenie z biologii) z prawdą rzeczywistą (cicho, poLOLniści, wiem!) w kwestii ilości komórek nerwowych i glejowych. Student neurobiologii, który mi o tym opowiadał: Komórek jest mniej-więcej równo. Podręcznik: Komórek glejowych jest 10x więcej, niż nerwowych. Wikipedia: Jak student, ale z wyjaśnieniem, że stosunek 1:10 jest niegdysiejszym, błędnym założeniem. Podchodzę do nauczycielki, mówię jej, a ona trzyma się wersji z podręcznika. A potem udało mi się dokopać do paru badań na ten temat - podręcznik bredzi. Ale nie, na maturę mamy znać wersję błędną. Brawo, polskie szkodnictwo niższe.
ciągnij ten wątek! dusi się we mnie dokładnie ta sama chęć, co pana- chęć nauczenia ludzi się uczyć. doceniam to co pan robi, sama bym chciała przekazywać wiedzę o tym jak ją zdobywać w taki sam sposób jak pan. ale by mnie sluchano, muszę zdobyć autorytet, który pan, niewątpliwie ma. proszę, niech pan dalej o tym nagrywa! ludzie musza wiedziec jak wykorzystywać narzędzia
Będą jeszcze niejedne materiały na ten temat 😊 ale jedno muszę sprostować: autorytet nic nie daje. Zdarza mi się w sieci natrafiać na ludzi wierzących w jakiś dogmat (np. gry wideo są szkodliwe) i doktorat oraz powstająca habilitacja z zakresu groznawstwa plus fąfnaście bombilionów badań nic mi nie daje.
Jedna z ostatnich myśli mówiąca o tym, czym w rzeczywistości jest nauka, to dla mnie coś, co powinno być uczone na samym starcie nauki. Bardzo dobry materiał, pozdrawiam gorąco.
Wiesz co, może to jest różnica między młodymi a starymi - starzy pamiętają rzeczy ze szkoły jako święte, stąd mają problem z aktualizacją wiedzy. Młodzi mają jak Kelly Bundy, ale im łatwiej przystosować się do tego, że coś się zmieniło od czasów szkoły.
Miałem powiedzieć, że przecież my przecież też jesteśmy młodzi, ale potem zobaczyłem, że przywołujesz Kelly Bundy, a ja pamiętam, z którego to serialu, i mi uwaga o młodości uwięzła w gardle
Stary (umówmy się - powyżej 35 roku życia) coś przeczyta, to odruchowo w to wierzy i musi włożyć wysiłek w to, żeby zakwestionować informację. Bo kiedyś jak ktoś coś napisał, to musiał być do tego zatrudniony, opłacony, a jego wiedza lub umiejętności wyszukiwania informacji musiały być zweryfikowane. Młody, który dorastał w świecie internetu i "darmowych" informacji, które na niego czyhały, czy tego chciał, czy nie, automatycznie nie ufa niczemu. Bo celem wszystkich (z dobrym przybliżeniem) nagłówków jest przykucie jego uwagi, a nie dostarczenie mu wiedzy, której potrzebuje. Dlatego dyskusje międzypokoleniowe są takie ciekawe i warto zawsze mieć na nie przygotowaną dodatkową porcję popcornu. Nie chcę się tu jakoś mocno wpieprzać bez zgody właściciela kanału, ale niedawno dyskutowaliśmy na temat dowodów anegdotycznych na Fake News Busters na discordzie i doszliśmy do paru wniosków, które pokrótce spisałam tutaj fakenewsbusters.pl/dowod-anegdotyczny-poznajemy-mechanizmy-dzialania/
Nie przesadzajmy z nieaktualnością podręczników... analizy matematycznej wciąż się uczy przy pomocy Dyemidowicza (~1920), jak i Włodarskiego i Krysickiego (1954). Powód jest prosty - o ile jest duży postęp w różnych dziedzinach, to o tyle wiele jest dziedzin gdzie zmian wielu nie ma. Dla przykładu podręczniki do chemii, fizyki, biologi i matematyki nie stają się przestarzałe po paru latach (co najwyżej mały fragment). Większy problem w tym przypadku jest z ciągłymi zmianami programowymi. Za to vanity publishing może być odpowiedzialne za to, że pewnych książek po prostu nie można kupić - np. na temat równań różniczkowych. Tematy może i niszowe, ale nikt nie nakazał drukować w nakładzie 10K sztuk - nakład 500 sztuk i dodrukować jak się wyprzeda...
Włodarski-Krysicki byłby spoko podręcznikiem (tak samo jak mój ulubiony Gewert-Skoczylas, z książki Dyemidowicza jeszcze nie miałam okazji się uczyć) gdyby nie to, że część prowadzących upierdala punkty na kolokwium za użycie starych kwantyfikatorów których to studenci uczą się z tych właśnie książek.
@@ink5200 Nowe wydania używają nowych kwantyfikatorów. A tak po za tym jest to problem z prowadzącymi a nie z książkami. Trzeba im kijem przez łeb nabić. Niech za wczasu powiedzą żeby starych kwantyfikatorów nie używać, inaczej nie ma problemu z ich używaniem. Jak nie powiedzieli to nie ich idą na... precz z łapami od szczawiu, mój jest :P Krzysztof często się właśnie do takich wykładowców i nauczyciel czepia, i prawidłowo - trzeba po takowych jeździć.
@@darkestkhan z wykładowcami jest jeszcze taki problem, że kwantyfikatorów użwya się na wszystkich przedmiotach, nie tylko na analizie, ale to w podręcznik od analizy studenci gapią się najdłużej z wiadomych przyczyn, więc tu dochodzi jeszcze problem z niezgraniem materiału. a co do tego że nowe wydania są poprawione- chętnie bym to sprawdziła, ale najpierw musiałabym dostać taką książkę do ręki, a biblioteka nie aktualizuje się co tydzień ( a nawet jeśli to w obiegu dalej będą również te stare wersje podręczników bo jaką uczelnię stać na to żeby co chwila wszystko wymieniać).
@@ink5200 To prawda, że stare wersje są w obiegu. Z resztą się praktycznie niczym nie różnią od nowych wersji - w jednym z nowszych wydań uaktualnili kwantyfikatory i poprawili jeden błąd. Uczelnie stać aby wymienić*. Włodarski nie jest drogi. Swoją drogą najwięcej kwantyfikatorów to widziałem na logice. Analiza przy tym to pryszcz. Są też "analiza funkcjonalna w zadaniach" czy "równania różniczkowe w zadaniach"... i tych książek kupić nie idzie. Bo nie ma dodruku od 20 lat, a że wyprzedane... twój problem. Znaczy się, mój, bo ja chciałem kupić a nie mogłem. * ale skoczylasa (zależnie od książki) możesz mieć problem kupić... koniec nakładu - od 20 lat, oczywiście to że ludzie chcą kupić to nie ważne
W technikum stwierdziłem że nie kupię podręczników z przedmiotów z których jestem w stanie znaleźć wiedzę w innych źródłach przez co miałem problemy na podstawach działalność gospodarczej, bo cytując „moje odpowiedzi nie są zgodne z podręcznikiem”, co z tego że cytowałem ustawy, ale wychodzi na to że w szkole podręcznik jest ważniejszy od treści ustawy na które podręcznik powinien bazować. To było w 2017 roku, a podręcznik bazował przepisach jeszcze sprzed pakietu Kluski, czyli od ponad 10 lat nieaktualny. Moim zdaniem ten przedmiot powiem uczyć wyszukiwania informacji w ustawach, interpretacjach podatkowych, wyrokach sądów, (…) , a nie treść ustaw sprzed nie wiadomo ilu lat.
tak, więcej filmów prosimy! co prawda mam wrażenie, że z wyszukiwaniem wiarygodnych informacji u mnie nie jest źle, ale wiadomo - mogę się grubo mylić. fajnie byłoby to zweryfikować :)
Może a nuż coś się znajdzie nowego, challenge accepted :D ja się co rusz ostatnio dowiaduje o fajnych aplikacjach do zarządzania projektami i generalnych prac koncepcyjnych (as of late: Milanote, Figma, Miro), a myślałem, że znam już większość
W podstawówce do której chodził brat najmłodszy - mała szkoła, jedna klasa na rocznik na 12-16 uczniów... Mydło jest, tablety są, sprzęt naukowy i inne szmery bajery są. W szkołach do których chodzą kuzyni - różne placówki, nadal to samo miasto, tylko że większe osiedla i większe szkoły... Mydło czy papier toaletowy bywa towarem deficytowym. Sale komputerowe dostępne tylko na zajęciach z informatyki, sprzętu w klasach zwykle nie ma - chyba że nauczyciel przyniesie swój sprzęt.
Tak... Tablety w szkole... Pomysł popiera każda osoba, która nie miała do czynienia z takimi wynalazkami podczas swojej edukacji. W moim technikum był jeden kierunek, jakieś 30 osób. Miały do wyboru tablety bądź laptopy. Te pierwsze przestały działać po roku, a drugie w pojedynczych sztukach dotrwały do końca edukacji. Iście fenomenalny pomysł.
Kindle działa mi 12 rok. Nie zauważyłem, by się psuł. I znowu: film jest o podręcznikach w formatach cyfrowych, siłą rzeczy potrzebne jest cokolwiek, na czym je odpalisz i nie widzę powodu, dla którego nie mógłby być to również smartfon
Ach, nowy odcinek! Z radością więc piszę, co następuje: 1. Nowy odcinek! Yay! Jakoś nie mogę przestać cię dopingować! 2. W Polsce jak w lesie. Trudno coś więcej dodać, ale pamiętajmy, że jedna z [hehe] najlepszych uczelni w kraju, na kierunku opartym o czytanie książek, nie gwarantuje dostępu do tekstu, co w efekcie prowadzi do: a) ściągania z chomikuj, b) biegania czasem na drugi koniec miasta dla tego jednego egzemplarza, żeby zrobić zdjęcia i rozesłać innym. I nie mówię, że powinno być tyle książek ile studentów - to byłoby kretyńskie. Ale jednak zapewnienie wersji elektrocznicznej, dla tych wszystkich "młodych ludzi, którzy niedługo nie będą wiedzieli, jak wygląda prawdziwa książka, bo to wszystko na tych tabletach teraz", mogłoby być praktyczne. I jeszcze zostawianie tekstów w teczkach: "Zostawiam tekst w teczce, proszę o przeczytanie, proszę to sobie zeskanować, skserować, radźcie sobie elo cześć". 3. Bardzo popieram pomysł filmu o szukaniu informacji, weryfikowaniu ich itd. Od siebie mogę podrzucić theconversation.com, które przypuszczam, że nie jest ci obce. Ale na wszelki wypadek. Ba! Nie obraziłbym się nawet na godzinny tutorial o tym jak porządkować informacje, prowadzić bibliografię, żeby się nie zgubić w przepaściach cytatów, itd. Pozdrawiam!
A właśnie nie znałem! Dzięki zarówno za link, jak i za (mega konstruktywny) doping. Bardzo chętnie zrobię taki odcinek, może faktycznie dłuższy - dziś da się napisać I doktorat, nie ruszając się sprzed kompa, więc rozdawanie kserówek to jakaś kompletna paranoja (i nieeokologiczna do tego)... Nie mówiąc już o zmuszaniu do kupowania książek, o czym też słyszałem (znane są przypadki profesorów dających wyższe oceny studentom, którzy kupują ich książki, jednego się udało nakryć we Wrocławiu i dostał dyscyplinarkę). Moja narzeczona studiowała krytykę literacką i zmuszano ją z kolei do chodzenia do teatrów, oczywiście za bilety musieli studenci płacić sami. Yuck.
Korzystam z biblioteki publicznej w mojej miejscowości, a ta umożliwia bezpłatny dostęp do platformy PWN www.ibuk.pl/ Platforma ta ma świetne narzędzia do zakładkowania, cytowania itp. i całkiem spory zasób literatury. Może to pomoże?
W większości szkół rodzice muszą odkupić zniszczony podręcznik. I nie jest to zagięty róg, tylko duże zniszczenie. Z resztą Pana wypowiedzi zgadzam się w 100% Pozdrawiam serdecznie.
z chęcią bym wysłuchał bloga o znajdywaniu rzetelnych informacji, obecnie jestem w liceum i czasami się zastanawiam czy zestawienie 2 stron internetowych wystarcza
Najlepsza rada: ufaj stronom, które podają źródła, wtedy też można szybko sprawdzić, czy ich nie przekłamują. Jeśli ktoś podaje źródło informacji, szanuje czytelnika. W sumie po tym poznaje się dobrze opracowane teksty, nie tylko właśnie naukowe. Ba, twórcy na YT również podają coraz częściej źródła (Johnny Harris, Tom Nicholas tak pierwsi z brzegu). Będę robić jeszcze niejeden materiał na ten temat, sam się nieustannie mierzę z tym problemem.
A ja pamiętam jak na e lekcjach mnie łep nie bolał plecy wypoczeły byłam wyspana bo wstawałam o 2 godziny wcześniej a do tego było cicho na przerwie no bajka
Jakoś w okolicach 2005 roku pytaliśmy nauczycielkę, czy możemy mieć szafki w szkole, żeby nie nosić podręczników. Odpowiedź była następująca "a jak będziecie odrabiać prace domowe? Nie ma potrzeby kupować szafek do szkoły, bo i tak nosilibyście podręczniki i ćwiczenia codziennie do domu. Może i w Ameryce mają szafki, ale tam dzieci siedzą w szkole jeszcze po lekcjach i odrabiają prace domowe w szkole a wracają do domu już po 18, jedzą tylko kolację i faktycznie nie uczą się już, tylko bawią i idą spać". Jak patrzę co się dzieje, to dogoniliśmy tę wersję "Ameryki". Tyle tylko, że dzieci faktycznie wracają do domu wieczorem, ale wciąż mają lekcje do zrobienia. A jeszcze w klasach 1-3 pod sam koniec lat 90' jakoś dało radę część ćwiczeń przechowywać w szafce i rozdawać nam jak były potrzebne... Moi rodzice zawsze mi powtarzali, że nie ma potrzeby nosić wszystkich książek do szkoły codziennie, tylko te do przedmiotów, które mam danego dnia. I jak miałam im wytłumaczyć, że tak robię, że też bym nie chciała nosić tych kilogramów? Ale zestaw 4(podręcznik + ćwiczenia + zeszyt) + strój na wf (olałam wymóg że na wf mają być inne kapcie niż po szkole) i tak już swoje ważył. No ale "za moich czasów każdy niszczył sobie kręgosłup i nikt nie narzekał"...
To jest piękne, jak niemożliwość zmiany tłumaczy się tym, że jest jeszcze jedna patologia (czy. zadania domowe), którą trzeba by zlikwidować, żeby można było naprawić kolejną (brak szafek). Nieprawdopodobne, że inteligentni (pono) ludzie pracujący w oświacie popełniają takie logiczne seppuku
powiedzmy, że książki na 1 rok szkolny kosztują jakieś 300zł taki 1 tablet który może utrzymać podstawowe pliki PDF to 500zł na spokojnie wystarczy powiedzmy że jeszcze co rok trzeba wydać po 100zł na wymianę baterii a co 5 lat wymienić sprzęt jak tak licząc to idzie 100zł oszczędności za ucznia, co prawda trzeba jeszcze wliczać elektryczność i inne takie, ale dodatkowo uczniowie zyskują zdrowszą psychikę
Powiem tak: trochę tak, trochę nie. (Żeby nadać wypowiedzi kontekst: Swoją przygodę z polskim systemem edukacji skończyłam 2 lata temu, od tego czasu jestem w tym słynnym anglosaskim.) O ile prawdą jest, że szkoły powinny adresować problem wykluczenia cyfrowego oraz uczyć wyszukiwania i weryfikowania prawdziwości informacji, to moim zdaniem argument o aktualności wiedzy jest kulą w płot. Wezmę na tapet matematykę, bo w matematyce (i edukacji matematycznej) siedzę od lat. Polska (ale nie tylko, to w zasadzie standrad) szkoła uczy matematyki w zakresie do... XVII wieku. Jeśli ktoś nie pójdzie na studia ścisłe/techniczne, to nigdy poza ten XVII wiek z matematyką nie wyjdzie. A więc negowanie papierowych podręczników "bo wiedza się zdezaktualizuje" jest zupełnie nietrafione. My nie uczymy w szkołach o najnowszych odkryciach, tylko o Pitagorasie. I... moim zdaniem nie jest to samo w sobie złe. Bo o ile obecnej podstawy programowej bronić nie będę, bo nie ma czego, tak nie uważam, żeby celem szkoły było uczenie o nowinkach i świecie współczesnym. Świat współczesny mamy dookoła siebie, żyjemy w nim, a wiedza o nim jest w każdym artykule na Onecie. (Owszem, trzeba umieć się poruszać w tym gąszczu informacji, ale od tego zaczęłam.) Ale żeby zrozumieć konteksty (zarówno w humanistyce, jak i w naukach ścisłych/przyrodniczych) współczesnego świata, jego niuanse i obecny kształt, musimy wiedzieć jak do tego doszło, co stało się kiedyś, jakie są podwaliny itd. (Wracając do matematyki: abstrahując od poziomu trudności zagadnień, to można oczywiście w szkole uczyć o tym, kto i za co dostał ostatni medal Fieldsa [matematyczny odpowiednik nagrody Nobla], ale bez wiedzy o wspominanym wcześniej Pitagorasie, to ma sens tylko i wyłącznie jako motywacja do nauki, a nie jako nauka.) Inną kwestią jest to, że moim zdaniem to, że w szkole dzieci chociaż na chwilę odrywają się od ekranów, klikania szybszego niż myślenia i migających w zawrotną prędkością obrazków jest całkiem dobre. Nie jestem specjalistką od funkcjonowania mózgu ani pedagożką, ale zupełnie prywatnie, jako studentka po 1,5 roku studiów zdalnych mogę powiedzieć, że siedzenie 24/7 przed ekranem to nic przyjemnego. Skupić się też nie jest łatwo, kiedy co chwilę przychodzi jakieś powiadomienie, jakiś komunikat, "podłącz ładowarkę", "nie rozpoznano urządzenia", "brak połączenia z Internetem" itd, itd. A doskonale wiem, że jako dorosłej osobie jest mi się i tak dużo łatwiej skupić niż uczniowi podstawówki. Na studiach nie mam wymaganych podręczników, wszystkie teksty do przeczytania są w formacie ebooka, a skrypty z wykładów są zwieszone jako pdfy w chmurze. A ja wszystkie skrypty wydrukowałam, co ciekawsze książki zdecydowałam się kupić w formie papierowej. Bo na papierze mogę swobodnie notować na marginesach, zaznaczać na kolorowo ważne fragmenty, skakać między stronami, nic mi nie wyskakuje, nie kusi, żeby w karcie obok otworzyć TH-cam'a. A na wakacje pojadę z czytnikiem ebooków, bo w perspektywie tygodnia nad morzem zdrowie kręgosłupa jest dla mnie ważniejsze niż wygoda nauki. I moim zdaniem właśnie tego typu równowaga jest kluczem do sukcesu w edukacji. TL;DR/Podsumowując: Nie skreślałabym tak całkowicie podręczników jako zła wcielonego. Lobby księgarskie i podstawa programowa są realnymi problemami, ale uważam, że optymalnym rozwiązaniem jest połączenie cyfryzacji z nauką bardziej oldschoolową (nomen omen) tak, aby one się wzajemnie uzupełniały.
Wiesz co, niestety argument z aktualnością wiedzy nie pokrywa się moim zdaniem chyba tylko z matematyką (mówię o wiedzy jako takiej, nie sposobach jej tłumaczenia), bo każdy inny przedmiot to ciągłe zmiany, które nie są uwzględniane w podręcznikach i trzeba je weryfikować samemu, co jest niesamowicie męczące jak dla mnie.
@@Cimaaa Oj tam, bzdury. Jasne, najnowszych odkryć w podręcznikach nie będzie, ale cała wiedza, na podstawie której te najnowsze odkrycia zostały poczynione - jak najbardziej. Ale mówię też raczej o takich "prawdziwych" podręcznikach - tomiskach dla konkretnej dziedziny, podręczniki z samą podstawą programową mogą zostawiać wiele do życzenia.
Są badania że ludziom lepiej się uczy z papieru, niż z ekranu. Także w pełni się zgadzam, sam na studiach musiałem dużo drukować bo z ekranu nie jestem w stanie się uczyć dłuższy czas
Jako wielki miłośnik astrofizyki, przyczepię się do podręcznika do fizyki. Już w 1968 zostały odkryte tzw. kwarki, które w dużym skrócie składają się na budowę protonów o raz neutronów. Lecz w podręczniku do fizyki w 2023 roku, czyli już 55 lat po odkryciu kwarków, nadal są wkładane informacje o tym, że nie ma nic mniejszego niż proton, neutron i elektron. Z czego ta sytuacja wynika? Prawdopodobnie z tego, że ministerstwo jest cholernie leniwe i nie chce im się zmieniać programu dostosowując go do aktualnych informacji, który przecież się sprawdza od lat.
Aż mi się przypominała książka do "Zawodowego Angielskiego" z branży IT dla technikum, nie dość że reedycja polegała na zamianie obrazków i przykładów kolejnością (bo na to zawsze klął mój nauczyciel ze starszą wersją podręcznika) to jego treść była przestarzała, o jakieś 15/20 lat XD Przykłady typu "fax służy do" była również cała masa podstawowych błędów, ale nowa edycja i trzeba kupić za stówkę
Moja wyprawka obcowała średnio jakieś 500-600 zł rocznie(podstawówka gimnazjum) ... nie mogłem też odkupić używanych bo "nowa podstawa programowa". Wielkie G ponieważ porostu poprzesuwali tematy....
widziałam odpowiedź i dziękuję:) po napisaniu komentarza zobaczyłam, że materiał nie jest nowy i w panice go usunęłam XD później przyszło powiadomienie o odpowiedzi haha także z chęcią obejrzę więcej materiałów na ten temat czy inny, a aktualnie nadrabiam ten starszy!
Swoją drogą, te zestawy ćwiczeń w których się pisze to najgorszy skok na kasę - nie dość że drogie, to jeszcze "jednorazowe". No i w końcu powinno się przejść na format elektroniczny podręczników... tablety nie są specjalnie drogie dzisiaj.
To samo w planszówkach: drooogie gry, gdzie gryzmoli się i drze karty po jednorazowym użyciu to patologia jakaś. Ale oczywiście jak ktoś już wydał kasę to dla kompensacji wątpliwości na BGG zawyżone oceny wali.
Myślę, że pogląd, że nauka się dezaktualizuje tak szybko jak mówi autor to jakiś nowy mit. Pracuję w firmie informatycznej (czyli w branży o której mówi się, że wiedza deaktualizuje sie tu najszybciej) i gwarantuje Wam, że nikt tu co roku nie musi aktualizować całej swojej wiedzy. Pracuje się często na bardzo starych i sprawdzonych językach programowania. Oczywiście używa sie nowych dostępnych narzędzi, ale po pierwsze nie zmenia się ich co pół roku, a po drugie często okazują się mniej rzetelne niż stare sprawdzone metody. Dla geeków powiem, że mam na myśli chociażby rozwiązania bazodanowe, lub narzędzia Microsoftu takie jak PowerBI, które dopiero po 10 latach życia zaczynają zyskiwać na popularności.
No, a ta informatyka jako dziedzina nauki ma ok. 50 lat. Faktycznie, bardzo długo funkcjonuje XD Sam rozwój gier wideo pięknie pokazuje, jak błyskawicznie konieczne są korekty. Hasło do słownika growego napisane w jednym roku dezaktualizuje się w kolejnym. Przykłady można naprawdę mnożyć a Ty akurat podałeś taki, który w szkołach jest raczej najlepszym przykładem patologii.
Niestety, ale podręczniki czasem zawierają oprócz przestarzałych informacji jeszcze gorsze fake newsy. W klasie 4-6 (nie jestem pewnx) w podręczniku od biologii cała strona to po prostu boomerski mit, że przez gry jesteśmy agresywni i przez wpływ brutalnych obrazów stajemy się niewrażliwi na cierpienie ludzkie, a od siedzenia przy komputerze niszczymy sobie kręgosłup XDD. Jako osoba, która lubi grać w gry i uczeń liceum nie rozumiem tego, bo przecież w domu nie siedzę na rozwalonym za dużym krześle (jestem dosyć niskx, więc czasem w niektórych salach muszę siedzieć na za dużym krześle) oraz niedopasowanym biurku nad, którym muszę się ciągle pochylać, a i jakoś specjalnie agresywnx nie jestem i zawsze mnie w środku bolało jak widziałxm jak pewna grupa z mojej byłej szkoły nad kimś się znęcała, lecz szkoła woli zająć się wyglądem uczennic i uczniów oraz telefonami bardziej niż znęcaniem się, a nawet biciem.
Dobra niech taki tablet kosztuje 1000zł (potencjalnie) a książki rocznie kosztują około 1500zł przynajmniej koło tego było jak ja się uczyłem. Tablet na lata książki na rok. Dla mnie logicznym wyjściem jest zakup tabletów. Ewentualnie można kupić monitory/ te takie komputery w kształcie monitora i przykręcić do ławek ;) . Też można.
Stary odcinek, ale jakoś go odkopałem i tak przypominam sobie moją sytuację na studiach. Największy nacisk na podręczniki kładą angliści - zarówno na licencjacie, jak i na magisterce obecnie, gdzie angielski w obu przypadkach jest tylko dodatkowym lektoratem, a nie podstawą studiów, był i jest wymóg posiadania podręcznika, który kosztuje około 90 złotych. Na szczęście jakoś udaje mi się na angielskim lawirować i radzić sobie nie mając tego podręcznika konwkwentnie od początku roku akademickiego. Tymczasem na licencjacie, gdzie podstawowym przedmiotem był lektorat innego języka obcego, korzystaliśmy tylko z podręczników, które można było znaleźć w sieci w pdfie, a jeśli nie mogliśmy, to wykładowca nam po prostu przysyłał pdfa. I spokojnie przez trzy lata nauczyłem się języka do poziomu B2 siedząc przy podręczniku, który miałem w telefonie lub na komputerze, jeśli robiłem coś w domu. I przede wszystkim nikt nie miał pretensji o to, że przez 1,5 h zajęć leżał ten telefon na ławce.
Stary film, ale dorzucę dwa słowa. Podstawówka, gimnazjum, liceum korzystało się z książek i książek i nie miało się zbyt dużego pojęcia o używaniu Internetu do nauki, poza wpisywaniem w googla zagadnień w celu zrobienia prezentacji np. na polski. Kiedy poszedłem na studia na fizjoterapię okazało się, że dalej korzystam z książek, ale jakieś 60-70% mojego czasu poświęconego nauce spędzam przed komputerem. E-lerning, elektroniczne materiały dydaktyczne, aplikacje w stylu anatomia 3d, internetowe atlasy fotograficzne, biblioteka elektroniczna, artykuły z baz naukowych typu Google Scholar, Pubmed, czy PEDro (trochę mniej znany, przeznaczony dla osób co siedzą w rehabilitacji). Był to dla mnie dość spory szok. Jeszcze muszę dodać, że w 100% podpisuje się pod tempem rozwoju nauki. Na zajęciach z prowadzenia badań naukowych wykładowcy mówili nam, że dziennie wychodzi nawet kilka/kilkanaście artykułów naukowych z dziedziny fizjoterapii, powtarzam tylko fizjoterapii. Według bazy pubmedu z hasłem physiotherapy powstało od początku tego roku blisko 6,500 artykułów (zaznaczam jednak, że nie są to jedyni prace oryginalne, ale też na pewno prace kazuistyczne i metaanalizy).
Miałam kiedyś podręcznik multimedialny o fizyce dla klas podstawowych i gimnazjów, ale sprzedawali go wraz z grą. Grę można było przejść korzystając bądź nie z podręcznika.
13:00 albo jak już są to masz jak w banku, że ktoś ci coś ukradnie, bo da się te szafki otwierać nie swoim kluczem lub, że te książki zaraz będą śmierdzieć okropnym zapachem, bo nikt tych szafek przez wakacje nie myje.
Hehehehe co do kluczy szatniarze mają uniwersalne i bardzo często jak ktoś przyjdzie zapomniałem kluczyka to ci da uniwersalny i masz go oddać za chwilę ale czy otwierasz swoją szafkę czy całą szatnie to nikt nie pilnuje wiem bo miałem taką aferę w szkole i szatniarze musieli pilnować komu dają ale chyba po roku od nowa dawali bez pilnowania
@@valji6185 U mnie szatniarki to sprzątaczki szkolne. Klucze uniwersalne? Można sobie pomarzyć... Jak już to konserwator musi to ogarniać (a i tak pojawia się w szkole raz na ruski rok). Tak to u mnie wygląda.
Nauczyciele w mojej szkole chyba się skapneli że podręcznik może istnieć nie tylko w formie papierowen, bo nawet najstarsza nauczycielka pozwala używać podręcznika w telefonie podczas lekcji i to jest ogromny postęp
9:13 nie wiem co dokładnie miałeś na myśli mówiąc "mutlitasking", ale jeśli to, za co powszechnie się multitasking uważa (możliwość skupienia uwagi na dwóch rzeczach jednocześnie czyli można chodzić i słuchać podcastu, ale nie można słuchać podcastu i myśleć nad czymś innym jednocześnie), to nie ma to sensu, ponieważ multitasking najzwyczajniej w świecie nie istnieje i termin powstał w wyniku mylnego przekonania o tym, co ludzie potrafią i są w stanie zrobić Poza tym niesamowicie doceniam twój wkład w nagłaśnianie problemów edukacji i nauki, a także dzielenie się swoim doświadczeniem w obsłudze programów, stron i aplikacji do ułatwiania sobie życia
Jest w tym rozumowaniu jeden potężny błąd. W przypadku książek naukowych, pieniądze z grantu idą nie na wydrukowanie tych biednych 300 egzemplarzy, tylko na pensję dla uczonego i środki potrzebne do badań. Prace naukowe i tak powstają i muszą powstawać, a samo wydrukowanie bardzo skromnego nakładu na papierze po to żeby rozesłać do ważnych bibliotek w kraju i ośrodków naukowych nie zbliża się nawet finansowo do jednej miesięcznej pensji profesora. Analiza danych oparta na same procenty jest bardzo wątpliwa. Prace naukowe, jak zauważyłeś, jeśli już wychodzą na papierze, to w śmiesznie niskich nakładach. 40% dla literatury naukowej nie znaczy, że wychodzi za dużo książek naukowych, a znaczy tylko, że książek popularnych wychodzi niezwykle mało, bo statystyczny Polak jest chamem, który nie przeczytał ani jednej książki w ciągu roku, chyba że liczyć czytaną z nudów na sraczu etykietę od mydła. Zgadzam się w pełni ze słowami o podręcznikach szkolnych, bo jest to ogromny problem, którego rozwiązanie (dobre, które proponujesz) jest blokowane ewidentnie przez lobbowanie wydawców. Ale nie mieszałbym w to Bogu ducha winnego doktora, któremu wydrukowali te 200 egzemplarzy pracy, nad którą pracował kilka lat. To dwa zupełnie odrębne zagadnienia.
Dlaczego wszyscy proponują, aby moje podatki szły do Apple, które etycznie jest w moim poglądzie bardzo nisko? Co jest w tej firmie, że mimo oczywistej szkodliwości tej firmy na rynek technologii światowych, to wszyscy chcą żeby rząd dodatkowo wpychał im moje pieniądze?
Tez nie rozumiem tego kultu ipadow. Jak jeszcze rozumiem, że ipad ma duzo możliwości prowadzenia notatek, robienia rysunkow i jest mobilny tak ciężko mi z retoryką, że gorsze sa tablety graficznych czy czytniki ebookow ktore juz zaczynają sie od 200zl i są bardziej na kieszeń zwyklego człowieka niż najtańsza opcja nowego ipada ktora z rysikiem kosztuje 2k
Dlatego na studiach wykładowcy polecają robić sobie skany albo ksero, albo sami wręczają kserówki, bo to śmieszne wydawać ponad stówę na jeden podręcznik, a biblioteka też na wydziałach jest po coś. Tymczasem moją mamę zwolniono z pracy w promocji podręczników do klas 1-3, kiedy pani minister wymyśliła podręcznik rządowy, który oczywiście już nie istnieje. Pisanie literek i podstawy dodawania chyba się nie zmieniły, ale ciągle nowe podręczniki robią, by ktoś mógł na tym zarobić. Z tych samych powodów zmienia się podstawę programową, by napędzać ten rynek sztucznie.
4:12 / 12:14 pamiętam, że w 8 klasie szkolna "komisja" sprawdzająca zdatność książek skasowała mnie nieslusznie za co najmniej 3 książki. Chyba było ich więcej ale zapamiętałem 3. Jedną za lekko zagięty róg, drugą za takie standardowe postrzępienie stron na rogu, a trzecią tylko za to że nie trzymałem jej w plastikowej okładce, pomimo że była prawie jak nowa. Także to też bywa absurdalne.
@@KrzysztofMMaj miałem w szkole grupę nauczycieli, którym pod koniec roku się pokazywało książki i oceniali czy można je zwrócić szkole, czy trzeba za nie zapłacić. Może rzeczywiście trochę niejasno się wyraziłem.
To ja mam ciekawą historię z roku szkolnego już bardzo zamierzchłego, bo 1999/2000. Byłem wtedy w 3 klasie podstawówki. A te lata to był czas reform i wdrażania tzw. nauczania wczesnoszkolnego - gdzie w planie lekcji nie ma jakichś konkretnych przedmiotów (poza WF i oczywiście religią xD) tylko wszystko się nazywało "edu. wczesnoszkolna". Jaki był genialny pomysł ciała pedagogicznego w mej szkole? A taki - że noście WSZYSTKIE książki codziennie :D Bo a może sobie dzisiaj zrobimy majzę, a może plastykę, a może technikę. No i się dygało 7-8 kg plecaki jako 9-letni gówniak. Ja to akurat byłem silny byk i se radziłem, ale miałem w klasie drobne dziewczynki, które te plecaki wgniatały w ziemię. O szafkach oczywiście nie było co marzyć nawet, jedyne co było to kantorek do zostawienia kurtki i zimowych butów. Trwała taka patologia z półtora miesiąca, aż sie na wywiadówce rodzice zbuntowali i ułożyli normalny stały plan lekcji. A historii z wywalaniem kasy w błoto na podręczniki to jest mnóstwo. Wydawnictwa podręcznikowe to patologia i sitwa ugadana z rządem i lobby. Książka od polskiego wydanie pierwsze i wydanie drugie - zawierały dokładnie ten sam program i ten sam zestaw utworów literackich, ale kolejność była całkiem pozmieniana. I to co w wyd. 1 było na stronie 50, to w wyd. 2 było już na 250.
13:05 - Szafki na książki często są, znaczy szafki ogólnie. Ale trzeba te wszystkie ciężkie książki brać ze sobą, bo: >a jutro sprawdzian, >a jutro drugi sprawdzian, >a zadanie domowe z podręcznika, >z zeszytu ćwiczeń też, >a jeszcze trzeba notatki mieć pod ręką, bo ta raszpla od chemii będzie pytać... ...i wiele więcej. A tych przedmiotów trochę jest. A za niezrobienie zadania domowego (oczywiście w zeszycie ćwiczeń!) jedyneczka. Oczywiście w internecie trudno szukać czegokolwiek, bo, hehe, prawa autorskie i nie można zrobić wersji cyfrowej za darmo.
U mnie baba z angielskiego się czepiała tego, że nie mam podręcznika na e-lekcjach bo po prostu nie kupiłem go (był listopad jakoś tak), a wcześniej za brak podręcznika pałę mi wstawiła bez możliwości poprawienia
Koszt odkupienia książki- 20-40zł (no może poza podręcznikami od języków), koszt odkupienia czytnika- minimum 500zł. Czytniki są wciąż bardzo delikatnym sprzętem, a zmuszenie rodzica do odkupienia go w razie zniszczenia może być ogromnym ciosem dla biedniejszej rodziny. Tablety też nie są wyjściem bo zastąpienie problemów z kręgosłupem problemami z wzrokiem nie jest raczej dużą poprawą. Podręcznik papierowy ma ten plus, że można robić w nim fizyczne notatki, że się nie rozładuje. Sama zauważyłam, że gorzej zapamiętuje książki czytane w formacie elektronicznym. Brakuje mi możliwości szybkiego przeszperania, porównania 2 stron, włożenia między strony kartki z uwagami itd itd. Walka z wykluczeniem cyfrowym poprzez odrzucenie analogowych form może przynieść więcej złego niż dobrego.
@@KrzysztofMMaj Udostępnienie podręczników w formie pdfu niczego nie rozwiązuje. Trzeba go na czymś otworzyć, a tu powracamy do problemu wykluczenia cyfrowego/kwestii wpływu sprzętu na nasze zdrowie/możliwości sprzętu obecnie dostępnego na rynku. Obserwując trendy czytnikowe w bibliotekach to raczej instytucje szły by w tańsze inkBooki, które potrafią uszkodzić się nawet w trakcie leżenia w szufladzie (tru story :'( ). W przypadku usterki, bardzo prawdopodobnej przy specyfice uczniowskiego użytkowania, mamy elektrośmiecia, którego trzeba zastąpić kolejnym, wartym 500-800zł w tańszej opcji. Uszkodzenia podręcznika w formie książkowej, poza sytuacjami skrajnymi, pozwalają na użycie go co najmniej do końca roku szkolnego.
@@margarynakatarzyna5741 Wybacz, ale tutaj chyba trochę "popłynęłaś" z tymi cenami za czytnik; zakupiłam nowego Kindle 3 paperwhite za ok. 400 zł i działa mi do dzisiaj (ponad 3 lata). Tańsze czytniki (typu InkBook czy mniej znanych marek) można wyhaczyć nawet po mniej niż 200 zł. Większość rodzin otrzymuje teraz 500+ na dzieci (oraz 300 zł na początek roku szkolnego). Więc nie przesadzajmy z tymi kosztami + plik w formacie pdf można otworzyć na dowolnym urządzeniu (tablet, czytnik, komputer, telefon). Praktycznie każdy uczeń ma teraz telefon komórkowy; w szkołach są (może nie pierwszej świetności) komputery, które otworzą format pdf.
@@karolinarenkiewicz8366 Mam akurat sporo doswiadczenia jesli chodzi o czytniki i te z nizszej polki cenowej zwyczajnie nie nadaja sie do uzytku szkolnego. Dlugie czasy ladowania, nieobslugiwanie wielu formatow, brak przydatnych funkcji. Co do kasy to warto pamietac, ze 500+ w wielu rodzinach to tylko wyrownanie inflacji bo o podwyzkach mozna marzyc kilka lat. Jesli chodzi o uzywanie na lekcjach plikow w formacie pdf to czytanie z telefonu czy nawet tableta dluzszych tresci to katorga. Sprzet tez musialby byc zapewniony przez szkole, bo nie wyobrazam sobie sytuacji gdzie biedniejszy uczen ze starym telefonem czuje na sobie presje opozniania lekcji. Walka z ograniczeniem cyfrowym nie powinna polegac na uzaleznianiu edukacji od sprzetu, ktory moze byc niedostepny dla wszystkich lub zwyczajnie niekorzystny. W filmie poruszono wazna kwestie ciaglego zmieniania podrecznikow na korzysc wydawcy czy ich waga, ale chyba chodzi o poprawe a nie calkowite wywalenie papieru, ktory ma swoje plusy.
@@margarynakatarzyna5741 1.Co do doświadczenia z użytkowaniem - tego Ci nie umniejszam. Aczkolwiek, cena czytnika (obojętnie czy droższego czy tańszego) jest dużo niższa niż przedział, który podałaś (500 -800 zł). Jak już wspomniałam, jeden z lepszych czytników kupiłam (nowy czytnik; nie wspominam o używanym sprzęcie) za ok. 400 zł. To mniej niż podajesz. Używany sprzęt również można dostać w dobrej cenie - mam używany telefon, który kupiłam z pewnego źródła za dużo mniej niż cena rynkowa i jak na razie funkcjonuje poprawnie (mam go od 3 lat, ale jestem drugim właścicielem). Kwestia sprawdzania i porównywania cen. 2. Inną kwestią pozostaje inflacja i nierówności płacowe, ale z tego co mi wiadomo, to te pieniądze są przeznaczone na potrzeby DZIECI , a nie na opłacanie rachunków czy raty za samochód. Sorry, ale jeśli rodzina nie jest w stanie zakupić dziecku porządnego sprzętu do nauki, opłacić mu podstawowych potrzeb i ubrań (przy czym większość wydatków nie są opłatami stałymi; nie kupuje się co miesiąc nowych butów czy nowego czytnika) to oni właściwie się z tego dziecka utrzymują. 3. Co do użytkowania - czy katorga wynika z Twojego własnego doświadczenia, czy bazujesz na doświadczeniach dzieci? Bo, (opierając się o doświadczenia nastolatków i trochę młodszych dzieci - późna podstawówka) widząc wprawę z jaką nawet małe dzieciaki obsługują komputery czy telefony nie dostrzegam trudności. Mało tego; takie przewijanie strony w formacie pdf (np. na tablecie) wydaje się dużo przystępniejsze, niż przerzucanie stron w ciężkich, klejonych książkach (myślę, że wszyscy czytelnicy wiedzą jaki ból powoduje przerzucanie kartek w książce z krzywo sklejonym grzbietem). 4. Co do zapewniania sprzętu przez szkołę - nie sądzę, aby było to konieczne. Wystarczy obejść ten sposób poprzez wyświetlanie określonych fragmentów tekstu za pomocą rzutnika (większość nauczycieli i tak pracuje na własnych komputerach); dzieci w domu mogą doczytać potrzebne fragmenty na komputerach czy telefonach. Jeżeli chcemy tym obciążyć szkoły, to musimy się liczyć z podniesieniem podatków (lub nałożeniem nowych, bo większość szkół publicznych nie ma funduszy na takie ekscesy). 5. "Walka z ograniczeniem cyfrowym nie powinna polegac na uzaleznianiu edukacji od sprzetu, ktory moze byc niedostepny dla wszystkich lub zwyczajnie niekorzystny." - w którym przypadku taki sprzęt (nawet jeśli nie będzie wykorzystywany tylko do nauki) będzie niekorzystny? Bo, należy wspomnieć o podstawowej różnicy: podręcznik szkolny jest przeznaczony wyłącznie do nauki. Na czytniku możemy czytać książki również dla przyjemności (a w połączeniu z abonamentem książkowym/ audiobookowym wychodzi dużo taniej niż zakup papierowych egzemplarzy). Na komputerze czy tablecie można oglądać filmy (np. popularnonaukowe na yt), wyszukiwać nowe treści, tworzyć symulacje, pisać programy, czy nawet grać w gry. Jako fan czytania książek w wersji papierowej (aczkolwiek ebooki mi nie wadzą) jestem wielkim zwolennikiem odejścia od papieru - sprawa jest prosta: ścinamy zbyt dużo drzew, a nowe wyrastają po dość długim czasie. Każdy wydrukowany podręcznik (bo co roku trzeba zakupić nowe) to tony zmarnowanych drzew. Wiele księgarni internetowych odchodzi w kierunku ebooków; coraz częściej można otrzymać książki (nie tylko naukowe) w wersji ebook.
trzeba pamiętać że uczeń pk skończeniu szkoły 95% zapomni lub uczeń jest czymś zajarany uwielbia to ale szkoła roby tak by tego nienawidzil Ja naprzyklad uwielbiałem historię i geografię a nauczyciel, sustem nauczania, nudne podręczniki, i reszta zeczy co jest totalnym szajsem zrobiła to że nienawidzę tego mimo, że... To była moja pasja przez ponad 3 lata niczym innym się nie interesowałem dla tego nienawidzę szkoły bo jest w stanie zdeptać z błotem wszystkie ambicje... dla tego szkoła i podręczniki nie mają sensu.
Ja mogę od siebie powiedzieć, że w liceum byłam w klasie, gdzie mieliśmy mieć tablety. Eksperymentalna klasa. Mówiono nam, że nie będziemy potrzebować podręczników, będziemy mieli książki w wersji elektronicznej, mnóstwo zadań interaktywnych. W praktyce wyglądało to okropnie. Tak naprawdę używaliśmy je tylko w 1 klasie liceum. Potem widzieliśmy je bardzo rzadko. Nauczyciele niby mieli przeszkolenia, ale wyglądało to, tak jakby w ogóle tego nie rozumieli, lub nie chcieli zrozumieć. Niektórzy starali się dawać nam jakieś ćwiczenia na tablecie. Wychodziło zazwyczaj tak, że połowie klasy coś nie działało (bo oczywiście szkoła poszła po taniości kupili sprzęt, który sam nie ogarniał swojego oprogramowania) albo po prostu mówili: sprawdźcie informacje w wikipedii, znajdźcie obrazek popatrzcie na niego. Jakbyśmy nie mogli tego samego zrobić na telefonach. Tak szybko jak te tablety się pojawiły, tak szybko zniknęły. Ale nie mogę pominąć mojej wychowawczyni (nauczycielkę od historii sztuki) bo ona akurat starała się jak mogła wykorzystywać nowe technologie i jako jedna z niewielu rozumiała, że podręczniki są zbędne.
Nam pani od angielskiego cały czas powtarza "uczcie się dzieci uczcie bo to się wam przyda na egzaminie ósmoklasisty " i z każdym twoim filmem dostrzegam coraz więcej podobieństw
Świetny materiał. Jednak przyczepię sie do dwóch rzeczy: 1) skąd zasięgnąłeś statystykę, że 1/3 podręczników zużywa się w ciągu roku na tyle, ze nie nadaje sie do dalszego użytku? Może moja szkoła była wyjątkowa, ale tylko nieliczne przypadki musiały płacić za zniszczenie podręczników 2) Do szkoły średniej uczymy się rzeczy bardzo podstawowych. Takich które nie zmieniają się z roku na rok (jeżeli sie mylę to proszę o przykład). Owszem wiedza specjalistyczna dynamicznie się rozwija, dlatego od poziomu szkoły średniej podręczniki szybko się starzeją, tak jak powiedziałeś. Osobiście miałem tyle szczęścia, że w liceum (na przedmiotach ścisłych) nie korzystaliśmy z podręczników, dzięki czemu łatwiej było przełamać się i szukać pomocy (np dokumentacji języka programistycznego) w internecie, co początkowo bywa męczące, bo trzeba troche sie wysilić, zanim znajdzie się rozwiązanie (niekoniecznie w ojczystym języku)
W liceum nauczyciel od przedsiębiorczości przyniósł na lekcję PITy żebyśmy nauczyli się je wypełniać. Tylko że były one sprzed 10 lat. A jak mu zwróciliśmy uwagę to powiedział że one i tak się zmieniają co roku to po co przynosić tegoroczne
Zgadzam się o dzieciakach noszących te książki w ciężkich plecakach. Jako dziecko byłam drobna a do szkoły były 2 km które codziennie trzeba było przejść DO szkoły i ZE szkoły...
Ja miałem spoko książki z większości przedmiotów które były sensowne. W technikum jasno nauczyciele powiedzieli że mamy nie kupować książek technicznych do informatyki bo są przestarzałe. Natomiast jeśli chodzi o kasę która jest potrzebna na zakup sensownego sprzętu dla uczniów kosztuje dużo więcej niż za książki. ALE przynajmniej jedna sala z takimi sprzętami powinna być ale dla chętnych. Ps. Mój plecak ważył 8kg w podstawówce i co jak co ale jak się zdrowo odżywia i ćwiczy to to pomaga a nie przeszkadza. Plecak też trzeba potrafić nosić.
Ja do szkoły średniej chodziłam kilkanaście lat temu, więc wtedy cyfryzacja była na o wiele niższym poziomie, na początku liceum jeszcze miałam w domu internet tylko przez modem 😄 (a wiele osób w ogóle nie miało dostępu). Ale już wtedy podręczniki wydawały mi się często bezsensowne. Do matematyki, historii czy biologii jeszcze trochę się ich używało, ale były takie przedmioty, gdzie zaglądało się do książki tylko przed sprawdzianem, żeby znaleźć regułki do wykucia na pamięć czy coś podobnego, a przecież nauczyciel mógł przygotować kilkustronicowy konspekt tego, co trzeba umieć na sprawdzian. Rodzice na wywiadówkach składali się na ksero więc nawet takiego kosztu nauczyciel nie musiałby ponosić. A tak to wszyscy wymagali, by te podręczniki mieć i miały leżeć na ławce w czasie lekcji, czasem nawet otwarte na danym temacie, chociaż tak naprawdę z nich nie korzystaliśmy. Szafki na książki widywało się tylko w amerykańskich filmach, a lekcji w danym dniu często było 7-8, i do każdej podręcznik, zeszyty i jeszcze strój i buty na w-f 🙄 Dobrze, że niektórzy nauczyciele byli na tyle wyrozumiali że można było mieć jedną książkę na ławkę, wymieniałam się z koleżanką która co przynosi. I czytając komentarze mam wrażenie, że od tamtych czasów niewiele się zmieniło.
Też w podobnych czasach się uczyłem, a o tym, ile się zmieniło i że mam się zamknąć, bo nie znam realiów współczesnej szkoły, słyszałem *wyłącznie* od nauczycieli, co charakterystyczne, pracujących w eliternyxh liceach w dużych miastach 🙃 niestety tacy też często przebijają się do mediów i tworzą obraz szkoły, który jest fantazmatem at best. Cieszy mnie, że z komentarzy dowiaduję się, jak jest dziś faktycznie
jednak podręczniki/książki (niekoniecznie szkolne) też mają swoje plusy uczę się języków i wygodniej dla mnie uczyć się z książek. Jednak w odróżnieniu od szkoły nie muszę nosić kilku-kilkunastu kilogramów na plecach przez średnio 8 godzin
Zgadzam się ze nauczenie uczniów lubstudentow poszukiwania najnowszej wiedzy w internecie jest ważne, ale widzę tutaj kilka problemów. Po pierwsze dla młodszych dzieci musimy jakieś podręczniki przygotować ponieważ dobrej jakości wiedza z internetu jest napisana zbyt trudnym językiem. Lepiej jest gdy mówimy o bardziej zaawansowanej nauce na poziomie liceum i studiów ale faktem jest ze licealiści i studenci nie maja kompetencji do czytania najnowszych publikacji naukowych zwłaszcza z fizyki, biologii, chemii czy medycyny. Nawet naukowiec zajmujący się danym działem biologii i mający kompetencje związane z rozumieniem statystyki i krytycznej interpretacji danych będzie miał problemy z czytaniem z pełnym zrozumieniem artykułów z innych obszarów nauk biologicznych. Potrzebna jest równowaga między dobrymi podręcznikami (przy zrozumieniu ich wad ale tez zalet) a nauką zdobywania wiedzy u źródeł. To trudny problem i niestety bardzo złożony. Nadal patrzę na twoje propozycje dotyczące podręczników jako na ważne tematy ale wydaje mi się, że dyskusja musi być pogłębiona ponieważ nie tak łatwo zbudować alternatywę dla podręczników zwłaszcza na poziomie szkoły podstawowej. Naomiast wyraźne błędy w podręcznikach to jeszcze inny temat pokazujący mizerię kontroli ministerialnej nad tymi książkami. Może ważniejsze byłoby nauczenie krytycznego patrzenia na podręcznik w duchu, który tutaj omawiasz. Ale do tego potrZebni są bardziej świadomi i lepiej wyselekcjonowani, dobrze opłacani nauczyciele. Dlatego takie rzeczy dzieją się zwykła oddolnie na poziomie pojedynczych bardziej świadomych nauczycieli pasjonatów a nie systemowo.
Widzę, że nie jestem jedynym który wpadł na pomysł stosowania e-booków/ tabletów zamiast corocznego kupowania książek. Taki tablet możnaby nawet w miarę szybko "spłacić" w postaci corocznego kupowania licencji (materiału edukacyjnego) za ułamek ceny książek jaki trzeba wydać na 1.wrzesnia. Kolejnym plusem takiego rozwiązania byłoby zakończenie problemu z tematem ciężkich plecaków, bo 1 tablet może zastąpić 20kg książek....wówczas zostałby tylko ciężar zeszytów.
Komentarz o tabletach/czytnikach w punkt, jak sobie pomyślę że rodzice tylko na moje(mam też 4 lata młodszą siostrę) książki wydawali od gimnazjum do szkoły średniej mniej więcej 600-700 złotych na podręczniki nie licząc języków obcych co podniosłoby tą kwotę nieraz do 900 złotych to kwota wprawia w osłupienie i równa jest cenie 3 typowych zestawów komputerowych dla gracza z tamtego okresu.
Mam nieco inne zdanie. Według mnie powinniśmy kupować najlepsze książki naukowe światowych autorów np. Biologię Vileego zamiast podręczników napisanych na zlecenie przez panią Zdzisię nauczycielkę liceum im. Jana Pawła II w Siewierzu. A tak się teraz robi. Taką książkę kupilibyśmy tylko raz na początku naszej edukacji za powiedzmy 100 zł w ramach wyprawki i służyłaby ona nam do samego końca edukacji. Taka alternatywa dla kupowania słabych podręczników za 30 zł co roku. Uczeń ambitny miałby od początku źródło solidnej wiedzy. Bo to topowa, rekomendowana książka, którą później będzie można sprzedać. A starych podręczników się raczej nie sprzeda. Oczywiście nie nosilibyśmy ich do szkoły. Ćwiczenia powinny być interaktywne, na komputerach. Rolą nauczyciela powinno być dostosowywanie poziomu dla uczniów.
Czy znaczna? Nie wiem, mam wrażenie, że głównie z zakresu podstawowych praw matematyki i fizyki. Ale nauki społeczne, historyczne, medyczne, humanistyczne, panie, tu się potrafi dezaktualizować wiedza w przeciągu tygodnia.
@@KrzysztofMMaj no, ale przecież nie cała. To, że pojawiają się nowe rzeczy zazwyczaj nie oznacza unieważnienia dotychczasowych. No i nie takie znowu podstawowe prawa matematyki i fizyki.
Panie Krzysztofie w paru elementach pozwolę sobie nie zgodzić się. Trochę nad wyraz jest porównywanie czasopism naukowych z podręcznikami szkolnymi. Wiedza w podręcznikach aż tak szybko się nie dezaktualizuje, jako przykład podam matematykę, fizykę (w ujęciu Newtonowskim), chemia, geografia (może za wyjątkiem rozpadem czy łączeniem się państw), historia (poza historią najnowszą bo reszta to interpretacja), język polski (gramatyka, ortografia, interpunkcja są niezmienne). Problem leży gdzie indziej według mnie. Trochę to utopijne ale jest za dużo podręczników. W czasach kiedy ja chodziłem do szkoły dla danego szczebla nauki był jeden podręcznik, który można było odkupić od starszego rocznika a po zakończonym roku szkolnym odsprzedać młodszym. Niech będzie jeden podręcznik (nieważne czy postać fizyczna czy elektroniczna) z całą wiedzą (czyli zakres podstawowy ale też rozszerzony) plus dużo ćwiczeń bo jak znam z autopsji nic lepiej nie przyswaja rozwiązywania (ze zrozumieniem) zadań matematycznych jak liczba powtórzeń.
Nie do końca mogę się zgodzić. Papierowe książki mają zupełnie inny wpływ na człowieka niż czytane z ekranu. Dodatkowo ceną lekcji i korzystania z podręczników online nie jest tylko cena internetu, ale prądu (nawet jak to choćby 1-2 złote dziennie to swoje to robi) - a to z kolei zwiększony wpływ na środowisko Poza tym gdy ma się dostęp do środków nauki online kusi, by nie tworzyć własnych notatek - to sprawia, że sporo osób po pandemii ma poważne problemy z charakterem pisma odręcznego (a takie mogą mieć tylko lekarze) Wypożyczanie tabletów uczniom również by było obarczone kaucjami. Szafki szkolne lepiej rozwiązują problemy z wagą plecaka
Naprawdę taniej wyszłoby kupować co roku tablet zamiast tych wszystkich książek. A najlepsze że ich żywotność jest większa niż rok i da się je aktualizować
Ja jestem na eduakcji domowej od dwóch lat, w celu ogarnięcia materiały liceum używam lepiej napisanych podręczników zbiorczych np. do studiów (np. Halliday )
Edukacja domowa jest rewelacyjnym rozwiązaniem, tylko oczywiście nie do wprowadzenia systemowego. Ale współistnienie szkół demokratycznych i edukacji domowej to byłoby coś, od czego można byłoby zacząć budowanie sensownego systemu. Oczywiście tuż po zaoraniu i posypaniu solą obecnego.
Nie wiem, jak inne szkoły, ale moje liceum utrzymuje do dzisiaj (tak podejrzewam znając politykę szkoły, bo skończyłem ją jakiś dłuższy czas temu), nazwijmy to "sekcję kalkulatorów graficznych" inwestując w ich coraz droższą eksploatację, bo obecnie to sprzęt retro i "nowy" egzemplarz jest warty jakieś chore 50-100 dolców, zamiast wyrzucić to na śmietnik historii i wygenerować te wykresy na ekranie tabletu, w lepszej jakości, wuielkości, szybkości, rozdzielczości, kolorze i z możliwością modyfikacji parametrów itd. w dużo lepszym stopniu. A być może nawet taniej w szerokiej skali - bo nie trzeba przecież szkole takich wypasionych sprzętów z LTE, a wystarczy tanim kosztem postawić szkolne WiFi lub nawet korzystac z tych urządzeń ofline i raz na jakiś czas zanieść je do sali z WiFi, zeby się po aktualizowały i naładowały. Przy zakupie hurtem przez szkołę pewnie jeszcze taniej, ale w detalu funkcjonalny tablet 7 cali (kalkulator graficzny nie miał tyle całości, a sam ekran stanowił nikły procent powierzchni, bo większość powierzchni zajmuje rozbudowana klawiatura), nie mówię wybitnj klasy, ale taki zdatny, jako pomoc naukowa - top jakieś 300 zł. W ramach przetargu i dania mu darmowej reklamy w telewizji polskiej, pewnie producent sprzętu byłby w stanie zejść nawet do 120-150 zł na sztuce, bo zapewne wielu rodziców kupiłoby drugi identyczny do domu, żeby dzieciak poćwiczył - i na tym by sobie producent odbił z nawiązką. Wystarczy chcieć.
Oczywiście, że prosimy o więcej odcinków o patologiach w szkole
Biorąc pod uwagę, że patologie narastają, na pewno się nie powstrzymam. Choć wolałbym mieć mniej powodów do nagrywania akurat w tym temacie 🙄
Aż mi się przypomniała moja edukacja podstawowa i gimnazjalna, podczas której moi rodzice wydawali rocznie setki złotych na książki, których nie można było sprzedać, bo młodsze klasy szły inną podstawą programową. Mówiąc krótko pieniadze w błoto. Jebać cały system edukacji w tym kraju.
Tak, pamiętam jak do pierwszej gimnazjum moi rodzice wydali ponad tysiąc (!!!) zł na podręczniki. Kilkanaście lat temu to była prawie cała pensja 😢
Pamiętam jak mieliśmy podręczniki nowej ery do fizyki w liceum. Nie było tam wzoru, który był potrzebny do wykonania ćwiczeń tylko dwie strony pierdolenia o dupie marynie, jakimś pseudo naukowym językiem (jak to mówiła moja nauczycielka od wiedzy o kulturze "naukawym") i siedziałam nad tym gównem próbując cokolwiek zrozumieć. Potem się poddałam i dałam to tacie, który bardzo dobrze ogarnia i matme i fizykę i siedział nad tym dwie godziny cały czas. Gdzieś w nocy zawołał mnie napisał wzór na kartce i wytłumaczył to w mniej niż pięć minut. No to jest żałosne po prostu.
Och, Nowa Era. Nasz historyk urządzał konkurs na znalezienie największej liczby błędów, szybko dobiliśmy do setki.
O łał, nie tylko ja nic z tego nie rozumiem ٩( ᐛ )و
też miałam ten podręcznik zapewne XD było 5 stron gadaniny, a potem wzór
W mojej szkole był problem ze stałym dostępem do mydła, więc wątpię, aby było ich stać na tablety czy wyświetlacze E Ink xD
U mnie też był ten problem, dlatego koledzy pluli do dozowników w nadziei, że ktoś się nabierze XD
U mnie podobnie - kolejny argument, żeby powrót do szkół rozumieć jako karę, a nie nagrodę.
Na mojej uczelni mydło pojawiło się dopiero przy okazji pandemii
Na tę okazję przydaje się hashtag #jprdl Ciekawe, czy pandemia sprawi, że nawyki higieniczne pozostaną w instytucjach publicznych, czy też rezygnacja z nich będzie częścią powrotu do (nie)normalności
u mnie mydla nie bylo nigdy a papier byl tylko na poczatku roku szkolnego XD
Zawsze gdy podczas jakiejś rozmowy narzekałam na ciężki plecak to odpowiedz była "Przecież możesz włożyć do szafki!" a to nie jest takie proste. Trzy książki muszę wsiąść żeby móc wykonać zadanie domowe, jedną żeby pouczyć się na najbliższy sprawdzian a kolejne dwie bo mam niedługo egzaminy końcowe i muszę do nich powtórzyć. Nie mówię już o wyciągnięciu z szafki książki od matematyki bo pani się na mnie uwzięła i możliwe że będzie mnie pytać na kolejnej lekcji. A następnego dnia muszę połowę z tych książek odnieść i inne wsiąść a połowę której nie odniosłam zostawiłam z domu bo muszę nadrobić zaległości. Więc ostatecznie i tak bardziej opłaca się trzymać je w domu. Nie mówię już o uczniach którzy mają po lekcjach swoje zajęcia i nie mają chwili żeby z tej zbyt małej szafki wygrzebać odpowiednie podręczniki i poprzednie ułożyć tak aby następnym razem nie grzebać na ślepo.
@@rafalpalma Wybacz, nie zauważyłam. Zwykle autokorekta poprawia
Wow, w sumie przypomniałaś mi filmik Gargamela, w którym padł właśnie argument o zostawianiu książek w szafce. Obawiam się, że cały tamten materiał byłby teraz dla mnie ciężki do obejrzenia, a nie lekko się go oglądało już wtedy. Aż trochę szkoda, że wtedy Krzysztof nic nie tworzył, jego rozmowa z tamtym Gargamelem (bądźmy szczery jako osoba mocno się zmienił) byłaby ciekawa i mogłaby totalnie zmienić bieg historii polskiego YouTuba (musiałam to tak zabawnie brzmi xD), no bo "Jak to? Ktoś zaorał Gargamela? Ktoś jest tak samo jak nie bardziej wyszczekany?" XD KTOŚ TU PŁYNIE
Tak jeszcze napomknę, że w polemikę z Gargamelem wszedł Zagrajnik TV, ale to nie odbiło się za sporym echem.
Jeszcze do argumentu z książkami ja do tej pory pamiętam tekst matematyczki z 4 klasy "To nie jest amerykański film, tylko polska szkoła - książek w szafkach nie zostawiamy". I jasne, ludzie zawsze zostawiali książki w szafkach, jedną czy dwie, ale i tak najczęściej przekładało się to na lżejszy plecak w szkole i kosztem tego więcej chodzenia po niej na przerwach. Jako osoba, która dużo się nachodziła do tej instytucji nikt mi nie wmówi tych bzdur, że np. "oh, ale plecak to taki przyjaciel kręgosłupa jest", NIE WREDY KIEDY POD JEGO WPŁYWEM ROBI SIĘ WKLĘSŁY XDDD
Tak przy okazji warto wspomnieć, że szafki w polskich szkołach to wcale nie jest taka oczywista rzecz
....to wy mieliście szafki?!?!?!
"Krótki film o prawdzie i fałszu" SciFuna jest na tyle dobry, że powinien być wyświetlany na zajęciach w szkołach. Tak à propos co do krytycznego myślenia.
Absolutnie się zgadzam, to był znakomity materiał.
Jeszcze gdyby szkołom zależało na krytycznym myśleniu ich uczniów. To jest przerażające, że właśnie chcą mieć takich bezmózgów, którzy bezdyskusyjnie wykonują rozkazy i polecenia.
Może i po czasie odpowiadam, ale moja nauczycielka od fizyki wymagała od każdego swojego ucznia aby ten odcinek obejrzał jako zadanie domowe.
Ja przez 4 lata walczyłem w swojej szkołę o to bym mógł korzystać z książek elektronicznych na swoim laptopie, ale regularnie mi odmawiano xd. Napomknę tylko że to było technikum informatyczne
ja pierr... no nieźle
no tak jest, wszystko co informatyczne, to przedmioty poboczne. Podstawowe to nadal "POODSTAWA PROGRAMOWAAAA" i wszystko musi być ustandaryzowane (czyt. przestarzałe o 30 lat)
Wow....
mam rok starszą kuzynkę i 3 lata starszego brata. W gimnazjum kazde z nas mialo inne ksiażki do polskiego. Biznes się kręci :)
pamiętam te ksiązki z polskiego w gimbie , były duże i grube czyli chyba z 200 coś stron. W tych książkach były wyrwane randomowe fragmenty z lektur lub innych opowieści co czyniło, że właśnie tekst był niezrozumiały i po prostu głupi bo wyrwany ze środka jakieś książki
@@Noname55625 nie zgadzam się z tym te fragmenty były niezrozumiałe.
@@husc7775 ok
Kwiat Polskiej przedsiębiorczości :/
@@bartosza.6187 raczej chwast
Sama pracuję w szkole, uczę francuskiego, i podręczniki do mojego języka i tak rodzice muszą co roku kupować. Czemu co roku ? Bo teraz co chwilę są reformy - ledwo wydłużono liceum na 4 lata, więc wydano nowe książki, które od starych różnią się tylko grubością (bo materiał jest ten sam, tylko podzielony na cztery części zamiast trzech), to za 2 lata będzie nowa matura, więc wszystkie książki zostaną wydane na nowo, wzbogacone o pewnie dodatkowe 5 stron z zadaniami maturalnymi na końcu zeszytu ćwiczeń albo podręcznika. I tak w kółko... 🙄
A jeśli gdzieś pojawił się błąd merytoryczny w wydaniu z 2005 roku, to przez te 10 reedycji i tak nie został poprawiony. Dzięki temu, że nikt nie sprawdza tych treści i nie kusi się o ich uaktualnianie, to współcześnie nadal są książki, w których młodzież słucha muzyki z magnetofonu i empetrójki xD
Częste reformy są jak najbardziej w interesie wydawców podręczników, zgadzam się 😕
Może pójdę na polonistykę...
Nie, nie chcę zostać elitą literacką, tylko korektorem. Miałem z tym styczność, ale nie szło mi zbyt dobrze, bo miałem problemy z przecinkami itp. Dodatkowo języki obce - jeśliby zaczęli wydawać te dodatkowe złote na korektorów, to miałbym niezłą robotę załatwioną.
Vlog wyszedł już 3 miesiące, ale rzucę tu swoje trzy grosze dla osób, które bardzo bronią papieru i tego jak dziecko pracuje z papierem. Dobrze niech se będą książki, pomińmy jak często je trzeba wymieniać, ale oszczędźmy chociaż plecy dzieci. Szafki! Szafki nic nie dają, z czegoś trzeba zadania zrobić i się pouczyć. Mojej świętej pamięci gimnazjum zgniecione przez reformę kupiło jako rada rodziców używane podręczniki do każdej sali. Ja nie nosiłam swoich egzemplarzy, czekały na mnie w sali lekcyjnej. Przy skali zakupywania podręczników do szkół jakim problemem byłoby je kupić do sal zamiast zagrzebać w bibliotece? A w domu by dziecko miało elektroniczną wersję. Miałby obcowanie z obiema formami.
Chodziłam do prywatnego, darmowego technikum i uważam ten wybór za jeden z lepszych. Mimo pewnych minusów nie zdexydowałabym się na państwową placówkę. Mieliśmy darmowe książki w szkole, które bralismy zawsze z sekretariatu przed lekcją, a potem odnosilismy. Mogliśmy je również wyporzyczyc do domu na jakiś czas. Dodatkowo dostawalismy płytę z książkami w formie PDF. Jedynymi rzeczami, które musieliśmy kupować to były zeszyty, a podręczniki do języków tylko kto chciał. Smutne jest to, że taki dostęp do podręczników jest możliwy tylko dzięki osobnym inwestorom.
Ale prawda też jest taka, że to o czym piszesz, nie wymaga astronomicznych nakładów finansowych. To nie jest basen olimpijski w szkole albo full wyposażone laboratorium biotechnologiczne. Tym bardziej dziwi i złości, że nie może być to powszechny standard...
Pamiętam jak za czasów mojej edukacji gimnazjalnej również uderzyła mnie absurdalność tego problemu. Co prawda nie rozumiałem tego tematu tak dogłębnie, jednak męczyło mnie noszenie codziennie nawet do 7-8kg papierologii. Miałem nawet pomysł by zamiast tego kupić czytnik Kindle i wgrywać tam podręczniki cyfrowe, jednak gdy skonsultowałem to z dyrektorem usłyszałem zwyczajne "Nie". Dlaczego? "Bo nie."
Pamiętam, jak w mojej szkole było ważenie plecaków, a później jeszcze dyrektorka chodziła i sprawdzała, co my w tych plecakach nosimy. Kiedy sprawdziła mój, powiedziała żebym nie nosiła dodatkowego piórnika (w podstawówce zawsze miałam drugi piórnik na kredki). Bo oczywiście to właśnie ten cholerny piórnik sprawiał, że uginałam się pod plecakiem, a nie z 6 podręczników, tyle samo ćwiczeń i zeszytów.
U mnie w szkole były tablety.
,,Dlaczego z nich nie korzystamy?
,,Bo nie."
Czy naprawdę nikt w mojej szkole nie skumał, że jeśli dzieci same chcą się uczyć przedmiotu bo są nim zaciekawione a nauczyciel ich nie terroryzuje, to nauczyciele mogą sprawniej i lepiej prowadzić lekcję, robić szerszą objętość wiedzy, i nie ograniczać się do nie aktualnej wiedzy z podręcznika? XDD
Takie miało być zadanie Gimnazjów wyłapywać osobę co ja interesuje i prowadzić ją tym torem. Nie wiem co się zadziało że gimnazja z moich lat (2004) to trauma do końca życia.
Pamiętam jak byłem w technikum nasz dyrektor organizował giełdy podręczników, gdzie mogliśmy odkupić od starszych roczników używane podręczniki. Niestety jedna z nauczycielek nie uznawała podręczników "przestarzałych" i każdemu z nieaktualnym podręcznikiem wstawiała z łaski nieprzygotowanie a później leciały pały. Najzabawniejsze jest to, że porównując stary podręcznik z nowym były niewielkie zmiany w postaci innej grafiki czy odmiennego ułożenia zdania, a sama nauczycielka często miała merch wydawnictwa tego podręcznika.
A jeśli chodzi o wiedzę w podręcznikach (patrząc z perspektywy wiedzy technicznej) to często te stare wydania podręczników np. z lat 70/80 miały o wiele jaśniej wytłumaczone zjawiska niż nowe wydania/książki gdzie często treść była głównie laniem wody, a objaśnienie było albo nie zrozumiałe (dla osoby zapoznającej się z tematem) albo ogólnikowe.
Taaak...podręczniki...najbardziej rozwaliła mnie biologia, gdzie napisano 'kość stępu'...ale jak to KOŚĆ?! Czyżby na radiologii wpuścili mnie w maliny? Ano nie! Dwa razy sprawdziłam. KOŚĆ! JEDNA?!
...że nie wspomnę o tym, że według autora podręcznika do biologii dla klas 7 kości nadgarstka "się nie łamią"... sic!
miałem taką zrytą podstawówkę że codziennie mieliśmy po 10kg książek a jak ktoś miał telefon to ostrzej się rzucali nauczyciele niż gdyby ktoś dosłownie palił marihuanę na korytarzu
niby postanowili zainwestować w szafki... ale tylko dla klas 1-3 co i tak trzymają książki w salach i jedynie przynoszą przybory
pod koniec połowa klasy miała skoliozę
U mnie było dosłownie tak samo, kiedy raz zważyłam plecak ważył 8 kilogramów, musiałam z nim jechać codziennie na rowerze. Po szkole zawsze bolały mnie plecy. A co do szafek to w końcu się pojawiły, po tym jak skończyłam ósmą klasę. W liceum za to od razu dostaliśmy szafki, zastanawiam się jak przeżyłam targanie takiej ilości papieru w wieku 13 lat.
Aż żałuje że trafiłam na ten kanał tak późno. Mówi pan to, co od dawna zaprzątało moje myśli, a nie zawsze potrafiłam to powiedzieć.
Bardzo dobrze poruszony temat. Co do podręczników to w moim liceum, jak jeszcze nie były darmowe podręczniki, to na początku trzeciej klasy liceum koleś od WOSu (bo miałem rozszerzony xd) kazał nam kupić repetytorium za 100 zł, kto nie miał tegoż repetytorium, to dostawał 1 na każdej lekcji. Nie było też mowy o wspólnym kupieniu i podzieleniu się kosztami z innymi, bo każdy miał mieć I koniec. Oczywiście, nikogo nie oskarżam ale obstawiam, że szanowny nauczyciel dostał jakiś fajny prezent w zamian za wymuszenie na nas kupienia tego repetytorium. Co więcej to repetytorium miało błędy językowe, graficzne i merytoryczne więc uczenie się z niego do matury w ogóle nie wchodziło w grę.
Ja jestem obrzydliwy socliberałem, ale uważam że skoro mamy już publiczne szkolnictwo, to niech to szkolnictwo będzie przemyślane i niech idzie z duchem czasu. W 2010 Grzegorz Napieralski w wyborach prezydenckich miał postulat, żeby każdy uczeń dostał laptopa do szkoły, Palikot też w 2011 szedł z takim postulatem - śmiano się z nich, że są głupi i było wielkie jedno xD, teraz okazuje się że wyżej wymienieni panowie mieli racje a reszta nie. Ja chciałbym usłyszeć więcej w tym temacie, więc tym komentarzem chce zachęcić Cię drogi prowadzący do nagrania kolejnej części.
Jak zwykle vlog merytoryczny, możesz też opowiedzieć o grantach na uczelni, bo zamierzam zrobić doktorat i fajnie by było usłyszeć jak to tam wszystko działa.
Pozdrawiam serdecznie i życzę smacznego piwa!
Idę o zakład, że autor tego repetytorium był jego kumplem i odpalał mu 10%. Zresztą znam trzy takie przypadki, a jeden wykładowca, który robił dokładnie to, o czym piszesz, dostał wyrok za to.
Nie pamiętałem tych postulatów lewicy, no popatrz. Ale są absolutnie sensowne, jeśli chcemy faktycznie podtrzymywać bezpłatną edukację (co ja akurat popieram częściowo tylko, ale to dłuższy temat).
Granty XD no, panie, to jest dopiero temat. Long story short: kierują człowieka w stronę okwieconej doliny wśród gór, ale nie wspominają, że drogą do niej jest bagno z krokodylami.
@@KrzysztofMMaj U mnie na uczelni było lepiej. Pan profesor, autor bardzo przydatnej książki do podstaw konstrukcji maszyn, wymagał aby każdy posiadał swój egzemplarz przy egzaminie i go podpisywał, aby czasem inna osoba z niego nie skorzystała. Najlepsze było jak ktoś nie miał swojego egzemplarza na egzaminie, wtedy była rozmowa:
- Czy posiada pan książkę?
- Nie.
- Czy chciałby zakupić pan książkę na miejscu? (wyjmuje egzemplarz na biurko)
- Tak, proszę tutaj jest 100 zł.
- Dziękuję, czy chciałby pan przekazać książkę na cele naukowe dla uczelni?
- Tak.
- Dziękuję. (chowa egzemplarz pod biurko)
@@888Huberto888 Czy.. czy wy nie macie, nie wiem, rozumu..? Przecież coś takiego na pewno nie jest legalne. Wystarczy zresztą się zbuntować całym rokiem, co powinno być proste bo kto chce wydawać tyle kasy po nic i gość powinien dostać jakieś od uczelni kary. Jak ktoś pluje ci w twarz to też mówisz "o, pada"?
@@GreatAdos w praktyce nic nie można zrobić z takimi "profesorami" bo mają 20 lat stażu i są dobrymi znajomymi władz uczelni. Jakby wyrzucić takich ludzi to najlepsze polskie uniwerki straciłyby 1/4 kadry. Pamiętaj że każdy chce zdać a tacy ludzie uczą zazwyczaj najcięższych przedmiotów
@@GreatAdos to weź i zbuntuj cały rok. Powodzenia życzę... serio
To ja się podzielę historią o lekcjach polskiego z mojego liceum - na początku roku wykaz książek, podręcznik oczywiście trzeba kupić (1 na jeden semestr, czyli dwa na cały rok szkolny). Szafek nie było, mieliśmy jedynie "boksy" z wieszakami jak w szatni - w pewnym momencie się zdenerwowałam i zaczęłam tam wieszać reklamówkę, do której wkładałam książki, aby nie nosić ich z domu do szkoły i z powrotem (nigdy nic nie zginęło gdyby ktoś się martwił). I w większości przypadków miało to jak najbardziej sens, jednak w przypadku rzeczonego języka polskiego - absolutnie żaden. 95% roku szkolnego działaliśmy na lekturach, więc nosić podręcznika nie opłacało się wcale. Kiedy omawialiśmy jakiś tekst inny niż lektury - okazywało się, że nie ma go w podręczniku i otwieraliśmy go na telefonach w internecie. Ale jak przyszedł jakiś dzień, jeden na pół roku, kiedy nauczycielka ubzdurała sobie, że podręcznik ma być i koniec, tekstu z podręcznika przecież nie da znaleźć się w internecie - to mieliśmy niezłą jazdę, gdyż była ona również naszą wychowawczynią. Na koniec dodam jeszcze, iż niezmiernie nie cierpiałam, gdy na naszej godzinie wychowawczej urządzała sobie język polski, bo godzina kiedy indziej jej wypadła.
Oczywiście. Podręcznik musi być. Jak go nie ma, to... to... to.... *PODRĘCZNIK MUSI BYĆ I TYLE, CO GŁUPIO PYTACIE*
@@KrzysztofMMaj U mnie na historii w zawodówce to jest tak - nie masz podręcznika bądź zeszytu? Pała, siadaj.
Haha, nawet jeśli są szafki ba książki to i tak ich nie używaliśmy. Przecież zeszytów ćwiczeń się nie odłoży, bo PRACA DOMOWA z każdego przedmiotu i trzeba w domu zrobić, a jak tu ją zrobić bez podręcznika więc ten i też trzeba było wziąć c:
No właśnie. A w szkołach zachodnich, gdzie szafki są, zadań domowych nie ma. Bo też nie mają one sensu.
klasy 7-8 i niegdysiejsze gimnazjum
podręczniki 1:1 tylko ze zmienioną okładką i numerkiem
tak usłyszałem od nauczycieli którzy uczyli w moim dawnym gimnazjum
Na podstawie j. niemieckiego powiem, jest jeszcze gorzej. Bałwany wyrzucili sporo przykładów i tabel z zasadami gramatycznymi nie zmniejszając przy tym liczby zadań.
Podręczniki te same, ale 1/3 zawartego w nich materiału została wywalona z podstawy programowej i na egzaminach tego nie będzie. Nie wiem, ilu nauczycieli zdaje sobie sprawę z tych różnic, ale nie byłabym optymistką.
To już bardzo stary film, ale postanowiłam się wypowiedzieć jak bardzo byłam w szoku, gdy pytałam wykładowców akademickich o podręczniki a oni odsyłali mnie do internetu (dodatkowo, to studia techniczne, więc wiedza naprawdę potrafi zmieniać się z tygodnia na tydzień). Byłam w szoku, bo aż do szkoły średniej system wmawiał mi, że internet to same kłamstwa i jedynie święte podręczniki są coś warte. I dołączam się do klubu zwyrodnień kręgosłupa: również lędźwiowe, jako dziesięciolatkowie nosiliśmy po 6-7 kg książek.
To zdumiewające, jak często się wpiera ludziom, że w internecie są same kłamstwa. A to główny obieg najświeższych informacji naukowych, artykuły wychodzą coraz częściej w wersji digital first...
Pamiętam jak w późniejszej podstawówce oraz w gimnazjum mój rocznik był tym, który nie dość że nie zawsze mógł odkupić od starszych klas podręczniki, to jeszcze nie mógł ich potem sprzedać, bo ci za nami mieli już inny program. Przez to moi rodzice rok w rok kupowali przeważnie nowe książki za +- 700 zł, którymi później można było się co najwyżej podetrzeć albo spalić w piecu. Teraz skończyłam technikum i znowu miałam ten problem, że mogłam sprzedać tylko część podręczników, bo ci którzy teraz i rok temu zaczęli szkołę średnią mają już zupełnie inną podstawę programową...
Będąc w 1 klasie zety martwie się komu bym sprzedał moje książki po 1-2 klasie, czy jeszcze będą aktualne, no i to że nie znam nikogo któremu mógłbym je sprzedać.
Sam co roku śmieję się z darmowej edukacji przy okazji płacenia około 300zł za podręczniki xD Takie tam 300zł co roku, które mógłbym przeznaczyć na cokolwiek innego, co mogłoby mi się przydać o wiele bardziej niż podręcznik, który za rok okaże się, że zawiera zdezaktualizowane informacje... Tyle dobrego mnie spotkało, że część podręczników dostępna jest online za darmo (tu muszę pochwalić uczelnię, że tyle umiała studenciakom ogarnąć) przez lexotekę. Nie ma tam wszystkiego, ale jest sporo i zawsze to pieniądze w kieszeni a w zasadzie to na koncie bankowym.
Kindle dla uczniów byłyby serio spoko sprawą, bardzo przyjemne w obsłudze urządzenie. Dodatkowo oprócz podręczników można by na nim trzymać swoje kochane książeczki do poduchy i trzymać wszystko w jednym miejscu!
Super odcinek i życzę powodzenia w dalszej drodze!
Super pomysł uczelni, rzadka rzecz! Na tej zasadzie mnie podbudował ten system e-podręczniki, jasne, jest skromny na razie, ale na miejscu ministerstwa rozwijałbym go priorytetowo, bo też o wiele właśnie łatwiej o update'y i aktualizacje niż przy konieczności wypuszczenia całego nowego nakładu serii książek.
Po dwóch latach obejrzałem znów film i bogatszy w wiedzę, nie mogę się nią nie podzielić. Pracowałem na języku polskim na podręczniku "Oblicza Epok 2.1" autorstwa Dariusza Chempereka, Adama Kalbarczyka i Dariusza Trześniowskiego, wydawnictwo wsip, podstawa 2019 i czyta się go tak sobie. Zawiera może wszystko, czego wymaga podstawa programowa, ale trudno było mi zrozumieć materiał z podręcznika, konteksty były ubogie (o ile były), a internet i tak był wymagany, żeby sprawdzać definicje i wydarzenia historyczne wspominane w podręczniku, ponieważ zdarzało się, że albo nie były wystarczająco rozwinięte, albo nie zgadzały się w nich daty. I tutaj przyszedł mi na pomoc podręcznik literatury "Romantyzm" Stanisława Makowskiego z 1996 roku. W przeciwieństwie do podręcznika jezyka polskiego, podręcznik literatury czytało się właściwie dość dobrze, a wiedza przekazywana w nim była zgodna z oczekiwaniami nauczycielki i zadań wyjętych z państwowych egzaminów, które rozwiązywaliśmy na lekcji. Może jest to wynik tego, jak prowadzone są lekcje języka polskiego, ale prawie 30 letni podręcznik lepiej spełniał swoją funkcję niż stosunkowo nowy podręcznik.
To, że jeden z podręczników jest podręcznikiem języka polskiego, a drugi literatury to inna ciekawa sprawa. Myślę, że to też jest jeden z powodów, dlaczego "Romantyzm" jest lepszy. Skupia się na węższym zakresie, bo "Oblicza Epok 2.1" zawiera dwie epoki, a nie jedną, ale też nie próbuje chować, że jego przeznaczenie jest inne. Ciekawe jest też to, że stara książka jest tańsza (ostatnio widziałem ją za 9zł i 15 za wysyłkę, w porównaniu do 25 i 11 za wysyłkę, co jest najtańszą opcją, którą znalazłem w przypadku książki "Oblicza Epok 2.1")
Odcinek o poprawnym wyszukiwaniu informacji jak najbardziej na tak!
Obiecałem i dowożę: th-cam.com/video/m5o9C-TPunk/w-d-xo.html
Jak najwiecej takich filmów, świetnie nagrane. Wszystkie uwagi w punkt.
Najlepszym przykładem jak szybko podręczniki stają się aktualne są podręczniki do WoSu. Takie podręczniki już w momencie wydania są nieaktualne. Przykład? W moim podręczniku do WoSu był nieaktualny stan PE i Sejmu RP... nieaktualna struktura organizacyjna prokuratury itd.
O, dobry przykład!
Przez dziesięć lat uczenia tego przedmiotu nigdy nie korzystałem z żadnego podręcznika.
U mnie w poczcie prezydentów Polski z podręcznika gimnazjalnego do WoSu brakowało obecnego prezydenta, o premierze to już nie wspomnę xDDD MAŁO CO PAMIĘTAM Z TYCH LEKCJI, ALE TO JAK DZIŚ XD
To jest niesamowite, że jako dziecko w podstawówce dostrzegłam parę błędów w podręczniku od biologii, bo akurat były na tematy, które mnie zainteresowały i sama zaczęłam szukać na ten temat informacji z ciekawości.
to nie tak że te błędy ktoś tam wstawił bo podręczniki piszą idioci, po prostu dla dziecka z podstawówki intencjonalnie stosuje się pewne uproszczenia i pójście do szkoły średniej wywraca niektóre zagadnienia do góry nogami. Ot choćby stany skupienia na fizyce, albo liczby urojone.
Pod koniec szkoły średniej zaczęłam weryfikować informacje z książek z wikipedią i innymi źródłami, pandemia więc miałam masę czasu na szukanie różnych ciekawostek żeby się popisać na lekcjach. W samej książce do Hisu której wydanie jest sprzed 2 lat było tyle błędów, że nauczycielka to mi chciała oddać lekcje do prowadzenia bo ją co chwilę poprawiałam
Jakieś przykłady ? Zainteresowało mnie to.
Aż mi się przypomniało porównanie "prawdy objawionej" podręcznika (kl. 2-3 liceum, rozszerzenie z biologii) z prawdą rzeczywistą (cicho, poLOLniści, wiem!) w kwestii ilości komórek nerwowych i glejowych. Student neurobiologii, który mi o tym opowiadał: Komórek jest mniej-więcej równo. Podręcznik: Komórek glejowych jest 10x więcej, niż nerwowych. Wikipedia: Jak student, ale z wyjaśnieniem, że stosunek 1:10 jest niegdysiejszym, błędnym założeniem. Podchodzę do nauczycielki, mówię jej, a ona trzyma się wersji z podręcznika. A potem udało mi się dokopać do paru badań na ten temat - podręcznik bredzi.
Ale nie, na maturę mamy znać wersję błędną. Brawo, polskie szkodnictwo niższe.
ciągnij ten wątek! dusi się we mnie dokładnie ta sama chęć, co pana- chęć nauczenia ludzi się uczyć. doceniam to co pan robi, sama bym chciała przekazywać wiedzę o tym jak ją zdobywać w taki sam sposób jak pan. ale by mnie sluchano, muszę zdobyć autorytet, który pan, niewątpliwie ma.
proszę, niech pan dalej o tym nagrywa! ludzie musza wiedziec jak wykorzystywać narzędzia
Będą jeszcze niejedne materiały na ten temat 😊 ale jedno muszę sprostować: autorytet nic nie daje. Zdarza mi się w sieci natrafiać na ludzi wierzących w jakiś dogmat (np. gry wideo są szkodliwe) i doktorat oraz powstająca habilitacja z zakresu groznawstwa plus fąfnaście bombilionów badań nic mi nie daje.
Jedna z ostatnich myśli mówiąca o tym, czym w rzeczywistości jest nauka, to dla mnie coś, co powinno być uczone na samym starcie nauki. Bardzo dobry materiał, pozdrawiam gorąco.
Z wielką chęcią obejrzała bym więcej takich materiałów 😊
Wiesz co, może to jest różnica między młodymi a starymi - starzy pamiętają rzeczy ze szkoły jako święte, stąd mają problem z aktualizacją wiedzy. Młodzi mają jak Kelly Bundy, ale im łatwiej przystosować się do tego, że coś się zmieniło od czasów szkoły.
Miałem powiedzieć, że przecież my przecież też jesteśmy młodzi, ale potem zobaczyłem, że przywołujesz Kelly Bundy, a ja pamiętam, z którego to serialu, i mi uwaga o młodości uwięzła w gardle
@@KrzysztofMMaj to zależy jak definujesz młodość
Ja do 20 wiec jestem już stary.
Stary (umówmy się - powyżej 35 roku życia) coś przeczyta, to odruchowo w to wierzy i musi włożyć wysiłek w to, żeby zakwestionować informację. Bo kiedyś jak ktoś coś napisał, to musiał być do tego zatrudniony, opłacony, a jego wiedza lub umiejętności wyszukiwania informacji musiały być zweryfikowane.
Młody, który dorastał w świecie internetu i "darmowych" informacji, które na niego czyhały, czy tego chciał, czy nie, automatycznie nie ufa niczemu. Bo celem wszystkich (z dobrym przybliżeniem) nagłówków jest przykucie jego uwagi, a nie dostarczenie mu wiedzy, której potrzebuje.
Dlatego dyskusje międzypokoleniowe są takie ciekawe i warto zawsze mieć na nie przygotowaną dodatkową porcję popcornu.
Nie chcę się tu jakoś mocno wpieprzać bez zgody właściciela kanału, ale niedawno dyskutowaliśmy na temat dowodów anegdotycznych na Fake News Busters na discordzie i doszliśmy do paru wniosków, które pokrótce spisałam tutaj fakenewsbusters.pl/dowod-anegdotyczny-poznajemy-mechanizmy-dzialania/
Znakomite, dziękuję bardzo
Bardzo, bardzo się cieszę, że trafiłem na ten kanał.
Nie przesadzajmy z nieaktualnością podręczników... analizy matematycznej wciąż się uczy przy pomocy Dyemidowicza (~1920), jak i Włodarskiego i Krysickiego (1954). Powód jest prosty - o ile jest duży postęp w różnych dziedzinach, to o tyle wiele jest dziedzin gdzie zmian wielu nie ma. Dla przykładu podręczniki do chemii, fizyki, biologi i matematyki nie stają się przestarzałe po paru latach (co najwyżej mały fragment). Większy problem w tym przypadku jest z ciągłymi zmianami programowymi.
Za to vanity publishing może być odpowiedzialne za to, że pewnych książek po prostu nie można kupić - np. na temat równań różniczkowych. Tematy może i niszowe, ale nikt nie nakazał drukować w nakładzie 10K sztuk - nakład 500 sztuk i dodrukować jak się wyprzeda...
Włodarski-Krysicki byłby spoko podręcznikiem (tak samo jak mój ulubiony Gewert-Skoczylas, z książki Dyemidowicza jeszcze nie miałam okazji się uczyć) gdyby nie to, że część prowadzących upierdala punkty na kolokwium za użycie starych kwantyfikatorów których to studenci uczą się z tych właśnie książek.
@@ink5200 Nowe wydania używają nowych kwantyfikatorów. A tak po za tym jest to problem z prowadzącymi a nie z książkami. Trzeba im kijem przez łeb nabić. Niech za wczasu powiedzą żeby starych kwantyfikatorów nie używać, inaczej nie ma problemu z ich używaniem. Jak nie powiedzieli to nie ich idą na... precz z łapami od szczawiu, mój jest :P
Krzysztof często się właśnie do takich wykładowców i nauczyciel czepia, i prawidłowo - trzeba po takowych jeździć.
@@darkestkhan z wykładowcami jest jeszcze taki problem, że kwantyfikatorów użwya się na wszystkich przedmiotach, nie tylko na analizie, ale to w podręcznik od analizy studenci gapią się najdłużej z wiadomych przyczyn, więc tu dochodzi jeszcze problem z niezgraniem materiału. a co do tego że nowe wydania są poprawione- chętnie bym to sprawdziła, ale najpierw musiałabym dostać taką książkę do ręki, a biblioteka nie aktualizuje się co tydzień ( a nawet jeśli to w obiegu dalej będą również te stare wersje podręczników bo jaką uczelnię stać na to żeby co chwila wszystko wymieniać).
@@ink5200 To prawda, że stare wersje są w obiegu. Z resztą się praktycznie niczym nie różnią od nowych wersji - w jednym z nowszych wydań uaktualnili kwantyfikatory i poprawili jeden błąd. Uczelnie stać aby wymienić*. Włodarski nie jest drogi. Swoją drogą najwięcej kwantyfikatorów to widziałem na logice. Analiza przy tym to pryszcz. Są też "analiza funkcjonalna w zadaniach" czy "równania różniczkowe w zadaniach"... i tych książek kupić nie idzie. Bo nie ma dodruku od 20 lat, a że wyprzedane... twój problem. Znaczy się, mój, bo ja chciałem kupić a nie mogłem.
* ale skoczylasa (zależnie od książki) możesz mieć problem kupić... koniec nakładu - od 20 lat, oczywiście to że ludzie chcą kupić to nie ważne
W technikum stwierdziłem że nie kupię podręczników z przedmiotów z których jestem w stanie znaleźć wiedzę w innych źródłach przez co miałem problemy na podstawach działalność gospodarczej, bo cytując „moje odpowiedzi nie są zgodne z podręcznikiem”, co z tego że cytowałem ustawy, ale wychodzi na to że w szkole podręcznik jest ważniejszy od treści ustawy na które podręcznik powinien bazować. To było w 2017 roku, a podręcznik bazował przepisach jeszcze sprzed pakietu Kluski, czyli od ponad 10 lat nieaktualny. Moim zdaniem ten przedmiot powiem uczyć wyszukiwania informacji w ustawach, interpretacjach podatkowych, wyrokach sądów, (…) , a nie treść ustaw sprzed nie wiadomo ilu lat.
tak, więcej filmów prosimy! co prawda mam wrażenie, że z wyszukiwaniem wiarygodnych informacji u mnie nie jest źle, ale wiadomo - mogę się grubo mylić. fajnie byłoby to zweryfikować :)
Może a nuż coś się znajdzie nowego, challenge accepted :D ja się co rusz ostatnio dowiaduje o fajnych aplikacjach do zarządzania projektami i generalnych prac koncepcyjnych (as of late: Milanote, Figma, Miro), a myślałem, że znam już większość
W podstawówce do której chodził brat najmłodszy - mała szkoła, jedna klasa na rocznik na 12-16 uczniów... Mydło jest, tablety są, sprzęt naukowy i inne szmery bajery są.
W szkołach do których chodzą kuzyni - różne placówki, nadal to samo miasto, tylko że większe osiedla i większe szkoły... Mydło czy papier toaletowy bywa towarem deficytowym. Sale komputerowe dostępne tylko na zajęciach z informatyki, sprzętu w klasach zwykle nie ma - chyba że nauczyciel przyniesie swój sprzęt.
Tak... Tablety w szkole... Pomysł popiera każda osoba, która nie miała do czynienia z takimi wynalazkami podczas swojej edukacji. W moim technikum był jeden kierunek, jakieś 30 osób. Miały do wyboru tablety bądź laptopy. Te pierwsze przestały działać po roku, a drugie w pojedynczych sztukach dotrwały do końca edukacji. Iście fenomenalny pomysł.
Kindle działa mi 12 rok. Nie zauważyłem, by się psuł. I znowu: film jest o podręcznikach w formatach cyfrowych, siłą rzeczy potrzebne jest cokolwiek, na czym je odpalisz i nie widzę powodu, dla którego nie mógłby być to również smartfon
Ach, nowy odcinek! Z radością więc piszę, co następuje:
1. Nowy odcinek! Yay! Jakoś nie mogę przestać cię dopingować!
2. W Polsce jak w lesie. Trudno coś więcej dodać, ale pamiętajmy, że jedna z [hehe] najlepszych uczelni w kraju, na kierunku opartym o czytanie książek, nie gwarantuje dostępu do tekstu, co w efekcie prowadzi do: a) ściągania z chomikuj, b) biegania czasem na drugi koniec miasta dla tego jednego egzemplarza, żeby zrobić zdjęcia i rozesłać innym. I nie mówię, że powinno być tyle książek ile studentów - to byłoby kretyńskie. Ale jednak zapewnienie wersji elektrocznicznej, dla tych wszystkich "młodych ludzi, którzy niedługo nie będą wiedzieli, jak wygląda prawdziwa książka, bo to wszystko na tych tabletach teraz", mogłoby być praktyczne. I jeszcze zostawianie tekstów w teczkach: "Zostawiam tekst w teczce, proszę o przeczytanie, proszę to sobie zeskanować, skserować, radźcie sobie elo cześć".
3. Bardzo popieram pomysł filmu o szukaniu informacji, weryfikowaniu ich itd. Od siebie mogę podrzucić theconversation.com, które przypuszczam, że nie jest ci obce. Ale na wszelki wypadek. Ba! Nie obraziłbym się nawet na godzinny tutorial o tym jak porządkować informacje, prowadzić bibliografię, żeby się nie zgubić w przepaściach cytatów, itd. Pozdrawiam!
A właśnie nie znałem! Dzięki zarówno za link, jak i za (mega konstruktywny) doping. Bardzo chętnie zrobię taki odcinek, może faktycznie dłuższy - dziś da się napisać I doktorat, nie ruszając się sprzed kompa, więc rozdawanie kserówek to jakaś kompletna paranoja (i nieeokologiczna do tego)... Nie mówiąc już o zmuszaniu do kupowania książek, o czym też słyszałem (znane są przypadki profesorów dających wyższe oceny studentom, którzy kupują ich książki, jednego się udało nakryć we Wrocławiu i dostał dyscyplinarkę). Moja narzeczona studiowała krytykę literacką i zmuszano ją z kolei do chodzenia do teatrów, oczywiście za bilety musieli studenci płacić sami. Yuck.
Korzystam z biblioteki publicznej w mojej miejscowości, a ta umożliwia bezpłatny dostęp do platformy PWN www.ibuk.pl/
Platforma ta ma świetne narzędzia do zakładkowania, cytowania itp. i całkiem spory zasób literatury. Może to pomoże?
W większości szkół rodzice muszą odkupić zniszczony podręcznik. I nie jest to zagięty róg, tylko duże zniszczenie. Z resztą Pana wypowiedzi zgadzam się w 100%
Pozdrawiam serdecznie.
z chęcią bym wysłuchał bloga o znajdywaniu rzetelnych informacji, obecnie jestem w liceum i czasami się zastanawiam czy zestawienie 2 stron internetowych wystarcza
Najlepsza rada: ufaj stronom, które podają źródła, wtedy też można szybko sprawdzić, czy ich nie przekłamują. Jeśli ktoś podaje źródło informacji, szanuje czytelnika. W sumie po tym poznaje się dobrze opracowane teksty, nie tylko właśnie naukowe. Ba, twórcy na YT również podają coraz częściej źródła (Johnny Harris, Tom Nicholas tak pierwsi z brzegu). Będę robić jeszcze niejeden materiał na ten temat, sam się nieustannie mierzę z tym problemem.
A ja pamiętam jak na e lekcjach mnie łep nie bolał plecy wypoczeły byłam wyspana bo wstawałam o 2 godziny wcześniej a do tego było cicho na przerwie no bajka
No dobra - tablice matematyczne. Książka, która w zasadzie się nie zmienia ;).
Jakoś w okolicach 2005 roku pytaliśmy nauczycielkę, czy możemy mieć szafki w szkole, żeby nie nosić podręczników. Odpowiedź była następująca "a jak będziecie odrabiać prace domowe? Nie ma potrzeby kupować szafek do szkoły, bo i tak nosilibyście podręczniki i ćwiczenia codziennie do domu. Może i w Ameryce mają szafki, ale tam dzieci siedzą w szkole jeszcze po lekcjach i odrabiają prace domowe w szkole a wracają do domu już po 18, jedzą tylko kolację i faktycznie nie uczą się już, tylko bawią i idą spać". Jak patrzę co się dzieje, to dogoniliśmy tę wersję "Ameryki". Tyle tylko, że dzieci faktycznie wracają do domu wieczorem, ale wciąż mają lekcje do zrobienia. A jeszcze w klasach 1-3 pod sam koniec lat 90' jakoś dało radę część ćwiczeń przechowywać w szafce i rozdawać nam jak były potrzebne...
Moi rodzice zawsze mi powtarzali, że nie ma potrzeby nosić wszystkich książek do szkoły codziennie, tylko te do przedmiotów, które mam danego dnia. I jak miałam im wytłumaczyć, że tak robię, że też bym nie chciała nosić tych kilogramów? Ale zestaw 4(podręcznik + ćwiczenia + zeszyt) + strój na wf (olałam wymóg że na wf mają być inne kapcie niż po szkole) i tak już swoje ważył.
No ale "za moich czasów każdy niszczył sobie kręgosłup i nikt nie narzekał"...
To jest piękne, jak niemożliwość zmiany tłumaczy się tym, że jest jeszcze jedna patologia (czy. zadania domowe), którą trzeba by zlikwidować, żeby można było naprawić kolejną (brak szafek). Nieprawdopodobne, że inteligentni (pono) ludzie pracujący w oświacie popełniają takie logiczne seppuku
Tak, chce więcej odcinków.
Pierwszy materiał który obejrzałem na tym kanale i już wiem że chce go subskrybować
Cieszę się ogromnie!
powiedzmy, że książki na 1 rok szkolny kosztują jakieś 300zł
taki 1 tablet który może utrzymać podstawowe pliki PDF to 500zł na spokojnie wystarczy
powiedzmy że jeszcze co rok trzeba wydać po 100zł na wymianę baterii a co 5 lat wymienić sprzęt
jak tak licząc to idzie 100zł oszczędności za ucznia, co prawda trzeba jeszcze wliczać elektryczność i inne takie, ale dodatkowo uczniowie zyskują zdrowszą psychikę
Powiem tak: trochę tak, trochę nie. (Żeby nadać wypowiedzi kontekst: Swoją przygodę z polskim systemem edukacji skończyłam 2 lata temu, od tego czasu jestem w tym słynnym anglosaskim.)
O ile prawdą jest, że szkoły powinny adresować problem wykluczenia cyfrowego oraz uczyć wyszukiwania i weryfikowania prawdziwości informacji, to moim zdaniem argument o aktualności wiedzy jest kulą w płot. Wezmę na tapet matematykę, bo w matematyce (i edukacji matematycznej) siedzę od lat. Polska (ale nie tylko, to w zasadzie standrad) szkoła uczy matematyki w zakresie do... XVII wieku. Jeśli ktoś nie pójdzie na studia ścisłe/techniczne, to nigdy poza ten XVII wiek z matematyką nie wyjdzie. A więc negowanie papierowych podręczników "bo wiedza się zdezaktualizuje" jest zupełnie nietrafione. My nie uczymy w szkołach o najnowszych odkryciach, tylko o Pitagorasie. I... moim zdaniem nie jest to samo w sobie złe. Bo o ile obecnej podstawy programowej bronić nie będę, bo nie ma czego, tak nie uważam, żeby celem szkoły było uczenie o nowinkach i świecie współczesnym. Świat współczesny mamy dookoła siebie, żyjemy w nim, a wiedza o nim jest w każdym artykule na Onecie. (Owszem, trzeba umieć się poruszać w tym gąszczu informacji, ale od tego zaczęłam.) Ale żeby zrozumieć konteksty (zarówno w humanistyce, jak i w naukach ścisłych/przyrodniczych) współczesnego świata, jego niuanse i obecny kształt, musimy wiedzieć jak do tego doszło, co stało się kiedyś, jakie są podwaliny itd. (Wracając do matematyki: abstrahując od poziomu trudności zagadnień, to można oczywiście w szkole uczyć o tym, kto i za co dostał ostatni medal Fieldsa [matematyczny odpowiednik nagrody Nobla], ale bez wiedzy o wspominanym wcześniej Pitagorasie, to ma sens tylko i wyłącznie jako motywacja do nauki, a nie jako nauka.)
Inną kwestią jest to, że moim zdaniem to, że w szkole dzieci chociaż na chwilę odrywają się od ekranów, klikania szybszego niż myślenia i migających w zawrotną prędkością obrazków jest całkiem dobre. Nie jestem specjalistką od funkcjonowania mózgu ani pedagożką, ale zupełnie prywatnie, jako studentka po 1,5 roku studiów zdalnych mogę powiedzieć, że siedzenie 24/7 przed ekranem to nic przyjemnego. Skupić się też nie jest łatwo, kiedy co chwilę przychodzi jakieś powiadomienie, jakiś komunikat, "podłącz ładowarkę", "nie rozpoznano urządzenia", "brak połączenia z Internetem" itd, itd. A doskonale wiem, że jako dorosłej osobie jest mi się i tak dużo łatwiej skupić niż uczniowi podstawówki.
Na studiach nie mam wymaganych podręczników, wszystkie teksty do przeczytania są w formacie ebooka, a skrypty z wykładów są zwieszone jako pdfy w chmurze. A ja wszystkie skrypty wydrukowałam, co ciekawsze książki zdecydowałam się kupić w formie papierowej. Bo na papierze mogę swobodnie notować na marginesach, zaznaczać na kolorowo ważne fragmenty, skakać między stronami, nic mi nie wyskakuje, nie kusi, żeby w karcie obok otworzyć TH-cam'a. A na wakacje pojadę z czytnikiem ebooków, bo w perspektywie tygodnia nad morzem zdrowie kręgosłupa jest dla mnie ważniejsze niż wygoda nauki. I moim zdaniem właśnie tego typu równowaga jest kluczem do sukcesu w edukacji.
TL;DR/Podsumowując: Nie skreślałabym tak całkowicie podręczników jako zła wcielonego. Lobby księgarskie i podstawa programowa są realnymi problemami, ale uważam, że optymalnym rozwiązaniem jest połączenie cyfryzacji z nauką bardziej oldschoolową (nomen omen) tak, aby one się wzajemnie uzupełniały.
Wiesz co, niestety argument z aktualnością wiedzy nie pokrywa się moim zdaniem chyba tylko z matematyką (mówię o wiedzy jako takiej, nie sposobach jej tłumaczenia), bo każdy inny przedmiot to ciągłe zmiany, które nie są uwzględniane w podręcznikach i trzeba je weryfikować samemu, co jest niesamowicie męczące jak dla mnie.
@@Cimaaa Oj tam, bzdury. Jasne, najnowszych odkryć w podręcznikach nie będzie, ale cała wiedza, na podstawie której te najnowsze odkrycia zostały poczynione - jak najbardziej. Ale mówię też raczej o takich "prawdziwych" podręcznikach - tomiskach dla konkretnej dziedziny, podręczniki z samą podstawą programową mogą zostawiać wiele do życzenia.
@@GreatAdos no ja mówię o podręcznikach szkolnych, bo o takich jest film :D
Są badania że ludziom lepiej się uczy z papieru, niż z ekranu. Także w pełni się zgadzam, sam na studiach musiałem dużo drukować bo z ekranu nie jestem w stanie się uczyć dłuższy czas
dlatego jakimś roziwaniem jest używanie urządzenia z ekranem eink który nie męczy oczu i imituje papier
Jako wielki miłośnik astrofizyki, przyczepię się do podręcznika do fizyki. Już w 1968 zostały odkryte tzw. kwarki, które w dużym skrócie składają się na budowę protonów o raz neutronów. Lecz w podręczniku do fizyki w 2023 roku, czyli już 55 lat po odkryciu kwarków, nadal są wkładane informacje o tym, że nie ma nic mniejszego niż proton, neutron i elektron. Z czego ta sytuacja wynika? Prawdopodobnie z tego, że ministerstwo jest cholernie leniwe i nie chce im się zmieniać programu dostosowując go do aktualnych informacji, który przecież się sprawdza od lat.
Aż mi się przypominała książka do "Zawodowego Angielskiego" z branży IT dla technikum, nie dość że reedycja polegała na zamianie obrazków i przykładów kolejnością (bo na to zawsze klął mój nauczyciel ze starszą wersją podręcznika) to jego treść była przestarzała, o jakieś 15/20 lat XD
Przykłady typu "fax służy do" była również cała masa podstawowych błędów, ale nowa edycja i trzeba kupić za stówkę
Pytanie: na których lekcjach uczyć odróżniania fake newsów od prawdy? Na jednej z dwóch w tygodniu lekcji religii?
Religii która wmawia ci że osoba która zabiła 2 miliony ludzi ponad i zesłała syna na samobójczą misję dla własnych interesów? Na pewno nie.
Pod warunkiem zastąpienia tej jednej lekcji religii innym przedmiotem, który może być przeznaczony na coś takiego.
Moja wyprawka obcowała średnio jakieś 500-600 zł rocznie(podstawówka gimnazjum) ... nie mogłem też odkupić używanych bo "nowa podstawa programowa". Wielkie G ponieważ porostu poprzesuwali tematy....
moja tak samo a byłem jedynakiem
Warto też wspomnieć o konsekwencjach noszenia plecaka wyładowanego nie raz po 8 książek (o ile nie więcej)
widziałam odpowiedź i dziękuję:) po napisaniu komentarza zobaczyłam, że materiał nie jest nowy i w panice go usunęłam XD później przyszło powiadomienie o odpowiedzi haha także z chęcią obejrzę więcej materiałów na ten temat czy inny, a aktualnie nadrabiam ten starszy!
Ale spoko, nie ma problemu 😀 cieszę się, że jest zapotrzebowanie na to, jamnik z Tobą!
Swoją drogą, te zestawy ćwiczeń w których się pisze to najgorszy skok na kasę - nie dość że drogie, to jeszcze "jednorazowe".
No i w końcu powinno się przejść na format elektroniczny podręczników... tablety nie są specjalnie drogie dzisiaj.
Ja pisałem ołówkiem i potem wycierałem. Dało radę sprzedać w następnym kroku.
@@husc7775 a ja bym wolał w zeszycie pisać... przynajmniej zestaw ćwiczeń by się odchudził. I potaniał.
To samo w planszówkach: drooogie gry, gdzie gryzmoli się i drze karty po jednorazowym użyciu to patologia jakaś. Ale oczywiście jak ktoś już wydał kasę to dla kompensacji wątpliwości na BGG zawyżone oceny wali.
Wow przemysł podręcznikowy jest tak duży, że możnaby zrobić na tym cały protest obrońców drzew 😮
Myślę, że pogląd, że nauka się dezaktualizuje tak szybko jak mówi autor to jakiś nowy mit. Pracuję w firmie informatycznej (czyli w branży o której mówi się, że wiedza deaktualizuje sie tu najszybciej) i gwarantuje Wam, że nikt tu co roku nie musi aktualizować całej swojej wiedzy. Pracuje się często na bardzo starych i sprawdzonych językach programowania. Oczywiście używa sie nowych dostępnych narzędzi, ale po pierwsze nie zmenia się ich co pół roku, a po drugie często okazują się mniej rzetelne niż stare sprawdzone metody.
Dla geeków powiem, że mam na myśli chociażby rozwiązania bazodanowe, lub narzędzia Microsoftu takie jak PowerBI, które dopiero po 10 latach życia zaczynają zyskiwać na popularności.
No, a ta informatyka jako dziedzina nauki ma ok. 50 lat. Faktycznie, bardzo długo funkcjonuje XD Sam rozwój gier wideo pięknie pokazuje, jak błyskawicznie konieczne są korekty. Hasło do słownika growego napisane w jednym roku dezaktualizuje się w kolejnym. Przykłady można naprawdę mnożyć a Ty akurat podałeś taki, który w szkołach jest raczej najlepszym przykładem patologii.
Niestety, ale podręczniki czasem zawierają oprócz przestarzałych informacji jeszcze gorsze fake newsy. W klasie 4-6 (nie jestem pewnx) w podręczniku od biologii cała strona to po prostu boomerski mit, że przez gry jesteśmy agresywni i przez wpływ brutalnych obrazów stajemy się niewrażliwi na cierpienie ludzkie, a od siedzenia przy komputerze niszczymy sobie kręgosłup XDD. Jako osoba, która lubi grać w gry i uczeń liceum nie rozumiem tego, bo przecież w domu nie siedzę na rozwalonym za dużym krześle (jestem dosyć niskx, więc czasem w niektórych salach muszę siedzieć na za dużym krześle) oraz niedopasowanym biurku nad, którym muszę się ciągle pochylać, a i jakoś specjalnie agresywnx nie jestem i zawsze mnie w środku bolało jak widziałxm jak pewna grupa z mojej byłej szkoły nad kimś się znęcała, lecz szkoła woli zająć się wyglądem uczennic i uczniów oraz telefonami bardziej niż znęcaniem się, a nawet biciem.
Gracze nie chcą urazić npc-a a starzy ludzie pierdolą coś o agresji.
Dobra niech taki tablet kosztuje 1000zł (potencjalnie) a książki rocznie kosztują około 1500zł przynajmniej koło tego było jak ja się uczyłem. Tablet na lata książki na rok. Dla mnie logicznym wyjściem jest zakup tabletów. Ewentualnie można kupić monitory/ te takie komputery w kształcie monitora i przykręcić do ławek ;) . Też można.
W mojej szkole podstawowej to ledwo tablice multimedialne można znaleźć, ale były 1-2. Fajny bajer ale w tej klasie prawie nigdy się nie uczyłem
Stary odcinek, ale jakoś go odkopałem i tak przypominam sobie moją sytuację na studiach. Największy nacisk na podręczniki kładą angliści - zarówno na licencjacie, jak i na magisterce obecnie, gdzie angielski w obu przypadkach jest tylko dodatkowym lektoratem, a nie podstawą studiów, był i jest wymóg posiadania podręcznika, który kosztuje około 90 złotych. Na szczęście jakoś udaje mi się na angielskim lawirować i radzić sobie nie mając tego podręcznika konwkwentnie od początku roku akademickiego. Tymczasem na licencjacie, gdzie podstawowym przedmiotem był lektorat innego języka obcego, korzystaliśmy tylko z podręczników, które można było znaleźć w sieci w pdfie, a jeśli nie mogliśmy, to wykładowca nam po prostu przysyłał pdfa. I spokojnie przez trzy lata nauczyłem się języka do poziomu B2 siedząc przy podręczniku, który miałem w telefonie lub na komputerze, jeśli robiłem coś w domu. I przede wszystkim nikt nie miał pretensji o to, że przez 1,5 h zajęć leżał ten telefon na ławce.
Stary film, ale dorzucę dwa słowa. Podstawówka, gimnazjum, liceum korzystało się z książek i książek i nie miało się zbyt dużego pojęcia o używaniu Internetu do nauki, poza wpisywaniem w googla zagadnień w celu zrobienia prezentacji np. na polski. Kiedy poszedłem na studia na fizjoterapię okazało się, że dalej korzystam z książek, ale jakieś 60-70% mojego czasu poświęconego nauce spędzam przed komputerem. E-lerning, elektroniczne materiały dydaktyczne, aplikacje w stylu anatomia 3d, internetowe atlasy fotograficzne, biblioteka elektroniczna, artykuły z baz naukowych typu Google Scholar, Pubmed, czy PEDro (trochę mniej znany, przeznaczony dla osób co siedzą w rehabilitacji). Był to dla mnie dość spory szok.
Jeszcze muszę dodać, że w 100% podpisuje się pod tempem rozwoju nauki. Na zajęciach z prowadzenia badań naukowych wykładowcy mówili nam, że dziennie wychodzi nawet kilka/kilkanaście artykułów naukowych z dziedziny fizjoterapii, powtarzam tylko fizjoterapii. Według bazy pubmedu z hasłem physiotherapy powstało od początku tego roku blisko 6,500 artykułów (zaznaczam jednak, że nie są to jedyni prace oryginalne, ale też na pewno prace kazuistyczne i metaanalizy).
Miałam kiedyś podręcznik multimedialny o fizyce dla klas podstawowych i gimnazjów, ale sprzedawali go wraz z grą. Grę można było przejść korzystając bądź nie z podręcznika.
Gra nazywała się Physicus. Miała pełną wersję polskojęzyczną wraz z dubbingiem.
13:00 albo jak już są to masz jak w banku, że ktoś ci coś ukradnie, bo da się te szafki otwierać nie swoim kluczem lub, że te książki zaraz będą śmierdzieć okropnym zapachem, bo nikt tych szafek przez wakacje nie myje.
Brzmi faktycznie jak szafki made in Poland.
Hehehehe co do kluczy szatniarze mają uniwersalne i bardzo często jak ktoś przyjdzie zapomniałem kluczyka to ci da uniwersalny i masz go oddać za chwilę ale czy otwierasz swoją szafkę czy całą szatnie to nikt nie pilnuje wiem bo miałem taką aferę w szkole i szatniarze musieli pilnować komu dają ale chyba po roku od nowa dawali bez pilnowania
@@valji6185 U mnie szatniarki to sprzątaczki szkolne. Klucze uniwersalne? Można sobie pomarzyć... Jak już to konserwator musi to ogarniać (a i tak pojawia się w szkole raz na ruski rok). Tak to u mnie wygląda.
Nauczyciele w mojej szkole chyba się skapneli że podręcznik może istnieć nie tylko w formie papierowen, bo nawet najstarsza nauczycielka pozwala używać podręcznika w telefonie podczas lekcji i to jest ogromny postęp
To jest cudowna wiadomość!!!
9:13 nie wiem co dokładnie miałeś na myśli mówiąc "mutlitasking", ale jeśli to, za co powszechnie się multitasking uważa (możliwość skupienia uwagi na dwóch rzeczach jednocześnie czyli można chodzić i słuchać podcastu, ale nie można słuchać podcastu i myśleć nad czymś innym jednocześnie), to nie ma to sensu, ponieważ multitasking najzwyczajniej w świecie nie istnieje i termin powstał w wyniku mylnego przekonania o tym, co ludzie potrafią i są w stanie zrobić
Poza tym niesamowicie doceniam twój wkład w nagłaśnianie problemów edukacji i nauki, a także dzielenie się swoim doświadczeniem w obsłudze programów, stron i aplikacji do ułatwiania sobie życia
Jest w tym rozumowaniu jeden potężny błąd. W przypadku książek naukowych, pieniądze z grantu idą nie na wydrukowanie tych biednych 300 egzemplarzy, tylko na pensję dla uczonego i środki potrzebne do badań. Prace naukowe i tak powstają i muszą powstawać, a samo wydrukowanie bardzo skromnego nakładu na papierze po to żeby rozesłać do ważnych bibliotek w kraju i ośrodków naukowych nie zbliża się nawet finansowo do jednej miesięcznej pensji profesora. Analiza danych oparta na same procenty jest bardzo wątpliwa. Prace naukowe, jak zauważyłeś, jeśli już wychodzą na papierze, to w śmiesznie niskich nakładach. 40% dla literatury naukowej nie znaczy, że wychodzi za dużo książek naukowych, a znaczy tylko, że książek popularnych wychodzi niezwykle mało, bo statystyczny Polak jest chamem, który nie przeczytał ani jednej książki w ciągu roku, chyba że liczyć czytaną z nudów na sraczu etykietę od mydła.
Zgadzam się w pełni ze słowami o podręcznikach szkolnych, bo jest to ogromny problem, którego rozwiązanie (dobre, które proponujesz) jest blokowane ewidentnie przez lobbowanie wydawców. Ale nie mieszałbym w to Bogu ducha winnego doktora, któremu wydrukowali te 200 egzemplarzy pracy, nad którą pracował kilka lat. To dwa zupełnie odrębne zagadnienia.
Dlaczego wszyscy proponują, aby moje podatki szły do Apple, które etycznie jest w moim poglądzie bardzo nisko? Co jest w tej firmie, że mimo oczywistej szkodliwości tej firmy na rynek technologii światowych, to wszyscy chcą żeby rząd dodatkowo wpychał im moje pieniądze?
Tez nie rozumiem tego kultu ipadow. Jak jeszcze rozumiem, że ipad ma duzo możliwości prowadzenia notatek, robienia rysunkow i jest mobilny tak ciężko mi z retoryką, że gorsze sa tablety graficznych czy czytniki ebookow ktore juz zaczynają sie od 200zl i są bardziej na kieszeń zwyklego człowieka niż najtańsza opcja nowego ipada ktora z rysikiem kosztuje 2k
Dokładnie. Ja myślę że lepiej po prostu by takie rzeczy robić na telefonie niezależnie jakiej firmy
Dlatego na studiach wykładowcy polecają robić sobie skany albo ksero, albo sami wręczają kserówki, bo to śmieszne wydawać ponad stówę na jeden podręcznik, a biblioteka też na wydziałach jest po coś.
Tymczasem moją mamę zwolniono z pracy w promocji podręczników do klas 1-3, kiedy pani minister wymyśliła podręcznik rządowy, który oczywiście już nie istnieje. Pisanie literek i podstawy dodawania chyba się nie zmieniły, ale ciągle nowe podręczniki robią, by ktoś mógł na tym zarobić. Z tych samych powodów zmienia się podstawę programową, by napędzać ten rynek sztucznie.
Jedynymi podręcznikami jest biblioteka i internet, wydawanie dużo hajsu za książkę która szybko się starzeje, jest mniej potrzebna, to debilizm
4:12 / 12:14 pamiętam, że w 8 klasie szkolna "komisja" sprawdzająca zdatność książek skasowała mnie nieslusznie za co najmniej 3 książki. Chyba było ich więcej ale zapamiętałem 3. Jedną za lekko zagięty róg, drugą za takie standardowe postrzępienie stron na rogu, a trzecią tylko za to że nie trzymałem jej w plastikowej okładce, pomimo że była prawie jak nowa. Także to też bywa absurdalne.
Stop, bo staram się przetworzyć: zdatność książek? Komisja? Cóż to jest za wybryk natury?
@@KrzysztofMMaj miałem w szkole grupę nauczycieli, którym pod koniec roku się pokazywało książki i oceniali czy można je zwrócić szkole, czy trzeba za nie zapłacić. Może rzeczywiście trochę niejasno się wyraziłem.
@@piotrekw5306 U mnie to się pokazywało normalnie książkę w bibliotece i pani normalnie oceniała czy nadaje się do zwrotu czy nie.
To ja mam ciekawą historię z roku szkolnego już bardzo zamierzchłego, bo 1999/2000. Byłem wtedy w 3 klasie podstawówki. A te lata to był czas reform i wdrażania tzw. nauczania wczesnoszkolnego - gdzie w planie lekcji nie ma jakichś konkretnych przedmiotów (poza WF i oczywiście religią xD) tylko wszystko się nazywało "edu. wczesnoszkolna". Jaki był genialny pomysł ciała pedagogicznego w mej szkole? A taki - że noście WSZYSTKIE książki codziennie :D Bo a może sobie dzisiaj zrobimy majzę, a może plastykę, a może technikę. No i się dygało 7-8 kg plecaki jako 9-letni gówniak. Ja to akurat byłem silny byk i se radziłem, ale miałem w klasie drobne dziewczynki, które te plecaki wgniatały w ziemię. O szafkach oczywiście nie było co marzyć nawet, jedyne co było to kantorek do zostawienia kurtki i zimowych butów.
Trwała taka patologia z półtora miesiąca, aż sie na wywiadówce rodzice zbuntowali i ułożyli normalny stały plan lekcji.
A historii z wywalaniem kasy w błoto na podręczniki to jest mnóstwo. Wydawnictwa podręcznikowe to patologia i sitwa ugadana z rządem i lobby. Książka od polskiego wydanie pierwsze i wydanie drugie - zawierały dokładnie ten sam program i ten sam zestaw utworów literackich, ale kolejność była całkiem pozmieniana. I to co w wyd. 1 było na stronie 50, to w wyd. 2 było już na 250.
13:05 - Szafki na książki często są, znaczy szafki ogólnie. Ale trzeba te wszystkie ciężkie książki brać ze sobą, bo:
>a jutro sprawdzian,
>a jutro drugi sprawdzian,
>a zadanie domowe z podręcznika,
>z zeszytu ćwiczeń też,
>a jeszcze trzeba notatki mieć pod ręką, bo ta raszpla od chemii będzie pytać...
...i wiele więcej. A tych przedmiotów trochę jest. A za niezrobienie zadania domowego (oczywiście w zeszycie ćwiczeń!) jedyneczka. Oczywiście w internecie trudno szukać czegokolwiek, bo, hehe, prawa autorskie i nie można zrobić wersji cyfrowej za darmo.
U mnie baba z angielskiego się czepiała tego, że nie mam podręcznika na e-lekcjach bo po prostu nie kupiłem go (był listopad jakoś tak), a wcześniej za brak podręcznika pałę mi wstawiła bez możliwości poprawienia
Koszt odkupienia książki- 20-40zł (no może poza podręcznikami od języków), koszt odkupienia czytnika- minimum 500zł. Czytniki są wciąż bardzo delikatnym sprzętem, a zmuszenie rodzica do odkupienia go w razie zniszczenia może być ogromnym ciosem dla biedniejszej rodziny. Tablety też nie są wyjściem bo zastąpienie problemów z kręgosłupem problemami z wzrokiem nie jest raczej dużą poprawą. Podręcznik papierowy ma ten plus, że można robić w nim fizyczne notatki, że się nie rozładuje. Sama zauważyłam, że gorzej zapamiętuje książki czytane w formacie elektronicznym. Brakuje mi możliwości szybkiego przeszperania, porównania 2 stron, włożenia między strony kartki z uwagami itd itd. Walka z wykluczeniem cyfrowym poprzez odrzucenie analogowych form może przynieść więcej złego niż dobrego.
Są jeszcze formaty *pdf. I mówimy tu o darmowych podręcznikach, otwartych. Kwestia urządzeń jest do rozwiązania w formie np. wypożyczeń.
@@KrzysztofMMaj Udostępnienie podręczników w formie pdfu niczego nie rozwiązuje. Trzeba go na czymś otworzyć, a tu powracamy do problemu wykluczenia cyfrowego/kwestii wpływu sprzętu na nasze zdrowie/możliwości sprzętu obecnie dostępnego na rynku. Obserwując trendy czytnikowe w bibliotekach to raczej instytucje szły by w tańsze inkBooki, które potrafią uszkodzić się nawet w trakcie leżenia w szufladzie (tru story :'( ). W przypadku usterki, bardzo prawdopodobnej przy specyfice uczniowskiego użytkowania, mamy elektrośmiecia, którego trzeba zastąpić kolejnym, wartym 500-800zł w tańszej opcji. Uszkodzenia podręcznika w formie książkowej, poza sytuacjami skrajnymi, pozwalają na użycie go co najmniej do końca roku szkolnego.
@@margarynakatarzyna5741 Wybacz, ale tutaj chyba trochę "popłynęłaś" z tymi cenami za czytnik; zakupiłam nowego Kindle 3 paperwhite za ok. 400 zł i działa mi do dzisiaj (ponad 3 lata). Tańsze czytniki (typu InkBook czy mniej znanych marek) można wyhaczyć nawet po mniej niż 200 zł. Większość rodzin otrzymuje teraz 500+ na dzieci (oraz 300 zł na początek roku szkolnego). Więc nie przesadzajmy z tymi kosztami + plik w formacie pdf można otworzyć na dowolnym urządzeniu (tablet, czytnik, komputer, telefon). Praktycznie każdy uczeń ma teraz telefon komórkowy; w szkołach są (może nie pierwszej świetności) komputery, które otworzą format pdf.
@@karolinarenkiewicz8366 Mam akurat sporo doswiadczenia jesli chodzi o czytniki i te z nizszej polki cenowej zwyczajnie nie nadaja sie do uzytku szkolnego. Dlugie czasy ladowania, nieobslugiwanie wielu formatow, brak przydatnych funkcji. Co do kasy to warto pamietac, ze 500+ w wielu rodzinach to tylko wyrownanie inflacji bo o podwyzkach mozna marzyc kilka lat. Jesli chodzi o uzywanie na lekcjach plikow w formacie pdf to czytanie z telefonu czy nawet tableta dluzszych tresci to katorga. Sprzet tez musialby byc zapewniony przez szkole, bo nie wyobrazam sobie sytuacji gdzie biedniejszy uczen ze starym telefonem czuje na sobie presje opozniania lekcji. Walka z ograniczeniem cyfrowym nie powinna polegac na uzaleznianiu edukacji od sprzetu, ktory moze byc niedostepny dla wszystkich lub zwyczajnie niekorzystny. W filmie poruszono wazna kwestie ciaglego zmieniania podrecznikow na korzysc wydawcy czy ich waga, ale chyba chodzi o poprawe a nie calkowite wywalenie papieru, ktory ma swoje plusy.
@@margarynakatarzyna5741 1.Co do doświadczenia z użytkowaniem - tego Ci nie umniejszam. Aczkolwiek, cena czytnika (obojętnie czy droższego czy tańszego) jest dużo niższa niż przedział, który podałaś (500 -800 zł). Jak już wspomniałam, jeden z lepszych czytników kupiłam (nowy czytnik; nie wspominam o używanym sprzęcie) za ok. 400 zł. To mniej niż podajesz. Używany sprzęt również można dostać w dobrej cenie - mam używany telefon, który kupiłam z pewnego źródła za dużo mniej niż cena rynkowa i jak na razie funkcjonuje poprawnie (mam go od 3 lat, ale jestem drugim właścicielem). Kwestia sprawdzania i porównywania cen. 2. Inną kwestią pozostaje inflacja i nierówności płacowe, ale z tego co mi wiadomo, to te pieniądze są przeznaczone na potrzeby DZIECI , a nie na opłacanie rachunków czy raty za samochód. Sorry, ale jeśli rodzina nie jest w stanie zakupić dziecku porządnego sprzętu do nauki, opłacić mu podstawowych potrzeb i ubrań (przy czym większość wydatków nie są opłatami stałymi; nie kupuje się co miesiąc nowych butów czy nowego czytnika) to oni właściwie się z tego dziecka utrzymują. 3. Co do użytkowania - czy katorga wynika z Twojego własnego doświadczenia, czy bazujesz na doświadczeniach dzieci? Bo, (opierając się o doświadczenia nastolatków i trochę młodszych dzieci - późna podstawówka) widząc wprawę z jaką nawet małe dzieciaki obsługują komputery czy telefony nie dostrzegam trudności. Mało tego; takie przewijanie strony w formacie pdf (np. na tablecie) wydaje się dużo przystępniejsze, niż przerzucanie stron w ciężkich, klejonych książkach (myślę, że wszyscy czytelnicy wiedzą jaki ból powoduje przerzucanie kartek w książce z krzywo sklejonym grzbietem). 4. Co do zapewniania sprzętu przez szkołę - nie sądzę, aby było to konieczne. Wystarczy obejść ten sposób poprzez wyświetlanie określonych fragmentów tekstu za pomocą rzutnika (większość nauczycieli i tak pracuje na własnych komputerach); dzieci w domu mogą doczytać potrzebne fragmenty na komputerach czy telefonach. Jeżeli chcemy tym obciążyć szkoły, to musimy się liczyć z podniesieniem podatków (lub nałożeniem nowych, bo większość szkół publicznych nie ma funduszy na takie ekscesy). 5. "Walka z ograniczeniem cyfrowym nie powinna polegac na uzaleznianiu edukacji od sprzetu, ktory moze byc niedostepny dla wszystkich lub zwyczajnie niekorzystny." - w którym przypadku taki sprzęt (nawet jeśli nie będzie wykorzystywany tylko do nauki) będzie niekorzystny? Bo, należy wspomnieć o podstawowej różnicy: podręcznik szkolny jest przeznaczony wyłącznie do nauki. Na czytniku możemy czytać książki również dla przyjemności (a w połączeniu z abonamentem książkowym/ audiobookowym wychodzi dużo taniej niż zakup papierowych egzemplarzy). Na komputerze czy tablecie można oglądać filmy (np. popularnonaukowe na yt), wyszukiwać nowe treści, tworzyć symulacje, pisać programy, czy nawet grać w gry. Jako fan czytania książek w wersji papierowej (aczkolwiek ebooki mi nie wadzą) jestem wielkim zwolennikiem odejścia od papieru - sprawa jest prosta: ścinamy zbyt dużo drzew, a nowe wyrastają po dość długim czasie. Każdy wydrukowany podręcznik (bo co roku trzeba zakupić nowe) to tony zmarnowanych drzew. Wiele księgarni internetowych odchodzi w kierunku ebooków; coraz częściej można otrzymać książki (nie tylko naukowe) w wersji ebook.
trzeba pamiętać że uczeń pk skończeniu szkoły 95% zapomni lub uczeń jest czymś zajarany uwielbia to ale szkoła roby tak by tego nienawidzil
Ja naprzyklad uwielbiałem historię i geografię a nauczyciel, sustem nauczania, nudne podręczniki, i reszta zeczy co jest totalnym szajsem zrobiła to że nienawidzę tego mimo, że... To była moja pasja przez ponad 3 lata niczym innym się nie interesowałem dla tego nienawidzę szkoły bo jest w stanie zdeptać z błotem wszystkie ambicje... dla tego szkoła i podręczniki nie mają sensu.
U mnie akurat po tym jak przestałem mieć lekcje chemii, polubiałem ją.
Ja mogę od siebie powiedzieć, że w liceum byłam w klasie, gdzie mieliśmy mieć tablety. Eksperymentalna klasa. Mówiono nam, że nie będziemy potrzebować podręczników, będziemy mieli książki w wersji elektronicznej, mnóstwo zadań interaktywnych. W praktyce wyglądało to okropnie. Tak naprawdę używaliśmy je tylko w 1 klasie liceum. Potem widzieliśmy je bardzo rzadko. Nauczyciele niby mieli przeszkolenia, ale wyglądało to, tak jakby w ogóle tego nie rozumieli, lub nie chcieli zrozumieć. Niektórzy starali się dawać nam jakieś ćwiczenia na tablecie. Wychodziło zazwyczaj tak, że połowie klasy coś nie działało (bo oczywiście szkoła poszła po taniości kupili sprzęt, który sam nie ogarniał swojego oprogramowania) albo po prostu mówili: sprawdźcie informacje w wikipedii, znajdźcie obrazek popatrzcie na niego. Jakbyśmy nie mogli tego samego zrobić na telefonach. Tak szybko jak te tablety się pojawiły, tak szybko zniknęły. Ale nie mogę pominąć mojej wychowawczyni (nauczycielkę od historii sztuki) bo ona akurat starała się jak mogła wykorzystywać nowe technologie i jako jedna z niewielu rozumiała, że podręczniki są zbędne.
Filmy na temat własnej edukacji za pośrednictwem środków cyfrowych są jak najmilej mi widziane.
Odnotowano!
Nam pani od angielskiego cały czas powtarza "uczcie się dzieci uczcie bo to się wam przyda na egzaminie ósmoklasisty " i z każdym twoim filmem dostrzegam coraz więcej podobieństw
Świetny materiał. Jednak przyczepię sie do dwóch rzeczy:
1) skąd zasięgnąłeś statystykę, że 1/3 podręczników zużywa się w ciągu roku na tyle, ze nie nadaje sie do dalszego użytku? Może moja szkoła była wyjątkowa, ale tylko nieliczne przypadki musiały płacić za zniszczenie podręczników
2) Do szkoły średniej uczymy się rzeczy bardzo podstawowych. Takich które nie zmieniają się z roku na rok (jeżeli sie mylę to proszę o przykład). Owszem wiedza specjalistyczna dynamicznie się rozwija, dlatego od poziomu szkoły średniej podręczniki szybko się starzeją, tak jak powiedziałeś.
Osobiście miałem tyle szczęścia, że w liceum (na przedmiotach ścisłych) nie korzystaliśmy z podręczników, dzięki czemu łatwiej było przełamać się i szukać pomocy (np dokumentacji języka programistycznego) w internecie, co początkowo bywa męczące, bo trzeba troche sie wysilić, zanim znajdzie się rozwiązanie (niekoniecznie w ojczystym języku)
W liceum nauczyciel od przedsiębiorczości przyniósł na lekcję PITy żebyśmy nauczyli się je wypełniać. Tylko że były one sprzed 10 lat. A jak mu zwróciliśmy uwagę to powiedział że one i tak się zmieniają co roku to po co przynosić tegoroczne
XDDDDDDDDD
Zgadzam się o dzieciakach noszących te książki w ciężkich plecakach. Jako dziecko byłam drobna a do szkoły były 2 km które codziennie trzeba było przejść DO szkoły i ZE szkoły...
W dodatku ławki i krzesła nie dostosowane do wzrostu ucznia, a potem że ja i inni ludzie w podobnym wieku do mojego mają problemy z garbieniem się.
Ja miałem spoko książki z większości przedmiotów które były sensowne. W technikum jasno nauczyciele powiedzieli że mamy nie kupować książek technicznych do informatyki bo są przestarzałe. Natomiast jeśli chodzi o kasę która jest potrzebna na zakup sensownego sprzętu dla uczniów kosztuje dużo więcej niż za książki. ALE przynajmniej jedna sala z takimi sprzętami powinna być ale dla chętnych. Ps. Mój plecak ważył 8kg w podstawówce i co jak co ale jak się zdrowo odżywia i ćwiczy to to pomaga a nie przeszkadza. Plecak też trzeba potrafić nosić.
Plecaki zbyt zdrowe nie są, tymbardziej jak nosi się je nieprawidłowo lub zwyczajnie się o tym zapomina.
Ja do szkoły średniej chodziłam kilkanaście lat temu, więc wtedy cyfryzacja była na o wiele niższym poziomie, na początku liceum jeszcze miałam w domu internet tylko przez modem 😄 (a wiele osób w ogóle nie miało dostępu). Ale już wtedy podręczniki wydawały mi się często bezsensowne. Do matematyki, historii czy biologii jeszcze trochę się ich używało, ale były takie przedmioty, gdzie zaglądało się do książki tylko przed sprawdzianem, żeby znaleźć regułki do wykucia na pamięć czy coś podobnego, a przecież nauczyciel mógł przygotować kilkustronicowy konspekt tego, co trzeba umieć na sprawdzian. Rodzice na wywiadówkach składali się na ksero więc nawet takiego kosztu nauczyciel nie musiałby ponosić. A tak to wszyscy wymagali, by te podręczniki mieć i miały leżeć na ławce w czasie lekcji, czasem nawet otwarte na danym temacie, chociaż tak naprawdę z nich nie korzystaliśmy. Szafki na książki widywało się tylko w amerykańskich filmach, a lekcji w danym dniu często było 7-8, i do każdej podręcznik, zeszyty i jeszcze strój i buty na w-f 🙄 Dobrze, że niektórzy nauczyciele byli na tyle wyrozumiali że można było mieć jedną książkę na ławkę, wymieniałam się z koleżanką która co przynosi. I czytając komentarze mam wrażenie, że od tamtych czasów niewiele się zmieniło.
Też w podobnych czasach się uczyłem, a o tym, ile się zmieniło i że mam się zamknąć, bo nie znam realiów współczesnej szkoły, słyszałem *wyłącznie* od nauczycieli, co charakterystyczne, pracujących w eliternyxh liceach w dużych miastach 🙃 niestety tacy też często przebijają się do mediów i tworzą obraz szkoły, który jest fantazmatem at best. Cieszy mnie, że z komentarzy dowiaduję się, jak jest dziś faktycznie
jednak podręczniki/książki (niekoniecznie szkolne) też mają swoje plusy uczę się języków i wygodniej dla mnie uczyć się z książek. Jednak w odróżnieniu od szkoły nie muszę nosić kilku-kilkunastu kilogramów na plecach przez średnio 8 godzin
Zgadzam się ze nauczenie uczniów lubstudentow poszukiwania najnowszej wiedzy w internecie jest ważne, ale widzę tutaj kilka problemów. Po pierwsze dla młodszych dzieci musimy jakieś podręczniki przygotować ponieważ dobrej jakości wiedza z internetu jest napisana zbyt trudnym językiem. Lepiej jest gdy mówimy o bardziej zaawansowanej nauce na poziomie liceum i studiów ale faktem jest ze licealiści i studenci nie maja kompetencji do czytania najnowszych publikacji naukowych zwłaszcza z fizyki, biologii, chemii czy medycyny. Nawet naukowiec zajmujący się danym działem biologii i mający kompetencje związane z rozumieniem statystyki i krytycznej interpretacji danych będzie miał problemy z czytaniem z pełnym zrozumieniem artykułów z innych obszarów nauk biologicznych. Potrzebna jest równowaga między dobrymi podręcznikami (przy zrozumieniu ich wad ale tez zalet) a nauką zdobywania wiedzy u źródeł. To trudny problem i niestety bardzo złożony. Nadal patrzę na twoje propozycje dotyczące podręczników jako na ważne tematy ale wydaje mi się, że dyskusja musi być pogłębiona ponieważ nie tak łatwo zbudować alternatywę dla podręczników zwłaszcza na poziomie szkoły podstawowej. Naomiast wyraźne błędy w podręcznikach to jeszcze inny temat pokazujący mizerię kontroli ministerialnej nad tymi książkami. Może ważniejsze byłoby nauczenie krytycznego patrzenia na podręcznik w duchu, który tutaj omawiasz. Ale do tego potrZebni są bardziej świadomi i lepiej wyselekcjonowani, dobrze opłacani nauczyciele. Dlatego takie rzeczy dzieją się zwykła oddolnie na poziomie pojedynczych bardziej świadomych nauczycieli pasjonatów a nie systemowo.
Widzę, że nie jestem jedynym który wpadł na pomysł stosowania e-booków/ tabletów zamiast corocznego kupowania książek. Taki tablet możnaby nawet w miarę szybko "spłacić" w postaci corocznego kupowania licencji (materiału edukacyjnego) za ułamek ceny książek jaki trzeba wydać na 1.wrzesnia. Kolejnym plusem takiego rozwiązania byłoby zakończenie problemu z tematem ciężkich plecaków, bo 1 tablet może zastąpić 20kg książek....wówczas zostałby tylko ciężar zeszytów.
szafki nawet jak są, to się na nic nie przydają, bo większość zadań domowych trzeba robić z podręcznikiem x'D
Komentarz o tabletach/czytnikach w punkt, jak sobie pomyślę że rodzice tylko na moje(mam też 4 lata młodszą siostrę) książki wydawali od gimnazjum do szkoły średniej mniej więcej 600-700 złotych na podręczniki nie licząc języków obcych co podniosłoby tą kwotę nieraz do 900 złotych to kwota wprawia w osłupienie i równa jest cenie 3 typowych zestawów komputerowych dla gracza z tamtego okresu.
Mam nieco inne zdanie. Według mnie powinniśmy kupować najlepsze książki naukowe światowych autorów np. Biologię Vileego zamiast podręczników napisanych na zlecenie przez panią Zdzisię nauczycielkę liceum im. Jana Pawła II w Siewierzu. A tak się teraz robi.
Taką książkę kupilibyśmy tylko raz na początku naszej edukacji za powiedzmy 100 zł w ramach wyprawki i służyłaby ona nam do samego końca edukacji. Taka alternatywa dla kupowania słabych podręczników za 30 zł co roku. Uczeń ambitny miałby od początku źródło solidnej wiedzy. Bo to topowa, rekomendowana książka, którą później będzie można sprzedać. A starych podręczników się raczej nie sprzeda.
Oczywiście nie nosilibyśmy ich do szkoły. Ćwiczenia powinny być interaktywne, na komputerach. Rolą nauczyciela powinno być dostosowywanie poziomu dla uczniów.
A to jest też bardzo dobra myśl, sądzę że mógłbym się pod nią częściowo podpisać (na pewno wciąż byłbym bowiem po stronie tańszych wersji cyfrowych)
Optycy i przyjaciele są za. Gratuluję.
Znaczna część wiedzy elementarnej się jednak nie dezaktualizuje.
Czy znaczna? Nie wiem, mam wrażenie, że głównie z zakresu podstawowych praw matematyki i fizyki. Ale nauki społeczne, historyczne, medyczne, humanistyczne, panie, tu się potrafi dezaktualizować wiedza w przeciągu tygodnia.
@@KrzysztofMMaj no, ale przecież nie cała. To, że pojawiają się nowe rzeczy zazwyczaj nie oznacza unieważnienia dotychczasowych.
No i nie takie znowu podstawowe prawa matematyki i fizyki.
Panie Krzysztofie w paru elementach pozwolę sobie nie zgodzić się. Trochę nad wyraz jest porównywanie czasopism naukowych z podręcznikami szkolnymi. Wiedza w podręcznikach aż tak szybko się nie dezaktualizuje, jako przykład podam matematykę, fizykę (w ujęciu Newtonowskim), chemia, geografia (może za wyjątkiem rozpadem czy łączeniem się państw), historia (poza historią najnowszą bo reszta to interpretacja), język polski (gramatyka, ortografia, interpunkcja są niezmienne).
Problem leży gdzie indziej według mnie. Trochę to utopijne ale jest za dużo podręczników. W czasach kiedy ja chodziłem do szkoły dla danego szczebla nauki był jeden podręcznik, który można było odkupić od starszego rocznika a po zakończonym roku szkolnym odsprzedać młodszym. Niech będzie jeden podręcznik (nieważne czy postać fizyczna czy elektroniczna) z całą wiedzą (czyli zakres podstawowy ale też rozszerzony) plus dużo ćwiczeń bo jak znam z autopsji nic lepiej nie przyswaja rozwiązywania (ze zrozumieniem) zadań matematycznych jak liczba powtórzeń.
Nie do końca mogę się zgodzić. Papierowe książki mają zupełnie inny wpływ na człowieka niż czytane z ekranu. Dodatkowo ceną lekcji i korzystania z podręczników online nie jest tylko cena internetu, ale prądu (nawet jak to choćby 1-2 złote dziennie to swoje to robi) - a to z kolei zwiększony wpływ na środowisko
Poza tym gdy ma się dostęp do środków nauki online kusi, by nie tworzyć własnych notatek - to sprawia, że sporo osób po pandemii ma poważne problemy z charakterem pisma odręcznego (a takie mogą mieć tylko lekarze)
Wypożyczanie tabletów uczniom również by było obarczone kaucjami. Szafki szkolne lepiej rozwiązują problemy z wagą plecaka
Naprawdę taniej wyszłoby kupować co roku tablet zamiast tych wszystkich książek. A najlepsze że ich żywotność jest większa niż rok i da się je aktualizować
Moja nauczycielka zaproponowała pisać sprawdziany przez telefon oraz eykorzystać po części telefon, bo nie raz się przydawał
ostatnio zobaczyłem że w 2022 w 7 klasie dzieciaki mają podręcznik do informatyki k***a do informatyki ...
Ironic, isn't it?
Ja jestem na eduakcji domowej od dwóch lat, w celu ogarnięcia materiały liceum używam lepiej napisanych podręczników zbiorczych np. do studiów (np. Halliday )
Edukacja domowa jest rewelacyjnym rozwiązaniem, tylko oczywiście nie do wprowadzenia systemowego. Ale współistnienie szkół demokratycznych i edukacji domowej to byłoby coś, od czego można byłoby zacząć budowanie sensownego systemu. Oczywiście tuż po zaoraniu i posypaniu solą obecnego.
Co rozumiesz przez szkołę demokratyczną?
Nie wiem, jak inne szkoły, ale moje liceum utrzymuje do dzisiaj (tak podejrzewam znając politykę szkoły, bo skończyłem ją jakiś dłuższy czas temu), nazwijmy to "sekcję kalkulatorów graficznych" inwestując w ich coraz droższą eksploatację, bo obecnie to sprzęt retro i "nowy" egzemplarz jest warty jakieś chore 50-100 dolców, zamiast wyrzucić to na śmietnik historii i wygenerować te wykresy na ekranie tabletu, w lepszej jakości, wuielkości, szybkości, rozdzielczości, kolorze i z możliwością modyfikacji parametrów itd. w dużo lepszym stopniu. A być może nawet taniej w szerokiej skali - bo nie trzeba przecież szkole takich wypasionych sprzętów z LTE, a wystarczy tanim kosztem postawić szkolne WiFi lub nawet korzystac z tych urządzeń ofline i raz na jakiś czas zanieść je do sali z WiFi, zeby się po aktualizowały i naładowały. Przy zakupie hurtem przez szkołę pewnie jeszcze taniej, ale w detalu funkcjonalny tablet 7 cali (kalkulator graficzny nie miał tyle całości, a sam ekran stanowił nikły procent powierzchni, bo większość powierzchni zajmuje rozbudowana klawiatura), nie mówię wybitnj klasy, ale taki zdatny, jako pomoc naukowa - top jakieś 300 zł. W ramach przetargu i dania mu darmowej reklamy w telewizji polskiej, pewnie producent sprzętu byłby w stanie zejść nawet do 120-150 zł na sztuce, bo zapewne wielu rodziców kupiłoby drugi identyczny do domu, żeby dzieciak poćwiczył - i na tym by sobie producent odbił z nawiązką. Wystarczy chcieć.