Mnie się muzyka bardzo podobała i teraz codziennie jej słucham na Spotify. Pewnie też z tego powodu oceniam film lepiej niż się spodziewałam. Jeżeli ktoś nie przepada za takim brzmieniem to faktycznie film może zmęczyć przez ponad 2 h. Film zostanie w moim serduszku na dłużej ❤
Bob Dylan dostał literacką nagrodę nobla, to tak jakby tutaj nie wiedzieliście. Za teskty w tych piosenkach. JA myslę że większość ludzi zna piosenki Boba Dylana tylko nie wie że to Dylan. Chociażby Like Rolling Stones czy Knock Konc to the Heaven Doors czy Adele też śpiewa piosenki Dylana. itp
A ja uwielbiam ten film, ponieważ kiedyś dużo słuchałam Dylana i z przyjemnością obejrzałam sobie śpiewającego Chalamet. Poszłam, żeby posłuchać muzyki. A Johny Cash dał jeden ze swoich najlepszych koncertów ...gdzie? W więzieniu stanowym San Quenteen Chodzi o kontakt z publicznością . Taka ciekawostka. A piosenka "Knocking on Heavens door" była śpiewana przez Dylana w filmie Pat Garret i Billy Kid. Dylan zresztą grał tam małą rolę. A później Guns and Roses zrobili cover
Cóż byłem na tym w Nowym roku czyli 1 stycznia a dziś o tym rozmawialiśmy na grupie psychologicznej dla osób z niepełnosprawnością pracującej w firmie sprzątającej i nie miałem zgrzytu sam 4 dni przed seansem słuchałem tylko Dylana by wczuć się w vibe i byłem mile zaskoczony. Z jednej strony wizjoner z drugiej strony człowiek który dał się zaszufladkować który później chciał grać inaczej niż tą sztampę folkową i kupuję to.
Film nie jest laurką Dylana, który pokazany został jako skurczybyczek ;). Też nie przepadam za folkiem, ale to właśnie sceny muzyczne były świetne, zwłaszcza, że wszystkie piosenki były śpiewane przez grających aktorów.
Ostatnio się złapałem na tym, że młode pokolenie nie kojarzy Queen albo ACDC i wrzucają do neta swoje reakcje na temat oczywistych oczywistości. To chyba ten moment w którym zaczynasz się czuć staro 😉 Dylan to poeta, a przy okazji niezły muzyk. Może kiedyś zrecenzujesz jeden z klasyków Peckinpaha, Pat Garrett i Billy the Kid z muzyką Dylana. Pukając do nieba bram z finału zapada w pamięć 🤠
Ależ mnie rozczarowała recenzja. i niemożność współodczuwania. Film, mimo, iż nie byłam fanką Boba Dylana i słabo znałam jego twórczość mnie oczarował, zachwycił, przeniósł w inną przestrzeń:. Muzyka splatająca się z poezją,. o co dziś trudno. Pierwsza refleksja po filmie - tytuł krzyczy. Rzeczywiście nic o Dylanie w sensie biograficznym nie wiem, ale mi to nie przeszkadza.. Wszystkie inne elementy filmu działają osmotycznie i nasycają nas klimatem Dylana. To drugie w niedługim czasie rozczarowanie, a dotyczy Babygirl, który otrzymał pozytywne recenzje - a mnie potwwoenie rozczarował, zostawił z niczym.
Mangold po 20stu latach zatoczył pełne koło od "Spacer po linie" do "Kompletnie nieznany". Widać, że interesują go te czasy, muzyka i ludzie i przedstawia je naprawdę dobrze w swoich filmach. Może ten pierwszy był trochę ciekawszy od tego drugiego, ale oba łączy wyśmienita gra aktorska i klimat tamtych lat.
Mam jakąś awersję do filmów około biograficznych o w miarę współczesnych muzykach. Nie widziałam "Elvisa", "Bohemian" czy "Amy".Ten do nich dołączy, choć nie wykluczam, że kiedyś coś mnie najdzie i zrobię sobie ich maraton.
Ja widziałem ten film jeszcze w grudniu 2024 przed premierowo i cóż mega film mi się podobał no i Chalamet powolutku leci do grona moich ulubionych aktorów może nie topka czy top 15 ale nie tak nisko jest u mnie. No i Norton jeez stęskniłem się 😊 I tak samo brakuje mi go w kinie niech gra częściej bo jest zajebisty zawsze.
The house of raising sun to klasyka. Z racji wielu pewnie znałam więcej utworów. Epoka odwzorowana przepięknie. Ale masz rację, troche mało. Z drugiej strony sam Dylan jest tez człowiekiem, który nie wychyla się ze skorupy. Może gdyby postawić więcej na postacie drugoplanowe, które były jak perełki, sam film robiłby lepsze wrażenie. Ale oglądało się przyjemnie. I mi muzyka podeszła 😉.
Cieszę się, że udało mi się go obejrzeć przed Twoją recenzją. Jakoś pomimo tego, że jestem muzykiem i nie lubię gitary jako takiej to wyciagnięcie postaci przez Tima czy Monikę jest kosmiczne! Plus do tego klimat oddania tamtych lat, zachowań i świata jest obłędny. Tim no sorry ale na równi jak nie wyżej Ramiego w Bohemian! :)
Wg mnie nie jest to film o Dylanie, tylko o muzyce i epoce. Z "Bohemian" dowiedziałam się o Mercurym mniej niż z wikipedii, a sam film uważam za nieudany. O Dylanie z tego filmu też nie dowiedziałam się za wiele, był człowiekiem znikąd i taki pozostał. Ale film wciągnął mnie od pierwszych scen i trzymał do końca. Nie był laurką dla Dylana, zresztą nie wiem, bo nie znam jego biografii, a z muzyki może znam z 2 piosenki, ale w tym filmie była jakaś dramaturgia, opowieść, postacie - może te drugoplanowe nawet lepsze, jakaś polityka w tle, one w nią uwikłane. Mnie ruszyła historia z tym chorym idolem Dylana, którego odwiedzał. Jego relacje z innymi muzykami - Guthriem, Seegerem, Cashem były chyba ciekawsze niż z jego dziewczynami. Coś w tym było, nie wiem, co. Może magia kina. :P
A to ciekawe co mówisz o lubianej przez oglądających muzyce w filmach, bo mnie najbardziej złapała scena z "The Times They Are A-Changin' ", czyli jedyną piosenką, którą przed filmem kochałem, zwłaszcza, że mam z nią emocjonalne połączenie przez genialny opening do fatalnego filmu Watchmen, który obejrzałem po tego komiksowego arcydzieła, a adaptował on wizualnie retrospekcje z komiksu w formie teledysku do tej piosenki
Film był raczej ok, ale dosyć nudnawy. Ja w ogóle nie rozumiem fenomenu Boba Dylana. Ze wszystkich filmów biograficznych, ten interesował mnie najmniej i po nim nic się nie zmieniło, nie mam wciąż ochoty słuchać jego muzyki
Film jest ładny. Gra aktorka pierwsza klasa. Ale nic tam w zasadzie nie ma więcej. Michał celnie wymienił wszystkie plusy. Jest to w dużej mierze musical który nie pokazuje prawdziwych ludzi. Oglądając go miałem ciągle wrażenie, że biznes po prostu zablokował prawdziwą historię, bo Bob Dylan to wciąż marka na której wielu ludzi zarabia - nie można pokazać jak było w rzeczywistości. Przecież to jest showbiznes. I to jeszcze w najgorętszym czasie i miejscu na ziemi... tam musiały się hardkore odwalać - co twórcy delikatnie sugerują pokazując w jednej scenie, że Gruby ma broń albo obraz totalnego syfu po imprezie w hotelu. Ale nic więcej. Resztę historii napisał prawnik Boba Dylana.
Serwus, znacznie lepiej odebrałam ten film, myślę,że również dlatego, że poszam na niego tuż po seansie "Sztuki pięknego życia" której na wskroś szantarz emocjonalny mnie po prostu zirytował.
A ja nie obejrze tego filmu , co całe " holywod" to "bagno " totalne i ten dzieciak wszędzie ......Naprawde nie ma innych utalentowanych młodych aktoròw ?
Też jestem rozczarowany tym filmem, ale jeszcze bardziej niż ty. Wynudziłem się niemiłosiernie! To dla mnie typowy do bólu pusty biopic, ale nie to ciągnie dla mnie ten film najbardziej w dół. Jest to casting do głównej roli. Rok temu z kawałkiem rozpływałem się nad Chalametem w Wonka, gdzie zaliczył według mnie najlepszą rolę w karierze, a potem zaliczył solidny występ w drugiej Diunie. Już myślałem, że na stałe się z nim polubię iii klops. Chłop jest według mnie w tym filmie ABSOLUTNIE tragiczny. Do połowy jeszcze dało sie przeżyć, ale od drugiej kiedy jego postać zaczyna nosić okulary, to już podchodziło pod autoparodię jakby chłop sobie robił jaja. Nie cierpię tego filmu…
Dokładnie takie same odczucia co do filmu. A typowanie Chalameta za tę kreskówkową rolę do Oscara, to chyba jakieś wolne żarty. Film trwa 140 minut, a choćby zalążku ciekawej historii, nie ma tu przez pięć sekund.
Dla mnie tragedia. Dwie i pół godziny oglądania mruczącego dupka, który na przemian mruczy i gra na gitarze. Chyba najgorsza rola Chalameta, który może faktycznie gra Oscarowo... ale przez pierwsze pół godziny, bo fajnie udaje Dylana, ale jego rola opiera się na tym samym mruczeniu i śpiewaniu, które po czasie niezmiernie mnie irytowało. Ta irytacja mieszała się z nudą, bo nic tu nie przykuło mojej uwagi, na chocby 5 minut. Jedynym dobrym elementem tego filmu jest rola Nortona, ale on już nie potrzebuje nikomu udowadniać, że jest dobrym aktorem. 3/10 to dla mnie max.
Dawno z Tobą się tak nie zgadzałem, jak dzisiaj. Muzycznie ten film genialny, nie wiem jak można wszystkich piosenek nie znać i nie lubić, przecież to totalne klasyki... Michał, zmiłuj się :-) No i ten Twój plus, czyli gra Chalamet, to dla mnie akurat minus - fajnie śpiewał, ale zagrał słabo.
Wszystkie te piosenki po półtorej godzinie niestety zlały mi się w jedno a wykonanie Chalameta nie pomagało, do tego film pokazuje Dylana jako geniusza który już w wieku 19 lat był nieskazitelny i nie musial się już niczego uczyć. Nie ma żadnego rozwoju postaci a cała historia skupia się na tym jak Bob zdobył sławę i nie jakichś jego wzlotach i upadkach co powinno się pojawić w filmie typu biograficznego.
Wait! What? Bob Dylan żyje? Ja nigdy nie słyszałem jego piosenek, znaczy może słyszałem ale nie wiedziałem że to on. Ale na 100% myślałem że to jak Elvis już dawno dead. Tylko nie mówcie że Jezus jeszcze żyje.
Tak bo to podstawa podstaw i duża część popkultury się wywodzi z jego twórczości lub do niej często nawiązuje. To tak jakbyś był filologiem języka polskiego i nie kojarzył Słowackiego.
@@copywritergrzegorz To może najlepiej znać wszystkie tragedie greckie, bo z nich wywodzi się duża część popkultury. Według ciebie Michał by musiał obejrzeć wszystkie ważniejsze filmy od początku kina, żeby znać się na kinie? Inna sprawa, że każdemu się podoba co innego, ale dla ciebie to chyba za dużo żeby zrozumieć
Ten film to dla mnie definicja mieszanych uczuć, z jednej strony piosenki były zaśpiewane 10/10. No ale fabuła to jeden wielki zawód jakby to była playlista z coverami wyszłoby lepiej
Mnie się muzyka bardzo podobała i teraz codziennie jej słucham na Spotify. Pewnie też z tego powodu oceniam film lepiej niż się spodziewałam. Jeżeli ktoś nie przepada za takim brzmieniem to faktycznie film może zmęczyć przez ponad 2 h. Film zostanie w moim serduszku na dłużej ❤
Bob Dylan dostał literacką nagrodę nobla, to tak jakby tutaj nie wiedzieliście. Za teskty w tych piosenkach. JA myslę że większość ludzi zna piosenki Boba Dylana tylko nie wie że to Dylan. Chociażby Like Rolling Stones czy Knock Konc to the Heaven Doors czy Adele też śpiewa piosenki Dylana. itp
Obama też dostał, do dziś nie wie za co
Dylan dostał słusznie @@MaciejBochenek-t6i
To prawda. Przeróbki jego utworów są lepsze od oryginałów.
Dylan dostał Grammy, Oscara, Złoty Glob, Pulitzera i Nobla.
Trzeba mieć dużo miłości własnej, żeby z taką swadą opowiadać o swojej ignorancji. Aż miło popatrzeć.
A ja uwielbiam ten film, ponieważ kiedyś dużo słuchałam Dylana i z przyjemnością obejrzałam sobie śpiewającego Chalamet. Poszłam, żeby posłuchać muzyki. A Johny Cash dał jeden ze swoich najlepszych koncertów ...gdzie? W więzieniu stanowym San Quenteen Chodzi o kontakt z publicznością . Taka ciekawostka. A piosenka "Knocking on Heavens door" była śpiewana przez Dylana w filmie Pat Garret i Billy Kid. Dylan zresztą grał tam małą rolę. A później Guns and Roses zrobili cover
Cóż byłem na tym w Nowym roku czyli 1 stycznia a dziś o tym rozmawialiśmy na grupie psychologicznej dla osób z niepełnosprawnością pracującej w firmie sprzątającej i nie miałem zgrzytu sam 4 dni przed seansem słuchałem tylko Dylana by wczuć się w vibe i byłem mile zaskoczony.
Z jednej strony wizjoner z drugiej strony człowiek który dał się zaszufladkować który później chciał grać inaczej niż tą sztampę folkową i kupuję to.
Film nie jest laurką Dylana, który pokazany został jako skurczybyczek ;). Też nie przepadam za folkiem, ale to właśnie sceny muzyczne były świetne, zwłaszcza, że wszystkie piosenki były śpiewane przez grających aktorów.
to było świetne, nie to co podłożony głos w filmie o Queen
Fakt, Nortona jest na tyle mało w dobrych produkcjach ostatnio , ze zupełnie zapomniałem o jego istnieniu
Ostatnio się złapałem na tym, że młode pokolenie nie kojarzy Queen albo ACDC i wrzucają do neta swoje reakcje na temat oczywistych oczywistości. To chyba ten moment w którym zaczynasz się czuć staro 😉 Dylan to poeta, a przy okazji niezły muzyk. Może kiedyś zrecenzujesz jeden z klasyków Peckinpaha, Pat Garrett i Billy the Kid z muzyką Dylana. Pukając do nieba bram z finału zapada w pamięć 🤠
Ależ mnie rozczarowała recenzja. i niemożność współodczuwania. Film, mimo, iż nie byłam fanką Boba Dylana i słabo znałam jego twórczość mnie oczarował, zachwycił, przeniósł w inną przestrzeń:. Muzyka splatająca się z poezją,. o co dziś trudno. Pierwsza refleksja po filmie - tytuł krzyczy. Rzeczywiście nic o Dylanie w sensie biograficznym nie wiem, ale mi to nie przeszkadza.. Wszystkie inne elementy filmu działają osmotycznie i nasycają nas klimatem Dylana.
To drugie w niedługim czasie rozczarowanie, a dotyczy Babygirl, który otrzymał pozytywne recenzje - a mnie potwwoenie rozczarował, zostawił z niczym.
Rozczarowuje cię to, że ktoś ma inne zdanie niż ty?
To może retrorecenzja filmu Pat Garrett i Billy Kid? Ścieżka dźwiękowa autorstwa właśnie Boba Dylana 😊 + mała rólka 😉
Mangold po 20stu latach zatoczył pełne koło od "Spacer po linie" do "Kompletnie nieznany". Widać, że interesują go te czasy, muzyka i ludzie i przedstawia je naprawdę dobrze w swoich filmach. Może ten pierwszy był trochę ciekawszy od tego drugiego, ale oba łączy wyśmienita gra aktorska i klimat tamtych lat.
Mam jakąś awersję do filmów około biograficznych o w miarę współczesnych muzykach. Nie widziałam "Elvisa", "Bohemian" czy "Amy".Ten do nich dołączy, choć nie wykluczam, że kiedyś coś mnie najdzie i zrobię sobie ich maraton.
Dylan chyba już zawsze będzie mi sie kojarzyć z Pięknym intrem do Watchmen.
Nie wiem jakim cudem taka kiepska adaptacja ma tak cudowny opening
Ja widziałem ten film jeszcze w grudniu 2024 przed premierowo i cóż mega film mi się podobał no i Chalamet powolutku leci do grona moich ulubionych aktorów może nie topka czy top 15 ale nie tak nisko jest u mnie. No i Norton jeez stęskniłem się 😊 I tak samo brakuje mi go w kinie niech gra częściej bo jest zajebisty zawsze.
Jak coś to Irena Santor żyje
The house of raising sun to klasyka. Z racji wielu pewnie znałam więcej utworów. Epoka odwzorowana przepięknie. Ale masz rację, troche mało. Z drugiej strony sam Dylan jest tez człowiekiem, który nie wychyla się ze skorupy. Może gdyby postawić więcej na postacie drugoplanowe, które były jak perełki, sam film robiłby lepsze wrażenie. Ale oglądało się przyjemnie. I mi muzyka podeszła 😉.
Cieszę się, że udało mi się go obejrzeć przed Twoją recenzją.
Jakoś pomimo tego, że jestem muzykiem i nie lubię gitary jako takiej to wyciagnięcie postaci przez Tima czy Monikę jest kosmiczne! Plus do tego klimat oddania tamtych lat, zachowań i świata jest obłędny.
Tim no sorry ale na równi jak nie wyżej Ramiego w Bohemian! :)
5:39 Czego było więcej: zaśpiewanych piosenek czy wypalonych papierosów?
to ze jakis artysta tworzy ciekawa muzyke nie oznacza ze miał ciekawe życie godne odwzorowania w spostaci biograficznego fimu
Wg mnie nie jest to film o Dylanie, tylko o muzyce i epoce. Z "Bohemian" dowiedziałam się o Mercurym mniej niż z wikipedii, a sam film uważam za nieudany. O Dylanie z tego filmu też nie dowiedziałam się za wiele, był człowiekiem znikąd i taki pozostał. Ale film wciągnął mnie od pierwszych scen i trzymał do końca. Nie był laurką dla Dylana, zresztą nie wiem, bo nie znam jego biografii, a z muzyki może znam z 2 piosenki, ale w tym filmie była jakaś dramaturgia, opowieść, postacie - może te drugoplanowe nawet lepsze, jakaś polityka w tle, one w nią uwikłane. Mnie ruszyła historia z tym chorym idolem Dylana, którego odwiedzał. Jego relacje z innymi muzykami - Guthriem, Seegerem, Cashem były chyba ciekawsze niż z jego dziewczynami. Coś w tym było, nie wiem, co. Może magia kina. :P
Trochę szkoda że Timithee dostanie jak już Oscara za tą rolę zamiast za Paula Atrydę w Dune Part II
A to ciekawe co mówisz o lubianej przez oglądających muzyce w filmach, bo mnie najbardziej złapała scena z "The Times They Are A-Changin' ", czyli jedyną piosenką, którą przed filmem kochałem, zwłaszcza, że mam z nią emocjonalne połączenie przez genialny opening do fatalnego filmu Watchmen, który obejrzałem po tego komiksowego arcydzieła, a adaptował on wizualnie retrospekcje z komiksu w formie teledysku do tej piosenki
Może retrorecenzja "Control" Antona Corbijna? Jestem ciekaw Twojej opinii. 🤔
Po tym filmie wiem już kto robił muzykę która leciała na początku Watchman
Film był raczej ok, ale dosyć nudnawy. Ja w ogóle nie rozumiem fenomenu Boba Dylana. Ze wszystkich filmów biograficznych, ten interesował mnie najmniej i po nim nic się nie zmieniło, nie mam wciąż ochoty słuchać jego muzyki
Książę Półkrwi (66) kiedy?
Mój stary to fanatyk Dylana, także coś tam wiedziałem o jego historii przed zobaczeniem filmu i generalnie całkiem przyjemna laurka.
Kiedyś miałem fazę na Dylana, byliśmy z bratem na koncercie w Krakowie w 1994 roku :) Ale lało...
Szczęście, że w przeciwieństwie do Ciebie ja się na to nie napaliłam
Coś tak wydawało mi się, że to będzie dziwne albo przeciętne przynajmniej
Ja z kolei mega czekałem I nie zawiodłem się.
@PrimalElf W sumie to chociaż dla Ciebie dobrze
@@LenkasStars Ja lubię biopici dobre szczególnie jak mowa o Muzykach więc oczywiste
@PrimalElf Ja właśnie nieszczególnie, także nie nastawiałam się
Film jest ładny. Gra aktorka pierwsza klasa.
Ale nic tam w zasadzie nie ma więcej. Michał celnie wymienił wszystkie plusy. Jest to w dużej mierze musical który nie pokazuje prawdziwych ludzi.
Oglądając go miałem ciągle wrażenie, że biznes po prostu zablokował prawdziwą historię, bo Bob Dylan to wciąż marka na której wielu ludzi zarabia - nie można pokazać jak było w rzeczywistości.
Przecież to jest showbiznes. I to jeszcze w najgorętszym czasie i miejscu na ziemi... tam musiały się hardkore odwalać - co twórcy delikatnie sugerują pokazując w jednej scenie, że Gruby ma broń albo obraz totalnego syfu po imprezie w hotelu.
Ale nic więcej. Resztę historii napisał prawnik Boba Dylana.
A kiedy o powrocie Cameron Diaz??? Czekamy :) No i Sonic 3. Syn i ja sam nieźle się bawiliśmy na seansie.
Recenzja sonica 3 jest na kanale;)
Dylan zyje do dziś ponieważ brał tego mniej niż pozostali jego rówieśnicy
Harry Potter ? 🥺
Serwus,
znacznie lepiej odebrałam ten film, myślę,że również dlatego, że poszam na niego tuż po seansie "Sztuki pięknego życia" której na wskroś szantarz emocjonalny mnie po prostu zirytował.
A ja nie obejrze tego filmu , co całe " holywod" to "bagno " totalne i ten dzieciak wszędzie ......Naprawde nie ma innych utalentowanych młodych aktoròw ?
Może retro recenzja Spacer po linie?
Też jestem rozczarowany tym filmem, ale jeszcze bardziej niż ty. Wynudziłem się niemiłosiernie! To dla mnie typowy do bólu pusty biopic, ale nie to ciągnie dla mnie ten film najbardziej w dół. Jest to casting do głównej roli. Rok temu z kawałkiem rozpływałem się nad Chalametem w Wonka, gdzie zaliczył według mnie najlepszą rolę w karierze, a potem zaliczył solidny występ w drugiej Diunie. Już myślałem, że na stałe się z nim polubię iii klops. Chłop jest według mnie w tym filmie ABSOLUTNIE tragiczny. Do połowy jeszcze dało sie przeżyć, ale od drugiej kiedy jego postać zaczyna nosić okulary, to już podchodziło pod autoparodię jakby chłop sobie robił jaja. Nie cierpię tego filmu…
Dokładnie takie same odczucia co do filmu.
A typowanie Chalameta za tę kreskówkową rolę do Oscara, to chyba jakieś wolne żarty.
Film trwa 140 minut, a choćby zalążku ciekawej historii, nie ma tu przez pięć sekund.
Dla mnie tragedia. Dwie i pół godziny oglądania mruczącego dupka, który na przemian mruczy i gra na gitarze. Chyba najgorsza rola Chalameta, który może faktycznie gra Oscarowo... ale przez pierwsze pół godziny, bo fajnie udaje Dylana, ale jego rola opiera się na tym samym mruczeniu i śpiewaniu, które po czasie niezmiernie mnie irytowało. Ta irytacja mieszała się z nudą, bo nic tu nie przykuło mojej uwagi, na chocby 5 minut.
Jedynym dobrym elementem tego filmu jest rola Nortona, ale on już nie potrzebuje nikomu udowadniać, że jest dobrym aktorem.
3/10 to dla mnie max.
W punkt
Dawno z Tobą się tak nie zgadzałem, jak dzisiaj. Muzycznie ten film genialny, nie wiem jak można wszystkich piosenek nie znać i nie lubić, przecież to totalne klasyki... Michał, zmiłuj się :-) No i ten Twój plus, czyli gra Chalamet, to dla mnie akurat minus - fajnie śpiewał, ale zagrał słabo.
Wszystkie te piosenki po półtorej godzinie niestety zlały mi się w jedno a wykonanie Chalameta nie pomagało, do tego film pokazuje Dylana jako geniusza który już w wieku 19 lat był nieskazitelny i nie musial się już niczego uczyć. Nie ma żadnego rozwoju postaci a cała historia skupia się na tym jak Bob zdobył sławę i nie jakichś jego wzlotach i upadkach co powinno się pojawić w filmie typu biograficznego.
Kompletnie klatany
Nic się nie znasz :)
To co? podpisał ten cyrograf z diabłem czy nie??
Najlepszy był Brad pitt
Wait! What? Bob Dylan żyje?
Ja nigdy nie słyszałem jego piosenek, znaczy może słyszałem ale nie wiedziałem że to on.
Ale na 100% myślałem że to jak Elvis już dawno dead.
Tylko nie mówcie że Jezus jeszcze żyje.
Człowiek, który zajmuje się popkulturą nie wie kto to jest Bob Dylan. Żenada. A nagrodzie Nobla słyszał, czy też nie
A co to jest jakiś obowiązek, że żeby robić recenzje filmów trzeba znać Boba Dylana? WTF
Tak bo to podstawa podstaw i duża część popkultury się wywodzi z jego twórczości lub do niej często nawiązuje. To tak jakbyś był filologiem języka polskiego i nie kojarzył Słowackiego.
@@copywritergrzegorz To może najlepiej znać wszystkie tragedie greckie, bo z nich wywodzi się duża część popkultury. Według ciebie Michał by musiał obejrzeć wszystkie ważniejsze filmy od początku kina, żeby znać się na kinie? Inna sprawa, że każdemu się podoba co innego, ale dla ciebie to chyba za dużo żeby zrozumieć
Primo, ja się nie zajmuje pop kulturą l, secundo wiem kto to Bob Dylan, po prostu nie śledzę jego życia i nie lubię tej muzyki xd
Tyle, że Michał nie jest ekspertem i za takiego się nie podaje. Jak na amatora - hobbystę wie i rozumie bardzo dużo.
Ten film to dla mnie definicja mieszanych uczuć, z jednej strony piosenki były zaśpiewane 10/10. No ale fabuła to jeden wielki zawód jakby to była playlista z coverami wyszłoby lepiej
Pierwszy