Ja ten model jelcza dobrze pamiętam bo w latach 90 ukazywało katalog samochody ciężarowe świata i posiadałem prospekty z wizerunkiem jelcza . W internecie jest filmik na TH-cam że ten model jelcza z tą samą naczepą jeździ po dzień dzisiejszy u tego samego przewoźnika. Ten model można zobaczyć na parkingu wraz ze starszym bratem w Jarocinie (Wlkp) obok stacji Orlen przy wylocie na Poznań stara krajowa 11. Star też z owego czasu też puścił serię ciągników siodłowych ale mogły one ciągnąć naczepy jednoosiowe. Szkoda że nasz kraj nie produkuje polskich ciągników siodłowych,firma Jelcz była w latach 90 potęgą produkował ciągniki siodłowe,skrzyniowe czy też dla wojska i straży pożarnej w różnych zabudowach. Piękna historia o potędze jelcza
Problem w latach 90 był taki, że nikt nie chciał SW680, bo był słaby, żarłoczny, a Mielec praktycznie nie zapewniał serwisu poza Polską. W ofercie były też silniki zachodnie, ale wtedy ciągnik kosztował prawie tyle co maszyny zachodnie, przy których był topornym skansenem. Więc nie licząc kilku wozów na specjalne zamówienie (typu Piast) - sprzedaż szorowała totalnie po dnie. Jelcz składał kilkanaście razy więcej Actrosów, niż produkował własnych ciągników.
Gdzieś w okolicach Krakowa, jezdzi ciągle taki Jelcz, żółty w małej kabinie. Bardzo często dodają jego zdjęcia na grupy na Facebooku. Dodatkowo gdzieś pod Płockiem jest gość co ma 4sztuki takich, żółte i zielone trzyma je w garażu
Jelczem do Francji. Część I Była 4. 30, gdy Gonzo odpalił swego wiernego konia, Jelcza. Przetarł lampy. Poprawił w kabinie świecącego się Michelina, pieszczotliwie go strzelając w czoło. Wrzucił bieg... i poszły konie po betonie. W stronę Francji. Odwrotu już nie ma. Jean-Pierre, francuski policjant patrolujący autostrady, był jakiś poddenerwowany, już od 4. 30 rano. Nie spał. Wiercił się. Czuł niepokój... Gonzo zapinał biegi, rozpędzając jelonka do granic możliwości. Silnik jęczał sympatycznie. Skrzynia wołała o pomstę do nieba. Michelin się kulił na desce i jakby mógł, to by się zesrał ze strachu... no ale nie mógł się zesrać, to się tylko kulił. Do granicy polsko-niemieckiej dotarli po dwóch dniach walki. Niemcy, gdy zobaczyli Jelcza, to pomyśleli, że cofnęli się w czasie. Podobno, jak mówił kumpel, który jechał tam trzy dni później, dwóch z nich stało jeszcze z całkiem wyschniętymi gębofonami. Nie potrafili ich już zamknąć. Nie będą już nigdy takimi samymi miłymi gestapowcami, jakimi byli. W tym czasie jelonek łapał oddech na ałtobanie. Michelinowi odechciało się srać, a Gonzo bał się, że bez dziur i trzęsawki, na tych gładkich drogach, zaśnie za kierownicą, a jelonek zgłupieje. Darli prawym pasem do przodu, pożerając kilometry. Klepsydra, nazywana „ tacho”, pomału się kończyła. Chciał, nie chciał - czas na postój. Zaparkowali na grzędzie, wśród elity transportu... same scanie, MANy, volva... i Jelcz. Gonzo rozstawił kuchnię gazową, którą wziął z domu (czteropalnikowa z piekarnikiem). Podłączył butlę i pichci bigos. Lubił dobrze zjeść. Ludzie się zbierają, patrzą, obserwują i zaczęli dochodzić do wniosku, że to jakiś film wojenny kręcą, albo że to może jakaś ukryta kamera. Pobiegli więc się przebrać w najlepsze ciuchy i zarzucić pomadę na kudełki, żeby wypaść dobrze w tv. I po aparaty fotograficzne, oczywiście. Gonzo zjadł bigos, który zdążył sobie przyrządzić - mimo przeszkadzających gapiów, którzy chcieli autografy i żeby im pozować… „ no naprawdę, jestem jak Brad Pitt” - myślał Gonzo - i dalej w trasę. Jean-Pierre już o 10 rano miał sraczkę... a nic nie jadł jeszcze. Czuł, jakby... kapustę? Nieee... Na pewno mu się wydawało... Przecież nie jada kapusty. Zastanawiał się, w jakiej potrawie znalazłby kapustę, ale nic mu nie przychodziło do głowy… hmmm… Chyba, że… la bigos. Nie, bez sensu, to przecież jakaś polska potrawa, której nie jada. Jego niepokój jednak był coraz większy... Jelonek leciał z góry już dwa kilometry. Budziki pozamykane na 90 km/h... Szybka decyzja: czy zmieniać pas na lewy... wyprzedzać? Tak! Zmieniać! Wyprzedza ł... wyprzedzał... wyprzedzał... aż do końca góry. Potem szybki remoncik. Nieduży. Nie takie remonciki się robiło na drodze. Jean-Pierre miał zamiast zwieraczy jakiś syfon... to NERWY... ale skąd, z jakiego powodu?? Może powinien spróbować la bigos? Zżerały go nerwy. Gonzo już pędził w stronę francuskiej granicy. Znów pauza. Tym razem bigosik na zimno. Znów gapie. Znów fani myślący, że kręca film i to coś co tutaj stoi, to właśnie wyjechało na moment z muzeum i że wszystko to musi być jakąś podpuchą, albo żartem. Po bigosie był mały remoncik i dętka. Cały parking ludzi i wszyscy przyszli zobaczyć jak się to robi. Wśród tłumu było także czterech wulkanizatorów... ale oni bez maszyny, na parkingu, to co najwyżej umieją przebić dętkę. Ale żeby naprawić? *a, McGiver? Były zdjęcia z jelonkiem. Jak odjeżdżał, to wszystkie kobiety płakały. Dwie wpadły w histerię: jedna otworzyła sobie żyły, a druga poprzysięgła, że albo Gonzo w Jelczu, albo - żaden inny. Dziś jest w klasztorze. Jelonek mknął w stronę granicy niemiecko-francuskie j. Jean Pierre miał skurcze brzucha i juz szósty raz stawał na poboczu i wylatywał w krzaczory ze ściśniętymi pośladkami.. - co jest??? - myślał, oddając kał. Gonzo dał prztyczka Michelinowi. - Co się bujasz Michelin? - zagaił przyjacielsko. *a, był przyjacielski i już. Jean Pierra gryzła ściółka w dupę. Jelonek ryczał wydechem. Jean Pierre nie miał już papieru. Nawet bloczki mandatowe już zużył. Igliwiem się nie da... Gonzo pogłośnił Kaję Paschalską. Uśmiechał się. Jechał... Tymczasem właściciel firmy przewozowej - Kermit - która wysłała Gonza jelonkiem do Francji, był bardzo zdenerwowany. Nie miał żadnych informacji od Gonza. MUSIAŁ wiedzieć, co się dzieje, bo jeszcze przegra zakład. Kilka dni wcześniej: "Ty, a może się założymy, że twoja najnowsza Scania nie dotrze na Kazachstan?" - podpuszczał Kermita jego najlepszy kumpel. " A może puszczę jelonka do Czech, co? - przebijał żartując Kermit. "Do Czech? Hehehe. To blisko i są przyzwyczajeni do Jelczy" - kumpel brał Kermita pod włos. "Dobra, do Niemiec" - postawił się Kermit. Nie lubił być traktowany niepoważnie. Jako Kermit był zawsze poważny. "Ale do Francji nie dasz rady, spękasz Kermit!". "Co?? JA spękam?! JA nigdy nie pękam!! Jelcz poleci do Francji! I jeszcze wypakuję go fajkami! I jeszcze pojedzie Gonzo!" - Kermit starał się pokazać, że nie pęka. Nigdy. "*a... Kermit, nie przesadzaj... już wiem, że masz jaja. Fajki to pół biedy, ale Gonzo? Przecież on nie ma prawa jazdy!" - kumpel starał się załagodzić sytuację. "Właśnie dlatego!" - Kermit, gdy już coś powiedział, to powiedział. Z tego był znany, że powiedział, jak powiedział, to powiedział. Gonzo beknął... - oho, ktoś mnie wspomina - pomyślał. Jakie to miłe. Człowieka to zawsze wspominają, jak jest najedzony, bo zawsze mu się odbija, więc na pusty żołądek cię nie wspominają, więc im głodniejszy, tym bardziej zapomniany - na takich przemyśleniach zlatywał mu czas w trasie. Jeszcze z pół godziny i granica. Jean-Pierre nie miał już czym srać. Nerwy go zżerały okrutnie. Nie poznawał siebie... Jelonek ciągnął ostro pod góre. Na jedynce. Gonzo się odprężył - i tak do końca góry nic nie zrobi. W lustra nie ma co patrzeć, bo tam dym jak po Hiroshimie. Jelczowskie Euro 7 ostro przerabiało szkodliwe spaliny na substancje z pewnością przyjazne dla środowiska. Tylko z tyłu czarno, jak po pożarze fabryki gumy. Chyba tak ma być… Granica. Jean-Pierre zemdlał. Gonzo zajarał blanta: - Muszę się odprężyć... dobre zioło zabucham i wjeżdzam. Kermit pił z nerwów. Kumpel Kermita dał na mszę. Michelin się gibał na desce. Wjeżdzają. Francuski posterunek wygasił światła. Jak za okupacji... Strażnik wyszedł, ale jak zobaczył jelonka, to się wrócił. Po chwili wyszli we trzech. Podeszli do Jelcza, trzymając się za ręce - odważni jak to Francuzi. Wspólnie popatrzyli w górę. - Michelin! Francuski e uśmiechy rozjaśniły francuskie twarze. Michelin! To Michelin! Gonzo wyjął dokumenty i im podał. W sumie, nikt nie chciał. Francuzi nadal trochę się bali, ale Gonzo uznał że powinien, więc podał. Trochę się denerwował, czy prawo jazdy, które sam sobie wydrukował w domu na drukarce atramentowej, przejdzie kontrole... no i ten certyfikat EURO 7. Cholera. Sam wymyślił druk. Był dumny. Ale co miał zrobić? Jak konstruowano Jelcza, to nikt nawet nie przypuszczał, że będzie jakieś EURO. Francuzi udają, że czytają - kłuje ich w oczy tłusty napis EURO 7. Jean-Pierre wymiotuje. Kermit zakąsza śledzikiem. Kolega Kermita biczuje plecy łańcuchem z poczucia winy. Nie powinien był podpuszczać. Gonzo zapala następnego blanta. Zaciąga się. Francuz patrzy... i kiwa, żeby mu dać macha. Zaciąga się. Podaje dalej. Francuzi buchają i uśmiechają się. Gonzo się uśmiecha. Michelin się giba na desce. Jest zajebiście. O to chodzi… o to chodzi... luzik. Francuzi śmieją się i kiwają - wjeżdżaj, wjeżdżaj. Gonzo wbija bieg i jelonek rusza. Dym wydobywający się z rury pod obciążeniem silnika zabija dwóch Francuzów. Trzeci - na zawsze pozostanie głuchoniemy. Wjechał! Jelonek zdobył Francję! *a! Gonzo się śmieje. Jean-Pierre wydaje ostatniego bąka i w oparach a la la bigos, umiera zdziwiony, skąd się wzięły te gastryczne problemy. Jelcz dotarł do Francji. Udało się. Gonzo zajechał na najbliższy parking. Bigosu już nie ma. Znów gapie i fani. Francuskie kobiety robią tak językiem do Gonza... tak... jakoś tak dziwnie... jakby coś lizały. Gonzo myśli, że to jakaś tutejsza forma powitania, więc też wywala jęzor i trzepocze. Francuzki mdleją. Wszystkie. Gonzo wziął z kabiny nóż i małego wypchanego chomika i ruszył z parkingu w stronę lasu. Znalazł błoto i wysmarował sobie twarz i ręce. Zaczyna się polowanie... Dwie godziny się kręcił po lesie szukając zwierzyny. Wreszcie znalazł francuską kunę leśną drzewną.
masz na dowód, że czytałem... Zastygł... Kuna żre żołędzie i nie wie, co ją spotka... jeszcze.. Gonzo się przyczaił jak wąż w pomidorach. Kuna żuje. Michelin się przestał gibać. Gonzo powoli wyciąga wypchanego chomika ze swojej myśliwskiej torby... powoli... Kunie się odbija. Kurwa - myśli kuna. Gonzo powoli się podnosi. Kuna kątem oka go dostrzega... włos się jej jeży na klacie (francuskim kunom leśnym drzewnym zawsze się jeży włos na klacie, w przeciwieństwie do kun właściwych - im na grzbiecie). Kuna zastyga. Gonzo nagle jednym szybkim ruchem - jak mieczem samuraja - podnosi chomika i krzyczy "puuu!!!" - zawsze jak się poluje z chomikiem na francuską kunę leśną drzewną należy krzyknąć "puuu!!!". Kuna mdleje. Gonzo spokojnie podchodzi i pukając ją kijem w główkę gasi ją do końca. Dla pewności żeni jej kozika pod żebro i podrzyna gardło. Nie będąc jeszcze pewnym czy francuska kuna leśna drzewna na 100% już odeszła, zatyka jej palcami nozdrza na 5 min. Potem zabiera kunę na barana i wraca. Tłum szaleje. Francuzki już 7 razy miały orgazm, a teraz mają następny.
Pamiętam do naszej firmy przyjechał kierowca rocznym takim Jelczem i pokazywał nam jak zgniło mu mocowanie klamki która wypadła na zewnątrz otwierał drzwi drutem reszta kabiny nie wyglądała lepiej po roku użytkowania nic dziwnego że nikt nie chciał kupować tej tandety
Hatten den unter einem Zremb Zementsilo in den 1989 Jahren im Kraftverkehr , war ein schönes durchzugstarker LKW . Ein wenig brummig aber bei 38 Tonnen Gesamtgewicht konnte er ruhig zeigen was in ihm steckt. Bin Ihn gern gefahren.😃😃
Hitem do było Volvo fh 12 miało w 96 nie wiele mniej opcji jak te dzisiejsze tabletowe samochody a w tamtych latach w Polsce ludzie niektórzy mieli gorzej w halupie jak w tym volvie miało ono wnętrze prawie dorównujące dzisiejszym ciężarówkom a nawet lepsze w niektórych przypadkach a jelcz to kanciak był zacofany wyglądał lanie ale jak był nowy po 3 latach wyglądał dalej jak stary Jelcz toporny temu to padło
Pierwsze FH12 wyszły też w 93, tak samo magnum czy Scania seria 4, auta które kręciły miliony a komfortem nie odbiegały zbytnio od tych współczesnych... Jelcz jedyna wartość jaką ma to ta sentymentalna
Film zrobiony na siłę bez wgłębiania się w temat jelcza... Jelcz 422 już jako nowy był, przestarzała konstrukcją, nie zapewnial żadnego komfortu kierowcy, miał wręcz tragiczne osiągi, był awaryjny, sieć serwisowa nie istniała i w czasach gdy otworzył się zachodni rynek nie istniał... Tylko zauwaze że w 1993 roku, wyszły takie auta jak Volvofh12, Scania 4, czy renault magnum w których standardem była moc w okolicach lub powyżej 400km, duża bezawaryjność, większe DMC, o komforcie pracy czy jakości wykonania w tym głównie wykończenie wnętrza nawet nie ma co wspominać... Jedyna wartość jelcza to ta sentymentalna i nie mógł on nawet stanąć koło ciężarówek wielkiej siódemki z lat 80, typu Scania 3, Volvo F10, renault major, autor filmu nie ma żadnego pojęcia o branży
Jak zaczynalem pracowac jako kierowca w wieku 21 lat mialem jezdzic takim jelczem na trasy miedzynarodowe ale na szczescie firms sprowadzila z Francju Renault Major 340 km i tym sie jechalo super!!! a Jelcza takim na szczescie nie jezdzilem.😊
Jeździłem nowym Jelczem 640w , po 30 tys nie można było znaleźć biegów, co rusz dokrecanie kolektora wydechowego,beznadziejny układ pneumatyczny ,po kilku depnieciach nie ma powietrza , ogólnie rzecz biorąc,beznadzieja.To w temacie jakości produkcji samochodów ciężarowych jak i również autobusów w latach osiemdziesiątych
A ja to pieknie sprzedali Jelcza nawet pracownicy nie mogli wykupic go żeby nie poszło obce ręce. Państwo wtedy rządzącej do tego do puściło i asermetycznie jest to niszczone
Kojarzę... co oznacza że pamiętam jak dinozaury po polach ganiały :P Kilka razy miałem wielką radochę jechać Jelczuniem... u jak na tamte czasy nie było na niego mocnego... choć silnik mógłby być troszkę mocniejszy ale była to wada chyba wszystkich ówczesnych polskich toczydełek
Leyland O.600 miał swoje początki w końcowych etapach II wojny światowej i stał się jedną z najlepszych jednostek napędowych Leyland. Został opracowany w większym otworze O.680 w latach 50. i zarówno ten, jak i O.600 były silnikami światowej klasy, używanymi w wielu zastosowaniach kraju macierzystego jak i np. Pegaso (Hiszpania) i Hotchkis (Francja) slynny daf z bardzo udanym dks1160, można śmiało powiedzieć, że O.600 / O.680 były szczytowym osiągnięciem firmy Leyland w dziedzinie rozwoju silników. Sw 680 mielec mial nawet w pierwszych rocznikach pompy rotacyjne. Nie tylko my kupowaliśmy licecje, niestety u nas byla najgorsza jakosciowo... szkoda gadac zatrzymalismy sie w miejscu. Taki ustrój, mozliwosci, a ludzie wspominaja komunę niektórzy jak to wspaniale bylo... a jak sie skonczyla nie bylo co ratowac
Przez tyle lat zero rozwijania ciągle to samo. Ładowarki HSW czy ciężarówki czy kombajny Bizon aż prosiły się o nasycenie mocowe tego silnika. Przez ten nierozwój zdechło i nie mamy teraz nic.
Czytam komentarze i trochę nie dowierzam gdzie są stada jojcących znawców opowiadających jak to naszą wspaniałą motoryzacje zniszczyli bo takim strasznym zagrożeniem była że cała Europa się bała :D
Jelcz w kinematografii? Tylko Młode Wilki: żółty jelcz 422 z naczepą chyba Zremb
Ja ten model jelcza dobrze pamiętam bo w latach 90 ukazywało katalog samochody ciężarowe świata i posiadałem prospekty z wizerunkiem jelcza .
W internecie jest filmik na TH-cam że ten model jelcza z tą samą naczepą jeździ po dzień dzisiejszy u tego samego przewoźnika.
Ten model można zobaczyć na parkingu wraz ze starszym bratem w Jarocinie (Wlkp) obok stacji Orlen przy wylocie na Poznań stara krajowa 11.
Star też z owego czasu też puścił serię ciągników siodłowych ale mogły one ciągnąć naczepy jednoosiowe.
Szkoda że nasz kraj nie produkuje polskich ciągników siodłowych,firma Jelcz była w latach 90 potęgą produkował ciągniki siodłowe,skrzyniowe czy też dla wojska i straży pożarnej w różnych zabudowach.
Piękna historia o potędze jelcza
@@przemekkupaj383 Star prawie od początku produkcji wypuszczał ciągniki siodłowe (lata '50- Star C 20)
Zaraz wtedy pojawiło się też Volvo FH i to już była dla naszego auta przepaść. Może i Jelcz fajny ale już na tamte czasy był epokę do tyłu.
Volvo enigma był dobry
Problem w latach 90 był taki, że nikt nie chciał SW680, bo był słaby, żarłoczny, a Mielec praktycznie nie zapewniał serwisu poza Polską. W ofercie były też silniki zachodnie, ale wtedy ciągnik kosztował prawie tyle co maszyny zachodnie, przy których był topornym skansenem. Więc nie licząc kilku wozów na specjalne zamówienie (typu Piast) - sprzedaż szorowała totalnie po dnie. Jelcz składał kilkanaście razy więcej Actrosów, niż produkował własnych ciągników.
,, wszyscy mają małe, a ja duży, żółty żółty"
Kobra.... Tylko ja mam papiery na ciężarówkę 💪
Cobra takiego prowadził w filmie Młode Wilki. A prawko na ten sprzęt zrobił w zawodówce
Duzo chaosu w tym filmie i mieszajacych sie faktow. Dla mnie za bardzo. Ale szacunek za checi i wskrzeszania Polskiej legendy.
Gdzieś w okolicach Krakowa, jezdzi ciągle taki Jelcz, żółty w małej kabinie. Bardzo często dodają jego zdjęcia na grupy na Facebooku. Dodatkowo gdzieś pod Płockiem jest gość co ma 4sztuki takich, żółte i zielone trzyma je w garażu
Witaj.Masz może jakiś namiar na tą osobe?
Witaj.Nasz może jakiś namiar na te osoby?
Dzis wyprzedałem takiego jelcza na s7 przed Krakowem. Tez zółta kabina kominy do góry gwizd jak z lokomotywy na swietoszynskich blachach 👍
Jelcz z Pińczowa :)
Witaj.Masz może jakiś kontakt do właściciela?
@@romciotomcio7420 Nie ale ktos pisał w kometarzach że wóz jest ze Starachowic
Ups,, z Pińczowa
Jelczem do Francji. Część I
Była 4. 30, gdy Gonzo odpalił swego wiernego konia, Jelcza. Przetarł lampy. Poprawił w kabinie świecącego się Michelina, pieszczotliwie go strzelając w czoło. Wrzucił bieg... i poszły konie po betonie.
W stronę Francji. Odwrotu już nie ma.
Jean-Pierre, francuski policjant patrolujący autostrady, był jakiś poddenerwowany, już od 4. 30 rano. Nie spał. Wiercił się. Czuł niepokój...
Gonzo zapinał biegi, rozpędzając jelonka do granic możliwości. Silnik jęczał sympatycznie. Skrzynia wołała o pomstę do nieba. Michelin się kulił na desce i jakby mógł, to by się zesrał ze strachu... no ale nie mógł się zesrać, to się tylko kulił.
Do granicy polsko-niemieckiej dotarli po dwóch dniach walki.
Niemcy, gdy zobaczyli Jelcza, to pomyśleli, że cofnęli się w czasie. Podobno, jak mówił kumpel, który jechał tam trzy dni później, dwóch z nich stało jeszcze z całkiem wyschniętymi gębofonami. Nie potrafili ich już zamknąć. Nie będą już nigdy takimi samymi miłymi gestapowcami, jakimi byli.
W tym czasie jelonek łapał oddech na ałtobanie. Michelinowi odechciało się srać, a Gonzo bał się, że bez dziur i trzęsawki, na tych gładkich drogach, zaśnie za kierownicą, a jelonek zgłupieje.
Darli prawym pasem do przodu, pożerając kilometry. Klepsydra, nazywana „ tacho”, pomału się kończyła. Chciał, nie chciał - czas na postój.
Zaparkowali na grzędzie, wśród elity transportu... same scanie, MANy, volva... i Jelcz.
Gonzo rozstawił kuchnię gazową, którą wziął z domu (czteropalnikowa z piekarnikiem). Podłączył butlę i pichci bigos. Lubił dobrze zjeść. Ludzie się zbierają, patrzą, obserwują i zaczęli dochodzić do wniosku, że to jakiś film wojenny kręcą, albo że to może jakaś ukryta kamera. Pobiegli więc się przebrać w najlepsze ciuchy i zarzucić pomadę na kudełki, żeby wypaść dobrze w tv. I po aparaty fotograficzne, oczywiście.
Gonzo zjadł bigos, który zdążył sobie przyrządzić - mimo przeszkadzających gapiów, którzy chcieli autografy i żeby im pozować… „ no naprawdę, jestem jak Brad Pitt” - myślał Gonzo - i dalej w trasę.
Jean-Pierre już o 10 rano miał sraczkę... a nic nie jadł jeszcze. Czuł, jakby... kapustę?
Nieee... Na pewno mu się wydawało... Przecież nie jada kapusty. Zastanawiał się, w jakiej potrawie znalazłby kapustę, ale nic mu nie przychodziło do głowy… hmmm… Chyba, że… la bigos. Nie, bez sensu, to przecież jakaś polska potrawa, której nie jada. Jego niepokój jednak był coraz większy...
Jelonek leciał z góry już dwa kilometry. Budziki pozamykane na 90 km/h... Szybka decyzja: czy zmieniać pas na lewy... wyprzedzać?
Tak! Zmieniać!
Wyprzedza ł... wyprzedzał... wyprzedzał... aż do końca góry.
Potem szybki remoncik.
Nieduży.
Nie takie remonciki się robiło na drodze.
Jean-Pierre miał zamiast zwieraczy jakiś syfon... to NERWY... ale skąd, z jakiego powodu?? Może powinien spróbować la bigos? Zżerały go nerwy.
Gonzo już pędził w stronę francuskiej granicy. Znów pauza. Tym razem bigosik na zimno. Znów gapie. Znów fani myślący, że kręca film i to coś co tutaj stoi, to właśnie wyjechało na moment z muzeum i że wszystko to musi być jakąś podpuchą, albo żartem.
Po bigosie był mały remoncik i dętka. Cały parking ludzi i wszyscy przyszli zobaczyć jak się to robi. Wśród tłumu było także czterech wulkanizatorów... ale oni bez maszyny, na parkingu, to co najwyżej umieją przebić dętkę.
Ale żeby naprawić? *a, McGiver?
Były zdjęcia z jelonkiem.
Jak odjeżdżał, to wszystkie kobiety płakały.
Dwie wpadły w histerię: jedna otworzyła sobie żyły, a druga poprzysięgła, że albo Gonzo w Jelczu, albo - żaden inny. Dziś jest w klasztorze.
Jelonek mknął w stronę granicy niemiecko-francuskie j.
Jean Pierre miał skurcze brzucha i juz szósty raz stawał na poboczu i wylatywał w krzaczory ze ściśniętymi pośladkami.. - co jest??? - myślał, oddając kał.
Gonzo dał prztyczka Michelinowi.
- Co się bujasz Michelin? - zagaił przyjacielsko. *a, był przyjacielski i już.
Jean Pierra gryzła ściółka w dupę.
Jelonek ryczał wydechem.
Jean Pierre nie miał już papieru. Nawet bloczki mandatowe już zużył. Igliwiem się nie da...
Gonzo pogłośnił Kaję Paschalską. Uśmiechał się.
Jechał...
Tymczasem właściciel firmy przewozowej - Kermit - która wysłała Gonza jelonkiem do Francji, był bardzo zdenerwowany. Nie miał żadnych informacji od Gonza. MUSIAŁ wiedzieć, co się dzieje, bo jeszcze przegra zakład.
Kilka dni wcześniej:
"Ty, a może się założymy, że twoja najnowsza Scania nie dotrze na Kazachstan?" - podpuszczał Kermita jego najlepszy kumpel. " A może puszczę jelonka do Czech, co? - przebijał żartując Kermit. "Do Czech? Hehehe. To blisko i są przyzwyczajeni do Jelczy" - kumpel brał Kermita pod włos. "Dobra, do Niemiec" - postawił się Kermit. Nie lubił być traktowany niepoważnie. Jako Kermit był zawsze poważny. "Ale do Francji nie dasz rady, spękasz Kermit!". "Co?? JA spękam?! JA nigdy nie pękam!! Jelcz poleci do Francji! I jeszcze wypakuję go fajkami! I jeszcze pojedzie Gonzo!" - Kermit starał się pokazać, że nie pęka. Nigdy. "*a... Kermit, nie przesadzaj... już wiem, że masz jaja. Fajki to pół biedy, ale Gonzo? Przecież on nie ma prawa jazdy!" - kumpel starał się załagodzić sytuację.
"Właśnie dlatego!" - Kermit, gdy już coś powiedział, to powiedział. Z tego był znany, że powiedział, jak powiedział, to powiedział.
Gonzo beknął... - oho, ktoś mnie wspomina - pomyślał. Jakie to miłe. Człowieka to zawsze wspominają, jak jest najedzony, bo zawsze mu się odbija, więc na pusty żołądek cię nie wspominają, więc im głodniejszy, tym bardziej zapomniany - na takich przemyśleniach zlatywał mu czas w trasie.
Jeszcze z pół godziny i granica.
Jean-Pierre nie miał już czym srać. Nerwy go zżerały okrutnie. Nie poznawał siebie...
Jelonek ciągnął ostro pod góre. Na jedynce. Gonzo się odprężył - i tak do końca góry nic nie zrobi. W lustra nie ma co patrzeć, bo tam dym jak po Hiroshimie. Jelczowskie Euro 7 ostro przerabiało szkodliwe spaliny na substancje z pewnością przyjazne dla środowiska. Tylko z tyłu czarno, jak po pożarze fabryki gumy. Chyba tak ma być…
Granica.
Jean-Pierre zemdlał.
Gonzo zajarał blanta:
- Muszę się odprężyć... dobre zioło zabucham i wjeżdzam.
Kermit pił z nerwów. Kumpel Kermita dał na mszę.
Michelin się gibał na desce. Wjeżdzają.
Francuski posterunek wygasił światła. Jak za okupacji... Strażnik wyszedł, ale jak zobaczył jelonka, to się wrócił. Po chwili wyszli we trzech. Podeszli do Jelcza, trzymając się za ręce - odważni jak to Francuzi. Wspólnie popatrzyli w górę.
- Michelin!
Francuski e uśmiechy rozjaśniły francuskie twarze. Michelin! To Michelin!
Gonzo wyjął dokumenty i im podał. W sumie, nikt nie chciał. Francuzi nadal trochę się bali, ale Gonzo uznał że powinien, więc podał. Trochę się denerwował, czy prawo jazdy, które sam sobie wydrukował w domu na drukarce atramentowej, przejdzie kontrole... no i ten certyfikat EURO 7. Cholera. Sam wymyślił druk. Był dumny. Ale co miał zrobić? Jak konstruowano Jelcza, to nikt nawet nie przypuszczał, że będzie jakieś EURO.
Francuzi udają, że czytają - kłuje ich w oczy tłusty napis EURO 7.
Jean-Pierre wymiotuje.
Kermit zakąsza śledzikiem. Kolega Kermita biczuje plecy łańcuchem z poczucia winy. Nie powinien był podpuszczać.
Gonzo zapala następnego blanta. Zaciąga się. Francuz patrzy... i kiwa, żeby mu dać macha. Zaciąga się. Podaje dalej. Francuzi buchają i uśmiechają się. Gonzo się uśmiecha.
Michelin się giba na desce.
Jest zajebiście. O to chodzi… o to chodzi... luzik. Francuzi śmieją się i kiwają - wjeżdżaj, wjeżdżaj.
Gonzo wbija bieg i jelonek rusza.
Dym wydobywający się z rury pod obciążeniem silnika zabija dwóch Francuzów. Trzeci - na zawsze pozostanie głuchoniemy.
Wjechał! Jelonek zdobył Francję! *a! Gonzo się śmieje.
Jean-Pierre wydaje ostatniego bąka i w oparach a la la bigos, umiera zdziwiony, skąd się wzięły te gastryczne problemy.
Jelcz dotarł do Francji. Udało się. Gonzo zajechał na najbliższy parking. Bigosu już nie ma. Znów gapie i fani. Francuskie kobiety robią tak językiem do Gonza... tak... jakoś tak dziwnie... jakby coś lizały. Gonzo myśli, że to jakaś tutejsza forma powitania, więc też wywala jęzor i trzepocze.
Francuzki mdleją. Wszystkie.
Gonzo wziął z kabiny nóż i małego wypchanego chomika i ruszył z parkingu w stronę lasu. Znalazł błoto i wysmarował sobie twarz i ręce. Zaczyna się polowanie... Dwie godziny się kręcił po lesie szukając zwierzyny. Wreszcie znalazł francuską kunę leśną drzewną.
JPRD
Jest jakieś streszczenie?
Kurwa nie wiem co bierzesz ale dobre🤪
a gdzie ciąg dalszy???? Tylko najstarsi użytkownicy internetu pamiętają gdy ta historia była opublokowana na blogu kserozkota....
masz na dowód, że czytałem...
Zastygł... Kuna żre żołędzie i nie wie, co ją spotka... jeszcze.. Gonzo się przyczaił jak wąż w pomidorach. Kuna żuje. Michelin się przestał gibać. Gonzo powoli wyciąga wypchanego chomika ze swojej myśliwskiej torby... powoli... Kunie się odbija. Kurwa - myśli kuna. Gonzo powoli się podnosi.
Kuna kątem oka go dostrzega... włos się jej jeży na klacie (francuskim kunom leśnym drzewnym zawsze się jeży włos na klacie, w przeciwieństwie do kun właściwych - im na grzbiecie). Kuna zastyga. Gonzo nagle jednym szybkim ruchem - jak mieczem samuraja - podnosi chomika i krzyczy "puuu!!!" - zawsze jak się poluje z chomikiem na francuską kunę leśną drzewną należy krzyknąć "puuu!!!".
Kuna mdleje. Gonzo spokojnie podchodzi i pukając ją kijem w główkę gasi ją do końca. Dla pewności żeni jej kozika pod żebro i podrzyna gardło. Nie będąc jeszcze pewnym czy francuska kuna leśna drzewna na 100% już odeszła, zatyka jej palcami nozdrza na 5 min.
Potem zabiera kunę na barana i wraca. Tłum szaleje. Francuzki już 7 razy miały orgazm, a teraz mają następny.
3:30. I między innymi to go właśnie zgubiło
Taki hit że wyprodukowano go zaledwie garść...
Bzkt
Był bardzo popularny 😅 myślę że w latach 90 więcej jeździło po Polsce Mercedesów s600 niż tych ciężarówek.
Był takim hitem , że za wiele go nie wyprodukowali...
Teraz weź wsiądź do Scanii czy Volvo albo nawet MAN z tych latach to dalej była przepaść 😂
@@milion.kilometrowMoże już nie taka wielka, ale i cena pewnie była inna
@@RZMofficial wielka żebyś wiedział
Pamiętam do naszej firmy przyjechał kierowca rocznym takim Jelczem i pokazywał nam jak zgniło mu mocowanie klamki która wypadła na zewnątrz otwierał drzwi drutem reszta kabiny nie wyglądała lepiej po roku użytkowania nic dziwnego że nikt nie chciał kupować tej tandety
mamusi sie poskarz jak ulgi potrzebujesz
Bardzo fajny odcinek
Dziekuje za komentarz i pozdrawiam.
Hatten den unter einem Zremb Zementsilo in den 1989 Jahren im Kraftverkehr , war ein schönes durchzugstarker LKW . Ein wenig brummig aber bei 38 Tonnen Gesamtgewicht konnte er ruhig zeigen was in ihm steckt. Bin Ihn gern gefahren.😃😃
W Krakowie wokolicach S7 jeździ taki Jelcz niebieski i ciąga naczepę między halami w jakiejś firmie 😊
Hitem do było Volvo fh 12 miało w 96 nie wiele mniej opcji jak te dzisiejsze tabletowe samochody a w tamtych latach w Polsce ludzie niektórzy mieli gorzej w halupie jak w tym volvie miało ono wnętrze prawie dorównujące dzisiejszym ciężarówkom a nawet lepsze w niektórych przypadkach a jelcz to kanciak był zacofany wyglądał lanie ale jak był nowy po 3 latach wyglądał dalej jak stary Jelcz toporny temu to padło
Pierwsze FH12 wyszły też w 93, tak samo magnum czy Scania seria 4, auta które kręciły miliony a komfortem nie odbiegały zbytnio od tych współczesnych... Jelcz jedyna wartość jaką ma to ta sentymentalna
Taki wielki hit że chociaż jeszcze ciężarówką to nigdy o nim nie słyszałem
😂bo on był jak jeszcze pewnie Ciebie na świecie nie było.
bo się chuja znasz wielki kierowco
Warto wspomnieć że serię. 422 i 424 to miały. Miechy
Pierwsza myśl... Film Młode Wilki jedna druga z 1997r i Kobra za kierownicą..
Film zrobiony na siłę bez wgłębiania się w temat jelcza... Jelcz 422 już jako nowy był, przestarzała konstrukcją, nie zapewnial żadnego komfortu kierowcy, miał wręcz tragiczne osiągi, był awaryjny, sieć serwisowa nie istniała i w czasach gdy otworzył się zachodni rynek nie istniał... Tylko zauwaze że w 1993 roku, wyszły takie auta jak Volvofh12, Scania 4, czy renault magnum w których standardem była moc w okolicach lub powyżej 400km, duża bezawaryjność, większe DMC, o komforcie pracy czy jakości wykonania w tym głównie wykończenie wnętrza nawet nie ma co wspominać... Jedyna wartość jelcza to ta sentymentalna i nie mógł on nawet stanąć koło ciężarówek wielkiej siódemki z lat 80, typu Scania 3, Volvo F10, renault major, autor filmu nie ma żadnego pojęcia o branży
Jak zaczynalem pracowac jako kierowca w wieku 21 lat mialem jezdzic takim jelczem na trasy miedzynarodowe ale na szczescie firms sprowadzila z Francju Renault Major 340 km i tym sie jechalo super!!! a Jelcza takim na szczescie nie jezdzilem.😊
"skandal scania" tirowcy na to mówili :)
Jeździłem nowym Jelczem 640w , po 30 tys nie można było znaleźć biegów, co rusz dokrecanie kolektora wydechowego,beznadziejny układ pneumatyczny ,po kilku depnieciach nie ma powietrza , ogólnie rzecz biorąc,beznadzieja.To w temacie jakości produkcji samochodów ciężarowych jak i również autobusów w latach osiemdziesiątych
Na OLX jest tylko jedna sztuka??
A teraz pokaż wnetrze Magnum i zrozumiecie przepaść
Później wszedł C 423 , mający WYŁĄCZNIE STEYR'A i manualną przekładnię ZF,o 16 biegach
Skrzynia dla prawdziwych szoferów nie tableciarzy .
A ja to pieknie sprzedali Jelcza nawet pracownicy nie mogli wykupic go żeby nie poszło obce ręce. Państwo wtedy rządzącej do tego do puściło i asermetycznie jest to niszczone
Kojarzę... co oznacza że pamiętam jak dinozaury po polach ganiały :P
Kilka razy miałem wielką radochę jechać Jelczuniem... u jak na tamte czasy nie było na niego mocnego... choć silnik mógłby być troszkę mocniejszy ale była to wada chyba wszystkich ówczesnych polskich toczydełek
Taki hit ze każdy wolał dziesiecio letnie zachodnie auto niz nowego jelcza
Hit jak cholerka , na miarę Volvo FH🤣🤣🤣
No niestety.Taja to była nasza polska motoryzacja...beznadziejna.
Jasne
Leyland O.600 miał swoje początki w końcowych etapach II wojny światowej i stał się jedną z najlepszych jednostek napędowych Leyland. Został opracowany w większym otworze O.680 w latach 50. i zarówno ten, jak i O.600 były silnikami światowej klasy, używanymi w wielu zastosowaniach kraju macierzystego jak i np. Pegaso (Hiszpania) i Hotchkis (Francja) slynny daf z bardzo udanym dks1160, można śmiało powiedzieć, że O.600 / O.680 były szczytowym osiągnięciem firmy Leyland w dziedzinie rozwoju silników. Sw 680 mielec mial nawet w pierwszych rocznikach pompy rotacyjne. Nie tylko my kupowaliśmy licecje, niestety u nas byla najgorsza jakosciowo... szkoda gadac zatrzymalismy sie w miejscu. Taki ustrój, mozliwosci, a ludzie wspominaja komunę niektórzy jak to wspaniale bylo... a jak sie skonczyla nie bylo co ratowac
Przez tyle lat zero rozwijania ciągle to samo. Ładowarki HSW czy ciężarówki czy kombajny Bizon aż prosiły się o nasycenie mocowe tego silnika. Przez ten nierozwój zdechło i nie mamy teraz nic.
No coments sorry 😢😢😢😢
Czytam komentarze i trochę nie dowierzam gdzie są stada jojcących znawców opowiadających jak to naszą wspaniałą motoryzacje zniszczyli bo takim strasznym zagrożeniem była że cała Europa się bała :D
Ten hit to nie Yelcz, tylko raczej Jelcyn!!
Chłopie idź do logopedy
Tego nie powinni produkować tak jak Stara od lat 90
Pierwszy
W 2001smigal taki żółty po Bielsku Białej z żółtą wanną woził piasek i skabo to chodziło
Jeździ taki żółty Jelc z pinczowa
5:43 ile koni swt
Chujnia + syf kiła i mogiła do tego słaby, głośny