Mój pradziadek opowiadał mi scenę z frontu, a jest to nieomal dokładnie, jak scena z filmu. Służył przymusowo jako sierżant w armii pruskiej. Zakradł się kiedyś do francuskiego gospodarstwa. Głód po prostu. Na strychu był ser, który zwyczajnie ukradł. Niestety, strop się zawalił i wpadł na francuską rodzinę siedzącą przy stole. Powiedział ,,Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus" i szybko uciekł. Mówił, że Francuzi raczej by go zabili, ale byli zbyt zaskoczeni i to go uratowało. Ale żeby nie było, to był dzielny żołnierz. W Powstaniu Wielkopolskim dosłużył się Krzyża Walecznych jako dowódca działa w 1. kompanii gnieźnieńskiej. Dwukrotnie ranny, był bohaterem przedwojennej czytanki dla dzieci. Różnie to bywa, prawda?
Bardzo ciekawe. Mój pradziadek od strony matki podczas II wojny światowej ukrył się w piwnicy. Niemcy wrzucili granat i odłamek urwał mu pół ucha. Później jak Armia Czerwona wkraczała schował się w leju po bombie i opowiadał jak hitlerowcy spieprzali przez pola wyrzucając cały sprzęt byle szybciej uciekać. A pradziadek od strony ojca został rozstrzelany na zamku w Lublinie. Leży gdzieś w lesie zakopane bo ciała nie znaleźli.
Niesamowite to jest, że pradziadek dożył i byl w stanie powielić to następnym pokoleniom. Historie mozna dobrze znać, ale nic nie zastąpi żywej opowieści z frontu.
@@MarfinTrucker Coś dopowiem, skoro sympatycznie wypowiedziałeś się o pradziadku. Filmy nam mówią, że były szczury i smród gnijących ciał. To jednak nie wszystko i akurat tego nie ma na filmach. Pradziadek wspominał o muchach. Było ich w tym smrodzie pełno. Żołnierze (nasze chłopaki z Gniezna) w czasie miesięcy w okopach nabyli zapewne z nudów niesamowitą umiejętność, co jako dzieciak widziałem u weterana na własne oczy. Była to umiejętność rzucania nożem w muchy z niebywałą trafnością, jak i umiejętność trafiania w siadające muchy w trakcie jedzenia. To było obrzydliwe, bo ten nóż dalej służył do jedzenia. No, ale jak w poprzedniej wypowiedzi dodam coś pozytywnego. Bitwa pod Rynarzewem, niesamowicie krwawa. Miejscem akcji był rynek miasteczka. Działo niemieckie chronione ciężkim karabinem maszynowym w domu za plecami Niemców broniło podejścia. Nasi podkradli się cichcem i wyskoczyli znienacka z ulicy obok, po czym ustawili się ze swoim już załadowanym działem jakieś trzydzieści metrów na wprost Niemców. Wszystko nieomal w panice w i ułamkach sekund. Wiedzieli, że pierwszy strzał należy do nich. Wystrzelili. Pocisk przeleciał między prawym bokiem, a ramieniem pradziadka urywając nieco mięśni z ramienia. No, ale jak opowiadał, drugi strzał należał do nas. Działo niemieckie trafione. Trzeci strzał również należał do nas, bo karabin maszynowy siekł po dziale, za którym chronili się powstańcy wielkopolscy. Nasi wystrzelili. Niemcy wysypali się w górę z domu niczym rozłożony wachlarz. Chwilę później nasze chłopaki zdobywali pociąg pancerny. Niestety, tym razem Niemcy trafili. Utrata działa i druga rana pradziadka. Nie wiem, skąd w ludziach była taka zimna krew. Tak to napisałem ku pamięci, bo to byli skromni ludzie i jakoś bez przymusu nie lubili się tym chwalić. Troszkę jeszcze tych opowieści w pamięci zastało. Pozdrawiam.
Dla mnie najbardziej przejmująca scena to ta z początku filmu, gdy ściągają mundury poległych żołnierzy, wrzucają do wagonów, następnie myją, ktoś zszywa ubytki i wręcza się je nowym kadetom na front...Dla mnie film petarda,oglądało mi się tak dobrze jak "Szeregowca Rayana"
Przeczytałem książkę, ale niespójności mi nie przeszkadzają. Film podobnie do książki pokazuje brutalność, brud i śmierć. Szczegółowo, bez owijania w bawełnę. Nie jest to przedstawienie książki, ale i tak reprezentuje sobą godny poziom. Solidny film, super zrealizowany. Nic dodać, nic ująć.
Wg mnie bezpośrednie pokazanie wygód generałów bardzo dobrze pasowało, gdyż głośne, chaotyczne, niepewne i przerażające kadry z okopów były przerywane cichymi, spokojnymi i właściwie beztroskimi kadrami, np ze śniadania sztabu, co było świetnie zbalansowane i wyczute, powodując u mnie, czasami nawet, szok
Obejrzałem film wczoraj i rzeczywiście, wbił mnie w fotel. Naturalizm wojny, dbałość o scenografię, świetne kadry. Dla zainteresowanych polecam dokumentalną serię Apokalipsa: I wojna światowa. Ten sam brutalny, bezwzględny i bezsensowny obraz wojny ukazany nagraniami archiwalnymi.
@@fiuttello To nie pseudointelektualna pogadanka w stylu "Cienkiej..." Malicka o tym jaka to wojna jest zła. Film w sposób surowy i najwierniejszy jaki widziałem oddaje realia wojny. I tylko i aż o to chodziło. Nawet "Szeregowiec..." wysiada bo za dużo tam patosu i amerykańskiego pitu pitu. Że niby w "Idź i patrz" są nakreślone postacie? Przecież tam prawie w ogóle nie ma dialogów. O tym dzieciaku i dziewczynie niewiele wiadomo. Sam film genialny (poza oczywiście indoktrynacją komunistycznej partyzantki)
@@trzcinanawietrze694 Film żeruje na świetnej książce. Netflikx wywalił do kosza istotę książki i tak jak Gebels w ekranizacji w 1930 wycięli kluczowe sceny. Brakowało by wprowadzili czarne wojownicze niemieckie kobiety, jako pozytywne postaci, w kontrze do białych tchórzliwych francuskich żołnierzy oderwanych od pługa.
miałam nie pisać komentarza, ale jak powiedziałeś o tej scenie z czołgami... ona była po prostu świetna! To był ten moment, w którym zastanawiasz się, co Ty byś zrobił w tej sytuacji, że wygląda to jak sprawa bez wyjścia. Bardzo dająca do myślenia scena i poruszająca serce oraz umysł. wow
Jestem świeżo po obejrzeniu i szczerze stwierdzam,że bardzo dobre opinie o tym filmie były prawdziwe. Świetne ujęcia,rewelacyjne wręcz miejsca i scenerie pasujące do aktualnej sceny,odgrywanie ról przez aktorów kończąc na muzyce filmowej godne obejrzenia. Wszystkim którzy nie widzieli serdecznie polecam sprawdzić tą produkcję.
Według mnie ten film to petarda, nie mam się do czego doczepić i co najważniejsze, nie oglądałem go na raty, a zdarza mi się to często oglądając gnioty z kilku ostatnich lat.
Panie Marcinie, dzięki za ten kanał. Zwiększyłem swoją świadomość i wrażliwość filmową dzięki Pana materiałom. Czuję, że dojrzałem jako widz i mogę cieszyć się tym medium jak sztuką. Super materiał i zgadzam się, film zrobił na mnie takie wrażenie, jakbym przeżył część tych wydarzeń razem z bohaterami. Niesamowita produkcja.
Świetny film. Już dawno który film tak mnie wbił w buty. Tym bardziej w świetle obecnej sytuacji na świecie. Książka była moim materiałem na prezentacji maturalnej.
Film świetny!!! Książka jeszcze lepsza :) Wyobrażam sobie ze film bez znajomości książki też by mi się bardzo podobał ale czuję że znajomość książki która świetnie opisuje wewnętrzną walkę bohatera i jego dylematy związane z wojna życiem dodały dodatkową gwiazdkę w odbiorze tego filmu. Bardzo polecam i film i książek.
Świetnym filmem jest Stalingrad 1993, pokazuje dramat wojny jak powyższy film. Pokazuje perspektywę Niemiecką, czego mało który film robi. Skupia się bardzo na rannych, szpitalach polowych, na tym, że żołnierz nie umiera od razu po strzale, może leżeć równie dobrze godziny, umierając z bólu. W dodatku film rozgrywa się w czasie bitwy pod Stalingradem i obejmuje czas od sierpnia do lutego 1943, co znowu pokazuje cierpienia żołnierzy związane z zimnem, a jak wiadomo, Niemcy jeszcze w Stalingradzie, nie otrzymali wystarczającą ilość wyposażenia zimowego i duża część żołnierzy armii 6 przebywała w Stalingradzie w bluzach letnich, bynajmniej została z nimi pozostawiona i przez to wielu było zmuszonych do użycia ubrań cywilnych. I nie jest to film wybielający Niemców, film pokazuje Niemców jak ludzi, od ludzkiej strony, w filmie są ukazane różne zbrodnie wojenne dokonywane przez Wehrmacht.
Dla mnie w pewnym momencie osaczenie tych chłopaków w okopach całą tą brutalnością z którą musieli mierzyć się sami było tak duże, że liczyłem na przerzut sceny do delegacji proszącej Entantę o pokój albo chociaż do sztabu armii byle wyrwać się z okopów, byle chwilę odetchnąć. Nie czułem tego przy żadnym filmie wojennym. Historię Dunkierki znamy - chaos ewakuacji brytyjskiego korpusu ekspedycjnego, 1917 to właściwie bajka opowiedziana w realiach I wojny z przerysowanymi na potrzeby filmu scenami katowania głównego bohatera. Tu natomiast dostaje się w mordę najbardziej brutalną rzeczywistością chłopaków z okopów traktowanych jak element barykdy do utrzymania lub przełamnia frontu na dosłownie metry zdobytej i traconej ziemi.
Brutalność Jak brutalność ale jeśli film nie jest oparty na faktach to przydałoby się szczęśliwe zakończenie albo chociaż morał jakoś spiąć to logicznie początek i koniec pokazali brutalność wojny ale o tym każdy normalny człowiek wie
1917 to trauma wojenna a "Na Zachodzie..." proza życia. Nic nowego film nie pokazuje, jest dobry dla tych, którzy dopiero wchodzą w dorosłe życie. Przerysowany, dosłownie, to jest Na Zachodzie. Chyba odwróciłeś pojęcia. W 1917 bardzo dobitnie widać wycieńczenie żołnierza, jego rozpacz a w "Na Zachodzie.." widać tylko krzywdę fizyczną. Idź popracować fizycznie to doznasz takich samych doświadczeń.
Książka jest świetna i też (wg mnie) jej rolą było pokazanie brutalności i momentami bezsensowności wojny. Jeśli więc film jest taki, jak mówisz, to znaczy że twórcom poszło bardzo dobrze🙂
Film jest świetny, ale nie jest wierną adaptacją książki. Z książki jest w sumie zaczerpnięty tylko główny motyw. Ma to też ten plus, że ci, którzy oglądali wcześniejsze wersje "Na Zachodzie bez zmian" nie będą mieć wrażenia, że widzą znów dokładnie to samo.
Wojna to zarobek dla korporacji i dla polityków. Ludzie giną po to aby ktoś zarobił kasę. Im więcej trupów tym większa kasa dla korporacji. Na koniec generał, polityk dostaje nagrodę w postaci kasy.
@@LamusWhiteALM zostala użyta muzyka, która miała nadać powagi całej tej sytuacji, wcześniejszą muzyka taka smutna, lekka zostala zastąpiona bardziej energiczna z wyrazem sytuacji w której się znaleźli
@@SHOTCENTER no tak tylko że pasowała bardziej do jakiegoś filmu sci fi a niżeli do I wojny światowej. Do tego trzeba dodać montaż który był na prawdę dziwny jakieś randomowe ujęcia nie pasujące do niczego tylko wytrącające z uwagi
Tak, zgadzam się. "Na zachodzie bez zmian" nadal uważam, za dobry film antywojenny, ale chyba żadna produkcja wojenna czy to film czy serial tak nie zarył mi głowy jak "Idź i patrz". Po obejrzeniu jeszcze wiele dni mi siedział pod czaszką.
Komentuje przed obejrzeniem materiału, nienwiem czy jest najlepszy na świecie ale na mnie zrobił takie wrażenie ze już po obejrzeniu wiedizlem ze do niego wrócę! Wieczorkiem wracam do materiału !
Czekałem na ten film i nie zawiodłem się. Jeśli o mnie chodzi, w kwestii czasu trwania filmu, to był on tak dobry, że żal mi było, że nie jest jeszcze dłuższy.
Sam film moim zdaniem zasługuje na 5/10 ale warstwa wizualna 10/10. Poprzednie adaptacje są dużo lepsze jako filmy i moim zdaniem dużo lepiej przekazują to co chcą powiedzieć.
@@ravpolska4944 Wersja z 1979 toku też nie jest bez skaz. -Scena pod koniec filmu - 3 francuzów jeden z miotaczem ognia (tu już jest błąd bo operator miotacza był 1 - a nie osobny do plecaka i osobny do lancy) obaj operatorzy giną ewidentnie od 1 strzału -Atak francuzów na niemieckie okopy,gdzieś ok 56min - francuz ginie od ciosu bagnetem choć ewidentnie bagnet go nie przebił tylko ,,poślizgnął się po mundurze" -w jednej scenie są pokazane ciężarówki,które zaczęły być produkowane dopiero w latach 30 XXwieku -w jednej ze scen gdy Paul wraca do domu widać że jego siostra ma szelki od nowoczesnego stanika - raczej marne szanse by w tamtych czasach kobiety nosiły ten typ ubioru I pewnie można by było jeszcze kilka innych błędów znaleźć ale aż tak na siłe się nie doszukiwałem.
W 1917 kamera robila niesamowite ujecia, natomiast ten film jest leprzy w calym zapieciu, swojej konstrukcji, nikt nie odda ducha niemieckiego szlifu jak niemieccy scenografowie, konsultanci, klimat historyczny filmu pasuje do filmu, mimo paru max naduzyc... iskra do podpisania zawieszenia broni byla rewolucja na tylach, glod, ale nie brak dyscypliny w jednostkach frontu zachodniego. polecam
tak się składa że oglądałem film akurat dzisiaj i zły nie jest! Fajnie się ogląda, a to że wiadomo że powtarza się schemat tego typu filmu to norma. Lecz sam film jest naprawdę spoko
Szanowny panie. W 9:28 wychodzi pana znajomość tematu. Ja nie mam nic do tego filmu, pańska pasja może być nawet zaraźliwa ale ten film nie może, lub nie powinien nazywać się NA zachodzie bez zmian. Książka o tym tytule napisana przez Ericha Marię Remarqua to klasyka klasyk. Jedna z pierwszych książek zakazanych w III Rzeszy a następnie spalonych. Sfilmowano ją dwa razy. Najpierw przed wojną a następnie w 1979 roku. To wersje kanoniczne. Szczególnie ta późniejsza z Ernestem Borgnine jako Katem. Ten film, z roku 2022 poza tytułem i nazwiskami bohaterów w żaden sposób nie można połączyć z powieścią. Zachęcam pana do lektury i weryfikacji swojej wiedzy. Film sprawny z efektami specjalnymi mi to wszystko. Mimo wszystko pozdrawiam. Właściwie nie wiem za co.
A ja będę w opozycji. Jestem filmem ZAWIEDZIONY i ZDEGUSTOWANY. Zanim jednak ktoś zdefekuje w odpowiedzi na ten komentarz polecam przeczytać do końca 😉 Film zatytułowano „Na zachodzie bez zmian” co sugerowałoby, że jest ekranizacją książki pod tym samym tytułem. Książki niezwykle ważnej i niezwykle dobrej. Napisanej przez weterana tejże wojny, który ukazuje w niej głównie własne doświadczenia i refleksje. Niestety film nijak ma się do książki. Jest marnym naśladownictwem, wypaczonym i spłyconym.Twórcy próbowali dodać coś od siebie i z książki która na prawdę uwalniała w odbiorcy strumień refleksji zrobiono szopkę. Choćby postacie głównych bohaterów. Zrobiono z nich głupio szczerzących się idiotów, którym we łbach tylko baby. Tymczasem w książce byli to intelektualiści i na tym opierało się to wszystko. Ludzie z marzeniami, perspektywami, właśnie skończyli liceum, mieli iść na studia. Jeden chciał być filozofem, inny lekarzem, jeszcze inny inżynierem, któryś nawet księdzem. Wyrośli w ideałach i sielance a tu nagle trafiają do błotnistego piekła, gdzie wszystko co znali do tej pory, cały ten świat po prostu nie istnieje, są odzierani z całego człowieczeństwa. Jest wojna i o ile z początku jeszcze wierzą, że walczą z jakimiś barbarzyńcami o tyle potem przekonują się, że po drugiej stronie też są tacy sami, zagubieni młodzi ludzie, którzy jeszcze przed chwilą mieli marzenia, chcieli zostać kompozytorami, nauczycielami, artystami a teraz muszą się zabijać w imię czegoś, co trudno określić. Czy film oddaje dobrze okrucieństwo wojny? NIE, obejrzyjcie sobie choćby Pacyfik… Sorry, rozjechanie człowieka czołgiem, ociekające wręcz CGI nie robi na mnie wrażenia. To tylko i wyłącznie pokazanie krwi i flaków robiące wrażenie na widzu o niskich wymaganiach. Twórcy chyba wyszli z założenia „dajmy gawiedzi krew i przemoc, to się dobrze sprzedaje. Dużo krwi ale jest droga więc zrobimy w komputerze, nie zauważą”. Włączcie sobie serial HBO „Pacyfik”. Oprócz dużo lepiej pokazanej „krwi i flaków” mamy tam też takie sceny jak na przykład moment gdzie marines muszą zabić własnego kolegę gołymi rękami, bo wpadł w panikę i wrzaskiem zdradzał ich pozycje a uspokoić się go nie dało. Stanęli przed dylematem - on albo my wszyscy. TO jest okrucieństwo wojny i TO są prawdziwe problemy z jakimi mierzą się żołnierze. Walka z samym przeciwnikiem to nic, on z założenia jest zły. A tu musisz podnieść rękę na człowieka, który jeszcze przed chwilą był Twoim bratem… Czy film jest realistyczny? No ni chu… Ani wojskowo, ani medycznie ani nawet fizycznie… sorry. O sposobach w jaki umierają ludzie nawet mówić nie będę bo to chyba oczywiste, że nikt nie pada bezwładny po otrzymaniu jednej kuli w korpus. Jestem medykiem, widziałem jak wyglądają rany i jak się umiera ale to bolączka całego kina, gdzie po jednym strzale natychmiastowy zgon a jakieś wykrwawianie się, cierpienie i tak dalej to niezbyt się pokazuje. A jak ktoś chce zobaczyć to polecam filmiki z Ukrainy. Lepszego źródła wiedzy jak wygląda śmierć na polu bitwy i ile kul potrzeba by człowieka faktycznie zabić, nie znajdziecie. Dajmy więc inny przykład - postrzał w hełm z amunicji karabinowej, pełnoenergetycznej. Ten człowiek nie miał prawa tego przeżyć nawet przy rykoszecie bo ENERGIA zniszczyłaby odcinek szyjny kręgosłupa. Poszukajcie sobie w źródłach historycznych jak Niemcy w I wś zaczęli montować na hełmy dodatkowe osłony i bardzo szybko się okazało, że to nie ma żadnego sensu bo choć kulę zatrzymywało to energia niemal urywała głowę. Tak samo artyleria wybuchająca pod samymi nogami bohaterów i nie czyniàca im żadnej krzywdy w przeciwieństwie do tuzina postaci obok XD Oczywiście to tylko kilka przykładów braku realizmu, tak na szybko. Jest ich DUŻO WIĘCEJ ale brak tu miejsca a 99% z Was i tak nie doczyta moich wypocin do końca XD Wspomnę tylko jeszcze jeden, który mnie przyprawił o wybuch śmiechu - syn farmera w lesie na koniec. To już było absurdalne. Jedyne co film oddał dobrze i trzeba mu to przyznać to ten rozdźwięk między zwykłym żołnierzem gnijącym w okopie a generałami, politykami i innymi faktycznie za tą wojnę odpowiedzialnymi. Pokazanie tego jest rzeczywiście mistrzowskie i nawet lepsze niż w książce. To trzeba przyznać bez pitolenia. Generałowie i politycy których zmartwieniem są nieświeże rogaliki bądź kwaśne wino a ich chore ambicje prowadzą do śmierci tysięcy ludzi, którzy nigdy na prawdę nie chcieli tu być. Ten element rzeczywiście został ukazany wręcz wybitnie i należy to docenić. Nie przypominam sobie innego filmu tak dobrze ukazującego problem. Z plusów wypadałoby jeszcze zauważyć, że wreszcie jest film, gdzie postacie są brudne jak świnia i nie w make-upie tylko faktycznie w błocie i krwi a aktorzy co chwila są w tym wszystkim taplani po uszy. To im wyszło dobrze i to też trzeba docenić. Za zwyczaj mieliśmy postacie lekko przykurzone lub pomalowane farbką po twarzy, tu mamy rzeczywiście błoto tak grube, że aż się kruszy i odpada. Tak samo kwestia muzyki. Rzeczywiście ciekawy pomysł, bardzo fajnie wyszło i za to też mają plusa. Bardzo mi się podobało. Podsumowując więc całokształt powiem tak: Odnoszę wrażenie, że ktoś przeczytał książkę ale jej nie zrozumiał. Postanowił więc dodać tej „głębi” od siebie i w efekcie dostaliśmy coś co bardzo chciałoby być genialne ale nie wyszło. Pod kątem filozoficzno - psychologicznym nie dorasta książce do pięt. W kwestii pokazania okrucieństwa i brutalności wojny też nie jest niczym niesamowitym. „Pacyfik” zrobił to dużo lepiej, „Szeregowiec Ryan” tak samo. Nawet „Furia” która z realizmem rozminęła się bardzo mocno, samo okrucieństwo oddaje bardzo dobrze. Patrząc zaś na fabułę i ogólny zamysł to chyba było tak, że ktoś zainspirowany książką napisał historię o dysonansie między żołnierzem w okopie a faktycznie za nią odpowiedzialnymi politykami a potem postanowił mocno na siłę dokleić niektóre elementy z książki. SZKODA Gdyby nie owo usilne doklejanie film był by dużo lepszy. Żałuję, że twórcy nie pozostali przy realizacji własnej historii bo ten wątek można było jeszcze pogłębić i to na prawdę byłoby świetne. Niestety spróbowali zjeść ciastko i mieć ciastko w efekcie czego powstał film nie będący ani ekranizacją dobrą książki, ani dobrą historią o generałach i żołnierzach. SZKODA bo potencjał był. Zainteresowanych odsyłam do starej ekranizacji z roku 1979. Metraż w zasadzie ten sam a esencję książki zawarto, postacie zarysowano wyraźnie, historia jest kompletna. Jasne, efekty specjalne pozostawiają wiele do życzenia i ma to typową manierę filmów lat 70-tych. Jest tylko jedno „ale” i to zasadnicze. NIE PRÓBOWANO POPRAWIAĆ KSIĄŻKI. I to czyni film dużo lepszym. Pomyślcie sobie co by im wyszło gdyby kręcąc mieli współczesne środki i możliwości. Finalnie można by więc rzec, że pomimo starań twórców najlepsze historie pisze życie i najbardziej wartościowe są te dzieła, które nie zmyślają, nie dodają nic od siebie a maksymalnie wiernie trzymają faktów. W mojej opinii najlepszym ukazaniem wojny w całej historii kina są seriale „Kompania Braci” oraz „Pacyfik”. Czemu? Bo są po prostu maksymalnie wiernie opowiedzianymi prawdziwymi historiami. Wiernymi do tego stopnia, że konsultowanymi z faktycznymi uczestnikami pokazanych wydarzeń.
chłopie uwielbiam twoją pracę /... mega merytorycznie w przekładzie dla zwykłego kowalskiego ... wiele rzeczy przegapiłem , słuchając twoich nagrań czasami mam pozytywne "wow" !:)
Czekałem na twoją recenzje i odrazu wiedziałem, że taka właśnie będzie, że co jak co ale ten film z pewnością ci się spodoba. Film, w którym zależy nam na bohaterach, wywołujący emocje, że nam zależy itd. I serio nie słyszałeś o tej produkcji wcześniej? Kurcze o niej się mówiło, że kandydat do Oskara itd. aż dziw, że ci to umknęło.
Większość znajomych (i nie tylko) rozpływa się nad netflixowską wersją „Na zachodzie bez zmian”. Pozwolę sobie zatem na kilka uwag z mojej strony, gdyż albo oglądałem inny film, albo po prostu „ja to już wszystko widziałem”. Zacznę od plusów. Film jest naprawdę dobrze nakręcony. Zarówno pod względem operatorskim, jak i reżyserskim. Scenografia w większości też się broni, kostiumy, o ile znam się na Wielkiej Wojnie, także nie pozostawiają wiele do zarzucenia. Ciekawym zabiegiem jest motyw muzyczny, który, mimo, że jest go mało, pozostaje w pamięci. I to niestety tyle z plusów. Jak na ekranizację książki, to jest słabo, żeby nie powiedzieć źle. Pomijam zmiany w fabule, bo to najmniejszy problem. Zabrakło tu pewnej lekkości podania, jaka u Remarque’a jest oczywista. Tej dawki humoru, która okraszała okopowe życie żołnierzy. Dialogów, które w filmie brzmią sztucznie i zupełnie nie pozwalają się zżyć z bohaterami. Aktorstwo ogólnie nie jest tu na wysokim poziomie, ale to się da przeżyć. Ale wygłaszania tekstów już nie bardzo… Film został zmontowany tak, jakby twórcy nakręcili pięć razy więcej materiału, a potem montowali na chybił trafił co im wpadnie w ręce. Całość niby opowiada jedną historię, ale na całe 18 miesięcy na froncie, widz widzi zaledwie trzy bitwy. Reszta, to mocno oderwane sceny kiedy żołnierze swobodnie łażą po okolicy, nie muszą wykonywać żadnych obowiązków (poza obieraniem ziemniaków) a jeden koleś idzie sobie na panienki, wraca w środku nocy i nie niepokojony przez nikogo włazi na pryczę. Trochę tego nie kupuję… Oglądając dokument Petera Jacksona, widziałem zwały rozkładających się trupów, setki szczurów i ogólnie smród, brud i ubóstwo. Tu tego nie czuję. Owszem. Bohaterowie są brudni, w okopach jest błoto ale to tyle. W czasie bitew, gdy żołnierze wychodzą z okopów, powinno być widać setki rozkładających się ciał. Tu, tylko raz główny bohater chowa się za truchłem konia. Szczury, tak powszechne w opowieściach z I Wojny, pojawiają się raz. W okopie zajętym przez Francuzów. Tyle. Jest głód. To pokazano. Ale już chorób i (za przeproszeniem) sraczki, nie ma. A to też codzienność w okopach. Ten słynny już atak francuskich czołgów, tak przez wielu wychwalany, nie zrobił na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Zwłaszcza, że akcja dzieje się w roku 1918, gdzie czołg może nie był czymś zupełnie powszechnym, ale znanym. Istniały już specjalne jednostki do walki z tą bronią. Tu wyglądało na to, że po 18 miesiącach na froncie, większość bohaterów widzi je pierwszy raz. Pomijam już sceny wyjeżdżania czołgiem z okopu, bo to wizja reżysera i nie ma co psów wieszać, ale piechota idąca kilkadziesiąt metrów za czołgami, to już curiosum… Świetny skądinąd pomysł na scenę z miotaczami ognia został zaprzepaszczony fatalnym CGI… Cieszę się, że pokazano całą scenę negocjacji w salonce marszałka Focha. To akurat było dobre. Tylko znów, dobór aktorów… Matthias Erzberger, mający w 1918 roku 43 lata i dorosłego syna, tu wyglądał na 10 lat przynajmniej młodszego. Ferdinand Foch, mimo swoich 67 lat, był całkiem dziarskim człowiekiem. Tu wyglądał jak zgrzybiały dziadek. Mocno ograniczono rolę aliantów, w tym Wemyss’a, który także odegrał znaczącą rolę w ustanowieniu warunków. Najlepiej z tego wszystkiego wypada ostatnia bitwa, gdzie faktycznie widać ilość ludzi biorących w niej udział. Ale znów. Gdzie broń maszynowa? Czemu po serii z CKMu żołnierze padają w bardzo dziwnie rozrzuconych punktach? Ja wiem, że tak w książce było, jednak scena z francuzem w leju po bombie to już taka kalka, że mogli by ją sobie darować, lub jakoś przerobić. Ja rozumiem, że ciężko jest wymyśleć coś nowego w filmie wojennym, ale mimo wszystko widzieliśmy to już tyle razy, że aż się chciało jęknąć „znowu”? Podsumowując. Film obejrzałem, wracać raczej do niego nie będę. To nie „Kompania Braci” czy „Szeregowiec Ryan”. Twórcy chcieli pokazać grozę wojny, ale według mnie, trochę się to nie udało. Zabrakło sporo. Nakręcono plastycznie świetny film (od razu zaznaczam, że jak dla mnie zdecydowanie lepszy od „1917”) ale nadal to nie to. Wizja tej samej historii z poprzednich ekranizacji była mi zdecydowanie bliższa, choć na pewno gorsza technicznie. Ale to nie jest S/F, gdzie gramy na efekty. A te, przysłoniły sens tej ponadczasowej powieści.
Czepiasz sie. Swietny film. Nie jakies hollywoodzkie "U nas w Kansas". Wojna pokazana w sposob surowy i taka wlasnie jest. Nie ma miejsca na pierdu pierdu.
Zgadzam się, oglądając miałem wrażenie oglądania na szybko zmontowanych losowych scen batalistycznych , i w ogóle nie czułem przywiązania do Bohaterów. Podobała mi się jednak scena ataku czołgów i motyw muzyczny , ale całość wciąż pozostawia wiele do życzenia i jako adaptacja w mojej opinii słabo się broni. Plus za całkiem dobre pokazanie realiów 1 wojny światowej ale osobiście uważam że wersja z 1979 jest o wiele lepsza
Super recenzja Hubert. Dałem filmowi surową ocenę 4/10, ale zastanawiałem się co mnie tak bardzo drażni - Ty za to dobrze to opisałeś. Z sentymentem wspominam poprzednią wersję Na zachodzie bez zmian z 1979. Mógłbyś wstawić swoje przemyślenia na filmweba)
To już 3 edycja tego filmu i film z 79r jak dla mnie najlepszy pomijając dzisiejsze efekty, ps. Odnośnie wojny dziś też są władcy, prezydenci chadzący w papciach a na froncie giną ludzie, czekam aż ludzkość dorośnie i będzie wysyłać władców tego świata na śmierć, z własnymi znajomymi i rodzinami i będą walczyć zamknięci w halach a ludzkość będzie ich obserwować, bo politycy wywołują wojny na których są ludzkie tragedię.
Nie oglądałem 2 poprzednich, ale widać, że to przystępny temat, każdy z filmów był nagradzany i ten też pewnie będzie, więc to bardzo dobry odgrzewany kotlet.
Dawno nie widziałem tak dobrego filmu wojennego. Dbałość o szczegóły, brutalność okopowego życia, odczłowieczanie żołnierzy itd. Dunkierka oraz 1917 są świetnymi filmami, chociaż dla mnie film wojenny to ma być.. Cóż.. Film wojenny. Ma być rzeź, krew, trupy, krzyki, wybuchy i wszechogarniający chaos. Najnowszy Na Zachodzie bez zmian doskonale, wręcz idealnie, wpasowuje się w tę formułę. Coś wspaniałego! O ile można nazywać wspaniałym obraz wojny...
Uuuu Panie! Jak chcesz recenzję, to zobacz materiał z kanału Listek Elf. Marcin może zna się na kwestiach technicznych. Ale to co istotne opowiedział Listek. Chapeau bas!!!
Film wbija się w mózg dosłownie i w przenośni. Zastanawiałam się jak potoczyłoby się życie głównego bohatera po wojnie? Nie chcę tu spojlerować, natomiast po tym seansie nie dziwi mnie wcale z czym zmagali się powojenni weterani. Nawet jeśli jakimś cudem fizycznie wyszedłby bez szwanku to psychika na zawsze okaleczona...
Dawno nie widziałem tak dobrego filmu wojennego! Można poczuć te okrucieństwo wojny aż do szpiku kości. Ja się na koniec poryczałem jak dziecko. Zwiazalem się z głównym bohaterem jak z bratem. Tęsknię za nim...
Ostatni film wojenny tak dobry jaki widziałem , choć 1917 też był niezły, to Das Boot. Wstrząsające przeżycie. Dla mnie jeśli nie genialny to na pewno świetny film, może nie wybitny, ale taki Szeregowiec Ryan to przy tym bajka dla dzieci, to mówi samo za siebie. Prosta fabuła i zero fałszu, tym stoi ten film, bez niepotrzebnych fajerwerków. Polecam ;)))
Z dobrych filmów wojennych które wzięły z zaskoczenia na netflixie to jeszcze "Mosul". Prosta historia która wzięła z zaskoczenia pare razy, bardzo dobra scenografia i klimat oraz dobór aktorów
Daleko temu filmowi do "Gallipoli", a ten film uważam za arcydzieło zobrazowania I wojny. Mamy tam świetną ekspozycję postaci, ukazane motywacje i tło historyczne, a film tra tylko 107 minut. Peter Weir mógłby udzielić dobrych lekcji reżyserowi i scenarzystom "Na zachodzie bez zmian".
No raczej logiczne, że mocniejszy odbiór będzie miał film dokumentalny z archiwalnymi nagraniami. To tak samo jakbyś porównał Miasto 44 do Powstanie Warszawskie.
Groza wojny prawie jak w amerykańskim filmie, niby jest, ale z butów nie wyrywa... Jest tam za to jeden ciekawy element, który prowadzi do zastanawiających wniosków. Wydźwięk filmu jest taki, że wojnę zaczynają i prowadzą tylko źli bogaci ludzie u władzy. W filmie tym człowiekiem jest generał - dowódca odcinka frontu - dziwnie podobny do Ericha Ludendorfa, przyszłego działacza NSDAP, który w filmie bardzo nie lubi "socjaldemokratów" chcących zakończyć wojnę na niekorzystnych dla Niemiec warunkach. Historyczny Ludendorf pod koniec wojny też miał taki pogląd i został zresztą zdymisjonowany przed zakończeniem samej wojny. Niemniej, film pokazuje wojska które wykrwawiają się w bezsensownych atakach za nic, albo czekają w okopach na kolejny atak, a jedynymi którzy do wojny doprowadzili - z im tylko znanych powodów - są ci bogaci i wpływowi. Tak czy inaczej żołnierze są tu przedstawieni jako bezwolne jednostki, które nie mają swojego zdania, są naiwni i robią dokładnie to co im się każe, zatem umierają nie wiadomo po co. Tylko, że takie postawienie sprawy prowadzi do niezbyt przyjemnego wyniku - tych bezwolnych ludzi, którzy tak bardzo nie potrafią sami o siebie zadbać, lepiej zagonić do jakiejś ideowej "zagrody" dla ich własnego bezpieczeństwa, żeby sami sobie nie zrobili krzywdy. W ten sposób zataczamy koło zgodne ze współczesnymi standardami traktowania ludzi we wszelkich "systemach bezpieczeństwa" - jesteś idiotą bez żadnego życiowego doświadczenia i na pewno zrobisz sobie krzywdę, więc nie zadawaj pytań, tylko wykonuj polecenia wymyślone przez "ekspertów". Zatem ten film to nie ekranizacja książki, tylko kolejne widowisko za którym stoi płytka fabuła i żaden morał, a przemyślenie go prowadzi w dość ponurą uliczkę ze świata fantazji. Fantazji głupiej, wyjętej wprost z telewizora, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację nie tylko na dzikich polach. To tylko slogan, że ludzie nie chcą wojen. Nie chcą wojen tylko ci, którzy żyją w dobrobycie, albo dobrobyt aktywnie budują i boją się ten dobrobyt stracić. Władze państw są tam gdzie są tylko dlatego, że ludność danego kraju nie chce zmian, albo jest im to obojętne. Historia zna rewolucje i zamachy stanu (także podczas wojny) wymierzone wprost w rządzących którzy zapomnieli skąd wzięła się ich pozycja. Poza tym wszystkim ten film to takie puszczenie oka do widza: Niemcy niewinni, bo wykonywali tylko rozkazy.
Wg mnie dużo, dużo lepsza jest wcześniejsza adaptacja książki z 1979 roku. Tam reżyser skupił się na historii paczki kolegów z tej samej klasy ginących jeden po drugim w różnych okolicznościach a także na chronologii wydarzeń od klasy, zaciągu, kamaszy po przyjazd na front. Dodatkowo smaczki historyczne jak umundurowanie gdzie chłopaki wychodzą z koszar w pickelhaube a kończą w stahlhelm m16. Produkcja netflix broni się za frontowymi negocjacjami o zakończenie tej rzezi. Szkoda, bo przy dzisiejszej technice obróbki i efektów gdyby podążali scenariuszem z 79' mogliby zrobić monumentalne dzieło o I WŚ.
"Na zachodzie bez zmian" to klasyka z bardzo długą tradycja i aż trochę wstyd, że ktoś o tej powieści nie słyszał i go teraz zaskakuje wymowa i charakter filmu. Na jedno tylko należy zwrócić uwagę: wojna, jaką opisuje ta opowieść, NIE JEST typowa. Bo w większości wojen co najmniej jedna strona walczy z przekonaniem o swej racji - bo tę rację ma, broni swej ojczyzny, wojuje w słusznej sprawie i choć to nie zmienia koszmaru frontu w jakąś radosną przygodę, to jednak buduje całkiem inne postawy ludzi. Oni wiedzą, za co się biją, dla nich to MA sens. Pierwsza wojna nie miała go dla większości uczestników - wybuchła trochę przez przypadek a trochę z głupich egoizmów prawie wszystkich wielkich graczy, którym, tak po prawdzie, należała się ta krwawa rzeźnia, bo bynajmniej aniołkami nie byli. Tłukli się bowiem, jako siły wiodące, sami imperialiści i kolonialiści, nieprzyzwoicie juz wówczas bogaci i żądni jeszcze większego bogactwa. Bywali i tacy mali niewinni gracze jak Serbia - ale to był margines. Tych biednych żołnierzy na front posłali cyniczni przywódcy imperialistycznych państw, które bynajmniej nie musiały jakiejkolwiek wojny wywoływać, bo do szczęścia niczego im nie brakowało. No i ten szczególny moment historii wojskowości - totalnej przewagi obrony nad atakiem, który sprawiał, że jeden gość z maximem, schowany w okopie, był w stanie wystrzelać pułk nacierającej piechoty, więc bitwy miały charakter bardziej rzezi, jakiegoś masowego ubijania bydła w ubojni, a nie znanych z epok wcześniejszych i późniejszych bitew, w których jednak taktyka, wyszkolenie, postawy żołnierzy i dowódców o czymś przesądzały, dawały większe szanse przeżycia. I dlatego taki "Szeregowiec Ryan" zawsze będzie filmem lepszym, bo tam bohaterowie, też wojna znużeni, walczą o coś większego, szlachetniejszego, i są przez to sympatyczniejsi i bliżsi naszym sercom. No i nie są Niemcami :) A jak wiadomo, dobry Niemiec to...
Widziałem, bardzo dobry film. Ogolnie Szeregowiec Ryan z Hanksem tez zrobił na mnie ogromne wrażenie a także Furia z Pittem (szczególnie scena kiedy rekrut musiał odwalić jeńca). Niech ludzie widzą że wojna to nie battlefield czy cod i strzelanie jak do kaczek tylko cierpienie płacz i strach o wlasne zycie i uraz psychiczny.
Tak to bardzo dobre filmy ale jednak ten niepotrzebny patos czuć w nich było a zwłaszcza w furii w ostatniej scenie. Wg mnie to mogli sobie odpuścić ostatnią scenę i tylko film na tym by bardziej zyskał a tak mamy niepotrzebna mało realną scenę, przekreślającą to co było wcześniej ukazywane.
Furia to gniot szczególnie końcowa scena z czołgiem unieruchomionym na środku drogi. Cały niemiecki batalion podchodzi wręcz gęsiego pod lufy karabinów załogi Shermana. Jak dla mnie głupi
@@pieknamorda jasne, za to Twoi wybrańcy polityczni to święci i złotouści. Mówią tylko prawdę, całą dobę i spełniają swoje obietnice przedwyborcze buahahaha
Jeżeli chodzi o porównanie film - książka. Do tej pory mam ambiwalentne uczucia po seansie filmu. Bo jako film - podobał mi się. Ale on nie powinien się tak nazywać. Z treści książki powybierano sobie niektóre sceny - gdyby film był sprzedawany pod innym tytułem domyśliłbym się, oczywiście, jaka była inspiracja, ale sam sens tego tytuły został kompletnie pominięty. Koniec końcu, sprawia to wrażenie, jakby do dobrego filmu autorzy na siłę dorzucili skojarzenie ze słynna książką, aby na siłę podnieść sprzedaż. Co budzi lekki niesmak - zwłaszcza że - jak mówiłem - film sam w sobie bardzo dobry.
Może to i lepiej, że pozmieniali, bo "Na Zachodzie bez zmian" było już adaptowane dwa razy i trochę bez sensu byłoby je adaptować scena w scenę tak jak poprzednie filmy.
@@dariuszgaat5771 Skoro nie było sensu tego robi to może niepotrzebnie próbowali. Ale nie to jest sednem problemu, tylko fakt, że reklamują swój film powołując się na książkę z którą nie ma za wiele wspólnego. Czy ktoś kto nie czytał książki może mi powiedzieć - co w ogóle oznacza jego tytuł? Dlaczego film nazwano właśnie w ten sposób?
@@Baaarteek9 Można do tego też podejść inaczej, niż jak do reklamowania się. Ile razy wystawiano i adaptowano Romeo i Julię? Tekst Remarque'a jest po prostu świetny i inspiruje kolejne pokolenia filmowców. Po co silić na udawanie, że to nie ten tekst jest bazą dla filmu, jeśli jest? :)
@@Baaarteek9 bo opiera się w dość oczywisty sposób na powieści E.M. R. Nie jest to jakaś nowość, wiele hitów kinowych opierało się na jakiejś powieści i miało identyczny tytuł, choć fabuła była adaptacją.
Pomysł na film zdawał mi się na początku z goła podobny jak w filmie "Idź i patrz" gdzie młody chłopak, pomimo protestów matki, chciał dołączyć do partyzantów. Początkowo szczęśliwy, zapatrzony przed siebie, zachwycony i uśmiechnięty. Lecz w końcowej fazie filmu jego twarz już nie oddaje tego początkowego entuzjazmu. Wygląda na starszą, zniszczoną, przerażoną tym co zobaczyła i jak straszny świat ją otacza.
Niestety obejrzałem ten film z tatą. Kiedy chciałem nacieszyć się tym co widzę na ekranie, słyszałem tylko "kurwa, wycięli Himilstrosa", "Do dupy, poprzedni dużo lepszy", "Jak to koniec wojny, Wilhelm nie przyjedzie wręczyć medali". Jebła idzie dostać...
Nie sądziłem że kiedykolwiek będę kibicował Niemcom i Kaczyńskiemu.😂😂 Film jak dla mnie pierwsza klasa. Zwłaszcza ukazanie reakcji głównego bohatera. Nie biegł na wroga z bohatersko wypietą piersią i uniesioną głową jak to maja w zwyczaju przedstawiać inne filmy tego rodzaju. Tutaj autentycznie jest strach, przerażenie i zmęczenie ciągłym wyczekiwamiem śmierci. Scena która najbardziej mnie uderzyła, to ta gdy umiera ten Francuz którego główny bohater zadźgał nożem. Niby epizodyczna postać w filmie, tak samo jak epizodyczna postać w wojnie. Ale patrząc na jego śmierć wyobrażałem sobie jego plany, nadzieje i marzenia. Jego wyczekującą żonę i córkę. Tak niewiele ukazane na ekranie a tak wiele za tym się kryło.
Bardzo dobry film. Śmieszą mnie zarzuty braku 100% spójności z książką, przecież zupełnie nie o to chodzi w ekranizacji literatury. Przesłanie dzieła jest ewidentnie mocno przekazane.
@@zbigniewsakowski994 Książkę czytalem kilka razy ale co to ma do rzeczy? Rozpatruję oba te dzieła osobno bo po co byłaby mi kalka powieści? Książka znakomita a film na jej podstawie bardzo dobry i nie widzę powodu do kruszenia kopii.
To są - słowami kolegi - "Dyrdymały o I wojnie" Żeby nie było - zaczyna się naprawdę bardzo dobrze, mocnym akcentem, to ściąganie odzieży z poległych, pranie, wszywanie łatek w miejsce przestrzelin, ze świetnie dobranym podkładem muzycznym, to naprawdę robi wrażenie i ma się nadzieje że będzie to naprawę dobry film. Niestety, nie jest. I nie wiem czy to jakaś nowa moda, że trzeba koniecznie zmienić linię czasową i timeline oryginału wyrzucić do śmietnika? Żeby było "oryginalnie" i "kreatywnie"? No niestety, panowie, tak to nie działa. W książce (i poprzednich, świetnych adaptacjach) bohaterowie zaciągają się do armii na początku wojny, i ma to sens, bo tak to wyglądało w 1914 r. Przeniesienie tego w rok 1917 jest po prostu śmieszne, to nie ten etap wojny, no i choćby to że jest normalny pobór młodszych roczników scena ta jest bez sensu. A entuzjazm 1914 dawno uleciał w niebyt. Co więcej, takie skrócenie akcji wpływa na odbiór - wcześniej mieliśmy szansę poznać wszystkich bohaterów, ich relacje, i to jak giną jeden po drugim na przestrzeni wojny robiło na nas wrażenie. Poznajemy naszych "uczniaków", poznajemy ich towarzyszy broni z różnych sfer, tych robotników z fabryk, rolników, rybaków, mamy konglomerat różnych osobowości. Tu nie ma nic. Śmierć kolegów Paula niespecjalnie nas przejmuje. O, jakieś okulary w błocie, yes, very sad, anyway... Albert, Haie, Fryderyk, Paul - nawet ich specjalnie nie zapamiętamy, o reszcie nawet trudno wspominać. Po prostu taka konstrukcja opowieści nie daje nam możliwości emocjonalnego związania się z postaciami. To samo jest z Kaczyńskim - tam był mentorem młokosów, tutaj jest kumplem od sracza i kradzenia gęsi. Znowu, to jest całkowicie inna relacja emocjonalna i znowu to co fajnie zgrało w poprzednich filmach, tutaj kuleje. Lub - jedna z ważniejszych scen książki i poprzednich filmu, w leju z umierającym francuzem, tutaj zupełnie nic w niej nie działa. Ale, dlaczego nie dane nam było poznać bardziej postaci które znamy z książki? Bowiem scenarzyści wymyślili sobie równoległą, całkowicie "od czapy" i nieistniejącą w książce historyjkę o podpisywaniu zawieszenia broni, która dzieje się niejako równolegle z właściwą akcją filmu. Po co, na co i dlaczego? Nie bardzo wiadomo, chyba tylko żeby pokazać jacy to ci Francuzi źli, bezduszni i okrutni, a marszałek Polski to w ogóle najgorszy. No jak na film z założenia antywojenny, to coś nie pykło, bo mamy tutaj podprogowy przekaz o Niemcach jako tych skrzywdzonych niesłusznie, z podtrzymaniem nazistowskiego mitu o "ciosie w plecy" [patrz też: scena śmierci głównego bohatera]. No ale, to niemiecki film i mamy rok 2022, więc się nie ma czemu dziwić. Film polega wręcz tragicznie wręcz na polu wizualnym. Tzn. niby to jak oni biegną i hurtowo giną w ogniu karabinów maszynowych wygląda niby dobrze, ale niestety nie. Raz, że już to samo mieliśmy we wcześniejszych filmach - tylko znowu - lepiej. Dwa - te sceny pasują do wcześniejszych lat wojny, a nie do 1918, gdzie już był inna taktyka. Nie pasuje tu nic, kolory, okopy, czołgi, regulaminy. Nikt, żadna ze stron nie używa np. ręcznych karabinów maszynowych - bo po co?. Film musiał trochę kosztować, to widać, to tak trudno było zatrudnić jakiegoś konsultanta za jakieś 5 tys. Euro? Za drogo? W rezultacie dostajemy ot taki wizualny obraz (z fajerwerkami) pt. "jak mały Hans sobie wyobraża I wojnę". Widz ma oglądać i się zachwycać, a nie zadawać pytania. Zakończenie to kuriozum zupełne (tak, oczywiście trzeba było zmienić zakończenie i wymowę filmu) - zawieszenie broni podpisane, ale jeszcze zostało czasu do godziny o której wejdzie w życie, więc niemiecki generał postanawia sobie rozegrać sparing z Francuzami z udziałem ostrej amunicji, i oczywiście żołnierze nie widzą w tym nic złego. No i walka trwa, mordują się czym popadnie, pardonu nikt nie daje, ale wybija godzina 11, gwizdek (tak, tak to wygląda, nie zmyślam), koniec walki, przestają strzelać i się zabijać, od teraz już wszyscy są kumplami i się kochają... Kur... tyna. I właśnie - jakie "bez zmain" - przecież właśnie się skończyła I wojna, więc to jest KOLOSALNA zmiana, no ale kto by tam się takimi "detalami" przejmował.
Nic dodać nic ująć. Oglądałem i dla mnie szmira ze zmarnowanym potencjałem. Skutecznie zniechęciły mnie do tego filmu ...czołgi. Zupełnie nie z epoki. Wtedy po raz pierwszy użyto Mark I a tu w filmie jakieś współczesne pojazdy. Zeby nie brnąć dalej w krytykę.. dla mnie szmira
@@kazaar35 Nie no dobra. Gdzie te współczesne pojazdy były w tym filmie? Mark I użyto już w 1916 roku, a akcja filmu ma miejsce w 1917/18 kiedy to już istniały Mark IV i V. No i Francuzi też mieli własne czołgi St. Chamond M16 i to właśnie ich repliki były w filmie.
@@Amrod97 nie chodziło mi o stricte współczesne pojazdy. Fakt nie doprecyzowałem. Na niektórych ujęciach widać podwozia współczesnych pojazdów lub wujowo zrobione animacje. Po prostu przypominają mi "tygrysy" z czterech pancernych zrobione z T34. Tak samo nieudolnie zrobione repliki. Ale to tylko moje subiektywne zdanie. Ogólnie film mnie nie ujął z tych powodów , które podał autor tego posta. Niema się nad czym rozrzewniać.
@@Amrod97 Tutaj nie chodzi nawet o to że zapomnieli o CGI prz podwoziach tych St. Chamondów, że to były wersję z 1916 czy nawet o to że im "zabrakło" ckm z tyłu. Rzecz w tym że w tym okresie już ich nie używano, a w I połowie 1918 wykorzystano je (ale do wsparcia wojsk amerykańskich) I zupełnie inaczej, jak działa szturmowe strzelające z dystansu, nawet się nie zbliżając do okopów. Tak że jak pisałem - ładnie to wygląda, dużo się dzieje tylko zupełnie bez sensu.
Film jest niesamowicie przekoloryzowany, zdjęcia zrobione przez netflix są dziecinne, przebarwione i nie oddają rzeczywistości. Nie piszę tutaj tylko o tej produkcji, to jest stały element w pracach tego wydawcy. "Na zachodzie..." jest dla mnie bardzo śmieszny, nie potraktowałem tego poważnie. Jeżeli ktoś oglądał wcześniej jakieś filmy wojenne albo sam skonfrontował się z rzeczywistością ciężkiej fizycznej pracy - czy to na budowie, czy w garbarni skór etc - nie będzie zaskoczony brudnymi twarzami bohaterów. Wystarczy iść pograć w rugby albo piłkę nożną w deszczu a wróci się bardziej ubrudzonym niż bohaterowie tego filmu - tak odnośnie brudnych twarzy. To, że generałowie żyli w luksusie kiedy żołnierze marzli w błocie nie jest niczym nowym, proza życia: arabscy szejkowie a brazylijskie fawele. Film może być zachwycający dla 20latków i pisze to kompletnie bez złośliwości ale do 1917 czy Dunkierki bardzo mu daleko. Dla mnie bardzo naiwny, przekoloryzowany, poważnie śmieszny. Określiłbym go jako wstęp do okrutnej prozy życia.
Lubię dobre, powtarzam "dobre" filmy wojenne i nowa ekranizacja powieści Erich Maria przez Netflix, będzie jedną z ulubionych. Dobra robota, nie dla niewrażliwych...
Osobiście Na Zachodzie bez zmian bardzo mi się podobało, uważam, że dobrze pokazuje dramat realiów wojennych, skłania do przemyśleń i wbija się w psychikę. Jednak z perspektywy pasjonata historii nie podobał mi się brak obiektywizmu (Francuzi to zimni mordercy a Szwaby to dzieci próbujące przetrwać). !SPOJER jednej sceny! Jest w tym filmie bardzo mocna scena kontrataku francuzów, jeden z przyjaciół bohatera jest dosłownie palony żywcem, francuskie czołgi nacierają dziesiątkując niemiecką piechotę- z perspektywy głównego bohatera po prostu dramat. Zabrakło mi sceny gdzie bohater razem z resztą żołnierzy jest w odwrotnej sytuacji, np nacierają na wroga, palą, strzelają i wysadzają francuzów, cieszą się z pomyślnego ataku.
"Bez koloryzowania, bez niepotrzebnego patosu, bez zbędnego efekciarstwa" - serio? To była gra komputerowa bardziej niż film. Najsłabszy film wojenny, który oglądałem od dawna.
Wszystko fajnie tylko mam jeden zarzut. Niemcy pięknie się wybielają. Ten film zgrabnie sprzedaje pokrzywdzonych i miłujących pokój Niemców. Nie licząc niemieckich oficerów to wszyscy pozostali są ofiarami, a tymi złymi są... Francuzi/wojska alianckie. Gdybym urodził się wczoraj to po tym filmie miałbym następujący pogląd. Niemcom (nie licząc dwóch oficerów) zależy na przerwaniu niepotrzebnej wojny, w której giną nastolatkowie. Mimo początkowych planów pobicia przez nich Francuzów, zdobycia Paryża i późniejszych, dewastujących psychikę warunków na froncie pozostają fajnymi chłopakami. Oni jak kradną to tylko z głodu i tylko jedną gęś z dużego gospodarstwa gdzie mieszka uzbrojony w broń palną gospodarz. Nie okradają biednego chłopstwa z całego inwentarza, które do samoobrony ma co najwyżej widły. Jak widzą młode dziewczyny, kobiety to nie gwałcą ich. Oni je zdobywają pomocną dłonią, żartami. Zapamiętują ich imiona, a na pamiątke cudownej nocy dostają od nich pachnącą chustę(?). Francuzi natomiast są sukinsynami, bo gdy Niemcy atakują nastolatkami z karabinami i bagnetami, to oni odpowiadają artylerią, czołgami, lotnictwem i miotaczami ognia (Niemcy na kolanach się poddają, a i tak zostają potraktowani ogniem). Biedna Niemiecka młodzież ucieka, a Francuzi walą im wtedy w plecy ze wszystkich zdobyczy techniki wojskowej. Żeby było mało to Francuzi używają przeciwko biednym Niemcom gaz musztardowy. Tyle kwiatu naszych zachodnich sąsiadów zginęło od tej straszliwej broni... A na koniec akcja ukazana w wagonie. Foch faktycznie chciał likwidacji Niemiec ale to jak została ukazana delegacja wojsk alianckich pod jego dowództwem i jak w kontrze pokazano Niemców... Znowu to wojska alianckie są bezwzględne, chęłpią się nadchodzącym triumfem, a poniżani Niemcy są skruszeni, niemal płaczą. To Niemcy błagają o zakończenie działań wojennych, bo giną młodzi ludzie - tak jakby reszta świata miała w dupie masową rzeź. Gdybym urodził się wczoraj to bym może nawet zapłakał nad losem biednych Niemców. Tylko, że wiem kto zaczął używać gaz musztardowy i wiem, że Niemcy również stosowali lotnictwo, pojazdy opancerzone, miotacze ognia. Natomiast dzisiejszy nastolatek, nie mając podstawowej wiedzy o WW po obejrzeniu tego filmu (i nie sięgając później do źródeł historycznych) wyniesie skrzywiony obraz frontu. Nie wiem czy to zamierzone działanie. Wiem jednak, że każde takie wybielanie jest krzywdzące dla historii.
Czy Ty w ogóle człowieku czytałeś ta książkę? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to pisał niemiec więc logiczne, że pisze z perspektywy Niemców. W dodatku o pierwszej wojnie światowej, a nie o drugiej. W pierwszej wojnie Niemcy niczym się od Francuzów nie roznili. Dopiero druga zdemonizowala ich za sprawą III rzeszy. Gdyby to sami było napisane z perspektywy Francuzów to już by Ci gwałty i nierówność w artylerii nie przeszkadzało co? I taka mała ciekawostka (bo ewidentnie nie czytałeś ksiazki) - nikt nikogo tam nie gwałcił. Te panny faktycznie zaprosiły je do stosunku
Jeszcze oczywiście taka kwestia, że ten film ma opowiadać o straconym pokoleniu i okrucieństwach PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ a nie o tym, że opresorami są Niemcy albo francuzi. Dla umierającego żołnierza albo takiego pod ostrzałem zawsze to wróg będzie tym diabłem
Dokładnie tak, film wręcz tendencyjnie wykrzywia realia wojny na korzyść "biednych Niemców". Dziwne, że tak mało osób takie rzeczy zauważa. W ogóle zmieniłbym opis, zamiast "bardzo wiernie oddaje brutalne realia wojennego frontu" napisałbym "bardzo jednostronnie i wybiórczo oddaje brutalne realia wojennego frontu" ;)
@@chemical9999 Zdaje sobie sprawę, że to na podstawie książki napisanej przez Niemca. Nie widzę jednak przeszkody w tym, by przy okazji filmu, w roku 2022, pokazać szerszy plan. Odrobinę szerszy. Nie brakuje filmów o tematyce wojennej, w których bestialstwo wojny pokazane jest po obu stronach konfliktu. Proporcje mogą nie być (i zazwyczaj nie są) 50/50 ale w tych filmach zawsze znajdą się skurwiele i dobrzy ludzie. Niezależnie czy mowa o Jankesach, Wietnamczykach, Koreańczykach, Niemcach, Rosjanach, Afgańczykach i kogo tam jeszcze wymyślisz. W tym filmie tego nie znajdziemy, a szkoda, bo od strony wizualnej-produkcyjnej robi wrażenie.
Mój pradziadek opowiadał mi scenę z frontu, a jest to nieomal dokładnie, jak scena z filmu. Służył przymusowo jako sierżant w armii pruskiej. Zakradł się kiedyś do francuskiego gospodarstwa. Głód po prostu. Na strychu był ser, który zwyczajnie ukradł. Niestety, strop się zawalił i wpadł na francuską rodzinę siedzącą przy stole. Powiedział ,,Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus" i szybko uciekł. Mówił, że Francuzi raczej by go zabili, ale byli zbyt zaskoczeni i to go uratowało. Ale żeby nie było, to był dzielny żołnierz. W Powstaniu Wielkopolskim dosłużył się Krzyża Walecznych jako dowódca działa w 1. kompanii gnieźnieńskiej. Dwukrotnie ranny, był bohaterem przedwojennej czytanki dla dzieci. Różnie to bywa, prawda?
Bardzo ciekawe. Mój pradziadek od strony matki podczas II wojny światowej ukrył się w piwnicy. Niemcy wrzucili granat i odłamek urwał mu pół ucha. Później jak Armia Czerwona wkraczała schował się w leju po bombie i opowiadał jak hitlerowcy spieprzali przez pola wyrzucając cały sprzęt byle szybciej uciekać. A pradziadek od strony ojca został rozstrzelany na zamku w Lublinie. Leży gdzieś w lesie zakopane bo ciała nie znaleźli.
Niesamowite to jest, że pradziadek dożył i byl w stanie powielić to następnym pokoleniom. Historie mozna dobrze znać, ale nic nie zastąpi żywej opowieści z frontu.
@@MarfinTrucker Coś dopowiem, skoro sympatycznie wypowiedziałeś się o pradziadku. Filmy nam mówią, że były szczury i smród gnijących ciał. To jednak nie wszystko i akurat tego nie ma na filmach. Pradziadek wspominał o muchach. Było ich w tym smrodzie pełno. Żołnierze (nasze chłopaki z Gniezna) w czasie miesięcy w okopach nabyli zapewne z nudów niesamowitą umiejętność, co jako dzieciak widziałem u weterana na własne oczy. Była to umiejętność rzucania nożem w muchy z niebywałą trafnością, jak i umiejętność trafiania w siadające muchy w trakcie jedzenia. To było obrzydliwe, bo ten nóż dalej służył do jedzenia. No, ale jak w poprzedniej wypowiedzi dodam coś pozytywnego. Bitwa pod Rynarzewem, niesamowicie krwawa. Miejscem akcji był rynek miasteczka. Działo niemieckie chronione ciężkim karabinem maszynowym w domu za plecami Niemców broniło podejścia. Nasi podkradli się cichcem i wyskoczyli znienacka z ulicy obok, po czym ustawili się ze swoim już załadowanym działem jakieś trzydzieści metrów na wprost Niemców. Wszystko nieomal w panice w i ułamkach sekund. Wiedzieli, że pierwszy strzał należy do nich. Wystrzelili. Pocisk przeleciał między prawym bokiem, a ramieniem pradziadka urywając nieco mięśni z ramienia. No, ale jak opowiadał, drugi strzał należał do nas. Działo niemieckie trafione. Trzeci strzał również należał do nas, bo karabin maszynowy siekł po dziale, za którym chronili się powstańcy wielkopolscy. Nasi wystrzelili. Niemcy wysypali się w górę z domu niczym rozłożony wachlarz. Chwilę później nasze chłopaki zdobywali pociąg pancerny. Niestety, tym razem Niemcy trafili. Utrata działa i druga rana pradziadka. Nie wiem, skąd w ludziach była taka zimna krew. Tak to napisałem ku pamięci, bo to byli skromni ludzie i jakoś bez przymusu nie lubili się tym chwalić. Troszkę jeszcze tych opowieści w pamięci zastało. Pozdrawiam.
@@rall9765 Dzięki, warto mieć takie pamiątki bo to one budują nasza świadomość.
Również Pozdrawiam
@@rall9765WOOOW CHŁOPIE! Dzięki za tą opowieść
Dla mnie najbardziej przejmująca scena to ta z początku filmu, gdy ściągają mundury poległych żołnierzy, wrzucają do wagonów, następnie myją, ktoś zszywa ubytki i wręcza się je nowym kadetom na front...Dla mnie film petarda,oglądało mi się tak dobrze jak "Szeregowca Rayana"
Przeczytałem książkę, ale niespójności mi nie przeszkadzają. Film podobnie do książki pokazuje brutalność, brud i śmierć. Szczegółowo, bez owijania w bawełnę. Nie jest to przedstawienie książki, ale i tak reprezentuje sobą godny poziom. Solidny film, super zrealizowany. Nic dodać, nic ująć.
Wg mnie bezpośrednie pokazanie wygód generałów bardzo dobrze pasowało, gdyż głośne, chaotyczne, niepewne i przerażające kadry z okopów były przerywane cichymi, spokojnymi i właściwie beztroskimi kadrami, np ze śniadania sztabu, co było świetnie zbalansowane i wyczute, powodując u mnie, czasami nawet, szok
Teraz by było to samo z świniami sztabowymi.
Obejrzałem film wczoraj i rzeczywiście, wbił mnie w fotel. Naturalizm wojny, dbałość o scenografię, świetne kadry.
Dla zainteresowanych polecam dokumentalną serię Apokalipsa: I wojna światowa. Ten sam brutalny, bezwzględny i bezsensowny obraz wojny ukazany nagraniami archiwalnymi.
oglądnij ścieżki chwały z 1957, trochę jakby uzupełnienie tego filmu
Nie oglądałeś dobrych filmów wojennych widocznie :D
@@fiuttello ale czy trzeba od razu porównywac do innych filmów??
@@fiuttello To nie pseudointelektualna pogadanka w stylu "Cienkiej..." Malicka o tym jaka to wojna jest zła. Film w sposób surowy i najwierniejszy jaki widziałem oddaje realia wojny. I tylko i aż o to chodziło. Nawet "Szeregowiec..." wysiada bo za dużo tam patosu i amerykańskiego pitu pitu. Że niby w "Idź i patrz" są nakreślone postacie? Przecież tam prawie w ogóle nie ma dialogów. O tym dzieciaku i dziewczynie niewiele wiadomo. Sam film genialny (poza oczywiście indoktrynacją komunistycznej partyzantki)
@@trzcinanawietrze694
Film żeruje na świetnej książce. Netflikx wywalił do kosza istotę książki i tak jak Gebels w ekranizacji w 1930 wycięli kluczowe sceny. Brakowało by wprowadzili czarne wojownicze niemieckie kobiety, jako pozytywne postaci, w kontrze do białych tchórzliwych francuskich żołnierzy oderwanych od pługa.
miałam nie pisać komentarza, ale jak powiedziałeś o tej scenie z czołgami... ona była po prostu świetna! To był ten moment, w którym zastanawiasz się, co Ty byś zrobił w tej sytuacji, że wygląda to jak sprawa bez wyjścia. Bardzo dająca do myślenia scena i poruszająca serce oraz umysł. wow
Jestem świeżo po obejrzeniu i szczerze stwierdzam,że bardzo dobre opinie o tym filmie były prawdziwe.
Świetne ujęcia,rewelacyjne wręcz miejsca i scenerie pasujące do aktualnej sceny,odgrywanie ról przez aktorów kończąc na muzyce filmowej godne obejrzenia.
Wszystkim którzy nie widzieli serdecznie polecam sprawdzić tą produkcję.
właśnie dotknąłeś istoty tego filmu. Oglądając go czułem się brudny od błota, krwi, potu i niemalże czułem pożogę pola bitwy
Według mnie ten film to petarda, nie mam się do czego doczepić i co najważniejsze, nie oglądałem go na raty, a zdarza mi się to często oglądając gnioty z kilku ostatnich lat.
Panie Marcinie, dzięki za ten kanał. Zwiększyłem swoją świadomość i wrażliwość filmową dzięki Pana materiałom. Czuję, że dojrzałem jako widz i mogę cieszyć się tym medium jak sztuką. Super materiał i zgadzam się, film zrobił na mnie takie wrażenie, jakbym przeżył część tych wydarzeń razem z bohaterami. Niesamowita produkcja.
Ten film jest mocny! Poza pięknymi widoczkami daje do myślenia. Siedzi w głowie.
Świetny film. Już dawno który film tak mnie wbił w buty. Tym bardziej w świetle obecnej sytuacji na świecie. Książka była moim materiałem na prezentacji maturalnej.
Film świetny!!! Książka jeszcze lepsza :)
Wyobrażam sobie ze film bez znajomości książki też by mi się bardzo podobał ale czuję że znajomość książki która świetnie opisuje wewnętrzną walkę bohatera i jego dylematy związane z wojna życiem dodały dodatkową gwiazdkę w odbiorze tego filmu.
Bardzo polecam i film i książek.
Świetnym filmem jest Stalingrad 1993, pokazuje dramat wojny jak powyższy film. Pokazuje perspektywę Niemiecką, czego mało który film robi. Skupia się bardzo na rannych, szpitalach polowych, na tym, że żołnierz nie umiera od razu po strzale, może leżeć równie dobrze godziny, umierając z bólu. W dodatku film rozgrywa się w czasie bitwy pod Stalingradem i obejmuje czas od sierpnia do lutego 1943, co znowu pokazuje cierpienia żołnierzy związane z zimnem, a jak wiadomo, Niemcy jeszcze w Stalingradzie, nie otrzymali wystarczającą ilość wyposażenia zimowego i duża część żołnierzy armii 6 przebywała w Stalingradzie w bluzach letnich, bynajmniej została z nimi pozostawiona i przez to wielu było zmuszonych do użycia ubrań cywilnych. I nie jest to film wybielający Niemców, film pokazuje Niemców jak ludzi, od ludzkiej strony, w filmie są ukazane różne zbrodnie wojenne dokonywane przez Wehrmacht.
Dla mnie w pewnym momencie osaczenie tych chłopaków w okopach całą tą brutalnością z którą musieli mierzyć się sami było tak duże, że liczyłem na przerzut sceny do delegacji proszącej Entantę o pokój albo chociaż do sztabu armii byle wyrwać się z okopów, byle chwilę odetchnąć. Nie czułem tego przy żadnym filmie wojennym. Historię Dunkierki znamy - chaos ewakuacji brytyjskiego korpusu ekspedycjnego, 1917 to właściwie bajka opowiedziana w realiach I wojny z przerysowanymi na potrzeby filmu scenami katowania głównego bohatera. Tu natomiast dostaje się w mordę najbardziej brutalną rzeczywistością chłopaków z okopów traktowanych jak element barykdy do utrzymania lub przełamnia frontu na dosłownie metry zdobytej i traconej ziemi.
Brutalność Jak brutalność ale jeśli film nie jest oparty na faktach to przydałoby się szczęśliwe zakończenie albo chociaż morał jakoś spiąć to logicznie początek i koniec pokazali brutalność wojny ale o tym każdy normalny człowiek wie
Polecam książkę, świat na tydzień staje się szary.
1917 to trauma wojenna a "Na Zachodzie..." proza życia. Nic nowego film nie pokazuje, jest dobry dla tych, którzy dopiero wchodzą w dorosłe życie. Przerysowany, dosłownie, to jest Na Zachodzie. Chyba odwróciłeś pojęcia.
W 1917 bardzo dobitnie widać wycieńczenie żołnierza, jego rozpacz a w "Na Zachodzie.." widać tylko krzywdę fizyczną. Idź popracować fizycznie to doznasz takich samych doświadczeń.
Jestem właśnie po seansie. Film bardzo dobry, faktycznie jest bardzo dosłowny i w prostu i to działa.
Książka jest świetna i też (wg mnie) jej rolą było pokazanie brutalności i momentami bezsensowności wojny. Jeśli więc film jest taki, jak mówisz, to znaczy że twórcom poszło bardzo dobrze🙂
Film jest świetny, ale nie jest wierną adaptacją książki. Z książki jest w sumie zaczerpnięty tylko główny motyw. Ma to też ten plus, że ci, którzy oglądali wcześniejsze wersje "Na Zachodzie bez zmian" nie będą mieć wrażenia, że widzą znów dokładnie to samo.
@@roman7696 Napisać, że nie jest wierną adaptacją to jak nie napisać nic.
Wojna to zarobek dla korporacji i dla polityków. Ludzie giną po to aby ktoś zarobił kasę. Im więcej trupów tym większa kasa dla korporacji. Na koniec generał, polityk dostaje nagrodę w postaci kasy.
@@zbigniewsakowski994 napisać "napisać, że nie jest wierną adaptacją to jak nie napisać nic" to jak nie napisać nic.
Książka jest ... Świetna.
Szkoda, że nie powiedziałeś nic o muzyce, bo jest bardzo charakterystyczna, dawno takiej ścieżki dźwiękowej w filmie wojennym nie słyszałem.
+1 bardzo niecodzienna muzyka zostala uzyta
Jak dla mnie w ogóle nie pasująca do gatunku czasami wręcz przeszkadzająca w oglądaniu
@@LamusWhiteALM zostala użyta muzyka, która miała nadać powagi całej tej sytuacji, wcześniejszą muzyka taka smutna, lekka zostala zastąpiona bardziej energiczna z wyrazem sytuacji w której się znaleźli
@@SHOTCENTER no tak tylko że pasowała bardziej do jakiegoś filmu sci fi a niżeli do I wojny światowej. Do tego trzeba dodać montaż który był na prawdę dziwny jakieś randomowe ujęcia nie pasujące do niczego tylko wytrącające z uwagi
Te 3 nuty robią robotę!
Zgadzam się, świetny film! Mimo mocnej tematyki i czasu trwania nie przytłacza i nie nudzi.
Akurat wczoraj zebrałem się do obejrzenia tego. I niezawiodłem się
Jeżeli ktoś uważa "Na Zachodzie bez zmian" za najlepszy film wojenny, to polecam obejrzeć "Idź i patrz" z 1985 roku.
Tak, zgadzam się. "Na zachodzie bez zmian" nadal uważam, za dobry film antywojenny, ale chyba żadna produkcja wojenna czy to film czy serial tak nie zarył mi głowy jak "Idź i patrz". Po obejrzeniu jeszcze wiele dni mi siedział pod czaszką.
@@kpirx To obejrzyj "Wołyń".
@@dariuszgaat5771 XDDDD TY NIE MOWISZ NA POWAZNIE HAHAH
@@dariuszgaat5771 Wołyń jest żałosny.
Idź i patrz wybitny, ale bardzo trudny w odbiorze
Film jest ....doskonaly, widziałem....polecam👍👍👍👌
świetna recenzja ! przyjemnie sie tego slucha
Współczesna napompowana poprawnością polityczną i efektami papka. Wersja z 1979 roku to arcydzieło.
Wersja z 1930 r. przede wszystkim to arcydzieło.
Komentuje przed obejrzeniem materiału, nienwiem czy jest najlepszy na świecie ale na mnie zrobił takie wrażenie ze już po obejrzeniu wiedizlem ze do niego wrócę! Wieczorkiem wracam do materiału !
Czekałem na ten film i nie zawiodłem się. Jeśli o mnie chodzi, w kwestii czasu trwania filmu, to był on tak dobry, że żal mi było, że nie jest jeszcze dłuższy.
Oglądałem kilka dni temu i śmiało mogę polecić.
Sam film moim zdaniem zasługuje na 5/10 ale warstwa wizualna 10/10. Poprzednie adaptacje są dużo lepsze jako filmy i moim zdaniem dużo lepiej przekazują to co chcą powiedzieć.
dokładnie 1979 rządi, z 1930 jeszcze nie oglądałem
@@ravpolska4944 Wersja z 1979 toku też nie jest bez skaz.
-Scena pod koniec filmu - 3 francuzów jeden z miotaczem ognia (tu już jest błąd bo operator miotacza był 1 - a nie osobny do plecaka i osobny do lancy) obaj operatorzy giną ewidentnie od 1 strzału
-Atak francuzów na niemieckie okopy,gdzieś ok 56min - francuz ginie od ciosu bagnetem choć ewidentnie bagnet go nie przebił tylko ,,poślizgnął się po mundurze"
-w jednej scenie są pokazane ciężarówki,które zaczęły być produkowane dopiero w latach 30 XXwieku
-w jednej ze scen gdy Paul wraca do domu widać że jego siostra ma szelki od nowoczesnego stanika - raczej marne szanse by w tamtych czasach kobiety nosiły ten typ ubioru
I pewnie można by było jeszcze kilka innych błędów znaleźć ale aż tak na siłe się nie doszukiwałem.
W 1917 kamera robila niesamowite ujecia, natomiast ten film jest leprzy w calym zapieciu, swojej konstrukcji, nikt nie odda ducha niemieckiego szlifu jak niemieccy scenografowie, konsultanci, klimat historyczny filmu pasuje do filmu, mimo paru max naduzyc... iskra do podpisania zawieszenia broni byla rewolucja na tylach, glod, ale nie brak dyscypliny w jednostkach frontu zachodniego. polecam
Oglądałem w dzień premiery i się nie zawiodłem
Dobra recenzja, jednego z najlepszych filmów wojennych
tak się składa że oglądałem film akurat dzisiaj i zły nie jest! Fajnie się ogląda, a to że wiadomo że powtarza się schemat tego typu filmu to norma. Lecz sam film jest naprawdę spoko
mega przejmujący i brutalny film oraz bardzo ciekawa ścieżka dźwiękowa.
Szanowny panie. W 9:28 wychodzi pana znajomość tematu. Ja nie mam nic do tego filmu, pańska pasja może być nawet zaraźliwa ale ten film nie może, lub nie powinien nazywać się NA zachodzie bez zmian. Książka o tym tytule napisana przez Ericha Marię Remarqua to klasyka klasyk. Jedna z pierwszych książek zakazanych w III Rzeszy a następnie spalonych. Sfilmowano ją dwa razy. Najpierw przed wojną a następnie w 1979 roku. To wersje kanoniczne. Szczególnie ta późniejsza z Ernestem Borgnine jako Katem. Ten film, z roku 2022 poza tytułem i nazwiskami bohaterów w żaden sposób nie można połączyć z powieścią. Zachęcam pana do lektury i weryfikacji swojej wiedzy. Film sprawny z efektami specjalnymi mi to wszystko. Mimo wszystko pozdrawiam. Właściwie nie wiem za co.
A ja będę w opozycji.
Jestem filmem ZAWIEDZIONY i ZDEGUSTOWANY.
Zanim jednak ktoś zdefekuje w odpowiedzi na ten komentarz polecam przeczytać do końca 😉
Film zatytułowano „Na zachodzie bez zmian” co sugerowałoby, że jest ekranizacją książki pod tym samym tytułem. Książki niezwykle ważnej i niezwykle dobrej. Napisanej przez weterana tejże wojny, który ukazuje w niej głównie własne doświadczenia i refleksje. Niestety film nijak ma się do książki. Jest marnym naśladownictwem, wypaczonym i spłyconym.Twórcy próbowali dodać coś od siebie i z książki która na prawdę uwalniała w odbiorcy strumień refleksji zrobiono szopkę.
Choćby postacie głównych bohaterów. Zrobiono z nich głupio szczerzących się idiotów, którym we łbach tylko baby. Tymczasem w książce byli to intelektualiści i na tym opierało się to wszystko. Ludzie z marzeniami, perspektywami, właśnie skończyli liceum, mieli iść na studia. Jeden chciał być filozofem, inny lekarzem, jeszcze inny inżynierem, któryś nawet księdzem. Wyrośli w ideałach i sielance a tu nagle trafiają do błotnistego piekła, gdzie wszystko co znali do tej pory, cały ten świat po prostu nie istnieje, są odzierani z całego człowieczeństwa. Jest wojna i o ile z początku jeszcze wierzą, że walczą z jakimiś barbarzyńcami o tyle potem przekonują się, że po drugiej stronie też są tacy sami, zagubieni młodzi ludzie, którzy jeszcze przed chwilą mieli marzenia, chcieli zostać kompozytorami, nauczycielami, artystami a teraz muszą się zabijać w imię czegoś, co trudno określić.
Czy film oddaje dobrze okrucieństwo wojny?
NIE, obejrzyjcie sobie choćby Pacyfik…
Sorry, rozjechanie człowieka czołgiem, ociekające wręcz CGI nie robi na mnie wrażenia. To tylko i wyłącznie pokazanie krwi i flaków robiące wrażenie na widzu o niskich wymaganiach. Twórcy chyba wyszli z założenia „dajmy gawiedzi krew i przemoc, to się dobrze sprzedaje. Dużo krwi ale jest droga więc zrobimy w komputerze, nie zauważą”. Włączcie sobie serial HBO „Pacyfik”. Oprócz dużo lepiej pokazanej „krwi i flaków” mamy tam też takie sceny jak na przykład moment gdzie marines muszą zabić własnego kolegę gołymi rękami, bo wpadł w panikę i wrzaskiem zdradzał ich pozycje a uspokoić się go nie dało. Stanęli przed dylematem - on albo my wszyscy. TO jest okrucieństwo wojny i TO są prawdziwe problemy z jakimi mierzą się żołnierze. Walka z samym przeciwnikiem to nic, on z założenia jest zły. A tu musisz podnieść rękę na człowieka, który jeszcze przed chwilą był Twoim bratem…
Czy film jest realistyczny?
No ni chu…
Ani wojskowo, ani medycznie ani nawet fizycznie… sorry. O sposobach w jaki umierają ludzie nawet mówić nie będę bo to chyba oczywiste, że nikt nie pada bezwładny po otrzymaniu jednej kuli w korpus. Jestem medykiem, widziałem jak wyglądają rany i jak się umiera ale to bolączka całego kina, gdzie po jednym strzale natychmiastowy zgon a jakieś wykrwawianie się, cierpienie i tak dalej to niezbyt się pokazuje. A jak ktoś chce zobaczyć to polecam filmiki z Ukrainy. Lepszego źródła wiedzy jak wygląda śmierć na polu bitwy i ile kul potrzeba by człowieka faktycznie zabić, nie znajdziecie. Dajmy więc inny przykład - postrzał w hełm z amunicji karabinowej, pełnoenergetycznej. Ten człowiek nie miał prawa tego przeżyć nawet przy rykoszecie bo ENERGIA zniszczyłaby odcinek szyjny kręgosłupa.
Poszukajcie sobie w źródłach historycznych jak Niemcy w I wś zaczęli montować na hełmy dodatkowe osłony i bardzo szybko się okazało, że to nie ma żadnego sensu bo choć kulę zatrzymywało to energia niemal urywała głowę. Tak samo artyleria wybuchająca pod samymi nogami bohaterów i nie czyniàca im żadnej krzywdy w przeciwieństwie do tuzina postaci obok XD Oczywiście to tylko kilka przykładów braku realizmu, tak na szybko. Jest ich DUŻO WIĘCEJ ale brak tu miejsca a 99% z Was i tak nie doczyta moich wypocin do końca XD
Wspomnę tylko jeszcze jeden, który mnie przyprawił o wybuch śmiechu - syn farmera w lesie na koniec. To już było absurdalne.
Jedyne co film oddał dobrze i trzeba mu to przyznać to ten rozdźwięk między zwykłym żołnierzem gnijącym w okopie a generałami, politykami i innymi faktycznie za tą wojnę odpowiedzialnymi. Pokazanie tego jest rzeczywiście mistrzowskie i nawet lepsze niż w książce. To trzeba przyznać bez pitolenia. Generałowie i politycy których zmartwieniem są nieświeże rogaliki bądź kwaśne wino a ich chore ambicje prowadzą do śmierci tysięcy ludzi, którzy nigdy na prawdę nie chcieli tu być. Ten element rzeczywiście został ukazany wręcz wybitnie i należy to docenić. Nie przypominam sobie innego filmu tak dobrze ukazującego problem.
Z plusów wypadałoby jeszcze zauważyć, że wreszcie jest film, gdzie postacie są brudne jak świnia i nie w make-upie tylko faktycznie w błocie i krwi a aktorzy co chwila są w tym wszystkim taplani po uszy. To im wyszło dobrze i to też trzeba docenić. Za zwyczaj mieliśmy postacie lekko przykurzone lub pomalowane farbką po twarzy, tu mamy rzeczywiście błoto tak grube, że aż się kruszy i odpada.
Tak samo kwestia muzyki. Rzeczywiście ciekawy pomysł, bardzo fajnie wyszło i za to też mają plusa. Bardzo mi się podobało.
Podsumowując więc całokształt powiem tak:
Odnoszę wrażenie, że ktoś przeczytał książkę ale jej nie zrozumiał. Postanowił więc dodać tej „głębi” od siebie i w efekcie dostaliśmy coś co bardzo chciałoby być genialne ale nie wyszło.
Pod kątem filozoficzno - psychologicznym nie dorasta książce do pięt.
W kwestii pokazania okrucieństwa i brutalności wojny też nie jest niczym niesamowitym. „Pacyfik” zrobił to dużo lepiej, „Szeregowiec Ryan” tak samo. Nawet „Furia” która z realizmem rozminęła się bardzo mocno, samo okrucieństwo oddaje bardzo dobrze.
Patrząc zaś na fabułę i ogólny zamysł to chyba było tak, że ktoś zainspirowany książką napisał historię o dysonansie między żołnierzem w okopie a faktycznie za nią odpowiedzialnymi politykami a potem postanowił mocno na siłę dokleić niektóre elementy z książki.
SZKODA
Gdyby nie owo usilne doklejanie film był by dużo lepszy. Żałuję, że twórcy nie pozostali przy realizacji własnej historii bo ten wątek można było jeszcze pogłębić i to na prawdę byłoby świetne.
Niestety spróbowali zjeść ciastko i mieć ciastko w efekcie czego powstał film nie będący ani ekranizacją dobrą książki, ani dobrą historią o generałach i żołnierzach.
SZKODA bo potencjał był.
Zainteresowanych odsyłam do starej ekranizacji z roku 1979. Metraż w zasadzie ten sam a esencję książki zawarto, postacie zarysowano wyraźnie, historia jest kompletna. Jasne, efekty specjalne pozostawiają wiele do życzenia i ma to typową manierę filmów lat 70-tych.
Jest tylko jedno „ale” i to zasadnicze.
NIE PRÓBOWANO POPRAWIAĆ KSIĄŻKI.
I to czyni film dużo lepszym. Pomyślcie sobie co by im wyszło gdyby kręcąc mieli współczesne środki i możliwości.
Finalnie można by więc rzec, że pomimo starań twórców najlepsze historie pisze życie i najbardziej wartościowe są te dzieła, które nie zmyślają, nie dodają nic od siebie a maksymalnie wiernie trzymają faktów.
W mojej opinii najlepszym ukazaniem wojny w całej historii kina są seriale „Kompania Braci” oraz „Pacyfik”.
Czemu?
Bo są po prostu maksymalnie wiernie opowiedzianymi prawdziwymi historiami.
Wiernymi do tego stopnia, że konsultowanymi z faktycznymi uczestnikami pokazanych wydarzeń.
Brakuje mi tutaj odniesienia do poprzedniego filmu o tym samym tytule, warto takie produkcje pamiętać i pielęgnować pamięć o nich
Jak już, to poprzednich filmów. I faktycznie brakuje porównania jak to twórcy na przestrzeni już prawie 1 wieku podeszli do tego filmu.
Czytałem książkę Remarqua i położyła mnie na łopatki. Z ciekawością obejrzę film. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Oglądałem i mogę polecić z całego serca :)
To był film którego potrzebowałem
Bardzo dobry film 👍
oglądałem ten film dosyć niedawno i uważam jako jeden z lepszych filmów wojenych
Namówiłeś ;) lecę oglądać coś czuję że się nie zawiodę
I co?
@@mezjasz7634 no może nie uderzył w moje gusta jakoś wybitnie ale film całkiem dobry
@@piccollotortellini6917 obejrzałem dwie godziny temu i jestem zawiedziony, straszna nuda
Film jest świetny, na prawdę polecam
Byłem w kinie i na dużym ekranie było to wszystko jeszcze mocniejsze
Świetny materiał. Dzięki
chłopie uwielbiam twoją pracę /... mega merytorycznie w przekładzie dla zwykłego kowalskiego ... wiele rzeczy przegapiłem , słuchając twoich nagrań czasami mam pozytywne "wow" !:)
Czekałem na twoją recenzje i odrazu wiedziałem, że taka właśnie będzie, że co jak co ale ten film z pewnością ci się spodoba. Film, w którym zależy nam na bohaterach, wywołujący emocje, że nam zależy itd. I serio nie słyszałeś o tej produkcji wcześniej? Kurcze o niej się mówiło, że kandydat do Oskara itd. aż dziw, że ci to umknęło.
mimo tego najlepiej najpierw książkę.
Większość znajomych (i nie tylko) rozpływa się nad netflixowską wersją „Na zachodzie bez zmian”. Pozwolę sobie zatem na kilka uwag z mojej strony, gdyż albo oglądałem inny film, albo po prostu „ja to już wszystko widziałem”.
Zacznę od plusów. Film jest naprawdę dobrze nakręcony. Zarówno pod względem operatorskim, jak i reżyserskim. Scenografia w większości też się broni, kostiumy, o ile znam się na Wielkiej Wojnie, także nie pozostawiają wiele do zarzucenia. Ciekawym zabiegiem jest motyw muzyczny, który, mimo, że jest go mało, pozostaje w pamięci. I to niestety tyle z plusów.
Jak na ekranizację książki, to jest słabo, żeby nie powiedzieć źle. Pomijam zmiany w fabule, bo to najmniejszy problem. Zabrakło tu pewnej lekkości podania, jaka u Remarque’a jest oczywista. Tej dawki humoru, która okraszała okopowe życie żołnierzy. Dialogów, które w filmie brzmią sztucznie i zupełnie nie pozwalają się zżyć z bohaterami. Aktorstwo ogólnie nie jest tu na wysokim poziomie, ale to się da przeżyć. Ale wygłaszania tekstów już nie bardzo…
Film został zmontowany tak, jakby twórcy nakręcili pięć razy więcej materiału, a potem montowali na chybił trafił co im wpadnie w ręce. Całość niby opowiada jedną historię, ale na całe 18 miesięcy na froncie, widz widzi zaledwie trzy bitwy. Reszta, to mocno oderwane sceny kiedy żołnierze swobodnie łażą po okolicy, nie muszą wykonywać żadnych obowiązków (poza obieraniem ziemniaków) a jeden koleś idzie sobie na panienki, wraca w środku nocy i nie niepokojony przez nikogo włazi na pryczę. Trochę tego nie kupuję…
Oglądając dokument Petera Jacksona, widziałem zwały rozkładających się trupów, setki szczurów i ogólnie smród, brud i ubóstwo. Tu tego nie czuję. Owszem. Bohaterowie są brudni, w okopach jest błoto ale to tyle. W czasie bitew, gdy żołnierze wychodzą z okopów, powinno być widać setki rozkładających się ciał. Tu, tylko raz główny bohater chowa się za truchłem konia. Szczury, tak powszechne w opowieściach z I Wojny, pojawiają się raz. W okopie zajętym przez Francuzów. Tyle. Jest głód. To pokazano. Ale już chorób i (za przeproszeniem) sraczki, nie ma. A to też codzienność w okopach.
Ten słynny już atak francuskich czołgów, tak przez wielu wychwalany, nie zrobił na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Zwłaszcza, że akcja dzieje się w roku 1918, gdzie czołg może nie był czymś zupełnie powszechnym, ale znanym. Istniały już specjalne jednostki do walki z tą bronią. Tu wyglądało na to, że po 18 miesiącach na froncie, większość bohaterów widzi je pierwszy raz. Pomijam już sceny wyjeżdżania czołgiem z okopu, bo to wizja reżysera i nie ma co psów wieszać, ale piechota idąca kilkadziesiąt metrów za czołgami, to już curiosum… Świetny skądinąd pomysł na scenę z miotaczami ognia został zaprzepaszczony fatalnym CGI…
Cieszę się, że pokazano całą scenę negocjacji w salonce marszałka Focha. To akurat było dobre. Tylko znów, dobór aktorów… Matthias Erzberger, mający w 1918 roku 43 lata i dorosłego syna, tu wyglądał na 10 lat przynajmniej młodszego. Ferdinand Foch, mimo swoich 67 lat, był całkiem dziarskim człowiekiem. Tu wyglądał jak zgrzybiały dziadek. Mocno ograniczono rolę aliantów, w tym Wemyss’a, który także odegrał znaczącą rolę w ustanowieniu warunków.
Najlepiej z tego wszystkiego wypada ostatnia bitwa, gdzie faktycznie widać ilość ludzi biorących w niej udział. Ale znów. Gdzie broń maszynowa? Czemu po serii z CKMu żołnierze padają w bardzo dziwnie rozrzuconych punktach? Ja wiem, że tak w książce było, jednak scena z francuzem w leju po bombie to już taka kalka, że mogli by ją sobie darować, lub jakoś przerobić. Ja rozumiem, że ciężko jest wymyśleć coś nowego w filmie wojennym, ale mimo wszystko widzieliśmy to już tyle razy, że aż się chciało jęknąć „znowu”?
Podsumowując. Film obejrzałem, wracać raczej do niego nie będę. To nie „Kompania Braci” czy „Szeregowiec Ryan”. Twórcy chcieli pokazać grozę wojny, ale według mnie, trochę się to nie udało. Zabrakło sporo. Nakręcono plastycznie świetny film (od razu zaznaczam, że jak dla mnie zdecydowanie lepszy od „1917”) ale nadal to nie to. Wizja tej samej historii z poprzednich ekranizacji była mi zdecydowanie bliższa, choć na pewno gorsza technicznie. Ale to nie jest S/F, gdzie gramy na efekty. A te, przysłoniły sens tej ponadczasowej powieści.
Czepiasz sie. Swietny film. Nie jakies hollywoodzkie "U nas w Kansas". Wojna pokazana w sposob surowy i taka wlasnie jest. Nie ma miejsca na pierdu pierdu.
Zgadzam się z recenzją, dla mnie też bez szału
Zgadzam się, oglądając miałem wrażenie oglądania na szybko zmontowanych losowych scen batalistycznych , i w ogóle nie czułem przywiązania do Bohaterów. Podobała mi się jednak scena ataku czołgów i motyw muzyczny , ale całość wciąż pozostawia wiele do życzenia i jako adaptacja w mojej opinii słabo się broni. Plus za całkiem dobre pokazanie realiów 1 wojny światowej ale osobiście uważam że wersja z 1979 jest o wiele lepsza
Super recenzja Hubert. Dałem filmowi surową ocenę 4/10, ale zastanawiałem się co mnie tak bardzo drażni - Ty za to dobrze to opisałeś. Z sentymentem wspominam poprzednią wersję Na zachodzie bez zmian z 1979.
Mógłbyś wstawić swoje przemyślenia na filmweba)
To już 3 edycja tego filmu i film z 79r jak dla mnie najlepszy pomijając dzisiejsze efekty, ps. Odnośnie wojny dziś też są władcy, prezydenci chadzący w papciach a na froncie giną ludzie, czekam aż ludzkość dorośnie i będzie wysyłać władców tego świata na śmierć, z własnymi znajomymi i rodzinami i będą walczyć zamknięci w halach a ludzkość będzie ich obserwować, bo politycy wywołują wojny na których są ludzkie tragedię.
Nie oglądałem 2 poprzednich, ale widać, że to przystępny temat, każdy z filmów był nagradzany i ten też pewnie będzie, więc to bardzo dobry odgrzewany kotlet.
Ten film też nie zostawia widzą z żadną nadzieją czy satysfakcją, najwyżej z przekonaniem, że wszystko zacznie się od nowa.
Bo taka jest prawda, wcześniej czy później znów się wydarzy.
Dawno nie widziałem tak dobrego filmu wojennego. Dbałość o szczegóły, brutalność okopowego życia, odczłowieczanie żołnierzy itd.
Dunkierka oraz 1917 są świetnymi filmami, chociaż dla mnie film wojenny to ma być.. Cóż.. Film wojenny. Ma być rzeź, krew, trupy, krzyki, wybuchy i wszechogarniający chaos.
Najnowszy Na Zachodzie bez zmian doskonale, wręcz idealnie, wpasowuje się w tę formułę. Coś wspaniałego! O ile można nazywać wspaniałym obraz wojny...
Ma to klimat i fajnie oddaje realia tamtych lat. Naprawdę inne podejście ale jakże trafione. No i coś w końcu bez lbgt 😎
Uuuu Panie! Jak chcesz recenzję, to zobacz materiał z kanału Listek Elf. Marcin może zna się na kwestiach technicznych. Ale to co istotne opowiedział Listek. Chapeau bas!!!
Czekałem na ten materiał :D
Obejrzałem ten film. Polecam. Tak właśnie sobie wyobrażam wojnę.
Oglądałem ten film i po jego obejrzeniu nasuwał się jeden wniosek.Biedni Niemcy, ile musieli się nacierpieć XD
Film wbija się w mózg dosłownie i w przenośni. Zastanawiałam się jak potoczyłoby się życie głównego bohatera po wojnie? Nie chcę tu spojlerować, natomiast po tym seansie nie dziwi mnie wcale z czym zmagali się powojenni weterani. Nawet jeśli jakimś cudem fizycznie wyszedłby bez szwanku to psychika na zawsze okaleczona...
Dawno nie widziałem tak dobrego filmu wojennego!
Można poczuć te okrucieństwo wojny aż do szpiku kości.
Ja się na koniec poryczałem jak dziecko.
Zwiazalem się z głównym bohaterem jak z bratem.
Tęsknię za nim...
+1
właśnie mnie zachęciłeś , dzięki :)
Ostatni film wojenny tak dobry jaki widziałem , choć 1917 też był niezły, to Das Boot. Wstrząsające przeżycie. Dla mnie jeśli nie genialny to na pewno świetny film, może nie wybitny, ale taki Szeregowiec Ryan to przy tym bajka dla dzieci, to mówi samo za siebie. Prosta fabuła i zero fałszu, tym stoi ten film, bez niepotrzebnych fajerwerków. Polecam ;)))
Z dobrych filmów wojennych które wzięły z zaskoczenia na netflixie to jeszcze "Mosul". Prosta historia która wzięła z zaskoczenia pare razy, bardzo dobra scenografia i klimat oraz dobór aktorów
Powiedziałbym, że to baaaardzo luuuuuuźna adaptacja powieści Remarque'a.
Daleko temu filmowi do "Gallipoli", a ten film uważam za arcydzieło zobrazowania I wojny. Mamy tam świetną ekspozycję postaci, ukazane motywacje i tło historyczne, a film tra tylko 107 minut. Peter Weir mógłby udzielić dobrych lekcji reżyserowi i scenarzystom "Na zachodzie bez zmian".
Chłop nie czytał książki i mówi, że brak zgodności z materiałem źródłowym według niego nie wadzi...😂😂😂
Ten nakręcony w 1979 także był świetny.
Bardzo dobry film.
Bardzo dobry film polecam !
Oglądałem, zrobił wrażenie. Chociaż mocniejszy odbiór u mnie miał "I młodzi pozostaną" z 2018 roku.
a to nie był dokument?
@@TOMECZEKxxx1994 jest dokumentem ze źródeł archiwów wojennych, jednak patrzę że film to film- chodzi o wzbudzenie emocji
No raczej logiczne, że mocniejszy odbiór będzie miał film dokumentalny z archiwalnymi nagraniami. To tak samo jakbyś porównał Miasto 44 do Powstanie Warszawskie.
Z innych dokumentów, oglądałem ''Apokalipsa 1 wojna światowa'' bardzo dobry i mocny dokument.
@@rufuz. a czy ja to neguje? napisałem swoje zdanie.
Dzięki temu filmowi miałem arumęt w rozpawce. Genialny był ten film.
Groza wojny prawie jak w amerykańskim filmie, niby jest, ale z butów nie wyrywa...
Jest tam za to jeden ciekawy element, który prowadzi do zastanawiających wniosków. Wydźwięk filmu jest taki, że wojnę zaczynają i prowadzą tylko źli bogaci ludzie u władzy. W filmie tym człowiekiem jest generał - dowódca odcinka frontu - dziwnie podobny do Ericha Ludendorfa, przyszłego działacza NSDAP, który w filmie bardzo nie lubi "socjaldemokratów" chcących zakończyć wojnę na niekorzystnych dla Niemiec warunkach. Historyczny Ludendorf pod koniec wojny też miał taki pogląd i został zresztą zdymisjonowany przed zakończeniem samej wojny.
Niemniej, film pokazuje wojska które wykrwawiają się w bezsensownych atakach za nic, albo czekają w okopach na kolejny atak, a jedynymi którzy do wojny doprowadzili - z im tylko znanych powodów - są ci bogaci i wpływowi.
Tak czy inaczej żołnierze są tu przedstawieni jako bezwolne jednostki, które nie mają swojego zdania, są naiwni i robią dokładnie to co im się każe, zatem umierają nie wiadomo po co.
Tylko, że takie postawienie sprawy prowadzi do niezbyt przyjemnego wyniku - tych bezwolnych ludzi, którzy tak bardzo nie potrafią sami o siebie zadbać, lepiej zagonić do jakiejś ideowej "zagrody" dla ich własnego bezpieczeństwa, żeby sami sobie nie zrobili krzywdy.
W ten sposób zataczamy koło zgodne ze współczesnymi standardami traktowania ludzi we wszelkich "systemach bezpieczeństwa" - jesteś idiotą bez żadnego życiowego doświadczenia i na pewno zrobisz sobie krzywdę, więc nie zadawaj pytań, tylko wykonuj polecenia wymyślone przez "ekspertów".
Zatem ten film to nie ekranizacja książki, tylko kolejne widowisko za którym stoi płytka fabuła i żaden morał, a przemyślenie go prowadzi w dość ponurą uliczkę ze świata fantazji. Fantazji głupiej, wyjętej wprost z telewizora, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację nie tylko na dzikich polach.
To tylko slogan, że ludzie nie chcą wojen. Nie chcą wojen tylko ci, którzy żyją w dobrobycie, albo dobrobyt aktywnie budują i boją się ten dobrobyt stracić. Władze państw są tam gdzie są tylko dlatego, że ludność danego kraju nie chce zmian, albo jest im to obojętne. Historia zna rewolucje i zamachy stanu (także podczas wojny) wymierzone wprost w rządzących którzy zapomnieli skąd wzięła się ich pozycja.
Poza tym wszystkim ten film to takie puszczenie oka do widza: Niemcy niewinni, bo wykonywali tylko rozkazy.
Wg mnie dużo, dużo lepsza jest wcześniejsza adaptacja książki z 1979 roku. Tam reżyser skupił się na historii paczki kolegów z tej samej klasy ginących jeden po drugim w różnych okolicznościach a także na chronologii wydarzeń od klasy, zaciągu, kamaszy po przyjazd na front. Dodatkowo smaczki historyczne jak umundurowanie gdzie chłopaki wychodzą z koszar w pickelhaube a kończą w stahlhelm m16. Produkcja netflix broni się za frontowymi negocjacjami o zakończenie tej rzezi. Szkoda, bo przy dzisiejszej technice obróbki i efektów gdyby podążali scenariuszem z 79' mogliby zrobić monumentalne dzieło o I WŚ.
"Na zachodzie bez zmian" to klasyka z bardzo długą tradycja i aż trochę wstyd, że ktoś o tej powieści nie słyszał i go teraz zaskakuje wymowa i charakter filmu. Na jedno tylko należy zwrócić uwagę: wojna, jaką opisuje ta opowieść, NIE JEST typowa. Bo w większości wojen co najmniej jedna strona walczy z przekonaniem o swej racji - bo tę rację ma, broni swej ojczyzny, wojuje w słusznej sprawie i choć to nie zmienia koszmaru frontu w jakąś radosną przygodę, to jednak buduje całkiem inne postawy ludzi. Oni wiedzą, za co się biją, dla nich to MA sens. Pierwsza wojna nie miała go dla większości uczestników - wybuchła trochę przez przypadek a trochę z głupich egoizmów prawie wszystkich wielkich graczy, którym, tak po prawdzie, należała się ta krwawa rzeźnia, bo bynajmniej aniołkami nie byli. Tłukli się bowiem, jako siły wiodące, sami imperialiści i kolonialiści, nieprzyzwoicie juz wówczas bogaci i żądni jeszcze większego bogactwa. Bywali i tacy mali niewinni gracze jak Serbia - ale to był margines. Tych biednych żołnierzy na front posłali cyniczni przywódcy imperialistycznych państw, które bynajmniej nie musiały jakiejkolwiek wojny wywoływać, bo do szczęścia niczego im nie brakowało.
No i ten szczególny moment historii wojskowości - totalnej przewagi obrony nad atakiem, który sprawiał, że jeden gość z maximem, schowany w okopie, był w stanie wystrzelać pułk nacierającej piechoty, więc bitwy miały charakter bardziej rzezi, jakiegoś masowego ubijania bydła w ubojni, a nie znanych z epok wcześniejszych i późniejszych bitew, w których jednak taktyka, wyszkolenie, postawy żołnierzy i dowódców o czymś przesądzały, dawały większe szanse przeżycia.
I dlatego taki "Szeregowiec Ryan" zawsze będzie filmem lepszym, bo tam bohaterowie, też wojna znużeni, walczą o coś większego, szlachetniejszego, i są przez to sympatyczniejsi i bliżsi naszym sercom.
No i nie są Niemcami :) A jak wiadomo, dobry Niemiec to...
Widziałem, bardzo dobry film. Ogolnie Szeregowiec Ryan z Hanksem tez zrobił na mnie ogromne wrażenie a także Furia z Pittem (szczególnie scena kiedy rekrut musiał odwalić jeńca). Niech ludzie widzą że wojna to nie battlefield czy cod i strzelanie jak do kaczek tylko cierpienie płacz i strach o wlasne zycie i uraz psychiczny.
Furia ma tyle wspólnego z prawdziwa wojna co Morawiecki z mówieniem prawdy, jak można zestawić razem szeregowca z furią
Tak to bardzo dobre filmy ale jednak ten niepotrzebny patos czuć w nich było a zwłaszcza w furii w ostatniej scenie. Wg mnie to mogli sobie odpuścić ostatnią scenę i tylko film na tym by bardziej zyskał a tak mamy niepotrzebna mało realną scenę, przekreślającą to co było wcześniej ukazywane.
a popisiory pchają nas w obięcia "maszynki do mięsa". i tylko idiota się zgodzi.
Furia to gniot szczególnie końcowa scena z czołgiem unieruchomionym na środku drogi. Cały niemiecki batalion podchodzi wręcz gęsiego pod lufy karabinów załogi Shermana. Jak dla mnie głupi
@@pieknamorda jasne, za to Twoi wybrańcy polityczni to święci i złotouści. Mówią tylko prawdę, całą dobę i spełniają swoje obietnice przedwyborcze buahahaha
Jeżeli chodzi o porównanie film - książka. Do tej pory mam ambiwalentne uczucia po seansie filmu. Bo jako film - podobał mi się. Ale on nie powinien się tak nazywać. Z treści książki powybierano sobie niektóre sceny - gdyby film był sprzedawany pod innym tytułem domyśliłbym się, oczywiście, jaka była inspiracja, ale sam sens tego tytuły został kompletnie pominięty. Koniec końcu, sprawia to wrażenie, jakby do dobrego filmu autorzy na siłę dorzucili skojarzenie ze słynna książką, aby na siłę podnieść sprzedaż. Co budzi lekki niesmak - zwłaszcza że - jak mówiłem - film sam w sobie bardzo dobry.
Może to i lepiej, że pozmieniali, bo "Na Zachodzie bez zmian" było już adaptowane dwa razy i trochę bez sensu byłoby je adaptować scena w scenę tak jak poprzednie filmy.
@@dariuszgaat5771 Skoro nie było sensu tego robi to może niepotrzebnie próbowali. Ale nie to jest sednem problemu, tylko fakt, że reklamują swój film powołując się na książkę z którą nie ma za wiele wspólnego. Czy ktoś kto nie czytał książki może mi powiedzieć - co w ogóle oznacza jego tytuł? Dlaczego film nazwano właśnie w ten sposób?
@@Baaarteek9 Można do tego też podejść inaczej, niż jak do reklamowania się. Ile razy wystawiano i adaptowano Romeo i Julię? Tekst Remarque'a jest po prostu świetny i inspiruje kolejne pokolenia filmowców. Po co silić na udawanie, że to nie ten tekst jest bazą dla filmu, jeśli jest? :)
@@karolprabucki6322 Powtarzam pytanie - dlaczego ten film nazywa się akurat tak?
@@Baaarteek9 bo opiera się w dość oczywisty sposób na powieści E.M. R. Nie jest to jakaś nowość, wiele hitów kinowych opierało się na jakiejś powieści i miało identyczny tytuł, choć fabuła była adaptacją.
Film bardzo dobry chociaż sporo kwestii z książki zostało pominiętych, ale wiadomo, że film nigdy nie odda tego co książka.
Pomysł na film zdawał mi się na początku z goła podobny jak w filmie "Idź i patrz" gdzie młody chłopak, pomimo protestów matki, chciał dołączyć do partyzantów. Początkowo szczęśliwy, zapatrzony przed siebie, zachwycony i uśmiechnięty. Lecz w końcowej fazie filmu jego twarz już nie oddaje tego początkowego entuzjazmu. Wygląda na starszą, zniszczoną, przerażoną tym co zobaczyła i jak straszny świat ją otacza.
Niestety obejrzałem ten film z tatą. Kiedy chciałem nacieszyć się tym co widzę na ekranie, słyszałem tylko "kurwa, wycięli Himilstrosa", "Do dupy, poprzedni dużo lepszy", "Jak to koniec wojny, Wilhelm nie przyjedzie wręczyć medali". Jebła idzie dostać...
Nie sądziłem że kiedykolwiek będę kibicował Niemcom i Kaczyńskiemu.😂😂 Film jak dla mnie pierwsza klasa. Zwłaszcza ukazanie reakcji głównego bohatera. Nie biegł na wroga z bohatersko wypietą piersią i uniesioną głową jak to maja w zwyczaju przedstawiać inne filmy tego rodzaju. Tutaj autentycznie jest strach, przerażenie i zmęczenie ciągłym wyczekiwamiem śmierci. Scena która najbardziej mnie uderzyła, to ta gdy umiera ten Francuz którego główny bohater zadźgał nożem. Niby epizodyczna postać w filmie, tak samo jak epizodyczna postać w wojnie. Ale patrząc na jego śmierć wyobrażałem sobie jego plany, nadzieje i marzenia. Jego wyczekującą żonę i córkę. Tak niewiele ukazane na ekranie a tak wiele za tym się kryło.
Bardzo dobry film. Śmieszą mnie zarzuty braku 100% spójności z książką, przecież zupełnie nie o to chodzi w ekranizacji literatury. Przesłanie dzieła jest ewidentnie mocno przekazane.
To nie chodzi o sam brak wierności książce, tylko że te zmiany są dramaturgicznie naciągane i niekorzystne.
Wystarczy zrozumieć co znaczy NA PODSTAWIE książki
Przeczytaj książkę i wtedy pogadamy.
@@zbigniewsakowski994 Książkę czytalem kilka razy ale co to ma do rzeczy? Rozpatruję oba te dzieła osobno bo po co byłaby mi kalka powieści? Książka znakomita a film na jej podstawie bardzo dobry i nie widzę powodu do kruszenia kopii.
W zyciu. Co najwyzej przecietny. Do Szeregowca Ryana nie ma podskoku i nadal pozostaje najlepszym filmem wojennym.
To są - słowami kolegi - "Dyrdymały o I wojnie"
Żeby nie było - zaczyna się naprawdę bardzo dobrze, mocnym akcentem, to ściąganie odzieży z poległych, pranie, wszywanie łatek w miejsce przestrzelin, ze świetnie dobranym podkładem muzycznym, to naprawdę robi wrażenie i ma się nadzieje że będzie to naprawę dobry film. Niestety, nie jest.
I nie wiem czy to jakaś nowa moda, że trzeba koniecznie zmienić linię czasową i timeline oryginału wyrzucić do śmietnika? Żeby było "oryginalnie" i "kreatywnie"? No niestety, panowie, tak to nie działa.
W książce (i poprzednich, świetnych adaptacjach) bohaterowie zaciągają się do armii na początku wojny, i ma to sens, bo tak to wyglądało w 1914 r. Przeniesienie tego w rok 1917 jest po prostu śmieszne, to nie ten etap wojny, no i choćby to że jest normalny pobór młodszych roczników scena ta jest bez sensu. A entuzjazm 1914 dawno uleciał w niebyt.
Co więcej, takie skrócenie akcji wpływa na odbiór - wcześniej mieliśmy szansę poznać wszystkich bohaterów, ich relacje, i to jak giną jeden po drugim na przestrzeni wojny robiło na nas wrażenie. Poznajemy naszych "uczniaków", poznajemy ich towarzyszy broni z różnych sfer, tych robotników z fabryk, rolników, rybaków, mamy konglomerat różnych osobowości. Tu nie ma nic. Śmierć kolegów Paula niespecjalnie nas przejmuje. O, jakieś okulary w błocie, yes, very sad, anyway... Albert, Haie, Fryderyk, Paul - nawet ich specjalnie nie zapamiętamy, o reszcie nawet trudno wspominać. Po prostu taka konstrukcja opowieści nie daje nam możliwości emocjonalnego związania się z postaciami. To samo jest z Kaczyńskim - tam był mentorem młokosów, tutaj jest kumplem od sracza i kradzenia gęsi. Znowu, to jest całkowicie inna relacja emocjonalna i znowu to co fajnie zgrało w poprzednich filmach, tutaj kuleje.
Lub - jedna z ważniejszych scen książki i poprzednich filmu, w leju z umierającym francuzem, tutaj zupełnie nic w niej nie działa.
Ale, dlaczego nie dane nam było poznać bardziej postaci które znamy z książki? Bowiem scenarzyści wymyślili sobie równoległą, całkowicie "od czapy" i nieistniejącą w książce historyjkę o podpisywaniu zawieszenia broni, która dzieje się niejako równolegle z właściwą akcją filmu. Po co, na co i dlaczego? Nie bardzo wiadomo, chyba tylko żeby pokazać jacy to ci Francuzi źli, bezduszni i okrutni, a marszałek Polski to w ogóle najgorszy. No jak na film z założenia antywojenny, to coś nie pykło, bo mamy tutaj podprogowy przekaz o Niemcach jako tych skrzywdzonych niesłusznie, z podtrzymaniem nazistowskiego mitu o "ciosie w plecy" [patrz też: scena śmierci głównego bohatera]. No ale, to niemiecki film i mamy rok 2022, więc się nie ma czemu dziwić.
Film polega wręcz tragicznie wręcz na polu wizualnym. Tzn. niby to jak oni biegną i hurtowo giną w ogniu karabinów maszynowych wygląda niby dobrze, ale niestety nie. Raz, że już to samo mieliśmy we wcześniejszych filmach - tylko znowu - lepiej. Dwa - te sceny pasują do wcześniejszych lat wojny, a nie do 1918, gdzie już był inna taktyka. Nie pasuje tu nic, kolory, okopy, czołgi, regulaminy. Nikt, żadna ze stron nie używa np. ręcznych karabinów maszynowych - bo po co?. Film musiał trochę kosztować, to widać, to tak trudno było zatrudnić jakiegoś konsultanta za jakieś 5 tys. Euro? Za drogo? W rezultacie dostajemy ot taki wizualny obraz (z fajerwerkami) pt. "jak mały Hans sobie wyobraża I wojnę". Widz ma oglądać i się zachwycać, a nie zadawać pytania.
Zakończenie to kuriozum zupełne (tak, oczywiście trzeba było zmienić zakończenie i wymowę filmu) - zawieszenie broni podpisane, ale jeszcze zostało czasu do godziny o której wejdzie w życie, więc niemiecki generał postanawia sobie rozegrać sparing z Francuzami z udziałem ostrej amunicji, i oczywiście żołnierze nie widzą w tym nic złego. No i walka trwa, mordują się czym popadnie, pardonu nikt nie daje, ale wybija godzina 11, gwizdek (tak, tak to wygląda, nie zmyślam), koniec walki, przestają strzelać i się zabijać, od teraz już wszyscy są kumplami i się kochają... Kur... tyna.
I właśnie - jakie "bez zmain" - przecież właśnie się skończyła I wojna, więc to jest KOLOSALNA zmiana, no ale kto by tam się takimi "detalami" przejmował.
Nic dodać nic ująć. Oglądałem i dla mnie szmira ze zmarnowanym potencjałem. Skutecznie zniechęciły mnie do tego filmu ...czołgi. Zupełnie nie z epoki. Wtedy po raz pierwszy użyto Mark I a tu w filmie jakieś współczesne pojazdy. Zeby nie brnąć dalej w krytykę.. dla mnie szmira
@@kazaar35 Nie no dobra. Gdzie te współczesne pojazdy były w tym filmie? Mark I użyto już w 1916 roku, a akcja filmu ma miejsce w 1917/18 kiedy to już istniały Mark IV i V. No i Francuzi też mieli własne czołgi St. Chamond M16 i to właśnie ich repliki były w filmie.
@@Amrod97 nie chodziło mi o stricte współczesne pojazdy. Fakt nie doprecyzowałem. Na niektórych ujęciach widać podwozia współczesnych pojazdów lub wujowo zrobione animacje. Po prostu przypominają mi "tygrysy" z czterech pancernych zrobione z T34. Tak samo nieudolnie zrobione repliki. Ale to tylko moje subiektywne zdanie. Ogólnie film mnie nie ujął z tych powodów , które podał autor tego posta. Niema się nad czym rozrzewniać.
@@Amrod97 Tutaj nie chodzi nawet o to że zapomnieli o CGI prz podwoziach tych St. Chamondów, że to były wersję z 1916 czy nawet o to że im "zabrakło" ckm z tyłu. Rzecz w tym że w tym okresie już ich nie używano, a w I połowie 1918 wykorzystano je (ale do wsparcia wojsk amerykańskich) I zupełnie inaczej, jak działa szturmowe strzelające z dystansu, nawet się nie zbliżając do okopów. Tak że jak pisałem - ładnie to wygląda, dużo się dzieje tylko zupełnie bez sensu.
Solidne kino!
Książki nie czytałem a film po prostu jest bardzo dobry.
polecam, książka moim zdaniem znacznie lepsza
Cześć Ziomuś - czym nagrywasz? I co to za mikrofonik?
Kraj, który wywołał tyle wojen kręci najlepsze filmy wojenne. Najlepszy do tej pory "Das Boot" czyli Okręt.
Wolę starszą wersję,, Na zachodzie bez zmian ", tą z lat 60. Wg mnie bardziej porusza
Mam identyczne odczucia. Świetny film. Scena z czołgami to scena wg mnie wybitna.
Moim zdaniem, scena po niej - żołnierze czyszczący okopy miotaczami ognia, nadała jej jeszcze więcej brutalności.
@@sysybnsk no tak (źle może to ująłem), ogólnie cała ta bitwa z francuskim kontratakiem sprawiła, że miałem ciary na plecach
Scena z czołgami rozwala system!
@@garkosq To prawda, jak na Netflix, ten film to perełka warta polecenia :D
Film jest niesamowicie przekoloryzowany, zdjęcia zrobione przez netflix są dziecinne, przebarwione i nie oddają rzeczywistości. Nie piszę tutaj tylko o tej produkcji, to jest stały element w pracach tego wydawcy. "Na zachodzie..." jest dla mnie bardzo śmieszny, nie potraktowałem tego poważnie. Jeżeli ktoś oglądał wcześniej jakieś filmy wojenne albo sam skonfrontował się z rzeczywistością ciężkiej fizycznej pracy - czy to na budowie, czy w garbarni skór etc - nie będzie zaskoczony brudnymi twarzami bohaterów. Wystarczy iść pograć w rugby albo piłkę nożną w deszczu a wróci się bardziej ubrudzonym niż bohaterowie tego filmu - tak odnośnie brudnych twarzy. To, że generałowie żyli w luksusie kiedy żołnierze marzli w błocie nie jest niczym nowym, proza życia: arabscy szejkowie a brazylijskie fawele. Film może być zachwycający dla 20latków i pisze to kompletnie bez złośliwości ale do 1917 czy Dunkierki bardzo mu daleko.
Dla mnie bardzo naiwny, przekoloryzowany, poważnie śmieszny. Określiłbym go jako wstęp do okrutnej prozy życia.
Niech zobaczą go wszyscy bohaterzy jadący na wojne na Ukrainę którzy myślą że jest tak wesolutko jak na Tiktoku.
Niemiecka propaganda żeby straszyć przed Rosją
Lubię dobre, powtarzam "dobre" filmy wojenne i nowa ekranizacja powieści Erich Maria przez Netflix, będzie jedną z ulubionych. Dobra robota, nie dla niewrażliwych...
Jeden z lepszych, najlepszy film wojenny to wersja z 1979 roku.
Osobiście Na Zachodzie bez zmian bardzo mi się podobało, uważam, że dobrze pokazuje dramat realiów wojennych, skłania do przemyśleń i wbija się w psychikę. Jednak z perspektywy pasjonata historii nie podobał mi się brak obiektywizmu (Francuzi to zimni mordercy a Szwaby to dzieci próbujące przetrwać).
!SPOJER jednej sceny!
Jest w tym filmie bardzo mocna scena kontrataku francuzów, jeden z przyjaciół bohatera jest dosłownie palony żywcem, francuskie czołgi nacierają dziesiątkując niemiecką piechotę- z perspektywy głównego bohatera po prostu dramat.
Zabrakło mi sceny gdzie bohater razem z resztą żołnierzy jest w odwrotnej sytuacji, np nacierają na wroga, palą, strzelają i wysadzają francuzów, cieszą się z pomyślnego ataku.
moment w którym sie poplakalem to 1 godzina i 23 minuty filmu
7:12 najlepszy i najbardziej brutalny jest według mnie "Idź i patrz" Elema Klimowa :)
"Bez koloryzowania, bez niepotrzebnego patosu, bez zbędnego efekciarstwa" - serio? To była gra komputerowa bardziej niż film. Najsłabszy film wojenny, który oglądałem od dawna.
Film wgniata! Wszystko tu gra z muzyką włącznie- miazga!
Film niesamowity
końcówka już naciągnięta ale całość nieźle ukazuje psychologie żołnierza i romantyzm młodości
Wszystko fajnie tylko mam jeden zarzut. Niemcy pięknie się wybielają. Ten film zgrabnie sprzedaje pokrzywdzonych i miłujących pokój Niemców. Nie licząc niemieckich oficerów to wszyscy pozostali są ofiarami, a tymi złymi są... Francuzi/wojska alianckie. Gdybym urodził się wczoraj to po tym filmie miałbym następujący pogląd. Niemcom (nie licząc dwóch oficerów) zależy na przerwaniu niepotrzebnej wojny, w której giną nastolatkowie. Mimo początkowych planów pobicia przez nich Francuzów, zdobycia Paryża i późniejszych, dewastujących psychikę warunków na froncie pozostają fajnymi chłopakami. Oni jak kradną to tylko z głodu i tylko jedną gęś z dużego gospodarstwa gdzie mieszka uzbrojony w broń palną gospodarz. Nie okradają biednego chłopstwa z całego inwentarza, które do samoobrony ma co najwyżej widły. Jak widzą młode dziewczyny, kobiety to nie gwałcą ich. Oni je zdobywają pomocną dłonią, żartami. Zapamiętują ich imiona, a na pamiątke cudownej nocy dostają od nich pachnącą chustę(?). Francuzi natomiast są sukinsynami, bo gdy Niemcy atakują nastolatkami z karabinami i bagnetami, to oni odpowiadają artylerią, czołgami, lotnictwem i miotaczami ognia (Niemcy na kolanach się poddają, a i tak zostają potraktowani ogniem). Biedna Niemiecka młodzież ucieka, a Francuzi walą im wtedy w plecy ze wszystkich zdobyczy techniki wojskowej. Żeby było mało to Francuzi używają przeciwko biednym Niemcom gaz musztardowy. Tyle kwiatu naszych zachodnich sąsiadów zginęło od tej straszliwej broni... A na koniec akcja ukazana w wagonie. Foch faktycznie chciał likwidacji Niemiec ale to jak została ukazana delegacja wojsk alianckich pod jego dowództwem i jak w kontrze pokazano Niemców... Znowu to wojska alianckie są bezwzględne, chęłpią się nadchodzącym triumfem, a poniżani Niemcy są skruszeni, niemal płaczą. To Niemcy błagają o zakończenie działań wojennych, bo giną młodzi ludzie - tak jakby reszta świata miała w dupie masową rzeź. Gdybym urodził się wczoraj to bym może nawet zapłakał nad losem biednych Niemców. Tylko, że wiem kto zaczął używać gaz musztardowy i wiem, że Niemcy również stosowali lotnictwo, pojazdy opancerzone, miotacze ognia. Natomiast dzisiejszy nastolatek, nie mając podstawowej wiedzy o WW po obejrzeniu tego filmu (i nie sięgając później do źródeł historycznych) wyniesie skrzywiony obraz frontu. Nie wiem czy to zamierzone działanie. Wiem jednak, że każde takie wybielanie jest krzywdzące dla historii.
Czy Ty w ogóle człowieku czytałeś ta książkę? Zdajesz sobie sprawę z tego, że to pisał niemiec więc logiczne, że pisze z perspektywy Niemców. W dodatku o pierwszej wojnie światowej, a nie o drugiej. W pierwszej wojnie Niemcy niczym się od Francuzów nie roznili. Dopiero druga zdemonizowala ich za sprawą III rzeszy. Gdyby to sami było napisane z perspektywy Francuzów to już by Ci gwałty i nierówność w artylerii nie przeszkadzało co? I taka mała ciekawostka (bo ewidentnie nie czytałeś ksiazki) - nikt nikogo tam nie gwałcił. Te panny faktycznie zaprosiły je do stosunku
Jeszcze oczywiście taka kwestia, że ten film ma opowiadać o straconym pokoleniu i okrucieństwach PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ a nie o tym, że opresorami są Niemcy albo francuzi. Dla umierającego żołnierza albo takiego pod ostrzałem zawsze to wróg będzie tym diabłem
Dokładnie tak, film wręcz tendencyjnie wykrzywia realia wojny na korzyść "biednych Niemców". Dziwne, że tak mało osób takie rzeczy zauważa. W ogóle zmieniłbym opis, zamiast "bardzo wiernie oddaje brutalne realia wojennego frontu" napisałbym "bardzo jednostronnie i wybiórczo oddaje brutalne realia wojennego frontu" ;)
@@chemical9999 Zdaje sobie sprawę, że to na podstawie książki napisanej przez Niemca. Nie widzę jednak przeszkody w tym, by przy okazji filmu, w roku 2022, pokazać szerszy plan. Odrobinę szerszy. Nie brakuje filmów o tematyce wojennej, w których bestialstwo wojny pokazane jest po obu stronach konfliktu. Proporcje mogą nie być (i zazwyczaj nie są) 50/50 ale w tych filmach zawsze znajdą się skurwiele i dobrzy ludzie. Niezależnie czy mowa o Jankesach, Wietnamczykach, Koreańczykach, Niemcach, Rosjanach, Afgańczykach i kogo tam jeszcze wymyślisz. W tym filmie tego nie znajdziemy, a szkoda, bo od strony wizualnej-produkcyjnej robi wrażenie.
@@originalmeda11 to jest film na podstawie książki. Gdy zostanie zmieniona proporcja przedstawiania bohaterów to film już nie jest zgodny z książką
Oglądałem z dziewczyną robi mega robotę i daje do myślenia