Mnie bardzo boli to, że w dzisiejszych romansach bardzo rzadko mamy rozwijające się uczucie. Wszystko sprowadza się do fizyczności a na końcu mamy "wielką miłość", której w ogóle nie widać
@@CatVloguje Totalnie się zgadzam! A osobiście kocham romanse typu slow burn, gdzie właśnie ten proces rozwijania się przyjaźni i uczucia jest najfajniejszym elementem historii! Niestety strasznie ciężko trafić mi na dobre książki tego typu...
Tutaj często pojawia się błędne koło niestety, książki na półkach stoją fizycznością, ludzie lubią jak już w początkowych rozdziałach mamy gole klaty i seksualizacje postaci więc po takie książki sięgają, ponieważ po nie sięgają chętniej to tworzą trend, a wydawnictwo chcące zarobić sięga chętniej po trend który się "klika" więc spośród propozycji wybierze taką, która wpasuje się w aktualne upodobania. Przed to autor chcący przełamać tendencje i piszący romans np bardziej emocjonalny "bez fajerwerków" po którejś odmowie może się zrazić i albo zacznie pisać tak jak "chce publika" powielając popularne schematy, albo weźmie inny gatunek lub porzuci chęć wydają danej pozycji... Koniec końców wracamy do punktu wyjścia. Też próbuje się w pisaniu i mam dosyć romansu gdzie slow burn sprowadza się do tego że scena erotyczna po prostu pojawia się na końcu książki, a poza tym nie ma żadnego rozwoju emocji albo są nawalone sceny bez ładu i składu byle by były, najczęściej zbyt szybkie i zbyt nachalne w odbiorze. Na wattpadzie też to widać, te "ostrzejsze" historię najlepiej z jakimś dwuznacznym tytułem klikają się dużo bardziej :) No coz, najwyżej zostanę w sferze "naiwnych bajek" bo osobiście wolę romans pełen wspólnych przeżyć, wspomnień i klasycznego łapania się za rękę (a nie trzy części ciała na styk) 😂
@@MalinkowaQueen Owszem akurat oni idą w ten nurt że wydają wszystko jak leci. Często autorki z tego wydawnictwa nie mają rozwinętego warsztatu literackeigo i tworzą niezbyt dobre książki. Jeśli jesteś zainteresowana spokojnym rozwinięciem postaci, czy nawet romansu mogę zaprosić cię do siebie na Wattpada. Tam pojawia się dopiero romans w 2 tomie obecnej historii i jeśli przedstawiam problem to nie romantyzuje go tylko przedstawiam realnie go. Więc jeśli jesteś zainteresowana to jest ta historia - www.wattpad.com/story/372560750-tom-1-odnalaz%C5%82-j%C4%85-16%2B
Świetne podsumowanie 👏🏻 Najbardziej z tego wszystkiego drażni mnie właśnie ta wszechobecna erotyka. Jak mówisz, kiedyś było wiadomo, w jakiego typu książkach można się takich scen spodziewać, a teraz mamy z pozoru uroczą, niewinną powieść, a tu bach! szczegółowa, graficzna scena ero 🤦🏻♀️ Na przykład w "The Pumpkin Spice Cafe". Z tego względu często omijam książki, których opis nawet mnie ciekawi, ale z innych źródeł dowiaduję się, że tam też się odjaniepawlają lekcje anatomii 🙄
Mnie osobiście mocno drażni to co się dzieje z okładkami książek i nie chodzi tylko o te "kreskówkowe" okładki, które nam zastąpiły panów z gołą klatą. Osobiście czytam dużo fantastyki i teraz przeglądając np. Legimi trafiam na okładki które wyglądają jakby książka była jakimś epickim high, dark fantasy, albo coś w stylu horroru gotyckiego myślę sobie "super coś dla mnie" wchodzę w opis a tam w oznaczeniu gatunku: romans/erotyk... I nawet jeśli już się zdarzy, że rzeczywiście "fantastyczna" okładka jest fantastyką i nawet opis nie brzmi źle, to pod koniec musi być notka, że książka zawiera treści 18+. I super, że to oznaczenie jest ale o ile w fantastyce można by się spodziewać że będą to sceny waliki, albo jakieś drastyczne opisy to nie, w 99% przypadków są to spicy sceny i to najczęściej napisane gorzej niż jakiś podrzędny scenariusz do filmiku z pomarańczowego yt... no aż się człowiekowi odechciewa wszystkiego :/
W zupełności to rozumiem. Jak miało wyjść Czwarte Skrzydło byłam praktycznie przekonana, że to będzie oscylować koło high fantasy, a tu romantasy... I to jeszcze bardzo kiepskie. Cieszę się, że nie kupiłam tej książki zanim nie pojawiły się recenzje, bo nie jest coś w moim guście literackim.
Zgadzam się z Tobą i osobami, które pisały o tych zjawiskach. Bardzo je widać. Najbardziej denerwują mnie nowe wydania książek, które niedawno się ukazały lub są bardzo łatwo dostępne. :)
Jak dla mnie wykorzystywanie AI w branży kreatywnej jest dość niepokojące. Nie uwierzę, że We Need YA nie stać na ilustratora, a po prostu chcą zaoszczędzić. Co będzie następne? Wydawanie książęk napisanych przez AI, żeby nie płacić autorowi, bo tak jest taniej?
AI nie napiszę ci książki, bo nie jest wstanie. Nie wiem czy próbowałeś kiedyś coś takiego stworzyć. AI może wspierać pisarza w fazie koncepcyjnej, ale nie jest wstanie wymyślić sama z siebie historii.
Myślę, że tak daleko to nie pójdzie, żeby AI pisało... Ale okładki może pomagać tworzyć, zwłaszcza, że i tak finalizuje je ilustrator; no i też rozróżnienie, czy AI robi całą ilustrację, tworząc wadliwe postacie, czy np. chodzi o poszerzenie stockowej ilustracji o kilka centymetrów - a do tego też używa się AI 👀
Książki napisane przez AI, tylko z podstawą koncepcją podaną przez człowieka oraz potem zedytowaną, już są na rynku od dawna. Amazon jest nimi zalany, a w Polsce też wyszło choćby coś o tym, że Polska została mistrzem na EURO. Nie ma w tym dla mnie nic niepokojącego - rynek zweryfikuje, taka kolej rzeczy.
Myślę, że to pójdzie dalej i to bez problemu. Już teraz AI generuje ludziom pisma, prace magisterskie, czy utwory muzyczne, to dlaczego nie książka? Uważam, że AI powinno być jak najszybciej uregulowane prawnie i dopiero wtedy ktokolwiek powinien móc z tego w mniejszym lub większym stopniu korzystać, więc nie uważam, że to dobre posunięcie używania tego w projektowaniu okładek. Nic dziwnego, że teraz ilustratorzy uciekają z IG na inne platformy, bo nie chcą żeby Meta zasilała AI ich pracami. Znajomej praca znalazła się na okładce czyjejś płyty na Spotify, bo wygenerowana przez AI, ale jednak zmieniona niewiele. Jest to kradzież/plagiat. Do tej pory my, graficy, radziliśmy sobie z przerabianiem grafik, jeśli brakuje jej kilka cm, poradzimy sobie jeszcze trochę :) A jak wydawnictwo nie stać na kozackiego ilustratora dla nowego pisarza, któremu notabene chce dać szansę - niech dadzą szans tak samo młodym i mniej doświadczonym ilustratorom. Na pewno znajdzie się ktoś, kto stworzy coś super, tylko nie ma doświadczenia popartego pracą w firmie tudzież dużym portoflio :)
Ja zupełnie nie rozumiem polskich autorek (głównie), które obsadzają akcje w USA albo UK. Zakładam, że 95% z nich nigdy nie postawiła nawet stopy w Stanach. Rozumiem, że bohaterka o imieniu Magda, Ola, Ala itp. jest passe, a w Polsce żadna fajna akcja książki nie może mieć miejsca 😟
Bo o to chodzi że Ameryczka jest cool i Maggie z Sacramento jest ciekawsza niż Magda z Grudziądza. Ja jestem pokolenie Disney Channel ale jakoś nigdy nie uważałam by tam było cool. Owszem popkulturowe przedstawienie high school jest atrakcyjne ale też mocno sztuczne. Zwłaszcza względem Polski. Ja rozumiem, gdyby autorka była zakochana w jakimś rejonie USA i przelała to do swojej powieści. Albo faktycznie lubiła hokej i oglądała mecze NHL albo grała w NHL na konsoli. Ale nie, po co. Można powiedzieć że akcja polskich romansidełek z wattpada dzieje się w USA czyli nigdzie Jakoś nie widzę by był podoby szał na umieszczenie bohaterów takiej historyjki w Japonii, gdzie ich licea są równie specyficzne. Albo w jakimś innym kraju europejskim. Ba, nawet nie chce im się pisać o Kanadzie, gdzie kręcono większość "wiejskich" i "obozowych" filmów Disney Channel. Albo o Australii czy Nowej Zelandii z czego ta druga grała typowe amerykańskie miasto gdy do Disneya należeli Power Rangers
@@paulinagabrys8874 dokładnie tak!Trafiłam ostatnio na powieść Jodi Picoult, która, co prawda, zawsze robi dobry research do powieści, a tym razem pojechała az w podróż po Egipcie z egipcjolożką, żeby ta powieść miała ręce i nogi. Kiedyś gdzieś trafiłam na taką poradę: pisz o tym, co wiesz i zgadzam się w 100%, szkoda tylko że nie do wszystkich to trafia 🙈
27:41 O, ja pamiętam z moich wczesnych lat nastoletnich, że w młodzieżówkach tego seksu nie było, jeśli się pojawiał to raczej w kontekście, że przyjdzie na to czas i lepiej się nie śpieszyć. Potem te sceny zaczęły się pojawiać, ale bardzo delikatne i w domyśle, a teraz wiadomo, co się dzieje :/
Nazwisko tłumacza na okładce to dla mnie super pozytyw! Mega się cieszę, że nareszcie wydawnictwa - ale i czytelnicy - należycie doceniają pracę tłumaczy, którzy niejednokrotnie robią takie czary w trakcie swojej pracy, że czapki z głów. Tak samo za pozytywne uważam to, że przestajemy traktować książkę jako świętość. Kocham literaturę, uwielbiam książki na swoich półkach i tak, wiele traktuję jako skarby (przede wszystkim starsze pozycje, które mam po Dziadku) i mam do nich mnóstwo sentymentu, ale książka jest jednak przedmiotem - po prostu. Jasne, wieki temu, kiedy książka kosztowała majątek i było ich mało, to wtedy otaczanie jej kultem i świętością było zasadne. Ale dziś? Co do wznowień, to ja jestem po tej stronie barykady, która docenia wznawianie starszych książek, już niedostępnych, ale totalnie ma już dość "wznawiania" w sumie nowości w sryliardzie wersji okładkowych - twarda oprawa z okładką X, miękka z Y, barwione brzegi, barwione brzegi + obwoluta... W ogóle, ten hype na barwione brzegi też już wychodzi mi bokiem. Na początku to było fajne, ekskluzywne można powiedzieć. Dziś już nie wywołuje ekscytacji, a jedynie wielokrotnie jedynie podbija jeszcze cenę książki, która i bez tego nie jest dziś tania. Co do książek wydawanych przez influencerów, to dla mnie też to raczej obojętny temat, choć też się nie zagłębiałam w niego. Mam po prostu nadzieję, że wydawnictwa nie odrzucają innych dobrych pozycji kosztem erotyka, romansiku, czy poradnika kogoś z tiktoka, czy Instagrama. Ale - mnie nie interesuje, ja nie czytam, ale jeżeli inni są zainteresowani, to czemu im to odbierać? I taaak, angielskie tytuły! Tego już mam coś mocno. Jedyne co mi to daje, to łatwiejszy odrzut książek, które mnie nie interesują. Jak zauważyłaś, najczęściej dotyczy to bardzo 'specyficznej' literatury. A jeśli idzie o pisanie o czymś, na czym autor się nie zna...Pal licho jeszcze w beletrystyce. Ale w literaturze popularnonaukowej lub reportażu to już jest dla mnie grzech ciężki, a coraz więcej miga mi gdzieś w książkostrefie takich książek i tutaj już się bardzo gniewam. A przesycenie erotyzmem literatury popularnej to trend, który naprawdę mam nadzieję, że umrze. Wydawajmy erotyki, ale - jak wspominałaś na początku - niech mają odpowiednie oznaczenia, niech okładka nie wygląda jak "Pamiętnik księżniczki" i niech promocja nie będzie toksyczna. No, wygadałam się😀😀Przepraszam za ten elaborat, pozdrawiam każdego, kto doczytał do końca😅
Ależ nie przepraszaj, ja z przyjemnością takie elaboraty czytam! 💗 Co do wznowień z barwionymi brzegami, to ja dorzucę jeszcze, że technicznie to jest TYLKO efekt tego, że wydawcy odkryli, która drukarnia ma takie możliwości techniczne, żeby robić zadruk na brzegach - i nagle się okazało, że wszyscy chcą je mieć... Jeszcze gdyby to był dodatek, za który nie dopłacamy, to niech sobie te książki nawet tańczą i śpiewają - ale jak dzisiejsza cena w superpromocji to jest normalna cena sprzed 3-5 lat, to mi żadne ozdobniki nie są potrzebne. I tak książki stoją brzegiem do półki, chyba tylko pająki mogą sobie podziwiać XD
@@CatVloguje tak, dokładnie! W ogóle, cena książki dziś to wow. Ja sobie teraz podczytuję "Szklany tron" w tej pierwszej, białej wersji. I jak widzę cenę okładkową 36,90 (czyli pewnie kupiłam ją za jakieś 24-28 zł) to aż łezka w oku staje😅
Jako osobie gdzieś spod parasola aromantyczności i aseksualności trudno mi się jakkolwiek wczuć w ten rozbudowany rynek pikanterii., szczególnie zamaskowanej kreskówkowymi/kolorowymi okładkami. Mam nawet czasami wrażenie, że jestem tą jedną osobą, która szuka jakiejkolwiek fabuły. Korci wejść do książki i potrząsnąć bohaterami, że dlaczego oni się dziwią, że ojoj, nie dogadują się, skoro zrzucanie ubrań zastąpiło wszelkie inne formy komunikacji
Doskonały materiał, wyczekiwałam odkąd zapowiedziałaś na insta 😁 Jak zwykłe zapewniłaś merytoryczne i ciekawe podejście do tematu ❤️❤️❤️ Bardzo lubię trend umieszczania nazwiska tłumacza na okładce! Po pierwsze zwyczajnie na to zasługują za czas poświęcony na to, żeby polski czytelnik mógł zapoznać się z danym tytułem. A po drugie ja, jako czytelnik, mam ułatwione zadanie weryfikacji, czy dane tłumaczenie będzie mnie satysfakcjonowało czy nie, jeśli akurat jest to tłumacz, którego praca niekoniecznie przypadła mi do gustu 😂 Co do AI, jako rysowniczka/ilustratorka/fanarcistka jestem przy pierwszym odruchu na NIE, bo jednak żadnemu z nas nie podobało się to, że bez naszej zgody karmiono AI pracami, które umieszczaliśmy gdzieś w sieci i zanim cofnęliśmy zgody gdzie się dało było "po ptakach". Ale też przyznaję, że te funkcje typu dogenerowanie jakiegoś fragmentu zdjęcia, albo nie wiem, nawet te grafiki z canvy już mnie tak nie bolą. Także pełna zgoda, że jest to zagadnienie bardzo kontrowersyjne i zniuansowane jednocześnie... Mi pozostaje mieć nadzieję, że inni nadal będą woleli oglądać to, co narysowałam sama, niż to, co wygenerowało im AI 🥲 Ostatnie do czego chciałam się odnieść, to erotyka w książkach 🙃 Również denerwuje mnie to, jakie ilości się jej obecnie wydaje, ale tu jeszcze mogę w większości przypadków zasugerować się okładką i po prostu przescrollować na Legimi, bo nie czytuję ani jej, ani typowych romansideł, pod których płaszczykiem często się chowa. ALE lubię czasem sięgnąć po lekki romcom i ręce mi opadają, jak tam sceny erotyczne są wzięte jakby z innego porządku? Zupełnie nie pasują do charakteru bohaterów, są jakby wycięte z zupełnie innej książki? I czesto tak toksyczne, że ręce opadają. Zawsze psuje mi to lekturę i bardzo skutecznie odstrasza od sięgania po nowych, nieuznanych mi autorów, o ile nie mam od kogoś zaufanej polecajki. Albo sprawia, że trzymam się romcomów queerowych, bo na nich jeszcze się nie sparzyłam.
ksiazki pisane tylko pod popularne na tiktoku motywy to jeden z najgorszych trendow moim zdaniem, nie wspominajac o erotykach zalewajacych rynek i dzialalnosci wydawnictwa niezwyklego oczywiscie. osobiscie nie jestem tez fanką barwionych brzegow - jesli już są, w porzadku, ale kompletnie ich nie potrzebuję
zgadzam się ze wszystkim z wyjątkiem wykorzystania AI. mało kto w community ma problem do używania np. generative fill w Photoshopie, czyli funkcji wykorzystującej AI. mamy problem z tworzeniem okładek, które bazują na wygenerowanej ilustracji, tak jak w nadchodzącej premierze od we need ya. książkę wydaje się raz (opcjonalnie po latach się wznawia), czemu więc przycinać koszty na tak istotnych rzeczach jak tłumaczenie (żmija i skrzydła nocy) czy oprawa graficzna (wspomniane we need ya, MAG i okładki do dodatków Więźnia labiryntu)? taki zabieg pokazuje tylko, że te pozycje nie były istotne dla wydawnictwa, pozycja nie jest dopieszczona i dokochana, tylko potraktowana taśmowo. przecież wydanie książki zajmuje masę czasu, po co psuć cały ten proces chęcią zaoszczędzenia paru stówek, które początkujący illustrator chętnie by zgarnął za wykonanie ilustracji mającej więcej życia w sobie niż wygenerowana sklejka skradzionych ilustracji. mamy na przykład książki od Bijan, do których Jędrzej Nyka robi genialne ilustracje i dzięki temu książki stają się charakterystyczne, zapadają w pamięć, natomiast generowanie okładek to zabieg dla masówki i powinien być praktykowany wyłącznie w wydawnictwach pokroju niezwykłego, żeby wiedzieć że podobny stosunek jest i do treści, i do okładki.
Jasne, ja rozumiem ten problem - dlatego nie mam bardzo konkretnego zdania na temat AI i jestem trochę pośrodku. Bo tą granicę wykorzystania można przesuwać - może chodzić o generative fill, i to (powiedzmy) akceptujemy. A czy na przykład wygenerowanie tła będzie okej czy nie? A skoro tło tak, to może akcenty też? A może można wygenerować budynek? A jak budynek można, to może zwierzę też? I w ten sposób dojdziemy i do postaci... To jest jeszcze na tyle nowy temat i jednocześnie płynny, że ja nie chcę kategorycznie się określać, że "AI jest złe" - bo na przykład generative fill mi nie przeszkadza (a przecież, kolejny wątek, wydawnictwa nie określają, w JAKIM ZAKRESIE wykorzystano narzędzia AI). Czemu przycinać koszty? Bo wydawnictwo to biznes, niestety. I nie zawsze chodzi wyłącznie o miłość do książek i chęć dopracowania ich i dopieszczenia do ostatniej kropki (co widać po jakości wielu ukazujących się w ostatnim czasie pozycji). I jak tu się urwie tysiąc, gdzieś indziej tysiąc, gdzieś parę stówek, to się nazbiera... W idealnym świecie wszyscy byśmy chcieli, żeby te książki były zrobione na 100%, ale realia są takie, że się po prostu tak nie robi 😶 No i zatrudnienie początkujących ilustratorów to też nie zawsze jest takie oczywiste - trzeba do nich dotrzeć, trzeba znaleźć kogoś, kogo styl pasuje, kto umie w ogóle dostosować ilustrację do wymogów okładkowych - to często jest "wysiłek", którego się nie podejmuje, bo łatwiej wziąć kogoś sprawdzonego, nawet jeśli korzysta z AI... I do puli z problemami graficznymi równie dobrze można dodać osoby, które bazują na stockach, ale nie kupują ich, tylko przerysowują - czy to jest fair...? Skomplikowana ta branża 😂
boże kocham twoje filmiki !!!!! to jest tak świetnie przygotowany materiał, dobrej jakości nie tylko pod względem kamery (jest estetycznie i miło się to ogląda) ale też pod względem treści ❤️
Z dobrymi trendami zgadzam się w 100%. Jeśli zaś chodzi o negatywy, to przede wszystkim kwestia wydań - drażni mnie niesamowicie to, że wydawnictwa robią ludzi w konia stosując coś na kształt reguły niedostępności… tylko po to, żeby po 5 miesiącach wydać wydanie bez szału, normalne, które i tak ładnie może wyglądać na półce. Kolejna sprawa, kwestia tłumaczeń - piję tu w szczególności do jednego ze styczniowych tytułów, który dostałam w prezencie (hint - Hype, niebieskie brzegi), ale którego czytać już po prostu nie chcę, bo wiem, jakie byki popełniono podczas tłumaczenia i korekty. Może zamiast wydawania na potęgę, warto byłoby przysiąść nad tłumaczeniami i korektą? Angielskie tytuły mnie drażnią, i o ile jeszcze zdzierżę połączenie angielskiego tytułu z polskim odpowiednikiem na okładce, to cały angielski tytuł bez tłumaczenia mnie boli. I powoływanie się na to, że polski tytuł nie pasuje do okładki, nie jest dla mnie uzasadnieniem. Niezwykłe… cała akcja z tą książką mnie boli, także wiem doskonale, że ta książka w topce Empiku nie była, tym bardziej na pierwszym miejscu XD 15-latka pisząca książkę 18+ to dla mnie przesada - jak i również działania marketingowe wydawnictwa zasługują na żenadę roku. Chciałabym widzieć dzieci czytające książki odpowiednie do swojego wieku, a nie podbiegające do kasy z erotykami…
W idealnym świecie - warto byłoby przysiąść, ale przecież łatwiej puścić bubla, bo ludzie kupią i dopiero wtedy się zorientują, co dostali, a kasa płynie! 🤡 Już zresztą rozmawiałyśmy o dzieciakach i tym, co czytają - czekam, aż zacznie się coś zmieniać 💔
- Zdecydowanie jestem za ostrzeżeniami (nie tylko o wieku) na okładce albo w środku nawet przed samą treścią - Książki traktuje jak książki. Trzeba je szanować ale jak mi się zagnie strona albo kupię przez internet i przyjdzie porysowana czy pogięta to nie płaczę z tego powodu. Czasami wolę kupić dużo taniej z drugiej ręki ale w gorszym stanie niż nową - Wznowienia są mi lekko obojętne. Ostatnio kupiłam "folwark zwierzęcy" z barwionymi brzegami i to wznowienie przekonało mnie do przeczytania. - Dla mnie wydania specjalne (bez wydania zwykłego) są beznadziejnym rozwiązaniem. Nie jestem fanką barwionych brzegów, wyklejek itp. Jedna czy dwie książki na półce mi nie przeszkadzają ale tak jak mówiłaś w filmiku, za takie wydania specjalne trzeba zapłacić więcej👎 - pod przedostatnim punktem podpisuje się rękami i nogami
@@paulinagabrys8874 lepsza byłaby ta edycja rozszerzona jakby wyszła po skończeniu serii ewentualnie jakby zrobili jedną grubą książkę z wszystkimi częściami i tam byłoby dodane to rozszerzenie
@@CatVlogujeRed White and Royal Blue miało to samo. I to jest podła rozgrywka wobec klienta bo ma się poczucie niekompletności. Jakby nie można było wydać albo pełnoprawnego sequela albo tego epilogu do oryginału. To jest jak dlc do gry ale takie chamskie, bo dające "prawdziwe zakończenie" za gotówkę.
Pracuję w księgarni - nie raz i nie dwa, nastolatki kupują parno i duszno. Co więcej, nie raz i dwa, RODZICE kupują dzieciom takie ksiażki, a na naszą informację, że to książka "18+ i tu jest to i to" słyszymy "ale ja się zgadzam" i rodzice mają na to wylane... :/ Więc trochę problem leży nie tylko po stronie wydawnictwa czy popularności na booktokach, ale też i społeczeństwa, które tak naprawdę ma w pompce, co dzieci czytają, byle tylko dały rodzicom spokój...
Każda okładka z AI jest de facto kradziona - więc nie, wydawnictwa nie powinny z czegoś takiego korzystać; chyba że mają jakieś prywatne AI nakarmione pracami na jakie to wydawnictwo ma zgodę. Co do sportu... zwyciężczynią w tej kategorii jest książka Julii Żugaj i tego drugiego typa - dwie osoby pisały to dzieło literackie. Nikt nie sprawdził że dziewczyny to grają w softball a nie baseball. I to nawet nie w tym mieście, bo tam to grają w piłkę. Nożną.
Jakiś czas temu wylogowałam się z książkowego świata (gdyby nie twój kanał to nawet nie orientowałabym się w premierach 🙈) i bardzo się z tego cieszę, bo po takich flimach jak ten twój widzę ile dram itp. Mnie omija 🤣🤣🤣 dobrze że jesteś tu żeby zdradzać najlepsze "smaczki" z tych książkowych realiów i omawiać je tak celnie i skrupulatnie! 💜
Pracuje w bibliotece i dla mnie największy rak, to te słodkie okładki w erotykach. Był chłop z gołą klatą na okładce, to się od razu wiedziało, co to za zwierz. Dobrze, że niektórzy wydawcy te papryki czy inne hot levele na tylnej okładce zaczęli umieszczać - to się chwali. No i to pomieszanie YA z NewA. Weź człowieku bądź mądry i umieść książkę na odpowiedniej półce. Nie da się tego wszystkiego czytać. Ostatnio przez przypadek z Internetu się dowiedziałam, że ten retelling "Ani z Zielonego Wzgórza", to bynajmniej nie dla nastolatek... Oczywiście trafił do działu młodzieżowego. Ale skąd człowieku możesz to wiedzieć, na okładce żadnych ostrzeżeń... Książki powinny mieć obowiązkowe oznaczenia wieku na okładkach, szczególnie jal coś jest 18+.
W punkt! Ten retelling, o którym wspominasz, jest podobno w ogóle bardzo słaby i wręcz zahacza o toksynę, z tego co widziałam fragmenty, a faktycznie przez odsłonę wizualną i brak informacji o grupie docelowej można by go postawić na dziale dziecięcym...
YA powinno być "bezpieczne" dla dwunastolatek (niekoniecznie ciekawe dla nich, ale bezpieczne właśnie). Cała reszta to NA. I od razu by było jasne... A to wydawcy kombinują i psują podzial kategorii.
Zgadzam się z tobą w kwestii erotyki w książkach. Wiele razy przerywałam czytanie bo pojawiła się scena erotyczna. Pomimo tego, że ani w opisie, ani na okładce, ani w przedmowie autora/autorki nie było wspomniane o ograniczeniach wiekowych.
Bardzo mnie rozczarowała twoja wypowiedź o ai :( czy w takim razie możemy używać sztucznej inteligencji do pisania książek skoro widzimy je jako wyłącznie narzędzie albo gdzie stawiamy granicę
No właśnie granica nie jest określona - dlatego nie opowiadam się silnie po żadnej ze stron. AI jest narzędziem - jeśli wykorzystamy je do powiększenia ilustracji ze stocka o kilka centymetrów, bo jest zwyczajnie za mała, nie ma większej, a chcemy jej użyć na okładce, to czy to jest złe? Czy jak skorzystam z narzędzia AI, żeby streściło mi długi artykuł do kilku punktów, to to jest złe? Nie ma jasno wytyczonej granicy, regulacji prawnych, więc nie chcę być ani zdecydowanie na tak, ani w pełni przeciwko. Mam neutralną opinię, widzę plusy i minusy, ale jeśli to Cię rozczarowuje - no cóż, przykro mi.
Problem z AI dotyczy tego, że grafiki generowane przez AI powstają przez łamanie praw autorskich. I to nie ma nic wspólnego z transparentnością wydawnictwa, tylko z olewaniem przez firmy od AI protestów grafików oraz braków prawnych. Za dużo znam osób tworzących grafiki, by jakkolwiek wspierać korzystanie z grafik generowanych przez AI :( Btw. moją bolączką jest nagminne błędne używane pojęcia "cozy crime" - takowe nie istnieje. Cły świat mówi o "cozy mystery", co ma sens, bo w tym podgatunku chodzi o zagadki, a w Polsce ktoś rzucił błędne hasło i to się szerzy jak rak. No a druga rzecz - mieszanie NA z YA. Podczas gdy granica jest całkiem wyraźna. YA powinno być "bezpieczne" do czytania przez dwunastolatki (nawet jeśli ich nie zainteresuje), a jeśli ma sceny nie dla takich młodych nastolatków, to jest NA. I tyle. W ten sposób nie powinno być czegoś takiego jak YA 16+. Nie. To jest NA, po prostu o licealistach, ale nawet dorośli mają prawo czytać o młodszych bohaterach. A NA jest w założeniu 18+, przy czym nikt nie zabroni dojrzałym szesnastolatkom sięgać po ksiązki 18+. To naprawdę proste i czekam, aż zacznie się o tym głośno mówić :)
W wielu znanych książkach research leży i kwiczy. Ja jak miałam scenę przepisania nieruchomości, to pomagała mi prawniczka. Kiedy pojawiła się kwestia ogłuszenia chloroformem, zamęczyłam trzech chemików o szczegóły. Ale najlepsza była książka, jak amerykański agent trafia do Korei płn i tam po ucieczce łapie na ulicy taksówkę, która ma gps po angielsku... Nie wiedziałam śmiać się czy płakać :-)))
Mistrzami wydawania wznowień jest dla mnie Świat Książki, oni wydali już z 5 wydań Hrabiego Monte Christo.😂😂😂 1. Wydanie eleganckie 2. Wydanie kolekcjonerskie 3. Wydanie Biedronkowe w twardej oprawie 4. Wydanie Biedronkowe w miękkiej oprawie 5. Wydanie w twardej oprawie z Edmundem na okładce. A mamy dopiero sierpień, do końca roku jeszcze wyjdą jak nic 2 inne. 😂😂😂
@@Jowita001to że nie zmienia to zawartości. Są oczywiście wyjątki jak Mistrz I Małgorzata (masa różnych wersji) czy dwie wersje Nędzników (z felietonami Hugo czy bez nich) itp. Ale generalnie jak Świat Książki wydaje poraz enty klasyki od Austen to jedyną różnicą jest tłumaczenie. Owszem była wersja ceglana czyli wszystko w jednym tomie czy dla srok czyli z pozłacanymi brzegami za chore pieniądze. Ale praktycznie treść jest niezmienna i jedyne co się może zmienić to polski tłumacz. Ja dzięki tej złuej Biedronce i Światu Książki zebrałam w jednej szacie graficznej powieści Austen i to za małe pieniądze.
Już wiem dlaczego nie mogę sobie ostatnio znaleźć książek na Legimi i najpierw muszę spędzić 30/40 minut, żeby w ogóle dodać kolejne 3 pozycje do półki... Przesyt rynku książkami erotycznymi jest ogromny... I mówi to osoba, która lubi erotyki i która czytała ich całkiem sporo. Ba! Często nawet przymykam oko na kaprawe tłumaczenia, bo wiem jak jest z językiem polskim w sferze erotycznej. Ale o ile kiedyś szukałam faktycznie książki z umięśnionym panem na okładce z premedytacją, o tyle teraz nie mam ochoty sięgać po różowe okładki z serduszkami, bo pod nimi często są gorętsze sceny niż w tych pierwszych (patrz np. Icebreaker - pastelowa okładka jak niewinnego romansu, a środek jest tak gorący, że cały ten lód pod łyżwami się topi)
W punkt! Kiedyś to było takie "widziały gały, co brały", nie można było mieć pretensji. Dzisiaj sięgasz po pastelową, delikatną okładkę, a w środku jest fuck-fest...
Jeśli chodzi o ilość papryczek w recenzjach- personalnie bardzo się cieszę z tego oznaczenia, ponieważ nie jestem osobą którą zbytnio interesują takie treści. W dobie obecnie wydawanych książek i ilości tej pikanterii w różnych gatunkach- mam świadomość jakie książki nie będą odpowiednie dla mnie i nie jestem nimi rozczarowana. Mimo to kompletnie rozumiem twoją opinię, bo też zauważam że stało się to swego rodzaju "wyścigiem" jakby wartość książki zależała jedynie od ilości cielesności :/
Samo oznaczenie jak najbardziej popieram, ubolewam tylko nad tym, że często zastępuje jakiekolwiek inne komunikaty dotyczące książki - jakby liczyło się tylko to, ile jest scen, a nie czego dotyczy fabuła :c
Ba, ja uważam, że książki powinny być oznaczane według kategorii wiekowej, powinno być to wyszczególnione na okładce i książki 18+ powinny być sprzedawane na dowód. A to wszystko powinno być prawnie wymagane!
Tworzysz chyba najciekawsze treści na całym polskim booktubie 😍 i większości przypadków zgadzam się Twoimi spostrzeżeniami, szczególnie z ostatnimi. Jak miałam te 14 lat to „spicy” był dla mnie zmierzch, a erotyki wyglądały jak erotyki
Mam wrażenie, że żyję pod kamieniem, bo często omijają mnie te różne dramy w naszym książkowym świecie. Pewnie wynika to z faktu, że obserwuję praktycznie dwóch, może trzech twórców internetowych, a social media wydawnictw omijam. Może to głupie pytanie, ale NieZwykłe to jakaś „odnoga” wydawnictwa czy osobny byt?
Zgadzam się z Twoimi opiniami. Mnóstwo rzeczy mnie denerwuje, ale chyba najbardziej, jak autor nie wie o czym pisze. Nie jestem ekspertem w dziedzinie medycyny, ale sama odłożyłam książkę, gdy 3 razy z rzędu wspomniano o "zapaleniu woreczka robaczkowego". No ludzie! Chyba każdy słyszał o wyrostku robaczkowym lub o woreczku (a w zasadzie poprawnie chyba mówi się pęcherzyku) żółciowym. Choć to akurat raczej wina tłumacza, bo to była jedna z książek Emily Henry. Gdzie była w tym momencie korekta? Przecież ta książka przeszła przez więcej niż jedne ręce....
A ja zawszę myślałam ze grooming, to jest strzyżenie psów 😂😂😂 Odnośnie niezwykłego to troche mnie zasmuciłaś... Nie wiedziałam co tam się dzieję... A już udało mi się kilka książek przeczytać, głównie fantastyka, no i kurcze jak dla mnie to książki bardzo mi sie podobały... No ale wiadomo każdy czyta co chce 😊
Nie mam nic przeciwko wykorzystywaniu AI, uważam, że jest kolejne świetne narzędzie, które może pomóc w tworzeniu pięknych rzeczy, natomiast jestem przerażona i bardzo mnie właśnie odstrasza ilość erotyków. Aż nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście jest na to aż taki popyt...
Tak bardzo się zgadzam z kwestią erotyki w książkach. Strasznie mnie irytuje że wszędzie teraz musi być keks. Szczególnie w książkach YA które często czytają 12-13 letnie dziewczynki. Raczej nie sięgam po książki które wiem że mogą mi się nie spodobać ale nadziałam się na dwie pozycje pierwsza to Królestwo nikczemnych (reklamowane jako fantastyka młodzieżowa) gdzie drugi tom to był tak obrzydliwy toksyczny romans 🤮 Druga to Fale Marii Krasowskiej, którą przeczytałam bo czytały to koleżanki z klasy mojej córki (lat 10) i chciałam sprawdzić czy ona też może a tam 15 latki i ich keks. (Oczywiście bez opisu dosłownego scen ale still) no i zdrada i ciąża nastoletnia. I 15 latek co się chwali z iloma to laskami on nie wypiekał keksu… strach teraz sięgać po młodzieżówki
I jeszcze natknęłam się na filmik autorki Fal w którym krytykuje rodzinę monet. gdzie jej książka wg mnie ma również sporo problemów: np wypiekanie keksu z nowo poznanym typem w wieku 15 lat i 15 latek który miał niewiadomo ile partnerek gdzie kurde w tym wieku to pierwszy was się rzuca pod nos dopiero xD nie wiem jakoś mnie to odrzucało wszystko no ale może jestem już za stara (34l.)…
Zapisuję się w takim razie do tego senioralnego klubu (31) 😄 Za dużo tego jest, oznaczenia są za słabe, a wydawcy nie oponują przed umieszczaniem takich scen pieczenia, bo to przyciąga dzieciaki... Okropne 😬
Co do trigger warningów(?) uważam że powinno być z 10 takich najbardziej popularnych, typu przemoc, alkohol, narkoty*ki, strata bliskiej osoby. Żeby nie iść w sytuację gdzie tw zajmują dwie strony i znajdują się tam rzeczy typu krzywe spojrzenia albo przekleństwa. Po co tak spoilerować i iść w skrajności. Myślę że osoby czytające są na tyle ogarnięte w rzeczywistości, że zdają sobie sprawę że książki to świat fikcyjny (wiadomo oprócz reportażu czy biografii). W książce może być wszystko co człowiek potrafi wymyślec. Ktoś chce przeczytać erotyk czy zwykły romans, thriller czy horror to niech czyta. Jak czytam o seryjnym mordercy to nie wychodzę na ulicę i nie morduję. A w książkach może być wszystko, dlaczego nie? 😃
W trigger warningach nie chodzi o to, że ktoś wyjdzie na ulicę i zrobi to, co w książce, tylko o to, że ten fikcyjny świat książkowy może odnosić się do bardzo bolesnych sytuacji i doświadczeń z życia czytelnika, o których on nie chce czytać. Jasne, nie mówię o oznaczaniu rzeczy typu "spojrzeli się na siebie krzywo", ale pewien zakres tw powinien być obecny w książkach, szczególnie dotyczących traumatycznych doświadczeń :)
@@CatVloguje akurat druga część komentarza była ogólnie rzucona, do tego że niektórzy za bardzo przejmują się tym co jest w książkach, a czym są książki jak właśnie odskocznią od rzeczywistości? :)
@@ewas7358 Hej, pozwolę od siebie coś dorzucić. Skoro są odskocznią od rzeczywistości to dobrze wiedzieć do jakiej odskoczni wkraczamy i czy nie okaże się ona jednak za blisko rzeczywistości, o której myśleć nie chcemy.
Trigger warning właśnie nie działa, a wręcz ma działanie negatywne u osób "podatnych" i "po przejściach" - dowiedziono to już badaniami. Ludzie z traumami chcą wrócić docelowo do swobodnego funkcjonowania w świecie, a taki trigger warning powoduje nawrót obaw i lęków. I nie - brak oznaczenia i spotkanie się z taką treścią wcale nie będą gorsze, bo celem wychodzenia z traumy jest też oswojenie się z tym, że w świecie one będą nadal występować - są częścią człowieczeństwa, nie można wiecznie ich unikać. Trigger warning utrudnia więc wychodzenie z traumy i oswajanie z trudnymi tematami w warunkach bezpiecznych, czyli właśnie choćby czytając książkę i żadne realne zagrożenie człowiekowi nie zagraża. Jest o tym świetny materiał choćby na Everyday Hero, ale też psychologowie robią o tym materiały, np. Irene Lyon.
Okej, dzięki za podrzucenie źródeł - rozumiem ten punkt widzenia, ale jednak psychologiczne teorie i badania a rzeczywistość to czasem dwie różne kwestie; jak zmarła moja mama, to nie chciałam czytać książek z chorobą czy śmiercią bohaterki, więc te ostrzeżenia były przydatne. "Wychodzenie z traumy" przez zastosowanie terapii szokowej czy ekspozycji na zjawisko, na które nie jest się przygotowanym, nie dla każdej osoby po przejściach i nie w każdym momencie będzie właściwe, zwłaszcza, że w książkach wiele osób szuka ucieczki. Nie chodzi o realne zagrożenie, tylko o przywołanie pewnych uczuć, wspomnień, doświadczeń, które już miały miejsce - a dzieje się to w sytuacji, kiedy ktoś chce właśnie od tego uciec, odpocząć.
@@CatVloguje Nie chodzi o żadną "terapię szokową". Jak ktoś się nie czuje na siłach, to może spokojnie znaleźć sobie lektury bez trudnych dla niego tematów. Lepiej też dla procesu terapii książkę odłożyć w trakcie i mieć do przepracowania ważny punkt na kolejną sesję. I przychodzi też taki moment w terapii, w którym należy przestać unikać bodźców, a taki trigger warning na początku książki możne ten proces skutecznie zblokować. Sama jestem osobą w terapii i wiem po rozmowach, że dla kogoś spoza ciężko to zrozumieć. Dlatego takie myślenie na "chłopski rozum", że "ostrzeżemy, to ktoś nie sięgnie zawczasu, to przecież dobre" nie jest tak oczywiste i dlatego lepiej zaufać badaniom. :)
@@Lupusrevelio Okej, ale 1. jak ma sobie znaleźć lektury, skoro nie wie, co znajdzie w środku? Sięga po fantastykę, nastawia się na przygodę, a natrafia na scenę gw*łtu - czy miał to przewidzieć? Właśnie po to jest ostrzeżenie przed treścią. Głupi przykład, ale książka "O psie, który jeździł koleją" - bierzesz do ręki, myślisz, że to o piesku, który podróżuje, a dostajesz śmierć zwierzaka. Nie znając treści, nie możesz się na to przygotować i świadomie odrzucić tej książki. 2. Nie każdy, kto mierzy się z jakimiś problemami jest w terapii - nie może, nie chce, nie jest gotowy, mogą być różne przyczyny. Dlaczego mamy mu utrudniać? Jeśli ktoś nie chce znać tych ostrzeżeń, nie musi ich czytać, ale nie możemy odbierać innym, tym, którzy tych ostrzeżeń potrzebują, prawa do nich - bo to takie bardzo samolubne myślenie, na zasadzie "ja nie potrzebuję, z badań wynika, że nie są dobre, nie powinno ich być".
W temacie kwestii medycznych. Od tego jakich farmazonów można czasem naczytać się w książkach boli głowa. I ja nie czepiam się niuansów, ale nazywanie np. lekarza leczącego cukrzycę diabetykiem jest dla mnie rażącym błędem. Ostatnio zabrałam się za książkę, gdzie na pierwszych stronach przeczytałam, że kobieta chorująca na nowotwór nie miała pieniędzy na morfinę. Tylko, że w Polsce morfina dla tych chorych jest darmowa. Straciłam chęć do czytania od razu. I nie twierdzę tutaj, że trzeba się znać na wszystkim. Ale jeśli ktoś uważa, że operuje słowem tak dobrze, żeby napisać książkę to niech przynajmniej sprawdzi pewne kwestie w internecie, już nawet nie wspominam o tym, żeby konsultować się z kimś, kto na danym temacie się zna.
Chciałabym, żeby to był standard... Nie wiem, może jestem nadgorliwa, ale jedną scenę, która w sumie nie ma większego znaczenia dla fabuły, konsultowałam z dwoma lekarzami, żeby na pewno miała sens 😅 Pewnie, nie wszystko się wyłapie, redaktor nie musi znać się na wszystkim, podobnie autor, ale nieraz te byki są tak poważne, że laik czuje, że coś nie gra...
Zgadzam się! Raz autor (tłumacz?) pomylił szczękę z żuchwą. Nie mam wykształcenia medycznego a wyłapałam błąd. Skonsultowałam później ze swoją dentystką. Powiedziała mi, że to się często zdarza w książkach i jest to mega słabe
A tak książka była osadzona w Polsce czy w Stanach. Bo jak to drugie to uwierzę. Takie Purpurowe Serce nie miałoby sensu w Polsce czy generalnie w krajach UE bo ta dziewczyna miałaby łatwy i tani dostęp do insuliny. I nie musiałaby wychodzić za mąż za żołnierza
Zaginanie rogów i łamanie grzbietów zawsze mnie boli. Nie zwracam uwagi nikomu żeby tak nie robił. Dla mnie osobiście szkoda by było wydawać pieniądze ,zresztą nie małe w tych czasach ,na książke by póżniej odstawić na półkę powyginaną. U mnie książki są jak nówki.
A to od razu powiem, że nie mam z tym problemu - raczej wydaje mi się naturalne, że jeśli pracuję w wydawnictwie X, to nie pójdę z książką do Y, bo to pokazuje, że nie mam dobrych relacji z X, że nie dają dobrych warunków, etc. Pierwszym wyborem naturalnie jest X, dopiero jeśli nie chcą wydać z różnych względów, to szuka się gdzieś indziej :D
@@CatVloguje To ja to widzę tak, że książka nie jest na tyle dobra, że gdziekolwiek indziej by chcieli ją wydać. A jak widzę jak osoba pracująca w PR robi sama o sobie posty z ciekawostkami albo zapowiada spotkanie z samą sobą to mam zgrzyt niestety🫣 i jeszcze się nie spotkałam z pozytywną opinią na ten temat wśród moich książkowych znajomych, ale na pewno są plusy i minusy takiej sytuacji "wydawniczej"🥲
@@julkaikuba też pytanie, jak konstruowane są umowy - może z pierwszeństwem dla pracodawcy, i wtedy trochę klops 🙃 Zwłaszcza, że teraz większość wydawnictw chce mieć albo hit wattpada, albo książkę influencera... Albo najlepiej jedno i drugie.
Prawdopodobnie jeszcze nie czytałam żadnej zredagowanej przez Ciebie książki, ale bardzo podoba mi się Twoja deklaracja sumienności w pracy. Wiem, że polski wydawca nie ma wpływu na zagraniczną książkę i pozostaje tylko przekręcanie oczami nad beznadzieją niektórych scen, ale niestety fragmenty na takim samym poziomie spotykam i u polskich autorów. Wówczas zastanawiam się, czy to redaktor nie widzi problemu, czy jednak autor był na tyle uparty i dumny, że nie pozwolił nic zmienić. Niestety za wszystko złe najczęściej obrywa redakcja, więc trzymaj się dzielnie i nie daj się autorom! Jeśli chodzi o zasyp erotyków z mocnymi scenami, to jestem tym nieco przerażona. Rozumiem w jakiś sposób potrzebę czytelników na takie rzeczy. Może gdybym miała znowu te 15 lat, to bym się zaczytywała w takich książkach, ale mam już 30+ i za moich czasów takich wrażeń szukało się w fanfikach - raz trafiło się na lepsze, a raz na gorsze, ale każdy wiedział na czym stoi - a książki trzymały jakiś poziom i były bezpieczne pod tym względem. Teraz porobiło się jakieś szaleństwo. Wydawnictwa widzą w tym za duży zysk, by powiedzieć stop. Wydawnictwo NieZwykłe przekracza granicę za granicą, ale obawiam się, że inne pójdą jego śladem i już niedługo nie będzie czego przekraczać. Osobiście w szukaniu wrażeń i tak pozostanę przy fanfikach, bo mam chociaż pewność na co się piszę (często są lepsze oznaczenia treści niż w książkach). I nie ma jak dobry i otulający fluff :D Pisząc o otulającej prozie, to mnie akurat te azjatyckie książki nie przekonały. Mam za to nadzieję, że wydawnictwa mając już bazę tłumaczy, pomyślą o częstszym wydaniu azjatyckich książkach z innych gatunków.
Na szczęście mam przyjemność pracować z bardzo otwartymi na sugestie autorami; jak dotąd tylko jedna osoba się uparła na swoje rozwiązania - i recenzje szybciutko ją zweryfikowały, mogłam powiedzieć "a nie mówiłam?" 😅 Potrzeba czytelników jest w pewnym sensie zrozumiała, tylko wydawnictwa teraz mało się nie zadepczą w tym wyścigu, kto da więcej, mocniejsze, kto wciśnie książkę 18+ dzieciom... Przerażające.
@@CatVloguje Aż jestem ciekawa, który to autor, ale rozumiem, że nie możesz zdradzić :P To ostatnie i mnie przeraża. Szczególnie te niewinne i urocze okładki skrywające porno. Wiem jak mnie nikt nie pilnował z książkami, bo książka = dobro. Takie przekonanie nadal istnieje, więc będzie dochodziło do cichych tragedii dla niektórych z dzieci, które na to trafią.
Witam serdecznie A ja mam taką prośbę o odcinek, w którym wyrazisz swoją opinię o aplikacjach typu Galatea, Fiction czy My Passion, o tym co się na nich pojawia, sposobach płatności i zasadach funkcjonowania. Nie wiem czy kogoś jeszcze ten temat interesuje, ale mnie fascynuje. Te aplikację pojawiają się jak grzyby po deszczu, więc chyba jest zainteresowanie. A ponieważ Jesteś dla mnie bezstronna jestem ciekawa Twojej opinii 😊 Pozdrawiam serdecznie ❤
Nie zgadzam się ze zdaniem na temat literatury japońskiej ponieważ mimo że akcja faktycznie dzieje się w takich bardzo otulających miejscach sama historia bardzo często już taka otulająca nie jest a nawet jest rodzajem książek wymagających trigger warningów jest to np morderstwo przemoc seksualna kanibalizm I inne I nie są to dobre rady życiowe a raczej tematy I sytuacje dające do myślenia na temat życia lub rzucające światło na swere naszego życia na którą nie patrzyliśmy. Jedyne z czym się tutaj zgodzę to to że są to historie “opakowane” w przyjemny klimat paradoksalnie I tym się cechują co w moich oczach wywodzi się mocno z kultury np Japonii. Są użyte lekkie słowa często piękne słowa ale opowiadające o czym ciężkim (I mówię tutaj na podstawie książek które już sama czytałam wiadomo nie znam wszytskich ale są to książki z wydawnictwa tajfun) przykład anegdotyczny pokazałam mamie “grobowa cisza żałobny zgiełk” I powiedziała że bardzo ładna okładka I rysunek który zrobiłam na podstawie pierwszej historii ale jak już jej powiedziałam co się w niej dzieje to powiedziała że to straszne I dla niej obrzydliwe także no “nie oceniaj książki po okładce” a w tym przypadku klimacie książki nabiera nowego znaczenia
Mi akurat bardziej chodziło o książki typu "Księgarnia napojów księżyca", "Pralnia serc Marigold" i podobne, które w założeniu mają być miękkie i miłe; Tajfunów raczej z tego rodzaju literaturą cosy nie kojarzę.
To jest właśnie problem z tą cosy azjatycką literaturą - jest już tak wszechobecna, że wiele osób ocenia całą literaturę azjatycką na tej "kocykowej" podstawie, a potem trafią na creepy azjatyckie książki Tajfunów i jest zaskoczenie, że nie jest miła i przyjemna. A Tajfuny, a przynajmniej Karolina Bednarz, właścicielka wydawnictwa, są rozgoryczone tą modą i łatką na całą lit. azjatycką.
Nwm jak podchodzi sie tu do fanfiction jednak ja kiedy mam ochote na okreslony typ opowiadania (niekoniecznie romans) to takie ao3 jest złotem do wyszukiwania. Czesto autorzy dodaja wrecz mase tagow opisujacych co sie w fabule może stać (pozytywnego i negatywnego). Lubie np angst ze Spider-man em ale nie lubie scen gw tu i smierci waznych postaci (poza canonem). Ktoś może powiedzieć że mega spojler? Ja sie nie zgadzam, jak widze tag postać x postać a pod nimi tag o comfort, old married couple, fluff, lazy mornings. No kurde chętniej klikam.
Bardzo nie podoba mi się pojawiająca się od jakiegoś czasu tendencja do nadawania angielskich tytułów polskim książkom, aczkolwiek jest to dla mnie jasny sygnał, że ta książka napewno nie jest dla mnie, tak samo te modne, charakterystyczne okładki nowo wydawanych książek. Są to najczęściej "głupiutkie" ksiązki młodzieżowe, którego języka i sposobu pisania nie potrafię zdzierżyć.
Mam podobne odczucia - angielski tytuł polskiej książki to dla mnie trochę sygnał, że autork/ka nie był/a w stanie wymyślić nawet polskiego tytułu, więc pewnie w fabule też nic wybitnego nie znajdę...
Ehhh nienawidzę Niezwyklego najchętniej usunęłabym ich z planety oni szkodzą rynkowi wydawniczego i dla mnie osobiscie oni wykorzystują autorki które są pod nimi bo jednak nie da się napisać porządnej ksiażki w 3 miesiące. Co do twoich słów absolutnie się zgodzę ich książek wręcz odrzuca człowieka bo są tak obrzydliwe treści że tego czytać się nie da i nawet przyswajać a jak widzi się że polecają książkę "hehhe gromming" albo ine odpały to ręce opadają tak z punktu marketingowego jest to chwytliwe ale czy to dobre dla rynku wydawniczego który staje się śmietniskiem tanich książek. Nie bez powodu o książkach z tego konkretnie wydawnictwa mówi sięjako "upadku literatury" ja osobiście słysząc o tych książkach z punktu widzenia autorki po prostu mi przykro jak tam są romantyzowanie szkodliwe zachowania, tłumaczone gwa** czymś przyjemnym i wiele innych tym autorkom nie dość że brakuje warsztatu literackiego to dojrzałości i podejścia do pewnych tematów i to poważnych a wydawnictwo to wykorzystuje.
Jestem przeciwko otagowaniu i warningowaniu książek bo uważałam to za robienie z czytelnika debila poprzez ujawnienie typowych wattpadowych chwytów z fanfików. Jak biorę książkę o tematyce wojennej albo z gatunku thriller to z automatu godzę się na mocniejsze rzeczy. Pytaniem jest tylko jak obrazowo autor to przedstawi. Bo to zabija wszelką frajdę z poznawania historii. I mówię to jako osoba prospoilerowa, która kupi książkę gdy pozna zakończenie. Ale co do oznaczeń wiekowych to przy obecnym zalewie erotycznego szamba w kreskówkowych okładkach to jest mus. Bo taki Barbarzyńca to ma najbardziej mylącą okładkę na polskim rynku. Co do tytułów tylko po angielsku, to jest patologia, bo może mocno zmylić czytelnika kupującego przez neta. Owszem książki w innych językach są droższe niż wersje polskie ale nawet one są na promocjach. Ktoś powie że mangi mają angielskie tytuły a są po polsku. Dobra ale nasze wydawnictwa albo dają swoje logo albo piszą "tom" lub "autor". A polskie projekty okładek są polszczone poprzez brak tytułu w katakanie czy wyżej wymienione ułatwiacze. Tytuły angielskie mogłyby zostać ale gdy dotyczą jakieś specjalistycznej terminologii czy indiomu. Bo te typowe romansidłowe bzdety jak "To koniec z nami" czy "Studenci" albo nic nie wnoszące swoją angielskością Czwarte Skrzydło tylko się ośmieszają. Generalnie rynek książkowy jest strasznie sfeminizowany i to w tym złym sensie. Czyli piszą rozerotyzowane książkary dla takich samych książkar. Rynek wydaje dużo innych i lepszych książek ale one giną w papce z tiktoka. No i ze świecą szukać męskich głównych bohaterów a bohaterkom nie pozwala się na bycie ułomnym człowiekiem, który dla rozwoju potrzebuje innych ludzi
Okej, w thillerach, lit. wojennej - w porządku. Ale jeśli sięgam po obyczaj czy młodzieżówkę, a dostaję po oczach śmiercią zwierzaka, poważną chorobą bohatera, stratą rodzica, depresją, uzależnieniami, to mogę nie chcieć tego czytać, a bez ostrzeżeń przed treścią nie wiem, że mogę się tego spodziewać, bo na przykład opis tego nie sugeruje.
Nie zgodzę się z ostatnią kwestią - wg mnie zfeminizowana jest tylko ta najbardziej rzucająca się w oczy część rynku, czyli YA, romantasy i inne gatunki popularne na tiktoku (no i ofc "literatura kobieca", czyli romanse i obyczajówki). Wydaje mi się, że w innych ten podział jest równy albo nawet przeważają mężczyźni. Ale też statystyki pokazują, że kobiety czytają więcej od mężczyzn, więc to jest naturalne, że wydawnictwa wypuszczają dużo książek dla kobiet. Kiedyś literatura była bardziej zmaskulinizowana i o wiele bardziej wolę współczesne książki, gdzie nie boję się, że natknę się na chamski male gaze. Co do męskich bohaterów się nie wypowiem, ale nie przypominam sobie książki, w której główna bohaterka nie potrzebowałaby pomocy swojego partnera/przyjaciół i nie okazywałaby słabości. Nawet w memicznym Forth Wing główna bohaterka jest ratowana przez swojego faceta zbyt często
@@CatVlogujeja powiedziałabym że to jest proza życia. Nie mam na myśli jakiś bestialskich i makabrycznych opisów ale właśnie sam fakt tego że każda istota żywa umrze jest niezaprzeczalna. W trudnej tematyce widzę pewne katharsis dla nas samych i możliwość uporania się ze swoimi emocjami. Obecna kultura zbyt mocno ucieka od trudów życia i chce tworzyć tzw. bezpieczne miejsca, które zwyczajnie nie istnieją. Bo skoro ktoś nie umie się pozbierać po śmierci zwierzęcia (mały pies czy większość kotów dożywa ok. 20 lat) to jak sobie poradzi ze śmiercią dziadków, rodziców, partnera czy przyjaciela? Ja widzę w literaturze pewne przygotowanie po poradzenia sobie z takimi trudnymi sytuacjami. Bo my w życiu też wszystkiego nie przewidzimy. Brak warningowania trochę symuluje nieprzewidywalność życia.
@@weronikakaczmarczyk8232ja może mam tu inne spostrzeżenia, bo moja mama czytywała ichniejsze romantasy sprzed 10-15 lat czyli kryminały romansowe. Ale nawet tam romans i kryminał były całkiem dobrze rozłożone. Romantasy to romanso-erotyk w skórce fantasy, gdzie więcej jest opisów gołej klaty bohatera niż przygód, poznawania świata czy walk. Jest sobie taka japońska gra Tales od Arise, która w teorii powinna być takim romantasy ale nawet historia głównych bohaterów, którzy są na okładce nie zabija ani historii ani świata ani innych bohaterów. Sama chciałabym zapoznać się z romansami pisanymi przez mężczyzn. By zobaczyć ich punkt widzenia. Co do pozostałych gatunków jak kryminały czy fantastyka, owszem jest pewien przechył w stronę mężczyzn ale jak najbardziej istnieją książki napisane przez kobiety. Mamy takie głupie czasy, że Kosiarze Shustermana te 8 lat temu byłby hitem na miarę Igrzysk Śmierci a obecnie jest prawie nie widoczny przez szambo z wattpada. Już lata temu pani Novik napisała lepsze Czwarte Skrzydło niż oryginał, czyli cykl Smok Jej Królewskiej Mości ale nawet gdyby było jego wznowienie w Polsce to i tak by przepadło bo nie ma seksów
Mnie bardzo boli to, że w dzisiejszych romansach bardzo rzadko mamy rozwijające się uczucie. Wszystko sprowadza się do fizyczności a na końcu mamy "wielką miłość", której w ogóle nie widać
W jednym zdaniu ujęłaś esencję 99% dzisiejszych romansów...
@@CatVloguje Totalnie się zgadzam! A osobiście kocham romanse typu slow burn, gdzie właśnie ten proces rozwijania się przyjaźni i uczucia jest najfajniejszym elementem historii! Niestety strasznie ciężko trafić mi na dobre książki tego typu...
@@nataliaruckaja takie historie pisze bo lubię jak powoli się wszystko rozwija między bohaterami
Tutaj często pojawia się błędne koło niestety, książki na półkach stoją fizycznością, ludzie lubią jak już w początkowych rozdziałach mamy gole klaty i seksualizacje postaci więc po takie książki sięgają, ponieważ po nie sięgają chętniej to tworzą trend, a wydawnictwo chcące zarobić sięga chętniej po trend który się "klika" więc spośród propozycji wybierze taką, która wpasuje się w aktualne upodobania. Przed to autor chcący przełamać tendencje i piszący romans np bardziej emocjonalny "bez fajerwerków" po którejś odmowie może się zrazić i albo zacznie pisać tak jak "chce publika" powielając popularne schematy, albo weźmie inny gatunek lub porzuci chęć wydają danej pozycji... Koniec końców wracamy do punktu wyjścia.
Też próbuje się w pisaniu i mam dosyć romansu gdzie slow burn sprowadza się do tego że scena erotyczna po prostu pojawia się na końcu książki, a poza tym nie ma żadnego rozwoju emocji albo są nawalone sceny bez ładu i składu byle by były, najczęściej zbyt szybkie i zbyt nachalne w odbiorze.
Na wattpadzie też to widać, te "ostrzejsze" historię najlepiej z jakimś dwuznacznym tytułem klikają się dużo bardziej :)
No coz, najwyżej zostanę w sferze "naiwnych bajek" bo osobiście wolę romans pełen wspólnych przeżyć, wspomnień i klasycznego łapania się za rękę (a nie trzy części ciała na styk) 😂
@@MalinkowaQueen Owszem akurat oni idą w ten nurt że wydają wszystko jak leci. Często autorki z tego wydawnictwa nie mają rozwinętego warsztatu literackeigo i tworzą niezbyt dobre książki.
Jeśli jesteś zainteresowana spokojnym rozwinięciem postaci, czy nawet romansu mogę zaprosić cię do siebie na Wattpada. Tam pojawia się dopiero romans w 2 tomie obecnej historii i jeśli przedstawiam problem to nie romantyzuje go tylko przedstawiam realnie go.
Więc jeśli jesteś zainteresowana to jest ta historia - www.wattpad.com/story/372560750-tom-1-odnalaz%C5%82-j%C4%85-16%2B
Świetne podsumowanie 👏🏻 Najbardziej z tego wszystkiego drażni mnie właśnie ta wszechobecna erotyka. Jak mówisz, kiedyś było wiadomo, w jakiego typu książkach można się takich scen spodziewać, a teraz mamy z pozoru uroczą, niewinną powieść, a tu bach! szczegółowa, graficzna scena ero 🤦🏻♀️ Na przykład w "The Pumpkin Spice Cafe". Z tego względu często omijam książki, których opis nawet mnie ciekawi, ale z innych źródeł dowiaduję się, że tam też się odjaniepawlają lekcje anatomii 🙄
Świetny temat i mistrzowskie omówienie. Chyba wszystkie kontrowersje udało się poruszyć i to w świetnym stylu.
Dzięki! 😊
Ale mi imponuje to, jak mówisz o swoich opiniach w tak delikatny sposób, akceptujący odmienne zdania. Uwielbiam cię słuchać 😊
Dziękuję! 💗
Mnie osobiście mocno drażni to co się dzieje z okładkami książek i nie chodzi tylko o te "kreskówkowe" okładki, które nam zastąpiły panów z gołą klatą. Osobiście czytam dużo fantastyki i teraz przeglądając np. Legimi trafiam na okładki które wyglądają jakby książka była jakimś epickim high, dark fantasy, albo coś w stylu horroru gotyckiego myślę sobie "super coś dla mnie" wchodzę w opis a tam w oznaczeniu gatunku: romans/erotyk... I nawet jeśli już się zdarzy, że rzeczywiście "fantastyczna" okładka jest fantastyką i nawet opis nie brzmi źle, to pod koniec musi być notka, że książka zawiera treści 18+. I super, że to oznaczenie jest ale o ile w fantastyce można by się spodziewać że będą to sceny waliki, albo jakieś drastyczne opisy to nie, w 99% przypadków są to spicy sceny i to najczęściej napisane gorzej niż jakiś podrzędny scenariusz do filmiku z pomarańczowego yt... no aż się człowiekowi odechciewa wszystkiego :/
W zupełności to rozumiem. Jak miało wyjść Czwarte Skrzydło byłam praktycznie przekonana, że to będzie oscylować koło high fantasy, a tu romantasy... I to jeszcze bardzo kiepskie. Cieszę się, że nie kupiłam tej książki zanim nie pojawiły się recenzje, bo nie jest coś w moim guście literackim.
Prawda! Teraz okładki są bardzo zwodnicze, opisy często też nie są jasne, na kwalifikacji gatunkowej trudno polegać... Ciężkie życie czytelnika 😅
Zgadzam się z Tobą i osobami, które pisały o tych zjawiskach. Bardzo je widać. Najbardziej denerwują mnie nowe wydania książek, które niedawno się ukazały lub są bardzo łatwo dostępne. :)
Wszystko dla kasy! 🤡
Jak dla mnie wykorzystywanie AI w branży kreatywnej jest dość niepokojące. Nie uwierzę, że We Need YA nie stać na ilustratora, a po prostu chcą zaoszczędzić. Co będzie następne? Wydawanie książęk napisanych przez AI, żeby nie płacić autorowi, bo tak jest taniej?
AI nie napiszę ci książki, bo nie jest wstanie. Nie wiem czy próbowałeś kiedyś coś takiego stworzyć. AI może wspierać pisarza w fazie koncepcyjnej, ale nie jest wstanie wymyślić sama z siebie historii.
Myślę, że tak daleko to nie pójdzie, żeby AI pisało... Ale okładki może pomagać tworzyć, zwłaszcza, że i tak finalizuje je ilustrator; no i też rozróżnienie, czy AI robi całą ilustrację, tworząc wadliwe postacie, czy np. chodzi o poszerzenie stockowej ilustracji o kilka centymetrów - a do tego też używa się AI 👀
Grammarly, Google Translate czy Canva to też AI :) Pod "AI" kryje się wiele narzędzi, z których na co dzień korzystamy
Książki napisane przez AI, tylko z podstawą koncepcją podaną przez człowieka oraz potem zedytowaną, już są na rynku od dawna. Amazon jest nimi zalany, a w Polsce też wyszło choćby coś o tym, że Polska została mistrzem na EURO. Nie ma w tym dla mnie nic niepokojącego - rynek zweryfikuje, taka kolej rzeczy.
Myślę, że to pójdzie dalej i to bez problemu. Już teraz AI generuje ludziom pisma, prace magisterskie, czy utwory muzyczne, to dlaczego nie książka? Uważam, że AI powinno być jak najszybciej uregulowane prawnie i dopiero wtedy ktokolwiek powinien móc z tego w mniejszym lub większym stopniu korzystać, więc nie uważam, że to dobre posunięcie używania tego w projektowaniu okładek. Nic dziwnego, że teraz ilustratorzy uciekają z IG na inne platformy, bo nie chcą żeby Meta zasilała AI ich pracami. Znajomej praca znalazła się na okładce czyjejś płyty na Spotify, bo wygenerowana przez AI, ale jednak zmieniona niewiele. Jest to kradzież/plagiat. Do tej pory my, graficy, radziliśmy sobie z przerabianiem grafik, jeśli brakuje jej kilka cm, poradzimy sobie jeszcze trochę :) A jak wydawnictwo nie stać na kozackiego ilustratora dla nowego pisarza, któremu notabene chce dać szansę - niech dadzą szans tak samo młodym i mniej doświadczonym ilustratorom. Na pewno znajdzie się ktoś, kto stworzy coś super, tylko nie ma doświadczenia popartego pracą w firmie tudzież dużym portoflio :)
Ja zupełnie nie rozumiem polskich autorek (głównie), które obsadzają akcje w USA albo UK. Zakładam, że 95% z nich nigdy nie postawiła nawet stopy w Stanach. Rozumiem, że bohaterka o imieniu Magda, Ola, Ala itp. jest passe, a w Polsce żadna fajna akcja książki nie może mieć miejsca 😟
Bo o to chodzi że Ameryczka jest cool i Maggie z Sacramento jest ciekawsza niż Magda z Grudziądza. Ja jestem pokolenie Disney Channel ale jakoś nigdy nie uważałam by tam było cool. Owszem popkulturowe przedstawienie high school jest atrakcyjne ale też mocno sztuczne. Zwłaszcza względem Polski. Ja rozumiem, gdyby autorka była zakochana w jakimś rejonie USA i przelała to do swojej powieści. Albo faktycznie lubiła hokej i oglądała mecze NHL albo grała w NHL na konsoli. Ale nie, po co. Można powiedzieć że akcja polskich romansidełek z wattpada dzieje się w USA czyli nigdzie
Jakoś nie widzę by był podoby szał na umieszczenie bohaterów takiej historyjki w Japonii, gdzie ich licea są równie specyficzne. Albo w jakimś innym kraju europejskim. Ba, nawet nie chce im się pisać o Kanadzie, gdzie kręcono większość "wiejskich" i "obozowych" filmów Disney Channel. Albo o Australii czy Nowej Zelandii z czego ta druga grała typowe amerykańskie miasto gdy do Disneya należeli Power Rangers
@@paulinagabrys8874 dokładnie tak!Trafiłam ostatnio na powieść Jodi Picoult, która, co prawda, zawsze robi dobry research do powieści, a tym razem pojechała az w podróż po Egipcie z egipcjolożką, żeby ta powieść miała ręce i nogi.
Kiedyś gdzieś trafiłam na taką poradę: pisz o tym, co wiesz i zgadzam się w 100%, szkoda tylko że nie do wszystkich to trafia 🙈
Bo dzisiaj dla niektórych samo pisanie, a wręcz WYDANIE, jest ważniejsze od tego, czy tekst ma sens...
27:41 O, ja pamiętam z moich wczesnych lat nastoletnich, że w młodzieżówkach tego seksu nie było, jeśli się pojawiał to raczej w kontekście, że przyjdzie na to czas i lepiej się nie śpieszyć. Potem te sceny zaczęły się pojawiać, ale bardzo delikatne i w domyśle, a teraz wiadomo, co się dzieje :/
No właśnie, kiedyś młodzieżówki faktycznie były dla młodzieży, a teraz to ze świecą szukać takich, w których skupienie jest na czymś poza scenami...
Nazwisko tłumacza na okładce to dla mnie super pozytyw! Mega się cieszę, że nareszcie wydawnictwa - ale i czytelnicy - należycie doceniają pracę tłumaczy, którzy niejednokrotnie robią takie czary w trakcie swojej pracy, że czapki z głów. Tak samo za pozytywne uważam to, że przestajemy traktować książkę jako świętość. Kocham literaturę, uwielbiam książki na swoich półkach i tak, wiele traktuję jako skarby (przede wszystkim starsze pozycje, które mam po Dziadku) i mam do nich mnóstwo sentymentu, ale książka jest jednak przedmiotem - po prostu. Jasne, wieki temu, kiedy książka kosztowała majątek i było ich mało, to wtedy otaczanie jej kultem i świętością było zasadne. Ale dziś?
Co do wznowień, to ja jestem po tej stronie barykady, która docenia wznawianie starszych książek, już niedostępnych, ale totalnie ma już dość "wznawiania" w sumie nowości w sryliardzie wersji okładkowych - twarda oprawa z okładką X, miękka z Y, barwione brzegi, barwione brzegi + obwoluta... W ogóle, ten hype na barwione brzegi też już wychodzi mi bokiem. Na początku to było fajne, ekskluzywne można powiedzieć. Dziś już nie wywołuje ekscytacji, a jedynie wielokrotnie jedynie podbija jeszcze cenę książki, która i bez tego nie jest dziś tania. Co do książek wydawanych przez influencerów, to dla mnie też to raczej obojętny temat, choć też się nie zagłębiałam w niego. Mam po prostu nadzieję, że wydawnictwa nie odrzucają innych dobrych pozycji kosztem erotyka, romansiku, czy poradnika kogoś z tiktoka, czy Instagrama. Ale - mnie nie interesuje, ja nie czytam, ale jeżeli inni są zainteresowani, to czemu im to odbierać? I taaak, angielskie tytuły! Tego już mam coś mocno. Jedyne co mi to daje, to łatwiejszy odrzut książek, które mnie nie interesują. Jak zauważyłaś, najczęściej dotyczy to bardzo 'specyficznej' literatury.
A jeśli idzie o pisanie o czymś, na czym autor się nie zna...Pal licho jeszcze w beletrystyce. Ale w literaturze popularnonaukowej lub reportażu to już jest dla mnie grzech ciężki, a coraz więcej miga mi gdzieś w książkostrefie takich książek i tutaj już się bardzo gniewam.
A przesycenie erotyzmem literatury popularnej to trend, który naprawdę mam nadzieję, że umrze. Wydawajmy erotyki, ale - jak wspominałaś na początku - niech mają odpowiednie oznaczenia, niech okładka nie wygląda jak "Pamiętnik księżniczki" i niech promocja nie będzie toksyczna.
No, wygadałam się😀😀Przepraszam za ten elaborat, pozdrawiam każdego, kto doczytał do końca😅
Ależ nie przepraszaj, ja z przyjemnością takie elaboraty czytam! 💗
Co do wznowień z barwionymi brzegami, to ja dorzucę jeszcze, że technicznie to jest TYLKO efekt tego, że wydawcy odkryli, która drukarnia ma takie możliwości techniczne, żeby robić zadruk na brzegach - i nagle się okazało, że wszyscy chcą je mieć... Jeszcze gdyby to był dodatek, za który nie dopłacamy, to niech sobie te książki nawet tańczą i śpiewają - ale jak dzisiejsza cena w superpromocji to jest normalna cena sprzed 3-5 lat, to mi żadne ozdobniki nie są potrzebne. I tak książki stoją brzegiem do półki, chyba tylko pająki mogą sobie podziwiać XD
@@CatVloguje tak, dokładnie! W ogóle, cena książki dziś to wow. Ja sobie teraz podczytuję "Szklany tron" w tej pierwszej, białej wersji. I jak widzę cenę okładkową 36,90 (czyli pewnie kupiłam ją za jakieś 24-28 zł) to aż łezka w oku staje😅
Jako osobie gdzieś spod parasola aromantyczności i aseksualności trudno mi się jakkolwiek wczuć w ten rozbudowany rynek pikanterii., szczególnie zamaskowanej kreskówkowymi/kolorowymi okładkami. Mam nawet czasami wrażenie, że jestem tą jedną osobą, która szuka jakiejkolwiek fabuły. Korci wejść do książki i potrząsnąć bohaterami, że dlaczego oni się dziwią, że ojoj, nie dogadują się, skoro zrzucanie ubrań zastąpiło wszelkie inne formy komunikacji
Oj, nie jesteś jedyna! Też szukam fabuły, a i w romansach wolę jakąś rozbudowaną relację bohaterów, a nie nagromadzenie scen... 😅
Nie trzeba być aromantycznym by tęsknić za rozbudowaną relacją między bohaterami
Doskonały materiał, wyczekiwałam odkąd zapowiedziałaś na insta 😁 Jak zwykłe zapewniłaś merytoryczne i ciekawe podejście do tematu ❤️❤️❤️
Bardzo lubię trend umieszczania nazwiska tłumacza na okładce! Po pierwsze zwyczajnie na to zasługują za czas poświęcony na to, żeby polski czytelnik mógł zapoznać się z danym tytułem. A po drugie ja, jako czytelnik, mam ułatwione zadanie weryfikacji, czy dane tłumaczenie będzie mnie satysfakcjonowało czy nie, jeśli akurat jest to tłumacz, którego praca niekoniecznie przypadła mi do gustu 😂
Co do AI, jako rysowniczka/ilustratorka/fanarcistka jestem przy pierwszym odruchu na NIE, bo jednak żadnemu z nas nie podobało się to, że bez naszej zgody karmiono AI pracami, które umieszczaliśmy gdzieś w sieci i zanim cofnęliśmy zgody gdzie się dało było "po ptakach". Ale też przyznaję, że te funkcje typu dogenerowanie jakiegoś fragmentu zdjęcia, albo nie wiem, nawet te grafiki z canvy już mnie tak nie bolą. Także pełna zgoda, że jest to zagadnienie bardzo kontrowersyjne i zniuansowane jednocześnie... Mi pozostaje mieć nadzieję, że inni nadal będą woleli oglądać to, co narysowałam sama, niż to, co wygenerowało im AI 🥲
Ostatnie do czego chciałam się odnieść, to erotyka w książkach 🙃 Również denerwuje mnie to, jakie ilości się jej obecnie wydaje, ale tu jeszcze mogę w większości przypadków zasugerować się okładką i po prostu przescrollować na Legimi, bo nie czytuję ani jej, ani typowych romansideł, pod których płaszczykiem często się chowa. ALE lubię czasem sięgnąć po lekki romcom i ręce mi opadają, jak tam sceny erotyczne są wzięte jakby z innego porządku? Zupełnie nie pasują do charakteru bohaterów, są jakby wycięte z zupełnie innej książki? I czesto tak toksyczne, że ręce opadają. Zawsze psuje mi to lekturę i bardzo skutecznie odstrasza od sięgania po nowych, nieuznanych mi autorów, o ile nie mam od kogoś zaufanej polecajki. Albo sprawia, że trzymam się romcomów queerowych, bo na nich jeszcze się nie sparzyłam.
ksiazki pisane tylko pod popularne na tiktoku motywy to jeden z najgorszych trendow moim zdaniem, nie wspominajac o erotykach zalewajacych rynek i dzialalnosci wydawnictwa niezwyklego oczywiscie. osobiscie nie jestem tez fanką barwionych brzegow - jesli już są, w porzadku, ale kompletnie ich nie potrzebuję
Ja podobnie, znaczy nie kupuję celowo tych ładniejszych i droższych wydań, chociaż doceniam, że ładnie wyglądają ☺️
zgadzam się ze wszystkim z wyjątkiem wykorzystania AI. mało kto w community ma problem do używania np. generative fill w Photoshopie, czyli funkcji wykorzystującej AI. mamy problem z tworzeniem okładek, które bazują na wygenerowanej ilustracji, tak jak w nadchodzącej premierze od we need ya. książkę wydaje się raz (opcjonalnie po latach się wznawia), czemu więc przycinać koszty na tak istotnych rzeczach jak tłumaczenie (żmija i skrzydła nocy) czy oprawa graficzna (wspomniane we need ya, MAG i okładki do dodatków Więźnia labiryntu)? taki zabieg pokazuje tylko, że te pozycje nie były istotne dla wydawnictwa, pozycja nie jest dopieszczona i dokochana, tylko potraktowana taśmowo. przecież wydanie książki zajmuje masę czasu, po co psuć cały ten proces chęcią zaoszczędzenia paru stówek, które początkujący illustrator chętnie by zgarnął za wykonanie ilustracji mającej więcej życia w sobie niż wygenerowana sklejka skradzionych ilustracji. mamy na przykład książki od Bijan, do których Jędrzej Nyka robi genialne ilustracje i dzięki temu książki stają się charakterystyczne, zapadają w pamięć, natomiast generowanie okładek to zabieg dla masówki i powinien być praktykowany wyłącznie w wydawnictwach pokroju niezwykłego, żeby wiedzieć że podobny stosunek jest i do treści, i do okładki.
Jasne, ja rozumiem ten problem - dlatego nie mam bardzo konkretnego zdania na temat AI i jestem trochę pośrodku. Bo tą granicę wykorzystania można przesuwać - może chodzić o generative fill, i to (powiedzmy) akceptujemy. A czy na przykład wygenerowanie tła będzie okej czy nie? A skoro tło tak, to może akcenty też? A może można wygenerować budynek? A jak budynek można, to może zwierzę też? I w ten sposób dojdziemy i do postaci... To jest jeszcze na tyle nowy temat i jednocześnie płynny, że ja nie chcę kategorycznie się określać, że "AI jest złe" - bo na przykład generative fill mi nie przeszkadza (a przecież, kolejny wątek, wydawnictwa nie określają, w JAKIM ZAKRESIE wykorzystano narzędzia AI).
Czemu przycinać koszty? Bo wydawnictwo to biznes, niestety. I nie zawsze chodzi wyłącznie o miłość do książek i chęć dopracowania ich i dopieszczenia do ostatniej kropki (co widać po jakości wielu ukazujących się w ostatnim czasie pozycji). I jak tu się urwie tysiąc, gdzieś indziej tysiąc, gdzieś parę stówek, to się nazbiera... W idealnym świecie wszyscy byśmy chcieli, żeby te książki były zrobione na 100%, ale realia są takie, że się po prostu tak nie robi 😶 No i zatrudnienie początkujących ilustratorów to też nie zawsze jest takie oczywiste - trzeba do nich dotrzeć, trzeba znaleźć kogoś, kogo styl pasuje, kto umie w ogóle dostosować ilustrację do wymogów okładkowych - to często jest "wysiłek", którego się nie podejmuje, bo łatwiej wziąć kogoś sprawdzonego, nawet jeśli korzysta z AI... I do puli z problemami graficznymi równie dobrze można dodać osoby, które bazują na stockach, ale nie kupują ich, tylko przerysowują - czy to jest fair...? Skomplikowana ta branża 😂
boże kocham twoje filmiki !!!!! to jest tak świetnie przygotowany materiał, dobrej jakości nie tylko pod względem kamery (jest estetycznie i miło się to ogląda) ale też pod względem treści ❤️
Dziękuję! 💗
Z dobrymi trendami zgadzam się w 100%. Jeśli zaś chodzi o negatywy, to przede wszystkim kwestia wydań - drażni mnie niesamowicie to, że wydawnictwa robią ludzi w konia stosując coś na kształt reguły niedostępności… tylko po to, żeby po 5 miesiącach wydać wydanie bez szału, normalne, które i tak ładnie może wyglądać na półce. Kolejna sprawa, kwestia tłumaczeń - piję tu w szczególności do jednego ze styczniowych tytułów, który dostałam w prezencie (hint - Hype, niebieskie brzegi), ale którego czytać już po prostu nie chcę, bo wiem, jakie byki popełniono podczas tłumaczenia i korekty. Może zamiast wydawania na potęgę, warto byłoby przysiąść nad tłumaczeniami i korektą?
Angielskie tytuły mnie drażnią, i o ile jeszcze zdzierżę połączenie angielskiego tytułu z polskim odpowiednikiem na okładce, to cały angielski tytuł bez tłumaczenia mnie boli. I powoływanie się na to, że polski tytuł nie pasuje do okładki, nie jest dla mnie uzasadnieniem.
Niezwykłe… cała akcja z tą książką mnie boli, także wiem doskonale, że ta książka w topce Empiku nie była, tym bardziej na pierwszym miejscu XD 15-latka pisząca książkę 18+ to dla mnie przesada - jak i również działania marketingowe wydawnictwa zasługują na żenadę roku. Chciałabym widzieć dzieci czytające książki odpowiednie do swojego wieku, a nie podbiegające do kasy z erotykami…
W idealnym świecie - warto byłoby przysiąść, ale przecież łatwiej puścić bubla, bo ludzie kupią i dopiero wtedy się zorientują, co dostali, a kasa płynie! 🤡 Już zresztą rozmawiałyśmy o dzieciakach i tym, co czytają - czekam, aż zacznie się coś zmieniać 💔
- Zdecydowanie jestem za ostrzeżeniami (nie tylko o wieku) na okładce albo w środku nawet przed samą treścią
- Książki traktuje jak książki. Trzeba je szanować ale jak mi się zagnie strona albo kupię przez internet i przyjdzie porysowana czy pogięta to nie płaczę z tego powodu. Czasami wolę kupić dużo taniej z drugiej ręki ale w gorszym stanie niż nową
- Wznowienia są mi lekko obojętne. Ostatnio kupiłam "folwark zwierzęcy" z barwionymi brzegami i to wznowienie przekonało mnie do przeczytania.
- Dla mnie wydania specjalne (bez wydania zwykłego) są beznadziejnym rozwiązaniem. Nie jestem fanką barwionych brzegów, wyklejek itp. Jedna czy dwie książki na półce mi nie przeszkadzają ale tak jak mówiłaś w filmiku, za takie wydania specjalne trzeba zapłacić więcej👎
- pod przedostatnim punktem podpisuje się rękami i nogami
Dla mnie głupotą jest robienie edycji rozrzeszonej książki wydanej rok temu. Np Czwarte Skrzydło
@@paulinagabrys8874 lepsza byłaby ta edycja rozszerzona jakby wyszła po skończeniu serii ewentualnie jakby zrobili jedną grubą książkę z wszystkimi częściami i tam byłoby dodane to rozszerzenie
Czwarte Skrzydło ma drugą edycję, bo z tego co kojarzę, została rozszerzona treść... Czy jest to niezbędne? Niekoniecznie, ale jest okazja zarobić...
@@CatVlogujeRed White and Royal Blue miało to samo. I to jest podła rozgrywka wobec klienta bo ma się poczucie niekompletności. Jakby nie można było wydać albo pełnoprawnego sequela albo tego epilogu do oryginału. To jest jak dlc do gry ale takie chamskie, bo dające "prawdziwe zakończenie" za gotówkę.
Pracuję w księgarni - nie raz i nie dwa, nastolatki kupują parno i duszno. Co więcej, nie raz i dwa, RODZICE kupują dzieciom takie ksiażki, a na naszą informację, że to książka "18+ i tu jest to i to" słyszymy "ale ja się zgadzam" i rodzice mają na to wylane... :/ Więc trochę problem leży nie tylko po stronie wydawnictwa czy popularności na booktokach, ale też i społeczeństwa, które tak naprawdę ma w pompce, co dzieci czytają, byle tylko dały rodzicom spokój...
Oczywiście, to jest kolejna część tego problemu...
Każda okładka z AI jest de facto kradziona - więc nie, wydawnictwa nie powinny z czegoś takiego korzystać; chyba że mają jakieś prywatne AI nakarmione pracami na jakie to wydawnictwo ma zgodę.
Co do sportu... zwyciężczynią w tej kategorii jest książka Julii Żugaj i tego drugiego typa - dwie osoby pisały to dzieło literackie. Nikt nie sprawdził że dziewczyny to grają w softball a nie baseball. I to nawet nie w tym mieście, bo tam to grają w piłkę. Nożną.
Jakiś czas temu wylogowałam się z książkowego świata (gdyby nie twój kanał to nawet nie orientowałabym się w premierach 🙈) i bardzo się z tego cieszę, bo po takich flimach jak ten twój widzę ile dram itp. Mnie omija 🤣🤣🤣 dobrze że jesteś tu żeby zdradzać najlepsze "smaczki" z tych książkowych realiów i omawiać je tak celnie i skrupulatnie! 💜
Polecam się 😄💗
Bardzo lubię takie Twoje pogadanki - połajanki. Fajnie, że ktoś głośno i trafnie punktuje idiotyzmy rynku wydawniczego.
Pracuje w bibliotece i dla mnie największy rak, to te słodkie okładki w erotykach. Był chłop z gołą klatą na okładce, to się od razu wiedziało, co to za zwierz. Dobrze, że niektórzy wydawcy te papryki czy inne hot levele na tylnej okładce zaczęli umieszczać - to się chwali. No i to pomieszanie YA z NewA. Weź człowieku bądź mądry i umieść książkę na odpowiedniej półce. Nie da się tego wszystkiego czytać. Ostatnio przez przypadek z Internetu się dowiedziałam, że ten retelling "Ani z Zielonego Wzgórza", to bynajmniej nie dla nastolatek... Oczywiście trafił do działu młodzieżowego. Ale skąd człowieku możesz to wiedzieć, na okładce żadnych ostrzeżeń... Książki powinny mieć obowiązkowe oznaczenia wieku na okładkach, szczególnie jal coś jest 18+.
W punkt! Ten retelling, o którym wspominasz, jest podobno w ogóle bardzo słaby i wręcz zahacza o toksynę, z tego co widziałam fragmenty, a faktycznie przez odsłonę wizualną i brak informacji o grupie docelowej można by go postawić na dziale dziecięcym...
Jestem zdecydowanie za wprowadzeniem obowiązkowych oznaczeń! Mają je filmy i gry komputerowe to dlaczego nie mogą mieć książki?
YA powinno być "bezpieczne" dla dwunastolatek (niekoniecznie ciekawe dla nich, ale bezpieczne właśnie). Cała reszta to NA. I od razu by było jasne... A to wydawcy kombinują i psują podzial kategorii.
Bardzo fajny pomysł na odcinek i bardzo dobre wykonanie. Wybrałaś ciekawe tematy.
Zgadzam się z tobą w kwestii erotyki w książkach. Wiele razy przerywałam czytanie bo pojawiła się scena erotyczna. Pomimo tego, że ani w opisie, ani na okładce, ani w przedmowie autora/autorki nie było wspomniane o ograniczeniach wiekowych.
No właśnie, mam wrażenie, że wydawnictwa zapominają, że nie każdy chce to czytać...
Świetny film, zgadzam się z Tobą w wielu kwestiach 🤗
TW zawsze na plus 👏🏼
Bardzo mnie rozczarowała twoja wypowiedź o ai :( czy w takim razie możemy używać sztucznej inteligencji do pisania książek skoro widzimy je jako wyłącznie narzędzie albo gdzie stawiamy granicę
No właśnie granica nie jest określona - dlatego nie opowiadam się silnie po żadnej ze stron. AI jest narzędziem - jeśli wykorzystamy je do powiększenia ilustracji ze stocka o kilka centymetrów, bo jest zwyczajnie za mała, nie ma większej, a chcemy jej użyć na okładce, to czy to jest złe? Czy jak skorzystam z narzędzia AI, żeby streściło mi długi artykuł do kilku punktów, to to jest złe? Nie ma jasno wytyczonej granicy, regulacji prawnych, więc nie chcę być ani zdecydowanie na tak, ani w pełni przeciwko. Mam neutralną opinię, widzę plusy i minusy, ale jeśli to Cię rozczarowuje - no cóż, przykro mi.
Problem z AI dotyczy tego, że grafiki generowane przez AI powstają przez łamanie praw autorskich. I to nie ma nic wspólnego z transparentnością wydawnictwa, tylko z olewaniem przez firmy od AI protestów grafików oraz braków prawnych. Za dużo znam osób tworzących grafiki, by jakkolwiek wspierać korzystanie z grafik generowanych przez AI :(
Btw. moją bolączką jest nagminne błędne używane pojęcia "cozy crime" - takowe nie istnieje. Cły świat mówi o "cozy mystery", co ma sens, bo w tym podgatunku chodzi o zagadki, a w Polsce ktoś rzucił błędne hasło i to się szerzy jak rak.
No a druga rzecz - mieszanie NA z YA. Podczas gdy granica jest całkiem wyraźna. YA powinno być "bezpieczne" do czytania przez dwunastolatki (nawet jeśli ich nie zainteresuje), a jeśli ma sceny nie dla takich młodych nastolatków, to jest NA. I tyle. W ten sposób nie powinno być czegoś takiego jak YA 16+. Nie. To jest NA, po prostu o licealistach, ale nawet dorośli mają prawo czytać o młodszych bohaterach. A NA jest w założeniu 18+, przy czym nikt nie zabroni dojrzałym szesnastolatkom sięgać po ksiązki 18+. To naprawdę proste i czekam, aż zacznie się o tym głośno mówić :)
W wielu znanych książkach research leży i kwiczy. Ja jak miałam scenę przepisania nieruchomości, to pomagała mi prawniczka. Kiedy pojawiła się kwestia ogłuszenia chloroformem, zamęczyłam trzech chemików o szczegóły. Ale najlepsza była książka, jak amerykański agent trafia do Korei płn i tam po ucieczce łapie na ulicy taksówkę, która ma gps po angielsku... Nie wiedziałam śmiać się czy płakać :-)))
Mistrzami wydawania wznowień jest dla mnie Świat Książki, oni wydali już z 5 wydań Hrabiego Monte Christo.😂😂😂
1. Wydanie eleganckie
2. Wydanie kolekcjonerskie
3. Wydanie Biedronkowe w twardej oprawie
4. Wydanie Biedronkowe w miękkiej oprawie
5. Wydanie w twardej oprawie z Edmundem na okładce.
A mamy dopiero sierpień, do końca roku jeszcze wyjdą jak nic 2 inne. 😂😂😂
AŻ TYLE?! O rany 😂😂😂
Tak, a wszystkie te wydania z archaicznym tłumaczeniem, żeby nie płacić za nowe.
Ej ale to jest klasyka, to trochę inna sprawa
@@paulinagabrys8874 ale co to zmienia? 🤔🙄
@@Jowita001to że nie zmienia to zawartości. Są oczywiście wyjątki jak Mistrz I Małgorzata (masa różnych wersji) czy dwie wersje Nędzników (z felietonami Hugo czy bez nich) itp. Ale generalnie jak Świat Książki wydaje poraz enty klasyki od Austen to jedyną różnicą jest tłumaczenie. Owszem była wersja ceglana czyli wszystko w jednym tomie czy dla srok czyli z pozłacanymi brzegami za chore pieniądze. Ale praktycznie treść jest niezmienna i jedyne co się może zmienić to polski tłumacz. Ja dzięki tej złuej Biedronce i Światu Książki zebrałam w jednej szacie graficznej powieści Austen i to za małe pieniądze.
Uwielbiam cie sluchac Cat! 🌸 Jak zawsze w punkt 🩷
Dziękuję! 🌸🩷
Już wiem dlaczego nie mogę sobie ostatnio znaleźć książek na Legimi i najpierw muszę spędzić 30/40 minut, żeby w ogóle dodać kolejne 3 pozycje do półki... Przesyt rynku książkami erotycznymi jest ogromny... I mówi to osoba, która lubi erotyki i która czytała ich całkiem sporo. Ba! Często nawet przymykam oko na kaprawe tłumaczenia, bo wiem jak jest z językiem polskim w sferze erotycznej. Ale o ile kiedyś szukałam faktycznie książki z umięśnionym panem na okładce z premedytacją, o tyle teraz nie mam ochoty sięgać po różowe okładki z serduszkami, bo pod nimi często są gorętsze sceny niż w tych pierwszych (patrz np. Icebreaker - pastelowa okładka jak niewinnego romansu, a środek jest tak gorący, że cały ten lód pod łyżwami się topi)
W punkt! Kiedyś to było takie "widziały gały, co brały", nie można było mieć pretensji. Dzisiaj sięgasz po pastelową, delikatną okładkę, a w środku jest fuck-fest...
Serio, pornolek o dzieciarni z koledżu jest bardziej sprośny niż prawilna książka z gołym modelem ze Stocka?
@@paulinagabrys8874jest
O to, to okladka do "Barbarzyńców z Lodowej Planety". Strasznie niewinna jak na zawartość tej książki 😵💫
A i tak już dość sugestywna!
Jeśli chodzi o ilość papryczek w recenzjach- personalnie bardzo się cieszę z tego oznaczenia, ponieważ nie jestem osobą którą zbytnio interesują takie treści. W dobie obecnie wydawanych książek i ilości tej pikanterii w różnych gatunkach- mam świadomość jakie książki nie będą odpowiednie dla mnie i nie jestem nimi rozczarowana. Mimo to kompletnie rozumiem twoją opinię, bo też zauważam że stało się to swego rodzaju "wyścigiem" jakby wartość książki zależała jedynie od ilości cielesności :/
Samo oznaczenie jak najbardziej popieram, ubolewam tylko nad tym, że często zastępuje jakiekolwiek inne komunikaty dotyczące książki - jakby liczyło się tylko to, ile jest scen, a nie czego dotyczy fabuła :c
Ba, ja uważam, że książki powinny być oznaczane według kategorii wiekowej, powinno być to wyszczególnione na okładce i książki 18+ powinny być sprzedawane na dowód. A to wszystko powinno być prawnie wymagane!
Tworzysz chyba najciekawsze treści na całym polskim booktubie 😍 i większości przypadków zgadzam się Twoimi spostrzeżeniami, szczególnie z ostatnimi. Jak miałam te 14 lat to „spicy” był dla mnie zmierzch, a erotyki wyglądały jak erotyki
Dziękuję! 🥹🩷
Fakt, kiedyś łatwo było odróżnić spice od innych książek - wystarczyła klata na okładce...
Mam wrażenie, że żyję pod kamieniem, bo często omijają mnie te różne dramy w naszym książkowym świecie. Pewnie wynika to z faktu, że obserwuję praktycznie dwóch, może trzech twórców internetowych, a social media wydawnictw omijam. Może to głupie pytanie, ale NieZwykłe to jakaś „odnoga” wydawnictwa czy osobny byt?
Osobny, zaskakująco aktywnie działajacy, niestety 😅
Zgadzam się z Twoimi opiniami. Mnóstwo rzeczy mnie denerwuje, ale chyba najbardziej, jak autor nie wie o czym pisze. Nie jestem ekspertem w dziedzinie medycyny, ale sama odłożyłam książkę, gdy 3 razy z rzędu wspomniano o "zapaleniu woreczka robaczkowego". No ludzie! Chyba każdy słyszał o wyrostku robaczkowym lub o woreczku (a w zasadzie poprawnie chyba mówi się pęcherzyku) żółciowym. Choć to akurat raczej wina tłumacza, bo to była jedna z książek Emily Henry. Gdzie była w tym momencie korekta? Przecież ta książka przeszła przez więcej niż jedne ręce....
Oj, to faktycznie ktoś babola przegapił 😂
A ja zawszę myślałam ze grooming, to jest strzyżenie psów 😂😂😂
Odnośnie niezwykłego to troche mnie zasmuciłaś... Nie wiedziałam co tam się dzieję...
A już udało mi się kilka książek przeczytać, głównie fantastyka, no i kurcze jak dla mnie to książki bardzo mi sie podobały... No ale wiadomo każdy czyta co chce 😊
Też, ale w tym sensie niestety nie chodzi o pieski 😂
Nie mam nic przeciwko wykorzystywaniu AI, uważam, że jest kolejne świetne narzędzie, które może pomóc w tworzeniu pięknych rzeczy, natomiast jestem przerażona i bardzo mnie właśnie odstrasza ilość erotyków. Aż nie mogę uwierzyć, że rzeczywiście jest na to aż taki popyt...
Tak bardzo się zgadzam z kwestią erotyki w książkach.
Strasznie mnie irytuje że wszędzie teraz musi być keks. Szczególnie w książkach YA które często czytają 12-13 letnie dziewczynki.
Raczej nie sięgam po książki które wiem że mogą mi się nie spodobać ale nadziałam się na dwie pozycje pierwsza to Królestwo nikczemnych (reklamowane jako fantastyka młodzieżowa) gdzie drugi tom to był tak obrzydliwy toksyczny romans 🤮
Druga to Fale Marii Krasowskiej, którą przeczytałam bo czytały to koleżanki z klasy mojej córki (lat 10) i chciałam sprawdzić czy ona też może a tam 15 latki i ich keks. (Oczywiście bez opisu dosłownego scen ale still) no i zdrada i ciąża nastoletnia. I 15 latek co się chwali z iloma to laskami on nie wypiekał keksu… strach teraz sięgać po młodzieżówki
I jeszcze natknęłam się na filmik autorki Fal w którym krytykuje rodzinę monet. gdzie jej książka wg mnie ma również sporo problemów: np wypiekanie keksu z nowo poznanym typem w wieku 15 lat i 15 latek który miał niewiadomo ile partnerek gdzie kurde w tym wieku to pierwszy was się rzuca pod nos dopiero xD nie wiem jakoś mnie to odrzucało wszystko no ale może jestem już za stara (34l.)…
Zapisuję się w takim razie do tego senioralnego klubu (31) 😄 Za dużo tego jest, oznaczenia są za słabe, a wydawcy nie oponują przed umieszczaniem takich scen pieczenia, bo to przyciąga dzieciaki... Okropne 😬
Co do trigger warningów(?) uważam że powinno być z 10 takich najbardziej popularnych, typu przemoc, alkohol, narkoty*ki, strata bliskiej osoby. Żeby nie iść w sytuację gdzie tw zajmują dwie strony i znajdują się tam rzeczy typu krzywe spojrzenia albo przekleństwa. Po co tak spoilerować i iść w skrajności.
Myślę że osoby czytające są na tyle ogarnięte w rzeczywistości, że zdają sobie sprawę że książki to świat fikcyjny (wiadomo oprócz reportażu czy biografii). W książce może być wszystko co człowiek potrafi wymyślec. Ktoś chce przeczytać erotyk czy zwykły romans, thriller czy horror to niech czyta. Jak czytam o seryjnym mordercy to nie wychodzę na ulicę i nie morduję. A w książkach może być wszystko, dlaczego nie? 😃
W trigger warningach nie chodzi o to, że ktoś wyjdzie na ulicę i zrobi to, co w książce, tylko o to, że ten fikcyjny świat książkowy może odnosić się do bardzo bolesnych sytuacji i doświadczeń z życia czytelnika, o których on nie chce czytać. Jasne, nie mówię o oznaczaniu rzeczy typu "spojrzeli się na siebie krzywo", ale pewien zakres tw powinien być obecny w książkach, szczególnie dotyczących traumatycznych doświadczeń :)
@@CatVloguje akurat druga część komentarza była ogólnie rzucona, do tego że niektórzy za bardzo przejmują się tym co jest w książkach, a czym są książki jak właśnie odskocznią od rzeczywistości? :)
@@ewas7358 Hej, pozwolę od siebie coś dorzucić. Skoro są odskocznią od rzeczywistości to dobrze wiedzieć do jakiej odskoczni wkraczamy i czy nie okaże się ona jednak za blisko rzeczywistości, o której myśleć nie chcemy.
Trigger warning właśnie nie działa, a wręcz ma działanie negatywne u osób "podatnych" i "po przejściach" - dowiedziono to już badaniami. Ludzie z traumami chcą wrócić docelowo do swobodnego funkcjonowania w świecie, a taki trigger warning powoduje nawrót obaw i lęków. I nie - brak oznaczenia i spotkanie się z taką treścią wcale nie będą gorsze, bo celem wychodzenia z traumy jest też oswojenie się z tym, że w świecie one będą nadal występować - są częścią człowieczeństwa, nie można wiecznie ich unikać. Trigger warning utrudnia więc wychodzenie z traumy i oswajanie z trudnymi tematami w warunkach bezpiecznych, czyli właśnie choćby czytając książkę i żadne realne zagrożenie człowiekowi nie zagraża. Jest o tym świetny materiał choćby na Everyday Hero, ale też psychologowie robią o tym materiały, np. Irene Lyon.
Okej, dzięki za podrzucenie źródeł - rozumiem ten punkt widzenia, ale jednak psychologiczne teorie i badania a rzeczywistość to czasem dwie różne kwestie; jak zmarła moja mama, to nie chciałam czytać książek z chorobą czy śmiercią bohaterki, więc te ostrzeżenia były przydatne. "Wychodzenie z traumy" przez zastosowanie terapii szokowej czy ekspozycji na zjawisko, na które nie jest się przygotowanym, nie dla każdej osoby po przejściach i nie w każdym momencie będzie właściwe, zwłaszcza, że w książkach wiele osób szuka ucieczki. Nie chodzi o realne zagrożenie, tylko o przywołanie pewnych uczuć, wspomnień, doświadczeń, które już miały miejsce - a dzieje się to w sytuacji, kiedy ktoś chce właśnie od tego uciec, odpocząć.
@@CatVloguje Nie chodzi o żadną "terapię szokową". Jak ktoś się nie czuje na siłach, to może spokojnie znaleźć sobie lektury bez trudnych dla niego tematów. Lepiej też dla procesu terapii książkę odłożyć w trakcie i mieć do przepracowania ważny punkt na kolejną sesję.
I przychodzi też taki moment w terapii, w którym należy przestać unikać bodźców, a taki trigger warning na początku książki możne ten proces skutecznie zblokować. Sama jestem osobą w terapii i wiem po rozmowach, że dla kogoś spoza ciężko to zrozumieć. Dlatego takie myślenie na "chłopski rozum", że "ostrzeżemy, to ktoś nie sięgnie zawczasu, to przecież dobre" nie jest tak oczywiste i dlatego lepiej zaufać badaniom. :)
@@Lupusrevelio Okej, ale 1. jak ma sobie znaleźć lektury, skoro nie wie, co znajdzie w środku? Sięga po fantastykę, nastawia się na przygodę, a natrafia na scenę gw*łtu - czy miał to przewidzieć? Właśnie po to jest ostrzeżenie przed treścią. Głupi przykład, ale książka "O psie, który jeździł koleją" - bierzesz do ręki, myślisz, że to o piesku, który podróżuje, a dostajesz śmierć zwierzaka. Nie znając treści, nie możesz się na to przygotować i świadomie odrzucić tej książki.
2. Nie każdy, kto mierzy się z jakimiś problemami jest w terapii - nie może, nie chce, nie jest gotowy, mogą być różne przyczyny. Dlaczego mamy mu utrudniać? Jeśli ktoś nie chce znać tych ostrzeżeń, nie musi ich czytać, ale nie możemy odbierać innym, tym, którzy tych ostrzeżeń potrzebują, prawa do nich - bo to takie bardzo samolubne myślenie, na zasadzie "ja nie potrzebuję, z badań wynika, że nie są dobre, nie powinno ich być".
W temacie kwestii medycznych.
Od tego jakich farmazonów można czasem naczytać się w książkach boli głowa. I ja nie czepiam się niuansów, ale nazywanie np. lekarza leczącego cukrzycę diabetykiem jest dla mnie rażącym błędem. Ostatnio zabrałam się za książkę, gdzie na pierwszych stronach przeczytałam, że kobieta chorująca na nowotwór nie miała pieniędzy na morfinę. Tylko, że w Polsce morfina dla tych chorych jest darmowa. Straciłam chęć do czytania od razu.
I nie twierdzę tutaj, że trzeba się znać na wszystkim. Ale jeśli ktoś uważa, że operuje słowem tak dobrze, żeby napisać książkę to niech przynajmniej sprawdzi pewne kwestie w internecie, już nawet nie wspominam o tym, żeby konsultować się z kimś, kto na danym temacie się zna.
Chciałabym, żeby to był standard... Nie wiem, może jestem nadgorliwa, ale jedną scenę, która w sumie nie ma większego znaczenia dla fabuły, konsultowałam z dwoma lekarzami, żeby na pewno miała sens 😅 Pewnie, nie wszystko się wyłapie, redaktor nie musi znać się na wszystkim, podobnie autor, ale nieraz te byki są tak poważne, że laik czuje, że coś nie gra...
Zgadzam się! Raz autor (tłumacz?) pomylił szczękę z żuchwą. Nie mam wykształcenia medycznego a
wyłapałam błąd. Skonsultowałam później ze swoją dentystką. Powiedziała mi, że to się często zdarza w książkach i jest to mega słabe
A tak książka była osadzona w Polsce czy w Stanach. Bo jak to drugie to uwierzę. Takie Purpurowe Serce nie miałoby sensu w Polsce czy generalnie w krajach UE bo ta dziewczyna miałaby łatwy i tani dostęp do insuliny. I nie musiałaby wychodzić za mąż za żołnierza
Zaginanie rogów i łamanie grzbietów zawsze mnie boli. Nie zwracam uwagi nikomu żeby tak nie robił. Dla mnie osobiście szkoda by było wydawać pieniądze ,zresztą nie małe w tych czasach ,na książke by póżniej odstawić na półkę powyginaną. U mnie książki są jak nówki.
Mi zabrakło tylko wydawania książek w wydawnictwie w którym się pracuje
A to od razu powiem, że nie mam z tym problemu - raczej wydaje mi się naturalne, że jeśli pracuję w wydawnictwie X, to nie pójdę z książką do Y, bo to pokazuje, że nie mam dobrych relacji z X, że nie dają dobrych warunków, etc. Pierwszym wyborem naturalnie jest X, dopiero jeśli nie chcą wydać z różnych względów, to szuka się gdzieś indziej :D
@@CatVloguje To ja to widzę tak, że książka nie jest na tyle dobra, że gdziekolwiek indziej by chcieli ją wydać. A jak widzę jak osoba pracująca w PR robi sama o sobie posty z ciekawostkami albo zapowiada spotkanie z samą sobą to mam zgrzyt niestety🫣 i jeszcze się nie spotkałam z pozytywną opinią na ten temat wśród moich książkowych znajomych, ale na pewno są plusy i minusy takiej sytuacji "wydawniczej"🥲
@@julkaikuba też pytanie, jak konstruowane są umowy - może z pierwszeństwem dla pracodawcy, i wtedy trochę klops 🙃 Zwłaszcza, że teraz większość wydawnictw chce mieć albo hit wattpada, albo książkę influencera... Albo najlepiej jedno i drugie.
@@CatVloguje oj jeśli to byłby zapis umowy to red flag jak nie wiem😭 ale już chyba wszystkiego można się spodziewać
Prawdopodobnie jeszcze nie czytałam żadnej zredagowanej przez Ciebie książki, ale bardzo podoba mi się Twoja deklaracja sumienności w pracy. Wiem, że polski wydawca nie ma wpływu na zagraniczną książkę i pozostaje tylko przekręcanie oczami nad beznadzieją niektórych scen, ale niestety fragmenty na takim samym poziomie spotykam i u polskich autorów. Wówczas zastanawiam się, czy to redaktor nie widzi problemu, czy jednak autor był na tyle uparty i dumny, że nie pozwolił nic zmienić. Niestety za wszystko złe najczęściej obrywa redakcja, więc trzymaj się dzielnie i nie daj się autorom!
Jeśli chodzi o zasyp erotyków z mocnymi scenami, to jestem tym nieco przerażona. Rozumiem w jakiś sposób potrzebę czytelników na takie rzeczy. Może gdybym miała znowu te 15 lat, to bym się zaczytywała w takich książkach, ale mam już 30+ i za moich czasów takich wrażeń szukało się w fanfikach - raz trafiło się na lepsze, a raz na gorsze, ale każdy wiedział na czym stoi - a książki trzymały jakiś poziom i były bezpieczne pod tym względem. Teraz porobiło się jakieś szaleństwo. Wydawnictwa widzą w tym za duży zysk, by powiedzieć stop. Wydawnictwo NieZwykłe przekracza granicę za granicą, ale obawiam się, że inne pójdą jego śladem i już niedługo nie będzie czego przekraczać. Osobiście w szukaniu wrażeń i tak pozostanę przy fanfikach, bo mam chociaż pewność na co się piszę (często są lepsze oznaczenia treści niż w książkach). I nie ma jak dobry i otulający fluff :D
Pisząc o otulającej prozie, to mnie akurat te azjatyckie książki nie przekonały. Mam za to nadzieję, że wydawnictwa mając już bazę tłumaczy, pomyślą o częstszym wydaniu azjatyckich książkach z innych gatunków.
Na szczęście mam przyjemność pracować z bardzo otwartymi na sugestie autorami; jak dotąd tylko jedna osoba się uparła na swoje rozwiązania - i recenzje szybciutko ją zweryfikowały, mogłam powiedzieć "a nie mówiłam?" 😅
Potrzeba czytelników jest w pewnym sensie zrozumiała, tylko wydawnictwa teraz mało się nie zadepczą w tym wyścigu, kto da więcej, mocniejsze, kto wciśnie książkę 18+ dzieciom... Przerażające.
@@CatVloguje Aż jestem ciekawa, który to autor, ale rozumiem, że nie możesz zdradzić :P
To ostatnie i mnie przeraża. Szczególnie te niewinne i urocze okładki skrywające porno. Wiem jak mnie nikt nie pilnował z książkami, bo książka = dobro. Takie przekonanie nadal istnieje, więc będzie dochodziło do cichych tragedii dla niektórych z dzieci, które na to trafią.
Witam serdecznie
A ja mam taką prośbę o odcinek, w którym wyrazisz swoją opinię o aplikacjach typu Galatea, Fiction czy My Passion, o tym co się na nich pojawia, sposobach płatności i zasadach funkcjonowania. Nie wiem czy kogoś jeszcze ten temat interesuje, ale mnie fascynuje. Te aplikację pojawiają się jak grzyby po deszczu, więc chyba jest zainteresowanie. A ponieważ Jesteś dla mnie bezstronna jestem ciekawa Twojej opinii 😊
Pozdrawiam serdecznie ❤
Dzięki za podsunięcie pomysłu; nie znam żadnej z tych aplikacji, więc zerknę, ale nie obiecuję testów/odcinka ☺️
☀
Właściwe to chodziło ci chyba o "18+", czyli książki dla dorosłych, a nie "+ 18". Warto zwracać uwagę na tę różnicę.😊
Oczywiście! 😅
Nie zgadzam się ze zdaniem na temat literatury japońskiej ponieważ mimo że akcja faktycznie dzieje się w takich bardzo otulających miejscach sama historia bardzo często już taka otulająca nie jest a nawet jest rodzajem książek wymagających trigger warningów jest to np morderstwo przemoc seksualna kanibalizm I inne I nie są to dobre rady życiowe a raczej tematy I sytuacje dające do myślenia na temat życia lub rzucające światło na swere naszego życia na którą nie patrzyliśmy. Jedyne z czym się tutaj zgodzę to to że są to historie “opakowane” w przyjemny klimat paradoksalnie I tym się cechują co w moich oczach wywodzi się mocno z kultury np Japonii. Są użyte lekkie słowa często piękne słowa ale opowiadające o czym ciężkim (I mówię tutaj na podstawie książek które już sama czytałam wiadomo nie znam wszytskich ale są to książki z wydawnictwa tajfun) przykład anegdotyczny pokazałam mamie “grobowa cisza żałobny zgiełk” I powiedziała że bardzo ładna okładka I rysunek który zrobiłam na podstawie pierwszej historii ale jak już jej powiedziałam co się w niej dzieje to powiedziała że to straszne I dla niej obrzydliwe także no “nie oceniaj książki po okładce” a w tym przypadku klimacie książki nabiera nowego znaczenia
Wydawnictwo tajfuny*
Mi akurat bardziej chodziło o książki typu "Księgarnia napojów księżyca", "Pralnia serc Marigold" i podobne, które w założeniu mają być miękkie i miłe; Tajfunów raczej z tego rodzaju literaturą cosy nie kojarzę.
To jest właśnie problem z tą cosy azjatycką literaturą - jest już tak wszechobecna, że wiele osób ocenia całą literaturę azjatycką na tej "kocykowej" podstawie, a potem trafią na creepy azjatyckie książki Tajfunów i jest zaskoczenie, że nie jest miła i przyjemna. A Tajfuny, a przynajmniej Karolina Bednarz, właścicielka wydawnictwa, są rozgoryczone tą modą i łatką na całą lit. azjatycką.
Nwm jak podchodzi sie tu do fanfiction jednak ja kiedy mam ochote na okreslony typ opowiadania (niekoniecznie romans) to takie ao3 jest złotem do wyszukiwania. Czesto autorzy dodaja wrecz mase tagow opisujacych co sie w fabule może stać (pozytywnego i negatywnego). Lubie np angst ze Spider-man em ale nie lubie scen gw tu i smierci waznych postaci (poza canonem).
Ktoś może powiedzieć że mega spojler? Ja sie nie zgadzam, jak widze tag postać x postać a pod nimi tag o comfort, old married couple, fluff, lazy mornings. No kurde chętniej klikam.
Bardzo nie podoba mi się pojawiająca się od jakiegoś czasu tendencja do nadawania angielskich tytułów polskim książkom, aczkolwiek jest to dla mnie jasny sygnał, że ta książka napewno nie jest dla mnie, tak samo te modne, charakterystyczne okładki nowo wydawanych książek. Są to najczęściej "głupiutkie" ksiązki młodzieżowe, którego języka i sposobu pisania nie potrafię zdzierżyć.
Mam podobne odczucia - angielski tytuł polskiej książki to dla mnie trochę sygnał, że autork/ka nie był/a w stanie wymyślić nawet polskiego tytułu, więc pewnie w fabule też nic wybitnego nie znajdę...
Ehhh nienawidzę Niezwyklego najchętniej usunęłabym ich z planety oni szkodzą rynkowi wydawniczego i dla mnie osobiscie oni wykorzystują autorki które są pod nimi bo jednak nie da się napisać porządnej ksiażki w 3 miesiące. Co do twoich słów absolutnie się zgodzę ich książek wręcz odrzuca człowieka bo są tak obrzydliwe treści że tego czytać się nie da i nawet przyswajać a jak widzi się że polecają książkę "hehhe gromming" albo ine odpały to ręce opadają tak z punktu marketingowego jest to chwytliwe ale czy to dobre dla rynku wydawniczego który staje się śmietniskiem tanich książek. Nie bez powodu o książkach z tego konkretnie wydawnictwa mówi sięjako "upadku literatury" ja osobiście słysząc o tych książkach z punktu widzenia autorki po prostu mi przykro jak tam są romantyzowanie szkodliwe zachowania, tłumaczone gwa** czymś przyjemnym i wiele innych tym autorkom nie dość że brakuje warsztatu literackiego to dojrzałości i podejścia do pewnych tematów i to poważnych a wydawnictwo to wykorzystuje.
Ojjj.... znam to uczucie! Czytasz coś ze swojej branży opakowane w jakiś przyjemny thriller, ale bzdury i brak wiedzy branżowej mocno zgrzyta.
Rozumiem, że autor nie musi się znać na wszystkim, ale wtedy powinien zrobić solidny research, jak porywa się na zupełnie obcy sobie temat :c
Jestem przeciwko otagowaniu i warningowaniu książek bo uważałam to za robienie z czytelnika debila poprzez ujawnienie typowych wattpadowych chwytów z fanfików. Jak biorę książkę o tematyce wojennej albo z gatunku thriller to z automatu godzę się na mocniejsze rzeczy. Pytaniem jest tylko jak obrazowo autor to przedstawi. Bo to zabija wszelką frajdę z poznawania historii. I mówię to jako osoba prospoilerowa, która kupi książkę gdy pozna zakończenie. Ale co do oznaczeń wiekowych to przy obecnym zalewie erotycznego szamba w kreskówkowych okładkach to jest mus. Bo taki Barbarzyńca to ma najbardziej mylącą okładkę na polskim rynku.
Co do tytułów tylko po angielsku, to jest patologia, bo może mocno zmylić czytelnika kupującego przez neta. Owszem książki w innych językach są droższe niż wersje polskie ale nawet one są na promocjach. Ktoś powie że mangi mają angielskie tytuły a są po polsku. Dobra ale nasze wydawnictwa albo dają swoje logo albo piszą "tom" lub "autor". A polskie projekty okładek są polszczone poprzez brak tytułu w katakanie czy wyżej wymienione ułatwiacze.
Tytuły angielskie mogłyby zostać ale gdy dotyczą jakieś specjalistycznej terminologii czy indiomu. Bo te typowe romansidłowe bzdety jak "To koniec z nami" czy "Studenci" albo nic nie wnoszące swoją angielskością Czwarte Skrzydło tylko się ośmieszają.
Generalnie rynek książkowy jest strasznie sfeminizowany i to w tym złym sensie. Czyli piszą rozerotyzowane książkary dla takich samych książkar. Rynek wydaje dużo innych i lepszych książek ale one giną w papce z tiktoka. No i ze świecą szukać męskich głównych bohaterów a bohaterkom nie pozwala się na bycie ułomnym człowiekiem, który dla rozwoju potrzebuje innych ludzi
Okej, w thillerach, lit. wojennej - w porządku. Ale jeśli sięgam po obyczaj czy młodzieżówkę, a dostaję po oczach śmiercią zwierzaka, poważną chorobą bohatera, stratą rodzica, depresją, uzależnieniami, to mogę nie chcieć tego czytać, a bez ostrzeżeń przed treścią nie wiem, że mogę się tego spodziewać, bo na przykład opis tego nie sugeruje.
Nie zgodzę się z ostatnią kwestią - wg mnie zfeminizowana jest tylko ta najbardziej rzucająca się w oczy część rynku, czyli YA, romantasy i inne gatunki popularne na tiktoku (no i ofc "literatura kobieca", czyli romanse i obyczajówki). Wydaje mi się, że w innych ten podział jest równy albo nawet przeważają mężczyźni. Ale też statystyki pokazują, że kobiety czytają więcej od mężczyzn, więc to jest naturalne, że wydawnictwa wypuszczają dużo książek dla kobiet. Kiedyś literatura była bardziej zmaskulinizowana i o wiele bardziej wolę współczesne książki, gdzie nie boję się, że natknę się na chamski male gaze. Co do męskich bohaterów się nie wypowiem, ale nie przypominam sobie książki, w której główna bohaterka nie potrzebowałaby pomocy swojego partnera/przyjaciół i nie okazywałaby słabości. Nawet w memicznym Forth Wing główna bohaterka jest ratowana przez swojego faceta zbyt często
@@CatVlogujeja powiedziałabym że to jest proza życia. Nie mam na myśli jakiś bestialskich i makabrycznych opisów ale właśnie sam fakt tego że każda istota żywa umrze jest niezaprzeczalna. W trudnej tematyce widzę pewne katharsis dla nas samych i możliwość uporania się ze swoimi emocjami. Obecna kultura zbyt mocno ucieka od trudów życia i chce tworzyć tzw. bezpieczne miejsca, które zwyczajnie nie istnieją. Bo skoro ktoś nie umie się pozbierać po śmierci zwierzęcia (mały pies czy większość kotów dożywa ok. 20 lat) to jak sobie poradzi ze śmiercią dziadków, rodziców, partnera czy przyjaciela? Ja widzę w literaturze pewne przygotowanie po poradzenia sobie z takimi trudnymi sytuacjami. Bo my w życiu też wszystkiego nie przewidzimy. Brak warningowania trochę symuluje nieprzewidywalność życia.
@@weronikakaczmarczyk8232ja może mam tu inne spostrzeżenia, bo moja mama czytywała ichniejsze romantasy sprzed 10-15 lat czyli kryminały romansowe. Ale nawet tam romans i kryminał były całkiem dobrze rozłożone. Romantasy to romanso-erotyk w skórce fantasy, gdzie więcej jest opisów gołej klaty bohatera niż przygód, poznawania świata czy walk. Jest sobie taka japońska gra Tales od Arise, która w teorii powinna być takim romantasy ale nawet historia głównych bohaterów, którzy są na okładce nie zabija ani historii ani świata ani innych bohaterów.
Sama chciałabym zapoznać się z romansami pisanymi przez mężczyzn. By zobaczyć ich punkt widzenia. Co do pozostałych gatunków jak kryminały czy fantastyka, owszem jest pewien przechył w stronę mężczyzn ale jak najbardziej istnieją książki napisane przez kobiety.
Mamy takie głupie czasy, że Kosiarze Shustermana te 8 lat temu byłby hitem na miarę Igrzysk Śmierci a obecnie jest prawie nie widoczny przez szambo z wattpada. Już lata temu pani Novik napisała lepsze Czwarte Skrzydło niż oryginał, czyli cykl Smok Jej Królewskiej Mości ale nawet gdyby było jego wznowienie w Polsce to i tak by przepadło bo nie ma seksów
Za dużo erotyzmu😊