10:33 - początek Legia - Betis; 32:26 - Legia - Betis 1:0; 2:03:41 - koniec Legia - Betis; 2:20:45 - początek FC Kopenhaga - Jagiellonia; 2:31:54 - FC Kopenhaga - Jagiellonia 1:0; 3:30:12 - FC Kopenhaga - Jagiellonia 1:1; 4:16:56 - FC Kopenhaga - Jagiellonia 1:2 (ostatni raz Leszek tak się cieszył na wizji, gdy kupił mecz w Lidze Polskiej Menedźer); 4:17:56 - koniec FC Kopenhaga - Jagiellonia.
Kompletnie w to nie wierzyłem, a jednak.. o ile u siebie Legia potrafi robić niespodzianki, tak Jaga w pucharach jak Pogoń Szczecin na wyjazdach... A jednak
Na wsi graliśmy max 4 na 4. Na zawodach szkolnych w 4 klasie wypatrzył mnie trener który stworzył zespół trampkarzy z talentów z okolicznych wiosek i graliśmy w lidze wojewódzkiej woj.zachodniopomorskiego. Tam nastrzelałem goli i wypatrzyła mnie Pogoń Szczecin. Wzięła do zespołu i klasy sportowej w pierwszej gimnazjum z opłaconym internetem. Na obozie goliliśmy wszystkich,w lidze wszystkich. Chemik Police,Pomorzanin Nowogard,Ina Goleniów,Energetyk Gryfino,Blękitni Stargard,Arkonia Szczecin czy Salos Szczecin aż w połowie sezonu mecz ze Stalą Stocznia i bum 3 0 w plecy i jako że grałem na środku pola to strasznie orał mnie jakiś ogórek ze Stali i pamiętam jak dziś że wtedy uznałem że piłkarzem jednak nie zostanę. Ten ogórek ze Stali to był Grzegorz Krychowiak😅
jedyne, co się może nie zgadzać, to Pogoń mogła opłacać w klasie sportowej internat, a nie internet, chociaż przy finansach Pogonii to nigdy nie wiadomo 😁
Świetny wieczór polskich klubów! Liga Konferencji faktycznie jest naszą Ziemią Obiecaną :) . Co do konkursu, to moja historia z cyklu "Danza Kuduro in the forest remix" miała miejsce na mistrzostwach szkoły w koszykówkę. Kontekst: W liceum byłem dość wysoki i szczupły, ale miałem wadę wzroku -6 (bez okularów nie widziałem największej litery u okulisty). Z tego powodu miałem problemy z koordynacją i średnio radziłem sobie na WF-ie. Na klasowych zawodach w kosza graliśmy przeciwko drużynie, która miała w składzie gości normalnie trenujących w klubie i grających w jakiejś tam lidze juniorów. Nie wiem jakim cudem, ale na samym początku trafiłem 2 pierwsze rzuty i prowadziliśmy 4:0 (pytałem się WF-isty czy wpadło do kosza, bo nawet nie widziałem xD). Od tego momentu byłem indywidualnie kryty przez najlepszego zawodnika rywali - chłop nawet nie biegał do akcji ofensywnych tylko stał przy mnie XD Ostatecznie przegraliśmy jakieś 4:30, a po meczu chłopaki pytali czy gdzieś gram. Na tym skończyła się moja przygoda z koszem, a na studiach wybrałem ping-pong, bo była to w zasadzie jedyna dyscyplina, w którą mogłem grać w okularach.
Czemu Leszek nie wyda swoich książek jako selfów dla fanów uniwersum polskiej piłki? Przecież część z nas kupiłaby je, nawet drożej niż sam koszt wydania z samej sympatii do Leszka. Zrobiłby przedsprzedaż i wydał tyle ile sympatycy zamówią.
Mój peak osiągnięć, to zdobycie pucharu straży miejskiej w turnieju dzikich drużyn. 🙂 Byłem wtedy po ósmej klasie, starszym chłopakom z podwórka nudziło się w wakacje, więc zgłosili się do turnieju. Coś tam potrafiłem kopnąć, więc wzięli mnie do drużyny (oczywiście na lewą obronę, nikt tam nie chciał grać 🙃). Nie mieliśmy gdzie trenować, więc w parku zbudowaliśmy sobie 2 bramki ze starych drewnianych belek z rozbieranej obok kamienicy. Tzn. starsi budowali, a ja głównie podawałem młotek, czy łopatę. Belki "kupiliśmy" od robotników za paczkę kawy. Całe podwórko potem korzystało z naszego dzieła. Duma. 😊 Na tym turnieju moja kariera właściwie się zakończyła - starsi się gdzieś porozchodzili, a w liceum nie było już z kim pograć. To były piękne wakacje.
Lato. Sierpień. Pierwsze lata nowego millenium. Całe dnie spędzało się, a jakże, na graniu w piłkę. Nie inaczej miało być też pewnej ciepłej soboty. Jednak po obiedzie rodzice rzucili hasło: "Jedziemy do Tubądzina!". Dla niewtajemniczonych odbywały się tam hippiczne zawody jeździeckie, jakieś stragany i występy. Tym razem wieczór uświetnić miał sam Marcin Daniec czy inny Kryszak. Podłamany 11-, może 12-letni ja poczuł złość. Odpowiedziałem rodzicom, że nie interesuje mnie jak konie robią hopsa, hopsa i nie chce jechać na żadnego Kryszaka czy Dańca. Chwila ciszy... "No dobra, masz tu klucz do domu". Byłem w szoku. Pojechali beze mnie, czułem się wtedy bardzo dorosły. Na zawody wyjechało pół Sieradza, w tym także większość kumpli. Zostałem ja i mój przyjaciel Kamil. Wzięliśmy zatem butelkę wody, piłkę i hejże na "boisko". Prawym słupkiem była jarzębina, lewym wspomniana butelka wody. Przywdziałem bluzę bramkarską Bartheza z United (jedyna bluza w całym Tuszynie) i krzyknąłem: "Ja Toldo!". Kamil odpowiedział: "Ja Zidane!". Strzelał z różnych pozycji, ale tego dnia wszystko łapałem. Graliśmy chyba z 4 godziny, aż zaczęło się ściemniać. "Oho!" pomyślałem, "Teraz skończyło się babci sranie", ledwo co było widać piłkę. Latarnia w parku była dosyć daleko i nadlatującą futbolówkę widziałem dopiero tuż przed bramką. Poczułem wtedy napływ jakiejś nieopisanej mocy i zacząłem bronić jeszcze lepiej wykonując niepowtarzalne później interwencje. Broniłem jak w transie, co z jednej strony wkurzało Kamila, ale z drugiej widział co się dzieje i motywował mnie jeszcze bardziej. Przez 5 godzin gry wpuściłem około 5-6 bramek. To było niebywałe, pamiętam to uczucie od dziś. Oczywiście nigdy później już tak dobrze nie pokazywałem swoich umiejętności, ale co przeżyłem to moje. Jak się później okazało Daniec był chujowy. Czy tam Kryszak...
Mój piłkarski szczyt miał miejsce w szóstej klasie szkoły podstawowej. W maju był gminny turniej szkół podstawowych. Piłkarsko byłem słaby, ale za to grubawy. Z jakiegoś powodu nauczyciel wf zabrał mnie na te zawody. Nie zagrałem ani razu, nawet nie wysłano mnie na rozgrzewkę. Po latach zrozumiałem, że na turniej pojechali wszyscy mający dwie nogi. Kadra szkoły liczyła ponad 30 chłopa. Zagrało 15. Ale poszedłem za ciosem. Dzień sportu, turniej międzyklasowy. Naszą klasę podzielili na dwie grupy i zwycięska grupa miała w finale grać ze zwycięzcą meczu czwarta vs piąta klasa. Szybko strzeliłem gola na 1-0. Kolega dośrodkował, a piłka odbiła się od mojej głowy i wpadła do bramki. Później zrobiłem dwa karne i przegraliśmy 1-7, ale duma z gola pozostała.
Mój mecz zycia: świetlica gramy nasza klasa na starsza klasę, zaczyna kropić lekko ale jeszcze gramy ja cofnąłem się do obrony i wyratowalem bramke noga, robimy kontratak w którym podaje pilke na skrzydełko do Kacpra który kiwa jednego wrzuca pilke ja dobijam głowa, euforia. W tym momencie jednak zrobiła się ulewa i nasz mecz się skonczyl pani wychodzi nie dolicza nawet minuty i kończymy. Do końca roku mieliśmy status klasy która pokonała rocznik wyzej. Drugi taki moment to jak na turnieju siatkówki zostałem wyskautowany jako jedyny w szkole przyszedłem do klubu teren mnie zobaczył i powiedział ze dziekuje bo za niski jestem
Ja do dziś pamiętam jeden mecz chwały w podstawówce. Generalnie w samej klasie na 16 chłopaków byłem może 5-6 pod względem umiejętności, czyli na tamten moment biorąc pod uwagę ze byłem w 4 klasie to byłem gdzieś 15-20 w naszej niewielkiej wiejskiej szkole. Nie pamiętam czy to był wf czy sks, natomiast do grania wszedł również wfista. Składy wybierali sobie najlepsi z najlepszymi więc najsłabsza drużyna to byli totalni leszcze, no i wtedy chyba do meczu 3x3 wszedł pan Arek żeby pomóc tym słabym i trochę nauczyć pokory cwaniaków z najlepszego składu. Nasz wfista to był chłop z starej szkoły, pomimo tego że kończyłem podstawówkę w 2008 roku czyli stosunkowo niedawno, mieliśmy na wf-ach wszystko, gimnastyka, lekka, generalnie chuje muje dzikie węże (do teraz mam lekką traumę z gimnastyki gdzie jednego dnia zebrałem trzy jedynki bo nie potrafiłem na zaliczeniu zrobić wymyku na drążku, skoczyć przez skrzynię i stać na rękach przy drabinkach). W trakcie pamiętnego tego meczu byłem w składzie typów którzy coś tam potrafią kopnąć, wymienić z trzy podania, strzelić gola, taka Pogoń w ekstraklasie bo rzadko cokolwiek wygrywaliśmy. I graliśmy z ekipą wfisty, leszcze z jego drużyny wiadomo, potykali się o swoje nogi, ale on ciągnął całą grę. I jest moja akcja, stoję przed bramką sam na sam z Panem Arkiem, biorę zamach, i cyk w umyśle 11 latka przebiegła myśl o zwodzie a la Ronaldinho, zamarkowałem strzał, Pan Arek poleciał w lewo jak dzik w kasztany, gwizdek wyleciał z kieszeni,a ja uchwyciłem to jego jedno spojrzenie podziwu które mam do dzisiaj przed oczami. Od tamtej pory jeździłem na każde gminne zawody z dowolnej dyscypliny, pomimo tego że konkurencja była wielka bo Pan Arek zabierał z nami swojego syna z poprzedniego małżeństwa jako ucznia naszej szkoły, bo był kozakiem. Ehh to spojrzenie podziwu, słodkie wspomnienie…
W pierwszej gimnazjum był turniej międzyklasowy, w mojej klasie było 6 chłopaków, w związku z czym musieliśmy zagrać wszyscy. Z całej ekipy jedynym, który coś potrafił był gość, który kiblował, reszta ze sportem miała niewiele wspólnego, więc zazwyczaj autobus w polu karnym i nadzieja, że stracimy jak najmniej bramek, ale przynajmniej nie trzeba iść na matmę. Byłem najwyższy, nie bałem się piłki i co najważniejsze - kompletnie nie umiałem grać nogami, więc stałem na bramce. W meczu przeciwko klasie, w której wszyscy grali w jakichś lokalnych wiejskich zespołach, młodzikach okręgówek, a-klasach i tak dalej gość wychodzi sam na sam, w rozpaczliwym geście rzucam mu się pod nogi, bronię, ale piłka do niego wraca, więc w niezrozumiały do dziś sposób odbiłem się od desek parkietu i rzuciłem się drugi raz. Udało się, ale udo spuchło tak, że dwa tygodnie kulałem, a ksywa Ryba przykleiła się do końca roku szkolnego
"90% to głowa" - dobrze, że właśnie to zawczasu zrozumiałem i porzuciłem swoje piłkarskie marzenia. ;D W czasach podstawówki pamiętam, że cały czas miałem w głowie, żeby pójść na trening młodzików Miedzi Legnica. Jeden kolega już tam chodził. Oczywiście, żeby się na ten trening wybrać, to musiałem nazbierać więcej kolegów, bo psychicznie się spalałem strasznie, a poza tym wszyscy "z Miedzianki" to tzw. "piłkarzyki", włosy na żel do góry i "hehe, czego tu chcesz cieniasie?". No i raz się udało zebrać kolejnych dwóch kolegów i poszliśmy na te boiska treningowe (w sumie to te, na których byliście z Wojtkiem Łobodzińskim ;)). Przez ok. 30min nikt na nas nie zwracał uwagi i tak staliśmy (nowi, ok. 5-6os.) obok bez sensu. Potem trener nam rzucił piłkę i "pograjcie w dziada". Graliśmy chyba z 60min. Potem trener woła "OK, nowi! Wchodzicie i gracie sparing 5vs5". No i oczywiście my rozjechani do zera. Graliśmy może z 5min i trener "OK, dzięki. Schodzicie, zmiana zespołów". Na tym skończyła się moja kariera... ;D Pozdro '95
Ja pamiętam że w gimnazjum pojechaliśmy jako reprezentacja szkoły na zawody wojewódzkie. Ja jako bramkarz tam jechałem. Czekaliśmy 5 godzin na swój mecz. Oczywiście w nim nie zagrałem, chłopacy przegrali i mogliśmy jechać do domu🤣 A druga sytuacja to też w gimnazjum nauczyciel wf-u zorganizował mistrzostwa szkoły i graliśmy o wejście do finału z mega mocną 2b i po cudach jakie wyczynialem my ten mecz wygraliśmy a ja nawet asystę miałem. Szok i niedowierzanie w całej szkole był że my ten mecz wygraliśmy. Cały tydzień z głową do góry chodziłem
W drugiej klasie liceum na nasz WF przyszła reprezentacja szkoły w siatkówce bo nazajutrz miały być jakieś zawody. Mieliśmy z kolegami służyć jako rozgrzewka dla gwiazd sportu naszego LO. Kolega powiedział przed meczem że słabo są i musimy ich ograć (inaczej powiedział ale ok). No i nas natchnęło. Ja zawsze gruby, słaby w sporcie i zakompleksiony robiłem blok za blokiem. Kolega as za asem. No było pięknie. Sor zaczął wrzeszczeć na gwiazdorów oni się całkiem rozłożyli psychicznie i wygraliśmy. Czuliśmy się jak bogowie. Cała szkoła huczała że zrobiliśmy z nich bitki z puree. Potem się okazało że nasza reprezentacja na wkurwie zrobiła 2 miejsce w powiecie. Więc wszyscy poszliśmy na trening, w końcu my ich ograliśmy. No i prawda wyszła na jaw. Byliśmy beznadziejni. Ale tamtego dnia już nam nikt i nigdy nie zabierze
W mojej szkole graliśmy 4 i 5 klasa podstawówki na 6 klasę, jednak mimo fuzji czasem mieliśmy problem ze skompletowaniem składu na mecz na długą przerwę, przez co zdecydowaliśmy się na transfer gotówkowy z 6 klasy. Popularny "Tony" kosztował nas 20gr.
Najlepszy mecz w karierze? Kiedy pojechałem w niedziele na mecz juniorów, którzy zebrali się tylko w 10, ja na karcie kolegi zagrałem na szpicy, przegrana z liderem tylko 1-0, ja 4 dotknięcia piłki, w tym 2 razy od środka. Byłem najbardziej defensywnym napastnikiem jakiego piłka w Wielkopolsce widziała. Ale kiedyś zostałem też MVP bramkarzy na turnieju ministrantów
Według statystyk NBA Cezary Trybański w calej swojej karierze w NBA zagrał w sumie 118 minut w trakcie których rzucil 16 pkt. W Knicksach rzucil tylko jeden punkt z osobistego.
To teraz czas na el Klasyko czyli Jagielonia Białystok - Legia Warszawa spotkanie ligowe. Logika ekstraklasy podpowiada że będzie remis ze wskazaniem na Jagiellonię.
Wczoraj mi kupon zj...ał Real z Bayernem, dziś Legia i Jaga 😅 dziś mniej boli, trzeba było postawić na nasze drużyny i l4 do końca października można by spokojnie zaklepać i liczyć dolary :)
Mam paskudne słuchawki, które pauzują jak poruszę mięśniami twarzy i w połączeniu z tymi dosyć częstymi zanikami dźwięku jest to naprawdę wkurzające. Czekam aż znowu zacznie być was słychać i czekam, a to się okazuje, że pauza się włączyła🤪
odpalam tą domówkę po tym jak dowiedziałem się, że moja ukochana babcia odeszła, dzięki Panowie za to że jesteście ze mną w tej trudnej chwili, mam nadzieję, że tak przynudzicie, że uda się zasnąć
Zamiast przedsiębiorcy od zmiany twarzy można wprowadzić wątek kryminalny - co jakiś czas atakuje seryjny zmieniacz twarzy, ktoś się budzi z inną twarzą, jest dochodzenie, ale nie udaje się odkryć kim jest ten złoczyńca. Przez wszystkie sezony jakieś losowe wskazówki, ale zagadka nie zostaje nigdy rozwiązana - bo scenarzyści też nie wiedzą komu to dać. Ale temat żyje swoim życiem w internecie nawet po zakończeniu serialu - filmy, książki, wywiady, teorie kto to może być.
10:33 - początek Legia - Betis;
32:26 - Legia - Betis 1:0;
2:03:41 - koniec Legia - Betis;
2:20:45 - początek FC Kopenhaga - Jagiellonia;
2:31:54 - FC Kopenhaga - Jagiellonia 1:0;
3:30:12 - FC Kopenhaga - Jagiellonia 1:1;
4:16:56 - FC Kopenhaga - Jagiellonia 1:2 (ostatni raz Leszek tak się cieszył na wizji, gdy kupił mecz w Lidze Polskiej Menedźer);
4:17:56 - koniec FC Kopenhaga - Jagiellonia.
3:00:46 Problemy techniczne
Widać że jesień w pełni. Leszek jest tak nostalgiczny że niedługo zacznie wspominać czasy w których wspominał.
Wiadrovpsychodrazetek zaraz mu przepisza
Kompletnie w to nie wierzyłem, a jednak.. o ile u siebie Legia potrafi robić niespodzianki, tak Jaga w pucharach jak Pogoń Szczecin na wyjazdach... A jednak
Wiadomo było, że będą grać jak nigdy jak nikt tego nie będzie oglądał. Pan Solorz paywall'em ratuje polską piłkę
Na wsi graliśmy max 4 na 4. Na zawodach szkolnych w 4 klasie wypatrzył mnie trener który stworzył zespół trampkarzy z talentów z okolicznych wiosek i graliśmy w lidze wojewódzkiej woj.zachodniopomorskiego. Tam nastrzelałem goli i wypatrzyła mnie Pogoń Szczecin. Wzięła do zespołu i klasy sportowej w pierwszej gimnazjum z opłaconym internetem. Na obozie goliliśmy wszystkich,w lidze wszystkich. Chemik Police,Pomorzanin Nowogard,Ina Goleniów,Energetyk Gryfino,Blękitni Stargard,Arkonia Szczecin czy Salos Szczecin aż w połowie sezonu mecz ze Stalą Stocznia i bum 3 0 w plecy i jako że grałem na środku pola to strasznie orał mnie jakiś ogórek ze Stali i pamiętam jak dziś że wtedy uznałem że piłkarzem jednak nie zostanę. Ten ogórek ze Stali to był Grzegorz Krychowiak😅
@@passenger9000 grał grał w Stali Szczecin
jedyne, co się może nie zgadzać, to Pogoń mogła opłacać w klasie sportowej internat, a nie internet, chociaż przy finansach Pogonii to nigdy nie wiadomo 😁
Jednak internat na ulicy ku słońcu.
Internet wtedy był tam darmowy w kafejce internetowej ale jedyne 20minut dziennie.
Piękne czasy.
Julek dziś szczególnie merytoryczny podczas transmisji
@@passenger9000 pociąg Ci odjechał przyjacielu
Brakowało tego jego "szczerze?!" co drugie zdanie, widać że praca w GoalPL go rozwinęła
Świetny wieczór polskich klubów! Liga Konferencji faktycznie jest naszą Ziemią Obiecaną :)
.
Co do konkursu, to moja historia z cyklu "Danza Kuduro in the forest remix" miała miejsce na mistrzostwach szkoły w koszykówkę.
Kontekst: W liceum byłem dość wysoki i szczupły, ale miałem wadę wzroku -6 (bez okularów nie widziałem największej litery u okulisty). Z tego powodu miałem problemy z koordynacją i średnio radziłem sobie na WF-ie.
Na klasowych zawodach w kosza graliśmy przeciwko drużynie, która miała w składzie gości normalnie trenujących w klubie i grających w jakiejś tam lidze juniorów.
Nie wiem jakim cudem, ale na samym początku trafiłem 2 pierwsze rzuty i prowadziliśmy 4:0 (pytałem się WF-isty czy wpadło do kosza, bo nawet nie widziałem xD). Od tego momentu byłem indywidualnie kryty przez najlepszego zawodnika rywali - chłop nawet nie biegał do akcji ofensywnych tylko stał przy mnie XD Ostatecznie przegraliśmy jakieś 4:30, a po meczu chłopaki pytali czy gdzieś gram. Na tym skończyła się moja przygoda z koszem, a na studiach wybrałem ping-pong, bo była to w zasadzie jedyna dyscyplina, w którą mogłem grać w okularach.
Kuba w 95:40 meczu Jagi: Nie dowiezie Jaga tego remisu. Futbolowi bogowie wiedzieli wcześniej
22 zawodników - 7 Polaków w obu drużynach(policzyłem Oydele też). Ciekawe co na to rodzina Koseckich? Roman i jego syn Raheem
Czemu Leszek nie wyda swoich książek jako selfów dla fanów uniwersum polskiej piłki? Przecież część z nas kupiłaby je, nawet drożej niż sam koszt wydania z samej sympatii do Leszka. Zrobiłby przedsprzedaż i wydał tyle ile sympatycy zamówią.
Kiedyś wspominał coś o kosmicznych bobrach, czy czymś podobnym i mnie to na przykład ciekawi😉
Apropo wieku, to fun fact - Eminem niedługo zostanie dziadkiem.
Mój peak osiągnięć, to zdobycie pucharu straży miejskiej w turnieju dzikich drużyn. 🙂
Byłem wtedy po ósmej klasie, starszym chłopakom z podwórka nudziło się w wakacje, więc zgłosili się do turnieju. Coś tam potrafiłem kopnąć, więc wzięli mnie do drużyny (oczywiście na lewą obronę, nikt tam nie chciał grać 🙃).
Nie mieliśmy gdzie trenować, więc w parku zbudowaliśmy sobie 2 bramki ze starych drewnianych belek z rozbieranej obok kamienicy. Tzn. starsi budowali, a ja głównie podawałem młotek, czy łopatę. Belki "kupiliśmy" od robotników za paczkę kawy. Całe podwórko potem korzystało z naszego dzieła. Duma. 😊
Na tym turnieju moja kariera właściwie się zakończyła - starsi się gdzieś porozchodzili, a w liceum nie było już z kim pograć. To były piękne wakacje.
Kiedyś poznałem Sebastiana Mile na mistrzostwach ministrantów diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. To był peak mojego piłkarstwa
Lato. Sierpień. Pierwsze lata nowego millenium. Całe dnie spędzało się, a jakże, na graniu w piłkę. Nie inaczej miało być też pewnej ciepłej soboty. Jednak po obiedzie rodzice rzucili hasło: "Jedziemy do Tubądzina!". Dla niewtajemniczonych odbywały się tam hippiczne zawody jeździeckie, jakieś stragany i występy. Tym razem wieczór uświetnić miał sam Marcin Daniec czy inny Kryszak. Podłamany 11-, może 12-letni ja poczuł złość. Odpowiedziałem rodzicom, że nie interesuje mnie jak konie robią hopsa, hopsa i nie chce jechać na żadnego Kryszaka czy Dańca. Chwila ciszy... "No dobra, masz tu klucz do domu". Byłem w szoku. Pojechali beze mnie, czułem się wtedy bardzo dorosły. Na zawody wyjechało pół Sieradza, w tym także większość kumpli. Zostałem ja i mój przyjaciel Kamil. Wzięliśmy zatem butelkę wody, piłkę i hejże na "boisko". Prawym słupkiem była jarzębina, lewym wspomniana butelka wody. Przywdziałem bluzę bramkarską Bartheza z United (jedyna bluza w całym Tuszynie) i krzyknąłem: "Ja Toldo!". Kamil odpowiedział: "Ja Zidane!". Strzelał z różnych pozycji, ale tego dnia wszystko łapałem. Graliśmy chyba z 4 godziny, aż zaczęło się ściemniać. "Oho!" pomyślałem, "Teraz skończyło się babci sranie", ledwo co było widać piłkę. Latarnia w parku była dosyć daleko i nadlatującą futbolówkę widziałem dopiero tuż przed bramką. Poczułem wtedy napływ jakiejś nieopisanej mocy i zacząłem bronić jeszcze lepiej wykonując niepowtarzalne później interwencje. Broniłem jak w transie, co z jednej strony wkurzało Kamila, ale z drugiej widział co się dzieje i motywował mnie jeszcze bardziej. Przez 5 godzin gry wpuściłem około 5-6 bramek. To było niebywałe, pamiętam to uczucie od dziś. Oczywiście nigdy później już tak dobrze nie pokazywałem swoich umiejętności, ale co przeżyłem to moje. Jak się później okazało Daniec był chujowy. Czy tam Kryszak...
Mój piłkarski szczyt miał miejsce w szóstej klasie szkoły podstawowej. W maju był gminny turniej szkół podstawowych. Piłkarsko byłem słaby, ale za to grubawy. Z jakiegoś powodu nauczyciel wf zabrał mnie na te zawody. Nie zagrałem ani razu, nawet nie wysłano mnie na rozgrzewkę. Po latach zrozumiałem, że na turniej pojechali wszyscy mający dwie nogi. Kadra szkoły liczyła ponad 30 chłopa. Zagrało 15. Ale poszedłem za ciosem. Dzień sportu, turniej międzyklasowy. Naszą klasę podzielili na dwie grupy i zwycięska grupa miała w finale grać ze zwycięzcą meczu czwarta vs piąta klasa. Szybko strzeliłem gola na 1-0. Kolega dośrodkował, a piłka odbiła się od mojej głowy i wpadła do bramki. Później zrobiłem dwa karne i przegraliśmy 1-7, ale duma z gola pozostała.
Ja kiedyś na SKS (w 3 podstawówki) strzeliłem bramkę po akcji indywidualnej
Leszek kiedys miałeś lepszy brzuch
Mój mecz zycia: świetlica gramy nasza klasa na starsza klasę, zaczyna kropić lekko ale jeszcze gramy ja cofnąłem się do obrony i wyratowalem bramke noga, robimy kontratak w którym podaje pilke na skrzydełko do Kacpra który kiwa jednego wrzuca pilke ja dobijam głowa, euforia. W tym momencie jednak zrobiła się ulewa i nasz mecz się skonczyl pani wychodzi nie dolicza nawet minuty i kończymy. Do końca roku mieliśmy status klasy która pokonała rocznik wyzej.
Drugi taki moment to jak na turnieju siatkówki zostałem wyskautowany jako jedyny w szkole przyszedłem do klubu teren mnie zobaczył i powiedział ze dziekuje bo za niski jestem
Ja do dziś pamiętam jeden mecz chwały w podstawówce. Generalnie w samej klasie na 16 chłopaków byłem może 5-6 pod względem umiejętności, czyli na tamten moment biorąc pod uwagę ze byłem w 4 klasie to byłem gdzieś 15-20 w naszej niewielkiej wiejskiej szkole. Nie pamiętam czy to był wf czy sks, natomiast do grania wszedł również wfista. Składy wybierali sobie najlepsi z najlepszymi więc najsłabsza drużyna to byli totalni leszcze, no i wtedy chyba do meczu 3x3 wszedł pan Arek żeby pomóc tym słabym i trochę nauczyć pokory cwaniaków z najlepszego składu. Nasz wfista to był chłop z starej szkoły, pomimo tego że kończyłem podstawówkę w 2008 roku czyli stosunkowo niedawno, mieliśmy na wf-ach wszystko, gimnastyka, lekka, generalnie chuje muje dzikie węże (do teraz mam lekką traumę z gimnastyki gdzie jednego dnia zebrałem trzy jedynki bo nie potrafiłem na zaliczeniu zrobić wymyku na drążku, skoczyć przez skrzynię i stać na rękach przy drabinkach). W trakcie pamiętnego tego meczu byłem w składzie typów którzy coś tam potrafią kopnąć, wymienić z trzy podania, strzelić
gola, taka Pogoń w ekstraklasie bo rzadko cokolwiek wygrywaliśmy. I graliśmy z ekipą wfisty, leszcze z jego drużyny wiadomo, potykali się o swoje nogi, ale on ciągnął całą grę. I jest moja akcja, stoję przed bramką sam na sam z Panem Arkiem, biorę zamach, i cyk w umyśle 11 latka przebiegła myśl o zwodzie a la Ronaldinho, zamarkowałem strzał, Pan Arek poleciał w lewo jak dzik w kasztany, gwizdek wyleciał z kieszeni,a ja uchwyciłem to jego jedno spojrzenie podziwu które mam do dzisiaj przed oczami. Od tamtej pory jeździłem na każde gminne zawody z dowolnej dyscypliny, pomimo tego że konkurencja była wielka bo Pan Arek zabierał z nami swojego syna z poprzedniego małżeństwa jako ucznia naszej szkoły, bo był kozakiem. Ehh to spojrzenie podziwu, słodkie wspomnienie…
W pierwszej gimnazjum był turniej międzyklasowy, w mojej klasie było 6 chłopaków, w związku z czym musieliśmy zagrać wszyscy. Z całej ekipy jedynym, który coś potrafił był gość, który kiblował, reszta ze sportem miała niewiele wspólnego, więc zazwyczaj autobus w polu karnym i nadzieja, że stracimy jak najmniej bramek, ale przynajmniej nie trzeba iść na matmę. Byłem najwyższy, nie bałem się piłki i co najważniejsze - kompletnie nie umiałem grać nogami, więc stałem na bramce. W meczu przeciwko klasie, w której wszyscy grali w jakichś lokalnych wiejskich zespołach, młodzikach okręgówek, a-klasach i tak dalej gość wychodzi sam na sam, w rozpaczliwym geście rzucam mu się pod nogi, bronię, ale piłka do niego wraca, więc w niezrozumiały do dziś sposób odbiłem się od desek parkietu i rzuciłem się drugi raz. Udało się, ale udo spuchło tak, że dwa tygodnie kulałem, a ksywa Ryba przykleiła się do końca roku szkolnego
3:01:48 święte słowa Leszka
"90% to głowa" - dobrze, że właśnie to zawczasu zrozumiałem i porzuciłem swoje piłkarskie marzenia. ;D
W czasach podstawówki pamiętam, że cały czas miałem w głowie, żeby pójść na trening młodzików Miedzi Legnica. Jeden kolega już tam chodził. Oczywiście, żeby się na ten trening wybrać, to musiałem nazbierać więcej kolegów, bo psychicznie się spalałem strasznie, a poza tym wszyscy "z Miedzianki" to tzw. "piłkarzyki", włosy na żel do góry i "hehe, czego tu chcesz cieniasie?".
No i raz się udało zebrać kolejnych dwóch kolegów i poszliśmy na te boiska treningowe (w sumie to te, na których byliście z Wojtkiem Łobodzińskim ;)).
Przez ok. 30min nikt na nas nie zwracał uwagi i tak staliśmy (nowi, ok. 5-6os.) obok bez sensu.
Potem trener nam rzucił piłkę i "pograjcie w dziada". Graliśmy chyba z 60min.
Potem trener woła "OK, nowi! Wchodzicie i gracie sparing 5vs5".
No i oczywiście my rozjechani do zera. Graliśmy może z 5min i trener "OK, dzięki. Schodzicie, zmiana zespołów".
Na tym skończyła się moja kariera... ;D
Pozdro '95
PS. Żaden z "piłkarzyków" nie zrobił kariery. :)
Kiedy wyjdzie biografia Cezarego Trybańskiego będę rozczarowany jeśli nie będzie miała tytułu "Big C.T. Life"
Ja pamiętam że w gimnazjum pojechaliśmy jako reprezentacja szkoły na zawody wojewódzkie. Ja jako bramkarz tam jechałem. Czekaliśmy 5 godzin na swój mecz. Oczywiście w nim nie zagrałem, chłopacy przegrali i mogliśmy jechać do domu🤣 A druga sytuacja to też w gimnazjum nauczyciel wf-u zorganizował mistrzostwa szkoły i graliśmy o wejście do finału z mega mocną 2b i po cudach jakie wyczynialem my ten mecz wygraliśmy a ja nawet asystę miałem. Szok i niedowierzanie w całej szkole był że my ten mecz wygraliśmy. Cały tydzień z głową do góry chodziłem
W drugiej klasie liceum na nasz WF przyszła reprezentacja szkoły w siatkówce bo nazajutrz miały być jakieś zawody. Mieliśmy z kolegami służyć jako rozgrzewka dla gwiazd sportu naszego LO. Kolega powiedział przed meczem że słabo są i musimy ich ograć (inaczej powiedział ale ok). No i nas natchnęło. Ja zawsze gruby, słaby w sporcie i zakompleksiony robiłem blok za blokiem. Kolega as za asem. No było pięknie. Sor zaczął wrzeszczeć na gwiazdorów oni się całkiem rozłożyli psychicznie i wygraliśmy. Czuliśmy się jak bogowie. Cała szkoła huczała że zrobiliśmy z nich bitki z puree. Potem się okazało że nasza reprezentacja na wkurwie zrobiła 2 miejsce w powiecie. Więc wszyscy poszliśmy na trening, w końcu my ich ograliśmy. No i prawda wyszła na jaw. Byliśmy beznadziejni. Ale tamtego dnia już nam nikt i nigdy nie zabierze
W mojej szkole graliśmy 4 i 5 klasa podstawówki na 6 klasę, jednak mimo fuzji czasem mieliśmy problem ze skompletowaniem składu na mecz na długą przerwę, przez co zdecydowaliśmy się na transfer gotówkowy z 6 klasy. Popularny "Tony" kosztował nas 20gr.
Ledwo zachowane finansowe fairplay
@@HaldirZero To była równowartość nie jednej, a dwóch herbatek na szkolnej stołówce
Bebzon Leszka po zwycięzkim golu Jagi top!!!
36:55 te słowa "źle" się zestarzały xddd
Peak mojego piłkarstwa to zostanie bramkarzem turnieju na halowym międzyszkolnym turnieju powiatowym. Rozdawałem nawet autografy dzieciom.
Najlepszy mecz w karierze?
Kiedy pojechałem w niedziele na mecz juniorów, którzy zebrali się tylko w 10, ja na karcie kolegi zagrałem na szpicy, przegrana z liderem tylko 1-0, ja 4 dotknięcia piłki, w tym 2 razy od środka. Byłem najbardziej defensywnym napastnikiem jakiego piłka w Wielkopolsce widziała.
Ale kiedyś zostałem też MVP bramkarzy na turnieju ministrantów
Według statystyk NBA Cezary Trybański w calej swojej karierze w NBA zagrał w sumie 118 minut w trakcie których rzucil 16 pkt. W Knicksach rzucil tylko jeden punkt z osobistego.
2:14:56 mocno zaśmiane z Kuby
To teraz czas na el Klasyko czyli Jagielonia Białystok - Legia Warszawa spotkanie ligowe. Logika ekstraklasy podpowiada że będzie remis ze wskazaniem na Jagiellonię.
emocje jak na rybach 😀
Wczoraj mi kupon zj...ał Real z Bayernem, dziś Legia i Jaga 😅 dziś mniej boli, trzeba było postawić na nasze drużyny i l4 do końca października można by spokojnie zaklepać i liczyć dolary :)
Futbolowi Bogowie szykują nam coś grubego ⚽😇
Coś czuje polski finał w Polsce.
@@mari-831mam nadzieję, że drabinka ułoży się pod polski finał
Mam paskudne słuchawki, które pauzują jak poruszę mięśniami twarzy i w połączeniu z tymi dosyć częstymi zanikami dźwięku jest to naprawdę wkurzające. Czekam aż znowu zacznie być was słychać i czekam, a to się okazuje, że pauza się włączyła🤪
odpalam tą domówkę po tym jak dowiedziałem się, że moja ukochana babcia odeszła, dzięki Panowie za to że jesteście ze mną w tej trudnej chwili, mam nadzieję, że tak przynudzicie, że uda się zasnąć
Tak. Trzymaj sie
Zamiast przedsiębiorcy od zmiany twarzy można wprowadzić wątek kryminalny - co jakiś czas atakuje seryjny zmieniacz twarzy, ktoś się budzi z inną twarzą, jest dochodzenie, ale nie udaje się odkryć kim jest ten złoczyńca. Przez wszystkie sezony jakieś losowe wskazówki, ale zagadka nie zostaje nigdy rozwiązana - bo scenarzyści też nie wiedzą komu to dać. Ale temat żyje swoim życiem w internecie nawet po zakończeniu serialu - filmy, książki, wywiady, teorie kto to może być.
Trybanski do dzisiaj nuci:
Ja i Shaq, Shaq i ja, Shaq i ja - przyjaciele od lat
Nie przesadzacie czasem z tą niedostępnością meczów? Ja mam podstawowy pakiet z UPC i oba mecze widziałem.
Panowie kadra wraca, gówno nas obchodzą te mecze towarzyskie może na domówce granie w Heroes3 a mecz przy okazji w tle.
up
#matura2025
"Here I Stand" w kulturze. Nawiąż do dzieł Marcina Lutra i fotografii Cezarego Trybańskiego.