Nizwykłym trzeba być człowiekiem, żeby zauważyć rzeczy, których inni nie dostrzegają i żeby - mówiąc czy pisząc o nich - przeciwstawić się powszechnie panującym tendencjom.
Potrzebna i ważna książka. Porusza tematy, od których dość chętnie uciekamy: śmierć, smutek, utrata poczucia kontroli nad swoim życiem (czyli bezradność). I o ile doceniam pochylenie się autora nad tymi kwestiami, to miałam dość mieszane odczucia podczas lektury. Odniosłam wrażenie, że pomimo tego, że nie chce pouczać i być mentorem, jednak mówi nam, jakie przeżywanie żałoby jest lepsze i w ogóle dobre. A może ja nie mam potrzeby obnoszenia się ze swoim smutkiem i może nie przeżywam odejścia ważnych dla mnie osób, tak jak Pan Stawiszyński? A może dla mnie to właśnie praca, która jest moją pasją, w której spotykam się z bliskimi dla mnie ludźmi, pozwala mi uniknąć depresji i się nie rozsypać. Bo tak - nie widzę niczego złego w tym, że nie chcę się rozsypać. I nieprawdą jest, że jak tego nie zrobię, to mnie dopadnie w przyszłości. Już wiele lat minęło od śmierci mojego męża - nie rozsypałam się i dalej nie rozsypuję. Druga kwestia - co jest złego w optymistyczny nastawieniu do życia? Oczywiście, pod warunkiem, że jest ono autentyczne, a nie wynika z podporządkowania się wymaganiom społecznym? Co jest złego w tym, że człowiek ma poczucie, że to on odpowiada za swoje emocje? Bo odpowiada. I za te dobre i za te złe. I wreszcie, co jest złego w tym, że jak nie radzę sobie z czymś korzystam z wizyt u psychoterapeuty? Te wywody chyba najbardziej mnie zezłościły!!! Jak można stawiać w jednym szeregu profesjonalnego terapeutę z nauczycielami medytacji, poradnikami czy szamanem podającym ayahuascę? Oczywiście, że mamy konfrontować się z faktem, że jedyne co pewne w naszym życiu, to to, że umrzemy. Oczywiście są problemy, których nie da się rozwiązać i nie "wszystko będzie dobrze" i czasami po prostu jesteśmy bezradni. To, co wartościowe w książce, to zachęta, żeby nie myśleć, że "coś ze mną nie tak", nie wzbudzać w sobie poczucia winy. Ale to nie oznacza, że nic nie mam z tym robić!!! A jeszcze obarczanie za to wszystko odpowiedzialnością "drapieżnego kapitalizmu", to już przesada.
Ciekawa rozmowa , dziękuję
To my dziękujemy za obecność online!
Jestem pod ogromnym wrażeniem pytań prowadzącej
Dziękujemy za miłe słowa! Paulina Wilk to nasza siostra oddziałowa :)
Wspaniała książka !!!
Mądrego to i miło posłuchać🙂
Nizwykłym trzeba być człowiekiem, żeby zauważyć rzeczy, których inni nie dostrzegają i żeby - mówiąc czy pisząc o nich - przeciwstawić się powszechnie panującym tendencjom.
Potrzebna i ważna książka. Porusza tematy, od których dość chętnie uciekamy: śmierć, smutek, utrata poczucia kontroli nad swoim życiem (czyli bezradność). I o ile doceniam pochylenie się autora nad tymi kwestiami, to miałam dość mieszane odczucia podczas lektury. Odniosłam wrażenie, że pomimo tego, że nie chce pouczać i być mentorem, jednak mówi nam, jakie przeżywanie żałoby jest lepsze i w ogóle dobre. A może ja nie mam potrzeby obnoszenia się ze swoim smutkiem i może nie przeżywam odejścia ważnych dla mnie osób, tak jak Pan Stawiszyński? A może dla mnie to właśnie praca, która jest moją pasją, w której spotykam się z bliskimi dla mnie ludźmi, pozwala mi uniknąć depresji i się nie rozsypać. Bo tak - nie widzę niczego złego w tym, że nie chcę się rozsypać. I nieprawdą jest, że jak tego nie zrobię, to mnie dopadnie w przyszłości. Już wiele lat minęło od śmierci mojego męża - nie rozsypałam się i dalej nie rozsypuję. Druga kwestia - co jest złego w optymistyczny nastawieniu do życia? Oczywiście, pod warunkiem, że jest ono autentyczne, a nie wynika z podporządkowania się wymaganiom społecznym? Co jest złego w tym, że człowiek ma poczucie, że to on odpowiada za swoje emocje? Bo odpowiada. I za te dobre i za te złe. I wreszcie, co jest złego w tym, że jak nie radzę sobie z czymś korzystam z wizyt u psychoterapeuty? Te wywody chyba najbardziej mnie zezłościły!!! Jak można stawiać w jednym szeregu profesjonalnego terapeutę z nauczycielami medytacji, poradnikami czy szamanem podającym ayahuascę?
Oczywiście, że mamy konfrontować się z faktem, że jedyne co pewne w naszym życiu, to to, że umrzemy. Oczywiście są problemy, których nie da się rozwiązać i nie "wszystko będzie dobrze" i czasami po prostu jesteśmy bezradni. To, co wartościowe w książce, to zachęta, żeby nie myśleć, że "coś ze mną nie tak", nie wzbudzać w sobie poczucia winy. Ale to nie oznacza, że nic nie mam z tym robić!!! A jeszcze obarczanie za to wszystko odpowiedzialnością "drapieżnego kapitalizmu", to już przesada.