Temat jak najbardziej na czasie. Bardzo dobrze, że są osoby takie jak Ty, które to nagłaśniają. Sytuacja jest dramatyczna w całym kraju. Ja się szczególnie koncentruje na rzekach Podhala, na których się wychowałem i jakie pamiętam patrząc 20 lat wstecz... niestety z roku na rok jest coraz gorzej. w Dunajcu płynie żółta, śmierdząca piana, czuć swąd nawozów, odpadów garbarskich i padłych zwierząt wrzucanych do rzeki. Śmieci na brzegach i w korycie rzeki, które spokojnie zapełniły by kontenerowiec. Cykliczne zrzuty odpadów z oczyszczalni ścieków, zanieczyszczenie E.Coli i brunatna woda w kranach. Na koniec perełka czyli totalne zaoranie Białki Tatrzańskiej na wysokości Nowej Białej i rezerwatu Natura 2000, a także dalszej jej części w stronę Jurgowa. Jedyna w kraju rzeka o charakterze alpejskim, która mogła by przyciągać wędkarzy z całego świata i konkurować z rzekami Słowenii czy Nowej Zelandii. Ale po co? lepiej zaorać, spuścić gnój czy wyrzucić zdechłą krowę i starą pralkę... Podhale nie jest biednym regionem Polski, wręcz przeciwnie ale metody jakie są tam uskuteczniane pochodzą chyba z czasów kiedy nie było jeszcze doprowadzonych torów kolejowych do Zakopanego. Na szczęście są tam jeszcze wędkarze, którym zależy i jakoś próbują temu zapobiegać, nagłaśniając takie sprawy w mediach i chwała im za to. I nie chodzi już teraz o kwestię kłusownicze, które też są istotne ale tak jak wspomniałeś, większe zagrożenie jest zupełnie gdzie indziej, tam na górze... Jak ktoś chce zobaczyć jak wygląda księżycowy krajobraz przełomu Białki, to wystarczy wpisać w wyszukiwarkę i zobaczycie o czym mowa. Igor, dzięki za poruszenie tematu. Jestem fanem Tartaku na Bobrem i mam nadzieję, że uda mi się w tym roku do Was zawitać. Pozdrawiam
Niezwykle ważny temat! Gratuluje ujęcia tematu. Faktycznie wody ubywa dramatycznie szybko. Czkawką niestety odbija nam się regulacja rzek i strumieni w imieniu PRL, co gorsze w wielu miejscach wciąż trwa. Brak mikroretencji - NATURALNEJ MIKRORETENCJ. Usuwanie naturalnych przeszkód spowalniających spływ wody, udrażnianie tam bobrzych, usuwanie zwalonych drzew i to ciągłe osuszanie i meliorowanie terenów podmokłych. Sytuacja jest dramatyczna. Boję się, że w dużej mierze są to zmiany NIEODWRACALNE przynajmniej za naszego życia...
Igorze, świetny film. Treściwy. Pozwól, że wtrącę coś od siebie kilka słów, oczywiście bardzo pobieżnie i ogólnikowo. Jeszcze dwa lata temu pracowałem w jednym z RDOŚ'iów. Bez wdawania się w szczegóły napiszę tylko tak - ochrona środowiska w tym kraju to MIT! Mit i nic nie znaczące słowa. Ludzie obsadzający decydujące stołki związane z tym zagadnieniem, nie posiadają elementarnej wiedzy na temat tego, za co są odpowiedzialni. Ideowiec, przyrodnik z zamiłowania i wykształcenia nie znajdzie tam miejsca. Za ochronę środowiska w tym kraju odpowiadają ekonomiści, marketingowcy, ludzie po socjologii. Ze świeca szukać kogoś, kto ukończył "niedzielna szkółkę leśną" i wyniósł z niej choć namiastkę wiedzy o habitatach, gatunkach itp. Dostałem także propozycję pracy w wodach polskich (celowo z małej litery), w jednym z zarządów zlewni. Na rozmowie kwalifikacyjnej dowiedziałem się, że byłbym odpowiedzialny za opinie środowiskowe "OOŚ" (oceny oddziaływania na środowisko). W skrócie - miałem tworzyć takie raporty oceny oddziaływania na środowisko realizowanych, czy też przyszłych inwestycji z których miało wynikać jedno - żadna inwestycja nie oddziałuje negatywnie na środowisko. Nawet jeżeli niezależne raporty wskazywały by na istnienie gatunków chronionych, mój ostateczny raport, czy opinia nie mogła zawierać o nich wzmianki. Wody polskie powołują często swoich biegłych, którzy tworzą raporty pod dyktando zleceniodawcy. To coś jak ośmiornica. RDOŚ, GDOŚ, Lasy Państwowe, wody polskie. Wszyscy w pewnym stopniu są zależni od siebie. Mają jakby jeden wspólny kręgosłup. Niestety to bardzo duży, silny kręgosłup, posiadający ogromne zaplecze finansowe. Niemal jak zorganizowana grupa przestępcza. Nie twierdzę, że wszyscy pracownicy tych instytucji, to idioci. Nie. Jest wśród nich garstka ludzi myślących, ale ich nikt nie słucha a oni postępują według narzuconych im ścisłych reguł postępowania. Próba zmiany ich działań na korzyść przyrody, będzie okpiona wręcz tytanicznym wysiłkiem. Ale jeśli będzie nas garstka, grupka niezadowolonych ludzi z obecnego stanu rzeczy, to nawet nas nie zauważą ze swoich wysokich stołków. I to mnie smuci najbardziej.
L S mam bardzo podobne spostrzeżenia, niestety. Od lat przeklinam ilość śmieci wokół cieków wodnych, co dla mnie jest wyznacznikiem świadomości, o której mówi Igor ale też i totalnej ignorancji, która dla mnie jest jednak formą głupoty. Jeśli tylko rozmawiam, a dosyć często to mi się zdarza, z ludźmi, którzy nie wędkują, nie mają hobby czy pasji związanej z czynnym kontaktem z naturą, nie mają pojęcia o problemach związanych ze środowiskiem, bo jest to temat, jak wiele takich w tym kraju - tabu. Brak podstawowej edukacji, co też ma wpływ, bo nie edukujemy wrażliwych na środowisko ludzi. Mi, powiem Wam szczerze, ręce opadają i czasem sobie myślę, że jako ludzie zasłużyliśmy aby dostać w tyłek...
Świetnie przedstawiłeś problem, polecam też zerknąć w wolnej chwili: th-cam.com/video/Zt5WXgjx4zg/w-d-xo.html&t= Dobrze, że są tacy ludzie jak Wy. Pozdrawiam.
Niestety ale mam wrażenie,że duża liczba nawet nas wędkarzy ma po prostu gdzieś ten temat. Bo są nastawieni tylko i wyłącznie na łowienie, a nie obcowanie z przyrodą i przechodzą obok ważnych spraw typu degradacja rzek.Tutaj się kłania niska świadomość jakie krzywdy robimy naturze.Pan Igor fajnie zaznaczył, że większość chce więcej zarybien, ale nie zauważa jak ich rzeki po prostu umierają. Tutaj też potrzebne jest nauczanie wędkarzy nie tylko najmłodszych ale i wszystkich,byśmy byli świadomi do czego może doprowadzić dalsze zarządzanie i olewanie spraw związanych z degradacją wód. Pozdrawiam
Niestety, ale ludzie tacy jak my, to kropla w morzu. Wydaje nam się, że to paląca, ważna sprawa niewymagająca zwłoki. Tym czasem dla "zwykłych ludzi jest to problem zupełnie nieistniejący. Dowiadują się o nim na krótko, kiedy wysycha Wisła i usłyszą o tym w programie informacyjnym. To dla nich abstrakcja. Póki płynie woda w kranie, puty wszystko jest ok. Nikogo nie interesuje jakiś tam ciek czy ryby w nim żyjące. Gdyby było można, to zalaliby rzekę asfaltem i zrobili ścieżkę rowerową. To dla ludzi bardziej przeszkoda niż obiekt troski. Także bez katastrofy się nie obędzie. Sorry za mój defetyzm, ale obawiam się, że mam rację.
Temat jak najbardziej na czasie. Bardzo dobrze, że są osoby takie jak Ty, które to nagłaśniają. Sytuacja jest dramatyczna w całym kraju. Ja się szczególnie koncentruje na rzekach Podhala, na których się wychowałem i jakie pamiętam patrząc 20 lat wstecz... niestety z roku na rok jest coraz gorzej. w Dunajcu płynie żółta, śmierdząca piana, czuć swąd nawozów, odpadów garbarskich i padłych zwierząt wrzucanych do rzeki. Śmieci na brzegach i w korycie rzeki, które spokojnie zapełniły by kontenerowiec. Cykliczne zrzuty odpadów z oczyszczalni ścieków, zanieczyszczenie E.Coli i brunatna woda w kranach. Na koniec perełka czyli totalne zaoranie Białki Tatrzańskiej na wysokości Nowej Białej i rezerwatu Natura 2000, a także dalszej jej części w stronę Jurgowa. Jedyna w kraju rzeka o charakterze alpejskim, która mogła by przyciągać wędkarzy z całego świata i konkurować z rzekami Słowenii czy Nowej Zelandii. Ale po co? lepiej zaorać, spuścić gnój czy wyrzucić zdechłą krowę i starą pralkę...
Podhale nie jest biednym regionem Polski, wręcz przeciwnie ale metody jakie są tam uskuteczniane pochodzą chyba z czasów kiedy nie było jeszcze doprowadzonych torów kolejowych do Zakopanego.
Na szczęście są tam jeszcze wędkarze, którym zależy i jakoś próbują temu zapobiegać, nagłaśniając takie sprawy w mediach i chwała im za to. I nie chodzi już teraz o kwestię kłusownicze, które też są istotne ale tak jak wspomniałeś, większe zagrożenie jest zupełnie gdzie indziej, tam na górze...
Jak ktoś chce zobaczyć jak wygląda księżycowy krajobraz przełomu Białki, to wystarczy wpisać w wyszukiwarkę i zobaczycie o czym mowa.
Igor, dzięki za poruszenie tematu. Jestem fanem Tartaku na Bobrem i mam nadzieję, że uda mi się w tym roku do Was zawitać.
Pozdrawiam
Dzięki, zapraszam serdecznie.
Niezwykle ważny temat! Gratuluje ujęcia tematu. Faktycznie wody ubywa dramatycznie szybko. Czkawką niestety odbija nam się regulacja rzek i strumieni w imieniu PRL, co gorsze w wielu miejscach wciąż trwa. Brak mikroretencji - NATURALNEJ MIKRORETENCJ. Usuwanie naturalnych przeszkód spowalniających spływ wody, udrażnianie tam bobrzych, usuwanie zwalonych drzew i to ciągłe osuszanie i meliorowanie terenów podmokłych. Sytuacja jest dramatyczna. Boję się, że w dużej mierze są to zmiany NIEODWRACALNE przynajmniej za naszego życia...
Bardzo fajnie i rzeczowo ! Brawo !
Igorze, świetny film. Treściwy. Pozwól, że wtrącę coś od siebie kilka słów, oczywiście bardzo pobieżnie i ogólnikowo. Jeszcze dwa lata temu pracowałem w jednym z RDOŚ'iów. Bez wdawania się w szczegóły napiszę tylko tak - ochrona środowiska w tym kraju to MIT! Mit i nic nie znaczące słowa. Ludzie obsadzający decydujące stołki związane z tym zagadnieniem, nie posiadają elementarnej wiedzy na temat tego, za co są odpowiedzialni. Ideowiec, przyrodnik z zamiłowania i wykształcenia nie znajdzie tam miejsca. Za ochronę środowiska w tym kraju odpowiadają ekonomiści, marketingowcy, ludzie po socjologii. Ze świeca szukać kogoś, kto ukończył "niedzielna szkółkę leśną" i wyniósł z niej choć namiastkę wiedzy o habitatach, gatunkach itp. Dostałem także propozycję pracy w wodach polskich (celowo z małej litery), w jednym z zarządów zlewni. Na rozmowie kwalifikacyjnej dowiedziałem się, że byłbym odpowiedzialny za opinie środowiskowe "OOŚ" (oceny oddziaływania na środowisko). W skrócie - miałem tworzyć takie raporty oceny oddziaływania na środowisko realizowanych, czy też przyszłych inwestycji z których miało wynikać jedno - żadna inwestycja nie oddziałuje negatywnie na środowisko. Nawet jeżeli niezależne raporty wskazywały by na istnienie gatunków chronionych, mój ostateczny raport, czy opinia nie mogła zawierać o nich wzmianki. Wody polskie powołują często swoich biegłych, którzy tworzą raporty pod dyktando zleceniodawcy. To coś jak ośmiornica. RDOŚ, GDOŚ, Lasy Państwowe, wody polskie. Wszyscy w pewnym stopniu są zależni od siebie. Mają jakby jeden wspólny kręgosłup. Niestety to bardzo duży, silny kręgosłup, posiadający ogromne zaplecze finansowe. Niemal jak zorganizowana grupa przestępcza. Nie twierdzę, że wszyscy pracownicy tych instytucji, to idioci. Nie. Jest wśród nich garstka ludzi myślących, ale ich nikt nie słucha a oni postępują według narzuconych im ścisłych reguł postępowania. Próba zmiany ich działań na korzyść przyrody, będzie okpiona wręcz tytanicznym wysiłkiem. Ale jeśli będzie nas garstka, grupka niezadowolonych ludzi z obecnego stanu rzeczy, to nawet nas nie zauważą ze swoich wysokich stołków. I to mnie smuci najbardziej.
L S mam bardzo podobne spostrzeżenia, niestety. Od lat przeklinam ilość śmieci wokół cieków wodnych, co dla mnie jest wyznacznikiem świadomości, o której mówi Igor ale też i totalnej ignorancji, która dla mnie jest jednak formą głupoty. Jeśli tylko rozmawiam, a dosyć często to mi się zdarza, z ludźmi, którzy nie wędkują, nie mają hobby czy pasji związanej z czynnym kontaktem z naturą, nie mają pojęcia o problemach związanych ze środowiskiem, bo jest to temat, jak wiele takich w tym kraju - tabu. Brak podstawowej edukacji, co też ma wpływ, bo nie edukujemy wrażliwych na środowisko ludzi. Mi, powiem Wam szczerze, ręce opadają i czasem sobie myślę, że jako ludzie zasłużyliśmy aby dostać w tyłek...
Niestety to bardzo smutna rzeczywistość, brak kompetentnych ludzi na odpowiednich stanowiskach. Niestety w wielu dziedzinach
Świetnie przedstawiłeś problem, polecam też zerknąć w wolnej chwili:
th-cam.com/video/Zt5WXgjx4zg/w-d-xo.html&t=
Dobrze, że są tacy ludzie jak Wy.
Pozdrawiam.
Znakomity link do filmu koniecznie do obejrzenia
Niestety ale mam wrażenie,że duża liczba nawet nas wędkarzy ma po prostu gdzieś ten temat. Bo są nastawieni tylko i wyłącznie na łowienie, a nie obcowanie z przyrodą i przechodzą obok ważnych spraw typu degradacja rzek.Tutaj się kłania niska świadomość jakie krzywdy robimy naturze.Pan Igor fajnie zaznaczył, że większość chce więcej zarybien, ale nie zauważa jak ich rzeki po prostu umierają. Tutaj też potrzebne jest nauczanie wędkarzy nie tylko najmłodszych ale i wszystkich,byśmy byli świadomi do czego może doprowadzić dalsze zarządzanie i olewanie spraw związanych z degradacją wód. Pozdrawiam
Niestety, ale ludzie tacy jak my, to kropla w morzu. Wydaje nam się, że to paląca, ważna sprawa niewymagająca zwłoki. Tym czasem dla "zwykłych ludzi jest to problem zupełnie nieistniejący. Dowiadują się o nim na krótko, kiedy wysycha Wisła i usłyszą o tym w programie informacyjnym. To dla nich abstrakcja. Póki płynie woda w kranie, puty wszystko jest ok. Nikogo nie interesuje jakiś tam ciek czy ryby w nim żyjące. Gdyby było można, to zalaliby rzekę asfaltem i zrobili ścieżkę rowerową. To dla ludzi bardziej przeszkoda niż obiekt troski. Także bez katastrofy się nie obędzie. Sorry za mój defetyzm, ale obawiam się, że mam rację.
Kdz