No w końcu zrozumiałem na czym polegała niewiedza Zatorskiego. Właściwie wszystko jest tak jak mówi (zwłaszcza to, że medytacja nie jest rozmyślaniem czy rozmową) ale w kluczowym momencie po prostu nie wie jak wejść w relację i wprowadza tą groteskową fatyczność. I sam ląduje w malinach. To co mówi w 59:25 jest prawdą, ale to dotyczy również jego. I to jest oczywiście powszechne. Katolicy, chrześcijanie, w ogóle ludzie religijni po prostu nie są w relacji z Bogiem, tylko z jakimś jego fałszywym wyobrażeniem, czasami z fałszywym "czuciem" czy intuicją, itp. Podstawowy błąd jest taki, że zakłada się tu relację osobową, czyli clou u Zatorskiego. No to jest niestety dramat. I taki jest to dogmat w tej religii, że nie da się bez tego obejść, a porzucenie fałszywego wyobrażenia o sobie, (że jest się osobą) jest do wejścia w prawdziwą relację absolutnie kluczowe. Postać osoby jest fałszywym produktem ego/ umysłu, czyli tego, co powstało (ego), uruchomiło się (umysł, myśli, pragnienia, rozbudowane koncepcje, wizje, potrzeby, oczekiwania itp.) w symbolice zerwania i spożycia owocu z wiadomego drzewa, a co przykryło to, czym człowiek jest naprawdę - zrywając tym samym komunię, wypadając z Raju. Bo tylko to, czym jesteśmy naprawdę, a co zostało zdominowane przez ego i umysł, a więc również fikcyjną figurę osoby ma nieustanny dostęp do Boga, jest w nim w pełni zanurzone zawsze i wszędzie, jest w nim zawsze i na wieczność zatopione (w komunii). Ale człowiek tego nie widzi, bo myśli że jest właśnie osobą poskładaną miedzy innymi z tego co siedzi mu w głowie, w myślach, w tym jakie ma wyobrażenia o sobie. Fatyczność to nie jest żywa relacja. To tylko uważność w fikcyjnej relacji. (na poziomie umysłu/ego, czyli czegoś czym nie jesteśmy) Jeżeli siebie nie utracisz (w tym oczywiście osobowego wyobrażenia o sobie i tym czym sobie wyobrażasz że jesteś), nie wejdziesz do Królestwa Niebieskiego czyli w relację z Ojcem.
@@Monika.3 Jeżeli to ma być coś chrześcijańskiego to osobiście polecę Thomasa Keatinga "Zaproszenie do miłości" a jeśli niekoniecznie to zawsze na początek "Potęga teraźniejszości" Eckharta Tolle.
@@quayev To akurat brzmi dobrze w moim odczuciu, choć lakonicznie ujęte. Wszystko zależy od tego, co kto rozumie, czy raczej odnajduje w sobie pod pojęciami "Bóg" i "Chrystus", bo tu jest generalnie radosna twórczość, oczywiście najczęściej kompletnie bez świadomości konstrukcji duchowej tylko z jej iluzją. Ale jak piszesz, "we mnie, którego nie ma" to czuję, że ktoś tu może łapać, o co w rzeczywistej duchowości chodzi.
Deo Gratias Ojcze 🙏🙏🙏🌎🌍🌏♥️♥️♥️
❤ Bóg zapłać...wdzięczna
Bóg zapłać 😇
❤
Amen
🙈🙊🙉
No w końcu zrozumiałem na czym polegała niewiedza Zatorskiego. Właściwie wszystko jest tak jak mówi (zwłaszcza to, że medytacja nie jest rozmyślaniem czy rozmową) ale w kluczowym momencie po prostu nie wie jak wejść w relację i wprowadza tą groteskową fatyczność. I sam ląduje w malinach. To co mówi w 59:25 jest prawdą, ale to dotyczy również jego. I to jest oczywiście powszechne. Katolicy, chrześcijanie, w ogóle ludzie religijni po prostu nie są w relacji z Bogiem, tylko z jakimś jego fałszywym wyobrażeniem, czasami z fałszywym "czuciem" czy intuicją, itp. Podstawowy błąd jest taki, że zakłada się tu relację osobową, czyli clou u Zatorskiego. No to jest niestety dramat. I taki jest to dogmat w tej religii, że nie da się bez tego obejść, a porzucenie fałszywego wyobrażenia o sobie, (że jest się osobą) jest do wejścia w prawdziwą relację absolutnie kluczowe. Postać osoby jest fałszywym produktem ego/ umysłu, czyli tego, co powstało (ego), uruchomiło się (umysł, myśli, pragnienia, rozbudowane koncepcje, wizje, potrzeby, oczekiwania itp.) w symbolice zerwania i spożycia owocu z wiadomego drzewa, a co przykryło to, czym człowiek jest naprawdę - zrywając tym samym komunię, wypadając z Raju. Bo tylko to, czym jesteśmy naprawdę, a co zostało zdominowane przez ego i umysł, a więc również fikcyjną figurę osoby ma nieustanny dostęp do Boga, jest w nim w pełni zanurzone zawsze i wszędzie, jest w nim zawsze i na wieczność zatopione (w komunii). Ale człowiek tego nie widzi, bo myśli że jest właśnie osobą poskładaną miedzy innymi z tego co siedzi mu w głowie, w myślach, w tym jakie ma wyobrażenia o sobie. Fatyczność to nie jest żywa relacja. To tylko uważność w fikcyjnej relacji. (na poziomie umysłu/ego, czyli czegoś czym nie jesteśmy) Jeżeli siebie nie utracisz (w tym oczywiście osobowego wyobrażenia o sobie i tym czym sobie wyobrażasz że jesteś), nie wejdziesz do Królestwa Niebieskiego czyli w relację z Ojcem.
Dziękuję za komentarz, zmusza do myślenia. Czy mógłby Pan polecić jakąś lekturę rozwijającą ten temat?
@@Monika.3
Jeżeli to ma być coś chrześcijańskiego to osobiście polecę Thomasa Keatinga "Zaproszenie do miłości" a jeśli niekoniecznie to zawsze na początek "Potęga teraźniejszości" Eckharta Tolle.
Eckhart Tolle jest mi bardzo dobrze znany, ta pierwsza pozycja jeszcze nie, dziękuję!
Słucham tego, co Bóg mówi we mnie. We mnie, którego nie ma, ponieważ moim życiem jest Chrystus...
@@quayev
To akurat brzmi dobrze w moim odczuciu, choć lakonicznie ujęte. Wszystko zależy od tego, co kto rozumie, czy raczej odnajduje w sobie pod pojęciami "Bóg" i "Chrystus", bo tu jest generalnie radosna twórczość, oczywiście najczęściej kompletnie bez świadomości konstrukcji duchowej tylko z jej iluzją. Ale jak piszesz, "we mnie, którego nie ma" to czuję, że ktoś tu może łapać, o co w rzeczywistej duchowości chodzi.
Bóg zapłać 🙏
❤