molto bene fratelli ,pomagalo troche to przepowiadanie ,wydaje sie ze dobrze by bylo pokazac sens slowa z orginalu bo pokazuje prawde ,tlumaczenie zaslania ,po to sie slucha zeby zrozumiec a nie zeby sie czegos dowiedziec,pozdrawiam
Czy ciągłe wołanie w trudnych sytuacjach naszych i innych nie jest właśnie wyrazem braku wiary i budzeniem Jezusa? Może nie ma sensu wołać codziennie i Go budzić? Jak Go raz o coś poprosiliśmy, to nie wystarczy? Głuchy nie jest, a takie non stop proszenie wygląda jak byśmy uważali, że jest przygłuchy i jeszcze nie dosłyszał jak powiedzieliśmy Mu to wczoraj. Może właśnie jeśli ciągle budzimy Jezusa , to wyrażamy tym swój brak wiary? Czy codzienne proszenie typu: "uzdrów mnie z raka", "proszę o znalezienie pracy", "proszę o wyjście z nałogu kogoś" nie jest wyrazem braku wiary? Gdzie w takim razie jest granica między wytrwałością, natręctwem na modlitwie, a tym by nie zostać zruganym przez Jezusa za brak wiary i za to, że bez powodu się Go budzi? Czy to zależy od tego, o co Go prosimy czy od czegoś innego? Od czego? Czy to nie jest jakieś niespójne?
Nie ma w Ewangeliach fragmentów mówiących o "rugającym" za natrętne prośby Jezusie :), ale Jezus daje przykład natrętnego przyjaciela i mówi: "Proście a będzie wam dane". Natręctwo i wytrwała modlitwa ma wpływać na wzrost naszej wiary, wbrew wszystkiemu.
Z tej perykopy wynika, że prawidłowe postawy wierzącego ucznia, z której Pan Jezus byłby zadowolony są właściwie dwie: 1. Pomimo wiatru i wylewającej się wody, położyć się i spróbować dołączyć do snu Jezusa. Ale się potem może okazać że człowiek zrobił źle bo: nie udał się do lekarza, którego dał mu Bóg, nie użył ratunkowej kamizelki 😉, nic nie zrobił, co mógł. Albo 2. Powiedzieć morzu i falom "uciszcie się". W przypadku tej drugiej opcji nie wiem, co myśleć miałby uczeń gdyby się jednak nie uciszyly: że brakuje mu wiary czy że Bóg chce go przeprowadzić przez to doświadczenie, bo przecież nie zawsze Bóg uzdrawia przez spektakularne cuda, czasem przeczołga przez lekarzy. Wówczas człowiek doświadczać może jeszcze większych duchowych dylematów. To może jest jakaś trzecia opcja pożądana przez Pana Jezusa, która nie przychodzi mi do głowy.
Św. Ignacy Loyola mówi: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła.”
Droga Pani, tę perykopę można: albo spróbować zrozumieć trochę głębiej, co może być niewygodne, bo zmusza nas do zmiany sposobu myślenia czyli do nawrócenia, albo też sprowadzić ją do absurdu i w ten sposób unieszkodliwić. Ja wybieram jednak to pierwsze podejście 😇
Dziękuję za rozważanie. Czy niepokój, przerażenie w takim razie jest czymś złym/niepożądanym, skoro także Maryja z Józefem również się przestraszyli się, gdy Jezus został w Jerozolimie? Czy im też brakowało wiary?
Może chodzi o to, co z tym niepokojem zrobimy? Oddamy Bogu, ostatecznie Mu zawierzając, czy nie? Jak z lękiem. Podobno człowiek odważny, to nie ten, który się nie boi, ale ten, który przezwyciężając swój lęk, robi to, co słuszne.
Ewangelia nie mówi, że się przestraszyli. Szukali Go "z bólem serca". To nie to samo. A w audycji mówiliśmy, że wśród różnych lęków istnieje też taki, który jest grzechem. Wniosek: nie każdy lęk jest zły. Pozdrawiam 😇
Bóg zapłać za Słowo Boże
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus 😇
Bóg zapłać! 💗
Bóg zapłać. Ciekawe jest to pytanie o wiarę - czym jest.
molto bene fratelli ,pomagalo troche to przepowiadanie ,wydaje sie ze dobrze by bylo pokazac sens slowa z orginalu bo pokazuje prawde ,tlumaczenie zaslania ,po to sie slucha zeby zrozumiec a nie zeby sie czegos dowiedziec,pozdrawiam
Którego słowa?
Czy ciągłe wołanie w trudnych sytuacjach naszych i innych nie jest właśnie wyrazem braku wiary i budzeniem Jezusa? Może nie ma sensu wołać codziennie i Go budzić? Jak Go raz o coś poprosiliśmy, to nie wystarczy? Głuchy nie jest, a takie non stop proszenie wygląda jak byśmy uważali, że jest przygłuchy i jeszcze nie dosłyszał jak powiedzieliśmy Mu to wczoraj. Może właśnie jeśli ciągle budzimy Jezusa , to wyrażamy tym swój brak wiary? Czy codzienne proszenie typu: "uzdrów mnie z raka", "proszę o znalezienie pracy", "proszę o wyjście z nałogu kogoś" nie jest wyrazem braku wiary? Gdzie w takim razie jest granica między wytrwałością, natręctwem na modlitwie, a tym by nie zostać zruganym przez Jezusa za brak wiary i za to, że bez powodu się Go budzi? Czy to zależy od tego, o co Go prosimy czy od czegoś innego? Od czego? Czy to nie jest jakieś niespójne?
Nie ma w Ewangeliach fragmentów mówiących o "rugającym" za natrętne prośby Jezusie :), ale Jezus daje przykład natrętnego przyjaciela i mówi: "Proście a będzie wam dane". Natręctwo i wytrwała modlitwa ma wpływać na wzrost naszej wiary, wbrew wszystkiemu.
Proszę sobie przypomnieć przypowieść o wdowie, która codziennie zamęcza sędziego...
Z tej perykopy wynika, że prawidłowe postawy wierzącego ucznia, z której Pan Jezus byłby zadowolony są właściwie dwie:
1. Pomimo wiatru i wylewającej się wody, położyć się i spróbować dołączyć do snu Jezusa. Ale się potem może okazać że człowiek zrobił źle bo: nie udał się do lekarza, którego dał mu Bóg, nie użył ratunkowej kamizelki 😉, nic nie zrobił, co mógł.
Albo
2. Powiedzieć morzu i falom "uciszcie się".
W przypadku tej drugiej opcji nie wiem, co myśleć miałby uczeń gdyby się jednak nie uciszyly: że brakuje mu wiary czy że Bóg chce go przeprowadzić przez to doświadczenie, bo przecież nie zawsze Bóg uzdrawia przez spektakularne cuda, czasem przeczołga przez lekarzy. Wówczas człowiek doświadczać może jeszcze większych duchowych dylematów.
To może jest jakaś trzecia opcja pożądana przez Pana Jezusa, która nie przychodzi mi do głowy.
Św. Ignacy Loyola mówi: „Ufaj Bogu tak, jakby całe powodzenie spraw zależało wyłącznie od Niego; tak jednak dokładaj wszelkich starań, jakbyś ty sam miał wszystko zdziałać, a Bóg nic zgoła.”
Droga Pani, tę perykopę można: albo spróbować zrozumieć trochę głębiej, co może być niewygodne, bo zmusza nas do zmiany sposobu myślenia czyli do nawrócenia, albo też sprowadzić ją do absurdu i w ten sposób unieszkodliwić. Ja wybieram jednak to pierwsze podejście 😇
Dziękuję za rozważanie.
Czy niepokój, przerażenie w takim razie jest czymś złym/niepożądanym, skoro także Maryja z Józefem również się przestraszyli się, gdy Jezus został w Jerozolimie? Czy im też brakowało wiary?
Może chodzi o to, co z tym niepokojem zrobimy? Oddamy Bogu, ostatecznie Mu zawierzając, czy nie? Jak z lękiem. Podobno człowiek odważny, to nie ten, który się nie boi, ale ten, który przezwyciężając swój lęk, robi to, co słuszne.
Ewangelia nie mówi, że się przestraszyli. Szukali Go "z bólem serca". To nie to samo. A w audycji mówiliśmy, że wśród różnych lęków istnieje też taki, który jest grzechem. Wniosek: nie każdy lęk jest zły. Pozdrawiam 😇