Dziękuję. Dawno temu tv pokazała koncert, w tym wykonanie tej pieśni. Pamiętam swoje wrażenia po usłyszeniu TEGO utworu. Pamiętam Pana Zauchę ...wtedy szczupłego, z długimi włosami.
JAN ZYCH [ Poeta z Korczyny k. Krosna ] KANTATA Śniły mi się konie bez ziemi. Śniły mi się ptaki bez nieba. Próbuję z tego uskładać obraz bardziej logiczny. Tu żadnej pory roku oprócz zimy nie ma. Tu miejsce na labirynt i na głowę kamień. Obcy mur z obcym murem graniczy. Na łodyżce podwórka więdnie lniany kwiatek nieba. O, miasto, ucieczko grzesznych! A oni tam zboże sieją, senne siano się zwozi w sienie otwarte na oścież. Tam lato ze złotym berłem przechodzi. Jeszcze z daleka, z całego królestwa świeci mi ostatnie jabłko na jabłoni. Stamtąd idę, z ogrodu, żeby napisać list o czułości, o dłoniach zdrewniałych od pługa i ziemi, o dłoniach szorstkich od cebrów i sierpa, delikatnych jak motyle, czułych jak dmuchawiec. Myślałem: liryka to modlitwa najbardziej świecka. A to może tylko pozdrowienie dla moli. Szły do mnie stamtąd zwierzęta, ale się rozeszły na mięso i na skórę. Chciałem wiedzieć, którędy linia graniczna przebiega między żądłami pokrzyw a żądłami miodu, i gdy wiatr jak zwierzęta ślepe, kto cugle wiatru trzyma? A poznałem, że stalowa strzałka tęskni za biegunem. Śniły mi się konie bez ziemi. Śniły mi się ptaki bez nieba. O, miasto, ucieczko grzesznych, gdzie moja wina? Tu miejsce na labirynt i na głowę kamień. I nikt nie krzyknie nawet, kiedy upadnę w tym zgiełku zmotoryzowanym. Jak resztki lodu sprząta się przed wiosną, obcego człowieka poniosą. Zbiegną się nagle wszystkie strony i pory roku będą równocześnie. Wszystkie chwile na raz uderzą do serca i spór będą wiodły: do której z nich należę. I to niech będzie spowiedź. Ale bez rozgrzeszenia. Nie chcę, by okradano mnie z mojego życia. Natura nie znosi próżni. Tu, zanim się umrze, wcześniej już w ludzkich umiera się myślach. Tam prędzej grób zarasta. A tu prędzej pamięć. Chciwi nawet przestrzeni, która mnie otacza, drzwi otoczą i wejdą między przedmiotów pawie. Wiadomo: tancerze odchodzą, ale taniec powraca w te same okolice. I nawet ta, którą kocham, powiedzieć musi, że to obcy człowiek. Kiedy będą sprawdzać, czy jestem podległy ranom, dwie okruszynki zieleni zobaczą wśród powiek. By udać, że się nie spieszą, tym razem mnie miejsca ustąpią. Dzwony są tylko na ogień. Dzwony są tylko na popiół.
Dziękuję. Dawno temu tv pokazała koncert, w tym wykonanie tej pieśni. Pamiętam swoje wrażenia po usłyszeniu TEGO utworu. Pamiętam Pana Zauchę ...wtedy szczupłego, z długimi włosami.
JAN ZYCH [ Poeta z Korczyny k. Krosna ]
KANTATA
Śniły mi się konie bez ziemi.
Śniły mi się ptaki bez nieba.
Próbuję z tego uskładać obraz bardziej logiczny.
Tu żadnej pory roku oprócz zimy nie ma.
Tu miejsce na labirynt i na głowę kamień.
Obcy mur z obcym murem graniczy.
Na łodyżce podwórka więdnie lniany kwiatek nieba.
O, miasto, ucieczko grzesznych!
A oni tam zboże sieją, senne siano się zwozi
w sienie otwarte na oścież.
Tam lato ze złotym berłem przechodzi.
Jeszcze z daleka, z całego królestwa
świeci mi ostatnie jabłko na jabłoni.
Stamtąd idę, z ogrodu, żeby napisać list o czułości,
o dłoniach zdrewniałych od pługa i ziemi,
o dłoniach szorstkich od cebrów i sierpa,
delikatnych jak motyle, czułych jak dmuchawiec.
Myślałem: liryka to modlitwa najbardziej świecka.
A to może tylko pozdrowienie dla moli.
Szły do mnie stamtąd zwierzęta, ale się rozeszły
na mięso i na skórę.
Chciałem wiedzieć, którędy linia graniczna przebiega
między żądłami pokrzyw a żądłami miodu,
i gdy wiatr jak zwierzęta ślepe, kto cugle wiatru trzyma?
A poznałem, że stalowa strzałka tęskni za biegunem.
Śniły mi się konie bez ziemi.
Śniły mi się ptaki bez nieba.
O, miasto, ucieczko grzesznych,
gdzie moja wina?
Tu miejsce na labirynt i na głowę kamień.
I nikt nie krzyknie nawet,
kiedy upadnę w tym zgiełku zmotoryzowanym.
Jak resztki lodu sprząta się przed wiosną,
obcego człowieka poniosą.
Zbiegną się nagle wszystkie strony
i pory roku będą równocześnie.
Wszystkie chwile na raz uderzą do serca
i spór będą wiodły: do której z nich należę.
I to niech będzie spowiedź. Ale bez rozgrzeszenia.
Nie chcę, by okradano mnie z mojego życia.
Natura nie znosi próżni. Tu, zanim się umrze,
wcześniej już w ludzkich umiera się myślach.
Tam prędzej grób zarasta. A tu prędzej pamięć.
Chciwi nawet przestrzeni, która mnie otacza, drzwi otoczą i wejdą
między przedmiotów pawie.
Wiadomo: tancerze odchodzą, ale taniec powraca
w te same okolice.
I nawet ta, którą kocham, powiedzieć musi, że to obcy człowiek.
Kiedy będą sprawdzać, czy jestem podległy ranom,
dwie okruszynki zieleni zobaczą wśród powiek.
By udać, że się nie spieszą,
tym razem mnie miejsca ustąpią.
Dzwony są tylko na ogień.
Dzwony są tylko na popiół.
Do pana Tuska