Szczęść Boże. Dla mnie Jozue to taka postać między Mojżeszem a Sędziami . Kolejna Ewangelia o Eucharystii, w sumie najważniejsza rzecz spożywanie Ciała Chrystusa . ,, Chrystus Pan karmi nas chwalmy Go na wieki." Dla mnie drugie czytanie to po prostu miłowanie tak jak Chrystus umiłował a On do końca nas umiłował. Dziękuję za te rozważanie. Życzę pięknej niedzieli.
Ja zawarłem przymierzę z kosmitami, bo ktos 5000 lat temu napisał ze widział kosmitów i w nich wierzy. Maja duze oczy i wyglądają jak kosmici z amerykańskich filmów, i chodza w błyszczących kombinezonach. Jaka mamy pewność ze wizja amerykańskich kinematografów, to nie była wizja tworzona pod natchnieniem kosmitów, tak jak biblię pisali pod natchnieniem Boga?
Każdy wierzy w co chce. Myślę, że z moich przemyśleń mogą skorzystać jedynie osoby, które po pierwsze przeżyły coś co nazywamy "epifanią" czyli bardzo indywidualne i subiektywne doświadczenie bytu nadprzyrodzonego. Katolicy do opisania tego używają często wyrażeń "Bóg mnie dotknął", "poczułem działanie Ducha Świętego". Na podstawie tego doświadczenia jest się gotowym przyjąć przekaz o tym, że wcielony Bóg imieniem Jezus ma plan dla Ciebie. Ludzie próbują wówczas na wszelkie sposoby poznać ten plan. Czasami jest to trudne, bywa że trwa to wiele lat. Bywa to proces który nawet po zakończeniu trzeba powtórzyć gdy dojrzewamy. W procesie tego poszukiwania jednym z narzędzi, jednym w wielu narzędzi jest Pismo Święte w którym niczym w lustrze staramy się odnaleźć samych siebie. Staramy się też zrozumieć czym jest miłość Jezusa do nas. I wiele innych rzeczy, które zaczynamy rozumieć wraz z wiekiem, z doświadczeniami których nabieramy. I tu wchodzę ja. Poświęciłem kilka lat na zgłębianie Biblii zarówno indywidualnie jaki i inspirując się badaniami ludzi, którzy traktują księgi Pisma Świętego jako teksty literackie (teologowie-bibliści). Jeżeli moje przemyślenia usłyszy ktoś na podobnym do mojego etapie rozwoju życia religijnego to może wyciągnąć coś nowego dla siebie. Osoby bardziej dojrzałe stwierdzą że to frazesy, a mniej dojrzałe że to farmazony ;). Pytanie o to jaką mogę mieć pewność (podkreślam pewność) co do natchnienia Pisma jest pytaniem dla osób wierzących zupełnie irracjonalnym. To pytanie w stylu "jaką pewność, że człowiek żyjący tysiące lat temu był wierzący" - zwyczajnie mnie to nie interesuje, to sprawa tamtego człowieka sprzed wieków, nie moja. Mnie interesuje moja wiara - i moje podejście do Pisma jako narzędzia. Oczywiście kwestia zaufania do boskiego pochodzenia Biblii jest jakoś tam ważna, ale na prawdę nie najistotniejsza. Wystarcza nam np. wewnętrzna spójność tekstów spisywanych przez około tysiąc lat (od pierwszych tekstów Izajasza po Apokalipsę Jana). Chodzi o fakt, że zwyczajnie sobie nie przeczą, mimo że nie wyszły spod ręki jednego pisarza, ani nawet jednej religii. Tyle nam wystarcza bo od samego początku, poprzez wszystkie etapy rozwijania się bazujemy na indywidualnym doświadczeniu. Ktoś to nazwie głupotą, naiwnością, manipulacją lub spiskiem? A co mnie to obchodzi! Niech nazywa. Ja dla nich nie nagrywam. Są od tego teologowie fundamentalni i wspomniani bibliści. Oni pewnie chętniej podyskutowaliby na te tematy. Kto chce niech wierzy, kto nie chce niech nie wierzy. Koniec końców do tego się to sprowadza, mimo wielu racjonalnych "za" i "przeciw".
Szczęść Boże. Dla mnie Jozue to taka postać między Mojżeszem a Sędziami .
Kolejna Ewangelia o Eucharystii, w sumie najważniejsza rzecz spożywanie Ciała Chrystusa . ,, Chrystus Pan karmi nas chwalmy Go na wieki."
Dla mnie drugie czytanie to po prostu miłowanie tak jak Chrystus umiłował a On do końca nas umiłował.
Dziękuję za te rozważanie. Życzę pięknej niedzieli.
Ja zawarłem przymierzę z kosmitami, bo ktos 5000 lat temu napisał ze widział kosmitów i w nich wierzy. Maja duze oczy i wyglądają jak kosmici z amerykańskich filmów, i chodza w błyszczących kombinezonach. Jaka mamy pewność ze wizja amerykańskich kinematografów, to nie była wizja tworzona pod natchnieniem kosmitów, tak jak biblię pisali pod natchnieniem Boga?
Każdy wierzy w co chce. Myślę, że z moich przemyśleń mogą skorzystać jedynie osoby, które po pierwsze przeżyły coś co nazywamy "epifanią" czyli bardzo indywidualne i subiektywne doświadczenie bytu nadprzyrodzonego. Katolicy do opisania tego używają często wyrażeń "Bóg mnie dotknął", "poczułem działanie Ducha Świętego". Na podstawie tego doświadczenia jest się gotowym przyjąć przekaz o tym, że wcielony Bóg imieniem Jezus ma plan dla Ciebie. Ludzie próbują wówczas na wszelkie sposoby poznać ten plan. Czasami jest to trudne, bywa że trwa to wiele lat. Bywa to proces który nawet po zakończeniu trzeba powtórzyć gdy dojrzewamy. W procesie tego poszukiwania jednym z narzędzi, jednym w wielu narzędzi jest Pismo Święte w którym niczym w lustrze staramy się odnaleźć samych siebie. Staramy się też zrozumieć czym jest miłość Jezusa do nas. I wiele innych rzeczy, które zaczynamy rozumieć wraz z wiekiem, z doświadczeniami których nabieramy. I tu wchodzę ja. Poświęciłem kilka lat na zgłębianie Biblii zarówno indywidualnie jaki i inspirując się badaniami ludzi, którzy traktują księgi Pisma Świętego jako teksty literackie (teologowie-bibliści). Jeżeli moje przemyślenia usłyszy ktoś na podobnym do mojego etapie rozwoju życia religijnego to może wyciągnąć coś nowego dla siebie. Osoby bardziej dojrzałe stwierdzą że to frazesy, a mniej dojrzałe że to farmazony ;). Pytanie o to jaką mogę mieć pewność (podkreślam pewność) co do natchnienia Pisma jest pytaniem dla osób wierzących zupełnie irracjonalnym. To pytanie w stylu "jaką pewność, że człowiek żyjący tysiące lat temu był wierzący" - zwyczajnie mnie to nie interesuje, to sprawa tamtego człowieka sprzed wieków, nie moja. Mnie interesuje moja wiara - i moje podejście do Pisma jako narzędzia. Oczywiście kwestia zaufania do boskiego pochodzenia Biblii jest jakoś tam ważna, ale na prawdę nie najistotniejsza. Wystarcza nam np. wewnętrzna spójność tekstów spisywanych przez około tysiąc lat (od pierwszych tekstów Izajasza po Apokalipsę Jana). Chodzi o fakt, że zwyczajnie sobie nie przeczą, mimo że nie wyszły spod ręki jednego pisarza, ani nawet jednej religii. Tyle nam wystarcza bo od samego początku, poprzez wszystkie etapy rozwijania się bazujemy na indywidualnym doświadczeniu. Ktoś to nazwie głupotą, naiwnością, manipulacją lub spiskiem? A co mnie to obchodzi! Niech nazywa. Ja dla nich nie nagrywam. Są od tego teologowie fundamentalni i wspomniani bibliści. Oni pewnie chętniej podyskutowaliby na te tematy. Kto chce niech wierzy, kto nie chce niech nie wierzy. Koniec końców do tego się to sprowadza, mimo wielu racjonalnych "za" i "przeciw".