Odnosząc się do tego, co na końcu mówił Bartas. Jako osobnik z natury łagodny i absolutnie niekłótliwy, co wszystkim powszechnie jest znane, ;) mogę tylko powiedzieć, że w przypadku tamtej pamiętnej dyskusji - a dość długo ona trwała i była dość żywiołowa :) - z tego co ja pamiętam, przynajmniej większość wciągniętych w nią postronnych osób w jakiś sposób stała się w tę dyskusję zaangażowana sama z siebie, bo po prostu zwracaliśmy na siebie uwagę ludzi (m. in. w pomieszczeniu, które robiło za konwentową szatnię, i potem pojawiły się gdzieś w internecie z tego zdjęcia, które Beyo skomentował czymś w rodzaju "to o was mówili...", bo się fama trochę rozniosła), którzy z własnej inicjatywy zaczęli dorzucać swoje przysłowiowe trzy grosze do tematu. No tak to zapamiętałem, i nie wydaje mi się, bym gdzieś np. łapał przygodnych ludzi po drodze, osadzał ich w miejscu, i wciągał w dyskusję. :) Jak chcecie, to zwalcie moje tego wspominki na sklerozę staruszka (BTW, Ocampa jest 2 lata starszy :P - on pamięta jeszcze czasy, kiedy ludzie kamieniami w dinozaury rzucali..., czy jakoś tak... ;)), czy na jakieś subiektywne postrzeganie rzeczywistości, ale po prostu takie mam z tego wspomnienie. A tak swoją drogą, i trochę nawiązując do tego, co mówiliście o ostatnim Pyrkonie, to między innymi takich właśnie rzeczy, jak tamta dyskusja, mi na współczesnych konwentach brakuje (no..., może nie aż tak zaciekłych..., ;) ale związanych z tematyką jakiej te konwenty dotyczą). No ale z jednej strony coś za coś - jeśli, np. Pyrkon, ma istnieć, rozwijać się, lub choćby utrzymywać obecny poziom, rozumiany jako rozmach imprezy, to niestety jakiś koszt tego być musi i nie można mieć pretensji o to, że na te 60 tys tylko kilka procent to "stary fandom", mniej lub bardziej lubiący takie scenki, jak ta sławetna dyskusja, i całą resztę tego, co było na dawnych konwentach, a cała reszta uczestników coraz bardziej traktuje konwent jako kolejną z iluś miejskich atrakcji w danym czasie, na której można spędzić trochę czasu w weekend. Z drugiej, to kolejne pokolenie, które teraz "rządzi" na konwentach, chyba inaczej już jest wychowane i w całkowicie innych czasach, przez co po prostu ma inne priorytety, i to przede wszystkim w tym leży to, że tej dawnej konwentowej atmosfery już nie ma lub prawie nie ma. I nie chodzi mi o to, że "czasy coraz gorsze, ceny coraz wyższe, a młodzież coraz głupsza", bo o tym to już ponoć hieroglify na ścianach egipskich piramid mówiły, ;) tylko o to, że najzwyczajniej dzieli nas z nimi, mentalnie, przepaść, w efekcie której, o ile jeszcze można trafić gdzieś np. na taki dobry konwentowy kolejkon, jaki wspomnieliście w podcaście, o tyle częściej w takiej kolejce można spotkać ludzi, którzy po prostu zajęci są sobą, wpatrzeni w ekrany smartfonów (znak czasów - teraz to zdarza się nawet, że przed przejściami dla pieszych umieszczone są na asfalcie napisy, ostrzegające, żeby się rozejrzeć przed wejściem na jezdnię, żeby ci, co są wpatrzeni w smartfon, mogli to ostrzeżenie zauważyć) i już nawet tylko próby zagadania do nich to orka na ugorze. I ten schemat zachowań przekłada się na wszystkie inne aspekty konwentu. Gdyby było inaczej, to czy konwent byłby taki, jak na Dębcu, czy jak jest to na MTP, ludzie znaleźliby czas i miejsce na to, by to, co tworzyło atmosferę, było odczuwalne. To nie w samej imprezie jest problem, co po prostu w tym, że świat się zmienił i ludzie się zmienili. I dotyczy to czasem nawet i "naszego" pokolenia (to co tu mówić o "next generation" ;)). Autentyk. Widzę gościa - i nie mówię tu o Waszej trójce, ani o ludziach z WOGF-u, ani znajomych nam modelarzach z Krakowa - z którym znamy się ileś tam lat, którego mam okazję widzieć raz na rok, a czasami i rzadziej, którego miałem jakieś tam podstawy uważać za kumpla, mamy niewielki wycinek czasu, który możemy wspólnie spędzić na w praktyce jedynej imprezie, która nam to umożliwia, i nie mogę z nim zamienić, na dowolny temat, paru zdań, pogadać, czy choćby nawet pożartować, bo facet momentalnie reaguje na to, dosłownie, natychmiastowym fochem, bo on "się tu przyjechał odprężyć"... A przecież impreza jest/była głównie właśnie po to, by ludzie o zainteresowaniach związanych z profilem konwentu mogli się spotkać, poznać, i w ten czy inny sposób bawić i integrować, nie? No i gość sobie rok po roku przyjeżdża na imprezę w takim właśnie celu stworzoną, tkwi na niej te 3 dni kamieniem, i na co liczy, skoro cele imprezy "przeszkadzają mu się odprężyć"? I znamy się dłuższy czas, nie jest to ktoś, kogo przypadkiem pierwszy raz na konwencie minąłem, gdzie mogłaby być choćby jakaś bariera wynikająca np. z tego, że się jeszcze w ogóle nie znamy, czy że dzieli nas wiek, czy że jest to "pokolenie smartfona". A potem się dziwić, że na konwentach nie jest już jak kiedyś. Nie jest i nie będzie, bo większość ludzi na nich ma do nich i do ludzi na tej imprezie już niemal całkowicie inne podejście, niż te 10 lat temu czy więcej. To nie jest kwestia tego, że młodsze pokolenie nie zna starych konwentów. Nieistotne jest, czy na imprezie będą takie, czy inne, atrakcje, taki, czy inny, rozmach i taka, czy inna, liczba uczestników. Problem, stopniowo coraz większy, i przez to koniec końców uderzający we wszystkich, jest w ludziach, jako takich, i w tym jak adekwatnie do ciągle zmieniających się czasów zmienia się ich mentalność. A ewentualne zmiany wymuszone przez to, jak dużą imprezą jest Pyrkon, który np. z sobie znanych powodów i kalkulacji jedną z atrakcji wykreślił, a drugą wprowadził, są najwyżej jakimś dodatkowym negatywnym czynnikiem, najczęściej odczuwalnym tylko dla wycinka ludzi, na tę imprezę przyjeżdżających.
Dziękuje, Wam za relację. Jesteście wspaniali, trzymajcie tak dalej !
Odnosząc się do tego, co na końcu mówił Bartas. Jako osobnik z natury łagodny i absolutnie niekłótliwy, co wszystkim powszechnie jest znane, ;) mogę tylko powiedzieć, że w przypadku tamtej pamiętnej dyskusji - a dość długo ona trwała i była dość żywiołowa :) - z tego co ja pamiętam, przynajmniej większość wciągniętych w nią postronnych osób w jakiś sposób stała się w tę dyskusję zaangażowana sama z siebie, bo po prostu zwracaliśmy na siebie uwagę ludzi (m. in. w pomieszczeniu, które robiło za konwentową szatnię, i potem pojawiły się gdzieś w internecie z tego zdjęcia, które Beyo skomentował czymś w rodzaju "to o was mówili...", bo się fama trochę rozniosła), którzy z własnej inicjatywy zaczęli dorzucać swoje przysłowiowe trzy grosze do tematu. No tak to zapamiętałem, i nie wydaje mi się, bym gdzieś np. łapał przygodnych ludzi po drodze, osadzał ich w miejscu, i wciągał w dyskusję. :) Jak chcecie, to zwalcie moje tego wspominki na sklerozę staruszka (BTW, Ocampa jest 2 lata starszy :P - on pamięta jeszcze czasy, kiedy ludzie kamieniami w dinozaury rzucali..., czy jakoś tak... ;)), czy na jakieś subiektywne postrzeganie rzeczywistości, ale po prostu takie mam z tego wspomnienie.
A tak swoją drogą, i trochę nawiązując do tego, co mówiliście o ostatnim Pyrkonie, to między innymi takich właśnie rzeczy, jak tamta dyskusja, mi na współczesnych konwentach brakuje (no..., może nie aż tak zaciekłych..., ;) ale związanych z tematyką jakiej te konwenty dotyczą). No ale z jednej strony coś za coś - jeśli, np. Pyrkon, ma istnieć, rozwijać się, lub choćby utrzymywać obecny poziom, rozumiany jako rozmach imprezy, to niestety jakiś koszt tego być musi i nie można mieć pretensji o to, że na te 60 tys tylko kilka procent to "stary fandom", mniej lub bardziej lubiący takie scenki, jak ta sławetna dyskusja, i całą resztę tego, co było na dawnych konwentach, a cała reszta uczestników coraz bardziej traktuje konwent jako kolejną z iluś miejskich atrakcji w danym czasie, na której można spędzić trochę czasu w weekend. Z drugiej, to kolejne pokolenie, które teraz "rządzi" na konwentach, chyba inaczej już jest wychowane i w całkowicie innych czasach, przez co po prostu ma inne priorytety, i to przede wszystkim w tym leży to, że tej dawnej konwentowej atmosfery już nie ma lub prawie nie ma. I nie chodzi mi o to, że "czasy coraz gorsze, ceny coraz wyższe, a młodzież coraz głupsza", bo o tym to już ponoć hieroglify na ścianach egipskich piramid mówiły, ;) tylko o to, że najzwyczajniej dzieli nas z nimi, mentalnie, przepaść, w efekcie której, o ile jeszcze można trafić gdzieś np. na taki dobry konwentowy kolejkon, jaki wspomnieliście w podcaście, o tyle częściej w takiej kolejce można spotkać ludzi, którzy po prostu zajęci są sobą, wpatrzeni w ekrany smartfonów (znak czasów - teraz to zdarza się nawet, że przed przejściami dla pieszych umieszczone są na asfalcie napisy, ostrzegające, żeby się rozejrzeć przed wejściem na jezdnię, żeby ci, co są wpatrzeni w smartfon, mogli to ostrzeżenie zauważyć) i już nawet tylko próby zagadania do nich to orka na ugorze. I ten schemat zachowań przekłada się na wszystkie inne aspekty konwentu. Gdyby było inaczej, to czy konwent byłby taki, jak na Dębcu, czy jak jest to na MTP, ludzie znaleźliby czas i miejsce na to, by to, co tworzyło atmosferę, było odczuwalne. To nie w samej imprezie jest problem, co po prostu w tym, że świat się zmienił i ludzie się zmienili. I dotyczy to czasem nawet i "naszego" pokolenia (to co tu mówić o "next generation" ;)). Autentyk. Widzę gościa - i nie mówię tu o Waszej trójce, ani o ludziach z WOGF-u, ani znajomych nam modelarzach z Krakowa - z którym znamy się ileś tam lat, którego mam okazję widzieć raz na rok, a czasami i rzadziej, którego miałem jakieś tam podstawy uważać za kumpla, mamy niewielki wycinek czasu, który możemy wspólnie spędzić na w praktyce jedynej imprezie, która nam to umożliwia, i nie mogę z nim zamienić, na dowolny temat, paru zdań, pogadać, czy choćby nawet pożartować, bo facet momentalnie reaguje na to, dosłownie, natychmiastowym fochem, bo on "się tu przyjechał odprężyć"... A przecież impreza jest/była głównie właśnie po to, by ludzie o zainteresowaniach związanych z profilem konwentu mogli się spotkać, poznać, i w ten czy inny sposób bawić i integrować, nie? No i gość sobie rok po roku przyjeżdża na imprezę w takim właśnie celu stworzoną, tkwi na niej te 3 dni kamieniem, i na co liczy, skoro cele imprezy "przeszkadzają mu się odprężyć"? I znamy się dłuższy czas, nie jest to ktoś, kogo przypadkiem pierwszy raz na konwencie minąłem, gdzie mogłaby być choćby jakaś bariera wynikająca np. z tego, że się jeszcze w ogóle nie znamy, czy że dzieli nas wiek, czy że jest to "pokolenie smartfona". A potem się dziwić, że na konwentach nie jest już jak kiedyś. Nie jest i nie będzie, bo większość ludzi na nich ma do nich i do ludzi na tej imprezie już niemal całkowicie inne podejście, niż te 10 lat temu czy więcej. To nie jest kwestia tego, że młodsze pokolenie nie zna starych konwentów. Nieistotne jest, czy na imprezie będą takie, czy inne, atrakcje, taki, czy inny, rozmach i taka, czy inna, liczba uczestników. Problem, stopniowo coraz większy, i przez to koniec końców uderzający we wszystkich, jest w ludziach, jako takich, i w tym jak adekwatnie do ciągle zmieniających się czasów zmienia się ich mentalność. A ewentualne zmiany wymuszone przez to, jak dużą imprezą jest Pyrkon, który np. z sobie znanych powodów i kalkulacji jedną z atrakcji wykreślił, a drugą wprowadził, są najwyżej jakimś dodatkowym negatywnym czynnikiem, najczęściej odczuwalnym tylko dla wycinka ludzi, na tę imprezę przyjeżdżających.